Dlo owadów tyz
W poprzednim wpisie godołek, ze zywina powinna mieć dostęp do komputrów. Ftosi moze spytać, cy kozdo zywina? Nawet owady? Cóz, jesce niedowno nie umiołbyk na to pytanie odpowiedzieć. Ale teroz juz piknie umiem. A umiem dzięki temu, ze dowiedziołek sie o ksiązce, ftóro mo tytuł Hotele dla owadów. 30 projektów do samodzielnego wykonania. Autorka jest chyba zagranicno, bo nazywo sie Melanie von Orlow.
Cy to jest dobro ksiązka – tego nie wiem, bo jesce jej nie cytołek. Nawet nie powąchołek jej okładki. Ba wiem jedno: sam fakt, ze tako ksiązka powstała, świadcy o tym, ze branza hotelarsko piknie wchodzi na coroz to nowe rynki, juz nie ino na ludzkie, ale na owadzie tyz. A ze hotelarstwo jest wykładane na ucelniak ekonomicnyk, to podejrzewom, ze juz w przysłym roku akademickim ksiązka ta moze sie noleźć w niejednym sylabusie dlo studentów takik ucelni. Haj.
Po co w ogóle ryktować owadom hotele? Na stronak internetowyk wydawnictwa Multicobooks tłumacom, ze dlo ochrony dziko żyjących owadów zapylających, które masowo wymierają w wyniku chemizacji rolnictwa, zmian klimatycznych, chorób oraz niszczenia ich siedlisk. Skoro tak – to owadzie hotele niek piknie powstajom. Niek powstajom owadzie Ritze, niek powstajom owadzie Sheratony i owadzie Marriotty tyz.
A teroz wróćmy do pytania postawionego na pocątku wpisu: cy owady powinny mieć dostęp do komputrów? Na mój dusiu! Powinny! Jak najbardziej powinny! Bo jak w dzisiejsyk casak rezerwuje sie miejsce w hotelu? Ano… głównie przez internet. Jeśli więc owady nie bedom miały dostępu do komputra – i to takiego z internetem – to nie bedom mogły zarezerwować se pokoju abo inksego apartamentu. A wte te syćkie wyryktowane dlo nik hotele bedom świeciły pustkami. Zaś cały trud pisarski poni von Orlow pódzie na marne. Haj.
Jest ino jeden problem – jak wyryktować komputer, ftórego klawiature owad mógłby obsługiwać za pomocom swoik maluśkik owadzik łapek? Tego nie wiem, ale ten problem ostawiom inzynierom z Hewlett Packarda abo inksego Apple’a. Niek cosi wymyślom. Bajako.
Mom ino nadzieje, ze nie kozdy owad bedzie mógł z takiego hotelu skorzystać. Bo przecie nie kozdy jest piknym motylem, piknom biedronkom abo piknom pscołom. Som tyz licne owadzie weredy: klesce, karaluchy, gzy, pchły, pluskwy… Krucafuks! Długo by wymieniać! Przed takim ancykrystami drzwi kozdego sanującego sie hotelu wse powinny być zamknięte. Mom nawet pomysł, coby zrobiono podobnie jak w filmie Co zrobisz, jak mnie złapiesz pona Barei. Niek przed wejściami do owadzik hoteli wywiesajom zdjęcia tyk robali, co to som krwiopijcami abo roznosicielami chorób, a nad zdjęciami niek bedzie napis: TYCH KLIENTÓW NIE OBSŁUGUJEMY. Bo takim beskurcyjom to poni von Orlow powinna poświęcić osobnom ksiązke: Hereśty dlo owadów-beskurcyjej. Hau!
P.S.1. A w najblizsom niedziele piknie se poświętujemy, bo to dzień Margeckowyk urodzin bedzie. Zdrowie Margecki! 😀
P.S.2. I w poniedziałek tyz piknie poświętujemy, bo wte z kolei bedziemy mieli dzień imienin Plumbumeckowyk. Zdrowie Plumbumecki! 😀
P.S.3. A pod ostatnim wpisem nowy gość do Owcarkówki zawędrowoł – Starusecek. Piknie sie pojawił i piknie praktycnom informacje podoł. Powitojmy piknie Starusecka! 😀
Komentarze
Jest ino jeden problem ? jak wyryktować komputer, ftórego klawiature owad mógłby obsługiwać za pomocom swoik maluśkik owadzik łapek?
Komputery dla owadów będą obsługiwane za pomocą bzyczenia. Bzyking Corporation już niedługo udostępni specjalne oprogramowanie.
Takie pszczoły na przykład są już na dużo wyższym poziomie komputeryzacji niż my (( My dopiero raczkujemy a pszczoły mają komputery tak opanowane, że wszystko odbywa się u nich mentalnie ) Jedna pszczoła pomyśli i wiedzą wszystkie )) My dopiero próbujemy i to po omacku, bo mimo iż posiadamy pasieki, to pszczoły nie mają zamiaru dzielić się z nami wiedzą (( Mamy za to ich produkt uboczny – czyli miód )) Ostatnio naprodukowały dużo rzepakowego miodu )) Pychota, choć gdy się zagląda do słoika wygląda jak kiedyś Ceres (((
Według pszczół musimy najpierw wznieść się jako ludzkość kilka poziomów wyżej, by móc być dopuszczonym do tajemnego serwera pszczół )))
TesTeq,
Komórka Samsung C 3520, na pewno ma Bl, gdyż na opakowaniu jest ten symbol; niebieskie ma nazwę i symbol Bluetootha. 🙂
Wawrzek pisze: Według pszczół musimy najpierw wznieść się jako ludzkość kilka poziomów wyżej, by móc być dopuszczonym do tajemnego serwera pszczół )))
Chodzi Ci o to, że muszą nam wyrosnąć skrzydła? Żebyśmy się wznieśli?
