Złoto pod Kotelnicom

Zanim opowiem wom, co mi sie ostatnio przydarzyło, niekze przyboce, co godołek we wpisie z 25 lutego. No więc godołek o tym, ze kie w 1842 rocku Ruscy zrezygnowali z Kalifornii – to po pewnym casie odkryto tamok złoto. Potem w rocku 1867 zrezygnowali z Alaski – i tamok tyz po pewnym casie złoto odkryto. No to skoro dwajścia pare roków temu zrezygnowali z Polski – to znacy, ze i u nos kasi to złoto musi być! Ino ka? Kany go sukać? Tutok na dobry pomysł wpadła Emilecka, ftóro 26 lutego o godzinie 12:02 zaproponowała, coby bacnie obserwować pocynania Felka znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi. Bajuści! Pies wprowdzie mo lepsy węch od cłowieka, ale kie idzie o bogactwo – to najlepsy psi nos nie wycuje tego bogactwa lepiej niz Felek! Więc sprawa powinna być prosto: trza sprawdzić, ka Felek ostatnio jakomsi działke kupił – i tamok właśnie trza ryktować posukiwania.

No i co sie okazało? Ano to, ze w łońskim roku nabył on kawałecek ziemi nad niewielkom wsiom Huba, co to rozciągo sie na dość stromym zbocu południowyk Gorców. Ponizej tej wsi jest Jezioro Czorsztyńskie, śtucne zreśtom, przez ftóre przepływajom wody Dunajca. Nad Hubom zaś – wznosi sie porośnięty zielonymi smreckami wierch Kotelnica.

No i na tym kawałecku ziemi, między Hubom a tym wierchem, Felek wybudowoł pikny pensjonat, ftóry nazwoł „Pod Kotelnicą”. W sumie nieźle se to wymyślił. Bo przy dobrej pogodzie jest stamtela tak pikny widok na Tatry i Spisz, ze fto roz go uwidzi – ten bedzie fcioł tamok wracać i wracać. A kieby wrócił – to byłaby pikno sansa, ze znowu w Felkowym pensjonacie zagości.

Zarozem niedaleko tego miejsca przechodzi cyrwony ślak z Turbacza na Lubań. No i Felek wpodł na pomysł, coby przy tym ślaku postawić drogowskaz do swego pensjonatu. Mioł nadzieje, ze ten drogowskaz bedzie turystów piknie kusił, coby przybywali do niego wroz ze swoimi dutkami. Haj.

To jesce nie koniec Felkowyk inwestycji w tej okolicy. Nad brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego wyryktowoł on wypozycalnie łodzi. A na przysłość planowoł wybudowanie kolejki linowej, ftóro łącyłaby jego pensjonat z tom wypozycalniom.

Heeeeej! Długo by wymieniać, co on tamok jesce planowoł. Ba dlo mnie wozne było jedno – skoro tak barzo zainteresowoł sie tym miejscem, to złoto musiało być właśnie tamok. Najpewniej pod samym pensjonatem – Felek pewnie specjalnie postawił go na piknyk złozak złota, coby postronnym posukiwacom trudniej było do nik dotrzeć. Bajako.

No to skoro juz wyśpekulowołek, kany lezy złoto, nalezało przystąpić do posukiwań. Pohybołek w Tatry i popytołek Maryne Krywaniec, coby przysłała mi do pomocy pare niedźwiedzi. Orlica nie zawiodła – wkrótce zgłosiło sie ku mnie jaz dwanoście wielkik, silnyk miśków z Tater i okolic. Choć zakwycone to one nie były.
– Maryna kazała nom do wos przyjść – pedziały. – Ino po co? Jesce my sie ze snu zimowego porządnie nie wybudzili, a wy, krzesny, juz podobno fcecie nos do jakiejsi roboty fizycnej zagonić.
– Ale jakiej roboty! – odpowiedziołek zakwycony. – Bedziecie sukać złota!
– A, wypchojcie sie – rzekły na to niedźwiedzie. – Na co nom złoto? Ani zjeść go sie nie do, ani wyścielić nim gawry.
– Krucafuks! Wy sie nic a nic, sietnioki, nie znocie na ekonomii! – zawołołek. – Kie nojdziemy barzo duzo złota, to bedzie oznacało wielkie bogactwo! Koniunktura gospodarco bedzie! Prosperity! Rozumiecie? Polska przeinacy sie w kraj mlekiem i miodem płynący!
– Miodem? – niedźwiedzie nagle sie ozywiły. – Trza było tak od rozu! Godocie, ze Polska bedzie krajem płynącym miodem?
– I mlekiem – przybocyłek.
– Mleko to se sami wypijcie, jak fcecie – odpowiedziały niedźwiedzie. – Ale mióóóóóód! O, Jezusicku! Miód! Miód! Na co my jesce cekomy? Biermy sie za sukanie tego złota!

