Co sie stało z ponem Costnerem?
Bocycie? W ostatniom sobote Motylecek polecił nom, cobyśmy obejrzeli w telewizji „List w Butelce”. Nie wiem jak inksi, ale jo obejrzołek. Ino cemu – kruca! – Motylecek nie uprzedził nos, ze ten film źle sie końcy? Jo myślołek, ze bedzie prowdziwie holiłudzki hepi-end, ze śwarno poni Robin Wright związe sie piknym węzłem małzeńskim z ponem Kevinem Costnerem, ftóry tym rozem bardziej tańcył z łodziami niz z wilkami – i co? Syćko posło nie tak, jak powinno! Juz, juz pon Costner mioł pojechać do tej poni Wright, coby zacąć zyć z niom długo i scynśliwie, ale przedtem wymyślił se, coby popływać jachtem po oceanie. No i popływoł. Cało bida w tym, ze niespodziewanie burza przysła, nagle rodzina z inksego jachtu zacęła wzywać pomocy, a ta rodzina to było małzeństwo z córkom, pon Costner popłynął im na ratunek, no i ojca z córkom uratowoł, ale matki mało ze ocalić nie doł rady, to jesce rozem z niom poseł na dno. To znacy w filmie jego utonięcia nie pokazali, ale ludzie godali, ze utonął.
No, krucafuks! Mojo gaździna jaz sie popłakała przez taki smutny koniec filmu! Baca tyz mioł mine nietęgom. A jo – pobiegłek do izby, ka stoi komputer i wartko napisołek maila do jednego dalmatyńcyka, co w Hameryce miesko, a poznołek go kiesik przez internet.
„rucafuks! Co wy w tej Hameryce wyprawiocie?” – napisołek – „Bidnemu ponu Costnerowi pozwoliliście w oceanie utonąć!”
Dalmatyńcyk musioł akurat siedzieć przy komputrze, bo odpowiedź przysła natychmiast.
„Hi, sheepdog podhalanski!” – napisoł dalmatyńcyk (mom taki pikny program, wyryktowany przez syna mojego bacy, tłumacący z angielskiego na góralski, ino ten program jest dopiero w fazie testowania i nieftóryk słów jesce nie tłumacy). – „Cemu mielibyśmy pozwolić utonąć ponu Costnerowi?”
„A bo jo wiem cemu? Pozwoliliście i ślus!” – odpisołek. – „Właśnie w nasej telewizji końcy sie film „List w butelce” i tamok pon Costner miesko se w Północnej Karolinie i łodzie ryktuje. To znacy teroz juz nie ryktuje, bo tonie w Atlantyku. Abo nawet juz utonął.”
„‚List w butelce’, godos?” – napisoł wte dalmatyńcyk. – „Tak sie piknie składo, ze jo tyz mieskom in North Carolina. Zobace. Moze do sie jesce pona Costnera z tej wody wyciągnąć? Pockoj kwilecke, zaroz wracom.”
Na mój dusiu! Ta „kwilecka” to trwała ładnyk pare dni! Juz myślołek, ze bidny dalmatyńcyk na pomoc ponu Costnerowi popłynął i tyz przez straśliwe fale zostoł pochłonięty. Abo rekin go zjodł. Na scynście tak sie nie stało. To znacy owsem, okazało sie wcora, ze dalmatyńcyk rusył na pomoc, straśliwe fale tyz były, rekin tyz, ba … zreśtom sami przecytojcie:
„Hi, sheepdog podhalanski! Jak ino dowiedziołek sie, ze pon Costner jest w niebezpieceństwie, od rozu poleciołek ku oceanowi i hipnąłek do wody. Trudno było tak płynąć, kie burza salała jak Salony Koń, ale jak kapecke przepłynąłek, to w końcu mój psi nos wycuł zapach tonącego pona Costnera (sam jesteś psem, więc nie muse ci tłumacyć, ze nie takie rzecy psi nos umie wycuć). Popłynąłek za tym zapachem i wkrótce – co widze? Nie ino pon Costner tonie, ale jakosi poni tonie rozem z nim! Pon Costner był naprowde barzo bohaterski: pomagoł tej poni jako mógł, ale jasne było, ze zaroz opodnie z sił i oboje sie potopiom. My goodness! Jak jo w takik warunkak ik uratuje? Cy jo mom telo siły, coby jedno i drugie do brzegu dociągnąć? No nic, trza spóbować. Podpłynąłek ku niescynśnikom. Towarzyska pona Costnera była juz tak wycerpano, ze chyba nawet mnie nie dostrzegła. Pon Costner natomiast uwidzioł mnie, uśmiechnął sie na telo, na kielo mógł w takim stanie i pedzioł:
– O! Pies! Najlepsy przyjaciel cłowieka! Przynajmniej raźniej bedzie umierać w jego towarzystwie.
– Ejze, ponie Costner! – zawołołek. – Jo tutok jestem po to, coby wos ratować, a nie umierać z womi!
Pon Costner ocywiście nie zrozumioł mnie, bo psiego to on w ogóle nie zno. Zrozumioł za to ftoś inksy, bo nagle …
– Well! Well! Well! – rozleglo sie tuz za mojom rzyciom.
Spojrzołek za siebe. Dosłownie o pare stóp za mnom z wody wynurzała sie ogromno kufa rekina-ludojada. Beskurcyja musiała być chyba wielko jako ten Turbacz, o ftórym nie roz w swoik e-mailak mi pisołeś. Z jego gęby buchoł taki smell, ze mało sie nie udusiłek.
– Moze wyjaśnij mi scurze lądowy – zacął rekin – przed cym fces ratować mój obiad?
– Tyk dwoje ludzi to twój obiad? – spytołek wciąz jesce zaskocony pojawieniem sie tego najstraśliwsego morskiego ancykrysta.
– A widzis w poblizu cosi inksego, co nadawałoby sie na obiad dlo rekinów? – spytoł rekin zdradzając tym samym, ze jest miłośnikiem cornego humoru.
– Cies sie, ze ciebie nie zjem – dodoł po kwili. – A to ino dlotego, ze mom alergie na psiom sierść.
Lord allmighty! Jak teroz obronić tyk ludzi? Moje zęby w starciu z zębami rekina nie miały zbyt wielkik sans. Trza było uzyć podstępu.
– Well – pedziołek. – Musis być barzo bidnym rekinem, skoro opróc alergii na psy cierpis jesce na anoreksje.
– Na anoreksje? – zdziwił sie rekin. – A fto ci to pedzioł?
– Nifto mi godać nie musioł – odrzekłek. – Wystarcy poźreć na twój posiłek. Jeden pon Costner i jedno mizernej postury poni – co to jest dlo tak wielkiego rekina jako ty! Ino rekin cierpiący na anoreksje by sie tym zadowolił.
– Myślis? – rekin nie był juz tak pewny siebie jako przed kwilom.
– Rozumiem, co cujes – pedziołek udając współcucie. – Nie jest łatwo rekinowi, ze ftórego syćka oceanografowie sie śmiejom z powodu jego anoreksji.
– To co mom zjeść na ten obiad? – Mordercy wyraz ocu rekina zamienił sie w bezradny.
– Najlepiej … tuńcyka! – pedziołek.
– Tuńcyka? – Rekin sie zamyślił. – Tuńcyk barzo smacny jest. Nie przece. Ale tyk dwoje ludzi mom pod rękom … yyy … to znacy pod płetwom. A tuńcyka musiołbyk kasi posukać, nawet nie wiem, ka.
– A, myślze perspektywicnie, ty rybi minimalisto! – zawołołek. – Moze i bedzies sie musioł kapecke nasukać, ale jak juz tego tuńcyka nojdzies, to zysków bedzies mioł co niemiara! Taki tuńcyk potrafi wazyć nawet osiemset kilogramów – cyli telo co dziesięć ponów Costnerów! Ponadto na sto gramów tuńcyka przypado jaz dwadzieścia gramów wysokowartościowego białka. Mięso tuńcyka zawiero tyz wiele cennyk składników: selen, magnez, witaminy A, B12, D, no i nienasycone kwasy tłuscowe, ftóre korzystnie działajom na układ krązenia i zapobiegajom zawałom serca.