@hortensja: Zajrzałem do instrukcji tego telefonu, a tam „Nie gryźć ani nie ssać baterii ani urządzenia”. To nie jest telefon „dlo zywiny”. 😀 I o żadnym kabelku rzeczywiście nic tam nie ma.
Cóż za skromny ten producent tego „czegoś niebieskiego” – nie przedstawił się… Chyba na tym kończą się moje „zdalne” możliwości pomocy. Zwykle „coś niebieskie” jest automatycznie wykrywane przez Windows 7 albo ma dołączony dysk CD z oprogramowaniem.
TesTeq,
Dzięki Ci, jakoś będę musiała sobie poradzić. Istotnie, przypominam sobie, że gdy znajomy wsadził toto do komputera, komp natychmiast zareagował. Coś się widocznie musiało stać, chyba ten niebieski wichajster jest już przestarzały – ma już dobre parę lat z okładem, a dostałam go właśnie od tego znajomego- bo nie wierzę, żeby komp zastrajkował. Będę musiała wobec tego wezwać kogoś, kto mi to wszystko wytłumaczy, albo wziąć kompa pod pachę i iść do jakiegoś zakładu specjalistycznego. Zresztą komputerowi przyda się przegląd techniczny. 😀
@hortensja: Możesz jeszcze spróbować podłączyć ten niebieski wichajster do innego portu USB (jeśli jest ich więcej) i zobaczyć, czy komputer go zauważy. To się czasami udaje.
TasTeq – piszesz: „Chodzi Ci o to, że muszą nam wyrosnąć skrzydła? Żebyśmy się wznieśli?”
Byłoby super gdyby i nam wyrosły skrzydła )) lecz chodziło mi o to, że jako grupa nie stanowimy jedności ( a przecież komputer to jedność. Nie podłączysz dysku i nic, bez zasilacza też klapa, Możesz funkcjonować bez DVD, lecz żadnej płytki nie uruchomisz (( Chodzi o świat, który jest jednością – tak żyją pszczoły. Wszyscy autorzy piszący o idealnym świecie nie wzięli pod uwagę, ze on już istnieje – u pszczół )) Być może kiedyś po Armagedonie świat zanurzy się w pokoju i wtedy pszczoły na pewno nam udostępnią dojście do serwera ))
Skrzydła są, nie muszą nam wyrastać – dość kłopotliwe by to było, nowe członki 😉
Wystarczy wykupić bilet lotniczy i się wzniesiemy na odpowiednią wysokość (ok.12km). Ale tam zimno 😯
Jutro się wzniosę, i to trzy razy:
Flight Duration: 3 hr 20 min
Flight Duration: 8 hr 30 min
Flight Duration: 5 hr 55 min
Wyszło mi, że zusamen do kupy to będzie 17.05 godzin wznoszenia, a między wznoszeniami mam dwa postoje po 3 godziny. No i dojazd na lotnisko 3 godziny, oraz 3 godziny czekania na pierwsze wzniesienie. No i jeszcze trzeba będzie wrócić! Cierp ciało, jakżeś chciało 🙄
Mrusia jeszcze nie wie, że dzisiaj wieczorem jej poprzedni Personel przychodzi, żeby ją zabrać na wakacje – będzie okazja do spotkania z dawnymi kumplami i kumpelkami 😉
Poprzedni Personel ma 6 kotów, które niestety, będą musiały znosić Mrusiny terror. Podobno za każdym razem, kiedy Mrusia przybywa na wakacje, na koty pada blady strach, Mrusia rządzi. Pierwsza do michy i w ogóle do wszystkiego, a i łapką trzepnie, jak jej się coś nie podoba. Wiadomo – królowa!
TesTeq,
dzięki Ci jeszcze raz; wypróbowałam wszystkie 3 wejścia i nic. Jakoś sobie poradzę.
Przed takim ancykrystami drzwi kozdego sanującego sie hotelu wse powinny być zamknięte.
Owczarku wręcz przeciwnie.Ja chętnie wyślę do takiego hotelu wszystkie okoliczne komary, z przyjemnością opłacę im wakacyjny pobyt z dala ode mnie 🙂
Emi – dołożę połowę! 🙂
A swoją drogą, to czym karmią w tych hotelach, żeby owady uniknęły kontaktu z „chemizacją, zmianami klimatycznymi” itd.?
Do TesTeqecka
„Komputery dla owadów będą obsługiwane za pomocą bzyczenia. Bzyking Corporation już niedługo udostępni specjalne oprogramowanie.”
