Juzek i Józek
Przecytołek se jo niedowno barzo fajnom ksiązke pona Romualda Romana, zatytułowanom Zakopiański dom wariatów. Nietrudno sie domyślić, ze rzec jest o stolicy Skalnego Podhola. A o cym dokładniej? Ano głównie (choć nie tylko) o ludziak, ftórzy zyli pod Tatrami w casak PRL-u. Na mój dusiu! Mozno sie piknie uśmiać, kie cyto sie te ksiązecke. Ino z jednego rozdziału sie nie śmiołek. Ba nie dlotego, ze nie był śmiesny, ino dlotego, ze coby go zrozumieć, to trza znać zasady brydza. A jo niestety nie znom (no bo – kruca – nawet kiebyk znoł, to jaki miołbyk z tego pozytek? – i tak moje owcarkowe łapy nie som przystosowane do trzymania kart). Więc jeśli ftosi z wos, ostomili, zno sie na tej piknej grze, to jo piknie pytom, coby przecytoł ten rozdział, a potem wytłumacył mi, o co tamok idzie. Haj.
W swojej ksiązce pon Roman piknie śpasuje i z góroli, i z ceprów. Najwięcej zaś – śpasuje z samego siebie. I kapecke tyz ze swej zony Jolanty. Cóz, widocnie pozowoliła mu na to, co świadcy zreśtom o tym, ze musi to być barzo mądro osoba, mająco do siebie pikny dystans. Bajako. Jest tamok na przikład tako scenka z casów, kie poni Jola pracowała w biurze ZWW. Co to takiego to ZWW? To skrót od Zakopiańskik Warśtatów Wzorcowyk, ftóre były (i chyba nadal som) podhalańskim oddziałem hyrnej Cepelii. W tykze Warśtatak – jak zbocowuje pon Roman – po góralsku rozmawiało ze sobą osiemdziesiąt procent pracowników, a cała reszta, nawet jeśli nie mówiła tutejszą lingua franca, doskonale rozumiała, co do niej mówiono. Z jednym wyjątkiem – Joli.
Co z tego wynikło? Ano… posłuchojcie.
Wpół do siódmej rano zaspana Jola jedzie autobusem do pracy.
Obok stoi Stanisław Gąsienica z całym workiem zrobionych przez siebie kierpców.
Znają się z pracy.
– Dzień dobry, pani Jolu. […]
– Dzień dobry, panie Staszku. […] Jak pan się czuje?
– Eeee, nijako.
– Oooo… A co się stało?
– Niby nic. Ino… ino wiecie… juzek się dawno nie napił.
– Tak?
– Tak, pani Jolu, prowde godom.
– A… Jaki Józek?
– Wto?
– Pytam, bo może go znam.
– A kogo?
– Tego Józka.
– A skądże wam jakiś Józek w głowie? Swego chłopa już ni mocie?
– Ten Józek, o którym pan wspominał.
– Jo zem wom nie godoł o zodnym Józku.
– To proszę jeszcze raz powtórzyć, jak mi pan odpowiedział na pytanie, jak się pan czuje.
– Pedziołek wom, ze juzek się dawno nie napił.
– No więc jednak mówił pan o Józku.
– Nie. Jo wom godołek, ze ju-zek, czyli ja, się dawno nie napił.
– To pan, panie Staszku, jest teraz Józek czy Staszek?
– Jezu! Wy nic rozumu nie mocie! Pedziołek wom, słuchojcie uważnie: juzek się dawno… co oznacza że już od dawna nie piłem. Rozumiecie teroz?
– Oczywiście, że rozumiem. Pan, panie Staszku, od dawna nie pije. Natomiast ten, który pije, to jest jakiś pan Józek, którego ja nie znam.
– Jezusie i wszyscy świenci, trzymojcie mnie! Józka ni mo! Jestem ino jo, Staszek!
– Tak, tak, bo pan, gdy pan nie pije, nazywa się Staszek, a gdy pan pije, to wołają na pana Józek. Ależ to sprytne!
– Pani Jolu, idźcie już do tego biura i biercie sie za swoje numerki, bo jak zacniecie wiencej do ludzi godoć, to sie bendom dzioły straśne rzecy!*
Heeej! Cyz nie pikno to była rozmowa? No przecie ze pikno! Ale… sami widzicie – worce, coby kozdy godojący z górolem ceper słuchoł swego rozmówcy barzo, ale to barzo uwaznie. Bo dobrze by było, coby taki ceper wiedzioł, kie pado słowo „juzek”, a kie „Józek”. Kieby mioł wątpliwości – najlepiej, coby jak najsybciej je rozwioł. Jak to zrobić? A, mozno spytać na przikład tak:
– Panie Staszku drogi. Bardzo pięknie pan gada, ale ten autobus jest niesamowicie głośny i przez to nie za dobrze pana słyszę. Czy pan może wspomniał o jakimś Józku?
Jeśli rozmowa – w odróznieniu od tej, jakom odbyła poni Jola – nie jest prowadzono w autobusie, mozno spytać inacej:
– Panie Staszku, strasznie mocno dzisiaj wieje i wiatr zagłusza pańskie słowa. Czy dobrze mi się zdaje, że przed chwilą napomknął pan o jakimś Józku?
