Trza zdjąć te kiecki cy nie trza?
Siedziołek jo se przed komputrem i przeglądołek strony internetowe TVN24, coby uwidzieć, co sie na świecie dzieje. No i nolozłek tamok artykuł zatytułowony Patent na góralskie kiecki. Jest tamok filmik, ka mozno uwidzieć siumnyk góroli i śwarne górolki. Ba wieści ponizej – som juz niestety duzo mniej śwarne:
Blady strach padł na górali i góralki po tym, jak inny góral, ale z Chicago, opatentował w amerykańskim urzędzie kilkadziesiąt wzorów roślinnych, które od dawna pojawiają się na góralskich spódnicach. – Te wzory to tradycja, a tradycji nikt na własność mieć nie może – mówią oburzeni mieszkańcy gór.
Góral Józef B. – albo jak kto woli – Joseph B. z Chicago zabronił podawać swego nazwiska i postraszył sądem. Od kilku tygodni jest na językach górali w Polsce.
Cóz, dlo mnie to zodno nowina. Dowiedziołek sie o tym syćkim juz na drugi dzień po Świętym Michale. Przysła wte ku nom Józka spod grapy, co to wse najlepiej wie, co sie we wsi dzieje. I nie tylko we wsi. No i właśnie od Józki mój baca i mojo gaździna usłyseli o tym dziwacnym patencie.
– Na mój dusiu! – zakrzyknął baca. – To co teroz bedzie? Górolki chodzące w kieckak, w jakik chodziły ik matki, babki i prababki, bedom musiały zapłacić temu ponu B. z Chicago? A kie nie zapłacom, to co? Bedom musiały te kiecki zdjąć i załozyć zwykłe ceprowskie? Abo inkse dżinsy?
– E, nic nie bedom musiały – pedziała spokojnie gaździna.
A potem chyciła telefon i zacęła wydzwaniać: do Janieli, do starej Jaśkowej, do Felka znad Młaki, do probosca, do sołtysa, do nasego wiejskiego doktora, do śwagra bacy i do syćkik bacowskik juhasów. Zaprosiła ik na Łąckom Śliwowicke. No i syćka, do ftóryk zadzwoniła, piknie przyjęli zaprosenie. A kie juz ostatni z zaprosonyk gości przybył ku nom, gaździna posła do kuchni po obiecany napitek. Zaroz wesła do izby z flaskom i kieliskami na tacy. Przechodząc przez próg, popytała Józke, coby powtórzyła te swojom chicagowskom wiadomość. No to Józka powtórzyła. A wte gaździna zawołała:
– O, Jezusickuuu!
I upuściła tace z flaskom i kieliskami. Pozirołek na to syćko przez okno, stojąc na stosie drew. Tak mi sie jakosi widziało, ze gaździna upuściła tace specjalnie. Ale moze mi sie ino widziało? Niewozne. Gorzej ze flaska sie stłukła! Cało pikno śliwowica w dywan wsiąkła! Eh, takiemu dywanowi to dobrze…
– Co wom, krzesno? – spytała Janiela.
– Oh! – jękła gaździna. – Tak straśnie przejęłak sie tom wiadomościom o patencie tego pona B., ze z wrazenia upuściłak tace!
– No przecie juz o tym wiedzieliście – zauwazyła Józka. – Bo juz wceśniej wom o tym pedziałak.
– Ale wceśniej ta wiadomość jakosi do mnie nie dotarła – odpowiedziała gaździna. – Dopiero teroz!
– Cóz – pedzioł baca. – Na scynście momy jesce jednom flaske. Zaroz jom przyniese, ino wartko posprzątomy to, co sie potłukło.
– Posprzątomy, posprzątomy – zgodziła sie gaździna. – Ba temu ponu B. z Chicago to jo nie daruje! To jego wina! Bo kieby nie wiadomość o tym jego patencie, to jo byk tej tacy nie upuściła!
