Niedźwiedzie na Paśportak

Na krótko przed niedownym rozdaniem Paśportów Polityki zapowiedziołek, ze na imprezie tej bedom obecne tatrzańskie misie. I co? Były? Ano były. Jak do tego dosło? Zaroz wom, ostomili, piknie opowiem.

Heeej! Od bozonarodzeniowyk świąt minęły juz trzy tyźnie. Ale chyba bocycie jesce, jako wte była pogoda? Płóno. Straśnie płóno. Bardziej przybocowała Wielkanoc niz Boze Narodzenie. Nie wiedziołek, kruca, co sie z tom aurom dzieje! Ba na krótko przed Sylwestrem przyleciała ku mnie Maryna Krywaniec. Przywitała sie piknie ze mnom i spytała:
– No i co, krzesny, myślicie o tym, ze niedźwiedzie nom takom ciepłom zime załatwiły?
– Niedźwiedzie? – zdziwiłek sie. – Jakim cudem?
– To wy nic nie wiecie? – teroz z kolei zdziwiła sie Maryna. – Od jesieni syćkie tatrzańskie niedźwiedzie zanosiły modły do Pona Bócka, coby ta zima była ciepło.
– Na mój dusiu! – zawołołek. – A cemu zalezało im na ciepłej zimie?
– Bo majom nadzieje, ze dzięki temu udo im sie nie zapaść w sen zimowy – wyjaśniła orlica.
– A co jest złego we śnie zimowym? – pytołek dalej. – Znom wielu ludzi, ftórzy zazdroscom niedźwiedziom takiego snu!
– Krzesny. Wy powinniście to wiedzieć najlepiej!- stwierdziła Maryna. – One nie fcom spać, bo straśnie im zalezy, coby w stycniu pojechać do Warsiawy na Paśporty Polityki.

O, krucafuks! Faktycnie! Teroz juz syćko stało sie jasne! Jako godołek wom we wpisie wyryktowanym rok temu, po moim powrocie z poprzedniej paśportowej gali, cało tatrzańsko i gorcańsko zywina zapragnęła pojechać ze mnom na następnom takom impreze. Ba jak jo miołek zabrać do stolicy te syćkie niedźwiedzie, owce, kozice i inkse śtyronogi? Warsiawski Teatr Wielki nie jest jaz tak wielki, coby takie towarzystwo pomieścić. Ba miołek nadzieje, ze moze z casem syćkie zwierzoki o tyk Paśportak zabocom? No i… zabocyły prawie syćkie. Prawie… Opróc niedźwiedzi.

Cóz było robić? Miołek trzy wyjścia: abo zabrać niedźwiedzie do Warsiawy, abo przekonać je, coby zrezygnowały z wyjazdu, abo… przekonać Pona Bócka, coby nakłonił te beskurcyje do zaśnięcia. To ostatnie wydawało mi sie najłatwiejse. Zadorłek do wierchu swój owcarkowy łeb, poźrełek w niebo i pedziołek:
– Ponie Bócku ostomiły. Jak jo mom zabrać całom armie miśków do warsiawskiego teatru? Jednego abo dwa – moze jakosi byk przemycił. Ale syćkie? Przecie ludzie mogom je w drodze wyłapać i zamknąć w zoo! I wte nie bedzie w Tatrak ani jednego niedźwiedzia! Dlatego najlepiej by było, kieby zima przestała być tak ciepło, a zacęła być piknie mroźno. Wte niedźwiedzie pódom spać i problem sam sie rozwiąze. Mógłbyś sprawić, Ponie Bócku, coby tak właśnie sie stało? Piknie pytom.

Cy mojo prośba została wysłuchano? Na mój dusiu! Wyglądo na to, ze tak! Bo bocycie chyba, ze na Sylwestra w całej Polsce chycił mróz. Pare dni później – było juz minus kilkanoście stopni. A niekany nawet minus dwajścia! Uciesyłek sie piknie. Ino… nie zwróciłek uwagi na to, ze po paru dniak nazod zacęło sie ocieplać.

