Łikendzisko

Dłuuuuugi łikend! Pikny długi łikend! Łikendzisko, mozno pedzieć. Ale Polacy sie ciesom! Ostatni roz byli tak radośni pod koniec marca, kie puchar świata w skokak narciarskik po roz cworty do chałupy Adasia Małysza powędrowoł. No, potem jesce świętami wielkanocnymi Polacy sie ciesyli, ale cy bardziej niz długim łikendem? Róznie to moze być. Wielkanoc jest pikno, ale kielo to sie trza przed niom narobić: chałupe wysprzątać, jadła nakupować, mazurków i bab drozdzowyk napiec, krucafuks! A w same święta? Jest wreście cas na odpocynek? No, nimo. Jak zauwazyła kiesik TyzAlecka, zycenia spokojnyk, rodzinnyk świąt to zycenia pobozne. Bo święta i rodzinne, i spokojne być nie mogom. Abo jedno, abo drugie. No i najcynściej som rodzinne. Odwiedzo sie jednom rodzine, drugom rodzine, trzeciom rodzine abo przyjmuje sie jednyk gości, drugik gości, trzecik gości … Abo na przemian, roz sie kogoś gości, a roz samemu gościem sie jest. I kie wreście syćkie gościny zostanom zalicone – jest juz lany poniedziałek wiecorem. Koniec świąt. Ot i cały wielkanocny odpocynek. Krucafuks!

Ale długi łikend to juz co inksego. Na długi łikend chałupy porządkować nie trza, w kozdym rozie nie tak dokładnie jak na święta. W odróznieniu od świąt długi łikend rodzinny być nie musi. Pełno śleboda jest. Mozno jechać w góry, nad jezioro, nad morze, do lasu, na działke, na wieś, na zielonom trawke, pod gruse abo do pełnego piknyk zabytków miasta. Mozno tyz po prostu nika nie jechać, ino beztrosko sie wylegiwać i nucić pod nosem piosnke dwók braci-bliźniaków, ale nie tyk, o ftóryk od rozu zeście pomyśleli, ino tyk, co som krajanami wyzej wymienionego Adasia Małysza. Ocywiście idzie mi o piosnke o tym, ze fto sie ceni, ten sie leni.*

Radując sie z długiego łikendu pomyślmy tyz jednak i o tyk, dlo ftóryk ten łikend jest przycynom zmartwień, a nie radości – o pracoholikak. Jo tutok fce im złozyć najscyrse kondolecje. Ten tydzień musi być dlo nik po prostu straśny! Nawet jeśli udo im sie póść do pracy w poniedziałek, środe i piątek, to i tak rzecywistość w ik ocak jawi sie sakramencko ponuro: wtorek (1 maja) – wolny, cwortek (3 maja) – wolny, no i jak dołozyć do tego wolnom sobote i niedziele, to obraz całego tyźnia moze prowdziwego pracoholika zwycajnie powieść ku myślom samobójcym. Ino trzy dni roboce i jaz śtyry wolne! Jesce roz dlo syćkik pracoholików – scyre kondolencje.

A syćkim niepracoholikom piknie zyce, coby ten długi łikend trwoł i trwoł. I coby nie było im za barzo smutno, kie o północy z 6 na 7 maja zacnie sie nowy tydzień, tydzień, we ftórym znów poza sobotom i niedzielom zoden wolny dzień sie nie nojdzie.

Jo – podobnie jak więksość narodu – długie łikendy barzo lubie Ale z inksego powodu niz ludzie. Jo lubie łikendziska, bo wte w góry przyjezdzo cały kierdel turystów. A ci turyści przywozom ze sobom duzo jedzenia. Zaś jo błagalnym spojrzeniem piknie to jedzenie od nik wyłudzom. Nawet teroz, kie ten wpis ryktuje, pozirom przez okno na droge, coby widzieć, co za turyści idom. Widze, ze idzie chłopak z dziewcynom, typowi przedstawiciele gatunku Delirus montanus, na ik grzbietak wielkie plecaki, ze śpiworami, namiotami, od rozu widać, ze pódom takimi ślakami, ftórymi inksi nie chodzom. Od nik za duzo wyłudzać nie bede, bo wiem, ze jedzenia wzięli jak najmniej, coby jak najmniej mieć dźwigania. No to przecie nie bede narazoł mojego ulubionego gatunku turystów na głodowom śmierzć O! Ale grupa turystów niemieckik idzie! Skąd oni teroz tutok? Oni przecie nie majom długiego łikendu. Niewozne. Wozne ze som. A niemieccy turyści zawse duzo do jedzenia ze sobom majom. Bedzie co od nik wyłudzać. Za Niemcami jakosi dziewcyna idzie. Ale jako chudo! Anorektycka! Eee, no to ku niej podchodził nie bede, bo po co? Ona moze mi dać do jedzenia ino to, co je sama, cyli nic. Ooo! Autokar nadjechoł! Jakosi wyciecka dzieci! Na mój dusiu! To dopiero wyzerka bedzie! Z takimi dziećmi zawse mom najlepiej! Zawse nojduje sie dziecko, ftóre fce mi oddać swojom kanapke. Drugie dziecko, kie to uwidzi, nie fce być gorse i tyz mi oddoje to, co mo do jedzenia. A wte trzecie dziecko nie fce być gorse od pierwsego i drugiego, cworte nie fce być gorse od pierwsego, drugiego i trzeciego – i tak od całej wyciecki dostoje taki pocęstunek, ze jestem piknie najedzony na cały dzień, a baca właściwie nie musi ryktować mi kolacji (choć jeśli wyryktuje, jo sie nie obraze).

No to skoda casu na siedzenie w chałupie. Lece do tyk dzieci, zanim kasi pódom i same te swoje kanapki zjedzom. Potem pojawiom sie we wsi kolejni przyjezdni i od nik tyz trza bedzie cosi dobrego powyłudzać I tak przez najblizsyk pare dni.

A kie juz sie porządnie najem, to wróce do komputra i wte opowiem wom o pewnym hyrnym mnichu, ftóry niefcący wyryktowoł dunajeckie tsunami, o ftórym niedawno pon redaktor Penszko na swoim blogu godoł. Hau!

* Jak nie znocie tej piosnki, nojdziecie jom tutok: http://www.teksty.org/g/golecuorkiestra/ktosieceni.php