Idzie dysc, idzie dysc, idom kurze udka

To był wtorek, 22 cyrwca, godzina 11:11, kie Basiecka przybyła do Owcarkówki z wieściom od Wirtualnej Polski, ze niedaleko Budapestu spodł barzo dziwny dysc – zamiast kropel wody leciały z nieba… zaby! Najprowdziwse zaby krucafuks! Jakisi cas potem, o godzinie 20:07, Anecka napisała: Ciekawe, że zawsze z nieba spadają albo chrabąszcze, albo żaby, czy inne paskudztwa, a nigdy np. takie smakowite kraby, czy choćby kurze udka prosto z grilla.

Kraby abo kurze udka? Cóz. Jeśli idzie o to drugie, to w hurtowni Felka znad młaki, powinno sie noleźć tyk udek telo, ze chyba wystarcyłoby na niejeden całkiem pikny dysc. No i pomyślołek, ze moze worce cosi takiego wyryktować? Kolejne komentorze w Owcarkówce piknie mnie do tego zachęcały. 23 cyrwca o godzinie 22:36 taki dysc zamarzył sie EMTeSiódemecce, o 23:03 – Alecce, a następnego dnia, o 7:03 – Małgosiecce.

No to zesłek do wsi i o tym syćkim pedziołek kotu. Kot, podobnie jako jo, nie mioł wątpliwości – worce spróbować! Ino jak to zrobić? Wpadli my na pewien pomysł. Kiesik w okolicak Polany Przysłop nolozłek jo storom haubice, jesce z casów wojny. Pewnie pozostała ona tutok po partyzancko-miemieckiej bitwie nad Ochotnicom, co to rozegrała sie w tyk okolicak w październiku 1944 rocku. O bitwie tej mozecie se pocytać tutok na przykład. No i wymyślili my wroz z kotem, ze z hurtowni Felka mozno by piknie powykradać syćkie kurze udka, jakie tamok nojdziemy. I jesce grilla – bo nie zabocyli my, ze Anecka wyraźnie napisała, ze te udka majom być z grilla. Co potem? Potem zamierzali my napchać tyk udek do lufy nasej haubicy. I na koniec – piknie wystrzelić. Skąd mogli my wziąć proch? Tyz z Felkowej hurtowni! Mozno go było wydłubać z petard, ftóryk Felek mioł w swoik zapasak straśnie duzo, bo pedzioł, ze teroz te petardy som duzo tańse niz bedom pod koniec roku. A kie bedzie juz blisko Sylwestra, to wte podrozejom i bedzie mozno piknie na nik zarobić – tak Felek myśloł i barzo sie ciesył, jaki to on jest sprytny. Cóz, za sprawom kota i mnie on na tyk petardak nic nie zarobi. Ale cy to naso wina, ze zabocył o hyrnym przysłowiu: „Chytry dwa rozy płaci”?

Kie juz mieli my te kurcaki i ten proch, zaciągli my to syćko pod Przysłop i wrzucili do nojdującego sie w lesie wielkiego doła. A ten dół to była pozostałość po partyzanckiej ziemiance z casów wojny. Ciekawe, cy ryktujący te ziemianke partyzanci byli świadomi, ze z ik roboty jesce wiele roków po wojnie moze być pikny pozytek? Udka i proch starannie poprzykrywali my smrekowymi gałęziami, ściętymi i porzuconymi przez jakik drwali.

Nie wiedzieli my ino jednego: kielo tego prochu trza i pod jakim kątem nalezy ustawiać lufe haubicy, coby nase udka piknie trafiały w wybrony przez nos cel? Był na scynście ftosi, fto mógł to wiedzieć. Zorro! Ten kanadyjski jamnik, o ftórym juz nie roz Alecka wom zbocowała! No to wysłali my do Zorro meila z zapytaniem, cy nie przyleciołby ku nom pod Turbacz? Zorro na scynście barzo chętnie sie zgodził. Musioł ino noleźc jakiegosi jamnika, ftóry tamok w Kanadzie zostołby jego dublerem, coby właściciele nie martwili sie, ze ik własny pies na pewien cas zniknął. No i nolozł sie taki dubler. Tak świetny, ze właściciele w ogóle nie zauwazyli, ze pies im sie zmienił! Cóz, nie bez powodu godajom, ze jamniki to świetni aktorzy.

Drogom powietrznom, znanymi sobie sposobami, Zorro dostoł sie do samiućkik Balic. Potem piknie dojechoł pociągiem do Nowego Targu. A z Nowego Targu to juz na własnyk nogak na mojom hole przyseł. No i wkrótce posli my do wsi, zabrali ze sobom kota i udali sie ku odkrytej przeze mnie haubicy.

