I po świętak ze Scarlett Johansson

Jako juz wiecie, w te święta nie było w chałupie mojej gaździny, bo lezała w śpitalu. Bacy tyz nie było, bo postanowił siedzieć w śpitalu wroz z gaździnom. Była za to poni Scarlett Johansson.

Jak hyrnej aktorce mijoł cas w mojej wsi? Chyba nie najgorzej. O wyzywienie turbować sie nie musiała, bo gaździny – choć zajęte przedświątecnymi porządkami – jakosi nojdowały cas, coby ryktować dlo niej pikne jedzenie. Gazdowie z kolei ofiarowali sie, ze chętnie nasemu gościowi to jedzenie zaniesom, ale wte gaździny odpowiadały swym chłopom, coby sie nie kłopotali, bo one mogom je zanieść same. Haj. Jedzenie było tak smakowite, ze poni Scarlett od rozu zakochała sie w tutejsej kuchni. Mnie jednak turbowało, cy w polskim Bozym Narodzeniu tyz sie zakocho? Po tym, cego nasłuchała sie od swoik dziadków, obiecywała se po polskik świętak barzo wiele. Postanowiłek, ze zrobie co w mojej owcarkowej mocy, coby sie nie zawiodła.

Pomyślolek, ze najpierw trza wyryktować jakomsi piknom choinke. Baca co roku tuz przed świętami seł najpierw po zezwolenie do leśnika, a potem seł do lasa i stamtela przynosił zieloniutkiego smreka abo inksom jodełecke. A jo? Jak jo choinke z lasa przyniese? Przecie jo nie umiem ścinać drzew. Miołek zatem dwa wyjścia: abo wykopać choinke wroz z korzeniami i przynieść do chałupy, abo wykraść śtucne drzewko z Felkowej hurtowni. Kie poradziłek sie kota, co robić, kot pedzioł tak:
– Wiecie, krzesny, prowdziwe drzewko jest duzo pikniejse. Ale kie przyniesiecie je wykopane wroz z korzeniami, to nieźle w chałupie nabrudzicie. A wte nie wiadomo, cy poni Johansson nie kaze wom posprzątać.

Uwaga kota przesądziła sprawe. Jestem przecie psem pasterskim, nie sprzątającym! Tak więc w noc poprzedzającom wigilie pohybołek do Felkowej hurtowni i wykrodłek stamtela piknom śtucnom choinecke. Zaciągłek jom do chałupy i postawiłek w nasej najwięksej izbie. Wroz z kotem ozdobili my jom wyciągniętymi z safy bombkami i łańcuchami. Cy ozdobili my jom ładniej niz robi to mojo gaździna? Powiem tak: cy ładniej – to nie wiem, ale z pewnościom bardziej awangardowo.

Rano, kie poni Johansson wstała z wyrka, to kapecke zaskocyło jom, ze w izbie choinka stoi. Ale uznała, ze skoro ludzie ze wsi dostarcajom jej jedzenie, to tyz ftórysi z nik musioł przynieść choinecke. I telo.

Ale choinka to ocywiście nie syćko. Trza było piknom, prowdziwie polskom wigilie wyryktować. Zacęli my sie z kotem zastanawiać, co nalezy zrobić. No i zaplanowali my, ze bedzie opłatek, kolędy, prezenty i pikne jasełka. Z tyk śtyrek rzecy pierwse trzy były racej proste: opłatka wykrodne księdzu proboscowi, kolędy zaśpiewom wroz z kotem (telo roków słuchali my róznyk kolęd, ze teroz chyba nie powinniśmy mieć trudności z ik zaśpiewaniem), a o prezenty jak zwykle niek postaro sie Święty Mikołaj (choćby z komentorzy tutok w Owcarkówce wiemy, ze nie wsędy Mikołaj przynosi w wigilie prezenty, ale akurat w mojej wsi – przynosi). Najtrudniejso była sprawa jasełek. Fto miołby grać Świętom Rodzine? Fto pasterzy? A fto trzek króli? Zatrudnić całom zywine z obejścia do nasego przedstawienia? Owce, krowy, świnie i kury? Myśleli my o tym z kotem, ba w końcu stwierdzili, ze to racej nimo sensu, bo pozostało zywina w obejściu nimo takik zdolności aktorskik jako my dwaj. A tutok przecie nalezało zagrać naprowde barzo dobrze! Bo nasym widzem miała być profesjonalno, światowej sławy aktorka! Nie mieli my zatem inksego wyjścia, jak wyryktować takie mini-jasełka, ogranicone do dwók ino ról.

