PRECKI Z FOLIOM!
To dobrze, ze Unia Europejsko juz za trzy tyźnie roztocy opieke nad nasym oscypkiem, coby zodno beskurcyja nie mogła go se przywłascyć.I w sumie dobrze tyz, ze – jak to napisali w Dzienniku Polskim – Unia poparła ryktowanie oscypka „według ściśle określonej tradycyjnej procedury, z mleka tylko i wyłącznie polskiej owcy górskiej z domieszką (maksymalnie 40-procentową) mleka krowy czerwonej.”
Inkso rzec, ze na przełomie zimy i wiosny o owce mleko nie jest łatwo. Bo wte rodzom sie małe owiecki, wypijajom mleko swoik owcyk mam, no i przez to mleka na oscypki zostoje niewiele. Ale trudno. Chyba nifto z wos nie miołby sumienia zabierać mleko małej owiecce?
Jesce inkso rzec, ze teroz … nimo w Polsce inksyk krów jak cyrwone. Bo jakie krowy moglibyśmy mieć jesce? No, holenderskie, cyli corno-biołe Ale przecie nifto nom nie wmówi, ze biołe jest biołe, a corne jest corne, w takim rozie nifto tyz nie moze nom wmówić, ze corno-biołe krowy som corno-biołymi krowami, cyli … corno-biołyk krów w Polsce nimo. Som ino cyrwone i ślus!
Niedobre jest natomiast to, o cym juz Kapisonecka pedziała, ze oscypki w jakiesi folie bedzie trza pakować! Krucafuks! W oscypku powinno być nie ino maksymalnie śtyrdzieści procentów mleka krowiego, ale tyz minimalnie 99,99 procentów zapachu oscypka! A cym bedzie taki oscypek pachnioł, kie sie w folii ukisi?
Na mój dusiu! Kielo to rozy jo widziołek, jak turyści wchodzili do bacówki mojego bacy, pytali o oscypka, a wte baca właził na stołecek, sięgoł po świezutkiego oscypka do belki stropowej przycepionego, w dymie znad paleniska piknie sie wędzącego – i podsuwoł turyście pod sam nos. Kielo to jo rozy widziołek, jak nos takiego turysty wciągoł oscypkowy zapach głęboko, głęboko, jaze ów turystycny nos stawoł sie niebiańsko zachwycony, a zaroz po nosie krtań, potem oskrzela, potem płuca, a potem juz cały organizm, bo zapach oscypka z płuc do krwiobiegu sie przedostawoł i po całym ciele sie rozchodził. A turysta jaz płakoł ze scynścia! Jemu mogło sie wydawać, ze płace od gryzącego ocy dymu z paleniska, dymu corniejsego niz najcorniejso owca, dymu wypełniającego bacówke tak gęsto, ze mozno w nim ciupage zawiesić. Ale tak naprowde to ten turysta płakoł ze scynścia!
No a teroz, jak turysta bedzie pytoł mojego bace o oscypka, to co bedzie wąchoł? Folie? Jakieś całkowicie obce podhalańskiej tradycyjej unijne opakowanie? Jo juz nawet nie fce godać, kielo taki oscypek bedzie wart, kie turysta postanowi zjeść go dopiero za kilka dni i po tyk kilku dniak z folii go rozpakuje – na pewno mało bedzie oscypka w takim oscypku (tutok ukłon ku wielbicielom filmów pona Barei :-)).
Coś trza na to poradzić. I mój baca poradził! Od 2 lutego (bo od tego dnia właśnie oscypek bedzie nie ino polski, ale tyz ogólnounijny), jak turysta po oscypka ku nom przydzie, to jak zwykle baca najpierw do go turyście do powąchania, a jak juz turysta powącho, a potem weźmie tego oscypka, coby go kupić, to baca nagle wyrwie mu go z rąk.
– Co wy robicie, baco? – spyto zdziwiony turysta.
– Stosuje sie do prawa unijnego – powie baca i zapakuje oscypka w takom folie, ze zoden, nawet najbardziej dociekliwy unijny urzędnik, nie bedzie mógł jej nic zarzucić. Potem baca oddo turyście to, co mu przed kwileckom sprzedoł. Ale jak ino tutysta wydzie z bacówki, baca znów wyrwie mu tego oscypka z rąk.
– A teraz co wyczyniacie, baco? – znów zdziwi sie turysta,
– Stosuje sie do prawa góralskiego – powie baca. I – raz, dwa! – oscypka na nowo rozpakuje, dzięki cemu nie zdązy ten pikny ser zapachem folii przesiąknąć.
Tak więc syćko bedzie sie odbywało zgodnie z normami unijnymi, a jednoceśnie bez skody dlo oscypka.
Co wymyślom inksi bacowie? Tego nie wiem, ale mom nadzieje, ze tyz coś wymyślom. Jak to pedzioł najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej: ” Na syćko trza mieć sposób. Były sposoby na Rusków, bedóm i na Europe.”* A skoro najsłynniejsy góralski filozof pedzioł, ze bedom, to znacy, ze bedom. Hau!
P.S. 1. Jak juz godomy o oscypkak, to teroz bedzie oscypkowo zagadka. Pod jakim wierchem w XV wieku wyryktowano pierwse oscypki w Polsce?
a) pod Turbaczem,
b) pod jakimś inksym wierchem.
P.S. 2. Bocmy o rozkładzie ściskania kciuków w przysłym tyźniu (jeśli cosi pomyliłek, to piknie pytom, cobyście mnie poprawili):
– 15-17 stycnia – ściskomy kciuki za Borsucka 🙂
– 16 stycnia – ściskomy kciuki za Grzesicka 🙂
– 19 stycnia – ściskomy kciuki za Plumbumecke 🙂
* W. Czubernatowa, J. Tischner, Wieści ze słuchanicy, Kraków 2001, s. 62.
Komentarze
hmm.. nie czytalam w sumie komentarzy pod ostatnimi postami i nie wiem czy ta regulacja dotyczy tylko oscypkow czy tez roznosi sie takze na nasze rogale swietomarcinskie?? Bo jesli tak to zgroza prawdziwa: rogal w folii…
Ja myślę, że wstecznictwo i zacofanie przez Ciebie, Owczarku, przemawia. Taki oscypek o zapachu wędzonego sera z lekką nutą folii to nowa jakość, a nie profanacja.
Podobnie, jak RedBull, który wedle słów Pani TesTeqowej, smakuje tak, jakby się klamkę mosieżną lizało. Otóż, gdy jest on pity z puszki, czuć delikatną nutę aluminium, której nie posiada wersja butelkowa.
Czas iść z postępem Owczarku!
No i barzo fajnie! Owcarkowy baca wpod na pomysł, inksi tyz pewnikiem cosi wymyślom. A ta historia przybocyła mi sytuacje, kie jo w Krakowie fce se kupić precla (ftóry nazywo sie tyz obwarzanek abo bajgiel) Zawdy kie ide do ty poni co przedaje precle, grzecnie mówie
– Poprosze jednego precla z makiem!
A ta poni wkłado mi tego precla do worecka foliowego
– Co wy, Krzesno, robicie?
– Wkładom panocku precla do worecka. Tak nom kozoł sanepid!
– Jo nie fce worecka. Jo fce precla zjeść od razu!
– Musicie panocku wziąść precla w worecku, bo inacy jo zapłace sakramencki mandat i bede musioła zamknąć preclowy interes!
Krucafuks! Ka jo wte bede kupowoł precle? – myśle se. I biere tego precla w worecku, ale zaroz worecek oddaje poni nazod z powrotem. A precla jem bez worecka!
Profesorek pisze: „A precla jem bez worecka!”
A to ci! To mi, Profesorku, otworzyłeś oczy i teraz już wiem, dlaczego ciągle musiałem wydłubywać wykałaczką resztki folii spomiędzy zębów. Że też mi nikt wcześniej nie powiedział, że precle trzeba obierać z woreczków!
Testecku ostomiyły!
Wycułek w Twoim wpisie ironie, dlotego śpiese wytłumacyć, ze kie napisołek „A precla jem bez worecka” to miołek na myśli, ze go trzymom w gorści bez worecka.
Zawdy sie tak musis cepiać?
Profesorek pisze: „Zawdy sie tak musis cepiać?”
Jakoś mi tak wychodzi, ale bez złej woli i cienia złośliwej ironii. Ja po prostu od razu widzę faceta zjadającego precla wraz z woreczkiem, któremu spomiędzy zębów wystaje błyszcząca w blasku krakowskiego słońca folia.
Pod Turbaczem i robił to cudo Pra x 17 = dziadek Bacy Owczarka.
Jak kto nie wierzy niech sam policzy,można na palcach można
na elektronicznym liczydle.
Dzień dobry z mojego rana!
Folii mówimy zdecydowane NIE ! Coś o tym wiem – tutejsze sery są pakowane w folię. Tej gumy jeść się nie da! Parafina jest be, czy co?! Na szczęście są sery importowane, ratują sytuację.
Profesorku, podrzuć Krzesnej pomysł, że tym, co chcą precla zaraz zajadać, kawałeczek papiórka, serwetki papierowej by wystarczyło. Zauważcie, kiedyś nie było tych przepisów i jakoś człowiek wyżył. Tu mi się przypominają nieśmiertelne saturatory z wodą sodową z czasów póznego Gomułki, popularnie nazywanymi „gruzliczankami”.
Operator takiej gruzliczanki ledwie opłukał zimną wodą szklaneczkę po kliencie i natychmiast serwował „z soczkiem czy bez?” następnemu. I co, przeżyliśmy? Przeżyliśmy! A kto nie przeżył, to znaczy że nieuodporniony i się nie nadawał 🙂
Wędzonego dorsza pani sklepowa zawijała we wczorajszą gazetę i też dobrze było. A dzisiaj nam będą dyktować, czy bułkę przez bibułke, czy własnymi, niechby nawet brudnymi rękami!
Mikroby urozmaicają życie!
Kie byłek ostatnio u Smoka, obiecoł wyryktówać jakomsi opowieść dlo dzieci. bedzie w następnym wpisie!
– Siema Smoku – przywitołek sie z min kapecke inacy niz zazwycaj, ale mie tak cosi wziło, cheba z racji tego ze w nojblizsom niedziele jes kolejny finał Wielki Orkiestry Świątecnej Pomocy pona Jurka Owsiaka
– No witoj Profesorecku i siadoj wartko. Napijes sie cego?
– Po piwecku wypić nie zawadzi… – powiedziołek Ale ino po jednym!
Polecioł do sąsiedni groty i przyniós nom po Smadnym. Flaski jesce ociekały wodom, widać trzymoł sie w źródełku. Kie juz piwo otworzył i wloł do kufli ( a mo kufle, mo!) zapytołek go:
– Bocys, po co dzisiok przysedłek? Mos opowiedzieć cosi dzieciom…
– Boce, Profesorku, boce. Nawet se myślołek ftóro opowieść bedzie nojlepso i cheba juz wiym. Ale powidz mi, cy jo mom to opowiadać po góralsku, cy po ceprowsku? Cy te dzieci rozumiom po góralsku?
Ha! Dobre pytanie. Som sie teroz zastanowiołek cy dzieci Blejkocicka rozumiom po góralsku? I wartko przybocyłek se, ze roz ón cosi napisoł, ze gawędy Owcarka som dzieciom cytane i moje tyz. No to juz wiedziołek, ze musom rozumieć. A jak cego nie zrozumiom to im rodzice wytłumacom.
– Opowiadoj w gwarze! Dzieci rozumiom, a co nie zrozumiom to im rodzice wytłumacom. A poza tym, to fto im bedzie gware przyblizoł, jak nie my? Jesce ino Owcarek. A gware góralskom trza społeceństwu młodemu przyblizać!
– Dobra. To opowiadom…
Beło to barzo downo temu, kie jesce nie mieskołek pod Wawelem, ino daleko w górak, z moimi kuzynami, Ondraszem i Krzywolecem. Ech, to beły casy! Lotalimy po lasak i łąkak, gonilimy sarny i jelenie… Cłeka sie casym jakiegosi przestrasyło, kie sie napatocył… Głupie to beły zabawy, ale wte wydawały nom sie barzo śmiesne.
Obudziłek sie pewnego dnia z rana i pomyślołek se: trza se z kuzynami jakosi dzionek zorganizować. Wyleciołek wartko z groty i zacąłek wołać:
– Ondrasz! Krzywolec! Wstawać! Dzionek piykny, słonecko świci, trza cosi robić, nie ino spać!
Cisa. Jedynie z ik grot dochodziło chrapanie…
– KRZYWOLEC!!! ONDRASZ!!! POLI SIE!!!
To pomogło. Wylecieli oba ze swoik grot, jesce zaspani.
– Ka sie poli?! – zapytali sie jednoceśnie. A jo spokojnym głosem, oparty o smrecka odparłem:
– Nika sie nie poli. Fciołek wos ino obudzić, bo śpicie jako niedźwiedzie w zimie. Trza cosi robić, pozirojcie jako słonecko piyknie świci… – roześmiołek sie, bo po ik kufak poznołek, ze śpas mi sie udoł. ale im do śmichu nie beło.
– O ty fundamencie jeden! – zaś krzyknęli jednoceśnie.
– Jo Ci dom budzić mie z rana! – wykrzyknął Ondrasz i spróbowoł dosięgnąć mnie swoim łapskiem, ale jo byłek mistrzem szybkiego startu do lotu, i mnie nie trafił. Krzywolec za to wystartowoł zaroz za mnom, i próbowoł mi ogon przypolić ogniem, ale ze lotoł krzywo, to nie trafił. Zdaje sie, ze dostało sie jakiemuś krzokowi, ale ze bęł mokry a ogień Krzywoleca nie beł silny, nic mu sie nie stało. Wylądowołek na polanie, a óni za mnom.
– Dobra! Spokój! Pośpasówalimy i śluś! – powiedziołek wartko, bo sie zas do mnie fcieli dobrać.
Jakosi sie uspokoili. Siedlimy zaroz na trawie i zacęlimy obmyslać co by tu dzisiok robić.
– To co robimy, chłopoki? – zapytołek
– Tyś nos wyciongnoł, to teroz wymyśloj, kie ześ taki mędrol – odpowiedzioł Ondrasz.
Ha! Wyciongnąć ik beło proste. Ale wymyśleć cosi ciekawego juz nie. Ale po kwili godom im:
– To ścigomy sie do jeziora i z powrotem!
A Ondrasz na to:
– Wcora my sie ścigali. Zaś wygrołeś. Zawdy wygrywos wyścigi, boś jes z nos nojsybsy!. Wymyśl lepiy cosi inksego, bo sie z tobom ścigac juz nie bedziemy!
– No to ziejemy ogniem na odległość! Fto wygro, tyn mo trzy zycenia, ftóre reśta musi spełnić! – powiedziołek. Teroz dlo odmiany odezwoł sie Krzywolec
– Cy ty zawdy musis wymyslać gry, ftóre ty wygrywos a my przegrywomy?
– To chodźcie, lecimy do Cornego Lasu! Jesce my tam nie byli – wpodłek na pomysł
– Do Cornego Lasu? Przeca starsyzna godoła, coby tam młode smoki sie nie krynciły – powiedzioł Krzywolec
– Godoli coby sie nie kryncić, ale juz nie wytłumacyli dlocego! – nie dawołek za wygranom.
– Ale to sakramencko daleko… – próbowoł oponować Ondrasz
– Krewicie? – wziołek ik pod włos. To pomogło. Zgodzili sie i my polecieli.
Jo leciołek piyrsy, za mnom, jako zwykle zygzakiem, lecioł Krzywolec. Za nim lecioł Ondrasz i straśnie sie śmioł ze sposobu, jakim Krzywolec loto. Droga beła długo i kapecke nom zesło. Tym barziej, ze ani Krzywolec nie móg lecieć za sybko (bez przerwy musioł korygować kurs) ani Ondrasz (bez przerwy sie śmioł) W pewnym momencie znizyłek lot i wlecielimy miendzy drzewa. Krzywolec ocywiście nie wyrobił i prasnął o drzewo. Wte Ondrasz tak sie zacon śmiać, ze tyz nie wyrobił i prasnął w drzewo. Wylądowołek obok nik. Oba sietnioki zbirali sie powoli do kupy. Rozejzołek sie dokoła. Drzewa rosły ogromniaste, a na górze ik korony zachodziły ku sobie, tak ze mało co światła przepuscały. Bylimy w Cornym Lesie.
– No i co teroz? – zapytoł Ondrasz otrzepując reśte liści ze skrzydeł.
