Felkowy grosik

Felek znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi, roz w tyźniu cierpi na ból brzucha. A dokładniej – w kozdom niedziele. Kielo rozy do kościoła pódzie, to podcas zbierania na tace nagle wstoje, godo, ze brzuch go znienacka straśnie rozboloł i ze musi wyjść. No i wybiego do pola. Po paru minutak wraco i godo, ze brzuch jakoś przestoł mu dolegać. Ale dzisiok w kościele Felek był jakisi taki zmęcony, siodł w kościelnej ławce i… usnęło mu sie. Kościelny ruso od ołtarza z tacom, a Felek śpi. Monety brzęcom, rzucane na tace jedno po drugiej – a Felek dalej śpi. Kościelny juz zbiero dutki w ostatnim przed Felkiem rzędzie ławek –  Felek zaś cały cas jest w objęciak tego greckiego pona na litere M. A obok Felka mój baca siedzioł. No i baca trącił Felka w łokieć i sepnął mu w ucho:
– Ej! Feluś! Chyba pora coby brzuch cie rozboloł!

Felek otworzył ocy… a tutok kościelny juz podsuwo mu tace pod sam nos! Zerwoł sie Felek na równe nogi, jakby fto mu śpile w rzyć wbił. Fcioł wybiec, ale zderzył sie z kościelnym i niefcący podbił tace do wierchu. Taca wykonała w powietrzu kilka salt i wylądowała dnem do góry na głowie siedzącego za Felkiem Wincentego. Janiela od rozu sie oburzyła, ze fto to słysoł, coby chłop w kościele w copce siedzioł, nawet jeśli jest to copka z kościelnej tacy. Ocywiście uzbierane przez kościelnego papierowe dutki wysypały sie, a monety poturlały w róznyk kierunkak. Zaroz zrobił sie rwetes. Ludzie rzucili sie do zbierania dutków. Odprawiający mse wikary usilnie pytoł wiernyk, coby pozostali na miejscak i dalej piknie ucestnicyli we msy, ale nifto go nie słuchoł. Felek – będący sprawcom całego zamiesania – woloł cichcem wycofać sie z kościoła, wrócić do chałupy i do końca dnia nikomu nie pokazywać sie na ocy. Jako ze syćka byli zajęci zbieraniem dutków, nifto nie zauwazył, kie Felek wyseł. Wikary tyz nie zauwazył, bo poziroł do wierchu i modlił sie o janielskom cierpliwość abo o wartkie przeniesienie do inksej parafii. W sumie to ładnie z jego strony, ze doł Ponu Bóckowi wybór.

Wreście wspólnym wysiłkiem noleziono syćkie tacowe dutki. I jesce coś! Storo Jaśkowo, co to jest najbidniejso we wsi, nolazła Felkowy portfel! Felek musioł go zgubić, kie zderzył sie z kościelnym!

Msa sie skońcyła. Tłum zacął wychodzić z kościoła. Storo Jaśkowo tyz wysła, a wroz z niom mojo gaździna.

– No to teroz póde do Felka oddać mu ten portfel – pedziała Jaśkowo.
– A niby cemu ty mos ku niemu iść? – mojo gaździna zacęła Jaśkowom podbuntowywać. – Niek on sie ku tobie zgłosi! Trza ino do fudamenta zadzwonić i pedzieć, ze jego portfel sie nolozł.
– Ale jo przecie nie zadzwonie, bo nimom telefonu – pedziała Jaśkowo.
– To prowda – uświadomiła se gaździna. – Wiecie co, krzesno? Dojcie mi ten portfel. Jo zadzwonie do Felka.

Jaśkowo sie zgodziła. Dała portfel gaździnie. Gaździna wróciła do chałupy i zadzwoniła do Felka, jako obiecała. Okazało sie, ze Felek nie był jesce świadom swej zguby. Ale kie dowiedzioł sie, ze jego portfel lezy teroz u nos, od rozu wsiodł do swojego nowego mercedesa i tak wartko ku nom przyjechoł, ze sam pon Chołowczyc nie umiołby sybciej. Zaroz wpodł do nasej chałupy jak burza. Uwidziawsy portfel w rękak gaździny, chycił go jakby sie boł, ze gaździna moze sie zaroz rozmyślić i nie oddać jego własności. Po kwili wybośkoł swój portfel z kozdej strony i przytulił do policka.