– Ba jakie role zagromy? – spytoł kot.
– Jo chyba powinienek być janiołem – pedziołek. – Bo jestem cały bioły.
– Ty janiołem? Hahaha! – zaśmioł sie kot. – Tako wereda jak ty miałaby być janiołem? A tak w ogóle to janiołowie som nie bioli, ino niebiescy.
– Jak to niebiescy?
– A tak to – pedzioł kot. – Przecie w kolędzie „Gdy się Chrystus rodzi” pasterze zwracajom sie do janiołów słowami: O, niebieskie duchy.
– To kim mom być z takim kolorem kudłów, mądralo?
– Śmierzciom! – stwierdził kot. – Ino Śmierzć jest w jasełkak bieluśko. Hihihi!
– Niekze ta – pedziołek. – Ale w takim rozie wy, krzesny, bedziecie Herodem.
– Tym ancykrystem? – obrusył sie kot. – A to cemu?
– Bo Herod to jedyno postać, z jakom w jasełkak Śmierzć mo do cynienia. Przychodzi po tego bejdoka, coby go zabrać do piekła.
– No, trudno, niek bede tym wrednym Herodem – ustąpił kot. – Ba poni Johansson i tak bedzie wiedziała, ze w rzecywistości jo jestem miłym i piknym kotkiem, a wy weredom i beskurcyjom.

Mogłek cosi na to pedzieć, ale uznołek, ze nie pora teroz wadzić sie, fto z nos dwók jest więksom weredom. Postanowiłek zmienić temat.

– No dobra – pedziołek. – Wigilijny scenarius momy z grubsa opracowany. Teroz pohybom po opłatka. Kie ino go przyniese, to od rozu piknie sie nim połamiemy z poniom Johansson.
– Chyba nie tak od rozu – odporł kot. – Ludzie opłatkiem dzielom sie dopiero wte, kie na niebie zabłyśnie pierwso gwiozdka. A teroz jesce słonko piknie świeci.
– Właśnie, słonko. A słonko to przecie tyz gwiozda – zauwazyłek.
– No, niby racja – zgodził sie ze mnom kot.

I pohybołek na plebanie. Łatwo posło. Wprowdzie probosc mnie zauwazył i sie pośmioł, wikary tyz mnie zauwazył i sie powściekoł, ale najwozniejse, ze udało mi sie zdobyć całom pacuske piknyk opłatków.

Wróciłek do chałupy. Poni Johansson przeglądała akurat jakiesi hamerykańskie casopisma, ftóre Felek podrzucił jej, coby sie jej u nos za barzo nie kotwiło. Stanąłek przed nasym gościem, z tymi opłatkami w gymbie, i zamerdołek ogonem. Poni Johansson wyjrzała zza pisma, ftóre właśnie cytała. Poźreła na mnie i… wskocyła przerazono na krzesło, wołając:
– Na mój dusicku! Wściekły pies! Ten pies jest wściekły! Mo biołom piane na kufie!

