Dach storej Jaśkowej

Krucafuks! Ale dyscu ostatnio napadało! I to w róznyk cynściak świata! W Holandii u Anecki lało, w Kanadzie u Alecki lało, no i na Podholu tyz! Na holi, ka teroz najwięcej casu spędzom, to nie było jesce tak źle – dyscowo woda od rozu spłynęła ku dołowi. Ale tamok w dole – to juz gorso sprawa. Zreśtom na róznyk portalak internetowyk mozecie na zdjęciak uwidzieć, co to sie na południu Polski porobiło. W wielu wsiak wiele skód te ulewy naryktowały. A w chałupince storej Jaśkowej, co to jest w mojej wsi najbidniejso, dach w casie tyk ulew zacął przeciekać. Jaśkowo musiała jaz w trzek miejscak poustawiać gorcki, coby podłoga jej nie zmokła. Na mój dusiu! A przecie mogła kogoś we wsi o pomoc popytać! Na pewno ftosi by sie nolozł, coby jej dach naprawił.

Im więcej ftosi spędził casu pod Turbaczem, tym więcej pewnie zno takik historii, jak to komuś przytrafiło sie jakiesi niescynście i wte cało wieś, a nawet ludzie ze wsi sąsiednik śpiesyli ku bidokowi z pomocom. Cy dalej od Turbacza tyz som tacy solidarni sąsiedzi? Mom nadzieje, ze som.

No ale Jaśkowo abo wstydziła sie popytać o pomoc, abo nie fciała nikomu robić kłopotu – i nikomu nie pedziała, ze z sufitu jej kapie. Siedziała ino w chałupie i słuchała tego dziwacnego koncertu, ftóry brzmioł jakosi tak: kap, chlup, plusk, kap, chlup, plusk, kap…

Całe scynście, ze kot mojej gaździny włócąc sie po wsi tak z ciekawości przez okno ku niej zajrzoł i wte uwidzioł, co sie tamok dzieje. Zaroz polecioł ku mnie na hole i pedzioł, co uwidzioł. No to zostawiłek owiecki pod opiekom inksyk owcarków i zesłek w dół. Porozumiołek sie z psami we wsi. Ukwalowali my, ze trza Jaśkowej pomóc. I kie noc zapadła, cynść z nos zakradła sie do hurtowni Felka znad młaki, coby wynieść stamtąd zapas plasteliny uscelniającej. Pozostałe psy posły ku sklepikowi spozywcemu, co to tyz do Felka nalezy. A przed tylnym wejściem do tego sklepiku stoł całkiem spory stosik pustyk skrzynek po piwie. No i pomalućku, skrzynka po skrzynce, zawlekli my je syćkie ku chałupie Jaśkowej.

Jaśkowo spała juz, zmęcono całodziennym słuchaniem kapania do trzek gorcków. Tym lepiej dlo nos! Nie uwidzi nasej akcji! Zaroz pod samiućkom chałupom wyryktowali my z przytasconyk skrzynek piknom piramide. Po tej piramidze mogli my dostać sie na dach. No i wzięli my sie do roboty. Dysc padoł cały cas, ale my, wiejskie psy, takimi bździnami sie nie przejmujemy. Mając do pomocy nas pikny psi węch, bez trudu noleźli my te sakramenckie dziury w dachu. Wystarcyło zatkać je uscelniacem z Felkowej hurtowni i ślus. No to pozatykali my. Uwijali my sie tak wartko, ze niejeden ludzki fachowiec by nom pozazdrościł! Pewnie kieby Francuzi nos w tym momencie uwidzieli, to zacęliby do robót remontowyk sprowadzać polskie psy zamiast polskik hydraulików. Ale w imieniu syćkik psów z mojej wsi moge polskik hydraulików uspokoić – nom pod Turbaczem jest tak dobrze, ze nika sie nie rusomy. Ledwo skońcyli my robote, jak pies Józki spod grapy zawołoł:
– Uwaga! Cuje zapach cłowieka! Ftosi tutok idzie!
– O, kruca! – zaklął pies Wincentego. – Moze sie kapecke zdziwić, kie gromade psów na dachu Jaśkowej uwidzi. Co robimy?
– Kieby my mieli skrzypce, to mogliby my udawać skrzypki na dachu – pedziołek. – Ale nie momy. No to syćka na dół i uciekaca w las!

I syćkie psy zacęły wartko zbiegać po skrzynkowej piramidzie na ziem, a potem hybać między smreki. Ostatni byłek jo. Hipłek z dachu na skrzynki i… Krucafuks! W jednej ze skrzynek była dziura! I w tej dziurze mojo przednio łapa utkła! Próbowołek sie oswobodzić, ale skurcyła sie ta dziura cy jak? No bo bez trudu mojo łapa tamok wesła, ale nijak nie fciała wyjść!

A tymcasem zza zakrętu wyseł ten cłek, ftórego pies Józki jako pierwsy pocuł. Cłek ten seł slalomem, co wcale mnie nie zdziwiło, bo wiedziołek, fto to był – jeden z najwięksyk pijoków we wsi. Sarpłek łapom jesce roz. Nie udało sie. Znowu sarpłek, z całej siły i… ŁUBUDUM!!! Na mój dusicku!!! Naso piramida ze skrzynek z hukiem sie zawaliła! Telo ino, ze przy okazji mojo łapa wreście stała sie ślebodno. Ba jednoceśnie pocułek, ze skrzynki spod łap mi uciekajom i na kwile zawisłek w powietrzu! Zacąłek ryktować takie ruchy, jakbyk próbowoł pływać, choć przecie byłek nad ziemiom, a nie w wodzie. To syćko trwało ino ułamek sekundy, bo ocywiście zaroz na ziem prasłek. Dobrze ze na miękkiej trowie wylądowołek.