– Piknie dziękuje wom, krzesno – zdobył sie wreście na jakiesi słowo wdzięcności.
– Nie mnie dziękujcie, ino storej Jaśkowej – pedziała gaździna.- To ona twój portfel nolazła. I za to powinieneś teroz póść ku niej i dać jakomsi nagrode.

Felek sie zmiesoł. Po głowie drapać sie zacął.
– No… jo… – wybąkoł. – Jestem Jaśkowej piknie wdzięcny. Ale mi teroz straśnie brakuje dutków.
– Jaśkowej brakuje jesce bardziej – zauwazyła gaździna.
– Cy jo wiem? – zastanawioł sie Felek. – Z ludźmi nieroz tak jest, ze niby som bidokami, a potem nagle sie okazuje, ze wielkie bogactwa kasi ukryte majom. Abo konto w banku śwajcarskim…
– Felek! Przestonies ty bździny godać? – warknęła gaździna.
– No juz dobrze, dobrze. Jade ku tej Jaśkowej – pedzioł Felek i wyseł. A potem wsiodł do swojego mercedesa i rusył.

– Słysołeś, jak naso gaździna z Felkiem godała? – spytoł kot mojej gaździny, kie wydostoł sie chałupy i ku mojej budzie przyseł.
– Nie było w mnie w chałupie, ale mom pikny psi słuch. Kozde słowo słysołek – odpowiedziołek.
– I co? Myślis, ze naprowde Felek coś Jaśkowej do?
– Na mój dusiu! – zawołołek. – To by była sensacja!
– Chybojmy za Felkiem – zaproponowoł kot. – Zobacymy, co zrobi.

No i polecieliśmy za Felkowym autem. Nawet nie musieliśmy barzo wartko biec, bo Felek jechoł powoli. Najwyraźniej do Jaśkowej nie śpiesyło mu sie. Ale wreście do jej chałupy dojechoł. Wysiodł z auta, podeseł do drzwi, juz mioł zapukać, ale w ostatniej kwili sie powstrzymoł. Wrócił do auta, siodł za kierownicom, włącył silnik i… zaroz wyłącył. Znowu podeseł ku chałupie Jaśkowej, a potem znowu wrócił do auta. No i tak łaził roz ku Jaśkowej, a roz ku swojemu mercedesowi. Rozterke mioł straśnom. Dać Jaśkowej jakiesi dutki cy nie dać?

Myśmy z kotem pozirali na to syćko ukryci za smrekiem.

– Chyba Nowy Rok przyjdzie, zanim Felek sie na coś zdecyduje – pedziołek.
– Ftóry Nowy Rok? 2008 cy 2108? – zaśmioł sie kot.
– Pockoj! Mom pomysł! – pedziołek. – Jo zaatakuje Felka, a wte ty mu portfel z kieseni wyciągnies.

Nie cekając na to, co kot odpowie, zacąłek straśnie ujadać i popędziłek ku Felkowi. Hipłek na niego i zacąłek go gryźć, ino delikatnie, bo przecie krzywdy mu zrobić nie fciołek. Wobec tak niespodziewanego ataku i głośnego ujadania Felek przeraził sie sakramencko. Kot nie barzo wiedzioł, o co idzie w moim planie, ale zrobił, jako go pytołek – podbiegł ku nom, z typowom dlo kotów zwinnościom wyciągnął portfel z Felkowej kieseni i uciekł do lasu. No to jo zostawiłek Felka i pobiegłek za kotem. Felek był osołomiony.

– Co to było? – pytoł sam siebie. – Wilk z lasu? A moze całe stado?

Stado wilków! Hehe! Dobrze, ze teroz noc straśnie wceśnie sie zacyno i choć nie było późno, zapadły juz ciemności. Kieby było widno, Felek mógłby mnie rozpoznać.

– Te wilki mogom tu wrócić – stwierdził Felek trzęsąc sie ze strachu. – Lepiej wartko uciekać.
No i hipnął do swego mercedesa i rusył z piskiem opon.