Krucafuks! W tej kwili zrozumiołek, co sie stało. Ten opłatki, co to od plebanii je niesłek, pod wpływem mojej psiej śliny zacęły sie rozpuscać. I faktycnie teroz bardziej przybocowały piane niz zwykłe opłatki. Cóz było robić? Wytorłek gymbe w dywan (gaździna akurat kupiła jakisi nowy środek do prania dywanów – to teroz przynajmniej bedzie miała okazje wypróbować jego skutecność) i zacąłek piknie skomleć, przymilać sie i machać ogonem, coby dać poni Johansson do zrozumienia, ze nie dotkła mnie zodno wścieklizna. Poni Johansson dała sie na scynście przekonać.

– E, wściekły pies chyba sie tak nie zachowuje – pedziała do siebie. – Pewnie zakrodł sie do jakiejsi restauracji i ubrudził se kufe w jakiejsi śmietanie. I to nie była zodno piana, ino śmietana właśnie.
Uspokojono poni Johansson zlazła z krzesła i wróciła do cytania.

– Aleście sie popisali, krzesny – odezwoł sie kot, ftóry poziroł na to syćko z kąta pokoju. – Taki z wos sietniok, ze nawet zwykłego opłatka nie umiecie normalnie przynieść do chałupy. Teroz poni Johansson nie bedzie wiedziała, jak w Polsce wyglądo dzielenie sie opłatkiem. I to bedzie waso wina.

Krucafuks! Co miołek na to pedzieć? Kot mioł racje.

– Cóz, krzesny – pedziołek – skoro z opłatkiem nie wysło, to moze pokozmy gościowi, jak wyglądo u nos kolędowanie?
– Dobrze – zgodził sie kot. – A jakom kolęde zaśpiewomy?
– Pomyślmy – pedziołek. – To musi być jakosi prowdziwie polsko kolęda. Moze „Jezus malusieńki”?
– Moze być – pedzioł kot.

No i zacęli my śpiewać. Najpikniej jako umieli. W końcu byli my świadomi, jako ciązy na nos odpowiedzialność – musieli my hyrnej postaci z Hollywoodu pokazać polskom kulture z jak najlepsej strony. Śpiewali my, śpiewali… I wiecie, co poni Johansson zrobiła, słuchając nos? Rozpłakała sie! Normalnie sie rozpłakała!

– Co sie stało? – spytołek zdziwiony przerywając śpiew.
– Jak to co? – Kot tyz przerwoł śpiewanie. – To syćko przez wos! Wymyśliliście, cobyśmy śpiewali „Jezus malusieńki”, a to przecie jest barzo smutno kolęda. I jesce dziwi wos, ze poni Johansson tak posmutniała!
– Chyba mocie, krzesny, racje – zgodziłek sie z kotem. – No to moze zaśpiewojmy cosi weselsego? O! Wiem! „Dzisiaj w Betlejem, dzisiaj w Betlejem wesoła nowina”. Kie poni Johansson to usłysy – od rozu humor piknie jej sie poprawi.

No i znów zacęli my śpiewać. Jo po psiemu: „Hauuuu! Hauuu-uuu! Hauuuuu!…”, a kot po kociemu: „Miauuuu! Miauuu-uuu! Miauuuuu!…”

I pozirali my na poniom Johansson, cekając, jaz zacnie sie weselić. Ale na mój dusiu! Nie rozweseliła sie! Dalej płakała! Ale cemu? Przecie tym rozem śpiewali my wesołom kolęde!

– Och! Och! Mojo bidno zywinko! – załkała aktorka – Ty, piesku, tak straśliwie wyjes, a ty, kotku, tak straśliwie miaucys! Na pewno na cosi cierpicie. Ale na co? Jak wom pomóc? W Hameryce to byk nolazła numer do weterynorza i zadzwoniła. A tutok – nie wiem, co robić. A wy tak straśnie cierpicie. Na mój dusickuuuuu!