I tym właśnie niedźwiedzie kapecke rózniom sie od wos ludzi: wy łatwo ulegocie gorącce złota, niedźwiedzie – gorącce złocistego miodu. Haj.

Posłek ze swoimi dwunastoma kudłatymi kompanami ku Felkowej hurtowni. Włamali my sie do środka i zabrali stamtela kilofy, latarki i rózne inkse ustrojstwa, ftóre mogły być przydatne do nasyk prac posukiwawcyk. No i udali my sie nad Hube, ku Felkowemu pensjonatowi, ftóry juz za niedługo mioł zostać otwarty.

– Ten teren to jest najnowsy nabytek Felka – pedziołek niedźwiedziom. – I kasi tutok musi być to złoto. Nojdźmy je, zanim ludzie je nojdom.
– Do roboty! – zawołały z zapałem niedźwiedzie. – Niek to złoto jak najsybciej sie nojdzie i niek dzięki niemu jak najsybciej po całej Polsce rozleje sie pikny miód!

Nieopodal zacynoł sie smrekowy las. Posli my do tego lasa i zacęli tamok ryktować podkop. Cierpliwie kopiąc wyryktowali my korytorz, ftóry sięgoł pod sam pensjonat. Potem – oświetlając se miejsce robót latarkami – zacęli my kopać w głąb, ba wartko natrafili na skały. Wte niedźwiedzie chyciły kilofy w swe potęzne łapy i zacęły piknie te skały rozkuwać.

I tak oto prace wykonywane były na dwók poziomak: na górze robotnicy końcyli Felkowy pensjonat, a pod ziemiom – niedźwiedzie sukały złota.

Pensjonat „Pod Kotelnicą” zostoł wreście piknie ukońcony. Tymcasem niedźwiedzie – choć zdołały całkiem sporo skał rozłupać – ciągle nie mogły natrafić na choćby najmniejsy ślad złota. Ba nie załamywały sie. Sukały dalej.

A wcora – do pensjonatu „Pod Kotelnicą” przyjęto pierwsyk gości. Nieftórzy przybyli z zagranicy! Felek uznoł, ze w celak promocyjnyk worce wyryktować dlo tyk pierwsyk gości urocysty obiad na kost firmy. Zaprosił nawet góralskom kapele. I jesce paru redaktorów, coby piknie pokwolili ten nowy obiekt w lokalnej prasie. Postanowiłek póść na te całom impreze, bo byłek ciekaw, jak ona bedzie wyglądała. Jak postanowiłek, tak zrobiłek. Felek, zajęty rozmowom z redaktorami, w ogóle nie zwrócił na mnie uwagi. Goście z kolei uznali, ze kryncący sie pomiędzy nimi owcarek zostoł specjalnie tutok sprowadzony jako element miejscowego folkloru.

Heeej! Cego tamok nie było! Na przystawke – oscypek na ciepło z zurawinom, na zupe – kwaśnica, na drugie danie – pstrąg ze smazonymi grulami, a na deser – „lody po zbójnicku”. Swojom drogom to jo nigdy nie słysołek, coby zbójnicy jedli jakiesi lody, ale być moze Felek zno sie na historii podhalańskiego zbójnictwa lepiej niz jo. No a do posiłków podano była Łącko Śliwowica. Cało bida w tym, ze o ile udało mi sie wyłudzić od ludzi kapecke oscypka cy gruli – to nifto nie mógł zrozumieć, ze tej śliwowicki jo tyz byk chętnie skostowoł.

Natomiast kie ludzie juz se tej śliwowicy popili, to nagle uznali, ze musi być ona naprowde barzo mocno, bo poculi… jakby cały pensjonat zacął sie tak jakosi dziwnie kołysać. Ale na mój dusiu! Skoro jo nie wypiłek nic, to cemu jo tyz to kołysanie pocułek? O, krucafuks! Zaroz domyśliłek sie cemu. Wyskocyłek do pola. Pohybołek ku nasemu podkopowi. Pognołek przez podziemny korytorz i zaroz nolozłek sie przy pochłoniętyk pracom niedźwiedziak.

