Spisywac
I jak tam, ostomili, idzie u wos ten spis powsechny? Zdecydowaliście sie na komputrowy samospis cy wolicie pockać na gusowskiego spisywaca? W mojej wsi ludzie woleli spisywaca. No bo z komputrem to ani napić sie nie mozno, ani pogodać. A z zywym cłowiekiem – mozno jedno i drugie! Haj.
Nie musieli my długo cekać. Juz w poniedziałek spisywac pojawił sie w mojej wsi. Przyjechoł takim storym miemieckim autem. Mioł na sobie garnitur, nie najdrozsy moze, ale najtańsy tyz nie. W sumie to nawet na całkiem fajnego chłopa wyglądoł. Kie przybył do wsi, to najpierw zatrzymoł sie pod chałupom Wojtka Murzyna. Wysiodł z auta zabierając ze sobom taki mały komputerek, co to sie podobno hand-heldem nazywo. I po kwilecce zapukoł do drzwi.
– Dzień dobry – pedzioł, kie Wojtek mu otworzył – jestem rachmistrzem prowadzącym narodowy spis powszechny. Mogę wejść?
– A wejdźcie, panocku! Wejdźcie! – popytoł Wojtek.
Zaprowadził spisywaca do kuchni. Wskazoł mu krzesło przy stole, a potem wyciągnął z safki flaske gorzołki i dwa kieliski.
– Moze napijemy sie najpierw? – spytoł.
– Nie, nie, dziękuję, jestem przecież w pracy – odmówił uprzejmie spisywac.
– W pracy bedziecie dopiero wte, kie zacniecie zadawać mi pytania – zauwazył Wojtek. – A teroz jesce nie zadajecie. No to chyba mozecie sie kapecke napić? To jest barzo dobro gorzołka, panocku. Skostujcie. Nie pozałujecie.
Spisywac uznoł, ze właściwie Wojtek mo racje. No i wypili se po jednym kielisecku. A potem jesce po jednym.
Wreście spisywac wziął sie do roboty. Zadawoł Wojtkowi pytania, a Wojtek piknie odpowiadoł. Syćkie odpowiedzi zostały zapisane na komputerku. Kie spisywac skońcył, to podziękowoł Wojtkowi i poseł do swego auta. Zaroz podjechoł pod kolejnom chałupe. A była to chałupa Wincentego. Spisywac zapukoł do drzwi.
– Pokwolony – pedzioł Wincenty na widok gościa.
– Pokwo… to znaczy: dzień dobry – pedzioł spisywac. – Jestem rachmistrzem…
– A! Wiem, wiem! – Wincenty nie doł mu dokońcyć. – Wejdźcie, panocku! Popytocie, o co tam trza, ale najpierw – moze sie napijmy?
– Czy ja wiem? – wahoł sie spisywac. – Troszeczkę już wypiłem u pańskiego sąsiada.
– Ino jeden kielisecek, panocku! – nalegoł Wincenty. – Jeden kielisecek chyba wom nie zaskodzi?
– No, chyba nie – zgodził sie spisywac.
I wypili se po kielisecku. A ze jeden – jako zgodnie ukwalowali – nie zaskodzi, to wartko dosli do wniosku, ze drugi tyz nie powinien.
Ba potem juz spisywac piknie zabroł sie do pracy. Zacął zadawać Wincentemu pytania. Widać było przy tym, ze jest w barzo dobrym humorze, więc Wincenty był nawet wdzięcny Głównemu Urzędowi Statystycnemu, ze przysłoł do nasej wsi kogosi sympatycnego, a nie jakiegosi ponuroka.
Spisywac sprawnie sie uwinął i zaroz rusył ku następnej chałupie, ka miesko nas sołtys. Zapukoł zaroz do drzwi. Otworzyła mu sołtysowo.
– Dzień dobry – pedziała.
– Ah! Dzień dobry! Dzień dobry! – zawołoł radośnie spisywac. – Ślicznie dziś pani wygląda!
Sołtysowo przyjrzała sie podejrzliwie niepilokowi.
– Cy wy to jesteście moze akwizytorem? – spytała.
– A, nie zgadła szanowna pani! – Spisywac uśmiechnął sie od ucha do ucha. – Ja tu, kochaniutka, nie robię żadnej akwizycji, tylko spisik powszechny.
– To pon spisywac! – doł sie słyseć z głębi chałupy głos sołtysa. – Wpuść pona do środka!
No i sołtysowo wpuściła.
– Fcecie sie moze, panocku, cegosi napić? – od rozu zaproponowoł sołtys.
Spisywac sie zastanowił.
– Ja już coś piłem w dwóch poprzednich domach – pedzioł.
Wte sołtys uporł sie, ze i on musi gościa cymsi piknym pocynstować. No bo co? On, sołtys, miołby być gorsy od Wojtka Murzyna i od Wincentego? Byłby wstyd! W dodatku kie jest sie sołtysem, to nie wypado cynstować byle cym. Zaroz więc na stole pojawiła sie pikno whisky z samiućkiej Skocji. I popili se piknie.
