Skarb w potoku pod Turbaczem

I przyseł dzień, ftóry przyjść musioł – dzień Świętego Michała. Wroz z nim przyseł cas, coby ryktować sie do opuscenia holi. Baca postanowił, ze opuścimy jom w poniedziałek. No i kie ten poniedziałek nastoł, to miołek na odejście zawołać: „Krucafuks! Ale tutok było piknie w tym roku!” Ba Józeficek doradził mi, cobyk zawołoł racej: „Na mój dusiu, pieknie tu krucafuks latoś beło!” I w końcu zawołołek tak, jako radził Józeficek. Haj.

Baca pozamykoł sałasy, a potem on, juhasi, owiecki i jo wroz z inksymi owcarkami rusyli w dół. Schodzili my bez pośpiechu, juhasi śpiewali, owiecki dzwoniły dzwoneckami… Nagle uwidzieli my, ze z dołu ftosi idzie w nasom strone. Mojo gaździna!

– Co tutok robis, matka? – spytoł baca. – Nie mogłaś sie nos docekać i wysłaś nom na spotkanie?
– Ino nie myśl, ojciec, ze mi sie za tobom ckniło – zaśmiała sie gaździna. – Ckniło mi sie, ale nie za tobom, ino za nasym psem. I dlotego wysłak.

Barzo miło mi było, ze gaździna tak godała, ale – hehe – widać było, ze śpasuje. Za moim bacom tyz tęsknica musiała jom chycić. Haj.

Tak więc w dalsej drodze gaździna piknie nom towarzysyła. Dosli my do piknego sumiącego potocka, ftóry prowadzi ku mojej wsi, a dalej – ku samiućkiemu Dunajcowi. Wkrótce potem… natrafili my na cosi straśnie dziwacnego. Przy potoku stała jakosi wielko masyna. Nigdy wceśniej takiej nie widziołek. Obok masyny nojdowoł sie wylot wielkiej rury, ftóro ciągła sie wzdłuz potoka. Kany był jej drugi koniec? Na rozie – nie wiedziołek.

– Co to za ustrojstwo? – spytoł baca nie mniej zdziwiony niz jo.
– To ty, ojciec, o nicym nie wies? – spytała gaździna. – Felek zwariowoł!
– No, normalny to on nigdy nie był – zauwazył baca.
– Ba teroz zwariowoł jesce bardziej – pedziała gaździna. – Słysołeś moze o tym, ze w Warsiawie na dnie Wisły noleziono pikny skarb?
– Ano słysołek – potwierdził baca.

Bajuści! Jo tyz słysołek! W Warsiawie – jak wiadomo – znajom dwa rodzaje skarbu: jeden to poni Szaflarska, a drugi to taki, ftóry mozno zamienić na dutki. No i ostatnio odkryto tamok ten drugi rodzaj. A syćko dzięki temu, ze tego lata w Wiśle był wielki ubytek wody. Tak wielki, jakiego nawet warsiawsko Syrenka nie bocy. Kie zaś ta woda mocno juz opadła – to na dnie koryta rzeki odsłonił sie pikny skarb, ftóry downo temu zrabowoł swedzki najeźdźca. Więcej o tej sprawie mozecie pocytać se tutok.

Cemu Swedzi nie zabrali tyk łupów ze sobom? Ftóz wie? Moze to byli Swedzi z zespołu ABBA i dosli do wniosku, ze ten skarb nie jest im właściwie potrzebny, bo wystaracająco duzo dutków zarobiom na graniu i śpiewaniu? Syćko mozliwe. Haj.