– Gdzie mamy wystrzeliwać te udka? – spytoł Zorro.
– Cy jo wiem? – zastanowiłek sie. – Moze najpierw upewnijmy sie, cy rzecywiście domy rade trafiać tamok, ka fcemy? Spróbujmy trafić choćby w mojom hole, ka mój baca owiecki pasie.
– Nie ma sprawy – pedzioł Zorro.
I zaroz piknie w swej jamnicej głowie oblicył, kielo trza prochu i jak haubice ustawić, coby w nasom hole trafiła. Zaroz przypiekli my pare udek na grillu. A potem wroz z prochem powpychali my je do lufy haubicy. Z lufy wystawoł pikny lont, ftóry zrobili my z wykradzionego Felkowi śnurka, nasąconego wykradzionom Felkowi naftom. Potem wzięli my pudełko długik zapałek – zgadnijcie komu wykradzione? Kot złapoł pudełko w zęby, a jo złapołek zapałke. Po paru próbak – zapałka piknie sie nom zapaliła.
– Ognia! – zawołoł Zorro.
Przyłozyłek zapałke do lonta. Ognisty płomycek seł pomaluśku ku wylotowi lufy. Wreście do niej weseł. I nagle… BUM!!! Nase udka frunęły do wierchu, a potem łagodnym łukiem zacęły opadać ku holi.
– Trafili my? – spytoł kot.
– Na pewno – pedzioł z przekonaniem Zorro.
Mioł racje! Jak potem dowiedzieli my sie od owiecek, udka piknie pospadały na nasom hole. Juhasi jaz oniemieli!
– Baco! Widzieliście juz kiesik cosi takiego? – spytali mojego bacy.
– Widzieć, nie widziołek – pedzioł baca, ftóry w odróznieniu od juhasów na zaskoconego nie wyglądoł. – Ale przecie był u nos niedowno pon kontroler i pedzioł, ze wystąpi o nadonie nom wyróznienia za wzorowe prowadzenie bacówki. No i widocnie to jest właśnie to wyróznienie.
– Wyróznienie w postaci kurzyk udek? – dziwili sie juhasi. – My myśleli, ze to bedzie jakisi medal. Abo nagroda pienięzno.
– A bo wy nicego nie rozumiecie. – Baca machnął rękom. – Teroz wsędy jest moda na ekologie. Dlotego medalu dać nom nie mogom, bo medal nie jest biodegradowalny. Dutków tyz nie mogom, bo za dutki wse mozno cosi nieekologicnego kupić. A takie kurze udka to po prostu zjemy i zodnej skody dlo środowiska nie bedzie.

Juhasi uznali, ze baca mo racje. I nic więcej juz nie godali, ino wzięli sie za jedzenie tyk udek. Piknie starcyło dlo syćkik! I jesce paru przechodzącyk przez hole turystów mozno było pocęstować!

Po udanym eksperymencie postanowili my dokonać kolejnej próby i wystrzelić w strone nasej wsi. Znowu napchali my prochu i grillowonyk udek do lufy haubicy i wystrzelili. Pare rozy powtórzyli my te cynność, bo przecie mieskańców mojej wsi jest duzo więcej niz bacy i juhasów na holi. I znów piknie udało sie trafić! A ze był to ostatni cwortek przed drugom turom wyborów, to ludzie we wsi pomyśleli, ze to w ramak kampani prezydenckiej ftórysi z kandydatów rozdoje ludziom taki drobiowy pocęstunek. Ino ftóry? – zastanawiano sie. Jedni godali, ze to pon Komorowski, bo on jest przecie polowacem, więc pewnie obdarowuje wyborców tym, co sam upolowoł. Inksi byli zdania, ze to nie moze być od pona Komorowskiego, bo on poluje na grubsom zwierzyne. Wiadomo natomiast, ze na wselkie ptactwo barzo lubiom polować koty, więc som to pewnie udka z kurcaków upolowonyk przez Alika, a następnie zgrillowonyk przez stab wyborcy jego właściciela. No i kie przyseł dzień wyborów, to niejeden mieskaniec mojej wsi zagłosowoł na tego kandydata, ftórego uznoł za sprawce tego niezwykłego przedwyborcego dyscu. Za to my z kotem i z Zorro wiedzieli juz jedno – piknie umiemy trafiać tymi udkami tamok, ka fcemy trafić!