A potem spisywac zacął zadawać sołtysowi pytania. Nie sło mu juz tak sprawnie, jako u Wojtka i u Wincentego. Furt mylił sie przy wprowadzaniu danyk do komputra, więc furt musioł cosik poprawiać. Ale w końcu zarejestrowoł syćkie sołtysowe odpowiedzi. I poseł do swego auta. Podjechoł ku następnej chałupie, ka miesko śwagier mojego bacy. Wylozł z auta, rusył ku drzwiom, ba po drodze potknął sie o jakisi kamyk i przez to polecioł do przodu i prasnął głowom w drzwi. Na scynście nie uderzył sie zbyt mocno. Po kwili drzwi sie otworzyły i stanął w nik śwagier mojego bacy, ftóry fcioł sprawdzić, co tak w jego drzwi prasło.
– O, witojcie – pedzioł śwagier. – Kim jesteście, panocku?
– Maj nejm is Bond! Dżejms Bond! – odpowiedzioł spisywac.
– Co takiego? – spytoł śwagier.
– Hahaha! Dał się pan nabrać! – zaśmioł sie spisywac. – Tak naprawdę jestem tu z polecenia Głuchego Obrzędu Sadystycznego, żeby spisać pana i pańskie gospodarstwo.
– A! Pon spisywac! Wejdźcie, panocku – popytoł śwagier.
No i spisywac weseł. W środku – jak sie okazało – był tyz mój baca, ftóry akurat wpodł do śwagra z wizytom.
– Właśnie mieli my sie tu napić Łąckiej Śliwowicy – pedzioł śwagier. – Moze napijecie sie z nomi?
– Ale ja… – zacął spisywac, ba nie dokońcył. – A właściwie to czemu nie! W końcu przysłał mnie tu GUS, a nie Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych!
I zaroz pikno flaska śliwowicki posła w ruch. Popili se we trzek, pogodali, ale spisywac nie zabocył, po co tutok przyseł. Zaroz uruchomił swój komputerek i pedzioł:
– A teraz chciałbym zadać parę pytań.
Ba zanim zadoł pierwse pytanie – chyciła go ckawka. Kie mu przesła, nasła go nagle wielko ochota na śpiewanie:
– Góraaaaaalu, czy ci nie żaaaaal! Góraaaaalu…
– Kocham wszystkich górali! – zawołoł, kie skońcył śpiewać.
Potem wstoł i wybośkoł mojego bace w oba policki.
– Tego drugiego górala też kocham! – I wybośkoł śwagra.
– I tego trzeciego też! – I jesce roz mojego bace wybośkoł.
– Barzo nom miło, panocku – pedzioł mój baca. – Ino cy nie powinniście juz sie wziąć za ryktowanie tego spisu?
– Może i powinienem, ale nie chce mi się – pedzioł spisywac.
Baca ze śwagrem nie fcieli jednak, coby cłek mioł kłopoty z powodu zaniedbania obowiązków. Więc postanowili pomóc mu te obowiązki wypełnić.
Spisywac wpisoł na komputerek dane uzyskane od śwagra, a potem popytoł o jesce kapecke śliwowicki. Cóz, gość to gość, nie wypadało odmówić. Więc dostoł jesce kielisecek. A potem poseł do auta i rusył z piskiem opon. Ino… rusył nie do przodu, ba do tyłu. Na mój dusiu! Niewiele brakowało, a wpodłby do potoka! Na scynście w ostatniej kwili sie zatrzymoł. Próbowoł otworzyć w swym aucie drzwi, ale jakosi mu to sie nie udawało. Więc w końcu opuścił sybe w drzwiak i zacął wychodzić przez okno. Kie wreście wyseł, skierował sie ku chałupie sołtysa.
– Panocku! Panocku! – zawołali z dala mój baca i śwagier, ftórzy stali przed chałupom i pozirali, co spisywac robi. – W tej chałupie wyście juz byli!
– Rzeczywyszcze – wymamrotoł spisywac. – Tylko czemu przedtem ta chałupa nie kiwała sze na boki, a teraż sze kiwa?
Baca ze śwagrem zrozumieli, ze kie spisywac bedzie pracowoł sam, to moze se bidok nie dać rady. Dlotego postanowili mu pomóc. Podbiegli do auta i posadzili spisywaca na tylnym siedzeniu. Śwagier tyz siodł z tyłu, baca zaś zajął miejsce za kierownicom. Auto rusyło. Zatrzymało sie przed chałupom stojącom koło chałupy śwagra. W tej chałupie obok miesko Janiela. Cało trójka wysiadła z auta. Spisywac chwioł sie kapecke na nogak, więc baca ze śwagrem chycili go na wselki wypadek z obu stron i tak syćka trzej podesli ku chałupie. Zapukali do drzwi i zaroz Janiela im otworzyła.
– A to co? – spytała zaskocono. Od rozu było widać, ze nie co dzień sie jej zdarzo, coby mój baca ze śwagrem jakiegosi przynapitego niepiloka ku niej przyprowadzali.
– Dżen dobry – odezwoł sie spisywac. – Ja tu robie szpisz.
