Cizplecakami
Wiecie, ostomili, jak jesce ćwierć wieku temu pod Turbaczem jeździło sie autobusami? Na mój dusiu! Jeśli była pełnia sezonu wakacyjnego – i jesce w dodatku pikno pogoda – to na nieftóryk trasak dostonie sie do autobusu wcale nie było łatwom rzecom. Wjezdzoł taki autobus na dworzec PKS-u w Rabce abo inksym Nowym Targu. A tamok – cekoł juz tłum, ftóry spokojnie mógłby trzy abo śtyry autobusy wypełnić. Pon kierowca otwieroł drzwi i… na autobus rusoł sturm nicym atak husarii na Turków abo inksyk Swedów. Z kolei pon Kościuszko pewnie w takik kwilak z nieba poziroł i wzdychoł:
– Eh, kiebyk mioł jo takik ludzi pod Maciejowicami, to inacej losy tamtejsej bitwy by sie potocyły. Zupełnie inacej!
Ba tłum, opróc tego, ze atakowoł autobus, prowadził tyz straśliwom sarpacke sam ze sobom. Nie moge pedzieć, coby panowało tamok prawo pięści, ale prawo łokci – jak najbardziej. Im lepiej sie ftosi tymi łokciami rozpychoł, tym więkse mioł sanse na zajęcie miejsca siedzącego. Ba kie ftosi zdobył ino stojące – to tyz sie ciesył, ze w ogóle wsiodł, a nie zostoł na dworcu.
Pon kierowca casem wpuscoł więcej pasazerów, casem mniej, ale wiadomo było, ze prędzej cy później ogłosi:
– Koniec! Nimo juz więcej miejsca!
– Wpuśćcie nos, ostomiły ponie kierowco – pytali ci, ftórzy jesce nie wsiedli.
– Nimo miejsca i ślus! – odpowiadoł kierowca.
Ludzie próbowali wziąć go na litość:
– Ponie kierowco, my tutok do doktora jedziemy, bo momy po styrdzieści stopni gorącki! Do nasyk dzieci jedziemy, co tęskniom za nomi i płakajom! Do nasyk ojców i matek, co z głodu właśnie umierajom, więc my fcemy bochenek chleba im zawieźć!
Ba pon kierowca był niewzrusony. Cemu? Cóz. Kie downyk kierowców znienacka chytało pragnienie, to wypijali borygo. A borygo to przecie płyn do chłodnicy. To dziwicie sie, ze po takim płynie ik serca były zimne jak lód?
Kie ludzie widzieli, ze po dobroci nic nie wskórajom, nieftórzy próbowali, wepchnąć sie na siłe. Ba pon kierowca zamienioł sie wte w autobusowego pona Rejtana: stawoł w drzwiak i własnym ciałem droge zagradzoł. Kosuli rozdzierać nie musioł, bo ona i tak juz była zębem casu rozdarto. Kie jednak komusi – mimo bohaterskiego oporu kierowcy – udawało sie wedrzeć do środka, wte oburzony pon kierowca wołoł:
– Nie ujdzie to wom na sucho! Jedziemy na milicje!
– No to se jedźcie – odpowiadali pasazerowie. I tak jakosi wse okazywało sie, ze „Jedziemy na milicje” to był ino taki zwrot retorycny. Cy moze racej taki osobliwy akt kapitulacji ze strony kierowcy, ftóry uznawoł, ze skoro ftosi juz sie do tego autobusu wepchnął, to niekze ta.
Autobus w końcu rusoł w droge. Ale to jesce nie był koniec pekaesowskiego dramatu. To był dopiero koniec pierwsego aktu. Zaroz zacynoł sie akt drugi. Oto autobus jechoł zatłocony tak sakramencko, ze Księga Guinnesa niek sie schowo z tymi syćkimi rekordami w ilości osób miescącyk sie w jednym aucie. Górole sie tłocyli i turyści. Ci pierwsi z wielkimi siatkami pełnymi zakupów. Ci drudzy – z plecakami pełnymi syćkiego.
