Najtrudniejsy Wielki Tydzień

Nie jest łatwo przygotować sie do świąt wielkanocnyk. Oj, nie jest! Roboty mo sie wte mnóstwo. Trza kartki świątecne porozsyłać, porobić zakupy, upiec wielkanocnom babke, upiec mazurka, wyryktować pisanki, wydmuchać wydmuski, poprasować kosulki, wytrzepać dywany, pomyć okna, odkurzyć w chałupie… A jeśli ftosi jest mieskańcem Chochołowa, to musi jesce swom chałupe piknie wymyć od zewnątrz! Kiesik juz zreśtom godołek o chochołowskik przedwielkanocnyk porządkak. Heeej! Wielki Tydzień to pikno radość z nadchodzącyk świąt, ale tyz straśnie duzo roboty. I tak jest co roku krucafuks!

Ba najtrudniejsy ze syćkik Wielkik Tyźni to był w rocku 33. To był ten rok, ostomili, kie tak sie piknie złozyło, ze akurat w Niedziele Palmowom Poniezus wjechoł na osiołku do Jerozolimy. Sam wjazd był barzo urocysty i radosny. Ale potem… Potem niestety barzo cięzkie dni nastały. W Wielki Cwortek – zamkli Poniezusa w hereście. W Wielki Piątek – ukrzyzowali go. A przez całom Wielkom Sobote bidni apostołowie siedzieli zestrachani w Wiecerniku i nie barzo wiedzieli, co robić. Siedzieli i długo nic nie godali, bo bali sie nawet odezwać. Dopiero święty Jakub nie mogąc znieść tak długotrwałej cisy, postanowił w końcu pedzieć cokolwiek.

– Moze by tak święconke wyryktować? – zaproponowoł.
– A po co? – spytoł święty Tomas.
– No, momy przecie Wielkom Sobote.
– Momy, momy. I co z tego? – znów spytoł święty Tomas. – Fto te nase wielkanocne pokarmy poświęci? Downiej mógłby to zrobić Poniezus. Ale teroz nic nie zrobi, bo w grobie lezy.
– Ano lezy – odezwoł sie święty Jan. – Ale godoł przecie, ze zmartwykwstonie.
– Eee! – Święty Tomas rękom machnął. – Duzo rzecy godoł. Ba głównie w przypowieściak. Skąd zatem momy wiedzieć, cy o tym zmartwykwstoniu to nie była ino kolejno przypowieść, ftórej nie nalezy rozumieć dosłownie?
– No to rzecywiście bida – westchnął święty Bartłomiej. – Jak nie bedzie zmartwykwstonia, to Wielkanocy tyz nie bedzie.
– A moze trza spytać Matki Boskiej? – odezwoł sie święty Jakub. – Ona na pewno bedzie wiedziała, cy Poniezus zmartwykwstonie cy nie.
– Ino fto teroz odwazy sie ku niej póść? – spytoł święty Filip. – Po tym syćkim, co sie ostatnio wydarzyło, jej chałupa pewnie jest pod obserwacjom tajniaków od Piłata. I fto sie ino do jej chałupy zblizy, ten moze mieć niemałe kłopoty.
– Mom pomysł! – zawołoł święty Pieter. – Poźrejmy do Ewangelii! Tamok powinno być wyraźnie napisane, jako jest prowda z tym zmartwykwstoniem!
– Ale przecie Ewangelia nie jest jesce napisano – zauwazył święty Mateus.
– A, prowda. Zabocyłek – uświadomił se święty Pieter.
– Jo sam mom zamiar jom napisać – godoł dalej święty Mateus. – Kiesi w przysłości.
– A to ciekawe! – zawołoł święty Jan. – Jo tyz miołek taki zamiar!
– A więc zanosi sie na to – pedzioł święty Andrzej – ze bedziemy mieli nie jednom Ewangelie, ba jaze dwie!
– Fto wie? – zacął sie głośno zastanawiać święty Jan. – Moze nawet bedzie ik jesce więcej?
– Jo na pewno zodnej Ewangelii nie napise – zapewnił święty Pieter. – Nimom talentu literackiego. Wyryktuje najwyzej ze dwa listy.
– To i tak nieźle – pedzioł z uznaniem święty Symon. – Jo to byk nawet apokryfu nie umioł napisać.
– Nifto z nos nic nie napise, jeśli rzymscy żołnirze tutok przyjdom!- Tymi słowami święty Bartłomiej przybocył towarzysom o ik połozeniu. – A kie Rzymianie tutok przyjdom, to na pewno nie po to, coby zaprosić nos na rzymskie wakacje.
– Sprawa nie jest beznadziejno – zauwazył święty Juda Tadeus. – Przecie setnik jest chyba po nasej stronie?
– Niby tak – pedzioł święty Andrzej. – Ale jak to godajom jego rodacy – dura lex, sed lex. Jeśli zatem zgodnie z tym pierońskim duraleksem bedzie musioł nos hereśtować – to hereśtuje i powie ino, ze salus rei publicae
– Na mój dusicku! Skońccie juz, krzesny, z tom łacinom! – przerwoł Andrzejowi święty Bartłomiej. – Bo mom ochote jaz do Indii uciekać!
– Przede syćkim, to skońcmy sie kłócić – popytoł święty Symon. – Przecie te nase krzyki to jaze na polu słychać. Ftosi moze nos usłyseć i donieść, ka sie ukrywomy.
– Wte tyz sprawa nie byłaby beznadziejno – pedzioł święty Juda Tadeus. – Wobec panującej wsędy biurokracji jest sansa, ze takiego donosiciela długo bedom odsyłali od Annasa do Kajfasa – dosłownie i w przenośni.
– Jo rozumiem, święty Judo Tadeusu, ze dlo wos zdono sprawa nie jest beznadziejno – pedzioł święty Pieter. – Ba kapecka ostrozności nie zaskodzi. Moze na wselki wypadek niek cały cas jeden z nos stoi przy drzwiak i poziro przez judasa, cy ftosi tutok nie nadchodzi?
– Przez judasa! – Święty Jakub Mniejsy nagle cosi se przybocył. – Na mój dusiu! Cy nifto nie wie, co sie z Judasem mogło stać? Wyseł kasi i cosi długo nie wraco.
– A skąd momy wiedzieć? – spytoł święty Pieter. – Moze go hereśtowali? Moze sie powiesił?
– No, nie śpasujcie, krzesny – popytoł święty Bartłomiej. – Niby cemu miołby sie on powiesić?
– E, tak mi sie bezmyślnie pedziało – odrzekł święty Pieter, bo nie mógł nie przyznać, ze nie widzioł powodu, dlo ftórego Judas miołby fcieć sie zabić. Kozdy apostoł to wiedzioł, ze Judas mioł głowe zaprzątniętom dutkami, a nie myślami samobójcymi.
– Cyli hereśtowali go! – jęknął święty Symon. – No to jeśli wezmom go na tortury i wygodo, ka sie ukrywomy, to juz po nos, ostomili! Juz po nos!