– No więc Felek tyz dowiedzioł sie o tym skarbie – rzekła gaździna do bacy. – A wte… cosi se ubzduroł, ze skoro Swedzi ostawili skarb w Wiśle, to mogli tyz ostawić w potoku w nasej wsi!
– Chyba śpasujes, matka! – zawołoł baca.
– Nic nie śpasuje – zapewniła gaździna. – Im bardziej ludzie próbowali przemówić Felkowi do rozumu, tym bardziej on sie upieroł, ze musi rozpocąć w nasym potoku posukiwania skarbu. Jaz sprowadził tutok ludzi ze swojej firmy budowlanej i kazoł im wyryktować barzo długom rure, ciągnącom sie stela jaze do Dunajca. To ustrojstwo, co to je tutok widzis, to wielko pompa. Za jej pomocom Felek fce dzisiok przepompować wode z potoka do tej rury. Wte woda w potoku opodnie i Felek licy na to, ze dzięki temu odsłoni sie na dnie pikny skarb z casów swedzkiego najazdu.
– I pados, matka, ze on właśnie dzisiok fce te całom akcje wyryktować? – spytoł baca.
– Bajuści – pedziała gaździna. – Z całej Polski pościągoł pracowników swoik firm, coby rozstawili sie wzdłuz potoka i wypatrywali skarbu. Ocywiście wywiedzioł sie najpierw o nik jak najwięcej, coby sie upewnić, ze zoden go nie wyonacy i z tym skarbem nie ucieknie.
– Felek posukiwacem skarbów! Krucafuks! – Baca zacął sie głośno śmiać.

Juhasi tyz sie zaśmiali. Moi owcarkowi kompani – Dunaj, Harnaś i Modyń – tak samo. A nawet owiecki. Ino mi nie było do śmiechu ani kapecke.

– Ejze, krzesny – odezwoł sie ku mnie Dunaj. – Wse śmialiście sie piknie ze syćkik głupot, ftóre Felek ryktowoł. A teroz co sie wom stało?
– To sie stało, ze jo w tym potoku ukryłek dwajścia flasek Smadnego Mnicha, ftóre wykrodłek bacy – pedziołek. – Myślołek, ze schłodzom sie one piknie w zimnej wodzie i ze wypijemy je rozem po nasym zejściu z holi. Ale teroz, jeśli ludzie Felka zacnom sukać skarbu, to nojdom te flaski. Zabierom je i dlo nos nic nie zostonie.

Syćkie owcarki od rozu spowozniały. Z powodu głupik Felkowyk pomysłów groziła nom wielko strata! Ocywiście mogłek wykraść bacy nowe flaski, ale… wy, ludzie, sami wiecie, jak to jest, kie piknie przywiązecie sie do jakiegosi przedmiotu. Jak ten przedmiot stracicie, to niby mozecie kupić w sklepie nowy, barzo podobny – ale to juz nie bedzie to samo. I tak właśnie było z tym Smadnym, ftórego ukryłek w potoku – za barzo juz sie do niego przywiązołek, coby po jego stracie móc zastąpić go inksym. Jo fciołek wypić właśnie tego i ślus!

– To co zrobimy krzesny? – spytoł Harnaś.
– Cóz – pedziołek. – Jak ino odprowadzimy owce do wsi – musimy pohybać do potoka, zanim Felkowi ludzie zacnom sukać skarbu. Trza wartko ukryć nase flaski w jakimsi bezpiecnym miejscu. Bajako.

Niebawem dotarli my do nasej wsi. Zaroz potem pohybołek z Dunajem, Harnasiem i Modyniem do miejsca, ka ukryłek w potoku Smadnego Mnicha. Kie noleźli my sie przy mojej piknej kryjówce, zanurzyłek łeb w wodzie i… o, Jezusicku! Mnicha tamok nie było! Co sie stało krucafuks?
– Moze cosi pomyliliście, krzesny? – zacął sie zastanawiać Modyń. – Moze nie tutok Smadnego Mnicha ukryliście, ba w inksym miejscu?
– Na pewno tutok. – Nie miołek zodnyk wąptliwości.
– No to cemu syćkie flaski znikły? – spytoł Harnaś. – Moze jakisi cłowiek natrafił na nie i je stela zabroł?
– Jest niestety tako mozliwość – pedziołek. – Ale jest tyz inkso, tako, ze silny nurt potoka porwoł syćko w dół. Moze więc nojdziemy nase flaski kawałecek dalej?
– Ino kielo casu zajmie nom ik sukanie? – spytoł Dunaj. – Moze one jaz do Dunajca popłynęły? A nad potokiem w kozdej kwili mogom sie pojawić sukający skarbu Felkowi ludzie. I wte nie ujdom ik uwadze śtyry owcarki wyciągające z wody Smadnego Mnicha.
– Pockojcie, niek pomyśle – pedziołek.