– Krucafuks! – złościli sie górole. – Ci z plecakami zajmujom najwięcej miejsca! Kieby nie oni – byłoby tutok piknie luźno!
Padały tyz inkse przekleństwa, krótse niz „krucafuks”, ale zacynające sie na te samom litere.
Dlo góroli syćko było jasne – winnymi wselkik niescynść komunikacyjnyk som „ci z plecakami”. A właściwie: „cizplecakami”, bo najcynściej określenie to wypowiadono jednym tchem.
„Cizplecakami” ocywiście sie bronili:
– A jak momy jechać? Na dachu?
– Pieso powinniście iść! Jesteście turystami, cy nie jesteście?
– Jesteśmy, ba coby zacąć piesom wyciecke, to musimy przecie najpierw dojechać do jakiegosi ślaku. Nie?
– A, precki z tymi wasymi ślakami! Jak nie mozecie iść pieso, to w domu siedźcie!
– Fcielibyście mieć autobus ino dlo siebie, samoluby!
– A wy myślicie, ze syćko wom tutok wolno!
– A wy mozecie pocałować nos w rzyć!
– A wy nos!
I tak oto rosła wzajemno nienawiść między górolami a „tymizplecakami”. Fto mioł racje? Ocywiście, ze górole! Przecie jakosi musieli oni jeździć do miasta, do pracy, na zakupy, a potem jakosi musieli do swyk chałup wrócić. Tymcasem przez „tykzplecakami” było to sakramencko utrudnione.
Ale „cizplecakami” ocywiście tyz mieli racje. W końcu góry som i wse były nie ino dlo góroli, ba dlo syćkik, ftórym sie one podobajom. A skoro sie podobajom, to worce je zwiedzić. A coby zwiedzić, to od casu do casu trza sie jakimsi autobusem przejechać.
Cóz… U jegomościa Tischnera, jak wiadomo, prowdy były trzy. Z kolei u najsłynniejsej góralskiej poetki, poni Wandy Czubernatowej z Raby Wyżnej, prowdy som dwie: naso i waso. No i w tyk downyk PKS-ak były właśnie te dwie prowdy: górole mieli swojom, a „cizplecakami” swojom. I obie prowdy były piknie obiektywne.
Pekaesowski dramat na scynście końcył sie hepi-endem. Prędzej cy później pasazerowie zacynali z autobusu wysiadać. Kie wysiadali z nik przyjezdzni, to – rzec jasno – dalej mieli ze sobom plecaki, ale w mowie miejscowyk juz przestawali być „tymizplecakami”. Tak to juz jakosi było, ze słowo „cizplecakami” – przynajmniej pod Turbaczem – dotycyło ino turystów w PKS-ie, a nie turystów w ogóle.
Na polu, poza autobusem, nifto juz nikomu nie wadził, było wystarcająco duzo miejsca dlo syćkik. I wte dlo góroli ci przyjezdni to juz nie byli znienawidzeni „cizplecakami”, ino ostomili goście, ftóryk trza piknie w nasyk górak przyjąć. A dlo przyjezdnyk miejscowi to juz nie były sakramenckie samoluby, ino śwarni górole, równie pikni jako góry dookoła.
A potem przyseł 1989 rocek i wiele sie zmieniło… Jednym zabrakło dutków na jakiekolwiek wakacje. Drudzy zarobili ik telo, ze zacęli jeździć za granice. Abo kupili se auta -i wte autobusy przestały im być potrzebne. Trzeci – z góroholizmu przestawili sie na pracoholizm i na wyprawy pod Turbacz nie mieli juz casu. A w samyk górak – opróc autobusów PKS-u pojawiły sie prywatne mikrobusy i tym samym przejęły cynść pasazerów. Poza tym co bogatsi górole wyryktowali całom mase sklepików spozywcyk. Tym samym plecaki turystycne zrobiły sie mniej pękate, bo juz nie trza wozić ze sobom zapasów zywności na tydzień abo dwa – syćko mozno juz było piknie kupić w samyk górak. No a kie plecaki zrobiły sie mniej pękate – to od rozu mniej miejsca w środkak komunikacji zacęły zajmować.