W ostatniom niedziele przed piknomm paśportowom galom wybrołek sie na przechadzke po pobliskim lesie. Nagle pozirom i – o, kruca! Cały tłum niedźwiedzi wyseł mi na spotkanie! Ponad śtyrdzieści ik było! Telo właśnie ik zyje po polskiej i po słowackiej stronie Tater. A więc przysły syćkie! Beskurcyje jedne krucafuks!

– Witojcie, krzesny! – zawołały radośnie niedźwiedzie. – No to jesteśmy.
– Wi… wi… witojcie – odpowiedziołek zaskocony. – Co wy tutok robicie?
– Jak to co? – odparły niedźwiedzie. – Przed rokiem obiecoliście nom, ze zabierecie nos na Paśporty Polityki.
– Ale… – zapytołek – cy wy, krześni, nie powinniście być teroz pogrązeni w piknym zimowym śnie?
– Teoretycnie tak – odrzekły niedźwiedzie. – Ale zrobili my syćko, co w nasej niedźwiedziej mocy, coby nie zasnąć. Chociaz… kie po ciepłym grudniu chycił nagle mróz, to juz my sie bali, ze prawa natury zawierchujom i dopodnie nos straśliwo chęć spania jaz do wiosny. Ale popytali my piknie Pona Bócka, coby ta zimnica ustąpiła. No i… ustąpiła! Dzięki temu udało nom sie nie zasnąć!

Na mój dusiu! Wyglądało na to, że ostanio Pon Bócek był naprowde bidny! Roz musioł wysłuchiwać niedźwiedzik modlitw, a roz moik. Modlitwy te wzajemnie sie wyklucały i dlotego właśnie ta zima była najpierw barzo ciepło, potem mroźno, a potem – na krótko przed Paśportami – nazod zrobiła sie cieplejso. Haj.

I cóz. Jo przed rokiem faktycnie obiecołek niedźwiedziom, ze jak bedom fciały, to zabiere je na te Paśporty. Pochopnie to obiecołek. Barzo pochopnie! I teroz nie było rady. Musiołek dotrzymać słowa.

Pomyślołek ino, ze wyrusając w podróz, worce zaopatrzyć sie w jakisi suchy prowiant. Akurat w magazynie Felka znad młaki przechowywany był spory zapas oscypków. Felek nazamawioł ik u mojego bacy, coby potem sprzedawać je ceprom na Krupówkak i w inksyk chętnie odwiedzanyk przez turystów miejscak. No to wroz z niedźwiedziami zakrodłek sie do Felkowego magazynu. Wynieśli my stamtela pare worków wypełnionyk piknymi owieckowymi serkami.

A potem poprowadziłek te śtyry tuziny futrzastyk ancykrystów do Nowego Targu. Tamok udali my sie na dworzec kolejowy. Po cichutku wdrapali my sie na dachy jednego pociągu towarowego. No i we wtorek – po paru przesiadkak – dojechaliśmy do stolicy. Dzięki ubiegłorocnej wyprawie na Paśporty wiedziołek juz piknie, kany mom iść. Starając nie zwracać za barzo na siebie uwagi, powędrowali my na Plac Teatralny. Przed teatrem było kapecke zamiesania, bo właśnie przyjechało pare wozów TVP2, coby wyryktować piknom retransmisje z planowanej na dzisiok gali. Dzięki temu zamiesaniu łatwiej nom było przemknąć sie do teatru.

– No dobra, krześni – zwróciłek sie do niedźwiedzi, kie juz byli my we wnętrzu budynku. – Oto jesteśmy w hyrnym Teatrze Wielkim. Ale jeśli fcecie wejść na Sale Pona Moniuszki, ka ta cało impreza sie odbędzie, to nie mozecie wyglądać tak jak teroz. Kie ludzie uwidzom takie stado niedźwiedzi, to zaroz pouciekajom i do rozdania Paśportów w ogóle nie dojdzie.
– No to co momy robić, coby nikogo nie wystrasyć? – spytały niedźwiedzie.
– Musicie załozyć ludzkie ubrania. – odpowiedziołek. – Wte bedziecie wyglądać jak ludzie. Moze tacy dosyć potęzni, kapecke zarośnięci – ale jak ludzie.
– Ba skąd my takie ubrania weźmiemy? – zafrasowały sie niedźwiedzie.
– Tym sie nie turbujcie – pedziołek.