– Lecieć nie bedziemy, bo byście sie o te drzewa pozabijali – odpowiedziołek. Idziemy piechotom, poźremy co jes takiego, ze nom zakazali tu lotać…
Maserowalimy powolućku, pozirając dokoła. W powietrzu cuć beło magie…Drzewa wydawały sie, ze sie ku nom nachylajom. W górze słychac beło jakiesi trzaski i pochukiwania, casym przelecioł przed nasymi kufami nietoperz. W oddali pomiendzy drzewami, dojzeć mozno beło świconce sie ocy ftóre na nos pozirały. Ale kie skryncalimy w ik kierunku, nogle znikały. Miny mielimy coroz barziej niewyraźne…
– Moze juz zawrócimy? – zapytoł Ondrasz
– Pocekojciez… pozirojcie tamuk – pokozołek jasnom plame miendzy drzewami. Cheba to polana. Stamtąd bedzie mozno wzbić sie do lotu. Chodźciez! ? kiwnąłek łapom do moik kuzynów
Rzecywiście robiło sie coroz jaśni. Po kwili bylimy na polanie.
-Dobra! Lecimy ku chałupie! – zawołoł Krzywolec i juz wzbijoł sie do lotu, kie jo zauwazyłek cosi w trawie na środku polany…
– Cekojciez! Pozirojcie, cosi lezy w trowie! – pokazołek im łapom to, co dojrzołek na polanie. Na środku, z trawy wystawało jakiesi cielsko. Powolućku podeslimy blizy…
W trawie lezoło zwierze. Cały tułów i zadnie nogi były lwa. Skóra jasnobronzowo, ogon z kitom na kóńcu, sakramencko mocne nogi z wielgimi pazurami. Ale tamuk ka lew mo przednie łapy i syje, zacynoł sie orzeł… Pierś, syje skrzydła i łeb mioł porośnięty ciemnoszarymi piórami, a w miejscu ka powinny być przednie lwie łapy, były szpony orła z pazurami. Na boku tyn zwierz mioł paskudnie posarpanom rane, ze ftóry loła sie krew… Widać beło ze ledwo juz dychoł…
– Co to jes? Lew? – pytoł Krzywolec
– Eee tam, lew… To orzeł! – powiedzioł Ondrasz. Ale oba nie mieli racji. Przybocyłek se nogle, cym to zwierze beło.
– To jes gryf!- wytłumacyłek im. Cytołek o tym. Gryfy majom potęznom moc! Jakby na potwierdzenie moik słów gryf nagle zatrzepotoł skrzydłami i krzyknął przeraźliwie piskliwym głosem. Ale beł coroz słabsy.
– Fto mu to zrobił? – zapytoł Ondrasz, pokazując rane na boku.
– Nie wiym, ale musimy mu wartko pómóc, inacy pomrze! – odparłek. Ha! Ino jak mu pómóc?
Kwilke stalimy nad gryfem nie wiedząc co poradzić. Wreście wpod mi do łba jedyn pomysł.
– Tu moze poradzic ino carownik Andomeneers! Musimy tego gryfa wartko do niego zabrać. Ty Ondrasz, chyć go z lewy strony, a ty Krzywolec, chyć go z prawy. Jo złape go za łeb i równiótko polecimy do Andomeneersa…
Tak my zrobili. Sakramencko cięzko sie leciało, ale kozdy z nos fcioł pómóc gryfowi, to i kozdy staroł sie jako móg nojlepiy. Droga beła daleko, i kie przylecielimy do carownika, bylimy nieźle zmachani.
Andomeneers był barzo starym carownikiem, ftóry ucył i lecył smoki, kie ftóry zaniemóg. Mioł ino jedno oko, ale tym okiem widzioł lepiy niz sokół. A słysoł lecącom muche po drugi stronie góry, na ftóry mieskoł. Kie przylecielimy do niego z gryfem, zaroz sie nim zajon, mamrocąc pod nosym jakiesi zaklencia, cheba po to, coby my ik nie usłyseli. Potem opatrzył mu rane, przykładajonc jakiesi zielska.
– Bedzie zył! – powiedzioł do nos. Ka zeście go znaleźli?
– Na polanie w Cornym Lesie… – odpowiedziołek
– W Cornym Lesie?! Cy nie tłumacono wom, ze młode smoki nie majom sie tamuk swendać? Fcielibyście skóńcyc jak tyn gryf?! – Zapytoł nos ostro. Milcelimy, bo sie nom głupio zrobiło.
– Fto mu to zrobił? – zapytołek po kwili Andomeneersa.
– Ftosi, co mo magie potęzniejsom niz ón i niz niejedyn młody smok! Źle, zeście tamuk pośli. Ale dobrze, zeście go znoleźli i nie zostawili w potrzebie. To sie wom kwoli. Ino wiyncy tamuk sie nie wybirojcie, bo kie zło trafi wos, nifto moze wos nie znaleźć! Zrozumieliście, młokosy?! – zapytoł carownik.
– Juz nie bedziemy tam lotać! – przysieglimy razem.
– To idźcie juz, nic tu po wos. I nikomu o tym nie opowiadojcie, bo sie wom jesce oberwie. Gryf, kie wyzdrowieje poleci w swojom strone – powiedzioł nom na pozegnanie. Wrócilimy do nasyk chałup i nikomu nie pisnylimy słowa o nasy przygodzie. Wiyncy do Cornego Lasu my nie polecieli…
– No toś, Smoku, piyknom opowieść dzieciom wyryktówoł! Muse Ci za niom podzienkować. Worce, coby i ludzkie dzieci wiedziały, ze starsych trza słuchać i być posłusnym… Zasiedziołke sie, i muse sie juz zabierać. Bywoj Smoku! wpodne do Ciebie w łikend, to se pogwarzymy o cym inksym…
– Siema Smoku – przywitołek sie z min kapecke inacy niz zazwycaj, ale mie tak cosi wziło, cheba z racji tego ze w nojblizsom niedziele jes kolejny finał Wielki Orkiestry Świątecnej Pomocy pona Jurka Owsiaka
– No witoj Profesorecku i siadoj wartko. Napijes sie cego?
– Po piwecku wypić nie zawadzi… – powiedziołek Ale ino po jednym!
Polecioł do sąsiedni groty i przyniós nom po Smadnym. Flaski jesce ociekały wodom, widać trzymoł sie w źródełku. Kie juz piwo otworzył i wloł do kufli ( a mo kufle, mo!) zapytołek go:
– Bocys, po co dzisiok przysedłek? Mos opowiedzieć cosi dzieciom…
– Boce, Profesorku, boce. Nawet se myślołek ftóro opowieść bedzie nojlepso i cheba juz wiym. Ale powidz mi, cy jo mom to opowiadać po góralsku, cy po ceprowsku? Cy te dzieci rozumiom po góralsku?
Ha! Dobre pytanie. Som sie teroz zastanowiołek cy dzieci Blejkocicka rozumiom po góralsku? I wartko przybocyłek se, ze roz ón cosi napisoł, ze gawędy Owcarka som dzieciom cytane i moje tyz. No to juz wiedziołek, ze musom rozumieć. A jak cego nie zrozumiom to im rodzice wytłumacom.
– Opowiadoj w gwarze! Dzieci rozumiom, a co nie zrozumiom to im rodzice wytłumacom. A poza tym, to fto im bedzie gware przyblizoł, jak nie my? Jesce ino Owcarek. A gware góralskom trza społeceństwu młodemu przyblizać!
– Dobra. To opowiadom…
Beło to barzo downo temu, kie jesce nie mieskołek pod Wawelem, ino daleko w górak, z moimi kuzynami, Ondraszem i Krzywolecem. Ech, to beły casy! Lotalimy po lasak i łąkak, gonilimy sarny i jelenie… Cłeka sie casym jakiegosi przestrasyło, kie sie napatocył… Głupie to beły zabawy, ale wte wydawały nom sie barzo śmiesne.
Obudziłek sie pewnego dnia z rana i pomyślołek se: trza se z kuzynami jakosi dzionek zorganizować. Wyleciołek wartko z groty i zacąłek wołać:
– Ondrasz! Krzywolec! Wstawać! Dzionek piykny, słonecko świci, trza cosi robić, nie ino spać!
Cisa. Jedynie z ik grot dochodziło chrapanie…
– KRZYWOLEC!!! ONDRASZ!!! POLI SIE!!!
To pomogło. Wylecieli oba ze swoik grot, jesce zaspani.
– Ka sie poli?! – zapytali sie jednoceśnie. A jo spokojnym głosem, oparty o smrecka odparłem:
– Nika sie nie poli. Fciołek wos ino obudzić, bo śpicie jako niedźwiedzie w zimie. Trza cosi robić, pozirojcie jako słonecko piyknie świci… – roześmiołek sie, bo po ik kufak poznołek, ze śpas mi sie udoł. ale im do śmichu nie beło.
– O ty fundamencie jeden! – zaś krzyknęli jednoceśnie.
– Jo Ci dom budzić mie z rana! – wykrzyknął Ondrasz i spróbowoł dosięgnąć mnie swoim łapskiem, ale jo byłek mistrzem szybkiego startu do lotu, i mnie nie trafił. Krzywolec za to wystartowoł zaroz za mnom, i próbowoł mi ogon przypolić ogniem, ale ze lotoł krzywo, to nie trafił. Zdaje sie, ze dostało sie jakiemuś krzokowi, ale ze bęł mokry a ogień Krzywoleca nie beł silny, nic mu sie nie stało. Wylądowołek na polanie, a óni za mnom.
– Dobra! Spokój! Pośpasówalimy i śluś! – powiedziołek wartko, bo sie zas do mnie fcieli dobrać.
Jakosi sie uspokoili. Siedlimy zaroz na trawie i zacęlimy obmyslać co by tu dzisiok robić.
– To co robimy, chłopoki? – zapytołek
– Tyś nos wyciongnoł, to teroz wymyśloj, kie ześ taki mędrol – odpowiedzioł Ondrasz.
Ha! Wyciongnąć ik beło proste. Ale wymyśleć cosi ciekawego juz nie. Ale po kwili godom im:
– To ścigomy sie do jeziora i z powrotem!
A Ondrasz na to:
– Wcora my sie ścigali. Zaś wygrołeś. Zawdy wygrywos wyścigi, boś jes z nos nojsybsy!. Wymyśl lepiy cosi inksego, bo sie z tobom ścigac juz nie bedziemy!
– No to ziejemy ogniem na odległość! Fto wygro, tyn mo trzy zycenia, ftóre reśta musi spełnić! – powiedziołek. Teroz dlo odmiany odezwoł sie Krzywolec
– Cy ty zawdy musis wymyslać gry, ftóre ty wygrywos a my przegrywomy?
– To chodźcie, lecimy do Cornego Lasu! Jesce my tam nie byli – wpodłek na pomysł
– Do Cornego Lasu? Przeca starsyzna godoła, coby tam młode smoki sie nie krynciły – powiedzioł Krzywolec
– Godoli coby sie nie kryncić, ale juz nie wytłumacyli dlocego! – nie dawołek za wygranom.
– Ale to sakramencko daleko… – próbowoł oponować Ondrasz
– Krewicie? – wziołek ik pod włos. To pomogło. Zgodzili sie i my polecieli.
Jo leciołek piyrsy, za mnom, jako zwykle zygzakiem, lecioł Krzywolec. Za nim lecioł Ondrasz i straśnie sie śmioł ze sposobu, jakim Krzywolec loto. Droga beła długo i kapecke nom zesło. Tym barziej, ze ani Krzywolec nie móg lecieć za sybko (bez przerwy musioł korygować kurs) ani Ondrasz (bez przerwy sie śmioł) W pewnym momencie znizyłek lot i wlecielimy miendzy drzewa. Krzywolec ocywiście nie wyrobił i prasnął o drzewo. Wte Ondrasz tak sie zacon śmiać, ze tyz nie wyrobił i prasnął w drzewo. Wylądowołek obok nik. Oba sietnioki zbirali sie powoli do kupy. Rozejzołek sie dokoła. Drzewa rosły ogromniaste, a na górze ik korony zachodziły ku sobie, tak ze mało co światła przepuscały. Bylimy w Cornym Lesie.
– No i co teroz? – zapytoł Ondrasz otrzepując reśte liści ze skrzydeł.
– Lecieć nie bedziemy, bo byście sie o te drzewa pozabijali – odpowiedziołek. Idziemy piechotom, poźremy co jes takiego, ze nom zakazali tu lotać…
Maserowalimy powolućku, pozirając dokoła. W powietrzu cuć beło magie…Drzewa wydawały sie, ze sie ku nom nachylajom. W górze słychac beło jakiesi trzaski i pochukiwania, casym przelecioł przed nasymi kufami nietoperz. W oddali pomiendzy drzewami, dojzeć mozno beło świconce sie ocy ftóre na nos pozirały. Ale kie skryncalimy w ik kierunku, nogle znikały. Miny mielimy coroz barziej niewyraźne…
– Moze juz zawrócimy? – zapytoł Ondrasz
– Pocekojciez… pozirojcie tamuk – pokozołek jasnom plame miendzy drzewami. Cheba to polana. Stamtąd bedzie mozno wzbić sie do lotu. Chodźciez! ? kiwnąłek łapom do moik kuzynów
Rzecywiście robiło sie coroz jaśni. Po kwili bylimy na polanie.
-Dobra! Lecimy ku chałupie! – zawołoł Krzywolec i juz wzbijoł sie do lotu, kie jo zauwazyłek cosi w trawie na środku polany…
– Cekojciez! Pozirojcie, cosi lezy w trowie! – pokazołek im łapom to, co dojrzołek na polanie. Na środku, z trawy wystawało jakiesi cielsko. Powolućku podeslimy blizy…
W trawie lezoło zwierze. Cały tułów i zadnie nogi były lwa. Skóra jasnobronzowo, ogon z kitom na kóńcu, sakramencko mocne nogi z wielgimi pazurami. Ale tamuk ka lew mo przednie łapy i syje, zacynoł sie orzeł… Pierś, syje skrzydła i łeb mioł porośnięty ciemnoszarymi piórami, a w miejscu ka powinny być przednie lwie łapy, były szpony orła z pazurami. Na boku tyn zwierz mioł paskudnie posarpanom rane, ze ftóry loła sie krew… Widać beło ze ledwo juz dychoł…
– Co to jes? Lew? – pytoł Krzywolec
– Eee tam, lew… To orzeł! – powiedzioł Ondrasz. Ale oba nie mieli racji. Przybocyłek se nogle, cym to zwierze beło.
– To jes gryf!- wytłumacyłek im. Cytołek o tym. Gryfy majom potęznom moc! Jakby na potwierdzenie moik słów gryf nagle zatrzepotoł skrzydłami i krzyknął przeraźliwie piskliwym głosem. Ale beł coroz słabsy.
– Fto mu to zrobił? – zapytoł Ondrasz, pokazując rane na boku.
– Nie wiym, ale musimy mu wartko pómóc, inacy pomrze! – odparłek. Ha! Ino jak mu pómóc?
Kwilke stalimy nad gryfem nie wiedząc co poradzić. Wreście wpod mi do łba jedyn pomysł.
– Tu moze poradzic ino carownik Andomeneers! Musimy tego gryfa wartko do niego zabrać. Ty Ondrasz, chyć go z lewy strony, a ty Krzywolec, chyć go z prawy. Jo złape go za łeb i równiótko polecimy do Andomeneersa…
Tak my zrobili. Sakramencko cięzko sie leciało, ale kozdy z nos fcioł pómóc gryfowi, to i kozdy staroł sie jako móg nojlepiy. Droga beła daleko, i kie przylecielimy do carownika, bylimy nieźle zmachani.
Andomeneers był barzo starym carownikiem, ftóry ucył i lecył smoki, kie ftóry zaniemóg. Mioł ino jedno oko, ale tym okiem widzioł lepiy niz sokół. A słysoł lecącom muche po drugi stronie góry, na ftóry mieskoł. Kie przylecielimy do niego z gryfem, zaroz sie nim zajon, mamrocąc pod nosym jakiesi zaklencia, cheba po to, coby my ik nie usłyseli. Potem opatrzył mu rane, przykładajonc jakiesi zielska.
– Bedzie zył! – powiedzioł do nos. Ka zeście go znaleźli?
– Na polanie w Cornym Lesie… – odpowiedziołek
– W Cornym Lesie?! Cy nie tłumacono wom, ze młode smoki nie majom sie tamuk swendać? Fcielibyście skóńcyc jak tyn gryf?! – Zapytoł nos ostro. Milcelimy, bo sie nom głupio zrobiło.
– Fto mu to zrobił? – zapytołek po kwili Andomeneersa.
– Ftosi, co mo magie potęzniejsom niz ón i niz niejedyn młody smok! Źle, zeście tamuk pośli. Ale dobrze, zeście go znoleźli i nie zostawili w potrzebie. To sie wom kwoli. Ino wiyncy tamuk sie nie wybirojcie, bo kie zło trafi wos, nifto moze wos nie znaleźć! Zrozumieliście, młokosy?! – zapytoł carownik.
– Juz nie bedziemy tam lotać! – przysieglimy razem.