I zacąłek myśleć.
– Juz wiem! – zawołołek po kwili. – Przybocyło mi sie, ze Felek mo juz jeden skarb. Jakiesi stare pierścienie, nasyjniki i rózne inkse drobiazgi. Kupił to syćko pare roków temu od jednego kolekcjonera. I teroz trzymo w swej piwnicy. Zakradnijmy sie więc do Felka, zabiermy mu to, co on w tej piwnicy trzymo i wrzućmy do potoka. Ino wrzućmy tak, coby Felkowi ludzie od rozu to zauwazyli.
– Rozumiem! – zawołoł Modyń. – Oni to uwidzom i pomyślom, ze to jest właśnie ten skarb z casów swedzkik!
– Bajuści – pedziołek. – I wte syćka zbiegnom sie w to jedno miejsce. A my w tym casie spokojnie posukomy, kany jest nas Smadny Mnich.

Widzicie, ostomili, w tym planie choć jeden słaby punkt? Jo nie widziołek zodnego. Pozostałe owcarki tyz nie widziały. No to wartko pohybali my do Felkowej chałupy. Wspólnymi siłami wyciągli z jego piwnicy wielkom skrzynie, we ftórej lezały rózne pikne starodowne kostowności. Zaciągli my te skrzynie ku potokowi. Musieliśmy być przy tym barzo ostrozni, bo Felkowi ludzie juz kryncili sie po okolicy.

Woda w potoku zacęła nagle opadać, a w ciągnącej sie wzdłuz niego rurze cosi zachlupało. A więc Felek juz rozpocął swoje posukiwania! Nalezało zatem działać wartko.

Wybrali my nad potokiem takie miejsce, ka zoden z ludzi akurat sie nie kryncił. Tamok my postanowili umieścić to, cośmy przytargali od Felka. Wciągli my skrzynie do potoka i przewrócili jom, coby syćko sie z niej piknie wysypało.

– Krześni, poźrejcie! – zwołoł nagle Dunaj. – Tutok jest pełno jakisik rupieci! Chociaz… dlo ludzi to chyba nie som rupiecie… One pachnom prowdziwym złotem!

Na mój dusiu! Teroz dopiero zwróciłek uwage na to, co lezało na dnie potoka pod moimi nogami. Dunaj mioł racje! Tamok błyskały sie piknie rózne figurki, wisiorki, monety… I to syćko ze scyrego złota! A do tego jesce telo róznyk klejnotów, ze chyba mógłbyk kupić za to cały Turbacz! I pewnie jesce na Kiczore i Stare Wierchy by mi zostało!

Harnaś i Modyń zaroz zacęli to Dunajowe znalezisko obwąchiwać.
– Stare to – stwierdził Harnaś.
– Barzo stare – zgodził sie z nim Modyń. – Pachnie to tak, jakby juz od 357 roków w tym potoku lezało.
– Bajako, właśnie tak to pachnie – zgodziłek sie z Modyniem.

I wte nagle… cosi se uświadomiłek. Jaz mi serce mocniej zabiło.
– Krześni! – pedziołek. – Jako ześmy ukwalowali – to lezy tutok od 357 roków. Haj. No a kie od 2012 odjąć 357, to wychodzi… 1655! Pocątek potopu swedzkiego! A więc jednak Felek mioł racje! Tutok naprowde lezy porzucony przez Swedów skarb!