Kie wypowiadołek ostatnie słowa, rekin – chyba bezwiednie – złapoł sie przedniom płetwom za serce. A potem pedzioł:
– Przekonałeś mnie. No to … see you later. Płyne posukać jakiego tuńcyka.
– Pockoj! Jesce nie odpływoj! Mom ku tobie jesce jednom sprawe! – zawołołek, kie rekin robił juz w tył zwrot. Na moje wołanie znów obrócił sie ku mnie.
– Godoj! – pedzioł. – Ino wartko, bo narobiłeś mi juz apetytu tym gwarzeniem o tuńcykak.
– Mom takom prośbe: nie mógłbyś pomóc tym dwóm ludziom wrócić na stały ląd?
– A odkąd to rekiny-ludojady pomagajom tonącym? – obrusył sie rekin. – Ty mnie chyba ze słonecnym patrolem pomyliłeś!
– Nie to nie – pedziołek. – Ale skoro odpływos, to posłuchoj piknej zeglarskiej piosnki na pozegnanie.
No i zacąłek śpiewać:
What shall we do with the drunken big shark,
What shall we do with the drunken big shark...
– Przestoń! – wrzasnął rekin. – Natychmiast przestoń to wyśpiewywać, bo mnie zaroz ślag trafi od słuchania takik głupot!
Nic a nic nie przejąłek sie jego wrzaskami.
What shall we with the drunken big shark
Early in the mooooorning!!!
– Jeśli zaroz nie przestonies, przegryze cie na pół! – ostrzegł rekin.
– Nie radze, mos uculenie na psiom sierść – przybocyłek ancykrystowi.
Rekin ze złości zrobił sie cyrwony jako wóz strazacki. Chyba jestem jedynom istotom na świecie, ftóro uwidziała tak cyrwonego rekina. Ale kie ta najwiękso złość juz mu przesła, zacął myśleć bardziej racjonalnie.
– No, niek ci bedzie – ustąpił wreście. – Umówmy sie, ze usuwom tyk dwoje niepiloków z oceanu po to, coby nalezycie wywiązać sie ze swojej rekiniej roli w utrzymywaniu równowagi biologicnej w tutejsym ekosystemie.
Halleluiah! W ostatniej kwili rekin zgodził sie zostać rekinem ratownicym, bo pon Costner wroz z towarzyskom niedoli osłabli juz zupełnie i właśnie zacęli pogrązać sie w oceanicnyk otchłaniak. Rekin, najostrozniej jak ino umioł, chycił tyk bidoków w zęby i rusył w droge. Jo zaś mocno ucepiłek sie zębami jego ogona, coby nie zostać w tyle.
Uf! W końcu dopłynęliśmy do brzegu. Cało przygoda dobrze sie skońcyła. A skońcyłaby sie jesce lepiej, kieby ten sietniok zaciągnął nos ku brzegom stanu North Carolina, a nie ku plazy nad Zatokom Rekinów w zachodniej Australii. Właśnie dlotego, my dear sheepdogu podhalanski, przez kilka dni ci nie odpisywołek. Po prostu kapecke casu nom to zajęło, zanim cało naso trójka do Hameryki wróciła. I tak dobrze, ze jednym z nos był słynny hollywoodzki aktor, bo to ułatwiło nom załatwienie paru formalności.
No i wreście wróciłek do North Carolina. Poni, ftórom pon Costner ratowoł, wróciła do rodziny. Sam pon Costner zaś pojechoł do Chicago, do piknej poni Robin Wright, a jak do niej przyjechoł, to zaroz zacęli gruchać jako dwa gołąbecki i syćko wskazuje na to, ze jesce wiele, wiele roków bedom tak gruchali.
Tak więc, sheepdogu podhalanski, wbrew pozorom film ‚List w butelce’ skońcył sie barzo piknie!
Kind regards
Dalmatyńcyk Pongo Junior”
Telo mi ten hamerykański dalmatyńcyk napisoł. Mozno mu wierzyć cy nie mozno? No … w kozdym rozie w filmie wyraźnie zanosiło sie na to, ze pon Costner utonie. Ale przejrzołek pare serwisów informacyjnyk i nika nic o jego utonięciu nie napisali. Moze więc w tym mailu od dalmatyńcyka była prowda? Hau!
P.S. Powitojmy nowego gościa budy – Filemonicke! Filemonicka Smadnego Mnicha wprowdzie nie pije, ale to nic! Jakisi inksy pikny pocęstunek wyryktujemy dlo niej!
Komentarze
Witojcie przy nowym wpisie!
To co opisoł hamerykański dalmatyńcyk to musi być prowda, bo przeca pon Costner nakryncił jesce pore filmów po „Liście w butelce” Przeca kieby utonąl, z zodnym filmie juz by nie zagroł…
Przezabawne!!! A jak następnym razem ocalisz całego Titanika/ cały Titanik (samodzielnie lub przy pomocy koleżków) to się też nie zdziwię, Owczarku! 🙂
Cudo! Dawno się tak nie uśmiałam. 😀 Przy okazji ku własnemu przerażeniu odkryłam, że mam coś wspólnego z rekinem… Też mnie wkurzają improwizacje mojego ukochanego oparte na tej piosence! Zwłaszcza, że najczęściej miały służyć obudzeniu mnie.
No i jeszcze nurtuje mnie jedna sprawa: jak ten twój program przetłumaczył „krucafuks” na angielski?
Opowieść fajna, ale nieprawdziwa. Tak naprawdę, to Pan Costner musiał się ewakuować z tego filmu, bo w tym samym czasie w innym programie grał w innym filmie. Chyba mu marnie ostatnio płacą, że musi tak dorabiać na kilku etatach jednocześnie. Bruce Willis też ostatnio tak miewa.
No i pozirojcie!
Testecek zaś wraził kij w mrowisko… 🙂
Jakbym napisał,że główny bohater topi się bohatersko w oceanie,co
uniemożliwia zaabrączkowanie w/w na dożywocie małżeńskie/oczywiście
pełne szczęścia,bo inne być nie może/ to kto by ten film chciał
oglądać?Pytam-no kto?
A tak,mamy to co mamy,czyli dużą frajdę.
PS.uprzedzałem,żeby zabrać przynajmniej parę chusteczek do płaczu
ale czy ktoś czyta dokładnie?
Ja Motylku 🙂 Ja bym obejrzała. Czasami i popłakać trzeba (chyba powinnam podać rękę/łapę Pani Owczarkowej, bo beksa ze mnie okrutna.. z tych łatwo wzruszających.. 😉 ).
Owczarku kochany, jak wszystkie pieski są tak kute na cztery łapy, jak Twój zaoceaniczny przyjaciel, to kiepsko widzę przyszłość ludzi. No, chyba że już od dawna jesteśmy delikatnie przez Psią Agencję sterowani..
No i żeby rekin alergię miał? Albo anoreksję?
Przepyszna historia 🙂
Hm, a ja jestem zaniepokojony, bo jeśli owczarek ma takich inteligentnych przyjaciół jak ów dalmatyńczyk, to co będzie jak ktoś taki też blog zacznie swój pisać?Czasowo to się już nie wyrobię w żadnym razie. Zreszta jeszcze zalkegłości ze starego owczarka nieodrobione, ale chyba przed feriami nie zdążę się w tamte teksty wczytać.
Poza tym to wpis genialny, jeden z lepszych, frekwencja na blogu owczarkowym ciągle najwyższa ze wszystkich ,,politykowych” blogów. A jak już polecamy filmy sobie nawzajem to jeśli są tu miłosnicy starych horrorów albo Wernera Herzoga, to dziś nocną porą o 1.25 w TVP KUltura ,,Nosferatu -wampir” z Klausem Kinsky. Nie wiem czy wytrwam do tegoż czasu, ale może,
kto wie.
A i jeszcze jedno, coś ten dalmatyńczyk dziwnym angielskim mówi, bo jesli odmienia sheepdog wg polskiej deklinacji, to on chyba i polskiego troszkę zasłyszał.:)
Owcarku,
ogladalam ten film moze trzy razy.Zakonczenie przyznam bylo nijakie!
Zyje,niezyje……..a moze jednak przezyl?????????
Ta straszna niepewnosc dlugo mnie meczyla.Teraz na szczescie juz nie.