– To idźcie juz, nic tu po wos. I nikomu o tym nie opowiadojcie, bo sie wom jesce oberwie. Gryf, kie wyzdrowieje poleci w swojom strone – powiedzioł nom na pozegnanie. Wrócilimy do nasyk chałup i nikomu nie pisnylimy słowa o nasy przygodzie. Wiyncy do Cornego Lasu my nie polecieli…
– No toś, Smoku, piyknom opowieść dzieciom wyryktówoł! Muse Ci za niom podzienkować. Worce, coby i ludzkie dzieci wiedziały, ze starsych trza słuchać i być posłusnym… Zasiedziołke sie, i muse sie juz zabierać. Bywoj Smoku! wpodne do Ciebie w łikend, to se pogwarzymy o cym inksym…
O krucafuks!
Wysło w dwók egzemplarzak… Cheba wycerpołek limit wpisów na dzisiok i juz zmilce…
Z całego serca popieram Alicję. Jak było zawinięte w gazetę to i rozrywka kulturalna też była. Przeciez z tego co i jak pisano w gazetach można sie było śmiać albo płakać (ze strachu też).
Tak folia zanieczyszcza tez środowisko naturalne. prpopnuje „przechodnia torebke foliową” Będzie to oszczędność na wielu sprawach.
Obawiam sie,ze od tej foli nie uda nam sie calkowicie uwolnic.
Moze dobrzeby bylo pakowac oscypka w taka perforowana folie?
Wiem,ze to jest tylko polowiczne rozwiazanie,ale ocalaby chociaz w polowie jego cudowny zapaszek!
Troszke smutno,ze dawne czasy i smaki odchodza w zapomnienie!
Kiedys kupowalo sie na targu,wiejka smietanke.Albo zawiniete maslo w lisc ,chyba chrzanu.Uprzednio maselko bylo ulepione „rencami’ gospodyni.
I nikt nie umieral od mikrobow.A teraz „wszystkie” takie wydelikacone….
Hej budagoscie.Pozdrawim serdecznie.Ana.
Dobrze, że jest jeszcze prawo góralskie, bo myślałem, że już nie pojem sobie prawdziwego oscypka. A nie można by sprawić, żeby był Góralski Trybunał Konstytucyjny, który jakby ktoś chciał zepsuć Polskę, to prasnąłby ciupagą taką niedojdę?
NI tak dawno temu, bedzie ze trzydziesci roków, na wszystko trzeba było cekac w kolejce. Cekałem winc w Małym Cichym w sklepie na chleb. Kolejko beła skaramenko długo – ale to nic chlebus mioł być. A co beło to w same sianokosy to casami przystawał wzóz ze sianem. Podjechoł taki jedyn wóz i młody gazdo wsedł do sklepu – akurat dostarczono pieczywo. Chciał kupić chleb , no ale przeca ni stoł w kolejce. Wiele ceperek zaceno sie awanturować. Gazda pedzioł jednyj poni: „Jode ze sianem. Co je pirse poni cy siano! Siano pirwse!”.
CO je pirse psepisy UE cy Oscypek . Tadycjo i Góralskie Prawo pirse przed prawem UE. Postulujem :OSCYPEK Pirwsy.
O! Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to nie ostatni raz jadę tam gdzie jadę, to następną razą wezmę jako gościniec oscypka :-). Bo na razie mam zamówienie na żołądkową i żurek (w torebkach niestety). Tyle się zmieści w bagaż.
No to jadę…no to narta 🙂
Profesorku, dzisiaj skrzyżowanie grozy i niesamowitości u ciebie:), fajnie, coś co uwielbiam. Tylko się rozczarowałem, bo trochę takie w stylu ,,Z Archiwum X” to opowiadanko, bo nie wiadomo, co w tym lesie grasuje, więc musisz dokończyć tę pełną suspensu, niczym u mistrza Hitchckocka historię.
No a ten stwór o którym piszesz to musi być ciekawy, hm, zastanawiające, dlaczego on smoków i gryfów nie lubi.
No, ale jeśli ma on takie cechy:
,,Ftosi, co mo magie potęzniejsom niz ón i niz niejedyn młody smok! Źle, zeście tamuk pośli. Ale dobrze, zeście go znoleźli i nie zostawili w potrzebie. To sie wom kwoli. Ino wiyncy tamuk sie nie wybirojcie, bo kie zło trafi wos, nifto moze wos nie znaleźć!”, to nalezy uważać.
A twoje sformułowanie ,,- O ty fundamencie jeden! ” po prostu cudo. jestem pod wrażeniem, kurde, jak tak dalej tak pójdzie, to pozazdroszczę tobie i Owczarkowi i po ceprowsku opowiadanka zacznę na blog wrzucać, choć moje jak znam życie nie miałyby tej lekkości i mroczne by były.
Ps. Owczarku, oj trzymaj te kciuki mocno, bo się przyda, hospitacja to stresująca rzecz, to znaczy bycie hospitowanym, żeby się tylko w hospitalizację to nie przerodziło w moim przypadku. Choć po dzisiejszej obserwacji mych zajęć jestem spokojniejszy, ale w stresie w trakcie zajęć zacząłem mówić po niemiecku w taki sposób, jakbym się tegoż języka nie 9 lat uczył, ale 9 miesięcy. Przynajmniej momentaami miałem takie wrażenie.No i później stres podziałał tak , że nawet po polskiemu nie mógł żem się wysłowić, dobrze, że górolskiego uczyć studentów nie musze, chociaż to mogło by być ciekawe, zajęcia w oparciu o blog owczarka ze szczególnym uwzględnieniem opowieści owczarkowych i profesorskich.
Drogi Owcarku Podhalanski: Torturujesz mnie Twoim artykulem o oscypku. Co ja bym dala za kawalek oscypka, w folii, w Trybunie, czymkolwiek. Tutaj jest malutki sklep, gdzie mozna dostac kabanosy importowane z Chicago, a bardzo rzadko znajdzie sie oscypek w folii. Wtedy wykupuje ile sie da. Moj syn rozdaje po kawalku kabanosa i oscypka swoim Dzikim kolezankom i kolegom, ktorzy i tak nie rozumieja o co w tym wszystkim chodzi. Zanim zaczniecie na mnie wrzeszczec napisze Wam, ze oscypek w folii jest lepszy niz zaden oscypek. W marcu bede w Polsce i oscypek jest na mojej liscie zakupow. Nie obchodzi mnie co Dziki celnik powie w Seattle, bo oscypek i inne specjaly, jak spirytus, sa na czarnej liscie towarow przywozonych na Dziki Zachod. Spirytus to chyba dlatego, ze Dzicy zaliczyli go do srodkow wybuchowych.
Profesorku, czy nie zapatrzyłeś się nieco na Panią J.K. Rowling: smoki, magia a teraz zakazany młodym, gęsty las, w nim baśniowe zwierzę, uratowanie go wbrew tajemniczej ciemnej sile (por. choćby Harry Potter and the Philosopher’s Stone, Bloomsbury 1997). Nie żebym miała coś przeciw naśladownictwom czy przeróbkom (dopiero romantyzm wyniósł ‚na piedestał’ kryterium oryginalności; wcześniej stawiano najchętniej na doskonałość dzieła) – ale Ms Rowling ma w tej kwestii odmienną opinię… 🙂 jako prawnik powinieneś sobie poradzić 😀 więc nie zrażaj się jeśli różne weredy 🙂 wkładają kije w mrowisko i szukają dziury w całym …tak czy siak – wszystko już wymyślono 😉
http://tecumseh.salon24.pl/index.html – jakby kogoś interesowało to zadebiutowałem jako bloger. Papatki.
Profesorku najmilszy!
Mam dwa pytania: po pierwsze primo, jak się nazywają po krakowsku te precle, co je jadłeś? Bajgle czy obwarzanki? Bo moja siostra, ta co w grodzie Kraka studiuje, twierdzi uparcie, że obwarzanki, bo bajgle to we Warsiawie tylko cepry mówią. I jak ją proszę, żeby przywiozła „krakowskie obwarzanki”, to się obraża :). A Ty podajesz, że albo tak, albo tak.
I drugie primo, to jest pytanie: czy aby ta smocza bajka dla dzieci to nie za straszna na noc? Wprawdzie dzieci jeszcze nie mam, ale pamiętam z własnego, nie tak odległego po prawdzie, dzieciństwa, że bajki przed snemu powinne być miłe i z dobrym zakończeniem, bo potem dzieciom koszmaty się śnią. A jak małym blejkkociaczkom przyśni się to, co w tym Czarnym Lesie się chowa? To będzie wina albo smoka, albo Twoja ;).
Do wszystkich Owczarkowych Gości:
dołączcie i mnie do listy i trzymajcie kciuki 16 stycznia, we wtorek od rana – czyli za mnie i za Borsuczka, dobrze? Przyda mi się to bardzo :).
Z góry dziękuję za pozytywne rozpatrzenie mej pokornej suplikacyi… :). Pozdrawiam!
Owczarku,
Obrazek pierwszy: 31sierpnia’89, autostada Saloniki-Ateny. Rów wzdłuż drogi (po obu jej stronach) wypełniony po brzegi pojemnikami plastikowymi wszelkiej maści. Kierowca tira, z którym przebywamy (jednym skokiem!) te 604km, na bieżąco wyrzuca przez okno sporej wielkości pudełeczka po lodach. I tak będzie prawie wszędzie. dokąd nas podczas tych pięciu tygodni ‚zaniosło’.
Obrazek drugi: 21marca’93, Londyn. Po raz pierwszy zdumiewam się, że pięcioosobowej rodzinie potrzeba do szczęścia (na 1 tydzień) aż 46 solidnych ‚reklamówek’ wypełnionych ‚zaplastikowanymi’ artykułami spożywczymi ‚pierwszej potrzeby’…
Obrazek trzeci: 16listopada’99, Monachium. Moje pierwsze zakupy spożywcze podczas dwuletniego pobytu nad Izarą. Za torbę plastikową trzeba zapłacić (jak w Austrii, Szwajcarii…) a większość klientów ma ze sobą lniane odpowiedniki wielokrotnego użytku (przywiozłam kilkanaście sztuk do Polski; używam i powoli zyskuję naśladowców).
Obrazek czwarty: 28sierpnia’05 Londyn. Spotkanie po latach ze znajomą z wiosny ’93. Auriol mówi: ‚wiesz, teraz u nas to tylko cycling-recycling – wypada segregować i jeździć na zakupy do sklepu organicznego z wiklinowym koszykiem na wiktuały… zwłaszcza w naszym kręgu towarzyskim’. Taaak, nawet leniwi Anglosasi stawiają powoli na świeżość, krótką drogę produktu na stół, farmers’ markets (sery pakowane w lekko-woskowany papier), itp. ‚nowinki’. 😉
Mam wątpliwości, czy pakowanie WSZYSTKICH oscypków w folię (tradycyjnie lub próżniowo) jest nieuchronne. Może tu wchodzić w grę wygodnictwo większych producentów. Mam nadzieję, że świeże, oryginalne oscypki będą do dostania w PEWNYCH miejscach. W innych – pozostaną wariacje na motywach. Ale broń nas Panie przed zbędnym plastikiem!!! 🙂
Czy mu się nie za bardzo przejmujemy tym pakowaniem oscypka
w folię.Kiedy będą pakowane,w jakim momencie,czy ktoś widział
i czytał przepisy wykonawcze do unijnej decyzji oscypkowej?
Z tego co napisał Owczarek wynika że powołuje się w tym temacie
na informacje Kapishona,który to Kapishon też gdzieś to przeczytał,
pewnie w jakiejś poważnej gazecie.A są unas poważne gazety,lub
prawdziwe informacje? Śmiem twierdzić,że nie ma, istnieją tylko
tzw.niepotwierdzone w pełni fakty medialne/ ja tego nie wymysliłem/
które albo się potwierdzają,albo sięnie potwierdzają.
Jak pamiętam nie do końca potwierdził się fakt medialny o unijnej
normie krzywości bananów dopuszczanych do sprzedaży.
Poczekajmy spokonie , a jakby co to Baca Owczarka sposób znalazł
tak więc,spoko,nie ma strachu.
grześu,
podaj tutaj w 3-ciej rubryce „strona www” adres Twojego blogu i wszędzie, gdzie bywasz na blogach wpisz , i w ten sposób automatycznie podasz linkę do swojego blogu. Czy bloga :p
No trudno, bedziesz na czerwono, ale co to szkodzi 🙂
-siu (mialo byc grześ)
czy wszyscy sie do Grzesia przeniesli, czy moze na karnawalowych balach tancuja? pusto tu jakos i cicho nagle sie zrobilo…
Owczarku, ja podobnie jak Asik, nawet w folii oscypka nie kupie, bo nie mam gdzie… i wstyd sie przyznac, ale nawet nie wiem czy mi przez to smutno, bo specyjalu tego nigdy nie mialam okazji sprobowac… zakrzykniecie zaraz: ‚jak to?’, a ja tak poprostu na polnocy chowana w gorach 2 razy bylam, w krakowie raz przejazdem, to i braki mam wielkie…
Basienko, co do recyklingu to my tez go tutaj praktykujemy… glownie przez to, ze dozwolone jest 5 kg odpadkow na 2 tygodnie, za kazdy dodatkowy gram trzeba slono placic, a przy dwojce pieluchowych dzieci 5 kg to kwestia jednego dnia… no i tak teraz latam z papierzyskami do pieca, z puszkami i innym zelastwem do jedego worka w szopce, ze szklami do drugiego, ze ‚spozywka’ do kompostnika… a czasami i tak sie tyle talatajstwa wszelkiego uzbiera, ze mnie ochota nachodzi pieluszki zsiusiane suszyc (na szczescie jeszcze mi sie nie zdazylo :)) no i chocby nie wiem jak czlowiek chcial, to go na nie-recykling nie stac…
to uciekam z moim wikingiem w ‚Age of Empires’ pograc, bo juz kilka dni mnie meczy…
dobranoc wszystkim (no niektorym milego dnia ;))
No dobrze juz,trzymam za wszystkich potrzebujacych kciuki!!!!!!!!!!!!
Niech Wam sie powodzi.!!!!!!!!
A pochwale sie rowniez,zem dumna dzisaj bardzo.Moj syn tancuje wlasnie na studniowce! Poraz pierwszy wystapil w garniturze.Lza mnie sie zakrecila w oku.To juz mezczyzna.Jak ten czas leci…………!
Heh to dobiero cuda z tymi foliami. Bylem pore razy u bacy nie powiem ke bo
by byla kropterklama i zafse pochnialo dobrym oscypkiem a teroz co folie bedziemy cuc . ech no nic trza miec nadzieje ze i z tym se bacowie dadza rade . Gorzej bo mnie mortwi krzesnyojciec co robi taki bimber ze zej co to bedzie jak jego unia dopadnie …. 🙂
Hm, wpisałem w rubryczce Alicjo, o której mówiłaś adres boga( blogu?) mego, mam nadzieje, że się teraz czerwony stanę.Aczkolwiek mogę miec problemy, bo wpiątkowy wieczór za dużo chyba alkoholi pomieszałem: piwko, wino swojskie, czeski trunek, którego nazwy nie ppmnę, ale smakuje jak dentosept albo inny płyn do płukania gardła, o czym już kiedyś pisałem. Pozdrawiam wszystkich i jak się uda wyrzucić z łóźka mojego kolegę, który na nim zaległ i śpi sobie spokojnie to też idę spać.Ale chwilowo przepraszam za błędy czy literówki, to nie wynik analfabetyzmu lecz za dużej ilości różnych płynów. Pozdrowienia.
nie boga oczywiście lecz bloga. Jednak po pijanemu pisze się o wiele trudniej.
Do Nadiecki
I do mojej budy rogale świętomarcińskie kiesik dosły. Z samiućkiego Poznania! I tyz uwazom, ze foliowanie ik byłoby zbrodniom! 🙂
Do TesTeqecka
To wychodziłoby na to, Testeqecku, ze sam oscypek juz nie jest właściwie potrzebny – sama folia wystarcy 🙂
Do Profesorecka
Zawse moze, Profesorecku, powołać sie na taki krakowski autorytet gastronomicny jako pon Makłowicz, ftóry pedzioł, ze właściwie precel to jest w kstałcie ósemki. I kiesik był, ale uległ ewolucji i zmienił sie w kółko. Tak więc, Profesorecku, mozes pedzieć, ze skoro precle w folie pakować trza, to ino te ósemkowe.
A jesce z tymi spalonym w piłce noznej nasła mnie jedno myśl: moze trza skontakotwać Smoka z ponem Benhakerem. Bo kieby Smok stanął na brame nasej reprezentacji, to na kozdego strzelonego nom gola zionąłby ogniem i taki gol zawse byłby spalony 🙂
Do Motylecka
„Pod Turbaczem i robił to cudo Pra x 17 = dziadek Bacy Owczarka”
Jeśli ów pra x 17 dziadek mojego bacy nazywoł sie Dawid Wołoch, pod ftórego cujnym okiem we wsi Ochotnica pod Turbaczem powstały pierwse polskie oscypki, to zgadzo sie, był to przodek mojego bacy 🙂
Do Alecki
„Mikroby urozmaicają życie!”