Na mój dusiu! Cosi mi sie widzi, ze wytrawni grace giełdowi juz zacynajom masowo nabywać akcje tego całego Bzyking Corporation 😀
Do Wawrzecka
„Według pszczół musimy najpierw wznieść się jako ludzkość kilka poziomów wyżej, by móc być dopuszczonym do tajemnego serwera pszczół”
Pewnie tak. Bo jaki teroz byłby pozytek z udostępnienia ludziom pscelego serwera? Pewnie taki jak z udostępnienia cłowiekowi jaskiniowemu dowolnego dzisiejsego urządzenia elektronicnego 😀
Do Hortensjecki
„Zresztą komputerowi przyda się przegląd techniczny”
Tak w ogóle to se myśle… som darmowe poradnie prawne, som darmowe poradnie psychologicne… cyz nie pora, coby powstały darmowe poradnie informatycne? A moze juz som? 😀
Do Alecki
„Poprzedni Personel ma 6 kotów, które niestety, będą musiały znosić Mrusiny terror. Podobno za każdym razem, kiedy Mrusia przybywa na wakacje, na koty pada blady strach, Mrusia rządzi. Pierwsza do michy i w ogóle do wszystkiego, a i łapką trzepnie, jak jej się coś nie podoba. Wiadomo ? królowa!”
Niek te seść kotów nie narzeko. Przecie chyba lepiej, coby panowoł jakisi porządek, nawet kieby ten porządek mioł być monarchiom absolutnom, niz coby była jakosi straśliwo anarchia?
Scynśliwej podrózy, Alecko! 😀
Do Emilecki
„Owczarku wręcz przeciwnie.Ja chętnie wyślę do takiego hotelu wszystkie okoliczne komary, z przyjemnością opłacę im wakacyjny pobyt z dala ode mnie”
No to byłby właśnie hotel. Ino z tak drobnymi kratkami, ze nawet komar sie nie przeciśnie. Ba na temat komarów być moze wyryktuje niedługo taki jeden wpis ku pokrzepieniu serc 😀
Do Alsecki
„A swoją drogą, to czym karmią w tych hotelach, żeby owady uniknęły kontaktu z ‚chemizacją, zmianami klimatycznymi’ itd.?”
Jezeli to jest hotel wysokiej klasy, z eleganckom restauracjom, a nie z taniom garkuchniom, to pewnie majom sposoby. Ocywiście za odpowiedniom cene 😀
Owczarku,
dziekuję za „Scynśliwej podrózy, Alecko!”, straśliwie cięzko mi się przyszło rozstać z Mrusieństwem 🙁
Ale jak trzeba, to trza!
Idę pospać, bo jutro z rańska trza się zerwać z wyrka, spakować i lecieć!
Czy to ptak?
Czy to samolot?
Nie, to Alicja nadlatuje!
Kryć się!
TesTequ,
nie nadlatuję jeszcze, jeszcze nawet nie wzlatam 🙄
A poza tym nikt nie wie, że ja tam zamierzam nadlatywać 😉
Aliści tę rajzę kapeckę mam, bo zamiast wypoczywać, obudziłam się o czwartej nad ranem niepotrzebnie. Po pierwsze primo, Mrusia mi nie mrrrrrrusi w ucho i nie wywala mnie z wyrka.
Po drugie primo, trzeba by coś do torby wrzucić, czyli się spakować, ale czasu dużo, ze cztery godziny do wyjazdu z domu.
Idę dospać chwilę.
To na razie – zapodam z trasy 🙂
Wyglada na to,ze moj ogrod to jeden wielki „robaczywy”hotel 😉
Niektorym pelzajacym,organizuje przeprowadzke,do hoteli innej kategorii,niekoniecznie gorszej.
Nie mam litosci dla „bzykajacych”,tych od malarii.Najlepiej jakby sie wyniosly raz na zawsze z tego padolu.
Zas na motylki,czy pszczolki czekaja smakowite nektary………….”przecie bez miodziku nie idzie zyc” 😆
Ostatnio czytałem porównanie, które zwierzęta są najbardziej mordercze dla człowieka. Okazało się, że najwięcej śmiertelnych ofiar mają na swoim koncie komary (((
Znalazłem ciekawostkę, są rośliny, które ponoć znakomicie wypędzają komary z naszego otoczenia )))
http://kielce.gazeta.pl/kielce/56,47262,15915694,Te_rosliny_odstraszaja_komary__Nie_wierzysz__Sprawdz.html
Owcarku !
Sprawa jest poważna.
Pszczoły, ale i wiele innych owadów, wykazują tzw. inteligencję międzyosobniczą. Jeden owad mało kumaty jest. Ale w grupie – zaraz robi się mądry i cwany.
I jak sobie pomyśleć, że miały by takie owady hotele, jakieś luksusowe i wygodne Sheratony albo i Ritze, a tam wielkie łoża, łazienki, wygodne biurka i mrożone drinki oraz dostęp do naszych komputerów, do sieci, do serwerów, co dałej ludziek wiedzy, to łomatko – włos się człowiekowi jeży ! Owady by nas szybko prześcignęły!
Człowiek sam nosi własny komputer w głowie, ale słabo się uczy i niechętnie wiedzą wymienia. A tu – masz!
Całkiem by się mogła cywilizacja na Ziemi odwrócić!
