I jesce jedno ksiązka pona Piątka i jesce jedno ksiązka pona Wohllebena
Na mój dusiu! Tak sie jakosi dzieje, ze kielo rozy wpodnie mi w łapy najnowso ksiązka pona Tomasza Piątka… to zaroz tyz trafio ku mnie jedno z ksiązek pona Petera Wohllebena. Juz dwa rozy tak sie zdarzało (godołek o tym we wpisak 4 sierpnia 2017 i 4 grudnia 2018 rocku), a niedowno… zdarzyło sie po roz trzeci. Przipadek? Tak sądze. Bo chyba nie fatum. Fatumy majom zazwycaj ciekawse rzecy do robienia niz dobieranie owcarkom podhalańskim lektur.
O cym tym rozem pon Piątek napisoł? Cy tytułowy bohater jego najnowsej ksiązki jest ten sam, co dwók poprzednik? Nie, tym rozem jest inksy. Ale tematyka podobno – rozmaite corne charaktery, mające blizse lub dalse związki z ponem Putinem i jego niezbyt sympatycnymi kompanami. Piknie widać, ze pon autor znowu napracowoł sie sakramencko. Fto poźre na przypisy, zaroz uwidzi, jak wiele trza było tamok prześledzić dokumentów z IPN-u i jak wiele różnyk publikacji przecytać. A do tego jesce cało kupa informacji od naocnyk świadków.
Cy ponu Piątkowi udało sie dowiedzieć syćkiego, cego fcioł? No…niestety nie. Cemu? Cóz… cynść dokumentów zaginęła. Cynść świadków juz nie zyje, a inksi zyjom, ba nie syćka fcom z ponem redaktorem godać.
Pomyślołek se więc, ze jo – jako ten najwięksy przyjaciel cłowieka – moze powinienek jakosi pomóc ponu autorowi w dotarciu do faktów potela dlo niego nieosiągalnyk? Ino – krucafuks – jak to zrobić? Przejrzołek jego ksiązke jesce roz, w nadziei, ze nojde cosi, co mnie nagle olśni. Potem przejrzołek znowu. Nie bede godoł, jak ta ksiązecka zacęła wyglądać po kilkakrotnym przekartkowaniu moimi owcarkowymi łapami. Ba kie po roz kolejny zacąłek jom wertować, to… nagle zwróciłek uwage na jednom pozornie mało woznom informacje. A dokładniej – na wzmianke o takim jednym chłopie, ftóry przez pewien cas był dyrektorem Hortexu.*
Na mój dusiu! Jak to sie stało, ze wceśniej na to nie wpodłek? Hortex! Krucafuks! Hortex! Firma, ftóro – jak wiadomo – ryktuje rózne soki. A z cego te soki som? Ocywiście z owoców. Kany zaś owoce rosnom? Ano… na piknyk drzewak i krzakak.
I w tej kwilecce uświadomiłek se, ze pon Piątek, zbierając materiały do swojej ksiązki, godoł z barzo wieloma ludźmi, ale… z ani jednym drzewem! A przecie niejedno z nik musiało być świadkiem niejednego spotkania opisanyk przez niego ancykrystów. Skoro zaś tak – to te drzewa majom na pewno wiele ciekawego do opowiedzenia.
Ftosi moze spytać: Niby jak miałyby one cokolwiek pedzieć? Przecie drzewa nie godajom! – Hahahaaaaa! Prowda, moi ostomili, jest tako, ze… godajom. Godajom piknie! Telo ino, ze w inksy sposób niz wy ludzie. Moze sie o tym przekonać kozdy, fto przecyto właśnie te ksiązecke pona Wohllebena, ftórom ostatnio przecytołek jo. Tytuł jej brzmi: „O czym szumią drzewa”.**
Dowiecie sie stamtela na przikład tego, ze drzewa majom… własny internet. Zreśtom duzo bardziej ekologicny od wasego ludzkiego. Bo ik internetem jest… grzybnia. Ona to – jak sie okazuje – słuzy nie ino do ryktowania podgrzybków i prowdziwków, ale tyz do przekazywania informacji.
