Ludzkość kontra komputry

Swego czasu komputer wygrał w szachy z szachowym arcymistrzem Garym Kasparowem i ludzkość, w każdym razie znaczna część ludzkości popadła z tego powodu w pesymizm, szachowe zwycięstwo komputera miało jakoby zwiastować dalsze zwycięstwa maszyn, kolejne, nieuniknione i coraz bardziej wszechogarniające i upokarzające klęski człowieka w starciu z maszynami, i istotnie w pewnej mierze tak być może, być może w niejednej jeszcze dyscyplinie komputer niejednego jeszcze arcymistrza położy na łopatki, ale moim skromnym zapijaczonym zdaniem, dopóki nie znajdzie się taki komputer, co potrafi wypić więcej od człowieka, ludzkość nie powinna czuć się w swych pryncypiach zagrożona. […] Dajcie mi maszynę genialnie skonstruowaną, dajcie mi komputer o niebywałych zasobach inteligencji, niech ma pojemność nieskończoną, niech jego halogeny świecą siłą tysiąca słońc, niech będzie wielki jak przedwojenna kamienica, niech będzie zaprogramowany na studzienne picie, niech będzie odporny na uzależnienie, niech ma wiekuistą tolerancję na gorzałę, niech ma specjalne podzespoły pozwalające na całkowitą kontrolę sytuacji, niech ma mózg mocny jak piec martenowski i niech ma prawo wyboru trunku. I postawcie między nami skrzynkę wybranego przezeń trunku i niechaj starter da znak, a wnet ujrzycie tryumf człowieczeństwa oraz humanizmu. Jak długo on pił będzie ramię w ramię ze mną: miesiąc, dwa, pół roku? Przecież prędzej czy później o kolejnym bladym świcie, prędzej czy później po kolejnym zbawczym klinie, zanim mnie gorzała po kościach się rozejdzie, zanim zdążę się podnieść, rozgrzać, zarumienić i wygłosić pierwszą natchnioną myśl, on zgaśnie, padnie, straci przytomność i wyrzyga cały twardy dysk.*

Fto cytoł „Pod Mocnym Aniołem” pona Pilcha, ten wie, z cego to cytat. Fto nie cytoł, ten mógł nie wiedzieć, ale teroz juz sie pewnie domyślił. Mnie powyzsy wywód piknie uciesył, bo jako najwięksy przyjaciel cłowieka fciołbyk, coby to on wierchowoł nad komputrem, a nie na odwyrtke. Tymcase wom ludziom zdarzo sie myśleć, ze jest właśnie na odwyrtke i przez to zupełnie niepotrzebnie prowokujecie samospełniające sie proroctwo. Na mój dusiu! Cy jo do tak piknego wywodu mógłbyk cosi dodać? Moge co najwyzej sprawdzić całom rzec empirycnie, bo podejrzewom, ze pon Pilch do opisanego przez siebie pojedynku z komputrem nie przystąpił. No to niekze ftoś przystąpi! Jak nie pon Pilch, to jakisi inksy cłek! A ze najblizsy cłek, jakiego mom pod łapom, to mój baca, postanowiłek z niego właśnie ucynić reprezentanta ludzkości. Reprezentantem komputrów zostoł ocywiście ten, ze ftórego jo swoje wpisy ryktuje.

No i w ostatniom sobote wiecorem włącyłek nas komputer i wytłumacyłek mu, ze bedzie musioł pokazać, cy w piciu alkoholu jest lepsy od mojego bacy. Pozwoliłek masynie wybrać trunek, coby syćko było zgodnie z wyryktowanymi przez pona Pilcha zasadami.
– Co wybieros? – spytołek rywala mojego bacy.
Ten nie odpowiadoł. Inteligentne urządzenie niby, niby przedstawiciel gatunku, ftóry z ponem Kasparowem w sachy wygroł, a na tak proste pytanie odpowiedzieć nie umie!
– Moze być Smadny Mnich? – spytołek wreście, kie dosłek do wniosku, ze prędzej następnom wersje Łindołsów na rynek rzucom niz ten komputer na coś sie zdecyduje.
Komputer nic nie pedzioł. No to znacy, ze sie zgodził. Zakrodłek sie do kuchni, wyciągłek z lodówki Smadnego Mnicha i postawiłek przed komputrem.
– Pij – pedziołek.

A potem znowu posłek do kuchni, wyciągłek z lodówki drugom flaske Smadnego i podrzuciłek bacy tak, coby mnie nie zauwazył. Nie było to trudne – baca na nic, co sie działo wokoło, nie zwracoł uwagi, bo pochłonęło go oglądanie mecu z Belgami (nie mylić z tym ostatnim mecem z Serbami, ftóry byśmy wygrali, kieby nie to, ześmy go zremisowali).
– Gooooool!!! – wrzasnął nagle baca i tak wysoko podskocył, ze kieby sufit u nos był o 2-3 centymetry nizej, bidok nabiłby se piknego guza.
– Zdrowie Ebiego Smolarka! – zawołoł baca i chycił przyniesionom przez mnie flaske, nawet nie zastanowiło go, skąd sie ona wzięła. Wyjął z kieseni śwajcarski scyzoryk, co to mo rózne pikne rzecy, w tym otwierac flasek, otworzył piwo i zdrowie pona Smolarka wnet do swojego brzucha przeloł.