Owady – koroną stworzenia.
„Czyńcie sobie ziemię poddaną” – będą czytać owady. Pewne, że to do nich mowa. A człowiek? Jak reszta ziemi – owadom poddany.
Makabra!
Lato idzie i to się potwierdza.
Komary rypią!
Przejdźmy do środka!
Nie wiem, na ile skuteczne są te rośliny pokazane przez Wawrzka – ja mam doświadczenie z komarzycą, którą miałam na balkonie – komary chyba nie miały pojęcia, że ta roślinka ma je odstraszać.
Ano – czytałam, że na ślimaki skuteczne są drobno utłuczone skorupki jajek – podobno nie pokonają takiej przeszkody (ślimaki, nie jajka) i same przeprowadzają się do innego hotelu.
Od niedawna mieszkam już na stałe na ulicy Komarowej, i jakoś do tej pory nie narzekam, chociaż wczesniejszymi laty co sezon, na lato właśnie, pomieszkiwaliśmy parę miesięcy. Ubiegłego lata w ogóle ich nie było.
Najlepszy hotel pszczeli ma chyba nasz sasiad-pszczelarz. Akurat delektujemy sie co dzień miodem mniszkowo-rzepakowym. Ranek z pajda własnorecznie upieczonego chleba, z miodem pochodzącym ze sprawdzonej pasieki, to małmazja!
ALSA!
Wypróbuj plektrantus, jest rzeczywiście dobry! 🙂
No, ale przecież ten plektrantus to własnie komarzyca i u mnie nie zadziałała – może dlatego, że posadziłam w skrzynce z innymi kwiatami, a te inne np. wabiły komary? 😯
Jak się mieszka na ulicy Komarowej, to nie ma się co dziwić, że nie ma komarów – wszystkie wyjeżdżają na wakacje do luksusowych hoteli – w domu spędzają tylko zimę. 😉
ALSA!
Nie wiedziałam, że komarzyca to zwyczajowa nazwa plerktrantusa. Jest mozliwe to, o czym piszesz, chociaż nie należy wykluczać jakiejś inteligencji tego złośliwca. Bo w koncu skąd komar wie, aby niektórych ludzi omijać z daleka, a innych ciąć bez litości? 😉
Kiedyś mówiono, że komary lubią ludzi o słodkiej ? krwi ( Podobno coś w tym jest, gdyż próbowano zbadać tę osobliwość, i podano, że to są drobne dodatki w krwi, np. witaminy B lecz tych badań nie potwierdzono (( Ja np. zażywam codziennie przeróżną chemię, a i tak komary mają na mnie ochotę (( U komarów działa instynkt, który zmusza je do „napicia się” krwi, by móc przedłużyć swój gatunek. Podobno na komary najlepsze są opryski nad wszelkimi akwenami wodnymi.
Pozdrowienia z Rapa Nui, czyli konca swiata – krotko tylko, bo zaraz ruszam dalej, nie bardzo daleko, bo to malenka wyspa posrodku Pacyfiku. Od wczorajszego poludnia to jestesmy, ale niewiele widzielismy jeszcze, po 30-godzinnej podrozy trzeba bylo odetchnac, dopiero potem rozejrzec sie po okolicy i cos zjesc w jakiejs lokalnej knajpie.
Internet tutaj mam, ale do rzyci, a mial byc high speed. Tymczasem ten „speed” jest zolwi – poniewaz sie spiesze, nie instaluje chwilowo znakow diakrytycznych.
Samochod jest, wiec lece!
To tam są samochody? Skąd się wzięły?
Samochody??? Tez przylecialy 😆
Podobno na komary dobra jest bazylia,lawenda i nepeta????
Czy to prawda,nie wiem.Lawende mam i komary tyz 😮
Podobno lawendę nie lubią pająki i jeszcze jakieś robactwo (
Gdy byłem na południu Francji to faktycznie, w okresie kwitnienia nie widziałem żadnego komara ) lecz może tutaj jest problem, czyli w ilości )) Jak obsadzimy całą działkę szczelnie lawendą to komary będą nas omijać )) A co z innymi roślinkami ??
Do Alecki
„straśliwie cięzko mi się przyszło rozstać z Mrusieństwem”
Alecko, a bocys, jak własciciele Badzielecka wsędy po świecie wędrowali z jego duplikatem i wsędy zdjęcia temu duplikatowi robili? Casem nawet wroz z pozującymi tubylcami. To moze Ty powinnaś zacąć wędrować po świecie z duplikatem Mrusiecki?
„Pozdrowienia z Rapa Nui”
Dzięki, Alecko! I pozdrów od nos te syćkie wielkie kufy, ze ftóryk ta wyspa piknie słynie 😀
Do TesTeqecka
„Nie, to Alicja nadlatuje!”
Znacy sie… teroz to chyba dokładnie na odwyrtke – odlatuje. Nadleci dopiero za jakisi cas 😀
Do Anecki
„Wyglada na to,ze moj ogrod to jeden wielki ‚robaczywy’ hotel”
Anecko! To w takim rozie te robale powinny piknie Ci płacić za pobyt w hotelu! Bo co to znacy! Nimo nic za darmo! 😀
Do Wawrzecka
„Kiedyś mówiono, że komary lubią ludzi o słodkiej krwi”
Prowdopodobnie kiesik tak było. A potem komary nacytały sie artykułów o tym, ze słodyce skodzom. I wte, w dbałości o własne zdrowie, zmieniły swój jadłospis. A racej krwiospis 😀
Do Tanakecka
„‚Czyńcie sobie ziemię poddaną’ – będą czytać owady.”
