Wdzięcność mrówki

Heeej! Ale zaduło wcora pod Turbaczem! No, moze nie jaz tak znowu straśnie, ale wystarcająco, coby jednom mrówke do potocka zdmuchło. No i zaroz przysłaby po niom mrówkowo śmierzć z maluśkom kosom, ale na scynście od rozu dwie wyprawy ratunkowe rusyły. Jedno wyprawa to byłek jo, a drugo – para turystów, dziewcyna i chłopak. Ta drugo wyprawa była blizej potoka, więc nolazła sie przy mrówce sybciej. Z braku koła ratunkowego chycili jakisi patyk i wsadzili go do wody. A mrówka piknie sie tego patyka złapała i wnet wróciła na suchy ląd. Po kwili dziewcyna z chłopakiem posli se dalej, a jo podesłek ku mrówce.

– Ej, krzesno – zagodnąłek ku niej – powinniście chyba jakosi podziękować tym ludziom. Przecie oni zycie wom ocalili!
– A to nie wystarcy im satysfakcja ze spełnienia dobrego ucynku? – spytała mrówka.
– Wystarcy, nie wystarcy… – pedziołek. – Wypadałoby pedzieć chociaz: „Dziękuje”.
– No i co z tego, ze im to powiem? – odparła mrówka. – Ludzie mrówkowego języka nie znajom, więc i tak nie zrozumiom, co do nik godom.

Hmm… co prowda, to prowda. Ani dziewcyna, ani chłopak nie wyglądali mi na pona doktora Dolittle, a słownika mrówko-polskiego pewnie ze sobom nie mieli. Zatem słowne podziękowania niestety odpadały. No ale przecie istnieje jesce cosi takiego jak komunikacja niewerbalno.
– Wiecie, co krzesno? – pedziołek. – Nasej psiej mowy tyz ludzie nie rozumiom, ale my jednak momy swoje sposoby, coby okazać im wdzięcność. Na przykład merdomy ogonem. Abo lizemy ludzi po kufie.
– A widzieliście, krzesny, mrówke lizącom cłowieka po kufie? – spytała mrówka. – Ludzie racej nie lubiom, kie owady im po kufak łazom. A merdać ogonem nie bede, bo go nimom.
Wte cosi mi zaświtało we łbie.
– Mom pomysł! – zawołołek. – Wykrodne mojemu bacy oscypka i wy, krzesno, w podziękowaniu za ocalenie zycia, wręcycie tego oscypka turystom.
– Niekze ta – pedziała mrówka. Nie była chyba pewno, cy mój pomysł jest dobry, ale nie prociwiała sie. Wlazła mi na kark, coby wroz ze mnom sybciej dostać sie do bacówki. Pohybołek ku holi. Oscypka wykrodłek bez trudu. A tak w ogóle to piknie sie składało, bo nasi turyści sli ślakiem, co to nieopodal nasej bacówki przechodzi. Wystarcyło zatem stanąć na drodze i pockać, jaz przyjdom ku nom.
– Krzesny – zagodnęła ku mnie mrówka. – A jak jo tym ludziom tego oscypka podom?
– Jak to jak? – Nie rozumiołek, o co jej idzie. – Zwycajnie!
– Ale przecie jo tego nie udźwigne!
Ano prowda! Dlo takiej zywinki udźwignąć wielkiego oscypka to tak jak dlo cłowieka udźwignąć cały Turbacz! No to zjodłek połowe tego piknego sera, coby mrówce było lzej. Ale wy, ludzie, połowy Turbacza tyz nie udźwigniecie. I tak samo dlo mrówki pół oscypka to nadal był zbyt wielki cięzar. No to zjodłek połowe tego, co zostało. A potem jesce połowe. A potem jesce… I wcale nie narzekołek, bo oscypek był barzo smacny. Na mój dusiu! W taki sposób to jo nawet codziennie mógłbyk jakiejsi mrówce pomagać!

