Pon Mrożek i owcarki podhalańskie

W łońskim tyźniu ozesła sie wieść, ze pomorł pon Sławomir Mrożek. W jednym dzienniku przybocono, kim ten pon był – autorem Tanga i Emigrantów. Ino telo. Haj. Nie godom, ze to źle, ze pedziano tamok tak niewiele. Ani nie godom, ze to dobrze. Po prostu stwierdzom fakt, ze te dwie śtuki to ino mikroskopijno cynść piknej twórcości tego pona. Bo przecie opróc Tanga i Emigrantów wyryktowoł on tyz wiele inksyk niezwykłyk utworów. Choćby takiego Indyka, z trzema piknymi chłopami, ftórym nic sie nie fciało, z poetom, ftóremu tyz nic sie nie fciało i z ponem kapitanem, ftóremu takze nic sie nie fciało, ale przynajmniej sie staroł, coby mu sie zafciało. Abo powieść Ucieczka na południe z sympatycnym małpoludem, bezwzględnym Mefem Kovalskym i trzema chłopcami z miastecka, ftóre nojdowało sie kasi w północnej Polsce i miało ratus z wiezom, na ftórej wierchu był kiedyś blaszany kurek. Legenda głosi, że niegdyś, w czasie oblężenia miasta przez Jadźwingów, panował taki głód, że kurek został zjedzony przez oblężonych. Być może to jedynie legenda, ale jakże piękna!*Tak w ogóle to cosi mi sie widzi, ze ta Ucieczka na południe odesła chyba w zapomnienie. A przecie ta powieść to pikny środek na poprawe humoru. Jeśli bedziecie mieli kiesik okazje przecytać – to piknie polecom.

A jesce kielo piknyk rysunków pon Mrożek naryktowoł! A kielo piknyk „donosów” napisoł! A kielo piknyk opowiadań! Duzo. Barzo duzo. Na przykład boce takie jedno o lwie zyjącym w casak starodownego Rzymu. Był on, wroz z inksymi lwami, wyganiany na arene, coby ku uciese cezara i licnej gawiedzi pozerać bidnyk krześcijan. Ba kie te inkse lwy z ochotom rozsarpywały bezbronnyk bidoków – on jeden analizowoł sytuacje, dzięki cemu był świadom, ze przyjdzie cas, kie krześcijanie przejmom władze nad Rzymem. Dlotego zamiast rzucać sie na łatwy łup – woloł przycupnąć z boku areny i zajadać marchewke, coby potem, kie w cysorstwie upodnie stary porządek, nie mieć z nowom władzom kłopotów.

Krucafuks! Piknyk dzieł pona Mrożka było telo, ze straśnie trudno jest wymienić choćby ik maluśki procent. No to… niekze zboce jesce ino jedno jego opowiadanie. Mo ono tytuł: Wierny stróż. Narrator jest tamok zarozem głównym bohaterem, ftóry sprawił se piknego owcarkowego sceniaka. Piesek rozwijoł sie piknie, wyrósł na duzego silnego psa, ale… był cosi dziwnie smutny. Cegosi mu brakowało. Cego? Tego pon narrator długo nie mógł odgadnąć. Straśnie sie turbowoł stanem swojego pupila. Fcioł jakosi bidnej zywinie pomóc, ale nie wiedzioł jak. Jaze pewnego dnia… owcarek zagonił go do ogrodu i przewrócił tak, ze ten podł na cworaki. A potem – kazoł mu jeść trowe. I wte nagle syćko stało sie jasne. Przecie to był pies pasterski! A więc najbardziej scynśliwy cuł sie wte, kie mógł kogosi paść. Niewątpliwie najchętniej posłby owiecke, ba w miastowyk warunkak, ka o owiecke racej trudno, cłowiek tyz sie do pasienia nadawoł. I tak owcarek piknie odzyskoł radość zycia. Odtąd codziennie wyprowadzoł swego właściciela na wypas i był coroz bardziej zakwycony. A kie jesce pon narrator sprawił se dzwonek i zawiesił se go pod syjom – owcarek cuł sie wniebowzięty! Roz zauwazył ino, ze pon narrator wcale trowy nie je, tylko udoje. Ba wte siumny pies od rozu go zmusił, coby jodł jom naprowde.

Cy narrator cuł sie z tego powodu źle? Racej nie. Tak, byłem w jego władzy – przyznawoł. – Tak, to prawda, że miałem ograniczoną swobodę. Być może, że rozwijałem się zbyt jednostronnie, o czym świadczyło choćby to beczenie, jakie zaczynałem wydawać od pewnego czasu. A za to jaki spokój spłynął na mnie, od kiedy poddałem się opiece prostodusznego zwierzęcia-stróża.**

Zreśtom pon narrator nie mógł zaprzecyć, ze owcarek piknie sie o niego troscył – na przykład kie padoł dysc, to pozwaloł mu sie paść w płascu. Bajako.

Kie przecytołek to opowiadanie, zaroz opowiedziołek o nim syćkim owcarkom podhalańskim w okolicy. I zgodnie ześmy uznali, ze ten utwór to wyraz wielkiego sacunku pona Mrożka dlo nos. Bo ukazuje nos jako psy, ftóre wse i wsędy piknie wywiązujom sie ze swoik pasterskik obowiązków. Dlotego my owcarki barzo, ale to barzo pona Mrożka lubimy.

Heeej! Wyobrazom se, jakom piknom witacke musiały mu wyryktować te owcarki, ftóre som juz w niebie. Od rozu ogony musiały im piknie zamerdać, kie ino Święty Pieter przepuścił hyrnego pisorza przez brame raju. I pewnie od tej pory cały cas piknie ponu Mrożkowi towarzysom. I piknie pomagajom mu we syćkim. A inksi zamieskujący niebo pisorze pewnie załujom, ze oni sami za swego ziemskiego zywobycia nie wpadli na to, coby napisać cosi piknego o psak pilnującyk owiecek.

Skąd w ogóle wiem, ze pon Mrożek poseł do nieba? Cóz, z tego co mi wiadomo, w Pona Bócka on nie wierzył. Ale jak to godoł najsynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej, w stosunkak cłowieka ze Stwórcom wcale nie jest najwozniejse to, cy cłowiek wierzy w Pona Bócka cy nie – najwozniejse jest to, ze Pon Bócek wierzy w cłowieka. Więc tak mi sie widzi, ze Pon Bócek barzo chętnie pona Mrożka do nieba przyjął – po pierwse właśnie dlotego, ze wse w niego wierzył, po drugie dlotego, ze na pewno piknie zakwycoł sie jego twórcościom, a po trzecie dlotego, ze kieby nie przyjął, to przecie sprawiłby wielki zawód syćkim owcarkom podhalańskim, tak barzo uwielbiającym autora Wiernego stróża.

Tak więc, ostomili, kie i na wos przyjdzie pora, kie i wy nojdziecie sie po tamtej stronie i bedziecie fcieli wypatrzeć tamok pona Mrożka, to nojdziecie go barzo łatwo: wystarcy, ze rozejrzycie sie za ceprem otoconym tłumem biołyk owcarków. Jeśli takiego uwidzicie – to najprowdopodobniej bedzie właśnie on. Hau!

* S. Mrożek, Ucieczka na południe, Noir sur Blanc, Warszawa 2002, s. 5-6.
** S. Mrożek, Opowiadania, t. 2, Noir sur Blanc, Warszawa 1999, s. 63.