– Może ten pan nie wiedział, co czyni? – zacął śpekulować probosc.
– Wiedzioł, nie wiedzioł – kare ponieść musi! Taca upadła mi na stope i bede teroz miała sakramenckiego siniaka! A te kawałecki tłuconego śkła były barzo niebezpiecne! Mogły komusi z nos przeciąć tętnice! Chyba przyzno pon, ponie doktorze – gaździna sie zwróciła do nasego wiejskiego doktora – ze przecięcie tętnicy jest niebezpiecne?
– N-n-no jest – zgodził sie doktór, bo trudno sie było nie zgodzić.
– No właśnie! – godała dalej gaździna – A do tego jo cuje, ze doznałak straśliwego wstrząsu psychicnego, kie uświadomiłak se, jak groźne skutki moze to potłucenie wywołać!
– E, chyba, krzesno, kapecke przesadzocie – pedzioł sołtys.
– Nic nie przesadzom – odrzekła gaździna. – Za te syćkie straty, jakie poniesłak, wytoce ponu B. z Chicago proces! Zaządom stu milionów dolarów odskodowonia!
– Chyba sami nie wierzycie, ze moglibyście takie odskodowonie dostać? – odezwoł sie śwagier bacy.
– A co byk miała nie wierzyć! – odrzekła gaździna. – Przecie była roz w Hameryce tako poni, co to kupiła se kawe w Makdonaldzie, a potem przez nieuwage zachlapała sie tom kawom i straśnie poparzyła. No i zamiast mieć pretensje do siebie, ze była nieostrozno, to pozwała Makdonalda do sądu.
– Ba sąd pewnie jom wyśmioł? – domyśliła sie staro Jaśkowo.
– Nie wyśmioł! – zaprzecyli juhasi. – Znomy te historie!
– Spryciorka nazywała sie Stella Liebeck – pedzioł Stasek Kowaniecki, ftóry spośród nasyk juhasów mo najwięksom wiedze o świecie. – I dostała ćwierć miliona dolarów odskodowonia A sąd ukwalowoł nawet dwa rozy więcej. Ino Makdonald jakosi zaworł z tom poniom ugode, ze bedzie ino ćwierć miliona.
– Jo tam na zodnom ugode nie póde! – zapewniła gaździna. – Bede walcyła o sto milionów i ślus! A mi łatwiej bedzie wygrać niz tej poni Liebeck, bo tego pona B. z Chicago racej nie stać na tak dobryk adwokatów jak Makdonalda.
– Krucafuks! – zaklął mój baca. – Nawet kieby było stać, to jak cie matka znom, nawet najlepsi adwokaci nie daliby ci rady. No to bidny bedzie ten pon B. Oj, barzo bidny!
– No, moze nie bedzie… – odparła gaździna. – Mom teroz telo spraw na głowie, to moze o syćkim zaboce? Ba kie usłyse, ze on naprowde pozwoł do sądu jakomsi bidnom górolke , to wte – na mój dusiu! – zaroz se nazod o nim przyboce i o nalezne mi sto milionów dolarów wystąpie.
– Sto milionów dolarów… – westchnał Felek znad młaki, a jego gymbusia piknie sie rozpromieniła. – Wiecie co, krzesno? Kie obiecocie mi mały procencik z tego odskodowonia, to jo wom moge kupić bilet, cobyście se na ten proces do Chicago mogli polecieć.
– Dziękuje ci pikne, Feluś – pedziała gaździna. – Ale teroz napijmy sie wreście tej śliwowicki.
I baca z gaździnom wartko uprzątli potłucone śkło, a potem drugom flaske Łąckiej Śliwowicy przynieśli. Syćka popili se piknie i zabocyli o dziwacnym patencie pona B. z Chicago. Ino jako sami widzicie, dlo tego pona lepiej by było, kieby mojo gaździna nie przybocyła se o nim nazod. Bo kie se przybocy – to juz wiecie, co sie stonie. A w rozie procesu – gaździna mo wielu świadków na to, ze jest z jego winy poskodowono.
