Preriowo grypa

Jak to było z prawami obywatelskimi w Hameryce? Ano tak, ze na pocątek blade kufy przyznały te prawa samym sobie. Od rozu, juz w 1776 rocku, kie ino Deklaracje Niepodległości Stanów Zjednoconyk ukwalowały. Murzyni nie mieli tak dobrze – musieli prawie 90 roków pockać, jaz takie prawa przyznoł im pon Lincoln. A musieliby cekać jesce dłuzej, kieby nie pomoc przodka mojego bacy. Kiesik juz wom o tym godołek.

Jesce gorzej mieli Indianie. Przyseł cas, kie na prerii pozakopywono syćkie topory wojenne – a oni ciągle jesce nie byli pełnoprawnymi obywatelami Hameryki. Skońcył sie dzięwiętnosty wiek – a oni nadal nimi nie byli. Minęła pierwso wojna światowo – a na Zachodzie bez zmian. Na DZIKIM Zachodzie ocywiście.

Jaze przysła wiosna 1924 rocku. Kasi na syrokiej prerii przodek mojego bacy i jego indiański przyjaciel Ciekawski Niedźwiedź siedzieli se przy watrze. Siedzieli i kurzyli fajke przedpokoju, bo fajek pokoju nakurzyli sie juz w swym zyciu wystarcajaco duzo.

– Za pół roku kolejne wybory prezydenckie – zauwazył przodek mojego bacy. – Ciekawe, fto teroz wygro?
– Fto wygro, ten wygro – westchnął Ciekawski Niedźwiedź. – My Indianie i tak nie bedziemy głosować, bo przecie nie momy hamerykańskiego obywatelstwa.
– Bajuści – zgodził sie przodek bacy. – Ba nie myślicie, cyrwony bracie, ze nalezałoby z tym cosi zrobić?
– Ino co, bioły bracie? – znów westchnął Ciekawski Niedźwiedź.
– Moze pohybom do Waszyngtonu i popytom ponów kongresmenów, co to ukwalowujom w takim Wielkim Tipi, coby wreście nadali Indianom to obywatelstwo? – zaproponowoł przodek bacy.
– Ba jak, bioły bracie, fcecie ik przekonać? – spytoł Ciekawski Niedźwiedź.
– Droga do stolicy jest długo – pedzioł górol. – Zanim tamok dotre, na pewno cosi sie wymyśli.
– Cóz… – pedzioł Indianin. – Moze worce spróbować? Bioły bracie, póde wroz z womi do Wielkiego Tipi Bladyk Kuf i kie bedzie trza – pomoge wom. Howgh!
– Piknie! – uciesył sie przodek bacy. – Na wselki wypadek zabiermy ze sobom owiecki, co to hoduje je w swoim obejściu.
– Owiecki? A na co nom one?
– Fto wie, moze sie do cegosi przydadzom? – odpowiedzioł przodek bacy z minom mówiącom, ze jakisi plan juz zacyno mu sie w głowie ryktować.

No i wkrótce wroz ze swym indiańskim przyjacielem i gromadkom owiec wyrusył na wschód.

Kie do stolicy było juz niedaleko, przodek bacy z mleka swyk owiecek naryktowoł nieco oscypków i bundzów. Potem owce zostawił pod opiekom jednego farmera. Sery zapakowoł do wora i wroz z Ciekawskim Niedźwiedziem rusył dalej.

Następnego dnia rano, a był to drugi cyrwca, nasi wędrowcy stanęli przed Kapitolem, cyli tym Wielkim Tipi Bladyk Kuf, ka hamerykański Kongres ukwalowuje i ryktuje rózne ustawy. Dobrze trafili. Okazało sie, ze był to akurat dzień obrad.

Wkrótce do tego Kapitolu zacęli przybywać kongresmeni z całego kraju. Ciekawski Niedźwiedź schowoł sie za kolumnom. Przodek bacy zaś stanął na schodak prowadzącyk do głównego wejścia. Tamok zacął kroić swe oscypki na plasterki i sprzedawać. Drogo sprzedawoł – po dolarze za plasterek. Ale te oscypki pachniały tak sakramencko piknie, ze kongresmeni nie mogli sie oprzeć pokusie skostowania. Syćka bez wyjątku kupili po pare plasterków. A kupiliby jesce więcej, ino przodkowi bacy juz ik zabrakło. Nie spodziewoł sie, ze hamerykańsko władza ustawodawco bedzie miała na ten ser jaz tak wielki apetyt.