Heeej! Godom wom: to, co my w tym potoku noleźli, na mój owcarkowy nos było warte duzo więcej niz to, co w tej Warsiawie z Wisły wydobyto. I fto by pomyśloł, ze to, co sie w Felkowej głowie wykluło, to nie były zodne bzdury! Abo i były, ino… przecie w dziejak świata juz niejedno bzdura piknie zaaklimatyzowała sie w rzecywistości. Haj.

– Cy to znacy, ze Swedzi byli tyz w nasej wsi? – spytoł Harnaś.
– Moze… – pedziołek. – W casie potopu mogły dziać sie rzecy, ftóre nawet ponu Sienkiewiczowi sie nie śniły. Ba teroz, krześni, musimy pomyśleć, co zrobić z tym nieocekiwanym znaleziskiem.

Niestety nie zdązyli my o nicym pomysleć. Zza zakrętu wysło nagle dwók chłopów. To nie byli miejscowi, bo ik nie znołek. Na turystów tyz nie wyglądali. A więc – to musieli być ludzie, ftóryk Felek zatrudnił do posukiwania skarbu!

– Ty, popatrz – odezwoł sie jeden z tyk chłopów do drugiego. – Co te psy tam robią?
– A skąd ja mam to wiedzieć? – odrzekł ten drugi. – Może też tego skarbu szukają? Hehe!
– Hehe! Dowcipny jesteś! Ale szef kazał nam dokładnie sprawdzić ten odcinek potoku. Możemy więc na początek zajrzeć tam, gdzie te psy się kręcą.
– Dobra.

No i posły te dwa chłopy ku nom. Ocywiście zaroz uwidziały oba skarby: i ten Felkowy, i ten swedzki. Nie wiedziały ino, ze to som dwa rózne skarby, a nie jeden. Po kwilecce jeden z nik chycił komórke, wystukoł numer do Felka i zacął wołać:

– Szefie! Szefie! Jest skarb! Znaleźliśmy go!

Obaj byli tak podnieceni swym odkryciem, ze na nos owcarki przestali w ogóle zwracać uwage. Więc cało naso cwórka siedła se z boku i cekała na to, co sie zadzieje dalej.

Po paru minutak przyjechało pikne drogie auto. Za kierownicom siedzioł sam Felek. Zaroz wyskocył z samochodu jak pocisk z armaty. I juz pędził ku stojącym nad potokiem chłopom.
– Skarb! Skarb! Skarb! – wołoł. – Bede bogaty!

Bede bogaty? Hmm… Cemu on wołoł w casie przysłym, a nie teraźniejsym? A, niewozne. W kozdym rozie wbiegł do potoka, we ftórym wskutek działania pompy wody było juz barzo niewiele. Ukląkł nad tymi rzekomymi i prowdziwymi kostownościami i chyba fcioł je wybośkać, ba nagle… najpierw opadła mu scęka, a potem ocy zrobiły mu sie wielkie jak dwie wazy (nie mylić z Wazami, ftóre miłościwie nom panowały między inksymi w casak potopu).

– Czy coś się stało szefie? – spytali ci dwaj chłopi.
– To nie jest zoden skarb – odpowiedzioł Felek.
– Nie jest?
– Nie jest. Kupiłek to syćko kiesik od jednego chłopa na cwortkowym jarmaku w Nowym Targu. Godoł, ze to som piknie drogocenne unikaty po okazyjnej cenie! A potem sprowadziłek specjalistów, coby je zbadali i… okazało sie, ze to syćko podróba! Zwycajno podróba! Nic nie warte plugastwo! Najpierw fciołek wyrzucić to syćko na śmietnik, ba potem pomyślolek, ze moze jednak policja złapie tego osusta? Więc postanowiłek, ze bede to trzymoł jako korpusa deliktusa.

