Wielko wyprawa Maryny Krywaniec

Heeej! To to juz prawie dwa miesiące minęły, jak 10 lutego o godzinie 22.44 naso Anecka skostniałymi od zimna palcami wyryktowała taki komentorz:

A mnie ząb na ząb nie trafia, bo u nas już czwarty raz grzejnik reperują i ciągle NIC. Skurczybyk nie chce pracować, może by tak po Owcarkowe pogotowie zadzwonić?!

– Krucafuks! – pomyślołek se, kie to przecytołek. – No to trza jakosi Anecce pomóc. I chyba nawet wiem, jak to zrobić.

Pohybołek ku Tatrom i odsukołek Maryne Krywaniec. Opowiedziołek jej, jaki Anecka mo problem.
– Rozumiem, krzesny – pedziała Maryna – ze fcecie, cobyk jo do tego wasego Owcarkowego Pogotowia wstąpiła i rusyła ku Anecce z pomocom?
– O to fciołek wos piknie popytać – pedziołek.
– No to skoro tak piknie pytocie – odrzekła Maryna – to jo polece do tej Holandii i spróbuje ten grzejnik naprawić. Choć przyznom sie wom scyrze, ze jesce nigdy w zyciu zodnego grzejnika na zreperowałak. Ale cóz… kiesik musi być ten pierwsy roz.
– Wiecie co, krzesno? – pedziołek. – Jo nie wyklucom, ze kasi głęboko drzemie w wos pikny talent do naprawiania ludzkik grzejników. Ale tego Aneckowego moze lepiej nie rusojcie. Przynajmniej na rozie.
– No to jak jo naprawie cosi, cego mom nie rusać? – zdziwiła sie Maryna.
– Powiem wom, jaki jest mój plan – pedziołek. – Tak se pomyślołek, ze mozecie spróbować skrzyknąć kilka inksyk orłów i polecieć do Holandii całom gromadom. Tamok odsukocie Aneckowom chałupe. Prędzej cy później przyjdzie do niej ekipa naprawiająco grzejniki. Ino ta ekipa to jakiesi fudamenty krucafuks! Naprawiajom, naprawiajom i naprawić nie mogom!
– A to ciury! – oburzyła sie Maryna.
– Właśnie – zgodziłek sie z orlicom. – Kie więc ta ekipa przyjdzie do Anecki kolejny roz, to pozirojcie uwaznie przez okno, coby uwidzieć, cy wreście naprawili porządnie to, co juz downo naprawić powinni. A jeśli cosi sknocom – zaatakujcie ik, kie bedom próbowali wyjść z chałupy.
– Myślicie, krzesny, ze przestrasom sie nasyk ataków? – spytała Maryna.
– Przestrasom sie na pewno – pedziołek z przekonaniem. – Wiem, jak ludzie bojom sie ataku ptoków, bo widziołek na jednym filmie pona Hiczkoka. Atakujcie ik więc, dopóki nie naprawiom porządnie Aneckowego grzejnika. Dopiero kie naprawiom – to puścicie ik wolno.
– Plan pikny! – pokwoliła Maryna. – Ino jak jo te Anecke nojde?
– Myśle, ze powinniście zrobić tak – pedziołek – kie juz dotrzecie do Holandii, to nasłuchujcie, cy ftosi po polsku nie godo. A jeśli na kogosi takiego traficie i ten ftosi bedzie sie zolił, ze ciągle mo zepsuty grzejnik – to wte bedziecie wiedzieli, ze to Anecka.
– A jak trafić do tej Holandii? – pytała dalej Maryna.
– Wykrodne z chałupy mape Europy i pokaze wom droge – pedziołek. – Mom nadzieje, ze wte traficie? Umiecie, krzesno, rozpoznać holenderski język?
– Ino polski i słowacki – pedziała Maryna. – I jesce kapecke miemiecki.