Posłuchojcie, co pon Wohlleben o tym gwarzy: Znajdź internet grzybów! W tym celu rozgarnij górną warstwę leśnej ściółki. Tam gdzie jest mokro i widać już zbutwiałe liście, zaczyna się internet. Cienkie białe pasma, które krzyżują się ze sobą i biegną we wszystkich kierunkach, są czymś w rodzaju głównego przewodu. To nimi drzewa przesyłają wiadomość. Nie martw się – jeśli weźmiesz z ziemi kilka nitek grzybów, nie wyłączysz leśnego internetu. Wiadomości będą po prostu przesyłane okrężną drogą wokół niewielkiej wyrwy.***
Heeej! Wasi ludzcy informatycy powinni pomyśleć o cymsi takim zamiast tyk syckik światłowodów. A pon Piątek – tak mi sie widzi – moze hipnąć z laptopem i jakimsi kabelkiem USB do lasa. Tamok zaś – mógłby jednom końcówke kabelka wetknąć do komputra, a drugom wepchnąć w jakomsi grzybnie, ftórom w tym lesie nojdzie. Skoro grzybnia to internet, to… na ekranie laptopa powinien wyświetlić sie komunikat, ze wykryto nowe połącenie. I wte pon Piątek mógłby piknie wystukać na klawiaturze na przikład takie słowa: Hej, heeej! Ostomiłe drzewa! Jestem pon redaktor Tomasz Piątek, dziennikorz śledcy. Próbuje jo tropić brzyćkie sprawki róznyk cornyk charakterów. Cy jest wśród wos takie drzewo, ftóre mogłoby mi pomóc?
Zdziwilibyście sie, ostomili, kieby na monitorze pona Piątka pojawiła sie odpowiedź ze strony drzew? Jo – jesce niedowno zdziwiłbyk sie straśnie. Ale teroz, po lekturze pona Wohllebena – ani kapecke.
Ocywiście mogłyby sie tutok zrodzić dwie wątpliwości. Jedno jest to tako, ze przecie ludzie nie znajom drzewnego języka. Cy zatem pon Piątek byłby w stanie porozumieć sie ze światem roślin? Spokojnie. Mógłby. On jest przecie z wykstałcenia lingwistom. Więc na pewno se piknie poradzi.
Drugo zaś wątpliwość jest tako, ze kieby pon redaktor zacął godać z drzewami, to cy corne charaktery nie postanowiłyby robić tak samo? Moze tyz zacęłyby gwarzyć z bukami, dębami i inksymi lipami w celu wciągnięcia ik do jakiejsi mafii? Ale tutok tyz byłbyk spokojny. No bo cy jest znany choć jeden przipadek, coby w ciągu milionów roków istnienia drzew na nasej planecie choć jedno z nik zachowało sie niegodziwie? Ano… chyba nimo. Przipadki, kie drzewo przygnietło cłowieka ocywiście sie nie licom, bo wte winne jest nie drzewo, ino wiater, ftóry je przewrócił. A zatem drzewa som w porządku. One tylko z porządnymi ludźmi bedom współpracowały. Natomiast z weredami – nimo takiej opcji. I hau!
*Tomasz Piątek, Morawiecki i jego tajemnice. Arbitror, Warszawa 2019, s. 43.
**I jest tamok pikny rozdział pt.: „Czy drzewa potrafią mówić?” (Peter Wohlleben, O czym szumią drzewa, tł. Ewa Kochanowska. Otwarte, Kraków 2018, s. 38-40).
*** Op.cit., s. 43. Tak w ogóle pon Wohlleben o komunikacji międzydrzewowej pisoł tyz w inksej swojej ksiązce, Sekretne życie drzew, o cym zreśtom tyz juz godołek ponad dwa roki temu, we wpisie z 4 sierpnia 2017 rocku.
Komentarze
Ech, Owczarku!…
— Po sobotnim wieczorze sielskim-anielskim, czule-narracyjnym, epicko-homeryckim…
Mamy niedzielny poranek-horrorek?!!!
Bo tak – poranna lektura głośna do(ł)uszkowa o latyfundiach we wschodniej Słowacji i ekscesach (bez)prawnych tamże takich, że… kobita puch marny już nigdy nie odważy się rozbić namiotu nawet 100 km dalej! 😈
(Pak może da tytuły i cytaty 🙂 )
…Po czym człek (znaczy się kobita owa) otwiera cichą lekturę własną do śniadaniowej kawy – i co? — I w „Krucafuksie” trafia się jej właśnie konflikt polsko-słowacki o grule…
…Po czym… po czym na drugą kawę wędruje (wspina się!) przed komputer, i co widzi? — Nowy wpis Owczarka a w nim straszycielstwa (jakże uzasadnione!) pana Piątka!!!