Ten pon B. zreśtom niek i tak sie ciesy, ze my psy nie mozemy pozywać wos ludzi. Bo jo zaroz tyz byk cosi wymyślił, coby go pozwać. I wystąpiłbyk o odskodowonie w wysokości stu milionów flasek Smadnego Mnicha. Abo nawet więcej niz stu milionów, bo kotu mojej gaździny tyz casem fce sie cosi dobrego wypić. Hau!
Komentarze
Owcarecku,
Czy aby przemyslales nastepujacy fragemnt swej opowiesci czy wypiles o jedna flaske Smadnego Mnicha za duzo (?):
„Pozirołek na to syćko przez okno, stojąc na stosie drew. Tak mi sie jakosi widziało, ze gaździna upuściła tace specjalnie. Ale moze mi sie ino widziało? Niewozne.”
Wozne, wozne. Jak gazdzina sie dowie i „przybocy se o Tobie?” Bo kie se przybocy – to juz wiemy, co sie stonie.
😀 😀 😀
Litigation, litigation, litigation (is ruinous)…
…a prawnikom zawsze dobrze: i przy rejestrowaniu ‚patentów’, i przy ich podważaniu… 😕
P.S. Dobrze, żeś się odnalazł i znalazł, Owczarku… niech nawet na stosie (drew) 😀
Ja generalnie popieram wszelkie inicjatywy prowadzące do zdejmowania kiecek. Spodni też. 🙂
Prędzej czy później kieckę i tak trzeba będzie zdjąć. To w czym problem?
Jak sie minie Maly Lubon, stoi masa budek z Serkami Goralskimi, Scypkami i o- scypkami. Tak sie skonczyla historia patentowania oscypkow. Za 50 lat oscypek bedzie forma porzucona i kolejny dzentelmen bedzie sie musial wykosztowac na opatentowanie scypka.
Tu to samo – zmieni sie galazke z lewa na prawo i po patencie.
Do Teodorecki
„Jak gazdzina sie dowie i ‚przybocy se o Tobie?’ Bo kie se przybocy – to juz wiemy, co sie stonie.”
Gaździny, Teodorecko, jo nie muse sie bać. Wystarcy, ze poźre na niom swoimi smutnymi owcarkowymi ocami, zaskomle po cichuśku – i juz jej serce topnieje, jako śniegi pod Turbaczem na lato 😀
Do Basiecki
„Litigation, litigation, litigation (is ruinous)”
Litigejszyn litigejszynem, a sprawiedliwość musi być po nasej stronie! – cytat powtarzony juz do znudzenia, ba na swój sposób tak pikny, ze nawet ślebodnemu owcarkowi trudno sie wyzwolić od chęci jego przybocowonia 😀
Do TesTeqecka
„Ja generalnie popieram wszelkie inicjatywy prowadzące do zdejmowania kiecek. Spodni też.”
Pokiela nie kozes, TesTeqecku, owcarkom zdejmować kudłów – niekze ta 😀
Do Jerzecka
„Prędzej czy później kieckę i tak trzeba będzie zdjąć. To w czym problem?”
Ano w tym, ze co sie zdjęło, to prędzej cy później bedzie trza nazod włozyć, Jerzecku 😀
Do Abnegatecka
„Tu to samo – zmieni sie galazke z lewa na prawo i po patencie.”
Tyz prowda! Pon B. najwyraźniej zabocył, ze Polak potrafi. Cy to bedzie Polak-górol, Polak-Kasub cy Polak-warsiawiok 😀
Ja popieram stanowisko TesTeqa, tak w sprawie kiecek, jak i spodni 😉
Gaź?zinę też popieram, chociaż Łąckiej szkoda. Jak już zamiarowała taki występ, to mogła zrobić podmianke i łącką do innej flaszki przelać, a do tej rozbitej wody wlać. Żeby na zmarnowanie nie poszedł szlachetny trunek 🙄
Owcarecku, masz Ty wladze! – nad gazdzina.
