Duchy górskik schronisk
Nieftórzy z wos oglądali być moze internetowe strony schroniska na Luboniu Wielkim. To jest to schronisko, o ftórym kiesik pedziołek, ze ono pewnie posłuzyło za wzór architektowi ryktującemu warsiawski Pałac Kultury. Trza przyznać, ze w internecie pokazali je piknie. Ba kiesik strona główno była tamok jesce pikniejso. Bo drzewiej fto tamok trafioł, ten od rozu mógł przecytać, ze w schronisku tym nimo wygód, nimo luksusów, nimo tego, nimo tamtego, no i w ogóle jest dosyć spartańsko. Po tyk syćkik teoretycnie niezbyt zachęcającyk informacjak padało pytanie: Czy odpowiadają ci takie warunki? Mozno było wybrać odpowiedź TAK abo NIE. Fto kliknął na TAK – ten mógł dowiedzieć sie o tym schronisku cegosi więcej. Fto kliknął na NIE – temu… na mój dusiu!… zaroz wyświetlała sie strona piknego, eleganckiego hotelu! Tak eleganckiego, ze juz nie boce, kielo on mioł gwiazdek, ale chyba więcej niz je mozno w bezchmurnom nocke na niebie uwidzieć! Takim hotelem to nie pogardziłby zoden sejk arabski ani inksy bizantyjski cysorz!
Skoda, ze tej strony juz nimo. Wielko skoda, bo ona dawała do myślenia, sprawiała, ze myśl zacynała sie tocyć jako w tej hyrnej piosnce ze słowami pona Tetmajera:
Hej Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Płyną, lecą nad tobą obłoki –
Tak się toczy moja myśl, jak one…
O cym miałaby być ta tocąco sie myśl? Ano o wyborze… O wyborze między schroniskowom przygodom a hotelowom wygodom. Kie cłek przed takim wyborem stoje i – załózmy – mo dutki na jedno i drugie, to co wybiero? Heeej! Róznie to moze być… Syćko zalezy od tego, jaki to cłek. Jeden bez namysłu wybiere hotel. Drugi – tyz hotel, ale dopiero po pewnym wahaniu. Inksy fciołby pobyć kapecke w schronisku i kapecke w hotelu. No a taki rasowy górski włócykij od rozu powie, ze fce ino do schroniska i ślus! Na mój dusiu! Tylko temu pierwsemu nie byłoby sie co dziwić! A syćkim pozostałym – chyba nalezałoby. Zwłasca temu włócykijowi. No bo co takiego pociągającego jest w tyk schroniskak? Co sprawio, ze nieftórym rozwodniono schroniskowo zupa smakuje lepiej niz hotelowy obiad wyryktowany przez światowej sławy kuchorza? Co sprawio, ze rozlatujące sie i skrzypiące schroniskowe wyrko jest dlo nieftóryk wygodniejse niz hotelowe luksusowe łoze, do ftórego co rano pon kelner z piknym śniadaniem przychodzi? Co sprawio, ze nieftórzy lepiej cujom sie po umyciu w schroniskowej zimnej wodzie niz po kąpieli w piknej hotelowej wannie, co to mo nawet taki specjalny automat do ryktowania bąbelków?
Cy to moze dlotego, ze obsługa schroniskowo jest uprzejmiejso niz hotelowo? E, tego to jo nie byłbyk wcale taki pewien, kany obsługujom uprzejmiej. No to moze schroniska podobajom sie ino dlotego, ze strudzonemu wycieckom wędrowcowi spodobo sie syćko, ka nojdzie sie kawałecek dachu nad głowom i cokolwiek do jedzenia? To tyz chyba nie w tym rzec. Owsem, do takiego ulubionego przez Jędrzejecka schroniska na Wielkiej Raczy chyba nie do sie dojść tak, coby nic sie nie zmęcyć. Ale kieby ftosi przeseł sie z takiej Szczawnicy do schroniska pod Bereśnikiem, to przecie za barzo by sie nie strudził. A jednak i to schronisko działo na wielu włócykijów jako pikny magnes! W takim rozie moze schroniska majom powodzenie tylko dlotego, ze pikne góry je otacajom? Hmmm… Chyba nie. Bo przecie kieby takiego Ritza abo inksego Hiltona postawiono na Hali Gąsienicowej, to nie wydoje mi sie, coby górskie włócykije kierowały sie ku nim. Racej pozirałyby na nie z niesmakiem i omijały jak najsyrsym łukiem.
A więc – kruca – co takiego schroniska majom, a hotele nie? Klimat! Niezwykły, niepowtarzalny, carodziejski klimat! Klimat ryktowany przez COSI nieuchwytnego, niewidzialnego i bezwonnego nawet dlo psów! Tutok ryktuje sie kolejne pytanie: cym jest to COSI? Cóz… skoro nie mozno tego uwidzieć ani nawet powąchać, to musom być duchy! Prowdziwe duchy! Ale nie te zamkowe, co to o północy wyskakujom nagle zza kotary abo storego zegara i wołajom: „Uuuu!” To som inkse duchy – schroniskowe. Barzo przyjazne i barzo łagodne. Nie strasące nikogo. * Choć nieftóryk turystów to chyba przydałoby sie tak kapecke postrasyć – tyk, co to bardziej zakwycajom sie samymi sobom niz górskimi widockami, hałaśliwi som sakramencko, wolom podrózować na quadak niz na własnyk nogak, a w schroniskak interesuje ik właściwie ino jedno – cy mozno tamok dostać duzo piwa. Jako dobrze wiecie, jo mom do piwa wielki sacunek. Ale kie u takiego turysty sacunek do piwa wierchuje nad sacunkiem do gór, to chyba nie jest dobrze.
Cemu duchy schroniskowe takik nie strasom? Widocnie som za delikatne. I pewnie łatwiej jest je same nastrasyć niz coby one nastrasyły kogosi. Ino cy to nie grozi, ze te przemiłe duchy kiesik w końcu ucieknom przed wkracającymi na ik teren hałaśliwymi ludzkimi kierdlami? Ze zasyjom sie kasi z dala od wselkik ślaków? A kie tak sie stonie, to cy ten pikny schroniskowy klimat nie ulotni sie zaroz? Cosi mi sie widzie, ze sie ulotni… No to krucafuks! Nie wolno do tego dopuścić! Dlotego jo piknie pytom syćkik turystów: nie strascie dobryk schroniskowyk duchów! Nie strascie ik, bo inacej schroniska stracom swój niespotykany nika indziej urok! A wte skoda by było. Straśnie skoda! Hau!
P.S. We wtorek bedzie u nos i imieninowo, i urodzinowo. Bo bedom imieniny Zbysecka i urodziny Jędrzejecka. No to podwójne zdrowie bedziemy mogli piknie wypić! 😀
* Co wcale nie znacy, ze jo mom cosi przeciwko duchom zamkowym. Zamkowe duchy tyz som pikne! Ba w inksy sposób niz schroniskowe.