Jak żyć?
— Całkiem spokojnie wypić trzecią kawę? 🙂
…I nie był to bynajmniej koniec porankowych straszycielstw…
https://basiaacappella.wordpress.com/polska-w-trocinach1/#comment-70580
😯 ❗
Owczarku,
tak sobie myślę, że wielka szkoda, że pan Baran, który wymyślił internet, już nie żyje, bo swoimi ścieżkami psa pasterskiego mółbyś mu łatwiej podsunąć tę myśl o naśladowaniu grzybów, niż my…
A, nie, czytamy „Słonia na Zemplinie” Andreja Bána. No, ale oni wszyscy mają mafię własną, krajową, narodową i zapewne patriotyczną, a nie żadną proputinowską. No i nie przesadzajmy: teza autora jest taka, że na dziki wschód Słowacji, gdzie z Bratysławy najlepiej dojechać przez Budapeszt, nie dość, że obalenie komunizmu dotarło z kilkumiesięcznym opóźnieniem, nie dość, że Armia Czerwona w 1968 dotarła w pidżamach, to jeszcze praworządność dotrzeć nie może. Kto wie, może ją po drodze spoił Orban i utknęła w Budapeszcie? A my, jak już to pod Polanę, albo pod inne Tatry, a nie do płaskawatego Zemplinu. No i dotacje unijne nie zabiegamy, ziemi nie kupujemy, więc po co komu nas straszyć, bić i przeszkadzać w rozbijaniu namiotu?
Zastanawialam sie co napisac o drzewach. Czesto pokazywalam zdjecia tutejszych cedrow I świerkow. Wybralam olche poniewaz najprawdopodobniej na pniu olchy Captain Clark wycial nozem nastepujace slowa kiedy razem z Captain Lewis i Corps of Discovery dotarl do brzegu Pacyfiku:
“”William Clark. November 19, 1805. By land from the U. States,”
Kazdy z grupy wycial na okolicznych olchach date i swoje imie I nazwisko aby upamietnic niezwykle trudna wyprawe, a wlasciwie polowe wyprawy.
Czas juz przewrocil te drzewa a jedyny fizyczny dowod niezwyklej wyprawy przez kontynent miesci sie w stanie Montana. W drodze powrotnej Captain Clark wycial w skale swoje imie, nazwisko i date.
Tu jest zdjecie
http://thefurtrapper.com/wp-content/uploads/2015/11/Clarks-Signature-Pompiis-Rock-Montana.jpg
Orca,
przypominasz mi „Granicę” Kassabovej. Pisze ona, że za żelaznej kurtyny, uciekinierzy z Bułgarii na Zachód, przechodząc przez góry do Grecji, wycinali swoje imiona i daty.
PAK4,
Dziekuje ze informacje. Ciekawe jak ludzie w obu sytuacjach chcieli upamietnic moment ktory był bardzo wazny dla nich I dla tych, ktorzy kiedys o tym przeczytaja.
Myślę, że szło o to, że szli w nieznane. Może na wieloletnią, może nawet dożywotnią emigrację. A może na więzienie? Albo na śmierć. Chcieli dać o sobie znać, ten ostatni raz przed niewiadomą.
Zgadzam sie: wielka niewiadoma.
Do Basiecki
„Po sobotnim wieczorze sielskim-anielskim, czule-narracyjnym, epicko-homeryckim…
Mamy niedzielny poranek-horrorek?!!! ”
Syćkiemu, Basiecko, winne wirusy. Bo prowda jest tako, ze ten wpis był prawie gotowy juz w cerwcu, kie grudniowego wiecora sielsko-janielsko-cule-narracyjno-epicko-homeryckiego nifto z nos racej sie nie spodziewoł. I wte właśnie te sakramenckie wirusy dopadły poniom Owcarkowom. Nie było casu na blogowanie i wpis – tymcasowo – zakopołek pod lasem. No i… tak jakosi wysło, ze właśnie teroz go odkopołek 🙂
Do PAKecka
„pan Baran, który wymyślił internet”
A to podsunąłeś mi myśl, PAKecku! W końcu jo w swojej owcarkowej pracy mom do cynienia z barzo wieloma baranami. Moze ftórysi z nik – wbrew powseknemu mniemaniu o baranak – tyz okoze sie piknie biegły w informatyce? 🙂
Do Orecki
„Czas juz przewrocil te drzewa a jedyny fizyczny dowod niezwyklej wyprawy przez kontynent miesci sie w stanie Montana. W drodze powrotnej Captain Clark wycial w skale swoje imie, nazwisko i date.”