– Co teroz z tym portfelem zrobimy? – spytoł kot.
– Domy go Jaśkowej – pedziołek. – Jako zbójniki, ftóre zabierały bogatym, a oddawały bidnym.
– I jak powies Jaśkowej, ze ten portfel jest dlo niej? – zaciekawił sie kot. – Przemówis do niej ludzkim głosem, cy spodziewos sie, ze ona cosi zrozumie z tego twojego hauhau?
– Podrzucimy jej portfel pod drzwi – pedziołek.
– Ale z ciebie głuptok! – zawołoł kot. – Przecie Jaśkowo, kie ten portfel nojdzie, to ucciwie odniesie do Felka! I telo bedzie z tego twojego oddawania bidnym!
– No… tyz prowda – przyznołek.
Zacąłek sie zastanawiać, co zrobić.
– Sprawdźmy moze, kielo dutków jest w środku – pedziołek w końcu.
No to sprawdziliśmy. W portfelu był jeden grosik, jeden banknot dziesięciozłotowy i dziesięć stuzłotowyk. Rozem 1010 złotyk i jeden gros.

– Mom pomysł! – zawołołek. – Podrzućmy pod chałupe Jaśkowej jeden grosik. Moze Felek wróci tutok w posukiwaniu swojego portfela? I jak nojdzie tego grosicka, to moze chociaz jego oddo Jaśkowej?
– A co Jaśkowej po jednym grosicku? – zdziwił sie kot.
– Zaufoj mi. Piknie pytom, cobyś mi zaufoł – pedziołek.
– Zrobimy jako fces – zgodził sie kot, choć niechętnie – Ale jeśli Jaśkowo nic z Felkowyk dutków nie dostonie, to bedzie twojo wina. Bo kiebyśmy na Felka nie napadli, to moze jednak dołby jej pare złotyk.

No więc podrzuciliśmy ten grosik pod wejście do chałupy Jaśkowej. Tak jak myślołek – Felek zaroz wrócił. Uświadomił se, ze znowu nimo portfela. A po co jak po co, ale po swoje dutki to on by wrócił nawet kieby musioł stawić coła stadu wygłodzonyk lwów.

– Kany jest mój portfel? Kany on jest krucafuks? – mamrotoł Felek pod nosem.
Sukoł, sukoł, jaz nolozł podrzuconego przez nos grosika.
– A reśta? – spytoł Felek nie wiadomo kogo. – Eh… Pewnie wiater porwoł mój portfel i tylko ten grosik wypodł i tutok lezy. Telo mi ino zostało z takik piknyk dutków!

Felek pochlipując podniósł odnalezionom monete, schowoł jom do kiesieni i ze zwiesonom głowom rusył ku swemu mercedesowi. Nagle sie zatrzymoł.

– A moze dać tego grosika Jaśkowej? – zacął sie głośno zastanawiać. – To tylko jeden mały grosik! Chociaz… no, nie wiem… Nawet taki grosik skoda stracić… Ale z drugiej strony moze by sie on przydoł Jaśkowej na święta? No tak… ale cemu Jaśkowo mo se ryktować święta moim kostem? Kostem mojego cięzko zarobionego grosika? Co robić? Krucafuks! Co robić?

Felek znowu był w rozterce straśnej. Nie fcioł sie grosa pozbywać, ale jednoceśnie sumienie go gryzło. Gryzło, gryzło, jaz w pewnej kwili musiało ugryźć kapecke mocniej, bo nagle Felek zawołoł:
– A, niekze ta!
I zapukoł do Jaśkowej.

– Pokwolony – pedziała Jaśkowo, kie drzwi otworzyła. Zaroz zaprosiła niespodziewanego gościa do środka. Rozem z kotem podbiegliśmy do chałupy i zacęliśmy podsłuchiwać, o cym tamok godajom.
– Z cym ku mnie, Feluś, przychodzis?
– A, fce dać wom, krzesno, grosika.
– Grosika? A po co?

Nastała cisa. Pewnie Felek zastanawioł sie, co pedzieć. Przecie, kieby pedzioł, ze to znaleźne za portfel z ponad tysiącem złotyk, to by sie zwycajnie zbłaźnił!