No i leze plackiem na tej trowie. Jedno ze skrzynek zaś kwilowo pełni role awangardowego kapelusa na moim łbie. Cy pijok jest wystarcająco pijany, coby tej całej hecy nie zauwazył? Niestety nie! Zatrzymoł sie i poźreł tamok, ka właśnie zawaliła sie naso skrzynkowo konstrukcja. Cy mnie dojrzoł – tego nie byłek pewien. Na rozie stoł i poziroł. Poziroł i stoł. Leząc nieruchomo zacąłek sie zastanawiać, cy bedzie tak stoł jaz do rana.
– Jako pikno katastrofa! – mruknął wreście dając dowód, ze klasyka literacko nie jest mu całkiem obco. – Ale tak poza tym mogłaby ta Jaśkowo zachowywać sie w środku nocy cisej! Ludzi we wsi pobudzi!
To powiedziawsy pijok obyrtnął sie i se poseł. Ale tymcasem usłysołek chrobot w chałupie. Jaśkowo wstała! Nic dziwnego. Ten łoskot walącej sie sterty skrzynek chyba nawet trupa by obudził. Nie było kwili do stracenia. Podniosłek sie wartko i hipłek między smreki dołącając do pozostałyk psów. W ostatniej kwili, bo zaroz Jaśkowo drzwi otworzyła.
– Co to było? Co to było? – pytała samom siebie. – Diaski jakieś?
Nie zwracając uwagi na ciągle padający dysc, wysła z chałupy, coby sie rozejrzeć.
– O, Jezusicku! – krzyknęła po kwili. – Ocywiście, ze to diaski! Telo skrzynek po piwie! Ftóz inksy mógłby tutok telo tego poznosić! Diaski jakomsi pijackom orgie wyrytkowały! I to pod mojom chałupom!
Przerazono Jaśkowo pognała do swego domu, zamkła drzwi na zasuwe, a potem jesce zacęła podpierać je syćkim, co ino w ręke jej wpadło. Jednoceśnie głośno pytała Pona Bócka o ratunek. A my pytali Pona Bócka, coby cosi wymyślił. No bo – kruca – głupio wysło! Fcieli my bidocce pomóc, a tymcasem napędzili my jej stracha. Podesli my ku chałupie, ostroznie, coby Jaśkowo nos nie uwidziała. Więkse psy stanęły na tylnyk łapak, przednimi oparły sie o ściane i ostroznie zajrzały w okno. Jaśkowo wznosiła pod drzwiami zapore z krzeseł, drew, storyk butów, podusek i juz nie boce, co tamok jesce było. Uzywała przy tym ino jednej ręki. W drugiej ściskała odkręconom butelecke wody święconej, zapewne coby chlusnąć w ocy frasowi, kieby znienacka zaatakowoł. Nagle – przystanęła. Rozejrzała sie po chałupie.
– Chyba z sufitu przestało kapać! – pedziała.
No! Wreście to zauwazyła!
– Ale przecie dysc ciągle pado, zatem… O, Jezusicku! – uciesyła sie. – Ftosi naprawił mi dach! A więc to nie mogły być diaski! To były janioły! Janioły dach mi zreperowały!
Heeej! Skoda, zeście nie widzieli, jak przerazono twarz Jaśkowej zmienio sie w twarz scynśliwom! Sakramencko scynśliwom! Po roz drugi w ciągu ostatnik kilku minut Jaśkowo sie przezegnała.
– Ino ciekawe… – zastanowiła sie po kwili. – Skoro to były janioły, to skąd telo skrzynek po piwie pod mojom chałupom? Cy to znacy, ze janioły tyz je pijom? Hmm… Widocnie pijom!

I tak oto Jaśkowo uznała, ze udało jej sie piknie wyjaśnić, co wydarzyło sie pod jej chałupom. Zadowolono zgasiła światło i połozyła sie do wyrka. Dłuzej pod jej domem my juz nie zostali. Po cichu zabrali my te syćkie skrzynki po piwie i zatascyli je na miejsce, cyli pod Felkowy sklepik. Co najwyzej rano Jaśkowo pomyśli, ze janiołki z powrotem je do nieba wzięły.

No a potem syćkie psy rozesły sie do swyk chałup. Ino jo posłek na hole ku owieckom. Dysc nie ustępowoł, ślizgołek sie na stromej, błotnistej perci, ale i tak słek barzo zadowolony, ze udało sie Jaśkowej pomóc i z jesce jednego powodu: wreście wiem, ze nie jestem jedyny we wsi, co to uwazo, ze piwo jest nie ino na ziemi, ale w niebie tyz! Hau!

P.S. Nie zdązyłek wkleić tego wpisu na imieniny Anecki Holenderskiej i Anecki Schroniskowej, ale ocywiście zdrowie ik piknie piłek. I jako widze, budowice tyz pili! 🙂