Komentarze
Owczarku, ty moj romantyczny piechu ! Posypia Ci sie zaraz podzieki i zachwyty nad twoja goralska i wloczykija dusza, posypia sie wspomnienia i przypowiesci o schroniskach, o grzancu, o spiewach, o bigosiku z puszki – jak to bylo wspaniale. Siermierznie, bidnie i „na ludowo”. A beda to zachwyty z czasow, kiedy mlodego narciarza grzala nie tylko kielbaska z piwkiem, kiedy schronisko bylo egzotyka, wyprawa, albo realizacja calorocznych marzen. Rezerwacje w takim schronisku trzeba bylo robic na pol roku wczesniej, a i ,nierzadko, oszczedzac. Masz sto procent racji – piekne to marzenia i wspomnienia. Jeszcze by bylo lepiej, jakby przychodzilo nocowac w bacowce i obtlukiwac lod z uszu ranem, a na sniadanie bylaby kielbaska zamarznieta na kamien. Kiedy kazdy „bywalec” czul sie jak Robinson Crusoe na bezludnej wyspie, zdany na cierpietnicze warunki i przyrode, co nie zna zartow. Rod czlowieczy ma to do siebie, ze lubi wygodnie i bezpiecznie. Nie musi byc Hilton, ale przyzwoite miejsce, ogrzane i czyste – jesli ktos nie jest udawaczem – to norma. Na calym swiecie sa skromne schroniska, ale bez „wyrka”, ” zimnej wody” itd. A jak ktos chce wrazen, to jedzie do kurnej chaty, marznie na kosc i potem wspomina. I jeszcze slono placi. Wybor. Sa schroniska dla fanatykow prymitywu, schroniska przyzwoite i te z fontanna w foyer. To nie jest alternatywa, jak piszesz. To nie jest albo – albo. Jest bogaty wybor a Ty przedstawiasz to w skrajnosciach. Jesli prymitywne schroniska w Polsce zanikaja to znaczy, ze nie ma na nie popytu. Jak sie im zachce to sobie zbuduja, nawet z paleniskiem na srodku i dziura w dachu. Natomiast zdecydowanie jestem przeciwko nowoczesnej architekturze w Tatrach. Jest przecie jakis architekt gminny czy powiatowy i on decyduje co mu buduja pod nosem. I jak sie artretyczny emeryt zechce bawic w boyskaut, to moze – wolna wola. Poczulem z Twojego tekstu, ze schroniska autentyczne, jak piszesz, sa na wymarciu i Ty ubolewasz. Te przyzwoite, na calym swiecie, maja stara architekture i nic nie stoi na przeszkodzie, zeby w Polsce tyz wygladaly na zabytki z XIX wieku. Ale – z kaloryferem w srodku. I ciepla woda do golenia. Tyz bedzie piknie.
Bry z Czarnego Ladu.
We wtorek urodziny naszej gospodyni, Jadzi – bedziemy je obchodzic w Kruger Park, do ktorego za godzine wyruszamy. Wzniesiemy i za Zbyszka, i Jedrusia! Pozdrowienia dla bywalcow Budy!
Dziś prawdzaiwych schronik już nie…………. znaczy jest coraz mniej.
Zamienaja się w jakieś „hoteliska” tylko, że postawione w dość przyjemnej okolicy. Całe szczęście ,że większość z nich jakoś współgra z otoczeniem (a może to juz przyzwyczajenie).
Schronisko to też nostalgia za „rańszymi laty”, gdy woda z sokiem miała tak przedziwny smak.
Śniadanie w kuchni turystycznej pozwalało nawiązywać znajomości, które potem wiązały (liną albo i „ringiem” 😉 ).
Duchy grórskich schronisk uczyły bezinteresowności i przyjaźni. (oJ zaczynam się roztkliwiać).
Czy to jeszcze pozostało ? Pewno gdzieś tam, tak 🙂 a już na pewno w górskich repach i kolibach.
Tak dla odgonienia tkliwości:-)
Wczoraj wyczytałemw Kominie Pokutników J. Długosza takie oto zdarzenie: Ogromny tło w MO- ku Długosz widząc Czesława Momatiuka woła do niego: Momo chcesz wodę z sokiem czy bez? – Bez! – ale bez jakiego chcesz, bo maja malinowy, wiśniowy i truskawkowy 😉
Trafić na ‚miejsce z klimatem’ i na ludzi noszących pokrewny nam klimat w sobie jest chyba ciągłą tęsknotą. Czasem na to trafiamy i chcielibyśmy zatrzymać, mieć gdzie powracać. Stworzyć swoje miejsce ucieczki, doładowania. A gdy takie miejsce na naszych oczach się zmienia, czujemy smutek i stratę, dotyczy to nie tylko schronisk 😉 I chyba to uczucie nie ma nic wspólnego z chęcią zamykania się w skansenie, czy umartwiania na twardej pryczy bez ciepłej wody 😉
Wysłuchałam kiedyś ciekawego wykładu – nie jest na temat podany przez Owczarka, ale coś o duch miejsca i geniuszu spływającym na człowieka można w nim znaleźć 😉
Ole! dla nas wszystkich 🙂
http://mindblowing.pl/?p=220
ps.
dlaczego ole! – wysłuchajcie sami 🙂
Jakzawsze 😉 wszystkowiedzący Okoń z ironią odniósł się do romantycznej natury Owczarka, z przekąsem opisał tematykę naszej przyszłej rozmowy i wytyczył standarty, pożądane przez „ród człowieczy”.
Może to i prawda. O tym, że za pieniądze można kupić niemal wszystko; komercyjny prymityw, a także komercyjny luksus, wiemy wszyscy.
Owczarek jednak napisał o czymś innym; o tym, co starodawni Rzymianie nazwali duchem miejsca, genius loci.
Na szczęście ten duch istnieje, niezależnie od komercyjnych standartów Okonia.
Można go szukać w schronisku w górach, niekoniecznie stylizowanym na XIX wieczną chałupę, można go znaleźć w chacie rybaka nad Gardnem i w wielu innych miejscach. I jeżeli jednocześnie można tam dostać ciepłą wodę do golenia, to dobrze. A jeśli nie, to „tyz piknie”! Duch się liczy!
Ja wczoraj szukałem duchów różnych miejsc w Chełmie.
Była piękna pogoda. Poszliśmy z Panią Krysią na spacer po miejscach dawno nie odwiedzanych, gdzie są (były) piękne stare domy.
Jest ich coraz mniej, ich miejsce zajmują „wypasione posesje” za wysokimi płotami, pełne ozdóbek i różnych fidrygałów.
Niektóre nawet ładne i dobrze zaprojektowane. Niestety często na ich widok można tylko sobie westchnąć; – „pikne, ale bez dusy”.
Jednak jest ich jeszcze trochę; naznaczone zębem czasu, ale nie pozbawione ducha …
Ależ nostalgiczny wpis dzisiaj… Zrobiło mi się rzewnie na duszy. Już dawno nie nocowałam w żadnym schronisku, ale wciąż jeszcze pamiętam tę specyficzną atmosferę wzajemnej życzliwości, przyjaźni, więzi z obcymi ludźmi, którzy „noszą w sobie pokrewny nam klimat”, jak to emi ładnie nazwała.
R. był przewodnikiem sudeckim, więc dużo chodziliśmy po Karkonoszach. Później, już z dzieciakami, nocowaliśmy raczej w pensjonatach lub na kwaterach, więc warunki schroniskowe pamiętam sprzed stu lat, ale i wtedy byli ‚turyści’, których schroniskowe duchy powinny postraszyć!
Czasami słyszę o ‚imprezach integracyjnych’ organizowanych w górskich schroniskach przez różne firmy – z tego, co do mnie dociera, wynika, że jeszcz trochę takich imprez, a schroniskowe duchy spakują walizki. 🙁
Jędrzeju – 🙂
W Chełmie byłam raz, dawno temu – R. mieszkał tam do 12. roku życia, więc wybraliśmy się kiedyś w ‚podróż sentymentalną’ . Twoje zdjęcia odświeżają pamięć – dzięki. 🙂
Duchy (dusze) schronisk.