– Yyy… Dwadzieścia roków temu pozycyłek od wasego świętej pamięci Jaśka jeden gros – pedzioł wreście Felek. – A potem zupełnie zabocyłek o tym długu! Dzisiok se o nim przybocyłek, więc go wom oddoje.
– To dziwne – pedziała Jaśkowo. – Storo jestem, ale pamięć mom dobrom. I dobrze boce, ze dwadzieścia roków temu monet jednogrosowyk nie uzywano.
– A bo wte były jesce store złotówki – pedzioł Felek, ftóry na dutkak barzo piknie sie zno. – Was Jasiek pozycył mi stówe, a 100 storyk złotyk to jeden dzisiejsy gros.

Wte Jaśkowo zgodziła sie przyjąć ten grosik. A jo pedziołek cicho do kota:
– Thyhyz wyhmyhmy dhyhyh zhyhyh…
– E, krzesny, puśćcie na kwile ten portfel, kie ku mnie godocie.
Rzecywiście trzymołek w zębak zdobyty przez kota Felkowy portfel. Połozyłek go na ziemi.
– Teroz wyjmijmy dziesięć złotyk – pedziołek jesce roz to samo. – Podrzućmy je pod drzwi i zobacymy, co Felek zrobi, kie te dyche uwidzi.

No i wyciągliśmy z portfela dziesięciozłotowy bankot. Połozyliśmy go pod drzwiami do chałupy tak, coby Felek wychodząc od Jaśkowej, nie mioł prawa go nie zauwazyć.

A Felek kwile pogodoł z Jaśkowom, pozycył jej wesołyk świąt, pozegnoł sie i wyseł. Ledwo drzwi sie za nim zamkły – uwidzioł banknot.
– Ooo! – zawołoł. – Wiater, ftóry porwoł moje dutki, przywioł z powrotem 10 złotyk!
Schylił sie, podniósł banknot i wepchnął do kieseni. Ale zanim ręke z tej kieseni wyciągnął, zamyślił sie, międlił banknot przez dwie abo trzy minuty, wreście pedzioł do siebie:
– Dołek Jaśkowej grosika – kapecke głupio, ze tak mało. No to niek te 10 złotyk tyz bedzie dlo niej.

Felek obyrtnął sie i znów ku Jaśkowej zapukoł.
– Pokwolony! – zawołała Jaśkowo. – Zabocyłeś cegoś, Feluś, ze wracos ku mnie?
– Ano zabocyłek – pedzioł Felek.

Weseł do chałupy i godoł dalej, a kot i jo z usami przytkniętymi do drzwi podsłuchiwaliśmy, co godo:
– Właśnie przybocyło mi sie, ze jo od wasego Jaśka pozycołek dutki nie roz, ba dwa rozy. Za pierwsym rozem pozycyłek od niego grosika, a za drugim – dziesięć złotyk. No to mocie. Tutok wom te dziesięć złotyk oddoje.

Kie to usłysołek, zwróciłek do kota:
– Teroz połózmy pod drzwiami reśte dutków.
– To tysiąc złotyk! – zawołoł kot. – Myślis, ze tego tysiąca tyz Felek Jaśkowej oddo? Chyba jesteś salony!
– Mos inksy plan?- spytołek.

Nie mioł. No to syćkie dziesięć stuzłotowyk banknotów ześmy z portfela wyciągli i połozyli na drodze z Jaśkowej chałupy do Felkowego mercedesa.

– Na mój dusicku! – zawołoł Felek, kie z chałupy wyseł. – Znowu wiater moje dutki przywioł!
Pozbieroł z ziemi banknoty, przelicył je i straśnie sie uciesył, ze pikny tysiąc złotyk odzyskoł. Zadumoł sie, przez kwile trzymoł te banknoty w prawej ręce i roz po roz mimochodem uderzoł nimi w otwartom lewom dłoń.

– A moze by tak… – zacął sie zastanawiać. Ale zaroz wepchnął te syćkie banknoty głęboko w kieseń i pedzioł do siebie:
– Nie! Jesce nie zwariowołek! Przecie nie oddom Jaśkowej całego tysiąca!

Wartko rusył ku swemu mercedesowi. Ale ledwo otworzył drzwi auta, zaroz powoli zamknął je z powrotem i znowu zacął do siebie godać:
– To zastanawiające. Kie dołek Jaśkowej grosika, pocułek jakomsi takom dziwnom przyjemność. Kie dołek jej dziesięć złotyk – pocułek jesce więksom przyjemność. Zol mi było traconyk dutków, ale jednoceśnie przyjemność cułek… No to moze kie dom Jaśkowej tysiąca, jesce przyjemniej mi sie zrobi? Krucafuks! Roz w zyciu moge zaryzykować!