Razem z hamerykanskim dalmatynczykiem sprawiliscie ,ze koniec zostal,ze tak powiem „wyprostowany”.I tak ma zostac,bo na pana Costnera czeka przecie moc filmowej jeszcze roboty,nieprawdaz?
Na ucho Ci powiem,ze moja siostra byla w maju w Polnocnej Karolinie i nigdzie dryfujacego Costnera nie widziala! Musi to swiadczyc,ze wasza akcja zakonczyla sie powodzeniem!
Pozdrawiam dyskutantow.Ana
A ja ma jeszcze pytanko: co to znaczy „niepilok”. Wygrzebałam, że ‚obcy’.. ale czy na pewno??
Tak. Nie ma to jak zreflektować się po czasie, że się bzdurę palnęło. Tym razem nie dam Motylkowi (którego – jak zwykle – serdecznie pozdrawiam) okazji do napisania sprostowania i wyprostuję sama:
Rękę podać powinnam oczywiście gaździnie. W kwestii zbiorowej rozpaczy przed szklanym ekranem.. 😉 A może i w jakiejś innej też? Kto to wie…??
– O co chodzi z tym spolonym? – zapytoł mie Smok, kie juz my sie przywitali, jako zwykle serdecnie, i kie juz siodłek z nim do oglądania mecu, ftóry akurat lecioł w smocym telewizorze. Przy okazji zostawiłek mu pore filmów o ftóre mie prosił poprzedni roz.
– Chodzi o to, ze sędzia odgwizduje spolonego wte, kie zawodnik atakujoncy w momencie kie inksy podo mu piłke jes za ostatnim obrońcom. Ocywiście bocny sędzia musi to zasygnalizować głównemu machnięciem chorąkgiewkom i naciśnięciem guzika. Inacy nazywo sie to ofsajd. – wytłumacyłek mu. Rozumis?
– Nie barzo… mozes jesce roz, ino powolućku?
Ooo! Poziroj, poziroj! Mos spolonego na boisku! – krzyknąłek, bo akurat beła tako akcja.
– Krucafuks! Nie zdązyłek zauwazyć!
– Zaroz bedzie powtórka, w zwolnionym tempie! – powiedziołek wartko
Rzecywiście realizator puścił powtórke akcji i Smok móg se dokładnie obejzeć na cym polego spolony na boisku. Jesce w ty samy połowie musiołek mu wytłumacyć, dlocego tylko jedyn zawodnik moze łapać piłke rękami i dlocego nieftórzy piłkorze padajom na boisko kieby ik diask strzelił jak ino jaki inksy sie do nik zblizy. Po wytłumaceniu tyk zawiłości gry w piłke, piyrso połowa mecu sie skóńcyła. Przesedłek zatem do głównego tematu, ftóry mie do Smoka sciągnął.
– Cy ty wiys cosi o takim smoku co sie nazywoł Kalgalanos Corny?
– A ty skąd o nim wiys? – zapytoł zaskocony
– Krucafuks! Nie odpowiadoj pytaniem na pytanie! Ale kie ześ juz je zadoł, to ci odpowiem. Jo o nim w zyciu nie słysołek, ino Emtesiódemecka zapytała sie na blogu, cy Ty o nim cosi wiys. I jesce napisała cosi o tym, ze smoki rosnom przez całe zycie i ze tyn Kalgalanos to beł wiynksy od statku, a łeb mioł wiynksy od domu… Jo późni wysukołek se w guglak o tym całym Kalganosie i rzecywiście na jedny stronie o smokak napisali, ze to beł najstarsy smok, ojciec syćkik smoków na Ziemi i ze kie zginął, mioł dwa kilometry… No to jak?
Smok słuchoł mie z ironicnom minom, a późni zapytoł sie mie barzo uprzejmym i ironicnym głosem:
– Profesorku, a Cy ty przypodkiem znos moze tego gościa co to stworzył te strone o smokak i powipisywoł te rewelacje?
– Ale co to mo do rzecy?
– Nie odpowiadoj pytaniem na pytanie!
– Noo… nie znom…
– Uff! Uspokoiłek sie – odpowiedzioł tym samym uprzejmym i ironicnym tonem. Bo kiebys go znoł, kozołbym Ci wartko kóńcyc znajomość, bo… zreśtom, niewozne! Krucafuks! Cyś ty, Profesorze widzioł kie jakiego smoka, coby pisoł o Wasy historii? Nie widziołeś. I dobrze. To cymu ludzie bez przerwy pisom nasom, smocom historie nie mając o tym pojencia?! W tym, cos mi opowiedzioł, to prowdziwe jes ino to, ze rzecywiście był taki smok. I telo! Kalgalanos nie beł ani piyrsy na świecie, ani nie beł ojcem syćkik smoków. Napisali tam, ze mioł brata Genadana? Nie napisali. A ze mioł dwók synów Kalca i Dementosa napisali? Nie napisali. No widzis! A kie pomorł śmierciom naturalnom, mioł niecałe trzy metry!
– To fto był piyrsym smokiem na świecie? – zapytołek.
– No przeca Ci ostatnio godołek! My nie wiymy… A jak my nie wiymy, to wy nie wiycie na pewno!
– No dobra, juz sie tak nie sierdź! Mie sie widzi, ze nifto nie pisoł tego złośliwie, ino ze syćkiego nie wiedzioł, pisoł co wiy… Som ześ godoł, ze zyjecie nie z ludźmi ino obok, a jo jestem ino wyjontkiem. No to sie nie dziw, ze casym ftosi napise o Wos nie cołkiem prowde.
– Jo mom to w……..głembokim powazaniu, co o nos pisecie… A Emtesiódemecce podzienkuj piyknie za zainteresowanie smokami i napis jej, coby odtąd wiedze o smokak cerpała z tego Wasego bloga!
– Na pewno! A teroz mi powiedz takom rzec: Cy kie lotos nad łąkom, mozliwe jes, ze przez przypodek zapylos kwiotki? Bo sie Motylecek skarzył, ze casym ni mo nic do roboty, bo syćkie kwiotki som zapylone, inkse motylki w parade mu nie wchodzom, a nad łąkom słysy jakisi sum, albo świst… No topomysloł,ze musi to byc smok – opisołek mu motyleckowe spostrzezenia.
– O kruca! Nie pomyslołek o tym… Rzecywiście wiater robiony skrzydłami moze kwiotki zapylać… Krucafuks, muse wartko wsród znajomyk rozpowiedzieć, coby zachowali minimalnom wysokość przy lotak nad łąkami… Mysle, ze dziesińć metrów wystarcy?
– Powinno.Kieby beło mało, to sie Motylecek odezwie. A słuchoj… Nie opowiedziołbyś ty jaki bojki? Bo wiys, te relacje z nasyk spotkań to som cytane dzieciom Blejkocika, cy jego brata… zabocyłek. W kozdym razie pewnikiem straśnie by sie uciesyły, kieby usłysały bojke od samego Smoka Wawelskiego!
– Profesorku! Jo bajek nie znom. Ale moge im opowiedzieć historie, ftóro zdazyła mi sie naprowde. To bedzie lepse niz jakosi zmyślono bojka!
– O toto! Widzis na jaki śwarny pomysł zes wpodł! To opowiadoj – powiedziołek z zapałem
– Cekojze, bo sie drugo połowa zacyno…Obejzymy, i cosi Ci opowiym…
No i obejzelimy drugom połowe, przez ftórom musiołek mu wytłumacyć jesce, ze faulujoncego zawodnika nie wali sie w odwecie w kufe, a po nieuznanym karnym musiołek go hamować, bo fcioł lecieć na stadion powiedzieć sędziemu ze jes sietniokiem. No i zrobiło sie późno i trza beło iść do chałupy.
– Nie opowiedziołes nic tym dzieciom, a jo juz muse wracać…
– Napis im, ze na drugi roz bedzie opowieść specjalnie dlo dzieci. Ino musom byc grzecne! – powiedzioł na odchodnym Smok Wawelski, a jo wróciłek do chałupy.