– Co? Spisz? – zdziwiła sie Janiela. – Toście zabłądzili, panocku. Spisz jest nie tutok, ino po tamtej stronie Dunajca.
– Nicego nie rozumiecie, krzesno – pedzioł śwagier. – Ponu idzie nie o Spisz, ino o spis! Narodowy spis powsechny!
– No dobrze, ale co sie stało, ze musicie pona podtrzymywać? – próbowała dociec Janiela.
– A coście myśleli? – spytał baca. – Ze robota przy takim spisie jest lekko i przyjemno? Nic z tyk rzecy! To jest barzo cięzko praca! I dlotego właśnie pon jest juz zmęcony i ledwo stoi.
Wreście Janiela wpuściła spisywaca do środka. I piknym koniakiem go pocynstowała, bo ona przecie nie jest mniej gościnno niz inksi mieskańcy mojej wsi.
Wkrótce syćko, co GUS fcioł wiedzieć o Janieli i jej rodzinie, zostało piknie wprowadzone do komputerka. Spisywac rusył w dalsom droge. Dzięki pomocy bacy i śwagra jakosi posuwoł sie ze swom robotom do przodu. Baca ze śwagrem piknie pomagali mu iść. A kie juz nawet podtrzymywany nie mógł na nogak ustać – to baca broł go za ręce, śwagier za nogi i we dwók nosili do chałupy, do auta, a potem do kolejnej chałupy i znowu do auta.
A w kozdej z chałup spisywac dostawoł do wypicia cosi, co miało mniej lub więcej procentów. Nieftórzy cynstowali tyz jadłem. Ino Felek znad młaki nic nie doł, bo pedzioł, ze barzo chętnie by cymsi gościa pocynstowoł, ale niestety on, Felek, jest tak bidny, ze na nic go nie stać. Nie fcąc być jednak niegościnnym gotów był pozycyć spisywacowi kubek, do ftórego mozno se nabrać orzeźwiającej górskiej wody z pobliskiego potoka.
Kie wreście udało sie spisać syćkik ludzi we wsi, mój baca fcioł odwieźć spisywaca do domu.
– Kany mieskocie, panocku? – spytoł.
Ale odpowiedziało mu ino głośnie chrapanie. Baca próbowoł wroz ze śwagrem jakosi go dobudzić – ale nie dali rady. Cóz, ukwalowali, ze spisywac przenocuje w nasej chałupie. Przyjechali więc ku nom. Wnieśli tego śpiocha na piętro i połozyli na wyrku, w jednym z pokoi gościnnyk. A potem baca wroz z gaździnom posli spać, śwagier zaś wrócił do siebie.
Rankiem… bace i gaździne obudził straśliwy łomot. Oboje zerwali sie na równe nogi.
– Tsunami! – wykrzyknął bez namysłu baca.
– Eee, to chyba ino nas spisywac spodł z wyrka – pedziała gaździna. – Pódźmy na góre i obacmy.
No i zaroz baca z gaździnom pohybali na piętro. Tamok, w sieni, uwidzieli pona spisywaca. Właśnie wstawoł z podłogi i obiema rękami rozcieroł rzyć, na ftórom widocnie musioł przed kwileckom upaść.
– Co sie stało, panocku? – spytała gaździna.
Spisywac machnął rękom
– Próbowałem się powiesić. Znalazłem na strychu kawał sznura i chciałem się na nim powiesić. Ale sznur się zerwał i upadłem na podłogę.
Teroz dopiero baca z gaździnom zauwazywli, ze spisywac mo na syi pętle, a spod sufitu zwiso kawałecek urwanego śnura. Śnur przywiązony był do haka, ftórego baca wbił kiesik w sufit, coby wiesać na nim huśtawke dlo wnuków.
– Na mój dusiu! – zawołoł baca. – No to całe scynście, ze ten śnur sie urwoł! Chociaz to dziwne… Wydawało mi sie, ze on jest na telo mocny, ze bez trudu cłowieka udźwignie….
Cóz, mogłek bacy wyjaśnić, jak to było. A było tak, ze kot zauwazył, ze nas gość ryktuje sie do samobójstwa. Kie to zauwazył, zaroz ku mojej budzie pohyboł, coby mnie zaalarmować. Jo wte zawołołek mieskające w nasej sopie mysy i popytołek je, coby wartko pobiegły do chałupy i kie nas spisywac bedzie sie wiesoł, to one niek wartko śnur przegryzom.
– A ten kot tymcasem nie bedzie próbowoł nos chycić? – spytały bojaźliwie mysy.
– Cłowiek fce sie powiesić! Nimo casu na śpasy! – krzyknął kot. – Ale jeśli fcecie, to jo obiecuje, ze na cas akcji ratunkowej nie bede na wos polowoł.
I wte mysy pohybały do chałupy. I jako juz wiecie – piknie udało sie bidoka uratować. A ze baca i gaździna o nicym nie wiedzom – niekze ta. Wozne, ze pon spisywac dalej zyje!