– Krucafuks! – zaklął kot. – Furt same problemy z tymi ludźmi, przez to, ze nie rozumiom języka zywiny.
– Wy nie zwalojcie syćkiego na nierozumienie nasego języka – skarciłek kota. – Kiebyście umieli ładnie śpiewać, a nie fałsować jakby wom cały kierdel słoni na ucho nadepnął, to poni Johansson nie myślałaby teroz, ze my cierpimy.
– Ohohoho! A wy to niby umiecie śpiewać? – odciął sie kot.
– No… dobra, obaj nie umiemy – przyznołek. – Zostowmy zatem śpiewanie. Przejdźmy do kolejnego świątecnego akcentu – wyciągania prezentów spod choinki.

No i poźreli my w strone choinecki. A tamok – krucafuks! – wyobrazocie se? Nie było zodnyk prezentów! Zupełnie nie mogli my zrozumieć cemu! Wse w wigilie Mikołaj ostawio pikne prezenty pod nasom choinkom. A tym rozem – ani jednego! Jak to wyjaśnić?

– Moze pod śtucne choinki Mikołaj nie podrzuco prezentów? – zacął śpekulować kot.
– Podrzuco, podrzuco – pedziołek. – Wiem, ze w miastak wielu ludzi mo śtucne choinki, pod ftórymi tyz pikne prezenty mozno noleźć. Jo se myśle, ze po prostu do Mikołaja nie zdązyła dotrzeć wiadomość, ze poni Johansson jest tutok pod Turbaczem, a nie u siebie w Hameryce.
– To co zrobimy? – spytoł kot.
– Cóz – pedziołek. – Moze trza głośno zawołać ku Mikołajowi? Moze nos usłysy?

I zacąłek głośno wołać:
– Mikołaju!!! Mikołajuuuuu!!! Poni Johansson jest tutooooook!!!
– Mikołajuuu!!! – wołoł wroz ze mnom kot. – Mikołajuuuuu!!!
A poni Johansson… rozpłakała sie na dobre.
– Buuu! Buuuuu! – Bidocka była cało mokrzusieńko od łez. – Piesku i kotku, wy wyjecie coroz głośniej! A więc oba musicie coroz bardziej cierpieć! Jakze mi wos zol! Straśnie zol! Buuuuu!!!
– Krzesny, chyba lepiej dojmy se spokój z tym wołaniem Mikołaja – pedziołek do kota.
– Chyba tak – pedzioł kot. – Bidno poni Johansson! Nigdy w zyciu nie widziołek, coby ftosi w cas wigilii był tak spłakany.
– Ba jesce nie syćko stracone – pedziołek. – Mozemy jesce rozweselić nasego gościa, ryktując pikne jasełka.

No i stanęli my przed poniom Johansson, coby – tak jak my wceśniej uzgodnili – odegrać specjalnie dlo niej piknom jasełkowom scenke, jak to Śmierzć (cyli jo) przychodzi do króla Heroda (cyli kota). Niestety, nie zdązyli my zrobić przed tym przedstawieniem ani jednej próby, ale uznaliśmy, ze bedziemy improwizować i tyz bedzie piknie.

– Hej! Królu Herodzie! – zawołołek ku kotu. – Rzezi niewiniątek ci sie zafciało, co? Nasego ostomiłego Zbawiciela fciołeś zgładzić, co?
– Bede godoł ino w obecności mojego adwokata – odpowiedzioł kot-Herod.
– Za późno – pedziołek. – Pon Bócek wydoł juz na ciebie wyrok śmierzci. Wyrok jest prawomocny. Zaroz zetne ci ten głupi tyrański łeb za pomocom mojej piknej kosy.
– Ale przecie ty nimos kosy – zauwazył kot.
Krucafuks! Faktycnie nie miołek. Trza było wceśniej pomyśleć o tym rekwizycie. W komórce bacy nolozłbyk go bez trudu, ale teroz nie było juz casu na hybanie do komórki. Trza było improwizować dalej.
– To nic, ze jej nimom – pedziołek. – Skoro nie moge ci łba ściąć, to ci go odgryze.