Przez tyn mec, nie zapytołek Smoka o nojwazniejse! Cy jes jakosi Smocyca…
No właśnie Profesorku.. jestem zawiedziona 🙁 Ale rozumiem, że mecz był ważniejszy.. w końcu obaście chłopy 😉
A tak naprawdę, to cudna smocza historia wyszła 🙂 Tyle że z nas, ludzi, ‚sietnioków’ Smok zrobił…
Pozdrówka
Tak na marginesie, ‚krucafuks’ po australijsku to oczywiscie ‚blada hela’ (za przeproszeniem wszystkich Helenek o jasnej karnacji skory)…
Pozdro Paff
Pamiętliwy nie jestem,straty odrobiłem w sąsiedniej gminie,jeśli smoki
nad kwiatkami będą latać nie niżej niż 10 m. to da się przeżyć,czyli
krótko mówiąc będzie bardzo dobrze.Zależało mi na unormowaniu
wysokości przelotów,bo jak sobie przypominam te świsty i huki bardzo
częste były,wychodzi na to,że smoki bardzo ruchliwe są-no kto by
pomyślał? A jednak latają i to często.
Profesorku , co z Ciebie za kibic,że mecz oglądasz bez żadnego
dopingu,czego Ty uczysz Smoka? Tak się meczu nie ogląda.Zresztą
wystarczyło poczytać jak ciężko szło tłumaczenie podstawowych
piłkarskich obyczajów.Jeśli się nie mylę, to pod ścianami stoją odpowiednie
zapasy eliksirów zapewniających oglądanie meczu z właściwą zapasom
sportowym przyjemnością i odpowiednim zrozumieniem tego
fascynującego zjawiska.Z drugiej zaś strony,biorąc pod uwagę
starożytność smoczego rodu nie wierzę,aby w rodzinnych annałach
nie przetrwały rzymskie okrzyki-Chleba,wina i igrzysk.
Pan Wawelski jest wyjątkowo uprzejmy,że wytrzymał cały mecz
o suchym gardle,ale skoro gość robi wrażenie niekumatego w temacie
kibic właściwy vel wulgaris , to i siedział cicho–wybitny dyplomata jest.
Tylko co on sobie o ludziach pomyślał – sietnioki ? Znowu??
A ja nie oglądałam tej butelki z Costnerem – to znaczy, chyba dawno temu oglądałam, bo coś mi się kojarzy…
Oglądałam za to „Dotknięcie ręki” z Maxem von Sydow.
Wszyscy oczywiście już śpią, jak ja się rozkręcam 🙁
Profesorku, popytaj Smoka, jakie są jego relacje ze stworami z indonezyjskiej Komodo Island. Stwory zwą się Komodo dragons, ale z tego co mi wiadomo, nie fruwają. Kuzyni to – czy nie?
No to mamy dwie zagadki rozwiązane na dzień dzisiejszy – Costner żyje i ma się dobrze, Kalaganos nie miał dwóch kilometrów długości, tylko 3 metry i pomarł śmiercią naturalna. A rekiny ludojady jak się wściekną, to czerwienieją ze zlości!
P.S. Dodam za poetą, że u mnie siwieje mrozu brew, było -10C dzisiaj, a jutro ma być kapkę więcej. Ale przynajmniej słońce daje po patrzałkach!
I jeszcze jedno P.S. , co sobie będę żałować!
Skoro już te porządki w szufladach, to znalazłam parę zdjeć inwentarza żywego, chwalicie się swoimi psami, kotami, ja też mam to i owo.
http://alicja.homelinux.com/news/Oh_Canada/Zoo/images.html
Mam więcej różnych takich, ale to w miarę postępujących (mam nadzieję!) porzadków będę udostępniać co ciekawsze.
Tymczasem jeśli ktoś chce zobaczyć więcej, niech zerknie w ten plik, odrzucając koncowke zerknie w ten plik, /Zoo/images.html.
Tam jest kilka innych przyrodniczych plików. No dobra, to ja do roboty, do porządków… Nie chrapcie za głośno, bo mnie to rozprasza!
Drogi Owcarku z Podhalanskich
?Hi, sheepdog podhalanski!? – napisoł dalmatyńcyk (mom taki pikny program, wyryktowany przez syna mojego bacy, tłumacący z angielskiego na góralski, ino ten program jest dopiero w fazie testowania i nieftóryk słów jesce nie tłumacy).
Slyszalam o tym programie, ktory plynnie tlumaczy nie tylko z angielskiego na goralski, ale na kazdy jezyk. Ten tlumacz nazywa sie Smadny Mnich. Smadny Mnich jest regularnie testowany przez zawodowych testerow, jak i przez amatorow. Wszyscy maja zgodna opinie, ze to najbardziej skuteczny tlumacz. Na Dzikim Zachodzie jest pewna firma o nazwie Microsoft, ktora jest bardzo zainteresowana wydaniem Smadnego Mnicha w nastepnej edycji Windows.
Drogi Owcarku z Podhalanskich
…mom taki pikny program, wyryktowany przez syna mojego bacy, tłumacący z angielskiego na góralski, ino ten program jest dopiero w fazie testowania i nieftóryk słów jesce nie tłumacy).
Slyszalam o tym programie, ktory plynnie tlumaczy nie tylko z angielskiego na goralski, ale na kazdy jezyk. Ten tlumacz nazywa sie Smadny Mnich. Smadny Mnich jest regularnie testowany przez zawodowych testerow, jak i przez amatorow. Wszyscy maja zgodna opinie, ze to najbardziej skuteczny tlumacz. Na Dzikim Zachodzie jest pewna firma o nazwie Microsoft, ktora jest bardzo zainteresowana wydaniem Smadnego Mnicha w nastepnej edycji Windows.
A nie daj Boże! Jak już, to zdradzić tajemnicę Linuxowi za opłata, niech oni łaskawie wypuszcza wersję dla Windows, a Budzie dają royalties od każdej sprzedanej sztuki 🙂
Na mnie już czas: dobranoc, Smadny na noc! Wykształciuchy do poduchy!
alicja pisze: „Dodam za poetą, że u mnie siwieje mrozu brew, było -10C dzisiaj, a jutro ma być kapkę więcej. Ale przynajmniej słońce daje po patrzałkach!”
No patrzcie Państwo! Są jeszcze kraje na półkuli północnej, gdzie w styczniu zdarzają się ujemne temperatury! Niesamowite! A w Polsce temperatura sięga +15C w cieniu!
Owcarku Miły i Wy Ludziska Kochani!
Z piekła do Was piszę, bom coś ostatnio wątłego zdrowia. W płucach sakramencko wieje, jakby kto tam halnego wpuścił, a przez gorączkę nabawiłam się światłowstrętu, przez co mam znaczne zaległości w lekturze ostatnich wpisów.
Medycy orzekli zapalenie płuc i zabronili na najbliższą sobo-niedzielę jechać na moją stronę Turbacza 🙁
Jedyne pocieszenie w tym, że Mieciowy na czas mej niedyspozycji postanowił wziąć przykład z Motylka i dba o wikt… przypalając nie tylko ziemniaczki 😉
Uciekam do wyrka, bo mój „sióstr miłosierdzia” z nową porcją prochów bieży ku mnie.
Emotikufa wszystkim, mam nadzieję, że już bez bakcylów
alicja, to świetnie, ze wrescie jest mróz w Kanadzie! Bo wydawało się, że icewine w tym roku nie będzie, wszystko ptaki zjadzą. Przynajmniej moi znajomi zrzędzili już ile wlezie.
I zdecydowanie nie dopuścimy do przejęcia Smadnego Mnicha przez M… tego… przez klawiaturę mi nie chce przejść. Tyle ze te royalties to chyba się pewnemu słowackiemu browarowi raczej należą.
mieciowa, polecam grzaniec. Może i nie zawsze pomaga na zapalenie płuc, ale jaki smaczny… 😀 Zdrowiej szybko!
Oj biednieńka Mieciowa,strasznie biednieńka-ale o profilaktyce to się
nie pamiętało,to sią ma to co się ma. Grzaniec dobry jest sakramencko
ale nie wolno go zagryzać prochami,w tym wypadku nie zadziała
ani grzaniec ani prochy. Mieciowemu szczere wyrazy współczucia
i przeprosiny za zły przykład podany do publicznej wiadomości,którego-to
przykładu złe skutki musi teraz z uśmiechem znosić-Mea Culpa!!