– Co to w ogóle za pomysł, coby sie wiesać? – spytała mojo gaździna spisywaca. – Poźrejcie, kielo jo mom roków. I wcale mi sie jesce zywobycie nie znudziło! A wom, panocku, juz sie znudziło?
– Co to za życie! – westchnął spisywac. – Mało że dziś zbudziłem sie na nieprawdopodobnie paskudnym kacu, to jeszcze odkryłem, że wykasowałem na swym komputerze wszystkie dane, jakie wczoraj pracowicie zbierałem przez cały dzień! Nie wiem, jak to zrobiłem, bo wielu rzeczy z wczorajszego dnia nie pamiętam. Coś musiałem jednak sknocić. Skasowałem dosłownie wszystko!
– Nie turbujcie sie, panocku – pedziała gaździna. – Umiem ryktować piknom miksture na kaca. Zaroz sie lepiej pocujecie.
– Kac to pół biedy. Przejdzie prędzej czy później. – Spisywac nadal był niepociesony. – Ale co ze skasowanymi danymi? Mam jeszcze raz odwiedzić wszystkie domy w tej wsi? Tutejsi mieszkańcy są zbyt gościnni! To nie na mój organizm!
Spisywac ściągnął śnur ze swej syi i ze złościom cisnął go precki.
– Jeśli chcecie, gaździno, przyrządzić mi miksturę, to przyrządźcie. Ale trującą!
– Panocku, spokojnie – łagodnie przemówiła gaździna. – Nie musicie znowu obchodzić syćkik chałup. Wystarcy, kie pódziecie ino do Józki spod grapy.
– A kto to taki ta Józka? – spytoł spisywac.
– Józka, panocku, to ftosi, fto wie syćko o syćkik tutejsyk mieskańcak.
– Byli my u niej wcora przy ryktowaniu spisu – przybocył spisywacowi baca.
– I trza było, ojciec – gaździna ku bacy sie obyrtła – juz wcora Józke o syćko wypytać, a nie ciągać pona po całej wsi!
– No ale – odezwoł sie spisywac – takich na przykład numerów PESEL wszystkich dorosłych mieszkańców wsi to ona chyba nie zna?
– Panocku! – Gaździna sie oześmiała. – To racej wy nie znocie nasej Józki!
A potem popytała spisywaca na śniadanie. Po śniadaniu zaś zaprowadziła go ku Józce spod grapy. Było tak, jako gaździna godała – Józka umiała piknie odpowiedzieć na kozde pytanie dotycące dowolnego mieskańca wsi. Skasowane poprzedniego dnia dane zostały piknie odzyskane!
Potem gaździna popytała jesce spisywaca do nasej chałupy na obiad, a po obiedzie baca podarowoł gościowi piknego oscypka. Spisywac wsiodł do swego auta i opuścił nasom wieś w piknym humorze i pełen radości zycia. Haj.
Tak więc, ostomili, w mojej wsi – juz po spisie. A jeśli do wos przyjdzie jakisi spisywac? To jak go przyjmiecie? Cy okazecie mu tradycyjnom polskom gościnność? Jeśli fcecie – to mozecie ocywiście. Ale lepiej z umiarem jom okazujcie, z umiarem. Hau!
Komentarze
😆 😆 😆
Ten spisywac był po prostu bardzo średnim mistrzem… nie mówiąc o rach… 🙄
Głuchy Obrzęd Sadystyczny… — odważny jesteś, Owczarku. Jeszcze Cię posadzą za sabotowanie ustawy… 🙄
💡
Oooooowczarku – okazuje się, że wpis, gdzie kazałaś nam oglądać w nieskończoność Małysza i Stocha był czterechsetnym tekstem w blogu „Hau!” (a ten, w którym wykorzystałeś fragmencik pewnej świetliście-Turbaczowej foteczki otworzył piątą setkę 🙄 ).
Gratulacje i zdrrrrrówko! (jeśli seteczkami – to dopiero wieczorem 😉 )
😀 😀 😀
💡
Gdyby dziś spisowcy przyszli,
To do Józki wnet ich wyślij!
Bry!
Robię kopie, co nadałam na sasiedni blog, bo czasu mało, a napisałabym to samo 🙄
—————————-
Wczoraj był Reykiavik i oczywiście zawiązywanie stosunków międzyludzkich z tubylcami, moimi długoletnimi kumplami z internetu, wreszcie poznanymi osobiście. Taki Zjazd na Szczycie. Trochę pobiegaliśmy po centrum, ale niewiele, bo trzeba było odpocząć po podróży, a i chłopaki mieli czas dopiero dobrze po południu. Odbyliśmy wspaniałą kolację, wzięliśmy tradycyjne danie ? baraninę w sosie brązowym, z grilowanymi warzywami, Jerzor wybrał stek z halibuta. Islandczycy tłumaczyli, że ryba to pospolite danie na codzień, od święta jada się baraninę. Co do baraniny, raz w roku jada się bardzo tradycyjnie zrobiony udziec barani ? marynowany w serwatce i czymś tam jeszcze. Tych dwóch nie zajmuje się gotowaniem (informatycy), więc trudno mi było z nich wyciagnąć bliższe szczegóły, ale już ja sobie wygooglam, co należy.