Według mnie są schroniska z pięknym duchem, gdzie człek czuje się przyjemnie ogarnięty aurą i schroniska, gdzie i kawałka ducha uświadczyć trudno.
Takim – zastrzegam ciągle, że dla mnie – ‚bezdusznym’ schroniskiem są na przykład Kalatówki.
Genius loci, wydaje się być tym bardziej obecny, im wiecej trudu w dotarciu do miejsca.
Ach, ten ząb czasu, Jędrusiu, że tak sobie ciężko westchnę. 🙂
Do Okonicka
Jesce jest, Okonicku, kapecke takik schronisk z dusom. Kapecke jesce ik jest. Dlotego na rozie tęsknić za nimi nie muse. Muse natomiast piknie pytać tyk, co mogom je ocalić, coby ocalili 😀
Do Alecki
No to, Alecko, syćkiego najlepsego dlo Twojej kolezanki Jadzicki! Na ten dzień to jo nawet polane za nasom chałupom moge nazwać Kruger Parkiem. Dzięki temu Kruger Parki som na świecie co najmniej dwa 😀
Do Zbysecka
„Czy to jeszcze pozostało ? Pewno gdzieś tam, tak a już na pewno w górskich repach i kolibach.”
Tak mi sie widzi, Zbysecku, ze kapecke zostało. To znacy w sezonie turystycnym „to” sie chowo po schroniskowyk kątak, a moze nawet zdala od schronisk. Ale kie sezon przeminie, wte „to” znowy w wielu schroniskak gości i dobrze sie miewo 😀
Do Emilecki
A to muse, Emilecko, poźreć na te wykład. Na rozie poźrełek ino na pocątek. Chociaz przyznoje, ze próbowołek przecytać jednom ksiązke tej poni – „Imiona kwiatów i dziewcząt” i… jakosi nie zakwyciła mnie. Ale moze ten wykład jest ciekawsy? Pewnie jest! Ole!!!!! 😀
Do Jędrzejecka
W Chełmie nigdy, Jędrzejecku, nie byłek. Ale w przysłości… Fto wie, kany mnie moje owcarkowe ślaki zawiedom? W kozdym rozie dobre chełmskie duchy ocywiście tyz piknie pozdrawiom! 😀
Do Alsecki
„warunki schroniskowe pamiętam sprzed stu lat, ale i wtedy byli ?turyści?, których schroniskowe duchy powinny postraszyć!”
A moze, Alsecko, nalezałoby zorganizować dlo schroniskowyk duchów specjalny kurs strasenia? Duchy zamkowe mogłyby taki kurs poprowadzić. Bo fto jak fto, ale zamkowe duchy na pewno som w straseniu świetnymi fachowcami! 😀
Do EMTeSiódemecki
Ooo! Jo nawet myślołek, EMTeSiódemecko, zbocyć to plugastwo na Kalatówkak, ale obawiołek sie, ze za duzo brzyćkik słów mi sie wypsnie, więc postanowiłek istnienie tego obiektu przemilceć. I pomyśleć, ze to jesce przed wojnom ftosi takie paskudztwo wyrytkowoł… 😀
A bo Kalatówki to nie schronisko; nawet w folderach i informacjach sieciowych nazywany jest oficjalnie hotelem górskim.
Wybudowany w latach 30tych, w podobno rekordowym tempie 150ciu dni, jest wyjątkowo brzydki.
Z dawnych czasów z Tatr słowackich pamiętam jednonocny, przymusowy ze względu na pogodę, pobyt w Śląskim Domu na Wielickim Stawem.
Widok portierów, kelnerów, recepcjonistów itd, wprawił nas w przerażenie.
Czuliśmy się, jak wycieczka z prowincji w operze.
Wszystko tam było, ale żadnego ducha nie można bylo uświadczyć. 😉
A to myśmy się o Kalatowkach łajza mineli z Owczarkiem 🙂
Obejrzałam Teatr Telewizji, hmm.
Idę spać, bo usnęłam dzisiaj koło 6-tej rano i przewracam się o własne nogi.
Dobranoc! 🙂
Za dutki kupuje sie tereny tylko dlatego, aby tam nic nie budowano. W wiekszosci sa to tereny federalne, a coraz czesciej prywatne.
Celem jest, aby niczego na takich terenach nie zmieniac, niczego nie budowac i nie niszczyc. Range ‚wilderness area’ maja bardzo liczne miejsca na Olympic Peninsula. Sa tam wyznaczone miejsca o nazwie ‚camp ground’, gdzie mozna postawic namiot lub zaparkowac RV (recreational vehicle). Kazda camp-site ma miejsce na 1 namiot, jest tam drewniany stol i miejsce na ognisko. Zaleznie od wysokosci nad poziomem morza camp-ground moze miec skromny budynek z biezaca woda i toaletami.
Warunki bardzo skromne z wlasnego wyboru.
Takie miejsca istnieja dzieki duzym wydatkom. Placimy, aby nikt tego nie ruszal.
Kilka zdjec z camp-site przy Elwha River i Sol Duc River.
http://picasaweb.google.com/ORCATRAIL/Camping#5313760255753743298
Mt7, też obejrzałam i ……też hmm.
Jędrzeju, piekne zdjęcia. 🙂 Muszę pogrzebać i znów popatrzeć sobie na stary Hrubieszów. Tam tak wiele takich chatek….W sumie rzut beretem od Chełma.
A już myślałam, że to ze mną coś nie tak – bo ten teatr oceniłam tak samo.
Krucafuks!
Też oglądałem, … częściowo. Ale co by miało znaczyć to zbiorowe; hmm?
Moje hmm… znaczy, że jestem rozczarowana spektaklem, nie poruszył ani nie wzruszył, a liczyłam na to. Gajos był dobry, moim zdaniem, ale reszta drętwa, więc po pewnym czasie też oglądałam ‚częściowo’.
A Tobie się podobało, Jędrzeju?
Będzie ‚dobranocka’?
Podobno niepoprawny kod załatwił dalszy ciąg mojej recenzji. 🙁 Trąba ze mnie, ale już nie będę powtarzać. Jutro muszę wstać świtem bladym nie w samo południe, tylko prawdziwym, więc sie udaję w wiadome objęcia, chociaż spać mi się nie chce, ale może jakiś stary kryminał ‚ do poduchy’ pomoże.
Pięknych snów, mili moi. 🙂
Jędrzeju, nie chcę być nachalna, ale jakaś ‚obciachowa dobranocka’ by się przydała. 🙂
No to pogadałam sobie sama ze sobą, a teraz dobranoc. 🙂
Nie wiem, czy to bedzie obciachowe, ale dobrze nawiazujace do dzisiejszej tematyki; o takim schronisku … ostatecznym i uduchowionym.