Z drugiej zaś strony,na ucho,mogę Mieciowego biednego pocieszyć,że
perspektywicznie duże korzyści się osiąga dzięki takiemu postepowaniu
-perspektywicznie to sie bardzo opłaca.
Emotikufa Dla Mieciowego i Mieciowej też,oczywiście!
Jaguś,
u mnie po mrozie, dzisiaj +2, a to dopiero rano, jutro ma byc ok 10C. Ale za to na preriach wczoraj szalał blizard, co przy temperaturze -25C dawalo tak popalić, że sparaliżowalo wszelkie życie, a parę osób zamarzło. Od strony Pacyfiku zaś czwarty w ciągu sezonu jesień/zima sztorm tak gwałtowny (wszystkie 4 zresztą), że nie da się porównać z żadnymi w historii od czasów pamięci ludzkiej.
Nie wiem, jak to będzie z icewine, bo w rejonie Niagary jest zawsze cieplej o te 2-4 stopnie niż u mnie, faktycznie ptaki moga wszystko wciąć, zanim owoce zamarzną. Zwykle w połowie grudnia zbierano zamarzniete owoce, z których wyrabiano wino, w tym roku może zabraknąć. Ja pijam wytrawne wina, więc mnie to nie dotyczy, ale dla winiarzy bedzie to bolesna strata, bo Kanada jest najwiekszym na świecie producentem tego cenionego (w znaczeniu smakowym i znaczeniu pieniężnym zwłaszcza!) trunku.
Pozdrawiam Aussieland, pracował tam kiedyś kolega, regularnie zwoził kartony win z rejonów Adelaide (Wolf Blass i inne), jak przyjezdżał na urlopy. Bardzo pyszne!
Mieciowa! A Ty nie miałaś co robić, tylko chorować?! Zeby mi to bylo ostatni raz! Grzaniec, tylko grzaniec! Wracaj do zdrowia!
Jak Mieciowy tak krąży na linii kuchnia-łoże boleści , do sklepu,apteki
wynieść śmieci to on się nie dość że zmęczy,to również może ulec
frustracji/ patrz przypalone kartofle itd/–o jego zdrowie,a jeszcze
bardziej stan psychiczny należy zadbać,jakieś kropelki na wzmocnienie,
jakąś godziwą rozrywkę zapewnić. Jak chłop padnie to i opiekę diabli
wezmą, a to by była dopiero tragedia na pełny gwizdek!!!!
Dzięki Owczarku za przywitanie. trunkiem się nie przejmuj,sama go sobie zorganizuję.”List „oglądałam dawniej i nie podobał mi się.Pewnie dlatego,że jak przeczytam wcześniej książkę to już film nakręcony na jej podstawie rzadko mi się podoba,a już Costnera nie bardzo lubię.
Profesorku ładne opowieści ze smokiem piszesz dlatego chcę przedstawić smoka chińskiego,może się znają?”Zwinny,potężny,tajemniczy smok przyglądał się światu oczami ze złota.Złoty był także wolutowany ornament,kształtujący linie muskularnego ciała.Na emaliowanych zębach i pazurach widać było ślady srebra.Wspaniały,promieniujący światłem i zyciem,smok z oczami starymi jak czas.Wiedział,że smoki nie są rzeczywiste,że są wytworem ludzkiej wyobrazni.I wiedział,że własnie z tego powodu są bardziej rzeczywiste niz cokolwiek innego,rzeczywistoscią bowiem nie jest to,co nas kształtuje,lecz to ,co kształtujemy my.
Profesorku,
napisz do mnie pod alicja@cogeco.ca – chodzi mi o Twoj email, bo mam pewien pomysł, który być może Cię zainteresuje.
Pozdrawiam serdecznie p.Mieciowa i zycze szybkiego wyzdrowienia.
Niestety takie teraz czasy,ze sporo ludzi choruje.
A jak p. Mieciowy sobie troszke pobiega,to tylko wzmocni swoja kondycje!
U nas teraz szaleje sztorm i leje,jak z cebra.Kiedys podczas takiej wichury wyrwalo nam plot.Teraz widze,ze sasiad ma podobny problem.Swoj rachityczny polot przywiazal sznurkiem do nogi podworkowego stolu.Ciekawa jestem ,jak dlugo ta konstrukcja wytrzyma.
Z Krainy Wiatrakow pozdrawia-Ana.
No tak. Wracam z pracy (środkiem komunikacji miejskiej dzisiaj – niestety) i co widzę? Smok ma ‚zapijać’ kibicowanie. Mieciowa zachorowała (zdrówka szybko życzę!!!), bo profilaktyki w postaci grzańca nie stosowała.. Jak znam życie, to te kropelki dla Mieciowego, to też coś na spirycie ma być.. Oj Motylku, Motylku 😉 Demoralizacja pełną gębą 🙂
Co do pogody.. u mnie dzisiaj tak wieje, że ledwo iść można.. masakra. Do tego ciepło i mokro. Nie pamiętam tak kuriozalnego stycznia.
A wracając do podróży z pracy.. Jechałam sobie i mimo woli słuchałam rozmowy dwóch nastolatek wspominających zabawę sylwestrową. Clou programu było: „No i poszłam spać, ale zostawiłam piwko przy łóżku, żeby rano mieć. No i jak się obudziłam, to wypiłam, a potem jeszcze cztery. No i okazało się, że Dziara (jak domyślam się przyjaciel o wdzięcznej ksywce) ma jeszcze pół litra. No i nikt już nie chciał, to z Dziarą wypiliśmy. Ale narąbana w Nowy Rok do domu wróciłam”. Cóż. Świetnie. Budujące.
Poza tym, kiedy wsiadłam do autobusu i poprosiłam pewną panią o skasowanie biletu (tłok był), usłyszałam: „A skasuj se pani sama.”
Po wyjściu ze środka komunikacji miejskiej doszłam do wniosku, że albo ja jakaś głupia jestem, albo kupię maczugę..
A jak mi następnym razem P_Kapishon samochód gwizdnie (bo jego się zepsuł), to Go…..
A teraz idę coś zjeść, może humor mi się poprawi.
Pozdrówka
kapishon pisze: „Poza tym, kiedy wsiadłam do autobusu i poprosiłam pewną panią o skasowanie biletu (tłok był), usłyszałam: ‚A skasuj se pani sama.'”
To trzeba było odpowiedzieć: „A, to serdecznie przepraszam, nie wiedziałam, że moją prośbą sprawię Pani kłopot.” W dziewięciu na dziesięć przypadków zobaczyłabyś rozdziawioną ze zdziwienia gębę. A jeśliby nie zrozumiała, to mogłabyś zadumać się nad smutnym losem ludzi tak doświadczonych przez życie, że cały świat już im się nienawistnym wydaje.
TesTeq, obawiam się, że „rozdziawioną ze zdziwienia gębę” to ja zaprezentowałam.
Ale thx, radę zapamiętam. Może się przydać 😉
A macie jakieś dobre rady na upierdliwego starszego kolegę, który zleca mi tematy do pisania i czepia się wciąż, czemu nie uwzględniłam tego czy owego… Fakt, że robi to (tj. czepia się) dość spokojnie i bez irytacji (no bo ile razy można powtarzać to samo:), ale z drugiej strony ja naprawdę, jako kobieta i filolog dwu dyplomów, nie muszę być alfą i omegą w dziedzinie motoryzacji (a konkretnie wozów policji amerykańskiej i ich osiągów, tudzież rodzajów broni tejże policji…). Ale zamówiliśmy z mężem pizzę na poprawienie humoru; jak tak dalej pójdzie, to stanę się stałą klientką telepizzy… :). Nie ma jak coś dobrego na chandrę – doskonale Cię rozumiem, kapishonku: Polak głodny=Polak zły, a Polka tym bardziej :). Smacznego wszystkim!
No dobra. To jeszcze sobie popyszczę.
Rozmawiałam dzisiaj z człowiekiem, który przed dwoma laty wyjechał na Wyspy. Wiecie, że „zapominał” polskich słów? A rozmowa wyglądała mniej więcej tak: „Aj noł (piszę fonetycznie, bo tak się u Owczarka przyjęło 🙂 ), porozmawiam z nim później. Albo kol ju jutro”.. Żenada…
Po pewnym czasie miałam wyjątkową przyjemność rozmawiać z Panem, który od 18 lat mieszka w Niemczech. I co? Polszczyzna, jakiej Miodek, czy Bralczyk by się nie powstydził. Zresztą, naszym ‚blogowym’ dziewczynom też przecież niczego nie brakuje.