I uodparniajom! Dyć badace polarni ciągle majom ten problem, ze jak posiedzom se na tej Antarktydzie abo Arktyce, ka wirusów nimo, a potem wracajom w rodzinne strony, to kozdo infekcja w mig ik chyto. Coby być odpornym na mikroby po prostu trza mieć z nimi kapecke do cynienia 🙂
Do Zbysecka
„Jak było zawinięte w gazetę to i rozrywka kulturalna też była. Przeciez z tego co i jak pisano w gazetach można sie było śmiać albo płakać (ze strachu też).”
Ino na tłustym oscypku to by sie mogła farba drukarsko odcisnąć i wte do cytania byłaby nie ino gazeta, ale tyz oscypek (choć trza by go było cytać w lustrze). Ale mimo syćko lepsy gazetoscypek niz folioscypek.
A co do Twoik wspomnień, Zbysecku, w sklepie z Małego Cichego: w sklepak pod Turbaczem to normalny obrazek był, ze casem ftoś podchodził ku sklepowym bez kolejki. Niedoświadcone cepry sie złościły, a górale i doświadcone cepry wiedziały: podseł bez kolejki? Widocnie mu sie śpiesy. Kieby mu sie nie śpiesyło, to przecie by normalnie w kolejce stanął. I tak co dlo ceprów nieobytyk z miejscowymi zasadami było objawem chamstwa, to dlo góroli i ceprów obytyk z miejscowymi zasadmi była to zwycajno rzec 🙂
Do Anecki
W jednym opowiadaniu Lema był jeden pon, co wynalozł tak cienki drut, ze jaz go nie było (w ten sposób zreśtom wynalozł telegraf bez drutu). Moze więc pora dlo oscypka wynaleźć tak cienkom folie, ze jaz jej nie bedzie?
„Jak ten czas leci????!”
A, niek se leci, my tutok syćka, Anecko, jesteśmy ponadcasowi! Mom nadziej, ze studniówka (jak jest studniówka po holendersku?) udano? 🙂
Do Maacka
„A nie można by sprawić, żeby był Góralski Trybunał Konstytucyjny, który jakby ktoś chciał zepsuć Polskę, to prasnąłby ciupagą taką niedojdę?”
Teoretycnie od takik spraw mioł być Giewont – mioł w rozie cego obudzić sie i zrobić porządek. Ale on – kruca! – śpi i śpi 🙂
Do Borsucka
Słusnie, Borsucku. Niek hyr o smaku i zapachu oscypka niesie sie syroko po świecie 🙂
Do Grzesicka
Niek hospitujący sie stresujom, nie hospitowany! Bo pewnie jesce nie zdarzyło im sie hospitować kogoś, za kogo trzymo kciuki i Polska, i Kanada, i Holandia, i Dania, i Australia, i Hameryka (i to ta najlepso cynśc Hameryki, bo z Dzikiego Zachodu!). A jak KaeSicka i Ubukrulecek zdązom w ciągu tyźnia nase komentorze przecytać, to jesce Helwecja i Meksyk bedom kciuki za Ciebie trzymać!
I niek Ci sie piknie bloguje na nowym blogu! 🙂
Do Asicki
Niek Dziki celnik w Seattle uwazo! Niek uwazo! Bo jom mom takie znajomości z najwybitniejsymi wodzami Indian, ze zaroz na niego napadnom, jak ik ino o to popytom. A w dodatku mom tyz znajomości, z ponami Meriwetherem Lewisem i Williamem Clarkiem, no i z ponen Johnem Jacobem Astorem, ftórzy dotarli nad Pacyfik, zanim jesce Seattle powstało 🙂
Do Basiecki
Jo nie cytołek Harego Potera. A syćko przez te reklamy i rózne haropoterowe gadżety. Teroz juz ik mniej, ale jesce pockom, jaz haropoterowo gorącka opadnie i wte przecytom. Natomiast Profesoreckowom opowieść juz przecytołek, a więc dlo mnie – Profesorecek jest pierwsy!
„Ale broń nas Panie przed zbędnym plastikiem!!!”
Jako owcarek wierzący wierze, ze bedziemy obronieni! 🙂
Do Olecki
To Blejkocicek musi pedzieć, cy jego dzieci lubiom sie bać. Kie jo byłek sceniakiem – to kapecke lubiłek.
A trzymanie kciuków 16 stycnia mos, Olecko, piknie zagwarantowane! 🙂
Do Plumbumecki
No to momy – za pośrednictwem Profesorecka – kolejnom prośbe ku Smokowi Wawelskiemu: coby podrzucił kiesik do Danii piknego oscypka 🙂
Do Sebastianicka
„Gorzej bo mnie mortwi krzesnyojciec co robi taki bimber ze zej co to bedzie jak jego unia dopadnie ?.”
To krzesnemu mozno dodać otuchy słowami Tischnerowymi, ftóre podołek wyzej 🙂
Drogi Owczarku: Dziekuje za wsparcie. Walizka oscypkow z Polski murowana. Czekalam kiedy zapytasz o Lewisa i Clarka. Mam nadzieje, ze nie musze ich pozdrowic.
Witom Wos piyknie i pozdrawiom!
Mom nadzieje, ze dzisiok zodyn mój wpis nie pojawi sie w dwók egzemplorzak, nie bede robił literówek i przez to nie bede musioł otworzyć stały linii pokutno – pielgrzymkowy Kraków – Kanossa, Kanossa – Kraków!
Basiecko!
Rzecywiście las w moi opowieści jes kapecke podobny, ale cy na pewno do lasu poni Rołling? A moze do lasu pona Szarla Perro, ftóry juz w siedemnastym wieku opisoł przygody Cerwonego Kapturka? (Jako syckim wiadomo, Cerwony Kapturek musioł iść do babci przez las, we ftórym siedziało zło, cyli wilk…)
Olecko!
Precel, bajgiel, obwarzanek, dlo mie syćko jedno, byleby był smacny!
A co do dzieci, mie sie widzi, ze w dzisiejsyk casach to dzieci juz sie nicego nie bojom…
Owcarecku!
Z ponem Benhakerem to jes przednio myśl! Smok wiosnom latem i jesieniom mógłby grać na bramce w reprezentacji, a zimom mógłby hipać na skijach! Kieby hipnoł na skocni w Obersdorfie, toby wylądowoł na Wielkiej Krokwi w Zokopanem. Rekord wszekcasów murowany!
owcarek podhalański pisze: „To wychodziłoby na to, Testeqecku, ze sam oscypek juz nie jest właściwie potrzebny – sama folia wystarcy”
Niewykluczone, że takie mogą być niebawem zalecenia dietetyków. Kanapka z kartonu, posmarowana smarem syntetycznym z plasterkiem folii popijana syntetycznym napojem energetyzującym.
Byłem w supermarkecie,obejrzałem dział z serami–oscypkopodobne
produkty jakowejś spółdzielni mleczarskiej z Podhala są pakowane
w folię jak blacha pancerna,tak na oko sądząc,do jej rozerwania
należałoby użyć tradycyjnie „meselka i młoteczka” lub nowocześnie
narzędzi elektrycznych.Całe szczęście że to nie jest oscypek prawdziwy
-taki jaki się jada będąc przez jakiś czas ceprem na Podhalu.
Trzeba mięć nadzieję,że metoda owcarkowego bacy będzie powszechnie
stosowana.
Dzień dobry z mojego rana!
Oscypek popijany red bullem?! NIGDY!
Zywcem, i owszem. Ide pod prysznic.
P.S. Zauważcie, że awansowałam na dużą litere A.
Ja tu jestem, tylko nie mogę pisać, bo mi bardzo ciężko na duszy.
Pozdrawiam owczarkową gromadkę.
mt7,
jak Ci ciężko, to zrzuć kawałek ciężaru na nas. Wesprzepmy, wespół w zespół!
Po to my są!
A ja zostanę przy małej literce, jakieś to ciekawsze, zawsze się tak podpisuję na forach różnych, hm, nie wiem czemu, może ktoś wyjaśni z czego taka moja pisownia może wynikać. Interesujące by było jakieś psychologiczne objasnienie tego mojego kaprysu. Pozdrawiam.
Alicjo, bo to nic nie da, a każdy ma swoje trudności do dźwigania.
Mam 87-letnią mamę, która ma poważne problemy neurologiczno-psychiczne i ciągle oskarża mnie o kradzież (czegokolwiek) lub próbę otrucia. To jest bardzo trudne do udźwignięcia, a w Polsce nie ma nie tylko ośrodków i specjalistów geriatrycznych, ale jakichkolwiek instytucji wsparcia. Pomoc domowo-specjalistyczna (hospicja) istnieją tylko dla osób z chorobami nowotworowymi. Ze starszą niepełnosprawną intelektualnie osobą człowiek zostaje sam.
Sama widzisz, że to nie jest dobry temat do podziału.
Co zrobić?
Mt7-weż pod uwagę popularne powiedzonko:
Nigdy nie jest tak żle,żeby nie mogło być jeszcze gorzej ale nigdy nie jest
tak dobrze,żeby nie mogło być lepiej. Może to i głupie,ale jak ciężko na
duszy,to albo posłuchaj rady Alicji,albo spróbuj się uśmiechnąć,ot tak
zwyczajnie, z byle powodu,bez powodu,dla samego uśmiechu-może
będzie łatwiej, wszystko zawsze się jakoś układa,wcześniej czy póżniej.
Kie sedłek do Smoka, nawet mi do łba nie przysło, ze to spotkanie moze sie tak róznić od inksyk nasyk spotkań. Wiater duł jakoby sie ftosi powiesił, dysc zacinoł i beło sakramencko zimno. Ale ciesyłek sie, ze zaroz siedne se ze Smokiem w jego ciepły grocie przy kominku i bedziemy se jako zwykle gwarzyć. Miołek tyz juz przygotowanyk pore pytań do niego.
Wchodząc do Jamy, pocułek dziwnom w tym miejscu woń. W piersym momencie nie zorientowołek sie co tak pochnie, ino dopiyro kie wsedłek do samy groty, dowiedziołek sie co to jes. Smok Wawelski kurzył fajke! W kominku jako zwykle trzaskoł wesoło ogień, a ón siedzioł przy stole i kurzył fajke, ze ftóry rozchodziła sie woń na całom jame.
– Witoj Smoku. Jak tak bedzies kurzył tom fajke, to sie tu ludziska zlecom, bo pomyslom ze sie poli… I moze byś powiedzioł, skąd mos fajke?
– Witoj Profesorecku! Witoj i siadoj! Barzo lubie kurzyć fajke, a mom jom jesce ze staryk casów. Wygrzebołek jom z rupieci to se kurze… Ino tytoń juz kapecke zwietrzały. Nie kupiłbyś mi nowego? – zapytoł.
– Kie tak lubis, to Ci kupie, ino łagodniejsy, bo od tego juz mi płacki w ocak stojom! – odparłek Smokowi.
Siodłek za stołem, po przeciwny stronie Smoka.
– Cego sie dzisiok napijes? Piwecka, cy winecka? Mom to i to! – pokwolił sie.
– Wiym, ze mos to i to. I dobrze ze jesce mos, bo to znacy, ześ syćkiego jesce nie wychloł. Dej winka – odpowiedziołek. Kie juz naloł po kielisecku, zapytołek go:
– Znos ty Smoku, Godota, aboś go moze przypodkiem spotkoł?
– Hahaha! Barzo śmiesne! Ty mnie, Profesorku nie próbuj brać pod włos, bo jo juz wiym fto to jes tyn cały Godot.Myslis ze jo nic nie robie, ino siedze, pije i pozirom na telewizor, co? No to Ci powiym, ze juz prawie syckie ksiązki, co mi pozycyłeś, przecytołek. I w jedny z nik było napisane fto to jes Godot, przy ponu Bekecie. Opowiadania tego pona jesce nie cytołek, ale juz wiym o co sie rozchodzi.
– Mnie sie Owcarek kozoł zapytać, cyś go spotkoł… – powiedziołek
– No to powidz Owcareckowi, ze mo duze pocucie humoru, akurat takie jak jo lubie! Kieby my sie z Owcarkiem spotkali, musielibymy sie od razu polubieć! – odparł z zapałem i przypolił se kopciem fajke, bo mu zgasła
– No dobra. To teroz pytanie od Kapisonecka, ale i nie ino od niej, bo i jo fciołek Cie juz o to downo zapytać, ino sie jakosi nie udawało. Powidz no Smoku, była tamuk u Ciebie jakosi Poni Smokowo, cyli Smocyca? – zapytołek figlarnie i mrugnąłek do niego okiem…
Strzelający pieron nie wprowadziłby sybsy zmiany, jako to moje pytanie wprowadziło zmiane na kufie Smoka. W jedny kwili zamarł w bezruchu… Kufa, zwykle zielono, zrobiła mu sie szaro. Ocami patrzył hań daleko, poza ściany groty… Kwile milcoł, a kie sie odezwoł, to nie beł wesoły głos, jaki znołek do ty pory.
– Idź już Profesorku…Chcę zostać sam… – powiedzioł bardzo smutnym, barzo cichym i bardzo łagodnym głosem.
Zaskocyło mnie to całkowicie! Do tego stopnia, ze wysedłek z groty bez słowa. Kie wychodziłek, Smok siedzioł w taki samy pozie, jak wte, kie mu zadołek to niescęsne pytanie.
Ha! Musi go gryź potęzny fras… Pomyslołek oparty o barierke przy wiślanym brzegu. Ino ze przeca w takim stanie tyn bidok nie moze być som! Przeca ón nawet gwarom przestoł godać i przesed na ceprowskom mowe! Nie, jo go tak nie zostawie! Nawet jakby sie mioł na mnie zeźlić!
Wróciłek do niego. Wiedziołek ze muse być delikatny i nojlepi cobym sie za duzo nie odzywoł. Juz i tak narobiłek bigosu tym pytaniem…
Siedzioł dali bez ruchu i poziroł ocami nie wiadomo na co…
– Opowiedz mi o niej…- odezwałem się do niego cicho. W pierwszej chwili nie dotarło do niego, że wróciłem. Sprawiał wrażenie, jakby mnie nie słuchał, a raczej nie słyszał. Jego łapa, oparta łokciem o stół, trzymała kilka centymetrów od ust wygasłą fajkę. W nieruchomych oczach odbijały sie ogniki z kominka
– Smoku… opowiedz mi… Zobaczysz ulży Ci… – spróbowałem jeszcze raz.
Po długiej, bardzo długiej chwili, obrócił sie wolno w moją stronę. Opuscił łapę z fajką. Teraz jego oczy wpatrywały się w słoje desek ze stołu. Grobowym głosem zaczął swoją opowieść.
– Miała na imię Dragobella… – zaczął, ale znów zrobił długa przerwę. Nie odzywałem sie, nie przerywałem jego milczenia. To musiało wypłynąć z niego samo, bez ponaglania.
– Kiedy dorosłem, w zasadzie kiedy wszyscy we trójkę dorośliśmy, ja, Krzywolec i Ondrasz, każdy odleciał w swoją stronę, szukać sposobu na dalsze życie. Kiedy smok staje sie dorosły i zupełnie wolny, zadaje sobie pytanie: Co dalej? I każdy z nas ma inną odpowiedź. Są awanturnicy, hulaki, którzy nie zagrzeją nigdzie miejsca. Ale ja do nich nie należałem. Chciałem gdzieś znaleść sobie fajną grotę w górach i sprowadzić do niej jakąśsmoczycę. Nie chciałem życ sam. Smoki rzadko żyją parami, raczej wybierają samotność, ale mnie ta samotność nie pasowała. Ja musiałem mieć towarzystwo. Widziałem jeszcze w czasach dzieciństwa, że smoki żyjące w parach są radośniejsze, są szczęśliwsze. Ja tego szczęścia pragnąłem i postanowiłem go szukać. Szukałem długo… Zleciałem prawie całą Europę, szukając po wszystkich górach miejsca, gdzie mógłbym zamieszkać. Szukałem też wybranki, smoczycy, która zgodzi się zamieszkać ze mną. Musisz wiedzieć, że my, smoki, jesteśmy inni od was. My, kiedy kochamy, to do końca życia, kiedy coś mówimy, nie rzucamy słów na wiatr. Kiedy coś pamiętamy, nigdy tego nie zapominamy… Ta pamięć stała się moim przekleństwem!
