Co sie stało z ponem Costnerem?

Bocycie? W ostatniom sobote Motylecek polecił nom, cobyśmy obejrzeli w telewizji „List w Butelce”. Nie wiem jak inksi, ale jo obejrzołek. Ino cemu – kruca! – Motylecek nie uprzedził nos, ze ten film źle sie końcy? Jo myślołek, ze bedzie prowdziwie holiłudzki hepi-end, ze śwarno poni Robin Wright związe sie piknym węzłem małzeńskim z ponem Kevinem Costnerem, ftóry tym rozem bardziej tańcył z łodziami niz z wilkami – i co? Syćko posło nie tak, jak powinno! Juz, juz pon Costner mioł pojechać do tej poni Wright, coby zacąć zyć z niom długo i scynśliwie, ale przedtem wymyślił se, coby popływać jachtem po oceanie. No i popływoł. Cało bida w tym, ze niespodziewanie burza przysła, nagle rodzina z inksego jachtu zacęła wzywać pomocy, a ta rodzina to było małzeństwo z córkom, pon Costner popłynął im na ratunek, no i ojca z córkom uratowoł, ale matki mało ze ocalić nie doł rady, to jesce rozem z niom poseł na dno. To znacy w filmie jego utonięcia nie pokazali, ale ludzie godali, ze utonął.

No, krucafuks! Mojo gaździna jaz sie popłakała przez taki smutny koniec filmu! Baca tyz mioł mine nietęgom. A jo – pobiegłek do izby, ka stoi komputer i wartko napisołek maila do jednego dalmatyńcyka, co w Hameryce miesko, a poznołek go kiesik przez internet.
„rucafuks! Co wy w tej Hameryce wyprawiocie?” – napisołek – „Bidnemu ponu Costnerowi pozwoliliście w oceanie utonąć!”

Dalmatyńcyk musioł akurat siedzieć przy komputrze, bo odpowiedź przysła natychmiast.

„Hi, sheepdog podhalanski!” – napisoł dalmatyńcyk (mom taki pikny program, wyryktowany przez syna mojego bacy, tłumacący z angielskiego na góralski, ino ten program jest dopiero w fazie testowania i nieftóryk słów jesce nie tłumacy). – „Cemu mielibyśmy pozwolić utonąć ponu Costnerowi?”

„A bo jo wiem cemu? Pozwoliliście i ślus!” – odpisołek. – „Właśnie w nasej telewizji końcy sie film „List w butelce” i tamok pon Costner miesko se w Północnej Karolinie i łodzie ryktuje. To znacy teroz juz nie ryktuje, bo tonie w Atlantyku. Abo nawet juz utonął.”
„‚List w butelce’, godos?” – napisoł wte dalmatyńcyk. – „Tak sie piknie składo, ze jo tyz mieskom in North Carolina. Zobace. Moze do sie jesce pona Costnera z tej wody wyciągnąć? Pockoj kwilecke, zaroz wracom.”

Na mój dusiu! Ta „kwilecka” to trwała ładnyk pare dni! Juz myślołek, ze bidny dalmatyńcyk na pomoc ponu Costnerowi popłynął i tyz przez straśliwe fale zostoł pochłonięty. Abo rekin go zjodł. Na scynście tak sie nie stało. To znacy owsem, okazało sie wcora, ze dalmatyńcyk rusył na pomoc, straśliwe fale tyz były, rekin tyz, ba … zreśtom sami przecytojcie:

„Hi, sheepdog podhalanski! Jak ino dowiedziołek sie, ze pon Costner jest w niebezpieceństwie, od rozu poleciołek ku oceanowi i hipnąłek do wody. Trudno było tak  płynąć, kie burza salała jak Salony Koń, ale jak kapecke przepłynąłek, to w końcu mój psi nos wycuł zapach tonącego pona Costnera (sam jesteś psem, więc nie muse ci tłumacyć, ze nie takie rzecy psi nos umie wycuć). Popłynąłek za tym zapachem i wkrótce – co widze? Nie ino pon Costner tonie, ale jakosi poni tonie rozem z nim! Pon Costner był naprowde barzo bohaterski: pomagoł tej poni jako mógł, ale jasne było, ze zaroz opodnie z sił i oboje sie potopiom. My goodness! Jak jo w takik warunkak ik uratuje? Cy jo mom telo siły, coby jedno i drugie do brzegu dociągnąć? No nic, trza spóbować. Podpłynąłek ku niescynśnikom. Towarzyska pona Costnera była juz tak wycerpano, ze chyba nawet mnie nie dostrzegła. Pon Costner natomiast uwidzioł mnie, uśmiechnął sie na telo, na kielo mógł w takim stanie i pedzioł:

– O! Pies! Najlepsy przyjaciel cłowieka! Przynajmniej raźniej bedzie umierać w jego towarzystwie.
– Ejze, ponie Costner! – zawołołek. – Jo tutok jestem po to, coby wos ratować, a nie umierać z womi!

Pon Costner ocywiście nie zrozumioł mnie, bo psiego to on w ogóle nie zno. Zrozumioł  za to ftoś inksy, bo nagle …

– Well! Well! Well! – rozleglo sie tuz za mojom rzyciom.

Spojrzołek za siebe. Dosłownie o pare stóp za mnom z wody wynurzała sie ogromno kufa rekina-ludojada. Beskurcyja musiała być chyba wielko jako ten Turbacz, o ftórym nie roz w swoik e-mailak mi pisołeś. Z jego gęby buchoł taki smell, ze mało sie nie udusiłek.

– Moze wyjaśnij mi scurze lądowy – zacął rekin – przed cym fces ratować mój obiad?
– Tyk dwoje ludzi to twój obiad? – spytołek wciąz jesce zaskocony pojawieniem sie tego najstraśliwsego morskiego ancykrysta.
– A widzis w poblizu cosi inksego, co nadawałoby sie na obiad dlo rekinów? – spytoł rekin zdradzając tym samym, ze jest miłośnikiem cornego humoru.
– Cies sie, ze ciebie nie zjem – dodoł po kwili. – A to ino dlotego, ze mom alergie na psiom sierść.

Lord allmighty! Jak teroz obronić tyk ludzi? Moje zęby w starciu z zębami rekina nie miały zbyt wielkik sans. Trza było uzyć podstępu.

– Well – pedziołek. – Musis być barzo bidnym rekinem, skoro opróc alergii na psy cierpis jesce na anoreksje.
– Na anoreksje? – zdziwił sie rekin. – A fto ci to pedzioł?
– Nifto mi godać nie musioł – odrzekłek. – Wystarcy poźreć na twój posiłek. Jeden pon Costner i jedno mizernej postury poni – co to jest dlo tak wielkiego rekina jako ty! Ino rekin cierpiący na anoreksje by sie tym zadowolił.
– Myślis? – rekin nie był juz tak pewny siebie jako przed kwilom.
– Rozumiem, co cujes – pedziołek udając współcucie. – Nie jest łatwo rekinowi, ze ftórego syćka oceanografowie sie śmiejom z powodu jego anoreksji.
– To co mom zjeść na ten obiad? – Mordercy wyraz ocu rekina zamienił sie w bezradny.
– Najlepiej … tuńcyka! – pedziołek.
– Tuńcyka? – Rekin sie zamyślił. – Tuńcyk barzo smacny jest. Nie przece. Ale tyk dwoje ludzi mom pod rękom … yyy … to znacy pod płetwom. A tuńcyka musiołbyk kasi posukać, nawet nie wiem, ka.
– A, myślze perspektywicnie, ty rybi minimalisto! – zawołołek. – Moze i bedzies sie musioł kapecke nasukać, ale jak juz tego tuńcyka nojdzies, to zysków bedzies mioł co niemiara! Taki tuńcyk potrafi wazyć nawet osiemset kilogramów – cyli telo co dziesięć ponów Costnerów! Ponadto na sto gramów tuńcyka przypado jaz dwadzieścia gramów wysokowartościowego białka. Mięso tuńcyka zawiero tyz wiele cennyk składników: selen, magnez, witaminy A, B12, D, no i nienasycone kwasy tłuscowe, ftóre korzystnie działajom na układ krązenia i zapobiegajom zawałom serca.