Tak więc barzo wiele rzecy sprawiło, ze teroz w jezdzącyk w górak autobusak nimo juz tak straśliwyk tłoków jako kiesik. A słowo „cizplecakami” jakosi znikło. Wyglądo na to, ze górolom spod Turbacza słowo to było potrzebne wyłącnie do wściekania sie na jezdzącyk PKS-em niepiloków. Było – a teroz juz nie jest. Ba nic juz nie zmieni tego, ze kiesik je uzywono. Dlotego moim owcarkowym zdaniem słowo „cizplecakami” jak najbardziej powinno widnieć w słownikak gwary góralskiej. Teroz to juz ino jako archaizm – ale powinno. Hau!
P.S.1. A Basiecka, ftóro chyba piknie sie z plecakami przyjaźni (tutok nawet jest zdjęcie jednego z jej przyjaciół), mo dzisiok urodziny. No to zdrowie Basiecki! 😀
P.S.2. Nie wiem, cy z plecakiem cy bez, w kozdym rozie nowy gość do Owcarkówki przyseł – Teodorecka. No to powitojmy jom piknie! Haj! 😀
Komentarze
Hej owczarku, piekny wpis… Ale ciekaw jestem jak sie teraz mowi na taki maly podreczny plecaczek noszony ‚ku ozdobie’. Kiedys w zamierzchlych czasach uzywano swojskiego okreslenia ‚horolezka’…
Wasz zimowy ale czekajacy na wiosne – Paff
Cizplecakami zniknęli. W ich miejsce pojawili się ciwsamochodach i zajęli każdy skrawek w miarę płaskiego terenu w górach tak, że przejść nie można.
Polecam Durmitor. Tam jeszcze dosc miejsca dlo goroli i tychzplecakami.
http://www.durmitorcg.com/opstina_eng.php
Oj, przypomniały mi się te sceny przed autobusami w górach… Cóż to były za czasy! Trzeba było mieć żelazną kondycję, żeby dotrzeć na szlak – później wędrówki to był mały pikuś! 🙂
Basiu – z okazji urodzin zdrowia i czasu na wędrówki życzę, z których, mam nadzieję, w dalszym ciągu będziesz nam podsyłać zdjęcia! 🙂
Miłego dnia, że tak tradycyjnie…
Owczarku,
Prawdziwego, legendarnego szturmu do nowotarskiego PKSu doświadczyłam bodaj raz – na początku trzeciej dekady maja 1982, gdyśmy potrzebowali (z Pierwszą Górską Wycieczką Klasową) dostać się ‚od autokaru z jeszcze większego miasta’ 😉 ) do Łopusznej (gdzie Tetmajer a potem – hajda na Turbacz!)
…Ale znam dobrze tego bluesa z mojego (wówczas przejściowo nie-powiatowego 😉 ) browarnego B. Serca niektórych kierowców były jeszcze zimniejsze, niż konkurencyjny do miejscowego napitek niskoprocentowy (co to jego nazwy nie wolno ostatnio pisać a może i wymawiać 😐 ), łokcie pracowały, pomysłowość też (B wsławiła się np. spektakularnym zmiękczeniem serca najtwardszego kierowcy 10.12. 1981, jadąc w piątek do Domu na weekend, który okazał się feriami stanowojennymi… jeszcze przez długie miesiące koleżanki opowiadały legendy o tych opóźnieniach TRZECH autobusów w tym samym kierunku jadących, o tym tłumie ludzkim czekającym na coraz to większym mrozie i że wredny „C” wziął samych ‚na miesięczne’ (nie wszystkich!) i B uginającą się pod plecakiem wyładowanym książkami i zeszytami, jak to ona zawsze…
Były czasy były… 😉 🙂 😀
Dzięki Ci wielke, Owczarku, za pamięć!!!