Latałem na nasze coroczne zloty, licząć na to, ze spotkam tam jakąś wyjątkową smoczycę. Owszem, przylatywało ich zawsze sporo. Ale pechowo dla mnie, ta w której się zakochiwałem, nigdy nie odwzajemniała moich uczuć. Nie wiedząc dlaczego smoczyce mnie ignorują, miotałem się w domysłach, szukałem przyczyn, ale na próżno. To czego tak pragnąłem, stawało się coraz odleglejsze… Po wielu latach prób, poszukiwań, dałem wreszcie za wygraną. Powiedziałem sobie – trudno! Nie ty jeden żyjesz sam, dasz sobie jakoś radę. Odszukałem moich kuzynów i starałem się znaleść jakąś grotę blisko nich, choć wiedziałem, że dędzie to tylko namiastka domu. Po krótkich poszukiwaniach, znalazłem grotę we wzgórzu nad rzeką. Tą właśnie. Potem wokół ludzie zbudowali miasto i zamek na szczycie wzgórza, ale ja starałem się nie wchodzic im w paradę. Tak mijały mi lata…
Pewnego dnia wybrałem się do Krzywoleca w słowackie Tatry. Dolatując juz do niego zauważyłem w dole, że jakiś smok ma najwyraźniej kłopoty! Szybko zblizyłem sie do niego i okazało się że ten smok to smoczyca i że skrzydło zaplątało jej sie w krzak dzikiej róży tak niefortunnie, że nie potrafiła się wyplątać sama. Pomogłem jej więc i dowiedziałem się po chwili, że ma na imię Dragobella i że mieszka sama we wschodnich Karpatach. Gdybyś ją widział! Była cudowna… Gładka skóra, oczy koloru rubinu… I głos, aksamitny głos, będący sam w sobie najpiękniejszą pieśnią! Trafiło mnie od razu, ale nauczony doświadczeniem, nie obiecywałem sobie po tej znajomości zbyt wiele. Tymczasem widać było, że i ja wzbudziłem w Dragobelli zainteresowanie. Umówiliśmy się na spotkanie w Tatrach… Najpierw jedno, potem nastepne… Moje życie znienacka nabrało tempa. Zaczęło mieć sens! To, co wydawało mi się tak odległe, że wręcz nierealne, nagle stało się bardzo bliskie, na wyciągnięcie ręki!
Spotykaliśmy się często, a nasze spotkania były coraz dłuższe. Na początku, oboje traktowaliśmy się z pewnym dystansem, ale po paru randkach zbliżyliśmy się do siebie bardzo. Okazało się, że Dragobelka była z początku nieufna, bo też kilka razy zawiodła się na innych smokach. Aż dziwne, jak nasze losy były podobne do siebie!
Na kolejne spotkanie szykowałem się wyjątkowo, bo obiecałem sobie, że właśnie wtedy poproszę ją, byśmy zamieszkali razem. Spodziewałem się jej zgody, a mimo to chodziłem cały w nerwach. Niecierpliwie czekałem daty spotkania, nie mogłem sobie znaleść miejsca w swej grocie. Chciałem żeby to sie stało już, żebyśmy już byli razem…
Smok przerwał na chwilę. Ileż emocji widać było na jego twarzy!
– I tedy właśnie, na dzień przed naszym spotkaniem, wtedy kiedy wszystko miało się nareszcie zmienić… wtedy…wtedy usnąłem…
Nie musiał kończyć. Wiedziałem jak to się stało, wszyscy wiedzieli…Ten biedny smok zjadł owcę nafaszerowana trucizną i usnął na dzień przed swoimi oświadczynami! Nieprawdopodobne i powiedziałbym, zmyślone, gdyby nie to, co zauważyłem… Po jego policzkach spłynęły wolno dwie, ogromne, smocze łzy.
Co ja mu mogłem powiedziec w takiej chwili? Jak go miałem pocieszyć, ja, jedyny przyjaciel jakiego tutaj miał? Czy wogóle są słowa, które w takiej sytuacji przyniosą pocieszenie?
– Musisz ją odnaleść! – powiedziałem mu.
Westchnął głęboko i rzekł tym samym, smutnym głosem
– Odnalazłem ją. To była jedna z pierwszych rzeczy, jakie po przebudzeniu zrobiłem. Jeszcze przed tym, kiedy spotkałem Ciebie. Poleciałem do niej… Mieszkała dalej w tym samym miejscu, ale nie sama. Zdziwiła się na mój widok, oj bardzo się zdziwiła. W obojgu nas odżyły wspomnienia na nowo. Okazało się, że kiedy nie przybyłem na spotkanie, zaczęła mnie szukać, przyleciała nawet pod moją grotę, ale mnie nie znalazła. Wkrótce potem, dowiedziała się że zginąłem. Długo trwało, zanim doszła do siebie. W końcu znalazła sobie innego smoka i żyje z nim do dziś. To koniec. Obiecalismy sobie, że więcej się nie zobaczymy, bo to by nic nie dało…
Tak! To był koniec jego opowieści. Widziałem po nim, że emocje już powoli opadają, że pogodził się z faktami. Po chwili rzekł:
– Dzięki Profesorku, że tu byłeś ze mną, ze mnie wysłuchałeś. Nie martw sie o mnie, dam sobie z tym radę. Idź już, bo późno się zrobiło. I przychodź do mnie jak tylko będziesz mógł, będziemy sobie gwarzyć jak dawniej…
– Na pewno?
– Na pewno.
– To bywaj, przyjacielu. Jak tylko będe miał czas, to do Ciebie wpadnę…
mt7,
nic się nie martw. Ja też nie wiem, co mam robić z moją mamą, która nie jest wcale stara (74 lata – ja mam kumpelki w tym wieku!), ale jest „potrzebująca” i ciagle ma pretensje, że nikt się nią nie zajmuje. A zajmuje się nią moja siostra, która mieszka parę kroków dalej, a ja mam wyrzuty sumienia, że jestem tak daleko. Ale jak przyjeżdżam, to mama zamiast ze mną rozmawiać i nacieszyć się, że jesteśmy razem, włącza telewizor i nie daj Boże, żebym jej przeszkodziła w oglądaniu ulubionych seriali. Co robić? Uzbroić się w cierpliwość chyba… czego sobie i Tobie i wszystkim życzę!
Chusteczkę wyżąłem,powiesiłem do wyschnięcia i wracam
do ponownego czytania law-smok-story.
No to ja Ci powiem, Owcarku, ze kiedy nie tak dawno na trasie Nowy Targ – Zakopane kupilam wieksza ilosc oscypkow, to mi je maly goraliczek wlasnie w woreczek foliowy zapakowal, bez nakazu UE jeszcze. Czyli tak na dobra sprawe nic sie nie zmieni.
Nie chce przez to powiedziec, ze w sprawie foliowej nie masz racji 🙂
O masz… i zadzwoniłam do mojej mamy, i się nasłuchałam. A nie zapytała, co u mnie. Dlatego mówię, zmienić się nie da, trzeba się uzbroić w cierpliwość. I Boże broń mnie, żebym na starość taka była i zatruwała zycie wszystkim dookoła.
Ale chyba nie ten charakter 🙂
Nie martw się mt7. Poczytaj Profesorka! Za co i ja się zabieram wlaśnie.
profesorku, dzisiaj to normalnie nam tu zapodałeś prawdziwe romansidło, historię wzruszającą. Oj, panie się popłaczą nieziemsko. A te problemy smoka z kobietami( tfu, znaczy smoczycami) to niczym moje prawie.No, ale cóż życie singla( ble, jakie słowo okropne:)) też ma swoje uroki. Pogrążam się za chwilkę w słuchaniu Armii mojej ukochanej i przygotowywaniu testu dla studentów z praktycznej nauki, a dokładniej z słuchania.
Profesorku – góralszczyzny brak!
Drogi Owcarku z Podhalanskich: …i to ta najlepso cynśc Hameryki, bo z Dzikiego Zachodu…
Dziekuje za komplement. Kocham ten Dziki Zachod tak jak kocham Polske. Zycze Wam, aby Wasza nastepna wycieczka z Polski za ocean zaczynala sie na Alasce, przez Washington i konczyla w Oregon. Nigdy nie zapomnicie.
To jeszcze ja, ostatni raz na ten temat.
Tu nie chodzi tylko o mnie, choć czuję się zabijana po kawałku, ale o to ,że mama wierzy, że jest tak, jak mówi. Traktuje mnie jak zagrożenie, z dnia na dzień coraz większe, a oprócz mnie nie ma nikogo. Nie wiem czy mnie w poniedziałek wpuści do domu, bo zadzwoniła do mnie i mnie przeklęła, że jej ukradłam jakieś 80 złotych.
Tak więc Motylecek nieżle mnie pocieszył, że może być gorzej. Niestety będzie Motylecku.
Wybaczcie, nie będę więcej pisać, dopóki się nie pozbieram.
No dobrze, bo chyba popsułam nastroj, powiem o oscypkach.
Niestety w super i hiper sklepach są sprzedawane w pancernych zaiste pancerkach.
Miałam niedawno goscia, który rzucił się z błyskiem w oku na oscypka, a później z widocznym trudem dogryzł go do końca.
Miał rację, dość to było paskudne.
Inna sprawa, że te hiper sklepy handlują dużą masą, ale chyba też masę marnotrawią. Owoce i warzywa przechowują w zbyt niskich temperaturach, przemarznięte wystawione w sklepie nastychmiast zaczynają się psuć, a w domu na następny dzień nie nadają się do jedzenia.
No i znowu smęcę. To już się wyłączam. tylko powiem do Owczareczka, że w Polsce, oczywiście, nic bialo-czarnego nie śmie chodzić po łąkach IV RP.
…bry z laboratorium geolo. Pan J. konczy jakies analizy, a ja sie nudze czekajac, az skonczy i bedzie sie mozna udac dalej – do znajomych na popoludnie, obiad i tak dalej.
Z opakowaniami walczymy. Czy ci ludzie, ktorzy tak idiotyczne przepisy wydaja nie mysla, ze to uderza w nas wszystkich, w nich, przepisodawcow tez?! Te gory smieci?! Kupujesz malutki sloiczek kremu na pyszczydlo… sloiczek malutki, a tkwi w jakims plastiku, styropianie, potem folia, potem jeszcze plastik, potem pudelko…. A potem ludzie sie dziwia, ze tyle smieci. I co gorsza, sa propozycje, zeby inseneratory (to po polsku?) wybudowac. A niech, byle tylko nie kolo mnie, kazdy mowi. To jest dopiero ale ganianie wokol wlasnego ogona – po nas chocby potop?
Ja za tym dorszem zawijanym we wczorajsza gazete glosuje!
A propos, w Krakowie to ja kupuje obwarzanki. Tak mnie moja podkrakowska rodzina nauczyla i tak mam. Bajgle to dopiero tutaj uslyszalam na obczyznie. Precle slyszalam, ale dla mnie zostaly obwarzanki.
AS – ale ty miewasz oscypki! A ja nie 🙁
Chyba, ze pojade do Polski. Rodzine mam strategicznie ustawiona na poludnie od Krakowa, przy Zakopiance.
Na Pomorzu tez sa na placowkach wysunietych, a i w Sudetach. Opanowane wszystko!
Oj… trzeba pojechac!
… wielkich wypraw pod Krakow
nocnych rozmow Polakow..
wysokopiennych lasow
i bardzo duzo czasu!
Tego mi trza!
Zdaje sie, ze analizy zrobione, wiec sie bede powoli ewakuowac na z gory upatrzone pozycje.
To do napisania!
Mrrrał!
Owczarku i Profesoreczku!
Chciałem Wam jakoś się podłasić, ale tego nie przebiję.
Oto autentyczny (jeszcze ciepły) cytat:
– Maaamo! Ale fajne te blogi!
– No pewnie, że fajne. idźcież spać!
Z poważaniem
Blejk Kot
Do Asicki
„Czekalam kiedy zapytasz o Lewisa i Clarka. Mam nadzieje, ze nie musze ich pozdrowic.”
Ostatecnie mozes nie pozdrawiać, ale cy mogłabyś, Asicko, pozdrowić ik śwarnom indiańskom przewodnicke Sacagawee? (Hamerykanie sami nie wiedzom, jak o niej pisać, roz pisom: Sacajawea, a roz: Sacagawea).
Do Oregonu – z przyjemnościom! Choć najchętniej z jakim wehikułem casu, coby sie do XIX wieku cofnąć 🙂
Do Profesorecka
„Rzecywiście las w moi opowieści jes kapecke podobny, ale cy na pewno do lasu poni Rołling?”
U mnie, Profesorecku, tyz ciągle coś jest do cegoś podobne. A chyba mój najbardziej jaskrawy plagiat to opowiadanie „Profil pona premiera”, bo to kompletno powtórka z opowiadania „Śmierć urzędnika” pona Czechowa. Róznica jest ino tako, ze moje opowiadanie skoncyło sie hepi-endem. No, ale pod Turbaczem duzo łatwiej o hepi-end niz w XIX-wiecnej Rosji 🙂
Natomiast nimo mowy, coby smoco-love-story (jak to Motylecek pedzioł) tak niescynśliwie sie skońcyła! Musi być jakieś wyjście! Moze śwarno Dragobella nie wysła za inksego smoka, ino okaze sie, ze zyła z nim w konkubinacie? Abo moze jej chłop-inksy smok to ancykryst stosujący przemoc w rodzinie i ślak go trafi na wieść, ze odnalazła sie dawno miłość Dragobellicki? Abo jesce co? 🙂
Do TesTeqecka
„Niewykluczone, że takie mogą być niebawem zalecenia dietetyków. Kanapka z kartonu, posmarowana smarem syntetycznym z plasterkiem folii popijana syntetycznym napojem energetyzującym.”
No i jesce jakosi przyprawa by sie przydała. Moze jakie opiłki? 🙂
Do Motylecka
Niby do supermarketowyk opakowań oscypka mogliby dodawać ciupage do ik otwierania. Ale kieby to była supermarketowo ciupaga, to pewnie nie dałoby sie niom otworzyć nawet pudełka z ptasim mleckiem 🙂
Do Alecki
„Zauważcie, że awansowałam na dużą litere A.”
Pierwsom, Alecko, cy ostatniom? Bo na te ostatniom pozirom, pozirom – cały cas jest mała.
A moze Smok zająłby sie ekspresowym transportem oscypków za Wielkom Kałuze? Bez opakowań ocywiście! Bez opakowań! 🙂
Do EMTeSiódemecki
Smutno sprawa, EMTeSiódemecko. Cy by nie godać – nie zawiniono ani przez Ciebie, ani przez Twojom Mame. Ale dobrze wies, ze kiebyś fciała rozweselić sie kapecke, odpocąć – w kozdej kwili jesteś w nasej budzie mile widziano 🙂
Do Grzesicka
„nie wiem czemu, może ktoś wyjaśni z czego taka moja pisownia może wynikać. Interesujące by było jakieś psychologiczne objasnienie tego mojego kaprysu.”
Moze podświadomie cujes, Grzesicku, ze GRZEŚ powinno sie pisać z małej litery, a z duzej to dopiero GRZEGORZ? 🙂
Do Mysecki
No nic, Mysecko. Skoro to był jesce mały górolicek, to jest sansa, ze dorośnie, rozumu nabiere i … wyrzuci precki syćkie folie! 🙂
Do Blejkocicka
Blejkocickuuu! Pikny cytat! I budujący! Dzieki! Śle po oscypku dlo Twoik Pociech! A jak kiesik skońcom 18 roków, to i po Smadnym Mnichu bede im słoł! 🙂
Mt7-jesteś na blogu,więc czytasz…
Piszesz o chorobie swojej 87-letniej Mamy i o Twoim powolnym,po kawałku
umieraniu związanym z zarzutami spowodowanymi przez chorobę.
Trudno jest cokolwiek radzić,wszystko ,co by się nie napisało,jest
wtórne,ktoś już to kiedyś powiedział.
Mama kochała i dalej Cię kocha,choć aktualnie nie zdaje sobie z tego
sprawy,tymbardziej,że jak piszesz nikogo oprócz Ciebie nie ma.
O wzajemności z Twojej strony pisać nie ma sensu,tylko, że..
Napiszę teraz parę rzeczy powszechnie znanych,jak wolisz truizmów,ale
niekiedy warto. Otóż,miłość to nie jest wyłącznie to młodzieżowe
i literacko-poetyckie uczucie,które we wszystkich literackich bzdetach
kończy/???/ się szczęśliwie /można wybrać/ pocałunkiem upojnym,
ołtarzem,w najlepszym wypadku narodzinami potomka, MIŁOŚĆ dopiero
się zaczyna, ma trwać aż do śmierci i jeszcze dłużej, i to jest właśnie
najtrudniejsze.MT7-to nie Twoja MAMA tak się zachowuje,i tak do Ciebie
mówi—to przemawia choroba,ciężka choroba.
Miłość to umiejętność ustępowania,tolerancja,pokora,wyrzeczenie się
uznania z drugiej strony,—-jednym słowem to są same koszty,trudne,
ciężkie do przeżycia, ale konieczne ,jeśli się kocha……….
Tam,piętro wyżej,jest normalnie,tam to doceniają,pamiętają,nie może
być inaczej,dlatego musisz wytrzymać,mieć cierpliwość,gdybym był
księdzem,napisał-bym banalnie – dżwigaj Swój krzyż z godnością i pokorą-
—ale co wiedzą o życiu teoretycy????Pytanie-za jakie grzechy?
Za żadne grzechy,to jest prosta konsekwencja uczucia do MAMY,to jest
ta mniej przyjemna i bardzo ciężka konsekwencja.