O, krucafuks! Nie doceniłek Felka, nie myślołek, ze on tak łatwo rozpozno drobiazgi, ftóre lezały u niego w piwnicy i ftórymi od wielu roków zupełnie sie nie interesowoł. Zarozem… nie wiedziołek, ze to som ino podróby. A przecie coby sie dowiedzieć, wystarcyło ino obwąchać! Tak jak obwąchali my ten skarb noleziony przed kwileckom w potoku. No cóz, wy ludzie popełniocie casem błędy, to niby cemu psy miałyby ik nie popełniać?

– Szefie, ale skąd to się w tym potoku wzięło? – próbowały dociec Felkowe chłopy.
– Pojęcia nimom – odporł Felek. – Pewnie ukrodł mi to jakisi złodziej, a potem dowiedzioł sie, ze to syćko jest bezwartościowe, więc tutok to porzucił.
– To co mamy z tym zrobić? – spytały chłopy.
– Powkładojcie nazod do tej skrzyni i odwieźcie do mojej piwnicy – pedzioł Felek i rusył w strone swego auta.
Na mój dusiu! W ogóle nie zauwazył, ze opróc znanyk mu podróbek w potoku lezały tyz rzecy warte majątek!
– Ale szefie! – zawołały chłopy. – Tego tu jest tyle, że to chyba się do tej skrzyni nie zmieści.
– Jak dobrze ułozycie, to sie zmieści – odrzekł Felek wsiadając juz do auta. – A jeśli nie zmieścicie – to wpakujcie reśte do worków. I niek to syćko trafi w najciemniejsy kąt mojej piwnicy. Pokiela ten osust nie zostonie złapany – nie fce w ogóle o tym badziewiu myśleć.

Felek odjechoł, a chłopy zrobiły to, co im kazano. Cyli pozbierały zarówno ten prowdziwy, jak i ten fałsywy skarb do skrzyni i do worków.

A my – zacęliśmy sie zastanawiać, co teroz zrobić, coby odzyskać nase flaski. Nagle przyfrunęła ku nom z wierchu Maryna Krywaniec. I – na mój dusiu! – piknie sie wyjaśniło, cemu te flaski znikły! Otóz orlica przelatywała pare dni temu nad mojom wsiom. I od rozu zauwazyła, co ten Felek ryktuje. A potem swoim orlim wzrokiem dostrzegła lezące na dnie potoka Smadne Mnichy. Domyśliła sie, fto te Mnichy tamok schowoł. Na scynście domyśliła sie tyz, ze kie Felek wypompuje wode, to te syćkie flaski stanom sie łatwo zauwazalne dlo ludzi. Dlotego piknie powydobywała je z wody i bezpiecnie ukryła w Pucułowskim Stawku. I telo. Smadny Mnich zostoł piknie uratowany. A Maryna Krywaniec niek nom zyje wiecnie! Haj.

No a co ze skarbem? Ano nic. Wroz z wceśniej nabytymi przez Felka fałsywkami trafił do piwnicy. A ze nie zanosi sie na to, coby udało sie złapać osusta, ftóry sprzedoł Felkowi fałsywki, to pewnie i one, i ten prowdziwy skarb ino obrosnom kurzem i pajęcynom. Tak więc Felek juz chyba nigdy nie dowie sie, jakie pikne bogactwo w jego piwnicy lezy. Bo nie wystarcy noleźć skarb. Trza jesce wiedzieć, ze sie go nolazło. Hau!

P.S.1. Heeeej! Pikne Bobickowe święto jutro bedziemy mieli. Bo to bedom Bobicka imieniny. No to zdrowie ostomiłego Solenizanta! 😀

P.S.2. A w sobote – pikne święto Jasieckowe. Bo bedzie wte rocnica ślubu Jasiecka Juhasa i Poni Jasieckowej. Zdrowie ostomiłej Młodej Pary! 😀

P.S.3. W niedziele zaś – podwójne święto EMTeSiódemeckowe. W tym dniu EMTeSiódemecka i urodziny, i imieniny bedzie miała. Zdrowie nasej Solenizantki i Jubilatki w jednym! 😀