– Przerwijcie robote, krześni! – popytołek. – Musicie natychmiast przerwać!
– A to cemu? – spytały niedźwiedzie.
– Nie jestem pewien – pedziołek. – Ale tamok w górze fundamenty pensjonatu chyba zacęły pękać od tego wasego rozwalania skał!
– Ale jak przerwiemy robote, to co bedzie z miodem, ftóry dzięki złotu mioł popłynąć przez cały kraj? – zmartwiły sie niedźwiedzie.
– Pomyśle o tym – obiecołek. – Ba teroz, jako najwięksy przyjaciel cłowieka, muse przede syćkim zadbać, coby nie było tutok ofiar w ludziak.
– Krzesny! Krzesny! – odezwoł sie jeden z niedźwiedzi. – Ale jo cuje, ze tutok, pod tom skałom, nojduje sie prowdziwo zyła złota! Pozwólcie, ze jesce ino roz prasne kilofem.
– Dobrze – zgodziłek sie. – Jeden roz.

No i niedźwiedź prasnął kilofem z całej siły. Kawał skały piknie sie ukrusył. Ale pod tym, co sie ukrusyło, nie było zodnego złota.

– No to fajrant – pedziołek. – Pokiela nie bedzie pewności, ze pensjonat jest bezpiecny.
– Jesce jeden roz, krzesny, jesce jeden – jęknął niedźwiedź. – Piknie pytom. Jo naprowde cuje, ze właśnie tutok musi być pikne złoto.
– No, niekze ta – pedziołek. – Ale to juz naprowde mo być ostatni roz.

I niedźwiedź znowu kilofem prasnął. Pare okruchów skalnyk rozbryzgło sie wokoło.

– Au! – zawołoł niedźwiedź.
– Jest złoto?! – ozywiłek sie.
– Nie, nimo – odrzekł niedźwiedź. – A cemuście pomyśleli, ze jest?
– Bo przecie zawołaliście „Au”. A to jest symbol chemicny złota.
– Nie znom sie na wasyk symbolak chemicnyk – burknął niedźwiedź. – Zawołołek „Au”, bo jeden w odprysków z tej skały trafił mnie w nos. Ale pozwólcie mi jesce roz tym kilofem prasnąć. Tym rozem naprowde ostatni.
– Mowy nimo! – prociwiłek sie. – Wyście, krzesny, chyba w jakisi kilofoholizm popadli! Przerywomy robote i wychodzimy stela. Syćka.
– No przecie godom, ze to ostatni roz – odrzekł na to niedźwiedź i nie przejmując sie moim sprzeciwem uderzył w skałe po roz kolejny.

O, kruca! Jakiesi trzaski nagle rozległy sie nad nomi. Grudki ziemi i drobne kamyki posypały sie na nase głowy.

– Co sie dzieje? – spytały niedźwiedzie.
– Nie wiem – odpowiedziołek. – Ale lepiej hybojmy.

No i opuścili my nasom kopalnie najsybciej jako mogli. A potem wybiegli my z lasa, coby uwidzieć, co sie dzieje z pensjonatem. Poźreli my i… o, krucafuks!!! Okazało sie, ze fundamenty zupełnie popękały, pensjonat przestoł sie na nik trzymać i teroz… zsuwoł sie po górskim zbocu w strone Jeziora Czorsztyńskiego! Felkowo nieruchomość przeinacyła sie w ruchomość! I to ruchomość nabierającom coroz więksej prędkości!

– Gońmy ten pensjonat! – zawołołek do niedźwiedzi. – Moze domy rade go zatrzymać!

No i rusyli my syćka w pościg. Ale biec stromo w dół – to wcale nie było łatwe. Furt ftosi z nos potykoł sie na nierównym terenie i koziołkowoł, podcinając przy okazji nablizej biegnącyk.

Tymcasem cynść ludzi w zjezdzającym pensjonacie darła sie „Ratunku!” Inksi odmawiali głośno „Ojce nas”. Pojedyńcy głos – zgadnijcie, do kogo nalezoł – biadolił straśnie:
– O, Jezusicku! Telo dutków straconyk! Telo dutków!