Więc nie mów , że „powoli umierasz”, Ty żyj świadomie,boleśnie,
mocno,konsekwentnie,bo Ty musisz być silna,opanowana,spokojna
i logiczna–tego wymaga Twoja miłość do Mamy,która ma tylko Ciebie.
A kto powiedział,że miłość to jest coś lekkiego,sympatycznego, że
to jest sama radość?? Jest,oczywiście,ale to również obowiązek,ciężki
przykry,z pewnością niewdzięczny–trzeba być twardym,bardzo twardym
żeby kochać delikatnie i z uczuciem.
Trzymaj się dziewczyno,nie wolno się łamać.
Wymądrzyłem się tu straszliwie,ale nie bez powodu pisałem,że
„nigdy nie jest tak żle,by nie moglo być jeszcze gorzej”- to jest
bardzo optymistyczne stwierdzenie,bo trzeba mieć siłę na to co
jeszcze przed nami,a co nas czeka któż to wie?-tak więc musisz
spokojnie podchodzić do sprawy, Ty jesteś jedyną osobą w tym
duecie,która potrafi i musi logicznie myśleć,która ma szansę kochać
do końca,więc masz obowiązek wykorzystać tę szansę na miłość.
Jak na faceta z opinią wesołka i prowokatora straszliwie się odsłoniłem
ale ja to naprawdę napisałem poważnie/choć niezbyt składnie/
Pozdrowienia i spokojnej nocy!!
MT7!!
Czytaj Owcarka,Profesorka,czytaj nasze dyskusje i kłótne—
—to pomaga,może się uśmiechniesz? czasem?
hej…
Posluchajcie Grechuty „Jeszcze pożyjemy”
O cholera. wiec to nie tak, jak było w książkach?!
Motylek,
bardzo pięknie napisałeś do emtesiódemecki. Podpisuję się pod tym
Drogi Owcarku Podhalanski: Mam nadzieje, ze spodoba sie Tobie mapa ekspedycji Lewisa i Clarka. Pod mapa jest instrukcja obslugi.
http://www.pbs.org/lewisandclark/trailmap/index.html
W wielu z tych miejsc zegary ida do przodu, ale czas sie zatrzymal (to nie sa moje slowa). Zycze przyjemnej podrozy w czasie.
Drogi MT7: Przeczytaj jeszcze raz porade Motylka.
Owczarek Podhalański pisze: „No i jesce jakosi przyprawa by sie przydała. Moze jakie opiłki?”
Bez urazy – sam jesteś opiłek, skoro tyle piwa spożywasz! 🙂
Motylku, napisałeś mniej więcej to, co i ja chciałam emtesiódemeczce napisać. Tylko jakoś lepiej Ci chyba wyszło.
„Moze śwarno Dragobella nie wysła za inksego smoka, ino okaze sie, ze zyła z nim w konkubinacie? Abo moze jej chłop-inksy smok to ancykryst stosujący przemoc w rodzinie i ślak go trafi na wieść, ze odnalazła sie dawno miłość Dragobellicki? Abo jesce co”
A może ten cały drugi smok to była podpucha, bo Dragobella była wściekła na Wawelskiego, że się tak zmył bez słowa 700 lat temu, a teraz nagle pojawił jak gdyby nigdy nic i kit wciska ( z jej perspektywy tak to wygląda), że przespał ten czas… 😉
Profesorecku, spytoj Smoka jak go wołajom, no bo jak to tak? Znomy imiona coły jego rodziny i znajomyk a jego nie? przeca coły cos pod Wawelem nie miskoł, to i jakosik go musieli wołać…
Jesce jedno sparaw wysła z s tyk profesorkowyk godek. Ameryki nie odkrył zoden Kolumb ino smoki! No bo skąd un by mioł tom fojke i tytoń 700 lot temu?
Dzięki Motylku, ja to wszystko wiem i sama w swoim czasie różnych rozumnych porad udzielałam.
No cóż (zacznę, jak Aga), jakoś trzeba przez to przejść z pomocą Bożą.
Cieszę się, że tu trafiłam, bo istotnie można chwilę odsapnąć.
Pozdrówko 🙂
Dzień dobry z mojego póznego poranka!
Spadło trochę śniegu – ale tylko na tyle, żeby poudawać zimę, bo nie wypada, żeby w połowie stycznia śniegu nie było. Tyle tego, co cukru pudru na pączku, ale jest
Wczoraj byłam na baletach u znajomych Kanadoli – na zakończenie obiadu gospodarz wyciągnął wódkę pod tytułem „Lagodna”- smakowała jak żoładkowa gorzka (czyż to nie ulubiona borsuczka?).
Chyba z 5 lat temu przywiozłam gospodarzowi w prezencie taką zgrabną skrzyneczke z pięcioma polskimi wódkami w butelkach po 200gr, miedzy innymi była ta „łagodna”. Pytanie za sto złotych – dlaczego żolądkowa gorzka jest słodka?!
Dobry wieczór tym tam z Down Under – a Aussieland smoków na stanie nie posiada? Trzeba ten temat poruszyć, co prawda gdzieś tam na północ od Aussielandu jest Komodo Island i te dragony, ale do Aussies to nie należy.
Wieczór? W Sydney trzecia nad ranem. A ze smokami kojarzy mi się tylko jaszczurka zwana brodatym smokiem
Owcarecku:
w zakładce „polityka” (tak siem jakoś stało, co cię tam umieściłem) awansowałeś na pierwsze miejsce – kolejność w zakładkach ustawiam zgodnie z tym kogo najbardziej lubię.
->TesTeq
tylem Twoich komentów przeczytał podobających się mi a tu takie cóś….
Red Bull z jakiegokolwiek opakowania – fuj!
->Profesorek
brawo!
codziennie na porannych zakupach oddaję foliowe woreczki z powrotem
->maak
o! ciupagą!
->Owcarecek
fakt, mikroby uodparniajom
a z tom cienkom foliom….dobry pomysł
Trzecia nad ranem to ciągle wieczór w przyzwoitych domach, jaguś 🙂
HA HA !
Właśnie oglądnęłam dzisiejszy teleexpress, ściagnięty via internet… Paradowska w teatrze – nie, nie wśród widowni, a na scenie!
Z tego co widać, wypadła całkiem świetnie! Zwłaszcza w tym futrze… 🙂
Czy to prawda, ze w Warszawie jest smok, ktory przypomina dwu-glowego kaczora? Gdzies czytalam, ze ten smok bardzo przypomina trzy-glowego smoka, ktory bushuje w Teksasie i na Florydzie.
Pozdrowienia z pieknej Francji 🙂
Na razie jest dobrze, dotarlem na miejsce po licznych i krew w zylach mrozacych przygodach, mieszkam u przyjaciol w ich pieknym sredniowiecznym domu, dzis jedlismy pyszne potrawy, pilismu pyszne wino, zwiedzalismy dwa pobliskie zameczki (znapstrykalem sporo zdjec), wlasnie skonczylismy z przyjacielem ustalac strategie i taktyke na jutro. Wlasnie, jutro jest ten decydujacy dzien.
Wiec do zobaczenia i uslyszenia 🙂
Borsuku! To ja juz kciuki zaczynam gimnastykowac, zeby jutro wytrzymaly :). Powodzenia!!
Do Motylecka
Tak se myśle, Motylecku, ze w ogóle dobrze jest, jak jesteśmy z EMTeSiódemeckom, a EMTeSiódemecka z nomi nie ino an dobre, ale tyz na złe. Co prowda ino wirtulanie ze sobom jesteśmy, ale jesteśmy! 🙂
Do Alecki
„Pytanie za sto złotych – dlaczego żolądkowa gorzka jest słodka?!”
Skoro dlo wielu (w tym dlo mnie) najsmacniejsym ciastkiem jest śledź, to gorzko wódka moze być chyba słodkom. Nie musis, Alecko, dawać mi stu złotyk nagrody. Juz wykrodłek je Felkowi znad młaki, ftóry jest najbogatsy we wsi i przekazołek te dutki na WOŚP.
„Trzecia nad ranem to ciągle wieczór w przyzwoitych domach”
… i w przyzwoityk psik budak 🙂
Do Asicki
Pikne dzięki za ten adres! Teroz to nawet nie muse Cie, Asicko, pytać o pozdrowienie Lewisa i Clarka. Sam moge ik pozdrowić, kie bede ik śladem wędrowoł! Jak to pedzioł słynny hamerykański dziennikorz Horace Greeley: „Go West, young dog! Go West!” 🙂
Do TesTeqecak
„Bez urazy – sam jesteś opiłek, skoro tyle piwa spożywasz!”
To chyba racej – opiWek, nie mylić ze słynnym kiesik popiwkiem 🙂
Do Jagusicki
„Ameryki nie odkrył zoden Kolumb ino smoki! No bo skąd un by mioł tom fojke i tytoń 700 lot temu?”
A moze to właśnie od Smoków Indianie dostali tytoń i naucyli sie palić fajke pokoju?
„A ze smokami kojarzy mi się tylko jaszczurka zwana brodatym smokiem”
To Smokom rosnom brody? No to dobrze by było, coby Profesorecek wyryktowoł Wawelskiemu jakie Dżilette abo nawet elektrycnom golarke 🙂
Do EMTeSiódemecki
„istotnie można chwilę odsapnąć.”
Wpodoj ku nom, EMTeSiódemecko, coby odsapnąć i sie z nomi pośmiac jak najcynściej! 🙂
Do Przycynecka
„w zakładce ‚polityka’ (tak siem jakoś stało, co cię tam umieściłem) awansowałeś na pierwsze miejsce”
Piknie dziękuje! Teroz w negocjacjak z mojom gaździnom bede mioł dodatkowy argument, coby zwięksyła mi dziennom racje kiełbasy jałowcowej 🙂
Do Borsucka
Bą żur, Borsucku! (tak w ogóle to cemu Francuzi zawse na dzień dobry zycom sobie dobrego żuru?) Pozdrów od nos syćkie galijskie koguty i poniom Marianne. A ode mnie scególnie Asteriksa, Obeliksa, Idefiksa i Luisa deFinesa 🙂
Do Plumbumecki
Na mój dusiu! To juz za niecałe 3 godziny 15 stycnia! No to faktycnie pora sykować kciuki 🙂
A ka sie podziała Kapisonecka? Miołek jej pedzieć, ze ksiązke pona Vonneguta z opowiadaniem „Pies Edisona” znalozłek w katalogak Biblioteki Głównej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego, ale nie moge jej tego pedzieć, bo jej nimo. Hauuuu!
Dzień dobry późny wieczór 🙂
Ależ ten Twój Owczarku baca to sprytny jest 🙂 Kiedyś – niestety – zakupiłam takiego zafoliowanego oscypka i był tak oślizgły, że nikt go nie chciał zjeść. O zapachu (morderczym wprost) nie wspomnę. Ale jak tak się go zawinie i od razu odwinie, to będzie OK.
Vonneguta już zakupiłam na najsłynniejszym „pchlim targu” w tym kraju. Teraz tylko poczekam kiedy poczta mi go dostarczy 🙂
Smocza historia Profesorka extra. Tylko motyw Smoczycy mi się nie podoba.. 🙁 Życie singla chyba nie jest wesołe.. zwłaszcza jak jedyna baba jaką się zna, już zajęta. Kiepsko. Musisz coś Profesorku z tym zrobić 😉
Motylku kochany, o oscypkach w folii to napisał TesTeq albo Borsuk (za którego oczywiście trzymam kciuki), znaczy linkę do Onetu podał.. I się mnie nie czepiaj, bo ugryźć mogę 😉 (patrzcie Go, się na „poważne gazety” uwziął 😉 )
PS. A nie było mnie, bo zostałam podstępnie porwana przez P_Kapishona w piątek prosto z biura, na wycieczkę krajoznawczo-integracyjną 🙂 Niedawno wróciliśmy. Zdjęcia wrzucam, jak się uporam podam linkę.
Owcarecku!
Radość mam ze kiełbasy jałowcowej racja bedzie winksa. (lubię jałowcową)
Mam zdjęcia. Nie tak marzycielskie jak poprzednio. Ot, zwykła wycieczka. Kto ciekaw:
http://kapishon.fotosik.pl/albumy/114208.html
Pozdrówka dobranocne
Hurra ! Wracam do żywych i do Owczarkowej Budy !!!! Jeszcze nie jako hoża dziewoja, ale już nie w roli przeterminowanej nieboszczki! Z ogromną przyjemnością zabieram się do nadrabiania zaległości, choć Mieciowy od strony łoża jakieś obelgi pod moim adresem śle 😉
He, prawie jak z Sylwestrowym toastem! Borsuczysko drogie- to już dziś? Łapki w kciuki zaciskam i pomyślności życzę! Niech moc Bractwa Budy Owczarkowej będzie z Tobą 🙂
Do Alecki:
Też widziałam (Panią Paradowską), zwłaszcza ostatnie ujęcie zaskakujące i zabawne. Dobrze, że ludzie się bawią.
Zrobiłam zdjęcie z finału WOŚP – pokaz sztucznych ogni, z daleka może niezbyt imponujące, ale zawsze:
http://fotoforum.gazeta.pl/3,0,452677,2,1.html
Do Borsucka:
Trzymaj się Kochany Boscucku, całym sercem jesteśmy z Tobą.
A Luisa deFinesa to i od mojego syna pozdrów, on do dzisiaj może Go po raz setny oglądać.
Owczareczka po łebku głaszczę i dziękuję za życzliwość.
Wszystkim życzę przyjemnych, kolorowych snów.
Witamy, witamy wśród żywych, mieciowo!
Mieciowego kopnąć w lewy półdupek, niech nabierze perspektywy, a nie warczy… I niech się cieszy, że wracasz do życia!
Oglądnęłam zdjęcia kapishona. Ja się kiedyś do Was wproszę… Przypomina mi moje okoliczności przyrody w Ontario. Zapraszam do mnie także zarówno!
No masz… i chyba wszyscy poszli spać!
Tymczasem myśmy oglądneli dwa odcinki filmu Bareji, „Zmiennicy”. Trzeci odcinek się ściaga wlaśnie…. Przepraszam, piratem jestem!
Takich Jurków jak Owsiak to ja popieram. Ewenement na skalę światową. Tutaj też się robi takie imprezy, ale w rozliczeniach wypada cieńko, na jeden zebrany dolar mniej więcej połowa na tak zwane koszty administracyjne. Bez sensu, to śmierdzi biznesem, a nie organizacją charytatywną.
Po obiadku popijamy krew Egeru, a Wy już spicie?! Załujcie, my powolutku, nie speszymy się 🙂
Na koncercie WOSP w Krakowie,na Rynku,zauważyłem Smoczycę w
kolorze intensywnie niebieskim.
Czyżby to była TA Smoczyca?
Czy intensywny niebieski jest kolorem godowym?
Czy Wawelski coś wie na ten temat?
Widziałem również Smoka na rynku w Poznaniu,ale na Wawelskiego
to on mi nie wyglądał.
Gratulacje dla Mieciowego,z okazji powrotu Mieciowej do zdrowia!
Kapishonie, ja się powołałem na tekst Owczarka,to w tym tekscie Cię
zakablowano !!
Alicjo, nie śpimy, kto chodzi spać o tak wczesnej porze, ledwi pierwsza, właśnie powtórki ,,7dnia tygodnia ” Moniki Olejnik wysłuchałem,nie wiem, czy ktoś kojarzy pana Szczygłę z Kancelarii prezydenta, ale jak go słucham, to się denerwuję i teraz zasnąć nie będę mógł, to nawet Roman Wielki mi tak nie przeszkadza.Pan Szczygło zabłysnął stwierdzeniem, że Michnik z Kiszczakiem tworzyli rzeczywistość III RP. Przepraszam, za akcent polityczny, ale zdenerwowany żem.
A orkiestra i przystanek woodstock niech nam będą do końca i radość, miłość, przyjaźń, muzykę szerzą. Pozdrówka dla owczarka, smoka, Profesorka i wszystkich innych.
Grześiu-śmiechem głupka,śmiechem traktować trzeba,nerw szkoda.
Grzesiu-na wesołe zasypianie zacytuję Ci brzmienie zmiany art.38
Konstytucji zgłoszone przez premiera:
„Rzeczpospolita Polska chroni życie poczęte przez ustawodawstwo
i wysiłki władz publicznych”-koniec cytaty.
Jeśli ktoś złośliwie usunął przecinek,to przedni dowcip,jeśli cytat jest
zgodny z oryginałem no to mamy ..ech,słów szkoda!
Wesołego zasypiania życzę.
A widzicie. U mnie dopiero północ, a u Was już rano!
Zarty żartami, zaciskać kciuki za borsuczka! I z rozpędu za grzesicka jutro.
Dzień dobry 🙂
Grześ, pana Szczygło ja kojarzę.. w końcu z W. i M. jest.. Podziwiam go za jedno: za mówienie bez przekazywania jakichkolwiek informacji. Każdemu coś się wymknie. On jak skała. Mistrzem w tym jest niewątpliwie…
A to tworzenie III czy IV RP, to chyba pokłosie tekstu Rybińskiego, który (obok pana Ziemkiewicza oczywiście) naszą narodową Kasandrą powoli się staje.