I zaroz chyciłek kota za kark, udając, ze próbuje odgryźć mu głowe. Dobrze te scene odegrołek? Chyba jaz za dobrze. Bo nagle… PRASK! Cosi uderzyło mnie w łeb. Co to było? Po kwili juz wiedziołek – to poni Scarlett Johansson walnęła mnie choinkom, bo pomyślała, ze jo atakuje kota naprowde. A choinka jaz złamała sie na pół. Eh, kiebyk to przewidzioł, wykrodłbyk Felkowi mocniejse śtucne drzewko. Ale nie przewidziołek i wykrodłek najlzejse. Skutek cynu poni Johansson był taki, ze bombki pospadały z choinki. Te, ftóre sie nie stłukły, poturlały sie po całej izbie. Kot uległ wte typowemu dlo swego gatunku odruchowi i hipnął za pomykającymi bombkami. Co za głuptok krucafuks! Przynajmniej teroz, pokiela trwało nase przedstawienie, mógł sie powstrzymać. Cy widzioł ftosi choć roz króla Heroda ganiającego turlające sie bombki?

– Nieładnie, piesku! Nieładnie! – skarciła mnie tymcasem poni Johansson. – Powinieneś zyć z tym kotkiem w zgodzie, a nie napadać na niego bez powodu. Co sobie twoja gaździna i twój baca pomyślom, kie dowiedzom sie, ze jesteś taki niedobry pies? Nie tak powinny sie zachowywać porządne pieski. Mogłeś zrobić bidnemu kotkowi krziwde…
– No i co? – zachichotoł kot, nie przerywając przy tym zabawy z bombkami. – Nie godołek, ze poni Johansson bedzie wiedziała, ze jo jestem miłym kotkiem, a wy weredom?

Na mój dusiu! Katastrofa! Zupełno katastrofa! Choinka złamano, opłatek nom nie wyseł, kolędowanie tyz nie wysło, Mikołaj nie dostarcył prezentów, a jasełka – nawet skoda godać. Teroz poni Johansson bedzie myślała, ze święta w Polsce wcale nie som takie pikne, jako jej dziadkowie gwarzyli, ino ze som zupełnie beznadziejne!

W dodatku musiołek wysłuchać od poni Scarlett moralizatorskiego wykładu o tym, na co grzecne pieski mogom se pozwalać, a na co nie. O, Jezusicku! Sam nie wiem, jak długi byłby ten wykład, kieby nie to, ze nagle ftosi zapukoł do chałupy. Poni Johansson posła otworzyć drzwi. Kie otworzyła, uwidziała jednego z juhasów mojego bacy – Staska Kowanieckiego.

– Witojcie! – zawołoł Stasek.
– A, witojcie, panocku – odpowiedziała poni Johansson.
– Ostomiło poni Johanssonecko – godoł Stasek. – My we wsi pomyśleli se, ze ftosi powinien piknie popytać wos na wiecerze wigilijnom. Bo to przecie tak być nie moze, cobyście w taki cas sami w chałupie siedzieli. No i postanowiono, ze to jo wos ku sobie popytom, bo mojo rodzina najlepiej we wsi godo po angielsku.
– Dziękuje piknie! – uciesyła sie poni Johansson. – Ale… cy to nie bedzie dlo wos, panocku, kłopot? Jo tutok przecie jestem niepilokiem.
– Niepilokiem? – zaśmioł sie Stasek. – W tej wsi – niepiloki wse były mile widziane. Mojo prababka, Salomea Schlamberg, tyz trafiła tutok jako niepilok. To było w casie wojny. Prababka była Zydówkom i sukała schronienia przed Miemcami. No i właśnie w tej wsi piknie jom przyjęto i piknie ukryto. Po wojnie zaś – prababka juz sie stela nie wyprowadziła, bo zakochała sie w tutejsym juhasie, moim pradziadku…
– Pockojcie, panocku, pockojcie. – Poni Johansson przerwała nagle te Staskowe wspominki. – Mozecie powtórzyć, jak sie nazywała waso prababka?
– Salomea Schlamberg, a cemu pytocie?
– No bo… – pedziała poni Johansson. – Moi pradziakowie nazywali sie Sol i Mollie Schlamberg. I wiem, ze w casie wojny uciekli z Polski.
– O, Jezusicku! – Stasek wyglądoł na zupełnie zaskoconego. Najwyraźniej nic nie wiedzioł o polskik przodkak poni Johansson. A jo wiedziołek, bo kiesik cytołek o tym tutok. Haj.