– W takim rozie mom pewien pomysł – pedziołek. – Pódźmy ku mojej wsi.

Kie noleźli my sie w mojej wsi, zaroz wykrodłek komórke Felkowi znad młaki, co to jest u nos najbogatsy. Z tej komórki postanowiłek zadzwonić do Holandii. A dokładniej – do najhyrniejsej holenderskiej firmy, cyli do Filipsa. Trza ino było noleźć w internecie ik numer. Kie nolozłek i zadzwoniłek, telefon odebrała jakosi poni i pedziała cosi po holendersku. Jo odpowiedziołek „Hau!” Wte ta poni znowu zacęła godać cosi po holendersku. Jo znowu odpowiedziołek „Hau!” Poni zacęła sie denerwować i krzyceć. A kie jo pedziołek „Hau!” po roz trzeci, to sie rozłącyła. Ale jo nagrołek całom te rozmowe, bo ta Felkowo komórka to jest tako pikno, ze mozno na niej syćkie rozmowy nagrywać. Pokazołek Marynie, jak w tym urządzeniu odtwarzo sie nagrania.
– Weźcie ten telefon, krzesno – pedziołek. – Dzięki niemu bedziecie wiedzieli, jak brzmi holendersko mowa. Kie w wasej podrózy takom mowe usłysycie, to bedzie znacyło, ze oto w Holandii jesteście.
Orlica chyciła komórke w swe śpony i pedziała:
– No to jo juz lece. Trza sie śpiesyć! Im prędzej do Holandii dotre, tym krócej Anecka bedzie marzła.
I zaroz pofrunęła do wierchu.
– Krzesno! Pockojcie jesce kwilecke! – zawołek za niom.
Ale ona abo mnie nie słysała, abo myślała, ze juz wie syćko, co wiedzieć powinna. Krucafuks! Przecie jo miołek jesce pokazać jej mape Europy, coby wytłumacyć jej, ka lezy Holandia! Cóz… Moze jakosi bez tej mapy trafi? Nie było inksego wyjścia jak pockać na jej powrót. Ale cekołek długo. Duzo dłuzej niz sie tego spodziewołek. Co kilka dni wybierołek sie w Tatry, coby popytać tamtejsom zywine, cy Maryna nie wróciła. Ale ciągle dowiadywołek sie ino tego, ze od downa nifto jej w Tatrak nie widzioł. Na mój dusiu! Co jej sie mogło stać? Zabłądziła? Jakiesi niesynście jej sie w podrózy przytrafiło? Bo do Anecki chyba nie dotarła? Kieby dotarła, to Anecka chyba zbocyłaby cosi, ze siedzi z niom w chałupie cało ekipa od naprawiania grzejników, bo jakiesi orły tej ekipy wypuścić nie fcom?

Zacąłek sie niepokoić. Jaze w łońskim tyźniu, w nocy z piątku na sobote, kie baca z gaździnom juz piknie spali, a jo oglądołek se w komputrze Aleckowe zdjęcia z Afryki, ftosi nagle w sybe zapukoł. Poźrełek ku oknu. O, Jezusicku!!! To Maryna Krywaniec dziobem stukała! Hipłek ku oknu, chyciłek klamke zębami i wpuściłek orlice do środka.
– Krucafuks! – zawołołek, ba nie za głośno, coby baca z gaździnom sie nie pobudzili. – Co sie z womi działo przez telo casu?
– Oj, krzesny, to długo historia – pedziała Maryna
– Nocka przed nomi tyz długo – odpowiedziołek. – Opowiadojcie. Udało sie wom naprawić Aneckowy grzejnik? Bo Anecka nic nie zbocowała, coby spotkała sie z womi.
– Syćkiego sie zaroz piknie dowiecie – zapewniła mnie Maryna. – Ale niek zacne od pocątku.
