Duchy górskik schronisk

Nieftórzy z wos oglądali być moze internetowe strony schroniska na Luboniu Wielkim. To jest to schronisko, o ftórym kiesik pedziołek, ze ono pewnie posłuzyło za wzór architektowi ryktującemu warsiawski Pałac Kultury. Trza przyznać, ze w internecie pokazali je piknie. Ba kiesik strona główno była tamok jesce pikniejso. Bo drzewiej fto tamok trafioł, ten od rozu mógł przecytać, ze w schronisku tym nimo wygód, nimo luksusów, nimo tego, nimo tamtego, no i w ogóle jest dosyć spartańsko. Po tyk syćkik teoretycnie niezbyt zachęcającyk informacjak padało pytanie: Czy odpowiadają ci takie warunki? Mozno było wybrać odpowiedź TAK abo NIE. Fto kliknął na TAK – ten mógł dowiedzieć sie o tym schronisku cegosi więcej. Fto kliknął na NIE – temu… na mój dusiu!… zaroz wyświetlała sie strona piknego, eleganckiego hotelu! Tak eleganckiego, ze juz nie boce, kielo on mioł gwiazdek, ale chyba więcej niz je mozno w bezchmurnom nocke na niebie uwidzieć! Takim hotelem to nie pogardziłby zoden sejk arabski ani inksy bizantyjski cysorz!

Skoda, ze tej strony juz nimo. Wielko skoda, bo ona dawała do myślenia, sprawiała, ze myśl zacynała sie tocyć jako w tej hyrnej piosnce ze słowami pona Tetmajera:

Hej Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Płyną, lecą nad tobą obłoki –
Tak się toczy moja myśl, jak one…

O cym miałaby być ta tocąco sie myśl? Ano o wyborze… O wyborze między schroniskowom przygodom a hotelowom wygodom. Kie cłek przed takim wyborem stoje i – załózmy – mo dutki na jedno i drugie, to co wybiero? Heeej! Róznie to moze być… Syćko zalezy od tego, jaki to cłek. Jeden bez namysłu wybiere hotel. Drugi – tyz hotel, ale dopiero po pewnym wahaniu. Inksy fciołby pobyć kapecke w schronisku i kapecke w hotelu. No a taki rasowy górski włócykij od rozu powie, ze fce ino do schroniska i ślus! Na mój dusiu! Tylko temu pierwsemu nie byłoby sie co dziwić! A syćkim pozostałym – chyba nalezałoby. Zwłasca temu włócykijowi. No bo co takiego pociągającego jest w tyk schroniskak? Co sprawio, ze nieftórym rozwodniono schroniskowo zupa smakuje lepiej niz hotelowy obiad wyryktowany przez światowej sławy kuchorza? Co sprawio, ze rozlatujące sie i skrzypiące schroniskowe wyrko jest dlo nieftóryk wygodniejse niz hotelowe luksusowe łoze, do ftórego co rano pon kelner z piknym śniadaniem przychodzi? Co sprawio, ze nieftórzy lepiej cujom sie po umyciu w schroniskowej zimnej wodzie niz po kąpieli w piknej hotelowej wannie, co to mo nawet taki specjalny automat do ryktowania bąbelków?

Cy to moze dlotego, ze obsługa schroniskowo jest uprzejmiejso niz hotelowo? E, tego to jo nie byłbyk wcale taki pewien, kany obsługujom uprzejmiej. No to moze schroniska podobajom sie ino dlotego, ze strudzonemu wycieckom wędrowcowi spodobo sie syćko, ka nojdzie sie kawałecek dachu nad głowom i cokolwiek do jedzenia? To tyz chyba nie w tym rzec. Owsem, do takiego ulubionego przez Jędrzejecka schroniska na Wielkiej Raczy chyba nie do sie dojść tak, coby nic sie nie zmęcyć. Ale kieby ftosi przeseł sie z takiej Szczawnicy do schroniska pod Bereśnikiem, to przecie za barzo by sie nie strudził. A jednak i to schronisko działo na wielu włócykijów jako pikny magnes! W takim rozie moze schroniska majom powodzenie tylko dlotego, ze pikne góry je otacajom? Hmmm… Chyba nie. Bo przecie kieby takiego Ritza abo inksego Hiltona postawiono na Hali Gąsienicowej, to nie wydoje mi sie, coby górskie włócykije kierowały sie ku nim. Racej pozirałyby na nie z niesmakiem i omijały jak najsyrsym łukiem.

A więc – kruca – co takiego schroniska majom, a hotele nie? Klimat! Niezwykły, niepowtarzalny, carodziejski klimat! Klimat ryktowany przez COSI nieuchwytnego, niewidzialnego i bezwonnego nawet dlo psów! Tutok ryktuje sie kolejne pytanie: cym jest to COSI? Cóz… skoro nie mozno tego uwidzieć ani nawet powąchać, to musom być duchy! Prowdziwe duchy! Ale nie te zamkowe, co to o północy wyskakujom nagle zza kotary abo storego zegara i wołajom: „Uuuu!” To som inkse duchy – schroniskowe. Barzo przyjazne i barzo łagodne. Nie strasące nikogo. * Choć nieftóryk turystów to chyba przydałoby sie tak kapecke postrasyć – tyk, co to bardziej zakwycajom sie samymi sobom niz górskimi widockami, hałaśliwi som sakramencko, wolom podrózować na quadak niz na własnyk nogak, a w schroniskak interesuje ik właściwie ino jedno – cy mozno tamok dostać duzo piwa. Jako dobrze wiecie, jo mom do piwa wielki sacunek. Ale kie u takiego turysty sacunek do piwa wierchuje nad sacunkiem do gór, to chyba nie jest dobrze.

Cemu duchy schroniskowe takik nie strasom? Widocnie som za delikatne. I pewnie łatwiej jest je same nastrasyć niz coby one nastrasyły kogosi. Ino cy to nie grozi, ze te przemiłe duchy kiesik w końcu ucieknom przed wkracającymi na ik teren hałaśliwymi ludzkimi kierdlami? Ze zasyjom sie kasi z dala od wselkik ślaków? A kie tak sie stonie, to cy ten pikny schroniskowy klimat nie ulotni sie zaroz? Cosi mi sie widzie, ze sie ulotni… No to krucafuks! Nie wolno do tego dopuścić! Dlotego jo piknie pytom syćkik turystów: nie strascie dobryk schroniskowyk duchów! Nie strascie ik, bo inacej schroniska stracom swój niespotykany nika indziej urok! A wte skoda by było. Straśnie skoda! Hau!

P.S. We wtorek bedzie u nos i imieninowo, i urodzinowo. Bo bedom imieniny Zbysecka i urodziny Jędrzejecka. No to podwójne zdrowie bedziemy mogli piknie wypić! 😀

* Co wcale nie znacy, ze jo mom cosi przeciwko duchom zamkowym. Zamkowe duchy tyz som pikne! Ba w inksy sposób niz schroniskowe.