Poza tym w karcie był stek z wieloryba, ale chłopcy odradzali, że nic nadzwyczajnego, zresztą, mam czas wszystkiego spróbować, co tutejsze.
Mają znakomite piwo, które mi posmakowało ? Viking, jest ciemnawe nieco (ale nie ciemne!) i najbardziej goryczkowe, jakie piłam. Doskonałe w charakterze, że się tak wyrażę. Oczywiście trzeba lubić gorzkie piwo, a to rzecz gustu. Ja lubię, musi być goryczka chmielowa
Harkl jest do dostania w sklepach spożywczych ? sprzedaje się go w specjalnej folii, wczoraj nie miałam okazji nabyć, ale nabędę. Muszę się zorientować, czy można to w takim stanie przewozić, bo żeby się jeszcze bardziej zepsuło, to chyba nie ma szans 😉
Dobra, dopiero drugi dzień dzisiaj?
Dzisiaj przewaqżnie padająco, ale wyruszyliśmy do Blue Lagoon ? gorące źródła i takie tam rózne spa, wrażliwi na siarkowe opary mogą sobie darować. Akurat nie padało tam, niestety, było pochmurno. Zrezygnowaliśmy z kąpieli, stówa dolarowa na łebka. Ale warto było połazić po terenie, zdjęcia nastąpią po powrocie.
Potem ruszyliśmy na Krysuvik i tamtejsze źródła termalne, wpakowalismy się gdzieś w boczne drogi, ale nie takie my ze Szwagrem? dalimy radę 😉
Wszystko dlatego, że mielismy mapę turystyczną od dużego palca, a nie solidną mapę drogową. Zapytaliśmy przygodnego tubylca ? zdziwił sie, że tamtędy przejechaliśmy 😯
Owszem, droga była szutrowa (wysypana wulkanicznym ?żwirem?, ale co to przeszkadza?W sumie dzisiaj zrobiliśmy po drożach i bezdrożach jakieś 400km.
Zatrzymaliśmy się w Hveragaredi, hotel elegancja-Islandia, pojechalibyśmy dalej, ale pada i mgła, więc to takie trochę męczące.
Jutro ma być słońce ? udajemy się na lodowiec, ten największy, na poludniu wyspy. Co do słońca, tubylcy powiadają, żebyśmy sie nie napalali zbytnio, bo prognozy swoje, a pogoda swoje.
O tubylcach ? a zaczepiamy czesto ? bardzo sympatyczni i nie spotkaliśmy jednej osoby, z która nie mozna byłoby POGADAĆ (nie tylko porozumieć się) po angielsku. Są bardzo uczynni i sympatyczni.
Internet jest wszędzie, i to darmo. Kawiarnia, restauracja, gasthaus ? bez problemu. Rozmawiałam na ten temat z recepcjonistką w naszym hotelu ? po prostuwszystko nastawione na turystów. Żadnych kafejek internetowych nie widziałam, pewnie nie istnieją.
O okolicznościach przyrody opowiem raczej fotograficznie w stosownym czasie. Póki co, z racji pochmurnej pogody nie należy się spodziewać rewelacji, ale?to dopiero drugi dzień 🙂
Tutaj robię notkę, żebym na przyszłość nie zapomniała o czymś zapodać. Otóż nawigować w tym kraju trzeba sie nauczyć.Najgorzej oznakowany komunikacyjnie kraj, jaki widziałam, a pilotem samochodowym jestem od lat i znam sie trochę na tym.
To jeden minus, póki co, ale damy radę 🙂
Rozpisałam się ? zaraz lecimy na kolację.
Ściskam wszystkich mieszkańców Budy!
Jakiś „cieniutki” tyn spisywocz 😉 Jakby się we trzech przeszli, jeszcze raz, przez wieś to mieli by przerwę a tak musieli wypić wszystko w jednym miejscu.
Przeca Józka nie w lesie
okowitki przyniesie.
🙂
JednOOsobowy Zaklad Kolekcjonowania Analiz
Do Basiecki
„Głuchy Obrzęd Sadystyczny… ? odważny jesteś, Owczarku. Jeszcze Cię posadzą za sabotowanie ustawy…”
Kiebyk był GUSem, to byk sie odciął, ze jestem oślarek podchmielański. Ale nie jestem GUSem, więc nie wiem, cy tak sie odetnie.
„Oooooowczarku ? okazuje się, że wpis, gdzie kazałaś nam oglądać w nieskończoność Małysza i Stocha był czterechsetnym tekstem w blogu ‚Hau!'”
A to nawet piknie sie złozyło, Basiecko! Bo przecie Adaś mo w swym dorobku między inksymi zwycięstwo w imprezie, co to sie nazywo „Turniej 400 Skocni”. Abo jakosi podobnie 😀
Do TesTeq
„Gdyby dziś spisowcy przyszli,
To do Józki wnet ich wyślij!”