– No to godojcie – popytołek. – Straśnie jestem ciekaw, jak udała sie waso misja. I bywalcy Owcarkówki tyz na pewno chętnie sie dowiedzom.
– No więc, krzesny – zacęła Maryna – na pocątek wybrałak sie do jednego boćka, ftóry mo chore skrzydło, więc nie moze odlatywać na zime do ciepłyk krajów i teroz zyje u jednego gazdy, ftóry sie nim piknie zaopiekowoł. Ba drzewiej, kie ten bociek był zdrów, to kawał świata zwiedził! Postanowiłak więc odwiedzić go i spytać, cy nie był on kiesik w Holandii. No i okazało sie, ze był! I piknie wyjaśnił mi – jak ptok ptokowi – jak trza lecieć, coby tamok trafić. Potem – zgodnie z wasym planem – popytałak pare tatrzańskik orłów, coby poleciały wroz ze mnom. No i rusyli my w podróz. Lecieli my, lecieli, lecieli, jaze dolecieli nad takom wielkom wode. Duzo więksom niz najwięksy staw w Tatrak!
– Hmm… – zastanowiłek sie. – Duzo więksom niz najwięksy staw w Tatrak? To jakiesi spore jezioro musiało być. Jakie jezioro mogliście uwidzieć w drodze do Holandii? Moze Gopło?
– Tego to jo nie wiem, jak sie ta woda nazywała – pedziała Maryna.
– A widzieliście tamok króla Popiela? – spytołek.
– Racej nie – odpowiedziała Maryna.
– No to musiało być Gopło – stwierdziłek. – Bo to jezioro poznoje sie po tym, ze nimo nad nim Popiela. A nimo – bo go mysy zjadły.
– No w kozdym rozie przelecieli my nad tom wielkom wodom i znowu byli my nad lądem – Maryna opowiadała dalej. – A na tym lądzie – na mój dusiu! – straśnie dziwacne budowle były! Miały one taki kstałt jak dach wiezycki kościółka w Dolinie Chochołowskiej!
– Cyli cosi, co wyglądało jak piramidy – stwierdziłek, kie przybocyłek se wygląd tego dachu. – To pewnie były tak zwane Piramidy Wielkopolskie. Słysołek kiesik, ze kasi na południe od Poznania som takie storodowne kurhany, co to sie Piramidami Wielkopolskimi nazywajom.
– Moze to i te kurhany były – Maryna nie zaprzecała. – Kie my je minęli, to po pewnym casie uwidzieli my pod sobom wielkie połacie piachu.
– Barzo wielkie? – spytołek.
– Sakramencko! – odpowiedziała Maryna.
– A, to chyba wiem, co to mogło być – pedziołek. – Pewnie lecieliście nad Poznaniem, ftóry ryktuje pikny stadion na Euro 2012. A coby taki stadion z prowdziwego zdarzenia wyryktować, to na pewno potrzeba barzo duzo piasku do produkcji betonu. Kie widzieliście sakramencko duzo piachu, to znacy, ze przelatywaliście nad wielkim placem budowy.
– Skoro tak godocie, to widocnie tak było – pedziała orlica. – Ba w końcu minęli my ten plac i potem lecieli nad terenem, ka było całe mnóstwo barzo dziwnej zywiny. Takiej, jakiej jo w Tatrak nigdy nie widziałak!
– A jak ta zywina wyglądała? – zaciekawiłek sie.
– No, były tamok na przykład barzo dziwne konie. Duzo więkse niz u nos. A najdziwniejse w tyk koniak było to, ze one miały straśnie długie syje!
– To wy chyba o zyrafak godocie? – zacąłek sie domyślać.
– O tym to jo dopiero od wos słyse, ze jest taki gatunek konia, co sie nazywo zyrafa – pedziała Maryna.
– No, tego to jo nie byłbyk taki pewien, cy to jest gatunek konia – pedziołek. – Ba zastanawiom sie, kany wyście mogli takom zyrafe uwidzieć? Juz wiem! W zoo! Pewnie nad hyrnym berlińskim zoo przelatywaliście.