Jak to jest??? Ów ‚niemiecki’ obywatel wytłumaczył mi to tak: „Czasem ktoś miał owczarka niemieckiego z rodowodem i na tej podstawie wyjeżdżał do Niemiec. Po tygodniu był Niemcem z krwi i kości, tyle, że podstawowym słowem jakiego używał było „szajse” (przepraszam za wyrażenie). Innych przecież nie znał”.
Czy nie-Polacy też tak mają? Też na siłę tracą swą kulturę i narodowość??
PS. A jaką pizzę Oleśko jecie? Ja uwielbiam carbonarrę.. się rozmarzyłam 😉
Olecko!
Nie przejmuj sie! Ze syćkimi problemami dotycącymi pistolców, cy to hamerykańskiej, cy kozdej inksej policji, od razu wal do mnie jako w dym!
kapishonku, pizza „Barbecue” z bekonem, kurczakiem i cebulą (ale bez cebuli na naszą prośbę:) oraz sosem barbecue i dużą ilością sera – i już mi lepiej na ciele i duszy, bo faktycznie zrobili bez cebuli i całkiem dobre im wyszło. Aha, i koniecznie na grubym cieście polecam :).
Profesorecku, dzięki za słowa otuchy, bardzo mi potrzebne (choć pizza też ma w pocieszaniu niejaki udział;). A co do uzbrojenia, to teraz bedę szukała najaktualniejszych danych odnośnie słoweńskiej i hiszpańskiej policji…
Kapishonku,
zawsze to powtarzam: zapomnieć polsku, angielski się nie nauczyć.
Typowe objawy: wtrącanie co chwila „am… łell… ja, łał, i już tak sze wszysztko myly, a poza tym od niechcenia (niby!) wtrącanie angielskich słówek… koniecznie też nalecialości jakieś na akcencie w jezyku polskim, no bo wiadomo, za granicą sie mieszka…
Im kto krócej za tą granicą był i słabiej „zagraniczny” język zna, tym bardziej mu się wszystko „myly”.
Mogłabym za przykład podać moje dziecko (wiem, powtarzam sie!), od oseska wychowane za granicą – a nie powiedziałabyś, gdybyś go posłuchała, tępy chyba jakiś, bo nic mu się na jego polski język nie rzuciło, ani nie myli mu się, który język jest który.
A tak nawiasem…moja kara stoi tam za kornerem przy lejku, jakby co 🙂
I on „kol ju jutro”, bo pewnie jeszcze nie wie, jak jest jutro po angielsku!
Olecko pamientoj ino, ze w Hiszpani som dwie formacje policyjne: POLICIA i GUARDIA CIVIL
🙂 Alicjo, od razu mi humor, wisielczy dziś, poprawiłaś 🙂 Zwłaszcza ostatnim akapitem..
Jak byłam młoda i piękna, to się mawiało: luknij przez łindoła, jak ludzie gołują po stritach. Mocno mi to tę dzisiejszą rozmowę przypomniało. A! I mam znajomych, których dziecię uczywszy się mowy, używało dwóch języków i wołało np. Tata, chodź tu mi, nał! Ale potem jakoś wyrosło..
Tak Profesorku. Oli to pomagasz. A mi Waść ulżyć w bólu to nie chciałeś… 😉
Hm, ciekawe, może i naszemu siostrzeńcowi, małemu Lazarakisowi przejdzie z wiekiem? Mam tylko nadzieję, że nie zapomni Wujka Borsuka i Cioci Surikatki :-). Na razie często nas wspomina, w lipcu ma znów przyjechać z mamą do Polski :-). Na razie miesza polskie i greckie słowa, a nawet tworzy neologizmy: KROWAKI to krowa ;-).
kapishonku, nie gniewaj się na Profesorka – mnie łatwiej pomóc, bo i mój „problem” mniej skomplikowany (potrzeba mi tylko pewnych wiadomości i tyle:). Natomiast zagadnienie pt. niegrzeczni pasażerowie środków komunikacji miejskiej jest jak ocean – głębokie i szerokie :).
Może taka pomoc Ci się przyda (śpóźniona, ale zawszeć z dobrego serca płynąca): pizzę popiłam czeskim rumem z colą i cytrynką, i od razu świat nabrał kolorów. Bardzo to dobre lekarstwo na różne przypadłości duszne/duchowe – mój dziadek ś.p. mawiał, że jak go dusza boli, to na takie bóle nie masz jak kapeczka czegoś dobrego. Twoje zdrowie, kapishonku! :).
Profesorku, i o obu formacjach, co gorsza, szukam wieści… Ale w takiej Hameryce jest prawie 20.000 najrozmaitszych, jak to mawiają za wielką wodą, „law enforcement” (agencji policyjnych???)… To straszne, każda wioseczka ma swoją policję i swoje przepisy… dobrze, że u nas tak nie ma :).
Olecko!
Kiebym jo fcioł dokumentnie o tym sie wypisać, musiołbyk załozyc nowego bloga o policji… A kie bedzies pisać o hamerykańskik policjak, wystarcy kie skupis sie ino na organizacjak na sceblu federalnym. Tyz ik jes niemało… Na scyńście uzywanyk modeli pistolców jes mni niz samyk policji:-)
Kapisonecku ostomiyły?
Zaś bede sie musioł ofiarować do Kanossy?
Mos ci los!
Kie sie cłek śpiesy, to sie diobeł ciesy!
Piyrsy mioł być wykrzyknik, a drugi pytajnik…
a mnie sie kojarzy taki film z p. Costnerem, co sie w oryginale ‚Perfect world’ nazywal (polski pamietac, nie pamietac polski tytul :)) i w tym filmie p. Costnera na koncu pistoletem zastrzelili… no i naszla mnie taka mysl: skoro p. Costner pozniej w roznych filmach gral, to go chyba nie zastrzelili na smierc, a jesli go nie zatrzelili na smierc, to dlaczego, i co za pies w tym pazury maczal?
a jesli chodzi o dwujezyczne dzieci, to sama mam dwoje (choc to mlodsze jeszcze nie jezyczne)… corcia jak narazie tez wszystko miesza, ale wiecej zna slow polskich niz barbarzynskich, a chocby w pozniejszych latach to sie mialo zmienic, to za nic nie popuszcze i bede mlotkiem w glowe wtlukiwac polska mowe (i mnie tez sie w koncu rymnelo), bo inaczej sobie nie wyobrazam
a mnie sie kiedys strasznie wstyd zrobilo, jak mi sasiadka Mamusi powiedziala, ze z akcentem mowie i troche slowa ucinam… ale to bylo absolutnie niezamierzone i chyba juz przeszlo
acha, a sztorm u nas tez jest i sie boje, ze nam maszt padnie, bo sie zbyt mocno kiwa… oby tylko nie padl na przechodnia jakiego… a w zeszlym roku dachowki sasiadom uciekly
no, o malo bym zapomniala… ja tez dzisiaj na kolacje pizze mialam- wlasnej roboty, z pieczarkami, cebulka i cukinia, czyli najsmaczniejszy standard.. to wszystkim pizzojadom, czy jak kto woli pizzamangiarom: smacznego!
a Kotka jest Filomenka
Już kiedyś o tym tutaj pisałam – jak oboje rodzice Polacy, to jest proste, do dzieci mówic tylko po polsku, w szkole nauczy się „ichniego” bardzo szybko – myśmy tak zrobili z naszym. Ale jak jeden rodzic Polak, a drugi „zagramaniczny”, to już trudniej, oj, trudniej!
Ale jeśli przynajmniej jeden rodzic mówi po polsku, to konsekwentnie, nic nie szkodzi, że dziecku się na razie miesza, z czasem sobie uporządkuje wszystko odpowiednio. A i zagramaniczny malżonek/malżonka też przy okazji się podszkoli 🙂
Tu już nawet nie chodzi o tradycję, ale na przyklad o więzi rodzinne, żeby się dzieci mogly dogadać z rodziną w Polsce – a poza tym znać obcy język, niechby to był nawet suahili – zawsze warto!