Dzięki Ci, Also, ża życzenia!!!
😀 😀 😀
Dziś widziałam wieeeele małych plecaków… morze (jezioro 😉 ) małych choć mocno wypchanych plecaków… (duże też były, już na pakach ciężarówek)
…i karimat… i ludzkich głów (starych im młodych)…
A gdzie?
Na Wawelu!
Nie ściemniam nic a nic – mszą na Wzgórzu (ołtarz polowy tuż pod Wieżą Srebrnych Dzwonów 😉 ) rozpoczęła się XXX Krakowska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę (Siostra idzie już 9.raz… niestety, nie spotkałyśmy się, choć pogadałyśmy ‚telefonicznie’ o 6:30 a i wczoraj fajne rodzinne spotkanko się odbyło… do domu pogoniły mnie-odwołały różne poczty kwiatowe i inne takie 😉 😀 )
A skoro już temat „mój przyjaciel plecaczek”… 🙄 – psze bardzo – ten sam fioletowy na zimowym Turbaczu 😉 😀
Albo maleńki czarny (choć nie taki on maleńki… laptopowy… 🙂 ) – na maleńkiej przebieżce lokalnej, pięciogodzinnej zaledwie 😉 😀
(z szalikiem, okularami słonecznymi i kurtką p-deszcz – żelazne wyposażenie wędrowca… 😉 😎 )
I ‚weekendowy’ (można się weń spakować i na 8-10 dni ) – na Rohatce 😉 😀
Wieeelkiego, stelażowego świadka większości tras górsko-wędrownych (typu wyrypa) i autostopów kontynentalnych (tudzież tras Dom-akademik, najczęściej z książkami i/lub słoikami 😀 ) wciąż mam… w piwnicy, nie na po(d)ręcznych fotkach…
Niedawno użyłam też najpierwszego, licealnego plecaczka: „firmy polonijnej” (podróbka znanej marki outdoor) – na studiach ktoś mi się próbował włamać do niego w autobusie – żyletkową ranę załatałam czerwonymi „okularami generała” i używałam dalej, zmieniając tylko zamki i zameczki… aż dostałam na Gwiazdkę’94 owego fioletowego ‚a’… 😎
…W sumie to rzeczy… tylko rzeczy… i nic więcej.
Ale w plecaku ‚coś jest’ : gdy syn pierworodny mojej licealnej koleżanki, bardzo „górskiej”, nie umiał jeszcze mówić (a i chodzić nie za bardzo ) – potrafił podejść do szafy, gdzie był jego mini-plecaczek i wydusić „pupa” (coś w stylu) – to oznaczało „mamo, czas się pakować na wycieczkę!”
😀 😀 😀
Owczarku, Owczareczku – użyj, proszę w wolnej chwili brzytwy pana O… 😉 😀
To Owczarek używa brzytwy? :-O
…w chwilach wyższej konieczności… czasami wręcz najwyższej ❗ (między 1310 a 1311 m npm) 🙄 😐 😀
Basiu, życzę Ci pięknego życia.
Niech z każdym rokiem przynosi więcej satysfakcji i radości.
Wznoszę stolata za Twoją pomyślność! 😀
Owczarku, byli jeszcze gorsi, niż „wielbłądy” – to narciarze. Przypomnij sobie (albo zapytaj Marynę Krywaniec), jak to bywało. 🙁
Nawet w osławionych autobusikach do Kuźnic – przecież miejscowi zarabiali na ceprach (tak wtedy, jak i teraz), ale co się człowiek nasłuchał, to się nasłuchał. 😀
###
Zdrowie Basi!
Przed chwilą do niej dzwoniłam, bo nad miastem przeszła wielka nawałnica w czasie, gdy ona miała wracać z pracy…:
„…I prawie popłynęłam, ale to nic, szczęście, że dziś autko zostawiłam zaparkowane wysoko na chodniku, a nie na jezdni!” (całą jezdnię zalało).