– Moze i tak – pedziała orlica. – Jo tam nie wiem, jak takie zoo wyglądo, bo u nos w Tatrak cegosi takiego nimo. Moze było drzewiej, w casak Sabały, ale teroz nimo.
– No ale godojcie, krzesno, co było dalej. Dolecieliście wreście do tej Holandii?
– Ano w końcu my dolecieli – pedziała Maryna. – Dolecieli i… wnet udało nom sie noleźć Anecke!
– Noleźliście Anecke? – Cułek, ze teroz zacnie sie najciekawso cynść Maryninej opowieści. – I po cym jom poznaliście? Godała po polsku i zoliła sie, ze mo zimny grzejnik?
– Godała po polsku – pedziała Maryna. – Ale na zoden grzejnik sie nie zoliła. Mówiła ino, ze downo juz nie wyryktowała zodnego komentorza pod politykowymi blogami.
– A to musiała być Anecka – pedziołek. – Bo jo nie znom nikogo inksego w Holandii, co to by komentorze pod politykowymi blogami ryktowoł. Ale powiedzcie, co udało sie wom załatwić w sprawie grzejnika?
– Okazało sie, ze nic nie trza załatwiać – pedziała Maryna. – Bo tamok, w tej Holandii, było juz całkiem ciepło. Widocnie zanim my tamok dolecieli, to zima sie z tego kraju wyniosła, a wiosna zagościła na dobre.
– No cóz… – pedziołek – Piknie wom dziękuje, zeście na pomoc ku Anecce rusyli. Inkso rzec, ze kie do tej Holandii dolecieliście, to pomoc nie była juz potrzebno.
– Nic nie skodzi – pedziała Maryna. – Pomoc była juz niepotrzebno, ale co my sie nazwiedzali, to nase! A teroz juz sie z womi pozegnom, bo wpadłak tutok ino, coby o nasej wyprawie opowiedzieć, ba fce juz lecieć do siebie, bo mi sie za moimi Tatrami zackniło.
Pozegnali my sie i juz Maryna miała wyfrunąć przez okno do pola, kie nagle poźreła na komputer mojego bacy i zawołała: Oooo!
– Co za „Oooo”? – spytołek.
– Widze, ze mocie na tym komputrze zdjęcie Anecki!
– Co wy godocie, krzesno! – zawołołek. – To nie jest Anecka, tylko Alecka! Alecka w Południowej Afryce! Ona niedowno w RPA była i swoje fotki z podrózy umieściła w internecie. Właśnie se je oglądołek, kie zeście do mnie wpadli.
– Ale to nie jest fotka Alecki w Afryce, tylko Anecki w Holandii – upierała sie Maryna. – Przecie dopiero co tamok byłak, więc wiem, co godom.
– Zapewniom wos, ze na tej fotce jest Alecka w Afryce – pedziołek.
– A jo zapewniom, ze to Anecka w Holandii – pedziała Maryna.
Coby udowodnić orlicy, ze sie myli, pokazołek jej inkse afrykańskie zdjęcia Alecki. I wiecie, co Maryna pedziała? Ze ona widocki z tyk zdjęć piknie rozpoznoje i z całom pewnościom som to widocki holenderskie!
– O! A na tym zdjęciu to nawet jo jestem! – zauwazyła. – Piknie boce, jak Anecka jechała autem z takim jednym ponem. No i ten pon zrobił zdjęcie temu koniowi, co to nazywocie go zyrafom. O, widzicie? Tutok jo fruwom! – To mówiąc, Maryna wskazała dziobem na pewien punkt na monitorze komputra. – Akurat odłącyłak sie na kwilecke od pozostałyk orłów, coby sie lepiej temu dziwnemu koniowi przyjrzeć.