Jest na to jedno rada – podać owadom interpretacje tyk słów wedle poni profesor Świderkówny. Nie bede w tej kwili rozwijoł tej myśli, bo fciołek kiesik poświęcić temu osobny wpis. Na rozie powiem telo, ze kie robale przecytajom publikacje poni Świderkówny na temat Biblii – to juz racej nie bedom takie skore do cynienia se ziemi poddanom 😀
Do Alsecki
„czytałam, że na ślimaki skuteczne są drobno utłuczone skorupki jajek ? podobno nie pokonają takiej przeszkody (ślimaki, nie jajka) i same przeprowadzają się do innego hotelu.”
A moze zamiast „Ślimak, ślimak, wystaw rogi, dam ci sera na pierogi” trza godać: „Ślimak, ślimak, zejdź mi z drogi, dam ci sera na pierogi”? Bo być moze ślimaki tak barzo lubiom pierogi z serem, ze dlo nik gotowe som spełnić kozde zycenie cłowieka? 😀
Do Fusillecki
„Od niedawna mieszkam już na stałe na ulicy Komarowej, i jakoś do tej pory nie narzekam”
Wcale mnie to nie dziwi. Brzyćko zachowywać sie na ulicy własnego imienia? Nawet komary wiedzom, ze to juz byłby straśny obciach 😀
A skąd wiesz Owczarku, że ja nie siedzę w schronie perzciwalicjowym na Rapa Nui…?
Owcarku-szkoda,ze wczesniej na ten pomysl nie wpadlam.Bylabym dzisaj milionerka!!
A tak nie dosc,ze oplat nie pobieram,to jeszcze do tego biznesu doplacam.Stale bowiem dokupuje i dosadzam nowe roslinki,ktore za chwile sa skonsumowane przez to robaczywe towarzystwo 😮
Okazało się, że w moim komputerze luksusowy hotel urządziły sobie wirusy. 👿 Na szczęście, przyjechała kawaleria i stanowczo wyprosiła to paskudne towarzystwo! A już się bałam, że będę musiała kupić nowy laptop.
Wygląda na to, że prognozy pogody znowu się nie sprawdziły – straszono nas burzami wczoraj i dzisiaj, a tu tylko trochę popadało w sobotę, dzisiaj słońce. Nie wiem, jak w innych rejonach.
Miłego dnia! 🙂
Poczytałam wiadomości i okazało się, że w niektórych miejscach prognozy sprawdziły się wręcz przesadnie. 🙁
Also-czasami lepiej wrozyc z fusow,niz wierzyc w prognozy pogody.Na nic zdaja sie te wszystkie satelity,pomiary itp szykany.Jak przychodzi co do czego,to i tak jest ,jak niebiosa chca 😆
Margecce wszystkiego najlepszego w dniu urodzin!!!!!!!! 😀
Also – dlaczego zaraz kupować nowy laptop ?
Jeżeli masz w swoim laptopie oprogramowanie to po wyrzuceniu dysku, który został na stałe zajęty przez wirusy możesz wgrać sobie ponownie oprogramowanie na nowy dysk z tym samym NUMEREM LICENCJI, który to numer musiałaś dostać przy kupnie laptopa. Stary dysk wyrzucasz gdzieś do piwnicy zgrzytając przy tym zębami, a nowy, instalujesz w swoim laptopie ))
Fakt, musisz w międzyczasie, raz na tydzień zgrywać wszystkie swoje zapisane dane )) i po kłopocie, bo masz nowy, bardziej pojemny dysk a i Twoje dane też są w nowym „mieszkanku” )) No i ta cena )) dysk to 1/5 nowego średniego laptopka ))
Wirus? No tak, jest taki jeden system operacyjny, który cierpi na tę przypadłość… Popularność tego systemu jest oczywistym dowodem, że ludzie lubią kłopoty – od soboty do soboty…. Linux – zero wirusów. MacOS – zero wirusów, iOS – zero wirusów. Pozdrawiam ze świata bezstresowego komputerowania…
Strasznie czas mnie goni i raport to chyba na szarym końcu – chciałam wpisywać równocześnie u łasuchów i tutaj, ale się nie dało – chciałam kopiować, też wyszło do rzyci, bo zbiesiła mi się mysza (nie normalna MYSZ), a ja niewzyczajna i nie mam czasu kombinować w podróży. Chwilowo w Santiago de Chile, jutro gdzieś dalej, ale tylko do środy, bo wylatamy do domu. Dopiero tutaj internet chodzi jak należy, ale w Rapa Nui się nie spisywał, a raczej spisywał się cienizną taką. Nic to, co trzeba było widzieliśmy, pociągnęliśmy za ucho jednego długouchego, niesterzony taki był i niewielki zresztą, no to co sobie szkodować 🙄
Wrażenia wrażeniowe, ale formalnie zdycham ze zmęczenia. Przez najbliższe 2 dni będę w trasie, jutro bierzemy samochód i w drogę.