Józka – wie to kozdy juz –
Więcej danyk mo niz GUS! 😀
Do Alecki
Pikno relacja, Alecko, ale na wselki wypadek to jo moze nie bede owieckom mojego bacy godoł, co w Islandii je sie na co dzień?
„Harkl jest do dostania w sklepach spożywczych”
No to pod Turbaczem zodnego harkla chyba nimo. Jest za to wieś Harklowa.
„Internet jest wszędzie, i to darmo.”
Aaa! A więc to dlotego Islandia zbankrutowała! Bajako 😀
Do Zbysecka
„Jakiś ‚cieniutki’ tyn spisywocz”
Moze to wina GUSu? Moze za słabo tyk swoik spisywacy przeskolił? 😀
Do Abnegatecka
„JednOOsobowy Zaklad Kolekcjonowania Analiz”
To trza przyznać, ze ten nas GUS prowdziwym bogactwem zakładów dyspnuje! 😀
Owczarku,
Islandia z owieczek (i wełny piknej – nie oparłam się, zakupiłam) słynie, specjalnie zrobiłam dzisiaj zdjęcia tutejsyk hol owieckowyk – tyle, że one jeszcze na redyk nie wyszły, bo za zimno i trawa zeszłoroczna.
Po powrocie zdam fotosprawozdanie, coś z tych zapłakanych i zachmurzonych (jak dotychczas) zdjęć wybiorę.
A na codzień jest ryba – baranina świateczna raczej 😉
Kiebyk był GUSem, to byk sie odciął, ze jestem oślarek podchmielański
— Ależ taka piękna konstrukcja nie może się zmarnować!
(Na wypadek, gdyby GUS nie umiał się odciąć):
Zapisuję ją niniejszym i jeśli się kiedyś na Ciebie obrażę – będę Cię przezywać właśnie tak ❗
🙄 😉 😀
Teraz sobie przećwiczę:
oślarek podchmielański, oślarek podchmielański… oślarek podchmielański! 😛 (pokazanie języka niezbędne!)
/Ty powinieneś się odciąć co najmniej w stylu „jak kto kogo przezywa, tak się sam nazywa! 👿 ” …albo z(a)jadliwiej… 😉
GUStowne GUSła w GUŚcie GUStawa…
Witajcie,
spisow w mojej Krainie Wiatrakow nie znaja 😮 Pamietam powszechny spis,jaki mial miejsce w Polsce,gdy dziecieciem bylam.Wtedy rachmistrzowie mieli ciezkie zycie.Wszystko nalezalo olowkiem zapisac!!!
Teraz pelna „automatyzacja” 😉
Ciekawa jestem,czy do budy zajrzy jakis spisywacz?
Bogaci nie jestesmy,ale Smadnego i Jalowcowej nie brakuje 😀
Hej.
Ps.Alicjo-bardzo ciekawa opowiesc.Nie wiedzialam,ze zanuzenie tylka 😉 w Blue Lagoon tak drogo kosztuje?????
Bardzo dramatyczna opowieść, Owczarku! 😆 😆 😆
Natychmiast zatelefonowałam do mojej młodej przyjaciółki, która wyszkoliła się na ‚spisywackę’, żeby zorientować się, jak to u niej wygląda. Okazało się, że u nas naród jakoś mniej gościnny. 😉
Dostalam na polski 5 za pierwsza prace i az sie musze pochwalic! 🙂
Tra la tra la la la… Wesolo mi 😀
Teraz z tym spisywacem moge isc swietowac… znaczy sie spisywac!
Plumbum – serdeczne gratulacje!!! 😀
Nie, żebym miała jakieś wątpliwości, ale to miło mieć rację. 😀
Bry!
Zapodaję (kopiuję) dzisiejszą relację. Przy okazji wyjasniam, że Viking to tutejszy Smadny 😉
Ana,
też chciałam zanurzyć swe nadobne ciało w blue lagoon, ale powiedziałam sobie – tutaj moja rozrzutność się kończy 👿
Z matematyki mocna nigdy nie byłam, przeciwnie wręcz, ale jak sobie przeliczyłam, ile Vikingów za to można nabyć…no, taka głupia to ja nie jestem! I jeszcze dodać zanurzenie tyłka Jerzora 🙄
Zrobiłam zdjęcie, zanim Jerzor mnie uprzedził, że nielzia tam fotografować tych zanurzających tyłki, ale też i nikt nie zauważył.
Ja „se” pojade do Lądka i tam powdycham siarki, a nawet napije się wody silnie pachnącej (zgniłymi jajami, co tu dużo mówić).
PLUMBUM
przyjmij od nas serdeczne gratulacje! Zdziwilibyśmy się, gdyby było mniej, niż „piątka” 🙂
Spadam do wyrka, jutro dalej!
# Della pisze:
2011-04-14 o godz. 21:24
Witam z Hofn (o z dwiema kropeczkami).
Zrobiliśmy sporą trase, z Hveragerdi aż tutaj, ale ile to będzie na kilometry, nie chce mi się zliczać. Na moje oko z 500, odjął lub dodał. Po drodze trzy lodowce, mały, średni i największy, Vatnajokull, jak łypnę okiem w lewo z okna, to go widzę, łypnę w prawo ? widzę Ocean. Fajne te lodowce i okoliczności przyrody znakomite, opisywać nie ma co, bo natrzaskałam fotek, co to w stosownym czasie?etc.