A jeśli akurat nie duje zoden wiater, to mozno spytać tak:
– Ponie Staszku, ale cisza! Aż w uszach dzwoni! Ale to dzwonienie niestety zakłóca mi odbiór pańskiego głosu. Pan chyba o jakimś Józku mówił – zgadza się?
No i górol abo potwierdzi, abo zaprzecy, ale stonie sie jasne, cy pedzioł „juzek” cy „Józek”. A wte nie bedzie juz groziło, ze sie bendom dzioły straśne rzecy. Hau!
P.S.1. Na mój dusiu! W poprzedni poniedziałek Profesoreckowe imieniny były! No to choć caluśki tydzień juz minął – piknie wypijmy zdrowie Profesorecka! 🙂
P.S.2 Z kolei w ostatniom niedziele były Hortensjeckowe imieniny i Małgosieckowe urodziny. Zdrowie Hortensjecki i Małgosiecki! 🙂
P.S.3. Najblizsy cwortek tyz bedzie imieninowo-urodzinowy. Bo bedom imieniny Zbyseckowe i urodziny Jędrzejeckowe. Zdrowie Zbysecka i Jędrzejecka! 🙂
* R. „Aldek” Roman, Zakopiański dom wariatów. Wydawnictwo Annapurna, Warszawa 2015, s. 131-132.
Komentarze
Z Tadkiem czy statkiem?
W szkole siedziałem w jednej ławce z moim kolegą Tadeuszem (czyli Tadkiem). Kiedyś nasza klasa miała pojechać (a właściwie popłynąć) na wycieczkę statkiem po Wiśle. Aż do samej wycieczki nie kojarzyłem, co wspólnego z tą wyprawą ma mój kolega z ławki. Dlaczego wszyscy ciągle mówią tylko o wycieczce z Tadkiem, a nie z Krzyśkiem albo Grażynką? 😀
Tym juzkiem straszyła nas prowadząca zajęcia z dialektologii:
jej koleżanka po studiach pojechała cudze dzieci uczyć w jakiejś bukowinie czy innym dzianiszu.
Piszą, Jaś nie pisze, czemu nie pisze, ano bo „juzek napisoł”.
– Ale czemu ty nie piszesz, o Józka nie pytam!…
– Juzek napisoł…
Uczcie się dzieci, uczcie się poloniści. A nawet wykształciuchy. Przynajmniej podstaw…:)
(Taką jest też „juzef napisoł”;))
Do TesTeqecka
„Kiedyś nasza klasa miała pojechać (a właściwie popłynąć) na wycieczkę statkiem po Wiśle”
A! Rozumiem. Wyciecka odbyła sie statkiem, ftóry nazywoł sie: „Powiśle” 🙂
Do Basiecki
„Uczcie się dzieci, uczcie się poloniści. A nawet wykształciuchy.”
Bajuści! A kie juz sie naucycie, to wte bedziecie mogli pedzieć: „Juzek sie naucył” 🙂
Dawno temu tuż po moim przyjeździe do Kościeliska poznałem Franka Pastucha , który pracował na budowie domu mojego szefa. Franek prawdziwy góral posługiwał się czystą gwarą, której podobnie jak pani Jola kompletnie nie rozumiałem. Czułek się wtedy jakbym wyjechał za granicę. Niestety Franka już nie ma a gwara nie skażona telewizją i szkołą prawie zanikła.
Bardziej „mi sento strano” niż czułek, czyli coś zostaje w głowie po wielu latach 🙂
Owczarku i cni Budowicze – 🙂
Do Misiecka
„Dawno temu tuż po moim przyjeździe do Kościeliska poznałem Franka Pastucha , który pracował na budowie domu mojego szefa. Franek prawdziwy góral posługiwał się czystą gwarą, której podobnie jak pani Jola kompletnie nie rozumiałem.”
Z Kościeliska? W takim rozie to jest wina Tadeusza Bukowskiego Groska, ftóry swój „Słownik gwary Skalnego Podhala górali z Kościylyska” wyryktowoł dopiero w 2008 rocku. Kieby wyryktowoł go wceśniej, to mógłbyś, Misiecku, w tym słowniku piknie posprawdzać, co pon Franek Pastuch godo ku Tobie 🙂
Do Zbysecka
„Owczarku i cni Budowicze – 🙂 ”
Cało przyjemność po mojej stronie, Zbysecku 🙂
Owcarku
Czuje się jak ostatnia przybłęda, bo nie mam takich znakomków spod samiusiuśkich Tater, jak ludkowie spod Twojej budy, a nawet jak miałam, ceperka jedna z nizinnego drewna, to za dawnego młodu.
Zresztą zawsze miałam lęk wysokości.
Ciągło mnie bardziej ku Bałtyku, jeziorom mazurskim i suwalskim, ku puszczom nizinnym (od Białowieskiej po Knyszyńską i Białą na Kurpiach, gdzie spędzam letnie miesiące na działce nadnarwiańskiej).
Ale jedno mi się udaje. Naśladować udatnie akcentowanie góralskie, podobnie jak np. podlaski zaśpiew kresowy.
Widać ucho u mnie wrażliwe. Chociaż tyle.
Ooo! Spędzanie miesięcy na działce nadnarwiańskiej tyz moze być pikne! Zwłasca, ze cas w tamtyk stronak mozno spędzać wroz z sakramencko sympatycnymi bobrami. Jeśli w okolicak Twojej działki, Magecko, bobrów jesce nimo, to wse jest sansa, ze kiesik dojdom 🙂