Kie wypowiadołek ostatnie słowa, rekin – chyba bezwiednie – złapoł sie przedniom płetwom za serce. A potem pedzioł:

– Przekonałeś mnie. No to … see you later. Płyne posukać jakiego tuńcyka.
– Pockoj! Jesce nie odpływoj! Mom ku tobie jesce jednom sprawe! – zawołołek, kie rekin robił juz w tył zwrot. Na moje wołanie znów obrócił sie ku mnie.
– Godoj! – pedzioł. – Ino wartko, bo narobiłeś mi juz apetytu tym gwarzeniem o tuńcykak.
– Mom takom prośbe: nie mógłbyś pomóc tym dwóm ludziom wrócić na stały ląd?
– A odkąd to rekiny-ludojady pomagajom tonącym? – obrusył sie rekin. – Ty mnie chyba ze słonecnym patrolem pomyliłeś!
– Nie to nie – pedziołek. – Ale skoro odpływos, to posłuchoj piknej zeglarskiej piosnki na pozegnanie.

No i zacąłek śpiewać:

What shall we do with the drunken big shark,
What shall we do with the drunken big shark..
.

– Przestoń! – wrzasnął rekin. – Natychmiast przestoń to wyśpiewywać, bo mnie zaroz ślag trafi od słuchania takik głupot!

Nic a nic nie przejąłek sie jego wrzaskami.

What shall we with the drunken big shark
Early in the mooooorning!!!

– Jeśli zaroz nie przestonies, przegryze cie na pół! – ostrzegł rekin.
– Nie radze, mos uculenie na psiom sierść – przybocyłek ancykrystowi.

Rekin ze złości zrobił sie cyrwony jako wóz strazacki. Chyba jestem jedynom istotom na świecie, ftóro uwidziała tak cyrwonego rekina. Ale kie ta najwiękso złość juz mu przesła, zacął myśleć bardziej racjonalnie.

– No, niek ci bedzie – ustąpił wreście. – Umówmy sie, ze usuwom tyk dwoje niepiloków z oceanu po to, coby nalezycie wywiązać sie ze swojej rekiniej roli w utrzymywaniu równowagi biologicnej w tutejsym ekosystemie.

Halleluiah! W ostatniej kwili rekin zgodził sie zostać rekinem ratownicym, bo pon Costner wroz z towarzyskom niedoli osłabli juz zupełnie i właśnie zacęli pogrązać sie w oceanicnyk otchłaniak. Rekin, najostrozniej jak ino umioł, chycił tyk bidoków w zęby i rusył w droge. Jo zaś mocno ucepiłek sie zębami jego ogona, coby nie zostać w tyle.

Uf! W końcu dopłynęliśmy do brzegu. Cało przygoda dobrze sie skońcyła. A skońcyłaby sie jesce lepiej, kieby ten sietniok zaciągnął nos ku brzegom stanu North Carolina, a nie ku plazy nad Zatokom Rekinów w zachodniej Australii. Właśnie dlotego, my dear sheepdogu podhalanski, przez kilka dni ci nie odpisywołek. Po prostu kapecke casu nom to zajęło, zanim cało naso trójka do Hameryki wróciła. I tak dobrze, ze jednym z nos był słynny hollywoodzki aktor, bo to ułatwiło nom załatwienie paru formalności.

No i wreście wróciłek do North Carolina. Poni, ftórom pon Costner ratowoł, wróciła do rodziny. Sam pon Costner zaś pojechoł do Chicago, do  piknej poni Robin Wright, a jak do niej przyjechoł, to zaroz zacęli gruchać jako dwa gołąbecki i syćko wskazuje na to, ze jesce wiele, wiele roków bedom tak gruchali.

Tak więc, sheepdogu podhalanski, wbrew pozorom film ‚List w butelce’ skońcył sie barzo piknie!

Kind regards
Dalmatyńcyk Pongo Junior”

Telo mi ten hamerykański dalmatyńcyk napisoł. Mozno mu wierzyć cy nie mozno? No … w kozdym rozie w filmie wyraźnie zanosiło sie na to, ze pon Costner utonie. Ale przejrzołek pare serwisów informacyjnyk i nika nic o jego utonięciu nie napisali. Moze więc w tym mailu od dalmatyńcyka była prowda? Hau!

P.S. Powitojmy nowego gościa budy – Filemonicke! Filemonicka Smadnego Mnicha wprowdzie nie pije, ale to nic! Jakisi inksy pikny pocęstunek wyryktujemy dlo niej!