Ballada z gór
Jedrzej Uherski
Jedrzeju kochany, zeby nie bylo, ze jestem taka skomercjalizowana swinia i zeby wreszcie bylo o duchach w schronisku, opowiem Ci o duchu na Hali Szrenickiej. Mieszkalismy w czternastu w duzym apartamencie z pietrowymi lozkami i szafka na smalec w sloikach, suszona kielbaske i buteleczki. Wieczorem, po nartach, kotlowalo sie w wytwornej restauracji na dole, przy grzancu podlewanym z owych buteleczek. Juz pierwszej nocy zbudzilo mnie narzekanie kolegi, ktory nie mogl wlazc do swojego lozka. Uslyszalem: Jasna sprawa, ja tu spie ! I bek potworny. W ciemnym pokoju zobaczylem, ze koles stoi przed Duchem. Dlugie czarne wlosieta, biale kalesony i podkoszulek na postaci ok.1.90 wzdluz i wypchanej koscmi na skorze, a na tym wszystkim – konski leb. Co sie to czlowiekowi po pijaku nie przywidzi, pomyslalem i spalem dalej. Rano okazalo sie, ze konski leb nalezal do Jasia (pozniej, znanego prokuratora), ktory wlazl do cudzego lozka belkocac: Jasna sprawa, ja tu spie. Nastepnej nocy Duch wladowal sie do innego lozka i znowu: Jasna sprawa, ja tu spie. Trzeciej nocy obudzil nas pisk kolezanek, ktorym Duch zlozyl podobna wizyte. Kazdej nocy pojawial sie w innym pokoju oznajmiajac, ze on tu spi. Nikt go nie smial utemperowac, bo Jasio mial paluchy jak obcegi i lapy jak mloty. A ze byl mocno przyprawiony, wszystkiego sie mozna bylo spodziewac. Nazywalismy go Duch. W nocnym pociagu do Warszawy wyjawil mi byl sekret swojego „duchowania”. Otoz zawarl byl ugode z pania kucharka, Zosia, ze ma miejsce w jej pokoju i nie musi placic za wynajmowanie. Alisci ugode zawieral w stanie niewazkosci i kiedy przyjrzal jej sie nad ranem, wrocila mu kolacja, obiad i deserek, i zwial jak stal na korytarz. Bambetle zostaly u kucharki, lozko, a musial biedaczek gdzies pospac. Za dnia sie pogodzili, ale wieczorem, Jasienko skonfrontowany z urokami swej kontrahentki, znowu nawial i wlazl do czyjegos lozka. Historia sie powtarzala co nocy, a nas straszyl upior w kalesonach zabierajacy cudze lozka. Jajecznica byla przesolona, gary grzmialy po kuchni jak odrzutowce, a kucharka szlochala w sluzbowy fartuszek. Niewesolo bylo i nie wiedzielismy dlaczego. Skonczyl te zwierzenia gdzies kolo Lodzi i jechalismy w milczeniu kontemplujac, ze „Baby to dranie”. Przepychalismy sie w milczeniu korytarzem do klopa, a mnie strzelilo cos do lba i powiedzialem: Jasiek, popatrz, twoja kuchara – Zosia !
Ocknalem sie na dworcu Glownym, polewany woda i czule obejmowany przez Jasia, ktory przepraszal: rzeczywiscie, po nocy byla podobna, w ciemnym korytarzu….Juz chcialem w biegu skakac, ale spojrzalem jeszcze raz i – pomylka ! A tobie sie dostalo za glupie zarty, przepraszam. Tak to Duch zjawil sie w moim schronisku. Jeszcze mi morde nabil. Ale – u Owczarka sa same dobre duszki ! Ku radosci entuzjastow schronisk.
Zbysku,
Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! 🙂
Jędrzeju,
sto lat w zdrowiu i powyślnośći! 🙂
Troszkę letnich podmuchów dla Jedrzeja z okazji Jego święta:
http://dano2005.wrzuta.pl/audio/qFzMe471Uj/
A dla Zbyszka- Zbigniew Zamachowski :
http://www.youtube.com/watch?v=5G7TUvomFDo
Co do teatru, to zgadzam sie, ze Gajos był super, Janda ….no cóż….nie wzniosła się na wyzyny swych umiejętności. No i jakoś ciągle nie mogłam ustalić przesłania spektaklu. Bo jeśli miał zrelatywizować pojęcie terroryzmu, to ja mówię nie na takie pomysły. Fakt- nie widziałam momentu kłótni Jego z Nią bo Amigo chciał siusiu. 🙁 Moze to był kluczowy moment dla sztuki? Tego nie wiem bo musiałam spełnić natychmiast obowiązek włascicielki pieska.
Pięknie Owczarku opisałeś dylematy turystów z pełnymi i pustymi portfelami. O górskich schroniskach nie wiele mogę napisać. Własciwie to nic. Nigdy w takim nie nocowałam, a i w górach (czego się niezmiernie wstydzę) byłam tylko kilka razy.
W pamieci mi szczególnie utkwiły moje pierwsze w życiu kolonie letnie. Byłam w Zakrzowie koło Wadowic. Mieszkaliśmy w pięknych , drewnianych chatkach , w lesie, na górce. Stołówka i świetlica były kilkaset metrów niżej. A moze tylko sto kilkadziesiąt? Trudno powiedzieć pamiętajac codzienne wędrówki w te i z powrotem wąską dróżka przez lasek. Gdy szliśmy na spacer do wsi, wychodziliśmy nagle na mostek a potem już otwarta przestrzeń, góry, snopki na polach. W niedzielę w kościele zaskoczyli nas górale w strojach ludowych. Niezapomniane wakacje. Szkoda, że bez pamiątki w postaci zdjęć.
Był kolonijny fotograf, pstrykający masę zdjęć, był na koniec kolonii pokaz slajdów. Przyniósł nam też gotowe zdjęcia, podał cenę za sztukę i powiedział by sobie wybrać .Wszyscy oczywiście nabrali zdjęc, pochowali , zapłacili tylko za kilka. Ja jako super uczciwa , mając pieniądze tylko na jedną fotkę, wybrałam zbiorowe ujęcie z wielkim żalem rezygnujac z reszty. Teraz z perspektywy czasu żałuję, że nie wybrałam zdjęcia , na którym stoję sama na tle panoramy gór. 🙁 🙁 🙁
Ciekawe, czy wciąż tam ganiają salamandry? Było ich tam bardzo dużo.
Jędrzejowi i Zbyszkowi – zdrowia, życzliwych ludzi wokół i realizacji marzeń.
Zdrowie po raz pierwszy wychylę wieczorem! 🙂
Jędrzeju, dobranocka była piękna, ale wysłuchałam ją dopiero dzisiaj, bo mój komputer się zbiesił wieczorem i napisał mi, że ‚przekroczono limit połączenia’, więc wyłączyłam drania.
Owczarku
zastanawiasz się czy ten wykład jest ciekawszy niż książki tej autorki. Nie wiem, nic nie czytałam. Czy w tym wykładzie znajdziesz coś ciekawego dla siebie – również nie wiem. Mnie się spodobał podany przez nią sposób nabrania dystansu do siebie i tego co robimy, podsuwa jakiś pomysł radzenia sobie z oczekiwaniami wobec samego siebie i naciskiem opinii. Dla mnie, te 20 minut poświęcone na wysłuchanie tego wykładu, nie było stratą czasu 😉 🙂 Może nawet łatwiej będzie mi dostrzec gdzieś tę iskrę Ole! 🙂
Dla Jędrzeja i Zbyszka wraz z najserdeczniejszymi życzeniami 🙂
Jędrusiu, długich lat życia w zdrowiu i pomyślności.
Pani Krystyna niechaj Cię uwielbieniem darzy, dudki, wydawane szerokim gestem, niech jeszcze szerszym powracają do kiesy, radość życia niech zawsze będzie z Tobą.
Sto lat, Jędrzycku!