Aktualnie trwa kłótnia w sprawie drogi. Czasu mało, a by się chciało 🙄
Branoc!
TesTeq – z tymi wirusami to jest tak, że Linuxa ludziska się boją, bo przecież jest to jakiś program, ale nie taki jak Windows ( Poza tym straszą, że jest mało programów do tego Linuxa, więc jest następny powód by nie instalować ( choć i tak używają wszyscy tylko tego co potrzeba, a to jest w Linuxie )) Co do MacOS nie kupują takiego komputera, gdyż jest już z założenia bardzo drogi na zwyczajną kieszeń ( Poza tym nawet już nie wiem, czy jest do tego Mac’a polskie oprogramowanie ?? co też nie zachęca (( Więc pozostaje Windows ))) Wszyscy mają, więc dlaczego ja mam być odmieńcem – wiec idzie się do punktu z komputerami i kupuje )) Generalnie wszyscy myślimy sztampowo więc i hakerzy mają ułatwione zadanie ((( Kiedyś krążyła taka pogłoska po internecie, że to firmy produkujące oprogramowania antywirusowe same tworzą wirusy, by mieć „poligon” dla swoich i konkurencyjnych programów (((
Alicjo – w Rapa Nui internet się słabo spisywał, bo tam wokół, jak okiem sięgnąć sama woda na tysiące kilometrów (( więc internet idzie via satelita a nie po „kabelku” (( a jak satelita ma ważniejsze sprawy do załatwienia, to Twoja łączność ze światem musi poczekać (( Chociaż i tak jest wspaniale, gdyż masz kontakt on-line cały czas ze wszystkimi )) W XVIII czy XIX wieku o Twojej eskapadzie dowiedzielibyśmy się dopiero po roku ) jak by wszystko zadziałało jak należy )))
Ten „długouchy” nie krzyczał czasami z bólu, gdy ciągnęłaś go za ucho )) I tak z ciekawości, czy to jest jakiś fetysz, takie ciągnięcie za ucho ?? jak włoska fontanna Di Trevi ? sandał św. Piotra w Watykanie ? Romeo i Julia w Weronie ?
Jeśli chodzi o komputery, to jestem wyjątkowej klasy matołkiem, dlatego we wszystkim zdaję się na syna. 😳
Alicja od dawna zachęca do korzystania z Linuxa, ale jakoś nie wyszło…
Wszystkim Mamom radości z bycia mamami! 🙂
Also – nie ma czego wstydzić, że zasięgasz rady u Syna ) To bardzo roztropne z Twojej strony )
Ja też nie wiem wszystkiego i zawsze radzę się fachowców, by lepiej funkcjonować ))
Wawrzek pyta: Poza tym nawet już nie wiem, czy jest do tego Mac?a polskie oprogramowanie ??
Cały system jest po polsku. I wszystko to, z czego korzystają zwykli śmiertelnicy. Ale najlepiej przesiąść się na iPada. To przyszłość i wygodność fotelowa. 😀
Niech sie „nasza”Plumbumecka trzyma dobrze i zdrowo i oby ja szczescie nie opuszczalo!!!
Plumbumecce WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! Na tę intencję wypiję jakiegoś Smadnego (Escudo albo Cristal) w Valparaiso.
Wawrzku,
nie wiem nic o fetyszach, ale to był jedyny długouchy, który nie był ogrodzony ani inaksiej strzeżony. Nie ciągnęłam go za ucho, tylko lekutko poklepałam po ramieniu.
Wszystkie inne posągi są ogrodzone, nie wolno ich dotykać i nie wolno przekraczać ogrodzenia. W wielu miejscach nie było żywej duszy, ale jak nie wolno, to nie wolno.
Przy jednyn takim zastaliśmy grupę studentów ze swoim nauczycielem, byli oni z Uniwersytetu z Santiago. Otóż na skutek deszczów tropikalnych na posągach rośnie coś w rodzaju takiego ni to mchu, ni to czegoś, co powoduje erozję kamienia.
Oni to monitorują i w razie czego „weteryniują”, nie jest to zbyt trwały materiał, z którego powstały posągi – tuf wulkaniczny.
Tyle na razie, trzeba się udać po samochód.
Zamiast toastu w San Antonio będzie toast w Santo Domingo, nieco na południe od San Antonio. W San Antonio „nasz” hotel był zajęty, więc udaliśmy się dalej i trafiliśmy tutaj. Musi to jakaś ekskluzywna miejscowość, bo tu nawet autobusy miejskie nie jeżdżą, tylko miejskie taksówki, są piękne drewniane przystanki co rusz i w ogóle jest jak z bajki. Pojechaliśmy na plażę – niezbyt zachęcająca, bo kamienista i szary piasek, ale za to tu i tam piękne skałki z piaskowca. Na plaży nikogo, po sezonie, chociaż pogoda przepiękna. Naprzeciwko plaży wzgórza, na których stoją chałupy, że głowa boli, oraz apartamentowce do wynajęcia. Luksus, że głowa boli, piękna roślinność, czyściutko i bardzo ugłaskane to wszystko.