Uwaga dla pań, wybierających się na Islandię ? otóż zadnych fryzur ani wymyślnych koafiur, a najlepiej włosy ściąć na zapałkę. Wiatr łeb urywa, a momentami usiłuje położyć plackiem na glebę 🙄
Co radzić panom ? pojęcia nie mam. Wiewa straszliwie i wszędzie, otwarcie drzwi samochodu to ciężka walka z żywiołem. A propos żywiołów, mieliśmy dzisiaj wszystkie pory roku, ale pogoda zmienia się co chwila, więc nie było to wcale uciążliwe. Gorzej, gdybyśmy mieli sniezycę czy deszcz przez kilkaset kilometrów (odpukać!).
Postanowiliśmy, że objedziemy wyspę naokoło, drogą główną, czyli nr.1
Podobno najlepsza. Zgadzam się ? kilometrami nie spotka się tu żadnego samochodu 😉
Pustki, proszę państwa, pustki na drogach! Poza tym trzeba sie liczyć z tym, że stacje benzynowe bywają na tych pustkach rzadko ? jak tankować, to do pełna.
Zbieram wszelkie zapiski i rachunki, bo czasem może się komuś przydać, lepiej już ruszać utartym szlakiem ? nas wprowadzili moi kumple tubylcy, ale oni podróżnicy żadni. Zdziwili się, ze my już tutaj 🙄
No ale co tu oglądać ? ocean, lodowce, lodowce, ocean, czasem jakaś farma, stacja benzynowa, mieścina z kilkoma domami ? i tyle. Nie można się zatrzymywać co chwila ? zatrzymywalismy się w miejscach polecanych i oznaczonych tablicami, że warto, bo, a także zatrzymywalismy się tam, gdzie sami uznaliśmy, że coś ciekawego. Wszystko ciekawe, bo kraj zupełnie inny od dotychczas zwiedzanych. Pustka rzuca się w oczy, i bardzo dobrze, podobno w sezonie turystycznym tez nie jest specjalnie dużo stonki turystycznej, bo Islandia do tanich krajów nie należy. Tubylcy powiadaja, ze i tak trafiliśmy na taniznę, bo kryzys, bankructwo i te rzeczy, więc kraj stara się przyciagnąć turystów. Reszta potem, bo Jerzor ciagnie mnie do knajpy, a ja nie mówię nie 🙂
# Della pisze:
2011-04-14 o godz. 23:39
Mokro 🙄
Haneczko, w tym momencie pada poziomy śnieg (śnieg pada poziomo), gdyby nie fakt, że ciemnawo, poszłabym zrobić zdjęcie. Ale nie szkodzi, pewnie jeszcze trafię na takie lub podobne okoliczności pogody. Dzisiaj jechaliśmy przez dobre 50 km w tęczy, to znaczy tęcza przed nami, a my ją goniliśmy. Gwałtowne i krótkie deszcze z prawa i z lewa przed nami, stąd zjawisko uciekajacej tęczy.
Przyjaźnie spogladam na wyspę, bo wszystko tak szybko się zmienia pogodowo, że człowiek nie ma czasu się zezłoscić. Niestety, bywa, że w miejscu, gdzie akurat przydałoby się zrobić zdjęcie w słońcu, to akurat zacina deszczem, albo śniegiem. A czas goni, skoro zdecydowaliśmy się tę jedynkę naokółko?
Przestało śnieżyć, zadeszczyło na chwilkę, a teraz Łysy wyszedł i świeci w okno. Bajecznie, tylko gdyby nie ten wiatr?
Koniec ? baraniny już nie jem. Czas na inne specjały. Kumpel radził nie przegapić suszonego dorsza (kupić w sklepie na podróż, na przegryzkę), oraz podobno solony jest wspaniały. Zapisałam w rozumie, do tego chyba skrzynka Vikinga byłaby akuratna 😉
Baraniny nie jem, bo wczorajsza była bardzo udana, a dzisiejsza po drodze ? do niczego, chociaż droższa. Skończyły się święta, przechodzę na ryby, czy co tam, niech i będa zgniłe rekiny. Tych niestety, w knajpach nie podają. Prawdopodobnie zakupię i zjem gdzieś na świezym powietrzu, żeby mnie w jakimś hotelu nie obciążyli kosztami za psucie powietrza, a Jerzor nie zostawił i zwiał w sina dal. Mam miłosierdzie!