Faktycnie! Poźrejcie na te fotke! Nad zyrafom, na tle błękitu nieba, mozno uwidzieć maluśkom cornom plamke! To Maryna! Ba skąd ona sie na tym zdjęciu wzięła? Coroz mniej z tego syćkiego rozumiołek.
– Pockojcie, krzesno – pedziołek. – Trza tutok cosi wyjaśnić. Wróćmy moze do pocątku wasej opowieści. Godoliście, ze jakisi bocian pedzioł wom, jak trafić do Holandii?
– Tak właśnie było – pedziała Maryna. – Miałak ze sobom te Felkowom komórke, co to mi jom przed wyprawom daliście. Odtworzyłak boćkowi te wasom rozmowe z holenderskom firmom. A bociek, kie usłysoł holenderski język, to pedzioł, ze był w kraju, ka w takim właśnie języku godajom. No i piknie wyjaśnił mi, jak do tego kraju trafić.
– Hmmm? – zastanawiołek sie głośno. – Bociek wysłuchoł mojej rozmowy z holenderskom firmom? Wysłuchoł rozmowy…
Jaz nagle olśniło mnie.
– Jasne! – zawołołek.
– Co jasne? – spytała Maryna.
– Syćko jasne, krzesno! Syćko jasne! Nie wiem, cy wiecie, ze nieftóre nase bociany, kie lecom do ciepłyk krajów, to docierajom jaz do południowyk krańców afrykańskiego kontynentu. No i widocnie ten was bocian tyz kiesik tamok dotorł. A w Republice Południowej Afryki jednym z języków urzędowyk jest afrykanerski. Ten afrykanerski zaś od holenderskiego sie wywodzi. I dlotego właśnie wasemu boćkowi holendersko mowa zdała sie znajomo! I telo!
– A więc ten bocian to mnie do Afryki zamiast do Holandii wysłoł! – Teroz Maryna tyz juz syćko rozumiała. – No cóz, pocciwe ptasysko fciało dobrze.
– Ano fciało dobrze – zgodziłek sie z Marynom. – Ino teroz juz wiem, ze ta wielko woda, nad ftórom lecieliście, to było nie Gopło, ino Morze Śródziemne. Te piramidy to były nie wielkopolskie, ino prowdziwie egipskie. Ten piach to nie był plac budowy, ino Sahara. No a te zyrafy nie były w zodnym zoo, ino w swoim naturalnym środowisku krucafuks!
– Zol ino Anecki – zauwazyła Maryna. – Jej grzejnik pozostoł nienaprawiony i bidocka dalej marznie.
– Nie martwcie sie, krzesno. Z tego, co wiem, juz nie marznie – uspokoiłek Maryne. – Tamok w Holandii podobno juz się piknie ociepliło. Zatem jedyne, co mozemy teroz zrobić, to wypić zdrowie Aneckowego grzejnika, coby w następnom zime grzoł piknie zamiast sie psuć.
Maryna pedziała, ze to dobry pomysł. No to zakrodłek sie do kuchni i wyciągłek z lodówki flaske Smadnego Mnicha. A potem zaprosili my jesce kota do towarzystwa i wypili zdrowie Aneckowego grzejnika. Miejmy nadzieje, ze to wypicie piknie poskutkuje i ze za rok Anecka nie bedzie musiała znowu pisać, ze jej ząb na ząb nie trafio. Hau!

P.S.1. Urodzinowe zdrowie Profesorecka cały cas mozemy pić. A kie ten dzień sie skońcy i zacnie następny, to kufli nie odstawiojmy, ino napełnijmy je ponownie, coby uccić Wawelokowe imieniny. Zdrowie Waweloka! 😀

P.S.2. Potem bedzie przerwa w picu zdrowia, ale tylko jednodniowo. Bo w piątek, ostomili, bedzie rocnica ślubu Poni Basi i Pona Pietra. Zdrowie Młodej Pary! 😀