-To się nazywa traktować pojazd z oddaniem! 😆
Dziekuje Ci Owczareczku za mile powitanie.
Wszystko prawda, co opowiedziales. Obiektywna, jak moja.
Tylko moja jest o autobusach miejskich. Jak skonczylam jedne studia w miescie wielkiego astronoma, postanowilam pojechac nad morze do pracy. Tam przyjeto mnie w biurze prasowym wielkiego przywodcy pewnych zawodowych zwiazkow. Byl wazny na cala Polske, a poniewaz ja bylam (w obiektywnym odczuciu) najwazniejsza w jego biurze, beze mnie w kraju robil sie balagan. Byl to balagan o wiele wiekszy jeszcze niz … autobusowy.
Nad morzem do pracy dojezdzalam miejskimi autobusami, a one dojezdzac nie chcialy – przez tych kierowcow (co mieli chlod w sercach, a nie mieli zadnego poczucia obywatelskiego obowiazku). Oni ciagle tylko chcieli strajkowac, bo twarog w sklepach za bardzo drozal. Ale kto mial zajac sie ich sprawa, jak mnie (z braku mozliwosci dojazdu do pracy) zabraklo w biurze waznego specjalisty od strajkowania?
Raz se ide po ulicy (bo autobusy nie jezdzily), a tu panowie z telewizji mnie zatrzymuja i pytaja, co ja o tych obiektywnych kierowcach sobie mysle. Odpowiedzialam, ze ja to nawet twarogu kupic nie moge, bo wszystkie zarobki musze wydawac na taksowki i ze tych kierowcow bardzo juz nie lubie.
Nastepnego dnia w pracy popadlam w wielkie klopoty, bo moja obiektywna wypowiedz nadano w glownym wydaniu obiektywnych wiadomosci obiektywnej telewizji. Kurcze pieczone.
Teodora…
bo to można sparafrazować tak („Sami swoi”) – strajki strajkami, a sprawiedliwość… a w garnku coś musi być, zwłaszcza, jak masz małe dziecko i nie mieszkasz w centrumie, gdzie „na piechty” da się dojść.
http://www.youtube.com/watch?v=kxnDK9IqxAk
Basiu,
dużo zdrowia, powodzenia. Sto lat! 🙂
Basiu,
niewyszukane, ale dobre 🙂
Wszystkiego NAJ!
http://www.youtube.com/watch?v=3cnSbVjojzM
Alicjo,
male dziecko? ciezko by bylo isc nawet z wiekszym …
„Na piechty” z siateczka z twarogiem z delikatesow na „leniwe” do piwnicy u panstwa Zygmuntow to by sie szlo przez caly dzien, jak leniwie cizplecakami po gorach do schroniska.
Do Paffecka
„Ale ciekaw jestem jak sie teraz mowi na taki maly podreczny plecaczek noszony ‚ku ozdobie’. Kiedys w zamierzchlych czasach uzywano swojskiego okreslenia ‚horolezka'”
Casem, Paffecku, jesce słyse pod Turbaczem to słowo. Ale racej uzywajom go starsi turyści. Cyli ci, co w swoim casie mieli przyjemność być „tymizplecakami” 😀
Do TesTeqecka
„Cizplecakami zniknęli. W ich miejsce pojawili się ciwsamochodach i zajęli każdy skrawek w miarę płaskiego terenu”
Na rozie – w miare płaskiego. Ale moze kiesik i na samiućkim wierchu Giewonta bedzie sie mzono natknąć na parkujące pod krzyzem auto? To ocywiście najcorniejsy scenarius, ftóry wcale nie musi sie sprawdzić 😀
Do Jerzecka
„Polecam Durmitor.”
