Cy picie kawy jest zdrowe?

Piknie boce, kie to było. W sobotni poranek, drugiego lutego łońskiego rocku. Do mojej gaździny przysła Janiela, coby kapecke pofilozofować (w końcu kieby górole nie filozofowali, to na podstawie cego jegomość Tischner napisołby Historie filozofii po góralsku?).
– Zrobić wom kawy, krzesno? – spytała gaździna, bo odkąd dostała od Mikołaja pikny ekspres do ryktowania kawy, to wse proponuje jom kozdemu gościowi, ftóry przed południem ku nom przychodzi.
– Kawy?!!!!!!! – Janiela wykrzyknęła to słowo tak, jakby gaździna cykute fciała jej podać. Abo inksy arsenik.
– No… kawy – pedziała gaździna dziwnie przypatrując sie Janieli, bo nie barzo mogła zrozumieć jej zachowanie.
– Wy chyba zabić mnie fcecie! – wypaliła Janiela.
– Zabić? – zdziwiła sie gaździna. – Coś ty se, Janielciu, ubzdurała?
– Jo nic se nie ubzdurałak! – oburzyła sie Janiela. – Ino wy fcecie pocynstować mnie śmierzcionośnym napitkiem!
– Ejze! – Gaździna sie roześmiała. – Od świąt kielo rozy u mnie jesteście, to pijecie ten „śmierzcionośny napitek”. I jakosi ciągle zyjecie!
– A bo jo do tej pory zyłak w nieświadomości – pedziała Janiela. – Ale wreście przejrzałak na ocy. Wcora byłak w Nowym Targu i uwidziałak w kiosku nowy miesięcnik: „Głos Zdrowia”. Taki pikny był, barzo kolorowy, no to go kupiłak. I tamok jo wycytałak straśliwom rzec – ze kawa okrutnie zakłóco replikacje łańcuchów DNA!
– Repli… co? – spytała gaździna.
– Replikacje łańcuchów DNA – powtórzyła Janiela. – Niestety nie wiem, co to znacy, ale tak właśnie tamok napisali. I wiecie, co krzesno? Jo ostatnio na migreny cierpiałak. Nie wiedziałak cemu. A teroz juz wiem! Te łańcuchy DNA to musom być w głowie i to ta kawa mi je roztargała!
– Jo sie na tym za dobrze nie znom – pedziała gaździna – ale cosi mi sie widzi, ze te łańcuchy DNA cłek mo nie tylko w głowie.
– Moze i nie tylko – Janiela nie zaprzecała – ale jo casem takie dziwne dzwonienie w usak słyse. To na pewno te łańcuchy tak dzwoniom. A teroz – kie kawa mi je zniscyła – pewnie bede musiała póść na operacje do śpitala, coby poskładali mi je do kupy. A kie okaze sie, ze nimo juz cego składać, to pewnie jakomsi protezom bedom mi je musieli zastąpić.
– Niekze ta – pedziała gaździna. – Kie fcecie, moge wom cosi inksego do picia podać. Ale jo se zrobie kawe. Jak dotąd nie zaskodziła ona mojemu DNA, to moze i dzisiok nie zaskodzi?

Ba od tej pory gaździna wiedziała, ze Janieli kawy podawać nie nalezy. Wkrótce wiedziała o tym cało wieś. Nawet kieby nie to, ze w mojej wsi syćka syćko o syćkik wiedzom, to nie mogło być inacej, skoro nie było dnia, coby Janiela nie poucała kogosi o skodliwyk skutkak picia kofeiny. A kie w niedziele probosc na kazaniu zbocył, ze som niestety we wsi ludzie, co za duzo pijom, to syćka uwazali, ze jegomość mioł na myśli gorzołko, a jedno Janiela ino – ze kawe.

Jaz minął luty i przyseł marzec… I jakosi tak w pocątkak marca Janiela znowu do gaździny zasła.