Felek rusył ku Jaśkowej po roz trzeci. Kie Jaśkowo go wpuściła, on zaroz jej wytłumacył, ze se przybocył, ze nie roz, nie dwa, ba trzy rozy pozycoł dutki od jej chłopa i za tym trzecim rozem to był okrągły tysiąc, więc teroz jest najwyzso pora, coby ten dług wreście oddać. Na mój dusiu! Cud! Najprowdziwsy cud sie wydarzył! Felek w roli Świętego Mikołaja! Zaroz wroz z kotem ześmy dziki taniec zbójnicki dookoła Jaśkowej chałupy wykonali. Mało profesjonalnie wprowdzie, ale przecie nie o profesjonalizm nom sło, ino o wyrazenie radości, ze udało sie Jaśkowej dopomóc.

Kiebyk spytoł, ftóry z Felkowyk prezentów dlo Jaśkowej był najpikniejsy: grosik, dziesięć złotyk cy tysiąc, pewnie więksość pedziałaby, ze to ostatnie. Ale jo se myśle – ze grosik. Bo dając tego grosika Felek po roz pierwsy w zyciu doł coś komuś zupełnie bezinteresownie. A potem to juz jakoś mu posło. Takie grosiki to casem pikno rzec. Syćka wiedzom, ze wdowi gros z hyrnej historii biblijnej był barzo pikny. Ale ten grosik Felkowy tyz pikny był! Hau!

P.S. Przed świętami to juz na pewno ostatni wpis (a po świętak – to zalezy kie dom rade wgramolić obciązony gaździninymi przysmakami brzuch na krzesło przy komputrze). Więc juz teroz zyce syćkim: Hauu!. A Hauu! to som najpikniejse psie zycenia świątecne. Tak pikne, ze na język ludzki przetłumacyć sie nie do. I jo to zycenia składom politykowej redakcji internetowej: Poni Małgosi, Ponu Markowi, Ponu Wojtkowi i Ponu Karolowi. Składom je Poni Agnieszce, co to piknie teksty do mojego bloga wklejała, zanim naucyłek sie robić to sam. Składom je Poni Anicie i całej reście redakcji Polityki. Składom je odwiedzającym mojom bude Poni Dorotecce, Ponu Markowi, Ponu Pietrowi, no i syćkim pozostałym gazdom politykowyk blogów. I składom je ocywiście ostomiłym budowicom: Alecce, Alfredzickowi, Anecce Holenderskiej, Anecce Kalejtecce, Anecce Schroniskowej, Appanickowi, Arkadieckowi, Babecce i Babeckowemu, Badzieleckowi, Basiecce, Blejkocickowi, Borsuckowi, Cornej Alecce, Dydyjecce, Echidnecce, Emilecce, EMTeSiódemecce, Ewaldzickowi, Fomeckowi, Gosicce, Grzesickowi, Hakenbusickowi, Helenecce, Heretickowi, Haśbietecce, Hokeckowi, Hortensjecce, Igiełecce, Innocencickowi, Jagusicce, Janickowi, Jarutecce, Jesienicce, Jędrzejeckowi, Józefickowi, Kapisonecce, Kasiecce, KaeSicce, Lacheckowi, Lenecce, Maackowi, Magdarecce, Margecce, Mietecce, Misieckowi, Moguncjuseckowi, Mordechajeckowi, Motyleckowi, Mysecce, Nie.Lacheckowi, Okonickowi, Olecce, Paffeckowi, Piesnasukickowi, Pikwickowi, Plumbumecce, Podgrzybeckowi, Profesoreckowi, Radwickowi, Redykołeckowi, Rysardzickowi, Sebastianickowi, Skorusecce, Teresecce, TesTeqeckowi, Tewuwelozickowi, TyzAlecce, Ubukruleckowi, Wawelockowi, Wimmereckowi, Witeckowi, Zabecce, Zeeneckowi… Cy nikogo nie pominąłek? W rozie cego zawse moge dopisać 🙂 WESOŁYK ŚWIĄT!!!