I wte na apostołów podł jesce więksy strach. Na mój dusicku! Ten strach w casie burzy na Jeziorze Galilejskim był nicym w porównaniu z tym, jaki przezyli w Wielkom Sobote w wiecerniku! Całe scynście, ze Pon Bócek piknie wte nad nimi cuwoł. Bo kieby nie cuwoł, to połowa z nik padłaby na zawał, a drugo połowa skońcyłaby w śpitalu dlo nerwowo choryk. A w takim śpitalu nie mieliby lekko. Bo wierzcie mi abo nie, ale w casak Cysorstwa Rzymskiego z opiekom medycnom było duzo gorzej niz teroz.

A potem nadeseł niedzielny wielkanocny poranek. I – jak wiadomo – syćko barzo dobrze sie skońcyło. Jednak kielo ci bidni apostołowie musieli sie nastresować, zanim ten poranek nadeseł, to tylko oni wiedzom. Tylko oni… Tak więc, ostomili, nie turbujcie sie za barzo, jeśli przygotowania do świąt nie idom wom tak, jako byście fcieli. Być moze nie syćko udo sie wom wysprzątać, być moze mazurek sie przypali, moze potłukom sie jajka, ftóre fcieliście na pisanki przeznacyć… Niekze ta! Wielkanoc przyjdzie i tak! Przyjdzie i na pewno bedzie pikno! Gorzej mieli apostołowie te 1977 roków temu. Bo oni, bidoki, tego przyjścia Wielkanocy wcale nie byli pewni. I to był dopiero prowdziwie trudny Wielki Tydzień! Hau!

P.S.1. No ale jak by nie było, to jo wom piknie zyce, ostomili, coby porządki i inkse wielkanocne prace sły wom lekko, łatwo i przyjemnie. A w Wielkanoc niek wase pisanki bedom pikne na zewnątrz i smacne wewnątrz. A na Śmigusa-Dyngusa niek wody bedzie nie za duzo, nie za mało, ino dokładnie telo, kielo uwazocie za stosowne. Wesołyk Świąt! 😀

P.S.2. Na mój dusiu! Mało ze Poni Basia z Ponem Pietrem do świąt sie ryktujom, to jesce w Wielkom Sobote ślub bierom! No to zdrowia i pomyślności dlo Ostomiłyk Nowozeńców! 😀

P.S.3. Do Owcarkówki zaś przybył nowy gość. A właściwie przypłynął, bo to Pon Kapitan. No to niek siednie se między nomi i niek sie rozgości. A moze jakiesi pikne morskie opowieści od niego usłysymy? 😀