Wynajęliśmy kabinę z widokiem na Pacyfik, ale nie na plaży, o której wspomniałam. Tanio to nie było, zwłaszcza że żaden luksus, ale widok i położenie całkiem niezłe. No i spory taras, ale raczej nie ryzykowałabym opalania się – taras wychodzi na pd. zachód i można się nieźle przypiec. Lepiej podreptać uliczką w dół, ku oceanowi.
Zdrowie Plumbum po raz pierwszy, sto lat!
(popijamy Gran 120 syriah)
Ależ się działo! Ulewa i gromy – dawno czegoś takiego nie przeżyłam. Przyjechała do mnie przyjaciółka i nie mogła wyjechać, bo ulica zamieniła się w staw. Już minęło, na szczęście.
Do TesTeqecka
„A skąd wiesz Owczarku, że ja nie siedzę w schronie perzciwalicjowym na Rapa Nui…?”
Bo Rapa Nui to Wyspy Wielkanocne. A kogosi, fto siedzi na Wyspak Wielkanocnyk łatwo rozpoznać – furt zycy syćkim Wesołego Alleluja 😀
Do Anecki
„Owcarku-szkoda,ze wczesniej na ten pomysl nie wpadlam.Bylabym dzisaj milionerka!!
A tak nie dosc,ze oplat nie pobieram,to jeszcze do tego biznesu doplacam.Stale bowiem dokupuje i dosadzam nowe roslinki,ktore za chwile sa skonsumowane przez to robaczywe towarzystwo”
To moze i lepiej, Anecko, bo mozes wystąpić do sądu o zaległe odsetki. I jak wygros sprawe, to bedzies… multimilionerkom! 😀
Do Alsecki
„Wygląda na to, że prognozy pogody znowu się nie sprawdziły – straszono nas burzami wczoraj i dzisiaj, a tu tylko trochę popadało w sobotę, dzisiaj słońce.”
Piknom prognoze mozno se wyryktować samemu dzięki tej oto mapie radarowej
http://www.pogodynka.pl/radary
telo ino, ze najwyzej na najblizsyk kilka godzin. Ale dobre i to 😀
Do Wawrzecka
„z tymi wirusami to jest tak, że Linuxa ludziska się boją, bo przecież jest to jakiś program, ale nie taki jak Windows”
To i tak niek ten Linux sie ciesy, ze zyje dzisiok, a nie przed wiekami. Bo skoro ludzie sie go bojom, to przed wiekami prowdopodobnie spaliliby bidoka na stosie 😀
Do Alecki
„Dopiero tutaj internet chodzi jak należy, ale w Rapa Nui się nie spisywał, a raczej spisywał się cienizną taką.”
To chyba wreście wiem, co było przycynom upadku pierwotnej społecności na Rapa Nui – słaby internet.
„Wszystkie inne posągi są ogrodzone”
Na mój dusiu! Świat turbuje sie zagadkom, po co i jak powstały te posągi, a tymcasem jest jesce więkso zagadka – w jakim celu wyryktowano im te ogrodzenia? 😀
Chwała Bogu, że mnie tam nie było, bo u Ciebie nawet murowanej piwnicy nie ma, gdzie mogłabym się schować, aby nie widzieć błyskawic, bo pieronów niestety, nie da się pilotem tv wyłączyć. Ja jestem straszny cykor, jeśli chodzi o burze i tym podobne okoliczności pogody typu światło i dźwięk.
Ostatni dzień w Santo Domingo – złaziliśmy miejscowość naokoło, tam i z powrotem, w poprzek i na krzyż. Pięknie tutaj, aż za. I pusto 😯
Spotkaliśmy parę osób po drodze, ale to była „służba”, „państwo” wyjechało do Santiago po sezonie. Jerzor jak to on, zaciągnął języka, z każdym napotkanym pogadał. „Państwo” mieszka tu w sezonie letnim, nie musi nawet jeździć samochodem, chociaż to nie tak daleko do Santiago – jest stosowne lotnisko w pobliżu, które obsługuje pobliskie miejscowości, o których zaraz napiszę.
Zaczęliśmy od plaży, niewielkiej, ale imponującej w inny sposób – fale! Fale rozbijające się na granitowych skałach (czy ja napisałam wczoraj o piaskowcu? Zaćmienie mózgu, już dawno by tych skał nie było!). Coś niesamowitego, pewnie byłby to raj dla amatorów surfingu, ale tutaj nic nie można, praktycznie nic nie ma dla takich turystów jak my – jest jedna jedyna knajpka, bardzo siermiężna, gdzie można zjeść kilka potraw z ryb i owoców morza. Marzenie nasze – ale knajpka jest czynna od 12-17 i od 19-21szej. Niby fajnie, ale…tylko 3 dni w tygodniu, od środy do piątku, a dzisiaj wtorek 🙁
Żadnej kawiarni, żadnej restauracji, bogaci mają swoich kucharzy, a turystycznej hołoty nie chcą. Potwierdziło się to, kiedy pojechaliśmy zobaczyć te najbogatsze – Santa Maria del Mar, do której nie ma nawet drogowskazu, minęliśmy więc, nagle zauważyłam Los Brisas, i już wiedziałam, że przejechaliśmy Santa Maria.