Wreście z oscypka zostoł ino maluśki okrusek, ftóry mrówka mogła juz dźwignąć. I oto nagle zza zakrętu ta dziewcyna z chłopakiem wysli. No to mrówka stanęła z tym swoim okruskiem na środku drogi i cekała, jaz podejdom ku niej. Jo siodłek se obok mrówki i tyz cekołek. Heeej! Ale sie tym turystom kufy roześmiały, kie uwidzieli, ze tako maluśko mrówecka z maluśkim serkiem na nik ceko!
– Zobacz! – zawołoł chłopak.
– Coś cudownego! – ciesyła sie dziewcyna.
I zaroz sybciej do przodu pohybali! Zatrzymali sie tuz przed mrówkom. A potem przykucnęli i… zacęli mnie głaskać. Krucafuks!!! Teroz dopiero zrozumiołek, ze oni sie uciesyli nie na widok mrówki z oscypkiem, ino na widok owcarka! Mrówki nawet nie zauwazyli! Głaskali mnie po łbie, drapali za uchem i wołali:
– Jaki piękny piesek! Śliczny!
– O, Jezusicku! – krzyknęła tymcasem mrówka. – Oni mnie zaroz rozdepcom!
Rzecywiście – mogli przez nieuwage rozgnieść bidocke wielkim turystycnym buciorem!
– Uwazojcie! – zawołołek. – Tutok jest maluśkie stworzonko! Nie nadepnijcie na nie!
W psim języku to zabrzmiało: Hau! Hauu! Hau!!!
Po takim sceknięciu dziewcyna i chłopak nagle zbledli.
– Oj – pedziała dziewcyna – piesek ładny, ale groźny.
– Lepiej już idźmy – zaproponowoł chłopak.
No i zacęli sie ode mnie ostroznie oddalać. To jo pohybołek za nimi.
– Pockojcie! – wołołek. – Pockojcie! Tutok mrówka fce wom podziękować za uratowanie zycia!
Ocywiście jo to syćko wołołek w psim języku. A oni, słysąc moje wołanie… puścili sie biegiem. No krucafuks! Cemu więksość z wos ludzi myśli, ze kie pies sceko, to wyłącnie we wrogik zamiarak? Turyści dojrzeli nasom bacówke i wte skierowali sie właśnie ku niej. Wpadli do niej z cwortom prędkościom kosmicnom i z takim hukiem zamkli za sobom drzwi, ze to chyba cud boski, ze bacówka w drobne drzazgi sie nie rozleciała. A w środku akurat mój baca siedzioł.
– Co sie stało? – spytoł na widok niespodziewanyk gości. – Wyglądocie, jakbyście przed niedźwiedziem uciekali.
– Prawie! – odpowiedzioł roztrzęsiony chłopak. – Jakiś pies chciał nas zagryźć!
– Pies? – zdziwił sie baca i ostroznie uchylił drzwi.
– Uważajcie, baco! – ostrzegła dziewcyna. – Może być wściekły!
– O tego psa wom idzie? – spytoł baca, kie przed wejściem uwidzioł mnie z wywalonym na wierch jęzorem i z merdającym ogonem.
Dziewcyna z chłopakiem bojaźliwie wyjrzeli do pola i potwierdzili, ze to jest właśnie ten „wściekły” pies. Wte baca tak głośno sie roześmioł, ze po roz drugi w tym dniu tylko dzięki jakiemusi cudowi bacówka sie nie rozpadła. A potem usłysołek od mojego bacy, jako to jo jestem werada, fudament i beskurcyja, ze bidnyk turystów strase i ze to nieładnie. Kie wreście skońcył prawić mi morały, to wrócił do bacówki i doł dziewcynie i chłopakowi po wielkim oscypku – w ramak przeprosin za „brzyćkie zachowanie psa”. A więc cel mrówki i mój był osiągnięty! Za uratowanie maluśkiej zywince zycia turyści zostali nagrodzeni piknym owcym serkiem!

Pohybołek wartko nazod ku mrówce. A ta bidocka… ciągle jesce stała na drodze z tym oscypkowym okruskiem, bo nie wiedziała, cy nadal mo cekać na swoik wybawców, cy tyz moze juz wreście se póść. Pedziołek jej, ze sprawa chyba załatwiono, bo turyści dostali juz nagrode. I odniesłek zywinke ku jej mrowisku.

A po tej całej przygodzie pomyślołek se, ze ta mojo mrówka z tym okazywaniem wdzięcności ludziom to chyba jednak miała racje. Tak więc, ostomili ludzie, kie uratujecie zycie jakiejsi mrówce, abo biedronce, abo konikowi polnemu, to pozwólcie, ze ocalone przez wos owady nie bedom wom dziękowały. Niek własno satysfakcja wom wystarcy. No i mały plusik u Pona Bócka. Hau!

P.S.1. To wom powiem jesce, ostomili, ze kie ta mrówka wróciła do swojego mrowiska, to cały cas miała ze sobom ten oscypkowy okrusek. I wte jej syćkie mrowiskowe współlokatorki, pedziały, ze ten okrusek pachnie sakramencko piknie! No to niekze ta. Wróciłek na hole, wykrodłek bacy jesce jednego oscypka i zaniesłek mrówkom. Ale miały radość! Ogromnom! Bo wsadzania kija w mrowisko to one barzo nie lubiom, ale oscypek w mrowisku – to juz zupełnie inkso sprawa.

P.S.2. A juz w najblizsy poniedziałek trza sie piknie weselić, bo bedziemy mieli urodziny Mietecki. I miejmy nadzieje, ze Mietecka, gdziekolwiek teroz jest, tyz bedzie w tym dniu sie weseliła. I nie tylko w tym ocywiście 😀