Rozglądałam się za owcami ? jak dotąd, najwięcej tutaj hodowców koni, na wielka skalę, nie tam taka sobie stadnina. Owce i owszem, ale nie tak dużo, jak bym się spodziewała (przynajmniej ? nie przy drodze). Widziałam też wielkie rancho takich rogatych, łosiowatych czy jakoś tak, nie będę sie wyrywać z nazwą, jak obejrze fotki, to ustalę. Jeszcze kawałek drogi został wzdłuż wybrzeża, ale jutro już odbijemy ? nie ma czasu, w niedzielę musimy być w Reykiaviku na pożegnalną imprezę z kumplami, a w poniedziałek ? do domu. Jak zwykle wydaje mi się, że w podróży jestem nie wiadomo, od kiedy, a to dopiero trzeci dzień w Islandii mija 😯
Idę przyjąć pozycję horyzontalną, chmiel w Vikingu robi swoje 😉
@plumbum: GRATULUJĘ ❗
Holinderjasna az mnie skreca,szczegolnie na te baranine!!U nas kosztuje tyle co zloto 😮 Rybki zreszta tak samo.Zywe laza „masowo” po pastwiskach(barany ma sie rozumiec),potem gdzies znikaja.Moze laduja na talerzach Islandczykow????
Plumbum-moje gratulacje!!!!Super 😀
Hej.
Do Alecki
„Islandia z owieczek (i wełny piknej ? nie oparłam się, zakupiłam) słynie”
A cy w takim rozie ryktujom tamok oscypki i bundze? Bo jeśli nie, to cosi mi sie widzi, ze te owiecki kapecke marnujom sie w tej Islandii 😀
Do Basiecki
„Teraz sobie przećwiczę:
oślarek podchmielański, oślarek podchmielański… oślarek podchmielański! (pokazanie języka niezbędne!)
/Ty powinieneś się odciąć co najmniej w stylu „jak kto kogo przezywa, tak się sam nazywa!” …albo z(a)jadliwiej…”
Nic nie moge zrobić, Basiecko, pokiela to jest ino trening. Dopiero kie syćko zacnie sie na powoznie – to bede mógł przystąpić do piknego kontrataku 😀
Do TesTeqecka
„GUStowne GUSła w GUŚcie GUStawa…”
Tak cy siak, TesTeqecku, jest to reklama GUSu, za ftórm GUS powinien Ci piknie zapłacić 😀
Do Anecki
„spisow w mojej Krainie Wiatrakow nie znaja”
Ojojooooj! To skąd, Anecko, wiedzom, kielo jest wiatraków, tulipanów, serów Gouda i krów holenderskik w Holandii? 😀
Do Alsecki
„Natychmiast zatelefonowałam do mojej młodej przyjaciółki, która wyszkoliła się na ‚spisywackę’, żeby zorientować się, jak to u niej wygląda. Okazało się, że u nas naród jakoś mniej gościnny.”
Tak se śpekuluje, Alsecko, cy to „na scynście” cy „niestety”, ze Twojo przyjaciółka nie natrafiła na tak gościnnyk respondentów? W sumie to chyba jednak – na scynście 😀
Do Plumbumecki
„Dostalam na polski 5 za pierwsza prace i az sie musze pochwalic!
Tra la tra la la la… Wesolo mi”
I nom wroz z Tobom wesoło, Plumbumecko! Śmiało mozno teroz pedzieć, ze – dobrze sie dzieje w państwie duńskim! 😀
Baranina mnie nie wzrusza, ale te puste drogi to i owszem!
Hortensjo – co z Tobą? Dochodzisz do siebie? Życzę serdecznie. 🙂
Jak najbardziej trzymomy kciuki za Hortensjecke! Haj 😀
Also, Owczarku,
Dzięki za troskę, ale niestety dalej mnie trzyma. 🙁 Ale mam nadzieję, że już niedługo się skończy. 🙂
Plumbum,
Gratulacje. 🙂
Ja spisałam się w internecie mam więc nadzieję, że żadnego spisywacza nie będę musiała gościć. 😀
Hortensjo – toż to jakieś wyjątkowo wredne weredy Cię dopadły! 👿 Za ich niezdrowie wieczorny chlup dzisiaj proponuję wszystkim!
Ja też sprytnie uniknęłam goszczenia spisywacza, chociaż trochę mi głupio, bo wiem od tej mojej młodej przyjaciółki, że one spisywace to są opłacane od spisanej głowy.
Trudno, grunt, że Pani Wiosna przestała stroić fochy i wiośni, aż miło! 🙂 Poza tym zbliża się Wielkanoc. A skąd to wiem? A stąd, że R. zdjął sprzed domu światełka z poprzednich świąt, tych, co to w grudniu! 🙂 Poza tym przywiózł taką maszynę, co to myje wodą pod ciśnieniem i umył taras. Nie zamknął drzwi do domu, więc efekty widać było na ścianach i podłodze. W mieszkaniu, oczywiście. Na szczęście, zaniemówiłam z wrażenia i nie skalałam tego pięknego dnia żadnym niestosownym słowem. Posprzątał. Poniekąd. Miłego wieczoru! 😀
Also,
to wyjątkowo uporczywe zapalenie ucha, trzyma i trzyma, może wreszcie puści, mam nadzieję. 🙂
Podziwiam Twoje opanowanie 😆 , ja bym chyba też zaniemówiła 😆
No to będą mieli co spisywać, raz na 10 lat trzeba otworzyć wierzeje i pokazać czym chata bogata