W końcu kongresmeni udali sie na sale obrad. Ba wciąz jesce oblizywali sie na wspomnienie piknego przysmaku, ftórego przed kwileckom skostowali. Zacęły sie obrady. Ukwalowali, ukwalowali, ukwalowali, jedni gwarzyli mądrze, inksi godali same bździny, kie nagle … na sale wpodł Ciekawski Niedźwiedź. Jak on sie tamok dostoł? Cóz, mioł on na to swoje indiańskie sposoby. Ba wyglądoł na straśnie zafrasowonego.
– Na mój dusiu! Na mój dusiu!- wołoł ze straśliwym przejęciem.
– O co wom idzie, panocku? – spytali kongresmeni. – I kim w ogóle jesteście?
– Nie poznojecie mnie? – spytoł Ciekawski Niedźwiedź. – Jestem tym chłopem, co tamok na schodak sprzedawoł wom te smakowite serki.
– E, cosi niepodobni jesteście – zauwazyli kongresmeni. – Tamten był bioły, a wy wyglądocie na cyrwonoskórego.
– To syćko przez te grype preriowom! – zawołoł Ciekawski Niedźwiedź.
– Przez co? – zdziwili sie kongresmeni.
– Przez grype preriowom – powtórzył Ciekawski Niedźwiedź. – Nie słyseliście o tej chorobie? Kie bioły cłek na niom zachoruje, to przeinaco sie w Indianina. Ba na tym nie koniec! Następne stadium choroby jest takie, ze wypadajom syćkie włosy. A wiadomo, ze Indianin bez skalpu to jak saloon bez ognistej wody. Niestety okazało sie, ze w tyk moik serkak były zarazki tego sakramenckiego choróbska!
– O, Jezusicku! – przerazili sie kongresmeni. – My syćka tego wasego sera skostowali! Fcecie nom, panocku, pedzieć, ze my tyz bedziemy Indianami? W dodatku bez skalpów?
– Sami sie zaroz przekonocie – odrzekł ponuro Ciekawski Niedźwiedź. – Mozecie juz zacąć obmyślać dlo siebie indiańskie imiona. Na przykład Parlamentarny Kojot. Abo Rozpolitykowany Bizon.
– Nimo na to jakiego lekarstwa? – spytali kongresmeni.
– No przecie kieby było, to sam byk je wziął… O! O, Jezusicku! Juz cuje, ze za kwilecke włosy zacnom mi wypadać!
– Krucafuks! – zaklęli kongresmeni. – I co teroz bedzie? Jak bedziemy rządzić krajem, kie syćka bedziemy łysymi Indianami? Nawet nie bedziemy mieli praw obywatelskik! Przez te grype zrobi sie jedno wielko anarchia! A Stany Zjednocone bedom musiały zmienić nazwe na Stany Zagrypione!

Ciekawski Niedźwiedź zrobił mine, jakby sie głęboko zamyślił. Wreście pedzioł:
– Chyba jest jedno wyjście.
– Wartko godojcie, panocku, jakie? – popytali kongresmeni. – Ratujcie nas kraj! Ratujcie nasom demokracje! Ratujcie nas pikny gwiaździsty standar!

Po tyk ostatnik słowak cynść kongresmenów zacęła śpiewać hamerykański hymn, ftórego tytuł brzmi właśnie Gwiaździsty standar. Ba inksi zaroz zacęli ik ucisać.
– Cicho, krucafuks! Cicho! Dowiedzmy sie, co ten pon od piknyk serków mo nom do powiedzenia.
– Posłuchojcie, pankowie – zacął godać Ciekawski Niedźwiedź. – Mozecie przecie przyznać obywatelstwo syćkim Indianom, mniejso z tym, cy z włosami cy bez. I wte nawet kie przeinacycie sie w tyk łysyk cyrwonoskóryk, to nadal bedziecie mogli rządzić, bo dalej bedziecie pełnoprawnymi obywatelami Stanów Zjednoconyk.
– Pikny pomysł! – uciesyli sie kongresmeni. – Ze tyz my sami na to nie wpadli!

