Józka spod grapy

– Na mój dusiu! Na mój dusiu! – krzycała Janiela wbiegając do sklepu.
– Co sie dzieje, Janielciu? – spytała mojo gaździna, ftóra akurat stała hań w kolejce
– Nas probosc … był za komuny agentem UB! – wykrztusiła z siebie podniecona Janiela.
– Niemozliwe! – wykrzyknęła mojo gaździna. – To musi być jakaś pomyłka!
– Nimo zodnej pomyłki – zapewniła Janiela. – Syćko zostało dokładnie sprawdzone!
– Sprawdzone? – zaciekawiła sie gaździna. – W jaki sposób?
– W taki sposób, ze właśnie byłak u brata w Nowym Targu – pedziała Janiela. – Dzieci brata pokwoliły mi sie, ze od niedawna majom w chałupie internet. No to pomyślałak se, ze skoro teroz telo sie godo o lustracji jegomościów, to warto zlustrować tyz nasego probosca. Odsukoliśmy w tym internecie liste Wildśtajna, a na tej liście ? o, Jezusicku! ? imie i nazwisko nasego probosca było!
– Eee! – mruknął Wincenty, ftóry tyz hań stoł w kolejce. – To wcale nie musi być nas probosc. Sam znom chłopa z Tylmanowej, ftóry mo imie i nazwisko dokładnie takie samo jako on.
– Aleś ty głupi, Wincenty – przygodała Wincentemu Janiela – Po co ubeki miałyby sie interesować jakimś chłopem z Tylmanowej? Ale nas probosc – to co inksego!
– Wies co, Janielciu? – pedziała gaździna. – Najlepiej zrobimy, jak pódziemy ku Józce spod grapy. Ona wie syćko, to bedzie tyz wiedziała, cy nas probosc był agentem, cy nie był.
Syćka w sklepie, a było hań kilkanaście osób, uznali, ze to dobry pomysł. Bo ta Józka spod grapy jest tak straśnie ciekawsko i wścibsko, a jednoceśnie tak sprytno i mo tak dobrom pamięć, ze dokładnie wie o syćkim, co sie działo i dzieje we wsi – nawet fto, o ftórej godzinie kichnął.
Cy probosc był agentem? Mojo gaździna była pewno, ze nie, ale inksi tej pewności nie mieli i teroz koniecnie fcieli poznać prowde. Nawet z zakupów w sklepie zrezygnowali. Zreśtom sklepowo postanowiła zamknąć sklep, bo tyz pilno jej było, coby polecieć do Józki. Opuściła sklep wroz z inksymi, ino zostawiła na drzwiak kartke z napisem: ?Nieczynne z powodu remontu połowy sklepu.- Kie spytali sie jej, cemu akurat połowy, ta wyjaśniła:
– Bo kiebyk napisała, ze niecynne z powodu remontu sklepu, to byłoby kłamstwo, a więc i grzych. A tak, jak napisałak, ze w remoncie jest ino połowa, to tyz jest grzych, ale o połowe lzejsy. No a dyć lepiej mieć na sumieniu lekki grzych niz cięzki.
Zaroz rusył spod sklepu mały tłumek. Wartko jednak rozrósł sie w całkiem spory tłum, bo kozdy napotkany po drodze, pytoł: ?Ka idziecie?, a kie dowiadywoł sie, ka idom, to tyz fcioł sie dowiedzieć, jak to z proboscem było. Nim ten cały pochód dosedł do chałupy Józki, juz ponad połowa wsi w nim ucestnicyła.
– Pokwolony. O co idzie? – spytała Józka, kie otworzyła drzwi nieocekiwanym gościom.
– Godojcie: cy nas probosc był ubeckim agentem? – spytała Janiela.
– A cemu pytocie? – zaciekawiła sie Józka.
– Bo znalazłak probosca na liście Wildśtajna – wyjaśniła Janiela.
– Wcale mnie to nie dziwi – odparła Józka. – Jak ubecja probosca nachodziła, to na pewno załozyli mu jakąś tecke.
– Ale jak wyglądało to nachodzenie? – spytała mojo gaździna. – Powiedzcie nom, bo Janiela godo, ze jegomość był agentem UB, a jutro to juz pewnie zacnie godać, ze i do KGB nalezoł.
– No, pierwsy roz to było dwadzieścia śtyry roki temu, na świętego Jana Apostoła – zacęła Józka. – Przysedł ku proboscowi jeden ubek i fcioł sie dowiedzieć, fto we wsi kwoli Solidarność. Probosc na to pedzioł, ze nic nie bedzie godoł, bo nie jest skarzypytom z wiersyka Jana Brzechwy. Ubek skrzętnie zanotowoł usłysane nazwisko, a potem chodził po wsi wypytując syćkik o Jana Brzechwe. Ocywiście nie dowiedzioł sie nic, więc w końcu se pojechoł.