No, dobra. A komputer? Posłek do pokoju, we ftórym komputer stoi. I wiecie kielo wypił? Wyobroźcie se, ze nic! Nawet nie zacął! Co jest krucafuks? A moze… trza go na to picie zaprogramować? No jasne ze trza! Komputer bez progamu jest wart telo, co nowo Felkowo limuzyna bez opon! No to zaroz zaprogramowołek nasom masyne najpikniej, jako umiołek. Ściągłek zębami kapsel, stanąłek na wprost komputra i pedziołek:
– Poziroj, sietniocku, jak to sie robi.
W mig całom zawartość flaski wypiłek. I ślus. Sami chyba przyznocie, ze miołek prawo uznać, ze komputer zostoł zaprogramowany nalezycie? Posłek po następnom flaske dlo komputra, a potem po kolejnom dlo bacy. Akurat kie ku bacy podchodziłek, pon Smolarek znowu strzelił gola.
– Gol! Gooooool!!!! – krzycoł baca, jakby fcioł pomóc komentującemu mec sprawozdawcy. – Zdrowie Ebiego po roz drugi!
Na mój dusiu! Baca wyrwoł mi flaske z zębów! Ale znowu w ogóle mnie przy tym nie zauwazył! No i zaroz wartko całe piwo wypił.

Posłek zobacyć, jak idzie komputrowi… W ogóle mu nie sło! Ze stojącego przed nim Smadnego nie ubyło ani kropelki! Hmmm… moze jednak popełniłek jakisi błąd w programowaniu? Moze zbyt wartko tamtom flaske wypiłek i komputer nie nadązył, coby syćko zapamiętać? No to postanowiłek, ze jesce roz mu picie piwa pokaze, tym rozem barzo, barzo powoli. Piłek tak wolno, ze skońcyłek niewiele przed końcem mecu.
– O! Tak to sie robi. Cy cegoś nie zrozumiołeś? – spytołek na koniec. Komputer nic nie odpowiedzioł. Cyli zrozumioł syćko. No to przyniosłek mu nowom flaske. Bacy tyz. Tym rozem ostroznie zblizołek sie ku bacy, coby znowu mi gwałtownie piwa z zębów nie wyrwoł.
– Koniec mecuuuuu!!! – zawołoł nagle uradowany baca i znowu do wierchu hipnął. Jo tyz hipłek, bo mnie tyz naso wygrana uciesyła. No i kie hipłek, Smadny Mnich mi sie wymsknął, frunął przez powietrze lotem balistycnym i… wylądowoł w prawej dłoni bacy.
– O, Smadny Mnich – pedzioł do siebie kapecke zdziwiony baca, ale jego radość z wygranej była tak wielko, ze nie w głowie mu było zastanawiać sie, odkąd to piwa same ludziom do rąk skacom.
– Zdrowie pona Benhakera! – zawołoł baca i zaroz zdrowie trenera nasej reprezentacji wylądowało tamok, ka juz wceśniej było podwójne zdrowie pona Smolarka.

Fciołek póść ku komputrowi, ale nagle baca wstoł i rusył ku wyjściu z pokoju. Jo więc wartko schowołek sie za fotelem gaździny, ftórej akurat w chałupie nie było. I kany baca poseł? Do komputra właśnie!
– O! I tutok Smadny Mnich stoi? – zdziwił sie baca, kie nolozł sie w sąsiednim pokoju. – No to skoro stoi, to trza wypić. Zdrowie całej nasej piłkarskiej reprezentacji!
A potem słysołek, jak baca otwiero flaske, robi gul-gul-gul, prycho z zadowoleniem i na koniec wynosi pustom flaske do kuchni.

Więcej Smadnyk w chałupie nie było. Pojedynek nalezało zatem uznać za zakońcony. Nie pozostoło mi nic inksego, jak podsumować wyniki. Ino… co by nie godać, jo tyz tutok kapecke Smadnego Mnicha wypiłek. Po to wprowdzie, coby zaprogramować komputer, ale wypiłek. No to w końcowej klasyfikacji siebie tyz muse uwzględnić:

1. baca – 4 flaski Smadnego Mnicha
2. owcarek – 2 flaski
3. komputer – 0 flasek.

Tak więc, moi ostomili, rzecywistość jest dlo komputrów jesce corniejso niz to pon Pilch opisoł – nie ino ludzie nad nimi wierchujom, ale psy tyz. Hau!

P.S. Pedziołek, ze w chałupie Smadnego Mnicha zabrakło. Ale w mojej budzie na scynście nie. I przybocuje, ze tym budowym Mnichem w najblizsom niedziele urodzinowe zdrowie Borsucka pić bedziemy! 🙂

* J. Pilch, Pod Mocnym Aniołem, Kraków 2006, s. 171-172.