– Witojcie! – zawołała gaździna na widok gościa. – Właśnie kawe se robie. Wom ocywiście jej nie proponuje…
– Nie proponujecie?! – oburzyła sie Janiela. – Na mój dusiu! Tego to byk sie nie spodziewała, ze wy fcecie, cobyk jo zachorowała na raka!
– Krzesno, co tutok znowu… – zacęła gaździna, ba w tej kwilecce zacęła sie cegosi domyślać. – Cy moze przypadkiem ukazoł sie nowy numer miesięcnika „Głos Zdrowia”?
– Ano ukazoł sie, ukazoł – potwierdziła Janiela. – I juz se go kupiłak. A z tego numeru dowiedziałak sie, ze kawa zawiero kwas chlorogenowy. Wy pewnie, krzesno, nawet nie wiecie, co to takiego. A to jest taki pikny kwas, ftóry mo działanie antyrakowe! Jeśli więc ftosi nie fce mnie kawom pocynstować, to znacy, ze wereda źle mi zycy!
– No ale podobno kawa to śmierzcionośny płyn, podobno niscy łańcuchy DNA… – zbocowała gaździna to, co usłysała od Janieli przed miesiącem.
– Nic takiego w najnowsym numerze „Głosu Zdrowia” nie wycytałak – odrzekła Janiela. – Chyba, krzesno, mocie mocno przestarzałom wiedze medycnom.

No i mojo gaździna, ftóro wprowdzie mo przestarzałom wiedze medycnom, ale za to robi piknom kawe, zrobiła jednom dlo siebie i jednom dlo Janieli. Od tej pory kielo rozy Janiela przychodziła ku nom, telo rozy o kawe pytała. A cynsto fciała, coby zrobić jej nie jednom, ba dwie pełne śklanki.

Marzec sie skońcył. Wroz z nadejściem kwietnia ukazoł sie trzeci numer „Głosu Zdrowia”. Janiela wpadła do nasej chałupy tak roztrzęsiono, jakby właśnie diaska uwidziała.

– Na mój dusiu! A coście tacy zdenerwowani? – spytała gaździna.
– Dziwicie sie? – odparła Janiela. – Syćko przez tom kawe! Telo jej ostatnio piłak, a tutok z najnowsego „Głosu Zdrowia” dowiedziałak sie, ze picie tego plugastwa ryktuje straśnom nerwice! No i sami widzicie! Takom nerwice mom, ze chyba muse pedzieć chłopu, coby syćkie apteki w Nowym Targu obeseł i syćkie środki uspokajające z nik wykupił! A to waso wina! Wyście ciągle dawali mi do wypicia to paskudztwo!
– No ale som chyba i dobre strony picia kawy – gaździna próbowała jakosi gościa pociesyć. – Dzięki niej mocie w organizmie duzo piknego kwasu chlorogenowego.
– A tam kwas chlorogenowy! – fuknęła Janiela. – W rzyci go mom! W rzyci mom syćkie kwasy! O, Jezusicku! Jak jo sie teroz z tej nerwicy wylece?

Z trudem, bo z trudem, ale jakosi udało sie gaździnie Janiele uspokoić. Jedno było jasne – Janieli znów nie nalezy kawy proponować. Kie jednak przyseł miesiąc maj, to znów fciała jom pić, bo w „Głosie Zdrowia” napisali, ze ta uzywka piknie wzmacnio układ immunologicny. W cyrwcu jednak znów nie piła, bo „Głos Zdrowia” podoł, ze kawa ryktuje wrzody zołądka. W lipcu piła, bo dowiedziała sie, ze picie kawy zmniejso ryzyko choroby Parkinsona. A w sierpniu znów nie piła, bo w tym jej ulubionym piśmie nolozł sie artykuł o tym, jak kofeina wypłukuje z organizmu witaminy i minerały.

Za to gaździna wartko zorientowała sie, co trza robić, coby wse Janieli dogodzić. Na pocątku kozdego miesiąca wystarcyło jom spytać:
– Cytaliście juz, krzesno, nowy „Głos Zdrowia”?
Jeśli Janiela przecytała, a ostatnio nie piła kawy – to znacyło, ze teroz bedzie pić. A jeśli przecytała, a kawe ostatnio piła – to znacyło, ze przez najblizsy miesiąc bedzie syćkik przestrzegała przed ukrytym w kofeinie Księciem Ciemności.

No to teroz juz, ostomili, znocie chyba odpowiedź na podane w tytule pytanie? W miesiącak nieparzystyk picie kawy jest barzo zdrowe, a w miesiącak parzystyk – niezdrowe straśnie! Teroz momy luty, miesiąc parzysty. A zatem fto teroz sięgo po Neske, Czibo abo inksego Jakobsa – robi to wyłącnie na własnom odpowiedzialność. Ale nie martwcie sie! Luty jest krótki, a juz za dwa tyźnie momy marzec! I wte bedziecie se mogli telo kawy pić, kielo ino bedziecie mieli ochote! Hau!