No i kongresmeni, nie tracąc casu, zaroz ukwalowali nowe prawo, hyrnom ustawe z 2 cyrwca 1924 rocku, ftóro pado tak: Kozdy Indianin nie-obywatel, ftóry na terytoriumie Stanów Zjednoconyk sie urodził, od tej pory bedzie piknym hamerykańskim obywatelem i ślus.*

– Zrobione! – uciesyli sie kongresmeni. Mogli juz teroz spokojnie wrócić do planowonego porządku obrad. Nawet nie zauwazyli, kie Ciekawski Niedźwiedź wyseł z sali. Ba po niedługim casie weseł tamok przodek mojego bacy. Jak sie tamok dostoł? Mioł na to swoje góralskie sposoby.

– Ostomili kongresmeni! – zawołoł przodek bacy. – Znowu tu jestem!
– To wy? – zdziwili sie kongresmeni. – Przecie byliście przed kwileckom przeinaceni w Indianina!
– Ano byłek – zgodził sie górol. – Ale wziąłek lekarstwo na te preriowom grype – i oto nazod jestem bioły.
– Lekarstwo na preriowom grype? – Kongresmeni nie dowierzali. – Przecie godaliście, ze na te chorobe lekarstwa nimo.
– Cóz, wiadomo, w jakik casak zyjemy – pedzioł przodek bacy. – Ciągle jakisi cosi nowego sie pojawio. Kie zeście sie urodzili, to nie było samolotów, nie było radia i nie było filmów z poniom Polom Negri ani nikim inksym. Ale to syćko zostało piknie wynalezione i teroz juz jest! Z lekarstwem na preriowom grype było podobnie – jesce niedowno go nie było, ale okazało sie, ze właśnie ftosi je wyryktowoł. Preriowo grypa juz niegroźno! Bajako!
– O, Jezusicku! – uciesyli sie kongresmeni. – To piknie! Mocie moze tego lekarstwa więcej?
– Ano mom – pedzioł przodek bacy.

Sięgnął do worecka, ftóry przyniesł tutok ze sobom, wyciągnął zeń bundza i pedzioł, ze to jest właśnie to lekarstwo. Zacął kroić ten ser i kozdemu kongresmenowi doł po plasterku. Kongresmenom nie za barzo ten „lek” smakowoł, bo nie wiedzieli, ze bundz smakuje dopiero wte, kie sie go posoli. No ale uwazali, ze lekarstwo jest nie po to, coby smakowało, ino po to, coby lecyło.

– Wiecie co? – odezwali sie nagle ci kongresmeni, ftórzy nie za barzo lubili Indian. – Skoro ta preriowo grypa juz nom nie grozi, to moze nazod zabiermy Indianom obywatelstwo?
– Nie radze – pedzioł przodek bacy. – Jest tylko jedno firma na świecie, ftóro ryktuje ten lek. To miemiecki koncern Bayer. A z Miemcami, jak wiadomo, dopiero co była wielko wojna. Fto wie? Moze za jakiesi piętnoście roków bedzie następno? I wte nie bedzie mozno sprowadzać do Hameryki miemieckik lekarstw. A jeśli akurat w casie tej wojny wybuchnie epidemia preriowej grypy, to co wte?
– Krucafuks! Mocie, panocku, racje – zawołali kongresmeni. – No to niek juz ci Indianie bedom se tymi obywatelami. Niekze ta.

No i ta pikno ustawa z 2 cyrwca 1924 rocku nie została cofnięto. Obowiązuje do dzisiok.

Tak więc teroz prawa obywatelskie w Hameryce majom blade kufy, majom Murzyni i majom Indianie. Ci drudzy i ci trzeci – dzięki przodkowi mojego bacy. Cy som jesce w Stanak jacysi ludzie, co nie majom tyk praw? Jeśli som – to powinni mieć pretensje do swoik przodków, ze nie popytali przodka mojego bacy o pomoc. Hau!

P.S. Dzisiok, ostomili, mozemy swoje własne zdrowie wypijać, bo to Dzień Budy przecie momy. A zatem zdrowie nos syćkik! 😀

* N.D. Houghton, The Legal Status of Indian Suffrage, „California Law Review” 1931, Vol. 19, No. 5, s. 511.