Do Kanossy

Mojo wina, mojo wina, mojo barzo wielko wina!  Wyryktowołek bozonarodzeniowy wpis? Wyryktowołek. Złozyłek tamok świątecne zycenia komentatorom mojego bloga? Złozyłek. I syćkik komentatorów w tyk zyceniak wymieniłek? Ano … nie syćkik, zabocyłek o Borsucku. Jak to sie stało – sam nie wiem. Konia z RZĄDEM temu, fto to odgadnie!

Wprowdzie teroz – sami poźrejcie na mój poprzedni wpis 🙂 – Borsucek juz jest wymieniony! Ale to nie mojo zasługa. To jest pikno zasługa redakcji internetowej Polityki, ftóro na mojom prośbe dopisała Borsucka do listy adresatów zyceń. Natomiast mojo wina nie zmniejsyła sie z tego powodu ani kapecke.

No a skoro jest wina, to jakoś odpokutować jom trza. A najlepsym znanym mi sposobem odpokutowania winy jest póście do Kanossy w brzyćkim worku, jak to cysorz Henryk Cworty ucynił 929 roków temu. Ino teroz pewnie drogi do Kanossy som lepsej jakości niz te 929 roków temu, więc przydołby sie jakisi dodatek do tej pokuty, na przykład zawiesono na syi pochwa do mieca, jako u pona Juranda ze Spychowa.

Ino o ile ze zdobyciem pokutnego worka nimo u mnie problemu, to nie barzo wiedziołek, skąd wezme w mojej wsi pochwe? Nawet u Felka znad młaki, ftóry jest najbogatsy we wsi, nie przybocuje se, coby jakosi pochwa była! Som u niego w jednej izbie takie rózne zbroje rycerskie, tarce, miece, szable, pistolece. Ale pochwy – nimo! Jakosi wybrakowano ta Felkowo kolekcja!

No, powiedzmy, ze góralskim odpowiednikiem mieca mogłaby być ciupaga. Akurat ciupaga w mojej chałupie jest, do przodka-zbójnika mojego bacy ona nalezała, a teroz baca jom mo. Ino chyba wse to była ciupaga bez pochwy. Samom ciupage zaś baca trzymo w skrzyni. Cy zatem skrzynia moze być ciupagowom pochwom? Cy jak póde ze skrzyniom do Kanossy i spotkom tamok papieza, coby mi rozgrzysenia udzielił, to papiez zgodzi sie ze mnom, ze skrzynia moze pochwe zastąpić? Tego nie wiedziołek. Ale przecie jeśli zacne sie nad tym zastanawiać, to nigdy do Kanossy nie wyruse, a ludzie zamiast „wybiero sie jako sójka za morze” zacnom godać: „wybiero sie jako owcarek do Kanossy”.

Poza tym nadarzyła sie dogodno okazja, coby sie do skrzyni z ciupagom dobrać: baca z gaździnom pojechali do Nowego Targu zrobić przedświątecne zakupy. Nie wiedziołek, kie wrócom, ale mogli wrócić w kozdej kwili. Kie wrócom – wydostanie skrzyni z chałupy bedzie znacnie trudniejse. Nie było więc co zwlekać!

Dostołek sie do chałupy, wesłek do izby, ka stała skrzynia z ciupagom. Otworzyłek skrzynie. W środku była nie ino ciupaga, ale tyz całe mnóstwo inksyk bacowyk i gaździninyk pamiątek, nieftóre z nik casy cysorza Franciska Józefa bocyły! Mnie jednak interesowała teroz sama skrzynia, a nie jej zawartość. Powyrzucołek ze skrzyni syćko z wyjątkiem jednego pającka, ftóry sie tamok zasył. Fce odbyć ze mnom podróz do Kanossy? Jego sprawa!