Barzo pikne góry! Jedno mnie ino zastanawio. Ten Durmitor jest niby w Cornogórze. A tymcasem na tym zdjęciu na stronie, do ftórej dołeś Jerzecku linka, to ten krajobraz jest jakosi tak mało corny 😀
Do Alsecki
„Oj, przypomniały mi się te sceny przed autobusami w górach”
Oj, tak, tak, Alsecko! Teroz to ludziska, coby naryktować se adrenaliny, to na bandżi skacom abo na inksym spadochronie. A kiesik – to wystarcyło sie PKS-em przejechać 😀
Do Basiecki
Basiecko, po pierwse i przede syćkim – Twoje zdrowie po roz pierwsy!
Po drugie, przekazołek Twojom prośbe ponu O. Ba pon O. mioł wielki dylemat: ftóry z tyk dwók bytów jest zbytecny, skoro oba som pikne? W końcu uznoł, ze jedno strona brzytwy to bedzie orzeł, drugo to bedzie reska. A potem te brzytwe podrzucił do wierchu. No i ślepy los… to znacy ślepo brzytwa zadecydowała, ze byt z linkiem zostoje.
Po trzecie, Twoje wspomnienia to pikny dowód na to, jak wielkim przyjacielem cłowieka jest plecak. Jaz my, psy, jesteśmy kapecke zazdrosne. No ale zazdrość na bok. Myślołek nawet o wyryktowaniu jakiegosi wpisu na ceść plecaka. Moze kiesik?
Po cworte – 1310 cy 1311? W zasadzie to 1310. Ale casem kie geodeci ryktujom pomiary, to jo z ciekawości stoje na wiersycku, coby przyjrzeć sie ik pracy. A oni wte mierzom ten wiersycek wroz ze mnom. I dlotego casem wychodzi im 1311 😀
Do EMTeSiódemecki
„Basiu, życzę Ci pięknego życia.
Niech z każdym rokiem przynosi więcej satysfakcji i radości.
Wznoszę stolata za Twoją pomyślność!”
Juz wprowdzie sósty sierpnia minął, ale stolata Basiecce mozemy piknie ryktować dalej 😀
Do Anonimowej Celebrytecki
„Owczarku, byli jeszcze gorsi, niż ‚wielbłądy’ – to narciarze.”
Aaa, to prowda! Narciorze byli syćkiemu winni tyz! Ino ik nie zbocyłek, bo pod Turbaczem wse było ik duzo mniej niz pod Kasprowym 😀
Do Teodorecki
Teodorecko! To jo widze, ze Ty piknom autobiografie mogłabyś wydać! No a ci kierowcy… eh… skoda wielko, ze ik przełozeni nie mogli im wyryktować cegosi porządnego do picia, dzięki cemu nie musieliby po to borygo sięgać… 😀
Do Alecki
„bo to można sparafrazować tak (‚Sami swoi’) – strajki strajkami, a sprawiedliwość… a w garnku coś musi być, zwłaszcza, jak masz małe dziecko i nie mieszkasz w centrumie, gdzie ?na piechty? da się dojść.
Cóz, był taki cas, ze nie syćka mieli chłód w sercu, na przykład kolejorze – oni w 1981 rocku nie strajkowali, bo uwazali, ze ik strajk byłby zbyt uciązliwy dlo ludzi. Ale to było w 1981 rocku. W 2010 juz jest inacej… 😀
Do Hortensjecki
„Basiu, dużo zdrowia, powodzenia. Sto lat!”
Ano sto! Mimo ze – jako juz zostało pedzione – sósty sierpnia juz minął 😀
W ’81 roku tramwajarze strajkowali, kierowcy autobusów i tak dalej. 👿
Było, się zbyło, przeszło, minęło…
http://alicja.homelinux.com/news/Ulewa/DSCN0496.JPG
A tu dzisiaj…
Ja tam się nie znam, ale jak mi reporterzy ze świata podsyłają, to muszę się podzielić. Warszawa.
Oglądałam w tv skutki tej ulewy w Warszawie. Jak Twoje pomidory, mt7? Przetrwały?
Do „Szkła kontaktowego” wczoraj ktoś przysłał sms-a tej treści mniej więcej, że Pan Bóg zobaczył, co się dzieje pod krzyżem i zagrzmiał.