Ludzie – z wyjątkiem tyk najmłodsyk – od rozu przybocyli se, ze rzecywiście chodził kiesik po wsi jakiś sietniok pytający, cy w tej wsi miesko Jan Brzechwa. Ale dawno juz syćka o tym zabocyli i dopiero teroz Józka znów im przybocyła.
– A kielo rozy ubecja nachodziła nasego probosca? ? spytała sklepowo.
– Trzy rozy – pedziała Józka. – Drugi roz to było na Matke Boskom Gromnicnom, dwadzieścia jeden roków temu. Tym rozem do wsi przybył barzo inteligentny ubek, mający wysokie Aj-Kiu i wiedzący, fto to był Jan Brzechwa. Probosc akurat spowiadoł, kie ubek ten wlozł do kościoła. Podsedł ku słuchanicy i udając, ze sie fce wyspowiadać, zacął namawiać probosca do współpracy. A probosc wte pedzioł, ze nakłanianie do donosicielstwa to grzych i od rozu nałozył na ubeka pokute: kazoł ancykrystowi tak długo lezeć krzyzem na twardej posadzce, jaze zmówi dziesięć tysięcy rozy Zdrowaś Mario. Ubek na takom pokute nie mioł ochoty, tym bardziej ze był niewierzący. Wstoł więc wartko od słuchanicy i zaroz opuścił wieś.
– Hahaha! – zaśmiała sie mojo gaździna. – No to faktycnie ubecja miała z probosca wielki pozytek!
– Ale Józka pedziała, ze trzy rozy ubecja probosca nachodziła – zauwazyła Janiela. – Jak było za trzecim rozem?
– Trzeci roz to było na świętego Grzegorza, osiemnaście roków temu – pedziała Józka. – Do probosca przysedł ubek zaprawiony w bojak. Najsurowso pokuta nie była dlo niego straśno. Probosc właśnie sykowoł sie w zakrystii do msy. No i nagle ten ubek sie pojawił i pedzioł proboscowi, ze mo zadanie od przełozonyk, coby poznać w tej wsi choćby jedno nazwisko wroga władzy ludowej. Wte probosc pedzioł, ze jeśli to mo być ino jedno nazwisko, to moze je zdradzić.
– Ha! – zawołała Janiela. – A więc jednak na kogoś probosc doniósł! I co? Jakie nazwisko wyjawił ubekowi?
– Ronalda Regana – pedziała Józka.
– To Ronald Regan pochodził z nasej wsi? – wypalił bez namysłu Wincenty.
– Hehe! O to samo ten ubek spytoł probosca ? pedziała Józka. ? A probosc na to pedzioł, ze kiesik zył w Kanadzie straśnie mądry cłek, co sie nazywol Herbert Mak-Luhan. I ten Mak-Luhan uznoł, ze cały świat to jest globalno wioska, a zatem kozdy mieskaniec kuli ziemskiej jest mieskańcem jednej i tej samej wsi. Ubek, kie to usłysoł, zezłościł sie sakramencko i zacął krzyceć, ze on fce poznać wroga władzy ludowej nie w globalnej wiosce, ale w tej tutok nasej wsi. A probosc na to pedzioł tak: ?Ponie władza. Przełozeni kazali wom poznać jedno nazwisko, to poznoliście ode mnie jedno nazwisko. Nie fcecie chyba złamać rozkazu przełozonyk? Bo kiebyście złamoli, musiołbyk im na wos donieść?. Wte ubek sie przestrasył i wartko wyjechoł. A jedyno informacja jakom mioł dlo swoik przełozonyk, to ze hamerykański prezydent Ronald Regan jest wrogiem władzy ludowej.
– Pikne! Pikne! – zawołała sklepowo. – Cemuście, Józka, nigdy wceśniej nom o tym nie godali?
– Musiało mi jakoś umknąć – pedziała Józka. -Te osiemnaście roków temu w dzień świętego Grzegorza telo inksyk, ciekawsyk rzecy sie wydarzyło: Jaśkowo zupom sie poparzyła, syn sołtysa dwóje z matematyki dostoł, Felkowi radio z Peweksu sie popsuło …
– A jeśli idzie o kontakty nasego probosca z ubekami to juz syćko? – spytała mojo gaździna.
– Syćko – potwierdziła Józka.
– A więc probosc z ubekami nie współpracowoł? – Gaździna fciała, coby Józka rozwiała wselkie wątpliwości.
– Nie współpracowoł ? zgodziła sie Józka.
No i syćka rozesli sie do swyk chałup. Nawet Janiela musiała przyznać, ze kieby probosc choć kapecke uległ ubekom, Józka na pewno coś by o tym wiedziała.
Krucafuks! To prowda, ze Józka casem jest denerwująco z tom swojom wścibskościom. Ale tym rozem całe scynście, ze takom Józke w nasej wsi momy. Bo kiebyśmy nie mieli, bidny byłby teroz nas probosc. Oj, bidny! Hau!