Naszego wysyłaliśmy od małego samego na wakacje do Polski, do dziadków na wieś. Tam kopał piłke z chłopakami, a jak go pięknie po polsku nauczyli 🙂
– i mamuś, ten lewy but to mi się całkiem rozp…. !
opowiadało dzieciątko ośmioletnie, nie zdając sobie sprawy z „wagi” słowa.
Uśmialiśmy się, setnie, ale i dzieciatko szybko nauczyło się rozróżniać, co można, a co nie można.
P.S. Tu właśnie po pierogach z czereśniami! „Rzucili” tanie chilijskie na rynek, musi sezon na nie w tamtych stronach.
Profesorku kochany! Za nic nie idź do Kanossy!! Ze smutku (że to z mojej przyczyny) serce by mi pękło… 🙁
Choć ma to i dobre strony, bo wtedy ani Twój pistolet, ani Borsukowa szabla (gotowa już?) nie byłyby mi potrzebne. Samobój i to jaki wzniosły!! 😉
Alicjo, piszesz, że kiedy rodzice dwujęzyczni to trudniej. Chyba nie. Bo dziecko równolegle się dwóch języków uczy i po roku, dwóch doskonale je rozróżnia. Zawsze podaję przykład małej Soni, która w wieku lat czterech zasuwała równo po polsku i angielsku. Oczywiście, niestety, mówić składnie zaczęła trochę później niż reszta dzieciaków, ale za to teraz „jest do przodu”.
Plumbum, „Perfect World” to chyba najlepszy film, jaki z Costnerem widziałam. A że go zabijają..? Dobrze mu to umieranie wychodzi, no i jaka zaskakówa jak się w następnym filmie pojawi.. 😉
A Motylek przepadł….
I Ty Kapishonie przeciwko mnie?
W dalszym ciągu/przepraszając za kolokwializmy/ jesteś roztrzepaniec
i czytasz po łebkach,przyprawiając mi niesłusznie gębę demoralizatora
maluczkch.Mieciowej przypomniałem o smutnych skutkach braku
profilaktyki,mając na uwadze ciępłą odzież/o barchanach wspominać nie
wypada/–to po pierwsze primo.
Po drugie przypomniałem,że jednoczesne stosowanie grzańca i antybiotyków,wyklucza właściwe działanie każdego z tych specyfików.
Stwierdzenie że grzaniec jest sakramencko dobry jest li tylko moją
subiektywną opinią,która do niczego nikogo nie zmusza.
Uwaga o kropelkach dla zabieganego Miecia Mieciowej dotyczyła
niewinnej waleriany,ewentualnie melissy,jako,że chłop zdenerwowany
w kuchni szkód może narobić straszliwych.
No,ale jeśli wszystko to kojarzy Ci się z %tematem,to już nie jest
moja wina,bynajmniej!!
Z przyjemnościa stwierdzam,że Ola zaczęła nieśmiało % kojarzyć
prawidłowo,ba,nawet namawia do grzechu,jako przykład podając
własną osobę,tylko ten czeski rum? wszystko to sprawa smaku,jak
smakuj to dobrze,niech będzie czeski.
No,ulżyło mi trochę,albowiem dzień bez harców z Kapishonem to
jest dzień stracony, a dzisiejszy wieczór mogę zaliczyćdo udanych.
Emotikufa w kwadracie dla wszystkich!
Aleś mnie zrugał… Aż mi wstyd.. 😉 Uderz się Waść w piersi i powiedz, że podtekstu nie było, to tym razem ja wór pokutny przyoblekę.. A skojarzenia to wynik Twojej, Motylku kochany, kilkumiesięcznej i nad wyraz skutecznej, indoktrynacji. Ot, co!
Że roztrzepaniec jestem, to się zgodzę, niecierpliwus, pyskacz i jeszcze trochę by się znalazło. Ale, że czytać nie potrafię!?! – tego nie przełknę 😉
Nie wolno we wszystkim co ja napiszę dopatrywać się podtekstów,ja
chłop prosty jestem,jak prosto myślę tak i piszę,koniec i kropka.
A czytasz Szanowna szybko ,bardzo szybko,to i nieuważnie–
–wiem bo sam tak mam /o rękę – łapę nie wspomnę,nie chcąc
Aśćki bezlitośnie dobijać/
A jeśli chodzi o winę, to wszystkiemu były winne butiki,badylarze i firmy
polonijne,aktualnie to wszystkiemu jest winne PO!
O ho ho! Dobić mnie nie łatwo (zwłaszcza, że przełknęłam robotę po nocy, znowu :/ ) I nie edukuj mnie tak zajadle, bo przestanę wierzyć w to, co piszesz.. i jeden obiekt do radosnej demoralizacji ziuuuuuu – ucieknie 🙂
Czytam rzeczywiście szybko.. z pisaniem podobnie. No chyba, że muszę się przestawiać z testu z śćźń, na tekst z sczn.. 😉
Ale, mimo wszystko, gratuluję trafności diagnozy (no, przynajmniej co do tempa..)
Mam pomysł. Specjalnie dla Ciebie, będę teraz każdego posta czytać dwa! razy. Będzie dobrze?
No niech mnie piorun trzaśnie,jeśli tu gdziekolwiek jest najmniejszy
ślad jakiejkolwiek edukacji,jeśli czasem jestem zbyt mentorski
to tylko i wyłącznie należy złożyć na wiek i wrodzoną przekorę,a skoro
reagujesz na docinki,to i cała przyjemność po / a figa nie napiszę,że po
mojej stronie/ OBU stronach,mam taką nadzieję graniczącą z pewnością
opartą na Twoim poczuciu humoru.UFF!! ale elaborat okrągły!
PS. Dla siebie- czytaj uważnie,nie musi być razy dwa.
Muszę już zamykać maszynerię-dobrej nocy!
Wiesz, uważaj na życzenia/marzenia, bo mogą się spełnić 😉 Kiedyś oglądałam głupiutką komedię, w której po pewnym delikwencie została tylko kupka popiołu. Marna, dodam 🙂
Wiek wiekiem i młokosem być mogę, ale żem tak samo przekorna (a kto wie, może jeszcze do tego zaczepna), cała przyjemność po MOJEJ stronie – no, chociaż w tej większej połowie 😉
A o tym że Waść demoralizujesz, najlepiej niech świadczy fakt, że Pan_Kapishon łypie na mnie ostatnio znacząco kiedy koło szafeczki z ‚pigwówką’ przechodzę (mrug, mrug, Borsukowe). Ale to przecież teraz profilaktyka się nazywa! Ty wiesz, ile taka ‚pigwówka’ ma wit. C? O ‚żurawinówce’ nie wspomnę. A TzM? Nic tylko środek ozdrowieńczy na przeziębienie.. 😉
PS. A czytać będę dwa razy. Też profilaktycznie..
I dobrej nocy również.. 🙂
Do Profesorecka
Cyli zgadzos sie, Profesorecku, ze ów dalmatyńcyk nie skłamoł jak pies?
A do Smoka mom takie pytanie: cy w średniowiecu (ewentualnie w starozytności) nie natknął sie on na Godota. Bo ludzie cekajom na tego Godota i cekajom, amoze on juz był i se poseł?
Podejrzewom ino, ze jak tak dalej bedziemy Smoka zasypywać pytaniami, to bedzie on musioł zorganizować jakom konferencje prasowom 🙂
Do Basiecki
Ocalić Titanika? To juz duzo ambitniejse zadanie. Ale trza o tym pomyśleć, no bo w sumie to skoda by było, kieby telo ludzi stamtąd sie potopiło.
A jesce co do fotek – piknie na Twój Kraków popozirać, ale z jednym zgodzić sie nie moge: to, co na dworzec kolejowy wjechało, to nie jest zodne „kopcące, sapiące i wydzielające kwaśno-koksową woń bardzo nieprzyjemną”, ino barzo pikno lokomotywa, na widok ftórej łezka sie w oku krynci, kie tak stoi na stacji tako lokomotywa, cięzko, ogromno i spod niej spływo tłusto oliwa … Stop! Zanim spadkobiercy pona J.T. (nie Józefa Tischnera bynajmniej) oskarzom mnie o plagiat! ! 🙂
Do Jagusicki
„jak ten twój program przetłumaczył ‚krucafuks’ na angielski?”