Pensjonat „Pod Kotelnicą” pomknął przez Hube. Jakimsi cudem nie wpodł po drodze na zodnom z chałup, ino jakosi je syćkie ominął. Nifto we wsi na scynście tyz nie nolozł sie na jego trasie. Jeden ino chłop stanął z widłami zły jak diask i zawołoł:
– A co to za plugastwo fce przez moje pole przejechać? Nie pozwole!

Ale w końcu pozwolił. To znacy w ostatniej kwili odskocył w bok.

Pensjonat wyjechoł ze wsi i przejechoł przez biegnącom nad Dunajcem droge z Nowego Targu do Krościenka. O milimetry minął dwa jadące w przeciwnyk kierunkak autobusy. Jeden autobus jechoł do Szczawnicy, a drugi do Zakopanego. Oba były zreśtom spóźnione. Całe scynście jednak, ze nie spóźniły sie o ułamek sekundy więcej – bo wte tamok pod Hubom byłby dlo nik obu przystanek końcowy.

Jako juz wom pedziołek, nad brzegiem Jeziora Czorsztyńskiego nojdowała sie Felkowo wypozycalnia łodzi. Teroz jednak była ona zamknięto i cekała na pocątek sezonu letniego. No i krucafuks! Rozpędzony pensjonat prasnął w róg tej wypozycalni! I zaroz jedno z jej ścian posła precki.

Pensjonat dojechoł do jeziora, a potem przez kwile sunął piknie po jego powierzchni. Z daleka ftosi mógłby pomyśleć, ze to jakisi pikny frachtowiec. Ba zaroz ten bidny Felkowy budynecek zacął nabierać wody i stało sie jasne, ze za kwile pódzie na dno.

– Krucafuks! – zawołały niedźwiedzie, a jo wroz z nimi, kie dobiegliśmy do brzegu jeziora.

Pozirali my oniemiali, jak Felkowo własność przestoje być pensjonatem „Pod Kotelnicą”, a zacyno być „Titanikiem”. Z tom róznicom, ze tonącemu „Titanicowi” śpiewała poni Celine Dion. No i jesce tom, ze tamten hyrny okręt mioł przynajmniej pare łodzi ratunkowyk….

Właśnie! Łodzie!

– Krześni! – zawołołek ku niedźwiedziom. – W tej rozwalonej Felkowej wypozycalni jest cało kupa pływającego plugastwa! Trza go stamtela wartko wyciągnąć i posłać ku tonącemu okrętowi… to znacy: pensjonatowi!

No i zaroz zacęli my chytać te łodzie i spychać na jezioro. I jo piknie pływom, i niedźwiedzie tyz – tak więc wskocyli my syćka do wody i własnymi nosami popchli łodzie w kierunku pensjonatu. Ludziom nojdującym sie w środku scynśliwie udało sie na te łodzie przedostać. Zanim Felkowo własność pogrązyła sie w odmętak jeziora – syćka byli uratowani. A po dopłynięciu do brzegu syćka byli sakramencko scynśliwi, ze zyjom. Zagranicni goście całe to zdarzenie podsumowali tak, ze wprowdzie stan usług turystycnyk w Polsce stoi na barzo kiepskim poziomie, ale za to polskie słuzby ratownice – działajom tak sprawnie jak nika indziej na świecie! Haj.

Ino niedźwiedzie były zawiedzione. Miało być złoto, mioł być kraj miodem płynący – a skońcyło sie ino powtórkom z grekozorbowej wspaniałej katastrofy. Ba kie pod osłonom nocy zabrołek je do Felkowego supermarketu i pokazołek im tamok regały ze słodycami – humor od rozu im sie piknie poprawił.

A co ze złotem? Cóz. Pod Kotelnicom go nimo. Ba nie nalezy sie załamywać. Trza dalej piknie Felka śledzić i pozirać, kany on grunty kupuje. Bo kasi w Polsce to złoto musi być! Udowodniłek ponad wselkom wątpliwość, ze musi! Hau!

P.S.1. Nowy tydzień piknie sie zacnie, bo Józefickowymi imieninami. A zatem… zdrowie Józeficka! 😀

P.S.2. A cwortek tyz pikny – bo som Noboru-Watayecki imieniny. Zdrowie Noboru-Watayceki! 😀

P.S.3. A pod ostatnim wpisem nowy gość do Owcarkowki przybył – Kayecek. Powitać piknie nowego gościa! 😀