Motylku, kto mnie zakablował, ten zakablował. Ważne, że Tyś wyciągnął. (widzisz? jakbyś nie kręcił i tak na Ciebie będzie… 😉 )
Cytat, przez Ciebie podany, jakoś w świetle ostatnich politycznych nowinek nie bardzo radosny. Władza tak to życie (dosłowne i przenośne) na prawo i lewo poczyna, że tchu czasem brak. Jakieś wyścigi, czy co? Może by się tak zaczęli trochę oszczędzać?
btw Skąd wiesz drogi Motylku, że w Krakowie to była Smoczyca, nie Smok?
Profesorku kochany, Ty bardzo dokładnie przeczytaj to, co Motylek napisał o krakowskim rynku, bo smocza historia mi spokoju od wczoraj nie daje. Jak tak można było biednego pana Wawelskiego zostawić na lodzie? Nie ta, to inna się znajdzie.. 😉 Prawda????
Alicjo, staropolskim: Prosiemy, miejsca Ci u nas dostatek.. 🙂
A przepis czytałaś?
Pozdrówka
PS. Kciuki oczywiście trzymam 🙂
PS2. Czytałam posty powoli i dokładnie. Żeby znowu nie było, że roztrzepaniec jestem.
Kapishon-że Smoczyca,w TV powiedzieli,sam nie sprawdzałem bo jeśli
w TV powiedzieli to tak być musi.
Grzesiu! Telewizja bywa szkodliwa! Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
Uuuu Motylku, niedobrze. W takim razie ja bym tę informację raczej zweryfikowała.
http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34397,3849746.html – To tak na dobry początek tygodnia… W zasadzie pociesza mnie (ociupineczkę tak) jedynie ostatnie zdanie.
Całe szczęście, że mamy jeszcze Mazowieckiego czy Geremka. Eeeech..
Kapiszonku, powiew (podmuch?) z Mazur bardzo sugestywny. Zwłaszcza: 1) banner (nie wiem skąd skojarzenie z krakowskim neonem sprzed lat – tyleż nieśmiertelnym co złowieszczym – ‚korzystaj z usług kolei radzieckich’ 🙂 ); 2) falujące jeziorne tonie ‚wzięte’ z poziomu tafli (lub prawie). Dobrze mieć takie miejsca wytchnienia…
Grzesiu, szacuneczek za wpis u JP (00.23). Przy okazji – powodzenia w blogowaniu!!! 🙂 (czytałam o ‚półkownikach’ i w pełni się zgadzam).
W sprawie weryfikacji Smoczycy–należało-by poszukać jakiegoś
dobrego SEXSERA/ barejka/,był kiedys taki zawód przydatny w
hodowli drobiu,ale to jest temat dla Profesorka,jest na miejscu
w Krakowie.
Ostatnie zdanie/pocieszające ociupineczkę/ mnie raczej przeraża-
-dożywotni premier i prezydent? przez następne dekady ?? no to
trzeba iść na gorzałę,bez ciągłego znieczulania tego przeżyć
się nie da,chyba,że coś pomogą Owczarkowe teksty,o szanownych
dyskutantach nie wspomnę.Wydaje musię,że dojdzie jednak
do ELEKCJI w Kaczystanie i będziemy mieli monarchię , i to nie
parlamentarną ale absolutną .
.Mazowieckiego i Gieremka to myśmy mieli i mieć już nie
będziemy,po wyborach monarchy,koronacji dokona z racji
pełnionego urzędu Ojciec Dyrektor,pardon Metropolita w-wski i Ojciec
Dyrektor w jednym,Gwardia Moherowa sprezentuje broń i karnymi
szeregami udamy się robić porządek wśród niewiernych-Amen.
Profilaktycznie idę zdegustować wytrawne kalifornijskie winko-
-od czegoś trzeba zacząć to znieczulanie–czego i tobie życzę!
Kapiszonku, jak czytam z samego rana takie teksty jak ten, do którego odesłałaś, to wiem na 100%, że zaniedługo napiszą lub zadzwonią z szerokiego świata z ‚pytaniem dziecięcia’: jak to, ten wasz premier nie wie, że w demokratycznym państwie nie wypada mówić o perspektywach władzy w kontekście własnego wieku… mówi się wyłącznie o przyszłych decyzjach wyborców i ewentualnie (pokornie) chęci/niechęci walki o kolejną kadencję…
Ech!… w pewnym momencie wydawało mi się, że wyuczenie się przez polityków elementarnych manier to tylko prosta funkcja czasu. A tu zamiast lepiej jest coraz gorzej. A spustoszenie w umysłach ‚ciemnego luda’ (copyright J. Kurski, nie ja) powiększa się w przerażającym tempie…
Coś optymistycznego: Motylku – u mnie do obiadu (kolacji/ głównego posiłku dnia) będzie dziś (też) wytrawne kalifornijskie (2003). Mała rzecz a cieszy. Ale teraz trza na ten wieczorny relaks jeszcze ‚kapecke’ popracować. 🙁 🙂 🙂 🙂
Motylku, ja jeszcze Dziecię muszę z przedszkola odebrać, a jak bym tak zaczęła wszystkie swoje smutki zalewać, to by mi Go nie dali.. 😉
Co do Twojej wizji z Moherową Gwardią.. zaiste przerażające.. Ale mnie pocieszyło to, że pan na J. nie ma aspiracji prezydenckich… Bo z tego tandetnego tandemu zdecydowanie bardziej obawiam się właśnie jego ‚genialnych’ rozwiązań. L. jak na razie nieszkodliwy.. no może niezbyt szkodliwy – to lepsze słowa.
Basieńko, jak się zakłada, że żeby wygrać wybory, to trzeba „poznać mentalność debila” (albo jakoś tak to pan Tymochowicz napisał), to się nie mówi: jeśli pozwolicie, wygramy te wybory. Mówi się: będę rządził – krócej, zwięźlej i pod moher szybciej doleci. A wykształciuchami i tak się nie przejmują…
Pozdrówka
Dzień dobry.
Pochmurno, marznący deszcz na zmianę ze śniegiem, paskudztwo! Prasówka już odrobiona – a było nie tykać z rana. I jeszcze czeka mnie robota, za którą nawet nie chce mi się zabrać, bo nie wiem, z której strony to ugryzć. To znaczy – jeszcze nie wiem, ale coś będę musiała wykombinować. Ot, poniedziałek!
Kapishon, przepis zanotowałam gdzie trzeba – odpadnie mi dolewanie wody, bo za mocne to nie wyjdzie 🙂
Nawiasem mówiąc, żurawina tutaj jest bardzo popularna, najczesciej jako domieszka różnych soków – a mowy nie ma, żeby indyk obył się bez żurawinowej konfitury. Ja sama często kupuję żurawine i robię konfitury, robi się to biegiem, żurawina ma bardzo dużo pektyny w sobie.
No nic, zabieram się za robote…
Mrrrał!
A może by tak o pogodzie?
Poczytajcie co to się w naturze wyprawia!
http://www.polskieradio.pl/iar/news.aspx?iID=2695403&p=s
W sobotę byłem na wsi i potwierdzam z własnych obserwacji.
Zwłaszcza pewna grupa szpaków zachowywała się wręcz skandalicznie!
Prawdopodobnie miało to jednak związek owocami aronii, które wcześniej służyły jako wsad do nalewki, a które tymże szpakom jakoś dziwnie zasmakowały.
Pozdrawiam
Blejk Kot
O pogodzie? – proszę bardzo! Oto co upolowałam podczas południowych wagarów
http://fotoforum.gazeta.pl/3,0,453549,2,1.html
(plus dwa kolejne zdjęcia)
… ptaki też śpiewały ale nie nagrałam 🙁
Problem roboczy rozwiazany w połowie. Tymczasem lód tak wali o szyby, jakby ktoś rzucał grochem. Taka zima mi się nie podoba i niech mnie basia zdjęciami z Krakowa nie denerwuje!
Wyciągam moje, bo jak spozieram przez okno, to mi się chce wiosny! A tu taka zapowiedz wiosny sprzed roku, zanotowana aparatem przez kolege z Ottawy, działo się to na przestrzeni iluś tam tygodni, Wojtek fotografował z okna swojego biura:
http://alicja.homelinux.com/news/Oh_Canada/Silly_Goose_2005/images.html
Wracam do roboty 🙁
Blejkotku,
a tyś się do tych szpaków nie dobierał przypadkiem? Bo wiadomo, że kot to pies na ptaki!
Mrrrał Alicjo!
Ja tam za ptakami nie przepadam.
Przynajmniej w sensie kulinarnym.
Ale fakt!
Te szpaki zdenerwowały mnie okrutnie i nawet próbowałem nauczyć je szacunku.
Ale im kompletnie odbiło!
Latały jak oszalałe, wykrzykiwały nie powtórzę co, a co najgorsze
CAŁKOWICIE mnie zignorowały!
Zgroza!
Pozdrawiam
Blejk Kot
Mrrrał Basiu!
Bardzo ładne kwiatuszki!
Wiesz może co to takiego?
(mamy tu małą dyskusję)
pigwowiec chyba
Faktycznie Jaguś!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pigwowiec
Niestety, bardzo słaba jestem z botaniki 🙁 . Kiedyś słyszałam, że ktoś nazywał coś podobnego migdałowcem, lecz nie tylko że palca sobie za to nie dam uciąć to nawet honorem nie zaręczę 😉
… może i pigwowiec, jak chce Jaguś ale ja tam pigw nie widuję w porze zbiorów…
… ładny mi się wydał i delikatny więc zdjęłam (na początku myślałam, że ktoś sztuczne doczepił, ale liczne pąki wyjaśniły sprawę ‚żywości’).
Na Zakrzówku wszystkie pędy drzew i krzewów żyją (tzn wysyłają soki – różnych pięknych kolorów) – i mróz lutowy ma to wszystko zniszczyć… 🙁
No tak, bardzo podobny ten encyklopedyczny… to już będę kapeckę mądrzejsza. Dzięki! 🙂
Drogi Owcarku z Podhalanskich:
…go west, young dog, go west…
Domyslam sie, ze planujesz wycieczke do Oregon. Slynna linia lotnicza, Luftwaffe, lata bezposrednio z Frankfurtu do Portland, OR. Mozesz tez leciec SAS z Kopenhagi przez biegun polnocny bezposrednio do Seattle. Oczywiscie z Polski do Kopenhagi tylko dmuchanym materacem przez Baltyk. Wedlug mojego zegarka przelot z Kopenhagi do Seattle trwa 15 minut. Pomyslisz, ze to jakis Dziki zegarek, albo moze jakis Dziki samolot. Zegarek rzeczywiscie Dziki, ale z samolotem jest troche inaczej. To wcale nie samolot leci z K. do S. tylko autobus ze skrzydlami. Ten autobus ma bardzo duze silniki z literami RR. Litery chyba znacza ‚Road-Runner’, wiec dlatego podroz trwa 15 minut.
Basiecko, zaskakuje mnie za każdym razem kolor wody na Twoich zdjęciach. Jesteś pewna, że on taki jest? W Polsce woda nie jest niebieska.
Alecko, niezwykłe te zdjęcia, zwłaszcza 11.
Czy one tak sobie te gęsi (kaczki?) żyją na ulicach?
Tak sobie myślę, że dawno nie było wpisu Owczarka, już całe 3 dni, Profesorka historia o smoku też już sprzed dwu dni, a ja potrzebuję czegoś bardzo na poprawę nastroju, bo muzyka nie pomaga, wątpię też by kawa + jogurcik do niej albo wieczorkiem zimne piwko przed snem mi pomogły,a nie chce mi się z domu wychodzić po coś słodkiego, więc może się doczekam. jak nie to trudno, a tak sobie myślę jeszcze, że w następnym moim wpisie blogowym, w którym pewnie będzie o negatywnych emocjach będzie trochę pochwał wobec blogu owczarka. No, ale jak to się mówi , dzień bez podlizywania się to dzień stracony, więc czemu by nie. Ale na razie jestem w stanie psychicznym ,,niezadobrym”, albo jak to poeta Świetlicki mówi ,,nieprzysiadalnym”, więc nawet mi się w swym blogu nie chce pisać, szczególnie, że już dziś cosik popisałem. Pozdrówka dla Owczarka i wszystkich wspaniałych blogowiczów.
EMTeSiódemeczko, woda na Zakrzówku była dziś bardzo podobna do tego, co wyszło na fotce. Zważ, jezioro jest bardzo głębokie. Plus wapień i dzisiejsze błękity. Ta komóra ma – mówią – całkiem niezłą matrycę… Raz w Londynie nie byłam zadowolona z odwzorowania fioletów, ale było to w oświetlonych na pomarańczowo wnętrzach supermarketu (i z użyciem lampy) więc się pogodziłam z brakiem wierności. Dziś na tym spacerze ‚upajaliśmy się’ (dusznie i werbalnie) błękitem nieba i jeziornych toni… Chyba to tak właśnie wyglądało. A znajomi nie bez kozery przezywają to miejsce Dubrownikiem. Porównaj morsa w góralskim kapeluszu (adres pod tekstem Owczarka o jałowcowej w niebie) – tam była gorsza pogoda i od razu woda wyszła inna. Pozdrawiam Cię baaardzo serdecznie. 🙂 🙂 🙂
Blejk Kocicku, to ja nijak nie uwierzę, że Ty kot!
Jedyne żywe, któremu mój kot nie przepuścił, to ptaki (no może jeszcze muchu od biedy).
Całymi dniami obsewował te ptaki na parapecie okna i szczekał na nie. Dwa lub trzy razy upolował ptaki w mieszkaniu. Zanim się zorientowywałam w sytuacji, już potwór miał ptaka zębach. Nie chciał ich jeść tylko złapać.
To co z Ciebie za kot.
Ciekawe, jak Borsuczkowi poszło. Nic się nie odzywa.
Gzesicku, cy ty tyz, jak Pan Majewski niedostatecnom ocenę z matematyki miołes?
Przeca Owcarek codziennie do nas pise, a Ty powiadasz, że od trzech dni ni mo wpisu.
Grzesicku, chyba musisz do Pana Giertycha wystąpić o jakie korepetycje.
Tak mi się jeszcze przypomnialo a propos kolorów: przez dwa lata mieszkałam w Monachium. Oczywiście, starałam się wyskakiwać stamtąd do Krakowa znacznie częściej, niż wcześniej z Londynu. I moi monachijscy znajomi czasem się dziwili, że jadę na ‚tę okropną północ’ (np. na cudem wygospodarowany, czterodniowy weekend) – zamiast zwyczajowo w Alpy czy nad podmonachijskie jeziora. Tłumaczyli mi wtedy, że każdy Niemiec marzy o osiedleniu się w Monachium, że to najbardziej na północ wysunięte miasto włoskie, la Deutsche vita, leben und leben lassen, itd. I że powinnam zauważyć, że gdy zdążam do nich z tej okropnej północy, wszystko się zmienia (najpóźniej w okolicach Norymbergi) – nawet (zwłaszcza) powietrze (sic!) Ja im odpowiadałam, że każdy ma jakieś swe południe i Kraków jest tym właśnie południem dla Polski. Może to jest tajemnica naszych ‚podejrzanych’ błękitów, kto wie?…
Oczywiście, zapraszam wszystkich Miłych i Kreatywnych do osiedlania się tutaj. 🙂 A co najmniej – do nawiedzenia mnie. Najpóźniej w drodze na najazd-zajazd Owczarkowej Budy. 🙂 🙂 🙂
…. rolls royce, silver arrow! 🙂
Też 15 minut. Czy to autobus przegubowy, czy taki normalny? A może smoki mają z tym lataniem coś wspólnego? Profesorku, jakie Twoje rozeznanie w tej materii?
Rozwiązałam problem roboty, wykonanie w trakcie. Ale pogoda nadal marna, lód z nieba („o szyby lód tłucze…”).
Pigwowiec pamietam z dzieciństwa – tylko te w starym ogrodzie były zapuszczone i małe cierpkie owocki pojawiały się rzadko, prawdopodobnie trzeba było odpowiednio przycinać krzaczki, a jak myśmy tam zamieszkali, to połowa ogrodu była zdziczała. Na pigwówkę kapishonka by się zdały! Ta sama rodzina co pigwa wyglądająca jak gruszka, tylko owoce pigwowca wyglądają jak małe spłaszczone jabłuszka i są nieziemsko cierpkie.
mt7 : Kanada to zwariowany kraj. Te gęsi jak najbardziej prawdziwe, od paru lat budują sobie to gniazdo właśnie na tym parkingu. Policja przyjeżdża i odgradza dwa parkingowe miejsca, żeby tam nikt nie stawiał samochodu i nie przeszkadzał gęsiom. Z 200 metrów dalej jest rzeczka, gdzie na wiosnę całe stadko ląduje. A zdjęcie nr.11 to rzeczywiście piekne! Przy okazji zapytam Wojtka, czy w tym roku to samo się szykuje.