W łoński piątek siedli my se przy gałęziak, pod ftórymi ukryte były nase udka i proch. Zacęli my ukwalować.
– Powiedzcie teraz – zacął Zorro – dokąd mamy powysyłać te nasze udka?
– No więc – zacąłek wylicać – bedzie trza wysłać do Anecki w Holandii, do EMTeSiódemecki we Warsiawie, do Alecki w Kanadzie, do Małgosiecki w Przasnyszu… I nie wiadomo, cy nie nojdom sie kolejni chętni.
– A więc tym razem te udka będą musiały pokonać znacznie dłuższą drogę – zauwazył Zorro. – To taka armatka już nie wystarczy.
– To niedobrze – pedziołek. – W Felkowej hurtowni mozemy rózne pikne rzecy noleźć. Ale wielkiej armaty – chyba tamok nimo.
– Poradzimy sobie – pedzioł Zorro. – Możemy wykopać w ziemi odpowiednich rozmiarów silos – i z niego wystrzeliwać…
Zorro nie dokońcył. Uniesł nagle do wierchu swój nos. Nie zdziwiło mnie to, bo jo tyz cosi pocułek. Zapach cłowieka! Zaroz my go uwidzieli. Wyseł zza smreków i seł w nasom strone. Jakisi grzybiorz to był. Seł z wiklinowym kosykiem w jednej ręce i papierosem w drugiej.
– O rany! – przeraził sie Zorro. – Przegońmy go stąd natychmiast!
– A po co? – spytołek. – Syćko momy dobrze ukryte pod smrekowymi gałęziami. Ten cłek pokrynci sie tutok, pokrynci i se pódzie.
– Ale on pali papierosa! – zauwazył Zorro. – A pod tymi gałęziami jest cała kupa prochu!
Krucafuks! O tym nie pomyślołek! Dobrze ze Zorro pomyśloł!
– Hauhauhauuu!!! – jo i nas kompan z Kanady zacęli wściekle ujadać.
Grzybiorz zblodł i rzucił sie do uciecki! Na wselki wypadek kapecke my go jesce pogonili, coby mieć pewność, ze juz do nasej kryjówki nie wróci. Ale w końcu doli my bidokowi spokój.
– No! – pedziołek. – Niebezpieceństwo zazegnone!
– Akurat! – zawołoł kot, ftóry w tej kwilecce dobiegł do nos.
– Co akurat? – spytołek.
– Pytocie, krzesny, co akurat? – odrzekł kot. – Kie ten grzybiorz zacął przed womi uciekać, to porzucił swego papierosa! Papieros upodł na wysknięte smrekowe gałęzie, a one od rozu zacęły sie palić! Sam nie dom rady ik ugasić! Musicie mi wartko pomóc!
– No to prędko! – zawołoł Zorro i zaroz pohyboł ku nasemu dołowi z kurcakami i – co gorso – z prochem.
Kot i jo pohybali za nim. Okazało sie jednak, ze przybywomy za późno. Gałęzie juz tak sie paliły, ze do ik ugasenia potrzeba było całej jednostki strazy pozarnej, a nie kota i dwók psów.
– W tył zwrot! – krzyknął Zorro. – Zaraz to wszystko wyleci w powietrze!
No to my uciekaca! Po kwilecce nazod dogonili my nasego grzybiorza.
– Padnij! – zawołoł Zorro i sam zaroz podł na ziem, tak ze nad rosnącom w tym miejscu trowom ino cubek jego ogona było widać.
Kot tyz podł. A jo – jako ze byłek najwięksy – dopodłek tego bidnego grzybiorza i do ziemi go przycisłek. W samom pore! Ułamek sekundy później – jak nie hukło!!! Podniesłek łeb. Uwidziołek wielkie kłęby dymu, a nad nimi… nase kurze udka pędzące w strone nieba z prędkościom rakiety kosmicnej.

Puściłek grzybiorza. A on zawołoł ino:
– Krucafuks! Juz nigdy więcej nie bede zbieroł grzybów pod Przysłopem! Lepiej pod Runkiem ik posukom!
I pohyboł w dół, ku Ochotnicy.

A z kurcakami co sie stało? Cóz, poleciały w kosmos, w podróz międzyplanetarnom, ku nieznonym galaktykom… Być moze cytaliście te wiadomość, ze właśnie w ten łoński piątek bezzałogowo rakieta „Progress” z nieznonyk przycyn nie dała rady połącyć sie ze stacjom kosmicnom ISS? Tymcasem te przycyny, ostomili, som jak najbardziej znone: obsługujący te stacje ruscy i hamerykańscy kosmonauci piknie naprowadzali te rakiete ku sobie, kie nagle… uwidzieli majestatycnie podązającom ku gwiazdom ławice kurzyk udek. Na mój dusiu! Ci kosmonauci to som prowdziwie siumne chłopy! Niejedno juz w swym zywobyciu widzieli! Ale podrózującyk w kosmosie udek – jesce nigdy! Pozirając w zdumieniu na to niezwykłe zjawisko, zabocyli o obsłudze urządzeń. I właśnie z tego powodu połącenie sie nie udało. Z tego i zodnego inksego.

Cóz, te nase udka, w temperaturze bliskiej zeru bezwzględnemu, racej nie powinny sie zepsuć. Moze kiesik nojdom je kosmici i se ik skostujom? Mom nadzieje, ze tak właśnie bedzie. Bo kapecke skoda by było, kieby sie zmarnowały. Hau!

P.S. A dzisiok, ostomili, imieniny Babecki som. No to zdrowie Babecki! 😀