Ja bym Cie sprala, i to porzadnie, za kopanie dolkow pod moim sprytnym planem.
Holinder, tyle dobrego trunku sie zmarnowalo za sprawa jakiegos tam amerykana!!!!
Ale kto by sie nim przejmowal.Chociaz moze warto sie rozejrzec, co by tu jeszcze opatentowac?Moze „hod-dogi”.”Amerykany” sobie przywlaszczyli,a przecie to nasz polski wynalazek 😉
Salute amici.
Ps.Alicjo, obejrzalam Twoja zdjeciowa galerie.Nawet mnie w niej nie brakuje,chociaz siedze i strasze 😀
Do Alecki
„Gaździnę też popieram, chociaż Łąckiej szkoda. Jak już zamiarowała taki występ, to mogła zrobić podmianke i łącką do innej flaszki przelać, a do tej rozbitej wody wlać.”
Tyz najpierw myślołek, coby tak zrobić, ale… kieby wysło na jaw, ze to ino zwykła woda, osłabiłoby to pozycje gaździny w ewentualnym procesie prociwko ponu B. Więc w imie wyzsej koniecności poświęciła ten pikny (barzo pikny!) trunek 😀
Do Teodorecki
„Owcarecku, masz Ty wladze! – nad gazdzina.”
Jak to pedzioł kiesik jakisi ceper: nie błądzi, kto sądzi, że jamnik nim rządzi. Owcarki to wprowdzie nie jamniki, kapecke sie jednak z tymi krótkonogimi siuhajami zadawołek, na przykład ze znonym Alecce Zorro – i oto skutki 😀
Do Anecki
„Ale kto by sie nim przejmowal.Chociaz moze warto sie rozejrzec, co by tu jeszcze opatentowac?Moze ‚hod-dogi’.’Amerykany’ sobie przywlaszczyli,a przecie to nasz polski wynalazek”
O! Za to to nawet jo byk mógł wytocyc proces! W końcu nifto nie zaprzecy, ze jo bardziej niz jakikolwiek cłowiek mom prawo do słowa „dog” 😀
A propos kiecek, akurat wyczytałam u Janusza L. Wiśniewskiego – sparafrazuję trochę – że najkrótsze kiecki prowadzą najczęściej do najdłuższych miłości 😉
Otoz to Owcarku „Amerykany” przywlaszczyly sobie „dog`a” bez Twego pozwolenstwa.Do sadu z nimi!!!!!!!!!!!
Hej.
Do Alecki
„najkrótsze kiecki prowadzą najczęściej do najdłuższych miłości”
To by wyjaśniało, cemu miłość Romea i Julii była tak krótko, choć tak zarliwo. Po prostu, w tamtyk casak syćkie dziewcyny nosiły barzo długie kiecki 😀
Do Anecki
„Do sadu z nimi!!!!!!!!!!!”
Do sądu! A kie jesce pare psów sie do mnie przyłący, to bedziemy mogli złozyc pozew zbiorowy. I niek nas przeciwnik nojdzie jakiegosi adwokata bardziej wyscekanego jako my 😀
No właśnie! Niech spróbuje!
Ha! Dwa dni temu był własnie światowy dzień spódnicy 🙂 :
http://www.papilot.pl/moda/1950/Dzis-Swiatowy-Dzien-SPODNICY.html
Łooo… tą z prawej to przydałoby się, chudzinkę, kapeckę podkarmić… jałowcowej podesłać czy co? 😯
Trza jom porwać i do kuchni mojej gaździny dostarcyć. A mojo gaździna, kie takom zabidzonom chudzine uwidzi, to juz bedzie wiedziała, co robić 😀