Wyszło niedobrze. Proszę anulować. Jeszcze raz:
Zbysecku,
Miałam napisać niech Twój patron… i zastanowiłam się, że nic nie wiem o św. Zbysku 😯
To niek ta, niech Cię wszyscy patronowie mają w swojej opiece, żebyś mógł cieszyć się życiem i pomyślnością wszelaką.
Sto lat dla Zbysecka! 🙂
Dużo zdrowia i radości Jędrzejowi i Zbyszkowi !!!
Zdrowie Solenizantów !!!!!!!!!! 🙂
Cny Jędrzeju ostomiły
Niechaj długo Twoje siły
Pozostaną niezmożone
Na wiek czasu obliczone
Pozostawaj w Budzie z nami
Kurdesz nam nad kurdeszami
🙂
Dzisiaj też św. Patryka
Nie żadnego heretyka
Lecz Irlandii dobrodzieja
Tęgi zeń był kaznodzieja
Jeśli świętym brak Zbysecka
Niechaj Emtesiódemeczka
Wychyli szklankę Guinnesa
Który myśli nie zamiesza
To Zielonej Wyspy trunek
Dobry na każdy frasunek
🙂
Dziękuję Wam ostomili
Żeście mnie nie zabaczyli
Garniec miodu oferuję
W ręce Wasze perswaduję
Do wypicia obliguję
Albo jakiś inny trunek
Co leczy każdy frasunek
🙂 🙂 🙂
Dzięki, chętnie się poczęstuję! 😀
Zdrówko Wasze wspólne spełniam!
Zbysku,
z przyjemnością czuję się zobligowana. 😀
Uff! Jestem! Jestem! Lepiej późno, niż …jeszcze póżniej! 🙂
Do Zbyszka!
Ściskam imieninowo prawicę Solenizanta życząc pomyślności wszelkiej!
A ponieważ wiosna idzie przez śniegi i roztopy, specjalnie dla Ciebie, Zbyszku, refrenik wiersza K.I.G
„Gdy ci się kiedyś przyśni
Na przykład gałązka wiśni
To wiedz, że to znaczy szczęście
Bo wiśnia we śnie znaczy
Że koniec Twej rozpaczy
I że będziesz szczęśliwy coraz częściej!”
P.S.
Dziękuję za pamięć i wierszyk! 🙂
Też się czuję zobligowana! 😀
Zdrowie Jędrzeja i Zbyszka po raz pierwszy! 😀
Zbyszek garniec miodu, Jędrzej pewnie wytoczy beczkę ‚Smadnego’ – oj, będzie się działo! 🙄
Ostomili Budowicze!
Dziękuję za życzenia i miłe słowa!
Oczywiście już rychtuję beczułkę!
A, jak się kiedyś powiedziało:
„Pić samemu nie wypada,
Już Smadnego toczę beczkę,
I za Nasze Zdrowie wspólnie
Wypijemy dziś troszeczkę.” 🙂
A jo sie cuje i zobligowany, i zoblogowany 😀
Zdrowie Jędrzejecka i Zbysecka po roz pierswy! 😀
Co EMTeSiódemecka pytała, coby anulować – to anulowołek 😀
I uprzejmie informuje, ze z zakamarków swojej budy wyciągłek wreście store fotki z Lewoczy. To moze wreście zeskanuje i wyryktuje ten zapowiadany od downa wpis o lewoczańskie Biołej Damie? 😀
Usłyszałam w Faktach, że UE szykuje nową ustawę (uchwałę?) przeciwko dyskryminowaniu kobiet – ma być zabronione zwracanie się do kobiet ‚proszę pani’, pani Iksińska’ itp – wszyscy mają mówić do siebie TY. 😯
Czy to ja jestem durna, czy jednak ktoś inny?!
Przepraszam, że zakłóciłam swoim komentarzem miły wieczór, ale trochę mną wstrząsnęło. 🙂
Wypiłam szklankę piwa z wiadomej okazji, włączyłam Kulturę i spróbuję obejrzeć Hamleta .
A kie ftosi zwróci sie do mnie: „Piesku” abo „Psinko”, to bedzie dyskryminacja cy nie? Muse to chyba z Badzieleckiem, Enzeckiem, Bobickiem i Amigeckiem skonsultować 😀
Sto lat, sto lat… 😀
Troszku fałszujemy, ale to z emocji.
Also, może to niewypał przed 1 kwietnia.
MAKBETA! oglądam, nie Hamleta! 😳
mt7 – 😀
Makbet? To i ja spojrzę.
Żeby to był Tron we krwi Pana Kurosawy, to bym pooglądał!
Cóz… pon Kurosawa przerobił „Makbeta” na swojom modłe, ba pon Sturges przerobił „Siedmiu samurajów” na swojom… Cyli w sumie pon Kurosawa z anglosaskimi twórcami jest kwita 😀
A któraż to wersja Makbeta?
Wnaszam zdrowie Jędrzeja i Zbysecka! Niech im się darzy! 😀
Z podziękowaniem Gosicku! Jeszcze w beczułce dna nie widać, częstuj się! 🙂
Skwapliwie skorzystam! 😀 Śpiewy kiedy się zaczną?
Jakaś krwawa makabra.
Czy ja wiem, która wersja. Każda wersja zabijania jest okropna.
Ja też się pokrzepię, jakoś mi byle jak po tym filmie.
Posiedzę tu z Wami.
No, realizacja żądzy władzy zazwyczaj bez zabijania się nie odbywa!
Chciałam wiedzieć, czy to spektakl, czy film…
To był angielski film, a akcja toczy się współcześnie w jakiejś znanej restauracji, a właściwie w kuchni restauracyjnej.
Tron we krwi? To japońska, bardzo piękna, wersja Makbeta w reż. Akira Kurosawy.
Jak tam kto chce, ja piję zdrowie bohaterów dnia. 🙂
Niezłe, niech im będzie na zdrowie. 😀
No to dla wszystkich Budowiczów:
Abyśmy zdrowi byli …, tak w wolnym tłumaczeniu! 🙂
Zbrodnia ubrana w kostium historyczny jest trochę nierealna, przypomina okrutną nieco baśń.
Wspólczesny sztafaż skraca dystans.
A ja zbyt świeże mam doświadczenie obcowania ze śmiercią.
Nie mogę uruchomić, Jędrzeju 🙁
Czemu nie możesz? Gra i gwiżdże.
Kto wymyślił ten język! 🙁
Szlag mnie trafia! – podobno za szybko wysyłam! Zeżarło mi komentarz!
Ja dzisiaj cały dzień użerałam się, żeby Era oddała mi moje 50 zł, które połknęla z doładowania telefonu (awaria, podobno) i nie zwróciła.
Święta cierpliwość to mało. Mnóstwo połączeń, również zamiejscowych i sporo kosztów, o zszarganych nerwach nie wspomnę. Nie ma z kim gadać.
Państwo obsługujące, jak nie wie co powiedzieć, to odsyła dalej, lub zwyczajnie się rozłącza.
Pieniądze zagarnęli 13-tego i spoko, osochodzi?
mt7 – odczarowałaś – gra i gwiżdże 🙂
No to będzie coś o szczęściu! Ładne i stare! 🙂
Piękne, Jędrzeju! 🙂 Własnie walc ‚chodził mi po głowie’.
Pięknych snów, mili moi. 🙂
A o Białej Damie z Lewoczy to będzie dzisiaj?
