Niedźwiedź i plecak

Momy Dzień Dziecka! A kie momy Dzień Dziecka, to – jako rok temu – wpis musi być dlo dzieci, nie dlo dorosłyk.

Bury niedźwiedź na śniadanie
Zjadł kilogram konfitury,
Trzy kurczaki, jajko w chrzanie
I powiedział: „Idę w góry!

„Pójdę sobie górskim szlakiem
„I w mig znajdę się na szczycie!
„Jestem silnym wszak zwierzakiem
„I się wspinam znakomicie!”

Po czym zjadł śniadanie drugie
(Bo znów mu się jeść zachciało),
I na zęby swoje długie
Zużył pasty tubkę całą.

Czując, jak w nim rośnie zapał,
Miś podrapał się po plecach
I do szafy wnet poczłapał,
Żeby z niej wyciągnąć plecak.

Do plecaka zaś spakował –
Jejku! – chyba pół mieszkania:
Obwarzanków sześć z Krakowa,
Z malin sok do rozcieńczania,

Kalafiora, zupę w proszku,
Boczek, szynkę, polędwicę,
Biszkopciki, puszkę groszku,
Gąbkę, trąbkę, frytkownicę,

Jakiś kamyk z pewnej wioski,
Miotłę, grabie ogrodnicze,
Słownik polsko-eskimoski…
Uff! Wszystkiego nie wyliczę!

Zza plecaka zaś niedźwiedzia
Prawie już nie było widać,
Ale niedźwiedź tak powiedział:
„To się wszystko może przydać.”

Plecak na swój grzbiet wgramolił,
Plecak ciężki niesłychanie.
Z tym ciężarem szedł powoli
Na odległe patrząc granie.

Pot mu płynął po ubraniu.
A do szczytu wciąż daleko!
Tak zaś sapał, że w sapaniu
Pobił chyba świata rekord.

Nawet ślimak go przegonił,
Który szedł w tę samą stronę,
Niedźwiedź ból zaś poczuł w skroni.
„Chyba mam na plecach tonę!

„Nie! Trzy tony! Albo dziesięć!
„Ach! Mój los jest marnym losem!
„Minie lato, minie jesień,
„Nim ten plecak na szczyt wniosę!”

Wreszcie zrobił dłuższy postój,
Nos wydmuchał swój w chusteczkę
I… zawrócił, tak po prostu.
Tak zakończył tę wycieczkę.

Gdy do domu wreszcie wrócił,
Chandrę biedak miał okropną.
Na podłogę plecak zrzucił,
Po czym go ze złością kopnął.

Padł na łóżko nieposłane
Obolały i ponury.
Zasnął twardo. A nad ranem…
Znów zawołał: „Idę w góry!

„Znowu pójdę górskim szlakiem!
„Muszę stanąć na tym szczycie!
„Jestem silnym wszak zwierzakiem
„I się wspinam znakomicie!

„Ale zdałem sobie sprawę,
„Że są dużo lepsze skutki,
„Gdy się bierze na wyprawę,
„Plecak, który jest leciutki.”

I tym razem co spakował?
Jedno jabłko! I to małe!
„No, wałówka jest gotowa” –
Mruknął. – „Już się spakowałem.”

Wkrótce znowu był na szlaku.
Buzia mu się uśmiechała.
Nie miał prawie nic w plecaku,
Toteż śmigał niczym strzała.

Na rozległą doszedł halę
Robiąc kroki bardzo duże.
Upał był, a po upale
Czasem się zdarzają burze.

No i się zdarzyła właśnie.
Najpierw przyszły czarne chmury.
Potem piorun jak nie trzaśnie!
Aż zadrżały wokół góry!

I zerwała się ulewa,
Zmókł niedźwiedzi tułów, paszcza,
Łapa prawa, łapa lewa,
Bo nie zabrał głuptas płaszcza.

Wreszcie chmury ustąpiły
I dzień znowu był pogodny,
Lecz miś zaczął tracić siły,
Poczuł się potwornie głodny.

Wyjął jabłko wnet z plecaka –
Ale co to za posiłek!
To za mało dla biedaka,
Żeby mógł odzyskać siłę.

Zaczął marzyć o racuszku,
O kiełbasce, o musztardzie,
Bo po małym tak jabłuszku,
Tylko zgłodniał jeszcze bardziej.

W końcu wstał i ruszył dalej,
Ale dobrze on się nie czuł,
Piął z mozołem się po skale,
A tymczasem nadszedł wieczór.

Mało że się miś wypościł
(A dla misiów to makabra!),
To zabłądził wśród ciemności,
Bo latarki też nie zabrał.

To za dużo nieszczęść naraz!
Błądził niedźwiedź nockę całą.
Gdy się wreszcie w domu znalazł,
Nad górami już świtało.

Wtedy zadał miś pytanie:
„Może ktoś poradzi mi tu,
„Co mam zrobić, bym był w stanie
„Wreszcie dojść do tego szczytu?”

Proszę bardzo, oto rada:
Jak zostało dowiedzione,
Niewskazana jest przesada
W którąkolwiek, misiu, stronę.

Chcesz iść w góry? Ruszaj śmiało!
Ale plecak pakuj z głową:
Nie należy brać za mało,
Lecz za dużo – też niezdrowo.

Miś rozważył moje słowa.
A nazajutrz się nie grzebał,
Chwycił plecak i spakował
Tyle, ile było trzeba.

Znowu górskim ruszył szlakiem
I niebawem… był na szczycie!
Bo miś silnym jest zwierzakiem
I się wspina znakomicie!

Hau!

P.S. Nowy gość ku nom przyseł – Enzecek. No to piknie go powitojmy! 🙂