Wreście podjąłek niełatwom próbe wyciągnięcia skrzyni przez okno do pola. Jakoś to mi sie udało, choć przy okazji stłukłek sybe w oknie. Te wine tyz trza bedzie kiesik odpokutować, ale to juz zrobie inksym rozem. Dwie pokuty naroz to za wiele jak na jeden owcarkowy organizm

Kie skrzynia znalazła sie poza chałupom, pozostało zaopatrzyć sie w worek pokutny. To – jako juz pedziołek – nie było trudne. Posłek do komórki bacy, ka lezom worki z grulami. Wysypołek grule z jednego worka, a potem wygryzłek w nim dziury na łeb i na łapy. No i juz ekwipunek pokutny miołek piknie skompletowany! A zatem – owcarku, w droge!

Wprowdzie nie barzo wiedziołek, ka iść, ale nie przejmowołek sie tym zbytnio. Przecie syćkie drogi prowadzom do Rzymu, a Kanossa jest w tym samym kraju, co Rzym. Więc jak Rzym sie znajdzie, to i Kanossa jakoś znaleźć sie powinna.

W worku pokutnym sło sie nawet nienajgorzej, choć moze wyglądołek kapecke dziwacnie. Kie tak słek przez wieś, to nawet usłysołek jak ftoś sie dziwił, ze święta jesce nie nadesły, a tutok juz jakiś przebieraniec-kolędnik po wsi chodzi.

Trudniejso sprawa była ze skrzyniom. No bo cięzko ona była jak sto frasów! A jo musiołek zębami jom za sobom ciągnąć! Skoda ze zima śniegu poskąpiła, bo po śniegu ciągłoby sie to jak sanki. Ale narzekać nie mogłek. Przecie nie wybierołek sie na wcasy, ino odprawiołek zasłuzonom pokute!

Nie było wprowdzie późno, ale wiadomo, ze w grudniu noc wceśnie zapado. Kie dociągłek skrzynie ku drodze do Nowego Targu i dalej zacąłek leźć tom drogom, było juz zupełnie ciemno. Słek dalej, ba coroz bardziej traciłek siły. Na mój dusiu! Kie wymyśliłek se te całom pokute, myślołek, ze zdąze wrócić z Kanossy jesce przed Świetami! A teroz zacąłek sie obawiać, ze nawet na Trzek Króli sie nie wyrobie.

Syćkie przejezdające samochody nagle zwalniały, kie mnie mijały. Wcale mnie to nie dziwiło. Kiebyk był kierowcom auta, tyz zwolniłbyk zdziwiony widokiem owcarka ubranego w płócienny worek i targającego wielkom skrzynie.

Skoda ino, ze te samochody nie zwalniały na telo, coby nie chlapać na mnie błotem spod kół. Mojo kufa zrobiła sie tak zbryzgano tym błotem,  ze bardziej chyba przybocywołek dalmatyńcyka niz owcarka.

Zatrzymołek sie. Musiołek kapecke odpocąć, bo skrzynia zrobiła sie dlo mnie tak cięzko, jak by była po brzegi wypchano Janosikowymi skarbami.

Uwidziołek, ze jedno furgonetka, jadąco drugom stronom drogi, nie ino zwolniła na mój widok, ale nawet zatrzymała sie przy mnie. Ze zmęcenia nie od rozu to ku mnie dotarło, ale po kwili uświadomiłek se, ze .. jo te furgonetke znom! Przecie to było auto mojego bacy!

Z auta wyskocyła mojo gaździna, przebiegła przez jezdnie nie zwazając, ze mało nie wpadła pod nadjezdzającego z naprzeciwka tira. Zaroz kucła przy mnie.

– Mój ty bidoku! – zawołała odgarniając zabłocone kudły z moik ocu. – Przecie ty ledwo zyjes!
– To jest nas pies? – zdziwił sie baca, ftóry tyz wysiodł z furgonetki i doseł ku nom. – Znom go od sceniaka, ale w takim stanie w zoden sposób byk go nie poznoł! Co on tutok robi?