Postanowilismy, że zjedziemy do Los Brisas i zjemy jakąś rybkę w knajpce nad oceanem.
Podjeżdżamy, a tam wielka brama, pan strażnik i strażniczka w mundurach, na twarzach wypisane „czego tu?!”. Pytania – do kogo, po co, na co, to my na to, że chcieliśmy zwiedzić…
Tu nie ma nic do zwiedzania, jeżeli nie mamy znajomych, którzy nas oczekują, możemy wjechać tylko po to, żeby się rozejrzeć po oferowanych do kupna włościach (tu spojrzeli z obrzydzeniem na nasz lichy samochód marki hunday), ewentualnie udać się do restauracji na terenie Los Brisas.
To nie koniec – musieliśmy okazać paszporty, spisano numery, godzinę wjazdu, po czym pan strażnik pokazał nam mapę i wyjasnił, gdzie się znajduje restauracja. Było to „bardzo skomplikowane”, bo droga główna jest tam jedna, a zjazdy są tylko do poszczególnych posesji 🙄
Objechaliśmy teren naokoło, restaurację minęliśmy także, chociaż mówiłam Jerzoru – chodźmy tam, niech się chociaż piwa w takim „ekskluzywie elitarnym” napiję, na co Jerzor, że prawdopodobnie za cenę jednego piwa w takim przybytku będzie można nabyć całą skrzynkę piwa (po czym po powrocie z ekskursji nabył mi 2 puszki, które sam wypił – ja wolę wino w krainie wina!). Tłumaczył, że tam pewnie nikt na piwo nie chodzi, oczekiwaliby od nas, żeby obiad zamówić, głupio tak…Jerzor, który przecież na zawołanie potrafi głupa zgrywać 😯
Potem żałował, że jednak nie wstąpiliśmy 🙄
Przy wyjeździe następny kołowrót – paszporty (chociaż dwoje strażników widziało nas kilkanaście minut wcześniej, spisywanie numerów (o, i pobrali fotokopie paszportów, jak na lotnisku!!!), godzina wyjazdu…CYRK! No to ja już nie wiem, co by się działo w tej Santa Maria del Mar, podobno naj-naj 🙄
I tak dobrze, że nas wpuścili, pewnie pod tytułem „a obejrzyjcie sobie, gringos” 😉
Podziękowaliśmy grzecznie za możliwość, Jerzor zażartował, że nie przypadła nam do gustu żadna z oferowanych na sprzedaż posiadłości.
Już pisałam, że tutaj w Santo Domingo jest za idealnie, ale tam to po prostu przesada. Tutaj dom przy domu mniej wiecej, tam wielkie posiadłości i domów praktycznie nie widać, są gdzieś w głębi wielkich ogrodów. Nie śmiałabym nic fotografować, za nami w dyskretnej odległości jechał samochód ochrony.
Jak zwykle pikny reportaz, Alecko! Ino śpekuluje, cy pod nowy wpis nie przekopiować. Bo właśnie sie ukazoł 😀
Owczarku,
te ogrodzenia to proste – żeby ludziska nie dotykali figur, nie brali rożnych „pamiątek”, nie naciągali uszu długouchym, pozując do zdjęć i tak dalej.
Po co te figury powstały – nie wiadomo, prawdopodobnie jacyś bożkowie. Jak – wiadomo, bo część jeszcze została w kamieniołomach, gdzie je wykuto, a tuf wulkaniczny to nie granit, da się obrobić byle twardszym narzędziem. Jest wiele teorii na temat Wyspy i ich mieszkańców, co do wielu z tych teorii są wątpliwości, jak zawsze, kiedy nie ma pewności.
Nie ma pewności, ale oni sami uważają, że są pępkiem świata i jego środkiem. Te dwie doby to było o wiele za mało 🙁 🙁 🙁
Maluteńka wyspa, ale tyle ciekawych rzeczy, na przykład kamień, przy którym wariują kompasy 😯
Więc może jednak to jest centrum Ziemi? 😉
Wracając do moai, czyli tych posągów – jedna z teorii jest taka, że z kamieniołomów Rano Raraku, gdzie je wykuwano, transportowano je za pomocą drewnianych pali – coś jak Egipcjanie transportowali kamienne bloki, budując piramidy, tylko że Egipcjanie udokumentowali to w rysunkach, a Długousi nie, więc tylko domysły wchodzą w grę. To ma sens, bo drzewa z wyspy zniknęły, a wraz ze zniknięciem drzew zanikało i życie ludzkie, wyspa stała się pustynią (Thor Heyerdahl tak myślał i ja bym też ku temu się skłaniała, mając w oczach Wyspę, którą widziałam na własne oczy). Teraz na szczęście odwraca się to, jest sporo zieleni i tam, gdzie się da, sadzi się drzewa.
Jedna rzecz – Egipcjanie mieli płaską dolinę Nilu, a Wyspa, chociaż niewielka, jest pagórkowata. Jeszcze raz przerobię to sobie w domu, jak obejrzę zdjęcia.
Tymczasem kończę, bo trzeba odpocząć, jutro powrót do Santiago (przez okoliczne winiarnie), po południu zdajemy samochód i wieczorem do domu.