Szczęścia nigdy nie za wiele … 🙂 Jeszcze raz!
Dobranoc, też śpij pięknie. 🙂
O, jak pięknie i miło. 🙂
Pewnie nie uwierzycie, ale ‚do poduchy’ czytam „Makbeta” w tłumaczeniu Barańczaka – nie ma to, jak stare kryminały!
Ja Ci wierzę.
Przyśniło mi się kiedyś, że zamordowałam bardzo bliską mi osobę.
Przy pomocy noża. Akt mi się nie przyśnił, tylko krew i nóż, który ściskałam w ręce.
Najbardziej przerażające było uczucie mściwej satysfakcji we śnie. Obudziłam się przerażona z powodu tego zadowolenia.
Dopadło mnie to przerażenie dzisiaj, podczas oglądania Makbeta, jakbym naprawdę popełniła straszną zbrodnię.
Spuść więc już zasłonę miłosierdzia, Also, bo on przynajmniej zabił obcego człowieka.
Do trzech razy sztuka …
Jeszcze coś o szczęściu …
Dobranoc! 🙂
Dobranoc! 🙂
Och! A co mi tam Ritze i Hiltony! Kawał materaca pod głową, plecami i tym miejscem, gdzie „plecy tracą swą szlachetną nazwę” 😉 w zupełności starcza… Nawet nogi mogą se wystawać! 🙂 Materac lubię dmuchany, bo lubię mieć miękko, gdy się w nocy przewracam z boku na bok… Ale TO WYSTARCZY! Nie potrzeba więcej… A dalej – czy jakaś wspólna sala (byle być pewnym porządności gości!), czy malutki pokoik… ciepło czy zimno… a ostatnio byłem w takich miejscach, gdzie kaloryfer zrobił się ciepły, ale nic więcej nie osiągnął i nic to nie dało! To nie ważne! Ważne, aby się ruszyć w świat! 🙂
Brrr! Wieje, z nieba leci białe pomieszane z deszczem. Fuj! fuj! fuj! 🙁 Kiedy ta francowata nibyzima się skończy?
U nas póki co słońce, ale wiatr taki, że łeb urywa.
Miłego dnia! 🙂
U mnie też urywa 🙁 🙁 🙁 🙁
U mnie też, u mnie też! 😀
Urywa. 😆
Mam nadzieję, że od Jędrzeja pójdzie precki w inną stronę.
Choinkę opadły jakieś potwory, zasnuły ją prawie całą, coś koszmarnego. Jest za ciepło i za sucho.
Muszę ją już koniecznie wysadzić, tylko czy ziemia się nada.
Jak zasnuły, to chyba nie do uratowania. 🙁 Jest specjalna ziemia do iglaków.
Jutro trzeba będzie chyba utopić marzannę, żeby ta francowata zima poszła w cholerę!
Z tą marzanną to wiem, że dopiero w sobotę, ale może da się coś przyspieszyć. 😉
A wiecie, że od kilku lat nie wolno topić marzanny? Podobno z powodu zanieczyszczania rzek.
Czy ja nie robię aby błędu ortograficznego? Może powinnam pisać Marzanna?!
Raz słońce, raz ciemne chmury – w taką pogodę to ja jestem nie do życia, jeno do rzyci się czuję. 🙁
No to będziemy odczyniać!
Idź precz! Chodzi oczywiście o zimę … 😉
Może pomoże? 🙂
Napisałam, czy ziemia się nada.
Chodziło mi o to, czy na się wykopać (saperką) wielki dół, czy nie jest zmarznięta.
Muszę ją czymś spryskać.
Już sama nie wiem. Źle się czuję, 31 idę do szpitala, namorduję się z kopaniem dołów, a ona padnie. 🙁
Kod 6666 😯 Na odczynianie chyba idealny, więc idź precz, zimo!
mt7 – jeśli nie masz jakiegoś ‚kopacza’ pod ręką, to może lepiej sobie odpuść.
Mnóstwo dobrych fluidów ślę. 🙂
Grad się rzucił. 🙁
Trochę głupio, trzymam ją trzy miesiące i teraz wyrzucę.
Wystawiłabym na balkon i spryskała czymś, ale tego jest wielkie mnóstwo, a ja mam clematisy na balkonie, jak nic bedą do wyrzucenia.
Krucafuks! Chyba nie powinnam była ruszać tego kodu! Zrobiło się tak ciemno, że zapaliły się uliczne lampy! Teraz znowu słońce wyszło.
mt7 – a nie możesz wsadzić w trawnik pod domem i tam spryskać? Oczywiście przy pomocy jakiegoś sąsiada, nie własnoręcznie!
Alsa pisze:
„A wiecie, że od kilku lat nie wolno topić marzanny? ”
Wiemy, wiemy od zawsze wiemy i Marzanny nie topiemy 😉
A to taki starodawny zwyczaj:-)
Ja mam takich sąsiadów:
1. Pana dobrze po osiemdziesiątce, który głośno śpiewa, a czsami przeraźliwie krzyczy.
2. Młodego człowieka, który chyba cichcem znęca się nad kotem i raczej nieskorego do prac różnych.
3. Palącego jak smok (i nie tylko) astmatyka, któremu podczas ataków kaszlu dym uszami idzie, a papieros nie wypada na chwilę z ręki.
4. Miły pan, bardzo grzeczny, zdystansowany i zawsze uśmiechnięty. Czy uwierzysz, że wieczny uśmiech może wywoływać niechęć?
Z tych wszystkich osób pomocny jest śpiewający starszy pan.
Porozmawiam dzisiaj z synem. To jest duże drzewko, z trudem je przyniósł w grudniu, a ja dosypałam jeszcze dużo ziemi.
Może faktycznie postawimy na razie na trawniku.
Problem z opryskiem będzie taki, że płyn zostaje na oprzędzie, a robale siedzą w środku:
http://picasaweb.google.pl/lh/photo/Lzyf_kWPLacK-Ho2SN_JMQ?feat=directlink
Bo to była dyskryminacja Marzanny, że się kukłę marzannę topiło?
Topienie zapewne uczy dzieci okrucieństwa, w przeciwieństwie do strawy, którą karmi dziateczki tv.
Wieczny uśmiech, jeśli nie sięga oczu, może budzić niechęć. Nie znam nikogo, kto jest cały czas uśmiechnięty – chyba na szczęście?
Ten przędzior wygląda pięknie, ale źle wróży 🙁
Z (M)marzanną nie chodzi podobno o dyskryminację, ale o zachowanie czystości naszych krystalicznie czystych rzek – takie uzasadnienie podała mi kiedyś młodsza siostra, która prowadzi wiejskie przedszkole i dostała w tej sprawie stosowne wytyczne.
Nieee, ja swojego sąsiada lubię, razem szorowaliśmy pomazane ściany.
Jest zdystansowany, bo ma swoje sprawy, a to ja jestem odludkiem.
Zapytałam o uśmiech budzący niechęć, bo mi się przypomniała – przy opisie zawsze uśmiechniętego sąsiada – niedawno zasłyszana opinia o kimś, kogo podziwiałam za spokój i uśmiech w każdej sytuacji.
Tak właśnie ktoś argumentował
– nie przepadam za nim, bo ma nieszczery, przyklejony do twarzy uśmiech.
Dotyczyło to psychologa, prowadzącego zajęcia z zasad komunikacji międzyludzkiej.
Przez chwilę przy opisie uśmiechniętego sąsiada zastanawiałam się nad swoimi uczuciami.