Syćko jasne, Orecko! W drodze ku Pacyfikowi pon Clark sie nie znoł i podpisywoł sie na nietrwałym materiale, cyli na drewnie. W drodze powrotnej – był juz uświadomiony przez poniom Sacagawee i wiedzioł, na cym mo sie podpisywać, coby jego podpis przetrwoł 🙂
Masz racje Owczarku. Sacajawea, a wlasciwie jej syn Jean Baptiste maja z tym zwiazek. Captain Clark nazwal pikna skale w Montana Pompeys Pillar. Nazwal tak od “imienia”Pomp.
Captain Clark nazywal Jean Baptiste Pomp. 🙂
Tam wygrawerowal swoje imie, nazwisko i date.
Owczarku, jestem ciekawa czy planujesz przetlumaczyc na jezyk polska pamietnik Lewis and Clark z wyprawy przez kontynent.
Syćkiemu, Basiecko, winne wirusy.
Weredy! – Po trzykroć weredy!!!
Lecz „zakopany” wpis dalej rezonuje. Czyli w sumie… co go nie zabije, to go wzmocni… 🙂
Nieustająco zdrowia dla Pani Owczarkowej! I wszystkich ofiar wirusowych weredzieństw. I wszystkich nas – okołoświątecznie i ogólnie!
🙂 🙂 🙂
Mykoryza mykoryzą ( znaczy się, ten Internet drzewno-grzybny), ale nie ma to jak przytulaski do na ten przykład brzozy, co można czynić cały rok w koło! Albo popuscić z niej wiosną radosną trochę soków, które są najprzedniejszą małmazją! :-)))
Owcarku:
I w tej kwilecce uświadomiłek se, ze pon Piątek, zbierając materiały do swojej ksiązki, godoł z barzo wieloma ludźmi, ale… z ani jednym drzewem! A przecie niejedno z nik musiało być świadkiem niejednego spotkania opisanyk przez niego ancykrystów. Skoro zaś tak – to te drzewa majom na pewno wiele ciekawego do opowiedzenia.
Niby pon Piątek z drzewem nie gadał, ale jednak gadał. I tu pon Piątek ma dużo wspólnego z ponem Wohllebenem. Mało tego, pon Piątek ma dużo wspolnego z ponem Putinem. Najwyraźniej wszyscy się znają, jak to w środku Europy.
Otóż pona Piatka z ponem Wollebenem, ponem Putinem i ponem bardzo ważnym – Macierewiczem w środku, łączy organizm co prawda nie stricte roślinny i nie stricte zwierzęcy, ale jak bajbardziej żywy: grzybnia.
Grzybnia to największy żywy organizm na Ziemi. Może mieć ze 20 kilometrów i więcej. I do tego twory rozległą sieć podziemną. Jak nic: komunikacja, albo podsłuch. Jeden gada, drug słyszy i odwrotnie. Jak rozkopują Mierzeję, słychać o czym gadają w Kaliningradzie.
Jak pon Putin co ustali, zaraz pan Macierewicz wie i ogłasza światu. A jak pan Macierewicz co wie, to się zaraz dowiaduje co ów ma za uszami pon Piątek.
Krótko mówiąc: grzybnia łączy ludzi. Oraz narody. Lepsza niż internet.
A ja żyję Noblem naszej wspaniałej Olgi Tokarczuk.
Lat temu ze 20 wpadła mi w ręce książka „Podróż ludzi księgi”, a zaraz potem „Prawiek i inne czasy”. Wszystkie inne na mojej półce stoją, przeczytane niejeden raz. Olga Tokarczuk nie napisała wiele książek.
Wszystkie są warte przeczytania.