– Jak to co robi? – gaździna odpowiedziała pytaniem na pytanie takim tonem, jakby usłysała od bacy pytanie, kielo to jest dwa plus dwa. – Nie mógł docekać sie nasego powrotu do chałupy! Cekoł nieboze i cekoł, jaz wreście rusył w droge, coby nos sukać!

– Ale cemu rusył nos sukać w moim worku na grule? – dziwił sie dalej baca.
– Ej, ojciec! – Gaździna machnęła rękom. – Widocnie boł sie, ze zmarznie w drodze, to włozył na siebie ten worek.
Baca pytoł dalej:
– A co robi przy nim ta skrzynia?
– Nietrudno sie domyślić – pedziała gaździna. – Pewnie podejrzoł u ludzi, ze jak wyrusajom w dalekom droge, to pakujom swoje rzecy do skrzyni abo inksej walizy i bierom taki bagaz ze sobom.

Baca zajrzoł do środka skrzyni.
– Matka! Ale on nic do tej skrzyni nie spakowoł! W środku nic nimo!
– Ej, ojciec, ojciec – westchnęła gaździna. – Przecie to pies, nie cłowiek. Nimo takiego rozumu, jako ty. Uwidzioł kasi – moze w telewizji? – ze ludzie bierom w podróz bagaze, ale nie wiedzioł, ze te bagaze som po to, coby spakować do środka potrzebne rzecy. I dlotego pustom skrzynie wziął.

Bacy to syćko wydawało sie straśnie dziwne. Ale zgodził sie z gaździnom, ze trudno było w inksy sposób wyjaśnić moje zachowanie.

Gaździna wartko zabrała mnie do samochodu, baca zaś zaciągnął do auta mojom pokutnom skrzynie. Gaździna ściągła ze mnie worek od gruli. Owinęła mnie ciepłym kocem i własnom kieckom zacęła wycierać z błota mojom kufe. Cały cas przy tym straśnie mnie przeprasała, ze na tak długo zostawiła mnie samego. Pedziała, ze skoro takom okrutnom krzywde mi wyrządziła, to na dobrom sprawe powinna odpokutować idąc do samej Kanossy. No, nie! Niek tego nie robi! Przecie ona swoje roki juz mo, a jo z własnego doświadcenia dobrze wiem, ze iść do Kanossy wcale nie jest łatwo!

Na scynście baca wartko wybił jej ten pomysł z głowy, bo pedzioł:
– Dojze, matka, spokój! Przecie jak pódzies do Kanossy, to zostawis psa na jesce dłuzej niz dzisiok!
I zaśmioł sie. Gaździna tyz sie zaśmiała i przyznała bacy racje Cało naso trójka w dobryk humorak dojechała do wsi.
Następnego dnia była Wigilia, a potem – Święta. Na mój dusiu! Ale jakie Święta! Podcas kozdego posiłku gaździna zaprasała mnie do stołu i dawała mi najlepse przysmaki! I synke, i baleron, i bocek …! Ocywiście kiełbasy jałowcowej tyz mogłek sie objeść telo, kielo ino mój owcarkowy brzuch mógł pomieścić! A kie objedzony nie miołek juz siły brzucha unieść, gaździna urządziła mi przy swoim wyrku wygodne posłanie, cobyk se piknie wypocął za syćkie trudy, jakie ponose przez cały rok pilnując owiec abo chałupy. Śmiem twierdzić, ze w całej historii pasterstwa zoden owcarek nie mioł tak udanyk Świąt Bozego Narodzenia, jako jo w tym roku miołek!

No i widzicie – krucafuks! – jaki jest mój owcarkowy zywot? Nawet pokuty nie moge porządnie odprawić, bo mom z tego więcej przyjemności niz umartwienia. Hau!

P.S. Trza zrobić w nasej budzie miejsce dlo śtyrek nowyk gości: Lolecki, Blejkocika, Hakenbusicka i Przycynecka! Powitać piknie! 🙂