Skoro szorował ściany, to i choinkę pomoże wynieść 😀
Do usłyszenia wieczorem. 🙂
ffff
Ale kod…
Zimno wróciło. A u mnie sceneria jak z Makbeta
http://kulikowski.aminus3.com/image/2009-03-18.html
Znalazłem taki artykuł o ratowaniu chorych iglaków:
http://www.lodr.pl/dom-i-ogrod/iglaki/jak-ratowac-chore-iglaki-20040529.html
Dzięki, Jędrzejku, wynotowałam nazwy, może coś uda się nabyć.
Najbardziej zdumiewa mnie, że codziennie przyglądałam się drzewku i nic nie zauważyłam. 🙁
Ślepota jedna.
Do rzyci z taką prognozą pogody! 👿 Chyba ogłoszę strajk okupacyjny i spędzę go we własnym łóżku, ale to dopiero od pojutrza, bo jutro ma przyjechać moja najstarsza siostrzenica. Na polepszenie nastroju chyba obejrzę ‚Dezerterów’ po raz nie wiem który.
No i co poradzić na to, że ten film wciąż mnie bawi?
Śpicie już? No to pięknych snów, mili moi. 🙂
Ja nie śpię.
Właśnie z synem zwieźliśmy choinkę na trawnik.
Mam nadzieję, że nie pomyślą, że to remanenty bożonarodzeniowe przed Wielkanocą upłynniane.
Postaram się jutro kupić coś do spryskania.
Zobaczymy.
A dlaczego pomstujesz na pogodę?
Muszę zobaczyć, co tak poruszyło Alsę.
A tu mam coś dla Anecki:
http://www.sport.pl/celebrities/1,83528,6399681,Fibak__Bedziemy_mieli_polskie_siostry_Williams.html
Zabieliło się za oknem! 👿 Chyba naprawdę trzeba utopic te zimę bo sama nie ma ochty odejść!!!!!
Bry!
Jestem poganiana, ale chociaz pozdrowienia dla wszystkich Budowiczow i Owczarka. Wrocilam z Kruger Parku wczoraj poznym wieczorem, wszystko Wam dokumentnie opisze innym razem, po powrocie – i obficie zilustruje.
Pojutrze do domu. Dzisiaj odpoczynek, zakupy, pranie, wieczor w gronie tutejszej polonii, jutro jeszcze nie wiemy co, ale nie bedziemy sie za bardzo oddalac od domu. Wrazen mnostwo. Kilometrow na liczniku takze, no ale jak ktos chce przejechac Afryke od Kapsztadu po Messine, a po drodze zawadzic o Kimberley, Durban, Kruger Park, Pretorie… to troche tych kilosow wpadnie.
Pozdrawiam was wszystkich serdecznie i do nastepnego napisania.
Wszystkim JOZEFOM skladam serdeczne zyczenia Imieninowe (naszemu Jozefowi budowemu szczegolnie), zdrowia i najlepszego,
a toast na pewno wypije wieczorkiem. STO LAT!
Faktycznie! Dzisiaj Józefa.
Józefecku! 🙂
Solenizancie najmilejszy, żyj 100 lat w dobrym zdrowiu i dostatkach wszelakich, tak duchowych i uczuciowych, jak i materialnych.
Niech Twój Patron, wielce przyzwoity człek, Cię wspiera. 😀
Józefie,
Sto lat w zdrowiu i pomyslności oraz dobrym humorze! 🙂
Ciaaaaaaaaaaaao amici!!
Na sam przod skladam najserdeczniejsze zyczenia wszystkim solenizantom zyczenia Samiusienkiego i tylko szczescia!!! 😀
Od razu przepraszam,ze tak pozno,ale mocno jestem sfatygowana z noga „na temblaku” 😉
Nie czytalam jeszcze Owcarkowego felietonu,ale jak tylko starczy czasu braki nadrobie.
Teraz dziekuje Marysi za podrzucony wywiad z Fibakiem.Bacznie obserwuje,jak sie kortach siostrzyczki Radwanskie sprawuja i trzymam, ma sie rozumiec kciuki za ich powodzenie!!!
A pogode mamy super!! Wiosna trwa w najlepsze.Dywany krokusow kwitna,a w lasku juz drzewa pokryte listowiem.W nastepnym tygodniu ma byc chlodniej,wiec teraz trzeba korzystac ze sloneczka ile sie da 🙂
Pozdrawiam wszystkich i do uslyszenia,wieczorem……………………..
Nie chcę Anecko wypominać, ale z jeden dywanik krokusów mogłabyś podrzucić. 🙂
Jak mnie Marysiu jutro w te okolice zagna,to pstrykne pare zdjec 🙂
Cny Józefie ostomiły
Żyj se zacnie i niech siły
Nigdy Cię nie opuszczają
A dziewczyny całowają
(jeśli wolisz niech całują
a gębusi nie żałują)
Gdy zapadnie wieczór cichy
To chwycimy za kielichy.
Wypijemy, zaśpiewamy
Kurdesz nam nad kurdeszami
🙂
Gdy na Józka bociek siędzie, mrozu więcej nie będzie.
Na Józefa pięknie ? zima wkrótce pęknie.
Święty Józef kiwnie brodą, pójdzie zima razem z wodą.
Święty Józef pogodny, będzie roczek dorodny.
Święty Józek wiezie trawy wózek, ale czasem smuci, bo śniegiem przyrzuci.
Józefie! Weź się do roboty i zrób coś z tą zimą! Już mamy jej dosyć!
A przy okazji:
Życzę Ci przy Imieninach: Wszelkiej Pomyślności!
Takiemu to dobrze!
Nawet Violetta o nim wyśpiewywała! 🙂
Chyba się przyłączę do protestu Alsy – u mnie w tej chwili biało… 🙁
Nie ma naczelnej czarownicy, a tu trzeba wiosnę zamawiać! 😆
To chyba też o Józefkach jest… 😀
http://www.youtube.com/watch?v=7eRGmDDtWws
Józefie, najlepszego! 🙂
A ten Józek, to skąd? 🙂
Przeczytalam Owcarkowa opowiesc i troszke sie zasmucilam,bo wychodzi na to,ze wszedzie Chamy gora 🙁
Moze byc nawet super schronisko,bogate albo biedne,ale jak zjawia sie tam tylko milosnicy gorzaly,to i duchy nie pomoga!!
Nieststy tak jest wszedzie…………………………………..
Oddalam sie ,zeby obejrzec do konca mecz Agnieszki,chyba mi przybedzie sporo siwych wlosow!!!!!!!
Józefowi – radości z życia. 🙂
Zdrowie po raz pierwszy! 🙂
Patrzcie, jaki ten Gosicek czujny, o Gigi l’amoroso pamiętał. 🙂
Zdrowie José (Gigi)!!! 😀
No to jeszcze dla Józefa!
… po góralsku! 🙂
To dzisiok solenizantem jest Józeficek? No to zdrowie Józeficka po roz pierwsy! 😀 A kie osobiście to potwierdzi, to ocywiście w postskriptumie jego imieniny zaroz odnotuje 😀
Co do Biołej Damy z Lewoczy to informuje, ze o niej teroz jesce nie bedzie. Moze w następnym wpisie? A na rozie bedzie wpis o walce z komarami 😀
Mam nadzieję, Owczarku, że jakąś niezawodną metodę na zwycięstwo w tej walce znasz. 🙂
Ależ się pod…., zdenerwowałam, chciałam powiedzieć, jak poczytałam sąsiedni blog – Okon zaatakował naszą Orcę w tak obrzydliwy sposób, że … na szczęście słów brakuje, bo nie nadawałyby się do druku.