Ślozy mi się, kiedy słuchałam jej wykładu… piękny człowiek!
https://www.youtube.com/watch?v=VvZAXL28K2E
Do Orecki
„Owczarku, jestem ciekawa czy planujesz przetlumaczyc na jezyk polska pamietnik Lewis and Clark z wyprawy przez kontynent.”
W sumie… fajnie by było! Chociaz przyznom, ze bardziej mnie korci przetłumacenie przygód Davy’ego Crocketta. Ba ponowie Lewis i Clark ocywiście tyz pikni! A Sacajawea nie ino pikno, ale tyz barzo śwarno! Ba w najblizsym casie – duzo skromniejse translatorstwo, cyli przekład pewnej kolędy ze staroczeskiego na owcarkowy. Kie? Ano… za pare dni, w następnym wpisie 😉 🙂
Do Basiecki
„‚zakopany’ wpis dalej rezonuje”
Roztrzaskaj pudło – zagra miejce po nim, jak gra powietrze pod tańczącym dzwonem (kopirajt: ocywiście hyrny bard związku, ftóry dzisiok juz nie istnieje, choć teoretycnie istnieje, ino nazwa pozostała). Nie wiedziołek ino, ze blogowe wpisy tyz tak umiom 🙂
I ocywiście pikne podziękowania za pikne podzdrowienia dlo poni Owcarkowej! 🙂
Do Fusillecki
„nie ma to jak przytulaski do na ten przykład brzozy”
Bajuści! Zwycaj przytulania ludzi do brzozy jakby odchodził w zapomnienie. A tymcasem nalezałoby robić dokładnie na odwyrtke: zadziałać na rzec wzmocnienia więzi ludzko-drzewnej! 🙂
Do Tanakecka
„Krótko mówiąc: grzybnia łączy ludzi. Oraz narody.”
A to syćko, Tanakecku, dowodzi tego, ze ludzie powinni nabrać więksego sacunku dlo grzybów – nawet tyk marynowanyk, dusonyk w śmietanie, cy wyryktowanyk w piknej zupie… o, Jezusickuuu! Jak piknej! 🙂
Do Alecki
„A ja żyję Noblem naszej wspaniałej Olgi Tokarczuk.”
My, Alecko, tyz! My – to znacy gaździna, baca i cało zywina w nasej chałupie. I tak mi sie widzi, ze kieby latem poni Tokarczuk trafiła do nasej bacówki pod Turbaczem – to syćkie oscypki i bundze od mojego bacy bedzie miała za darmo. A nawet kieby baca zabocył nie wziąć od niej zodnyk dutków, to jo juz nolozłbyk sposób, coby mu piknie przybocyć 🙂
Fusillo,
mówisz – masz!
https://photos.app.goo.gl/D2zyKPKxFad6GroC9
Do brzozy przytula się tu znana niektórym Poni Dorotecka, muzyczna kobieta i słucha, co w duszy gra 😉
Bo drzewa też mają duszę i słyszą muzykę…
Owczarku,
Czekam na tlumaczenie Davy’ego Crocketta I na tlumaczenie kolędy.
Tymczasem zalaczam slowa ktore napisal Capt Lewis kiedy grupa zobaczyla ocean.
“Great joy in camp we are in View of the Ocian, this great Pacific Octean which we been So long anxious to See. and the roreing or noise made by the waves brakeing on the rockey Shores (as I Suppose) may be heard distictly.”
Korekta: oczywiscie autorem tych slow jest Capt Clark, nie Capt Lewis.
Aby upamietnic te slowa US Mint wydal monete 5
centowa
https://www.usmint.gov/coins/coin-medal-programs/westward-journey-nickel-series/ocean-in-view
kopirajt: ocywiście hyrny bard związku…
— Niesamowite, Owczarku! — wczoraj wieczorem „naszło mnie” na Barda… po raz pierwszy od wieeeelu lat. Widocznie grudnie czasem tak mają… Nawet te baaardzo pogodne grudnie (za oknem kolejny nieziemski świt, kolejna obłędna jutrzenka… )
Nieustająco zdrówka Wam! 🙂 🙂 🙂
ALICJO!
Nie jestem drobiazgowa, zatem zakładam, że Pani Dorotecka akuratnie przed chwileczką objęła ramionami brzozę, przytulajac się do jej pnia. A foto powstało w kilka sekund po tym fakcie, wyrażając jej radość z łyku cudnej energii brzozowej!