Roz spróbowołek, to z głośników komputra wydobył sie okrzyk: „Krucafuks!” i komputer sie zawiesił.
A z kolei według http://translatica.pwn.pl/ ‚krucafuks” to po angielsku
tyz ‚krucafuks’. Ciekawe … 🙂
Do TesTeqecka
„Chyba mu marnie ostatnio płacą, że musi tak dorabiać na kilku etatach jednocześnie. Bruce Willis też ostatnio tak miewa.”
Bo aktorom holiłudzkim lekko nie jest. W jednym wywiadzie poni Dżulia Roberts (vel Preti Łumen) pedziała, ze co z tego, ze dostoje 20 milionów dolarów za film, jak po potrąceniu podatków i opłaceniu menazera zostoje jej z tego ino połowa? No, sam spróbuj, TesTeqecku, wyzyć za marne 10 milionów dolców 🙂
Do Motylecka
„uprzedzałem,żeby zabrać przynajmniej parę chusteczek do płaczu ale czy ktoś czyta dokładnie?”
6 stycnia o godzinie 11.46 napisołeś, Motylecku: „weźcie chusteczki na film!” Jo myślołek, ze te chustecki majom być po to, coby na koniec filmu machać nimi na pozegnanie parze bohaterów odjezdzającyk ku scynśliwej przysłości 🙂
Do Kapisonecki
„jak wszystkie pieski są tak kute na cztery łapy, jak Twój zaoceaniczny przyjaciel, to kiepsko widzę przyszłość ludzi.”
Nie fce, Cie strasyć, Kapisonecko, ale prowdziwie straśnom prowde o mozliwościak psów odkrył pon Vonnegut w opowiadaniu o psie pona Edisona.*
„co to znaczy ‚niepilok’. Wygrzebałam, że ‚obcy’ … ale czy na pewno??”
Dokładnie tak! Rekin w oryginale pedzioł „strejndżers” a program syna mojego bacy przetłumacył to na „niepiloki” właśnie 🙂
K. Vonnegut, Jr., Witajcie w małpiarni, Kraków 1992, s. 121-128.
Do Grzesicka
Co do psik mosliwości, to tak jak Kapisonecke, odsyłom do opowiadanie pona Vonneguta. Abo i nie odsyłom, bo dlo ludzi kryje ono w sobie straśnom prowde. Straśniejsom niz ten cały Nosferatu Wampir, ftóry rzecywiście dobrym filmem jest 🙂
Do Anecki
„moja siostra byla w maju w Polnocnej Karolinie”
Na mój dusiu! W pierwsej kwili juz zacąłek sie zastanawiać, cy Twojo siostra nie rozpętała tamok wojny secesyjnej (tak jak kiesik pon Kociniak rozpętoł drugo wojne światowom). Ale potem uświadomiłek se, ze nie – bo Fort Sumter, ka wojna secesyjno wybuchła, jest w Południowej Karolinie, nie w Północnej 🙂
Do Paffecka
„Tak na marginesie, ‚krucafuks’ po australijsku to oczywiscie ‚blada hela'”
Tyz piknie! 🙂
Do Alecki
„u mnie siwieje mrozu brew, było -10C dzisiaj”
A na ojcyzny łonie, nawet w górak, tako temperatura to teroz sajens-fikszyn. Podobno nawet pucharowy konkurs na Krokwi jest zagrozony z powodu braku śniegu.
A te zwierzaki to jo znom! To disnejowscy bohaterowie Czip i Dejl! 🙂
Do Asicka(i?)
„Slyszalam o tym programie…”
SŁYSAŁAM? Cy to znacy, ze jesteś kolejnom osobom, ftórm niesłusnie przerabiołek na chłopa?
No, w kozdym rozie niek pon Bill Gejts uwazo, bo jak na Smadnego Mnicha sie rzuci, to znowu z oskarzeniami o monopol moze miec kłopoty 🙂
Do Mietecki
No to syćkiego najzdrowsego Tobie, Mietecko, a przede syćkim Twoim płucom.
Nalezno Tobie porcja Smadnego Mnicha zostoje odłozono. Jak zdrowo wrócis, to spokojnie wypijes se syćkie zaległości. No chyba ze ponu Mieciowemu pozwosli wypić, za to, ze tak piknie skace przy Tobie 🙂
Do Filemonicki
„‚List’ oglądałam dawniej i nie podobał mi się.Pewnie dlatego,że jak przeczytam wcześniej książkę to już film nakręcony na jej podstawie rzadko mi się podoba”
A! Znom to, znom! Jo słysołek zachwyty nad filmem „Czekolada”, ba kie sam go uwdziołek, to nie za barzo mi sie spodoboł, a to pewnie, dlotego, ze trzy dni wceśniej skońcyłek cytać ksiązke 🙂
Do Olecki
A jest tyz picca z oscypkiem i zurawinom. Coś piknego!
Najlepsym policjantem zaś to był pon Luis de Fines jako ziandarm 🙂
Do Borsucka
Niek maly Lazariks przyjezdzo do Polski! Niek przyjezdzo! Bo nika w Grecji nie dowie sie, co to jest ryba po grecku. A w Polsce – od rozu! 🙂
Do Plumbumecki
Widocnie z ponem Costnerem było jako z wieloma inksymi hamerykańskimi aktorami – zabili go i uciekł 🙂
No to teraz, Owczarku kochany, wiedziona babską ciekawością już NA PEWNO przeczytam. Zaraz wygrzebię to gdzieś w księgarni.
A puchar w Zakopanem się odbędzie. Będą śnieg z Tatr zwozić – w razie czego. Właśnie wyczytałam w „Tyg. Podh.” 🙂
Dobrej nocy (Alicji chyba dobry wieczór..) 🙂
Kapishon, przepis na żurawinówke poprosze! Tylko pamiętaj, że ja tu spirytu nie mam … czysta może byc?
Dobranoc śpiochom!
Alicjo, już spieszę 🙂 Prosty zresztą jest: Trzeba wziąć kilogram żurawin i tak ze dwie szklanki cukru (ja dałam 2 i pół i za słodka mi wyszła). Jak jest ciepło to te żurawiny trochę rozdyźdać i zasypać cukrem, żeby sok puściły. Jak jest zimno, cukier rozpuścić w odrobinie ciepłej, przegotowanej wody, jak ostygnie zalać żurawiny, rozgnieść i przeczekać noc. Ranka następnego wlać w to wszystko pół litra spirytusu (jak to będzie z wódką nie wiem… może słabsze po prostu wyjdzie) i odczekać najmniej trzy tygodnie. Teraz najprzyjemniejsze – spróbować, czy nie za mocna, jeśli tak, dolać przegotowanej wody i znowu odstawić. Po ok. tygodniu przecedzić i pić 🙂
‚…ale z jednym zgodzić sie nie moge: to, co na dworzec kolejowy wjechało, to nie jest zodne ?kopcące, sapiące i wydzielające kwaśno-koksową woń bardzo nieprzyjemną?, ino barzo pikno lokomotywa, na widok ftórej łezka sie w oku krynci, kie tak stoi na stacji tako lokomotywa, cięzko, ogromno i spod niej spływo tłusto oliwa ? Stop! Zanim spadkobiercy pona J.T. (nie Józefa Tischnera bynajmniej) oskarzom mnie o plagiat! !’ – pisze Owczarek Podhalański.
Widzisz, Owczarku, sobie samej na sprzycność to napisałam: Otoczenie kpi sobie z mojej miłości do kolei (aż do delektowania się w lecie zapachem torowisk – np. na przejeździe kolejowym w Sidzinie podczas wycieczek rowerowych). Więc chciałam się trochę do/od siebie zdystansować aby była teza (a w każdym razie afirmacja) w tytule, lekka antyteza w komentarzu… a Ty dołożyłeś syntezę – po prostu pojednanie w sprzycności! Nie mogłam sobie odmówić uzupełnienia komentarza do zdjęcia ciuchci o Twe uwagi 🙂
http://fotoforum.gazeta.pl/3,0,434187,2,35.html