Dzisiaj jest Św.Józefa, więc obchodzimy imieniny Józefka, ale nie wiemy, czy on obchodzi. 😆
Józefów ci w roku dostatek, ale ten jakby najsławniejszy.
Najważniejsze, że dobrze Mu życzymy – tego nigdy nie za wiele, a i piosenki cudne – więc niech ma! 🙂
No to po raz pierwszy! 🙂
No właśnie, napisałam tu do Ciebie, Also, kilka słów i się rozmyśliłam.
Psy wydają się być jedynymi stworzeniami, które Okoń jest w stanie obdarzać sympatią.
Sposób artykulacji ma taki, bo pewnie wydaje mu się, że mocni mężczyźni muszą być brutalni.
Mam raczej żal do bywalców jadalni, że nie zastopowali yyc lub przynajmniej nie wyrazili swojej niechęci do jego monologów, a teraz przyłączyli się niektórzy do ataku Okonia, a inni położyli uszy po sobie, jakby ich to nie dotyczyło.
A to było wyjątkowe chamstwo, porównanie domniemanej niewrażliwości Orki na los psów do domniemanego spokojnego patrzenia na śmierć dzieci na drutach w obozie koncentracyjnym.
Trzeba być naprawdę PODŁYM człowiekiem.
MT7
Madrze piszes, ze „…mam raczej zal do bywalcow jadalni, ze nie zastopowali yyc..” Wlasnie. Nikogo te praktyki z psami na Alasce nie szokowaly. To trzeba bylo szokujacej uwagi. I komentarze sie posypaly. Milcza nawet ci co ich piesy adaptowaly. ? A co ty myslisz o tych zaprzegach ?
Okoniu,
a Ty gdzie byłeś, skoro tak Ci na sercu leży los psów.
Czemu to yyc nie nazwałeś kapo, czy innym kwiecistym wyzwiskiem?
Czemu nie wdałeś się z nim w spór?
Szczerze powiedziawszy, nie mam chęci z Tobą gadać.
Łotr Pres powiedział mi, że za szybko wysyłam – nie mam sił, żeby powtarzać.
Dobrej nocy, mili moi.
MT7
Nie pisz o mnie. Pisz o psach i ich losie w mrozie i na sniegu.
Jak bede mioł wolnom kwilecke, to jo moze jutro do sąsiedztwa poźre, bo teroz juz spać ide. Ino jesce nowy wpis wkleje. Ten o bohaterskiej walce ludzkości przeciwko komarom 😀
Bry!!!
Lecimy do Joburga dzisiaj. Wczoraj byly atrakcje tubylcze, sprawozdam. Jutro juz do domu 🙂 oraz 🙁
Pozdrowienia dla wszystkich w Budzie!
Witajcie kochani . Po długiej przerwie „technicznej” jestem. Tęsknilam chyba.
Ech, te duchy przeszłości!
Co do Lubonia Wielkiego, dawno temu byli tam (dzierżawcami) młodzi państwo z małą dziewczynką, która opowiadała nam (maj ’87), że najbardziej lubi jeździć „z Mszany do Mszany” 🙂 Może 3-4 latka miała i strasznie rezolutna była oraz ‚opinionated’ 😉 Właśnie obejrzałam zdjęcia naszej gromady z nią w centrum grupy. Teraz będzie z niej dorosła dziewczyna… może już mama…
Potem ani nie nocowałam ani nawet nie przechodziłam przez wierzchołek Lubonia W, aż do 1999, gdy w środku przepięknej, słonecznej niedzieli (lipiec chyba) zaszliśmy tam i – o zgrozo – dzierżawca zaczął tak potężnie marudzić na wszystko: od wilgoci w budynku do słabych zysków i tego, że teraz każdy młody to tylko ‚z aktówką chce chodzić’… – uciekliśmy w popłochu, bo każdy ma dość zmartwień w tygodniu, by jeszcze musieć słuchać ich, gdy się zerwał wcześnie rano na niedzielną wycieczkę-ucieczkę.
Nb, bodaj na wspomnianym Bereśniku, odwiedzonym po raz pierwszy w sierpniu 99 z gościem z Francji, przekonałam się mocno na własnej skórze, że duch schronisk to już nie to – w momencie rozpakowywania plecaka na pryczę zadzwoniła komórka – pośrednik nieruchomościowy potrzebował dogadać detale terminowe umowy przedwstępnej mojego mieszkanka…
I tak jest teraz – co i raz to komuś zadzwoni komórka albo jaki inny blip; rozmowy o pracy, super-technologiach i lotach na drugi kraniec świata już-jutro-pojutrze to chleb powszedni.
Ale w dalszym ciągu ‚pociumani’ pamiętają o nie-pakowaniu się w szeleszczące woreczki (tylko miękkie) i przygotowaniu wszystkiego ‚na noc’, by nie musieć zbytnio świecić i szeleścić, gdy wrócą za późno z romantycznego spaceru. I wciąż jest pomaganie, doradzanie, informacje o której kuchnia turystyczna, gdzie widzieli niedźwiedzia, co-gdzie fajne, zamknięte, gdzie ci od szarlotki na Łabowkiej albo ‚niech się wiedzie tamtym (dzierżawcom) z […] – teraz za Wielką Wodą… – bo kasy bardzo potrzebują. Ale że góry kochali i z turystami się dogadywali – oj to fakt!
I wciąż są ogniska, gitary, zloty pod koniec września (np. Przehyba). I nocne rozmowy-naszeptywania z dopiero-co poznanymi ludźmi też. Tylko się trzeba otworzyć, wyjść… trochę też mieć doświadczenia-intuicji w kwestii „do kogo” 😀
Ech, rozpisałam się… Ale też ‚zmobilizowałeś’ mnie do wrzucenia online ‚dramatycznej’ relacji z pobytu (mojego, Przyjaciółki uniwersyteckiej i jej narzeczonego) w schronisku na Leskowcu w październiku 1990. Nóż kuchenny będzie w roli głównej! 😐 😉
Oooj tak! Komórka to tyz straśliwy wróg schroniskowyk duchów! Co zaś do schroniska na Leskowcu, to syn mojego bacy zno historie z 1995 rocku z brakiem wody w roli głównej. Historii z 1990 roku z nozem w roli głównej nie znom, więc chętnie posłuchom 😀
No i powitać Grazynecke po dłuuuuuugiej przerwie technicnej! 😀
Owczarku, pomysł nawiedzenia Lubonia Wielkiego, jaki mi wpadł do głowy tuż po przeczytaniu Twego wpisu, zrealizowałam wczoraj przed południem.
(w „pewnym” związku z klimatami wędrówki pozostaje też dzisiejszy wpis w moim blogu: 6.4.2009)
O nożu i innych leskowieckich klimatach ‚muszę’ – w dużym związku z wczorajszymi obserwacjami i podschroniskowymi opowieściami – wspomnieć już jutro 😉 😀
Zgodnie z obietnicą – dziś link do wspomnienia o nożu (i upojnej nocy) w schronisku Pod Leskowcem 13.10.1990.
(W blogu głównym zaś wpis „Duchy schroniskowych imprez” (7.4.2009) – aluzja tytułowa wiadomo do czego 😉 ) 😀