Tradycyjnie zaśmiecę – miłego dnia! 🙂
Mnie tylko zmoczyło doszczętnie, pomimo parasolki, w drodze na koncert.
Miałam więc spory dyskomfort siedząc w mokrym ubraniu.
A pomidory nie są w stanie utrzymać ciężaru owoców. Już nic nie robią, tylko zipią i dojrzewają. 😀
Coś nie wyszły pomidory
Wyszły!
I to jakie!!!
Basiu, spóźnione życzenia ślę i wypijam stolata! Wielu pięknych wędrówek, z plecakiem oczywiście! 🙂
Przed południem skasowało mi spory komentarz,więc pirzgnęłam komputerem, a później spędzałam beztroski dzień z wnuczką. Dopiero niedawno włączyłam tv i własnym oczom nie chcę wierzyć – toż to horror! Nie chce się wierzyć w to, co się dzieje. Wydawało się, że powódź już minęła. Koszmar.
Pamietam rowniez autobusowe horrory.I przezywalam nie tylko 1 i 2 akt ale 3 tyz.Zwlaszcza,gdy „nabity” do niemozliwosci autobus „bral” zakrety!!Wtedy odmawialo sie zdrowaski,bo przechyl byl taki,ze tylko sily wyzsze mogly wehikul w stanie rownowagi utrzymac 😉
Basi- przekazuje zyczenia zdrowia,wspanialej kondycji na dlugie i ciekawe wyprawy.Duzo,duzo szczescia 😀 😀 😀
Ciao amici.
PS.Smutne niestety wiesci z kraju docieraja.U nas powodz,a pod Moskwa skwar i pozary 🙁 🙁
Konca nieszczesc nie widac!?
Bry!
Ja o tych „przechyłach” autobusowych nie wspomniałam, bo myślałam, że tylko ja się tego bałam! Miałam taki jeden szczególnie „ulubiony” zakręt, tam to dech człowiekowi zapierało po prostu 🙄
Mnie, kiedys we Francji dech zaparlo prawie na amen 😉 ,gdy musielismy wyminac na waskiej,gorskiej drodze potezny autobus, wypelniony turystami.
Po prawej stronie autobusu skala,po lewej my i po naszej stronie ino przepasc na co najmniej 800m.Strach bylo oddychac!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wiszac prawie jednym kolem nad przepascia, udalo nam sie przepuscic autobus.Nikomu nie zycze taaaaaakich atrakcji 😮
Hej.
No tak, doświadcza ludzi okropnie ta pogoda.
Ja nie mam specjalnie złych wspomnień z podróżowania autobusami, może dlatego, że przemieszczałam się głównie pociągami.
Na autobusy w południowej polsce raczej trudno było się dostać.
Na przykład w takim Rzeszowie tylko z biletami miesięcznymi.
W Zakopanem to samo.
Przebacz mi Polsko, że tak Cię potraktowałam. 🙂
Kiesik nawet w autobusowyk rozkładak jazdy przy nieftóryk kursak byla literka M. To oznacało, ze to kurs z pierwseństwem dlo posiadacy miesięcnyk. Teroz to juz historia… 😀
Aaa! Kie idzie o branie zakrętów i inkse wycyny ponów kierowców, to przecie jest taki śpas, ze pewnego rozu do bram raju pukajom probosc i kierowca autobusowy. Otwiero i święty Pieter i pado:
– Kierowca idzie do nieba, a probosc do cyśćca.
Probosc jest oburzony.
– Święty Pietrze! Jak to? On do nieba, a jo ino do cyśćca? Przecie jo pobozny byłek! Modliłek sie! Kazania wygłasołek!
– Bajako – godo święty Pieter. – Ba kie wyście głosili kazania, to syćka spali. A kie kierowca prowadził autobus, to syćka sie modlili 😀
Owczarku…
🙂
A za kwilecke przemówie jo takim bardziej siostrzanym głosem 😉 😀
Owczarku,
😆 😆 😆