Serdecznie pozdrawiam i dorzucam całą furę Ciepłego i Puchatego!
Do Alecki
„Bo drzewa też mają duszę i słyszą muzykę”
Dokładnie tak! Co pon Wohlleben piknie w swoik ksiązkak potwierdzo 🙂
Do Orecki
„Great joy in camp we are in View of the Ocian, this great Pacific Octean which we been So long anxious to See. and the roreing or noise made by the waves brakeing on the rockey Shores (as I Suppose) may be heard distictly.”
Na mój dusiu! To mi przybocuje, jak kiesik ślęcołek nad korespondencjom osadników w Teksasie. Najwyraźniej zdobywanie Dzikiego Zachodu było tak casochłonnym zajęciem, ze jego zdobywcy nie mieli juz casu na nauke ortografii. No ale nifto nie jest dobry we syćkim 🙂
Do Basiecki
„Niesamowite, Owczarku! – wczoraj wieczorem ‚naszło mnie’ na Barda… po raz pierwszy od wieeeelu lat.”
Nachodzi ludzi, nachodzi psy… Cy to nie właśnie to jego nachodzenie sprawiło, ze momy taki ciepły grudzień? 🙂
Do Fusillecki
„zakładam, że Pani Dorotecka akuratnie przed chwileczką objęła ramionami brzozę, przytulajac się do jej pnia.”
Abo drzewo objęło Poniom Dorotecke. Bo ona lubi drzewa, a drzewa lubiom jom 🙂
Owczarku,
“To mi przybocuje, jak kiesik ślęcołek nad korespondencjom osadników w Teksasie.”
Minelo wiele lat i pewien osadnik w Teksasie nadal słynie z braku znajomosci języka angielskiego co udowodnil miedzy innymi na konferencji w Detroit.
“More seldom than not, the movies gives us exquisite s e x and wholesome violence, that underscores our values. Every two child did. I will.”
George W. Bush
Economic Club of Detroit
9/22/00
Dzisiaj mam dzień rodzinny, zjechał Maciek i Jennifer. Za oknem pada śnieg, dokładnie jak śpiewa Pani Irena tutok:
https://www.youtube.com/watch?v=rPv7NqDYSr8
Tego pana nie znam, ale tę piosenkę znam od dzieciństwa, chociaż podobno jestem dość leciwą damą.
Fusillo,
jak napisałaś o brzozie i tak dalej, natychmiast przypomniało mi się to zdjęcie i podesłałam 🙂
Do Orecki
„Minelo wiele lat i pewien osadnik w Teksasie nadal słynie z braku znajomosci języka angielskiego co udowodnil miedzy innymi na konferencji w Detroit.”
Widze ino jedno wyjście – NASA mo siedzibe w Houston w Teksasie? Mo. No to powinni dodatkowo wyryktować jakomsi poradnie językowom. I wte nie ino kosmonauci bedom mogli wołać: Houston, momy problem! 🙂
Do Alecki
„Za oknem pada śnieg”
A w Polsce – ani kapecke. Poni Santor mogłaby śpiewać: Zabocył o nos śnieg 🙂
Rozumiem, że na czasie trzeba by pana Wohllebena skomentować jakoś tak:
Mój ziomo w parku Chorzowie ochoczo wwąchiwał się w zioło
Udając, że tylko rośnie nad tymi, którym tak wesoło,
No i czeka na nich, co tydzień, uparcie, jak na warcie.
Mój ziomo miał korzenie, co rozsadziły bruk
A on udawał, że przyzwoity z niego buk.
Mój ziomo z mym ziomem, wymieniali pyłki,
Całkiem bezwsytdnie, w jasne, dzienne godzinki.
A ja wciąż pamiętam, jak sięgaliśmy korzonkami
I ssaliśmy z resztki piersiówki,
I ssaliśmy z resztki żubrówki
I ssaliśmy, aż C2H5OH weszło nam w listki.
My to! My to!
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan (My to!)
Patodrzewostan
Nieprawda! Pijemy metaksę… 😆
…na cześć Stocha, ma się rozumieć… 😀
…choć… może i mamy nasze własne powody do toastów… 🙂 😎