– Hmm… – po kwili Stasek sie zamyślił. – Teroz przybocuje se, jak kiesik mojo babka godała, ze prababka Salomea miała brata Saula i śwagierke Miriam. Straciła z nimi kontakt w casie wojny i nigdy nie dowiedziała sie, jakie były ik dalse losy. Cy to mozliwe, ze na Zachodzie brat i śwagierka prababki zmienili imiona na Sol i Mollie?
Stasek podrapoł sie po głowie. Po kwili machnął rękom i rzekł:
– E, chyba za barzo fantazjuje. Ale, ostomiło poni Johanssonecko, piknie wos pytom, cobyście przyjęli moje zaprosenie na wigilie.

No i poni Johansson zaprosenie przyjęła. Wsiadła w auto, ftórym Stasek przyjechoł i rozem z nim pojechała do jego chałupy. A tamok cało Staskowo rodzina piknie powitała niezwykłego gościa. Był tamok opłatek, były pikne polskie kolędy i góralskie pastorałki, prezenty tyz były. Nawet dlo poni Johansson prezent pod choinkom sie nolozł – pikno Łącko Śliwowica. Na mój dusiu! A więc ten Mikołaj od rozu wiedzioł, ze poni Johansson bedzie na wiecerzy wigilijnej u Staska!

Było tyz tamok oglądanie rodzinnyk zdjęć, w tym paru przedwojennyk, przywiezionyk do wsi przez prababke Salomee. Na jednym z tyk zdjęć była Staskowo prababka wroz ze swoim bratem i śwagierkom. No i… na mój dusiu! Poni Scarlett… w tym bracie i tej śwagierce… rozpoznała swoik pradziadków, ftóryk znała z rodzinnyk fotografii ze swego domu! A więc nas Stasek Kowaniecki to… jej daleko rodzina! Bajako.

Poni Johansson tak barzo spodobało sie u Staska, ze nie zastanawiała sie ani kwilecke, kie popytano jom, coby w pierwsy i drugi dzień świąt tyz tamok zajrzała.

Zaś w piątek po świętak – mojo gaździna została wreście wypuscono ze śpitala. Wroz z bacom wróciła do wsi. Poni Johansson pocuła sie wte zwolniono z obowiązku doglądania zywiny w nasej chałupie i wyrusyła do Nowego Targu, coby stamtela pojechać do Balic, a następnie polecieć do Hameryki. Ba opuscając mojom wieś, była sakramencko scynśliwo. No bo mało ze uwidziała pikne polskie święta, to jesce tutok – w mojej wsi pod Turbaczem – nolazła swoik dalekik krewnyk.

A jo i kot – po tym Bozym Narodzeniu tyz byli sakramencko scynśliwi. No bo skoro ludzie ze wsi naznosili dlo poni Johansson telo piknego jedzenia, ze sama nie dała rady syćkiego zjeść, to przecie skoda by było, coby sie zmarnowało. Więc tymi syćkimi przysmakami zaopiekowali sie my dwaj. Na mój dusicku! Cego tamok nie było! Pikne polędwice, pikne schaby, pikne pastety, pikne rybki… Syćkiego nie wymienie, bo ten wspis musiołby być dwa rozy dłuzsy.

Krótko mówiąc, ostomili, najscynśliwsym cłowiekiem w te święta była poni Scarlett Johansson, a najscynśliwsom zywinom w te święta… byłek jo z kotem. Hau!