Z mojej wsi natomiast – na terenie kampusu rok w rok kaczki (oj!) sobie uwijają gniazdo w pewnym miejscu, na takiej „półce” betonowej przy jednym z uniwersyteckich budynków, osłonięte, słoneczne miejsce. Jak młode z wiosną pojawiają się na świecie i już są na tyle duże, że należy je wyprowadzić na wodę (kilkaset metrów do jez. Ontario), odbywa się cała parada: ruch uliczny sparaliżowany w pobliżu centrum, bo kaczki maszerują do wody, policja wstrzymuje samochody, czysty cyrk! Ale jakoś nikt nie narzeka, że gdzieś się przez durne kaczki spózni, przeciwnie, całe miasto czeka na ten dzień i nie daj Boże, żeby się coś kaczkom stało! Co roku są też wielkie artykuły na ten temat w lokalnej gazecie, spróbuję nie przegapić w tym roku. Znajomy Francuz nie mógł się nadziwić tutejszym obyczajom – to jak to, nikt się nie pokusił, żeby kaczkę/gęś upiec?! Jakoś nie 🙂
A robota prawie na ukończeniu, chwała Bogu….
Alicjo, te gęsi (‚Twoje’ kaczki też) impregnowane na hałas chyba są. Zazwyczaj dzikie ptaki potrzebują spokoju, a te tak ‚publicznie’ sobie rodzinkę założyły… Niesamowite. No i to wstrzymywanie ruchu dla pochodu kaczek. Bomba po prostu! 🙂
Basiu, no to Kraków prowadzi przed Olsztynem. U mnie pigwowiec nie kwitnie. Tylko jedno mnie martwi. Bo jak on teraz zakwitł, mróz go zmrozi, to z czego Wy tam sobie ‚pigwóweczkę’ wyrychtujecie? 😉
Grześ, a dlaczego jesteś w nastroju nieprzysiadalnym (ja mówię niewyjściowym)? – ech, ta wścibskość mnie kiedyś zabije.. jak brytyjskiego kota.
I jeszcze o kotach. Mój tygrysek przy mnie upolował na balkonie dwa ptaszki. Obydwa odebrałam (niestety martwe), umoralniając zwierzaka. Dałam sobie spokój po tym, jak kiedyś na balkonie znalazłam tylko dwie łapki i dzióbek…
Mt7, Twój kot też szczekał? P_K zawsze wtedy mówi: „bierz go.. bierz” i mam wrażenie, że kocur rozumie, bo zaczyna się istny taniec na_parapetowy.. Morderca po prostu. 😉
Kapishon, długo by o tym mówić/pisać, więc się może lepiej powstrzymam. Ale jutro pewnie będzie lepiej, bo chociaż jeden stres za mną będzie, jak hospitacja minie.
MT 7, ja liczę zawsze te główne wpisy Owczarkowe, nie te zaś w środku blogu, które są częściej, to masz rację. A z liczeniem to niekiedy mam problem, to się zgadza.Na szczęście w przeciwieństwie do Szymona Majewskiego nie musiałem jednak matury z matematyki zdawać.
Basiu! A nie „upolowałaś” może krakowskich kryształowych aniołów wieczorową porą?
Mieciowo,
I owszem, jest jeden z Ronda Grunw. (NAJpierwsze zdjęcie – PRZED Dżokiem, link podany 10 stycznia, 16;01, pod wpisem Owczarka BLOGU cy BLOGA) ale mam nadzieję sfotografować jeszcze te spod Wawelu i magistratu. 🙂
I uważaj na siebie 🙂
Mrrał EMTeSiódemeczko!
‚Blejk Kocicku, to ja nijak nie uwierzę, że Ty kot!’
Taż ja pisałem, że nie przepadam z ptakami ‚w sensie kulinarnym’ 😉
Pfuj! Alergię na pierze mam.
No chyba, żeby mi ktoś danego ptaka obskubał. No to wtedy moooże…
Ale jako doświadczony kot-weteran nie liczę już na to.
Ptaszki interesują mnie natomiast ze względów, że tak powiem… sportowych.
I tego im nie odpuszczę!
A te piekielne szpaki z piekła rodem wkurzyły mnie do granic kociej wytrzymałości, bo:
Po pierwsze szpak to jakiś tam wróbelek! Kilka razy udało mi się takiego złapać, ale trudne to było, oj trudne! (Poszedłem potem podarować go znajomym i … eee nie wykazali wdzięczności ni zrozumienia)
Po drugie pierwszy raz w życiu widziałem szpaki w tym miejscu o tej porze roku. Ich tam w ogóle nie powinno być!
Po trzeci wydawać by się komuś mogło, że szpak w stanie eeee… wskazującym na spożycie to zdobycz łatwiejsza niż szpak w stanie normalnym. Empirycznie stwierdzam, że jest dokładnie odwrotnie!
I wreszcie po czwarte, żeby choć okruszynę tej aronii zostawiły 🙁 Ta gdzież tam! Ledwie cień zapachu został.
Ale ja ich jeszcze dorwę!
Kiedyś przecież wytrzeźwieją.
A swoją drogą głupieje ta natura, oj głupieje!
Z poważaniem
Blejk Kot
Mrrrau!
A jeśli ktoś potrzebuje jeszcze dowodu, że natura nam głupieje, to proszę.
O choćby tu:
http://www.niezapominajki.pl/PROGNOZA.HTM
Pozdrawiam
Blejk Kot
No sami alergicy: najpierw rekin a teraz Blejk Kot!… Czy w takim razie jesteś też, Blejk Kocie, anorektykiem (ptaszków nie lubiwszy?… 🙂 ). czy to tylko nieuprawniony skrót myślowy, itp nadużycie semantyczne per analogiam mocium panie? 😀
Uuups! Errata. Miało być:
‚Po pierwsze szpak to NIE jakiś tam wróbelek!’
Mrrrał Basieńko!
Dziękuję za troskę.
Może nie wyglądam jak kolega Garfield, ale do anorektyka jeszcze mi dość daleko 😉
Pozdrawiam
BK
Basiu o tym samym pomyślałam, ale ponieważ Motylek mi ostatnio wytknął żem roztrzepaniec i czytam każdy komentarz dwa razy, nie mogę zdążyć z napisaniem swojego.. Taki to już mój kapiszoni, roztrzepańczo-ustabilizowany żywot.. 😉
Blejk Kotku, przyznaję, że za oknem wariactwo. Tymczasem posiłkujemy się bajkami o śniegu (hitem jest ostatnio opowiadana, autorstwa Kapiszoniątka, w której Bob Budowniczy uczy się jeździć na nartach, zapomina je zabrać z domu, wraca po nie i zasypia na sedesie… Kwintesencja umysłu pięciolatka), syropem z czosnku (to Młody) i ‚pigwówką’ (to starzy). Stare, „babciowe” sposoby na przedłużającą się szarugę i pluchę są najlepsze.
Zresztą, ostatnio z P_K się poddaliśmy i zamiast planować wyjazd na narty, planujemy wyjazd nad morze.. (ten przyczółek też opanowany)
A szpaki to rzeczywiście chamulce w takim razie 😉
Grześ, pamiętaj, że trzymamy kciuki!!! 🙂
Ufff, ulżyło mi Blejk Kocie (w kwestii odżywiania Waszmości). Też pozdrawiam!
Kapiszonku, wobec nieciekawych prognoz, feryjna opcja morska wygląda bardzo pociągająco. Ja uwielbiam sztormową pogodę nad Bałtykiem ale wtajemniczeni mówią, że tylko mi się wydaje, iż coś o tym wiem… 🙂
Fakt, najważniejsze to w zdrowiu względnym sie uchować/przechować po-przez te wszystkie infekcje. Jeszcze raz pozdrówka dla Mieciowej, wszystkich rekonwalescentów i przyszłych rekonwalescentów. 🙂
Mrrrał Kapiszon!
3 główki czosnku, 3 cytryny, szklanka wody, 3 łyżki miodu?
My to stosujemy.
Działa!
Basiu znalazłam! Jesteś Wielka!!! Dziękuję 🙂
Blejk Kotku, to! Rany. Drugi raz w ciągu kilku dni opada mi tu szczęka 😉 Szkoda, że nie widzicie Kapiszoniątka, kiedy to łyka i gdera: O Boże! O Jezu! Jakie to ohydne!.. itd. Tylko ja więcej miodu daję. Tak ze 2/3 szklanki.
Basieńko, kawał swojego życia spędziłam nad morzem. I sztorm to coś pięknego, zwłaszcza kiedy bije o redłowską skarpę… A ile bursztynków później!
No wiesz, Mieciowo, do wielkości to ja się dopiero zbliżę 😉 jeśli/gdy wygospodaruję chwilkę czasu by pójść pieszo te 25 min ku Rynkowi w dobra pogodę wieczorem, popstrykać to wszystko, co nam magistrat w szczodrobliwości swej niezmiernej w tym roku wyryktowoł. I jeszcze w paru wersjach popstrykać trzeba aby nie było takiej wtopy, jak dziś z nieostrym ujęciem pigwowca… ale skąd ja mogłam wiedzieć, że Blejk Kot wrzuci temat?! 🙂
Najprzepyszniejszy świezo-parzony kawowy toast (bo spirytualiów jeszcze „nienada”)
Za Borsuczka 🙂
Za Olę 🙂
Za Grzesia 🙂
by im się jutro wiodło!
A kciuki swoją drogą od wczoraj w użyciu!
Za Borsuczka 🙂
Za Olę 🙂
Za Grzesia 🙂
Pozdrawiam i dobranoc!
Z poważaniem
Blejk Kot
Trzymam kciuki, trzymam 🙂 Aż mi palce pobielały..
Dobrej nocki życzę Państwu
Dzisiejszego wieczoru,wznosząc kalifornijskim winkiem toasty za
powodzenie Borsuka,Oli,Grzesia – miałem niewątpliwą przyjemność
przegryzać te toasty faworkami/ lub chrustem jak kto woli/,dobre
to było,zgodne z karnawałową tradycją.Wyszło po półmisku na twarz
nie licząc psa,który też lubi pojeść chrustu.W końcu cały wieczór był
na to przeznaczony a w domu same łakomczuchy,pracowite łakomczuchy
bo Panowie wykonali własnoręcznie całą robotę,piękniejszej części
rodziny pozostawiając zmywanie/ zobowiązanie było podjęte na ochotnika/
w myśl zasady–nie zmyjesz,nie zjesz.
Motylku, widzę,że podobnie spędzamy czas, bo ja popijam sobie winko przed snem, wprawdzie nie pogryzając niczym. A winko dobre, bo polskie, tzn. swojskiej roboty, prezent od znajomych.A za trzymanie kciuków dzięki, ale jeszcze jutro do 10.30 musicie się postarać, a później już wszystko będzie mam nadzieję dobrze.
Grzesiu-pal sześć nadzieję—Ty Miej Pewność!! Powodzenia!!
Witojcie! Długo sie nie odzywołek, bo jaz do tej pory ryktowołek nowy wpis – od paru dni miołek go w głowie, ale jakoś nie miołek casu przekopiować go z głowy na komputer. Ale wreśce jest gotowy. Przed kwileckom przesłołek go ponu Markowi i jego załodze, więc w ciągu dnia powinien sie ukazać. Dobrej nocy tym, u ftóryk teroz jest noc i miłego dnia tym, u ftóryk teroz jest dzień! 🙂
http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,631,22500727.html
Bljek kot? 🙂
Północ za godzinę u mnie, żegnam śpiochów przewracających się na drugi bok!
*Blejk Kot miało być…
Mrrrał Alicjo!
Piękne.
O ten jest nawet trochę podobny do mnie.
http://fotoforum.gazeta.pl/72,2,631,22500727,23457136.html
Ale to chyba jakiś młokos.
A ja biorę się za robotę 🙁
Niestety tylko jako kot jestem emerytem 😉
A właściwie to do kiedy mamy trzymać te kciuki?
Niewygodnie trochę…
Pozdrawiam
Blejk Kot
Do Kapisonecki
Dzięki za fotkowego linka! Alecce te fotki przybocujom jej okolice, to moze ta Kanada jest … kasi pod Olsztynem? A to jeziorko, ftórego nazwy nie znocie to moze Ontario? 🙂
A co do rządzenia jaz do 91 roku zycia … przybocyło mi sie, jak w roku 1981 w programie radiowym „60 minut na godzinę” hyrny Kolega Kierownik na kozdom wypowiedż ludzi Solidarności odpowiadoł tak: „Aaa! To znaczy, że wy chcecie waaadzy!” Ocywiście była to bujda, ale podobno w kozdej bujdzie jest ziarko prowdy. No to teroz juz wiemy w cym, a właściwie w kim to ziarko tkwiło 🙂
Do Przycynecka
Telepatycnie chyba juz na gaździne wpłynąłek – dostołek dzisiok kiełbasy więcej niz zwykle! 🙂
Do Mietecki
Ale rozumiem, ze te obelgi Mieciowego to w trosce o Twoje zdrowie, Mietecko? No to mozno mu chyba darować 🙂
Do EMTeSiódemecki
Mozno pedzieć, ze Twojo fotka, EMTeSiódemecko, to jest – WoŚP by night! 🙂
Do Alecki
„Tymczasem myśmy oglądneli dwa odcinki filmu Bareji, ‚Zmiennicy’. Trzeci odcinek się ściaga wlaśnie”
To chyba jesce kawałecek do odcinka, kie syćka sukali placu Adolfa Hitlera we Warsiawie. Jeden z najpikniejsyk kawałków w tym serialu.
„Tymczasem lód tak wali o szyby, jakby ktoś rzucał grochem.”
Lód zamiast dyscu? Przybocujom mi sie store opowieści przewodników beskidzkich, jak godali, ze w Niżnim Komarniku na Słowacji zamiast dyscu padajom banany (to był pocątek roków osiemdziesiątyk, kie o bananak mozno było ino pomarzyć) 🙂
Do Motylecka
„Widziałem również Smoka na rynku w Poznaniu,ale na Wawelskiego to on mi nie wyglądał.”
Motylecku, z tego co wiem, Smoki Poznańskie som dwa – mówiom „meee”, majom biołek futerko, krótkie ogonki, rozki i w kozde południe na poznańskim Rynku tymi rozkami sie trykajom 🙂
Do Grzesicka
„Pan Szczygło zabłysnął stwierdzeniem, że Michnik z Kiszczakiem tworzyli rzeczywistość III RP.”
No … powiedzmy, ze w jakimś stopniu tworzyli. Ale takom wypowiedziom pon Sz., doje do zrozumienia, ze on sam umie lepsom rzecywwistość stworzyć. No to … Maestro, prosimy!
Zaś Orkiestra, Grzesicku jest pikno, ale mo jednom maluśkom wade. Jej motto to „miłość, muzyka, rock and roll”, a przecie powinno być: „miłość, muzyka, rock and roll, oscypek” (celowo pomijom tym rozem Smadnego, bo przecie w akcjak WOŚP bierom udział licny nieletni, za co im zreśtom kwoła) 🙂
Do TesTeqecka
„Przed użyciem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.”
A jak ftoś sam jest lekorzem, to co mo zrobić? Skonsultować z inskym lekorzem, cy przeprowadzić dialog za samym sobom? 🙂
Do Basiecki
„wytrawne kalifornijskie (2003)”
Jeśli to kalifornijskie serwował sam pon Sutter (co kalifornijskim winom cęsto sie zdarzo), to poźrej, Basiecko, cy przypadkiem po dnie butelki grudki złota nie pływajom 🙂
Do Blejkocicka
„A może by tak o pogodzie?”
Mozno, Beljkocicku. Ino w moik stronak pod Turbaczem to kozdo pogoda jest pikno! 🙂
Do Asicki
Dzięki, Asicko, za instrukcje! Oj, bedzie na tym Dzikim Zachodzie roboty, bedzie. Pomóc ponom Lewisom i Clarkowi dojść nad Pacyfik to jesce pół bidy. Ale bede tyz musioł udać sie na południe Dzikiego Zachodu, coby pomóc Davy’emu Crockettowi i Jimowi Bowie obronić Alamo przed okrutnym ponem Santa Annom. Bez pomocy owcarków podhalańskik załoga Alamo nimo sans! 🙂
komentarza obiecanego jak nie bylo, tak nie ma 🙁 (pan Marek ma widac duzo roboty :))… to nie pozostaje nic innego jak trzymac te kciuki i czekac
A Grześ już pewnikiem po hospitacji. Pewnie Go hospitalizują, skoro się nie odezwał.
Grzesiu -z tarczą ??
‚poźrej, Basiecko, cy przypadkiem po dnie butelki grudki złota nie pływajom’ – pisze Owczarek. Cóż, dno się pokazało (jak zawsze), grudki złota – niestety… (też jak zawsze) 🙁 😀
W Poznaniu na rynku był smok i ogniem zionął straszliwie,a poznańskie
koziołki spokojnie rozbijały własne łby-tak to było w niedzielę owsiakową.