I zaprowadziłek moik kudłatyk kompanów do magazynu kostiumów teatralnyk.

– Rozejrzyjcie sie – pedziołek. – Niek kozdy wybiere se jakisi kostium i piknie go na siebie załozy. Jo tymcasem hipne cosi załatwić. Ba zaroz wracom.

Co takiego fciołek załatwić? Jeśli cytoliście komentorze pod moim poprzednim wpisem, to wiecie, ze 10 stycnia, o godzinie 23:02 zapowiedziołek swój przyjazd do Warsiawy wroz z niedźwiedziami. Następnego dnia, o godzinie 15:24, Magecka napisała, ze barzo fciałaby te niedźwiedzie spotkać i uścisnąć im łapy. Postanowiłek więc hipnąć na plac Teatralny i sprawdzić, cy nimo tamok rozglądającej sie za nomi Magecki. Wydostołek sie na plac. Obesłek go pare rozy. Ale niestety nie uwidziołek nikogo, fto mógłby być Mageckom. Cóz. Trudno. Moze przy inksej okacji udo sie załatwić, coby mogła osobiście uścisnąć łapy syćkik tatrzańskik niedźwiedzi?

Wróciłek do teatru. Miśki krynciły sie po kuluarak, zaglądały z ciekawości tu i ówdzie. Były juz poubierane w tetralne kostiumy – tak jak im kazołek. Ino – na mój dusiu! – co one pozakładały! Jeden wyglądoł jak wielki kudłaty cyrulik sewilski, drugi – jak wielki kudłaty król Roger, trzeci – jak wielko kudłato Carmen… W dodatku te stroje były na nik kapecke przyciasne. Ale to juz wina teatralnego krawca, ftóry nie przewidzioł, ze dany ubiór moze fcieć załozyć ftosi potęznej postury i mający ponad dwa metry wzrostu.

– No i jak? – spytały niedźwiedzie. – Wyglądomy jak ludzie?
– Jak by to pedzieć… – rzekłek. – W zasadzie wyglądocie, ino… nie mogliście noleźć cegosi bardziej współcesnego?
Juz fciołek polecić im, coby wartko posukały se inksyk ciuchów, ba nagle… przyjrzołek sie uwazniej ik kufom.
– Ejze, krześni! – zawarcołek. – Mozecie mi wytłumacyć, cemu wase gymby wysmarowane som jakimisi sosami, majonezami i inksymi cekoladami?
– Cóz… – rzekły niedźwiedzie. – Kie juz my syćka poubierali sie w ludzkie stroje, to wysli z magazynu i nagle… poculi jakiesi zapachy. Pikne zapachy piknego jedzonka! No to pośli my kapecke se pojeść.
– Kapecke? – spytołek. Cosi mi mówiło, ze pod owym „kapecke” nalezało rozumieć: „syćko, co ino nadawało sie do zjedzenia”. – Kany zeście noleźli to jedzonko?

No i niedźwiedzie pokazały mi kany. Było to pomiescenie, ka ryktowano pocęstunek dla zaprosonyk na Paśporty gości. Ale jak to pomiescenie wyglądało! Skaranie boskie! Stoły były powywracane, nacynia potłucone, wokoło walały sie reśtki jedzenia. Jakby tornado tamok przesło! Nad tym całym pobojowiskiem stały ponie i ponowie od kateringu. Syćka mieli zrozpacone kufy, biadolili i wyrywali se włosy z głów.

– To waso robota? – spytołek karcąco niedźwiedzi. Nie musiały odpowiadać. Odpowiedź doskonale znołek.
– No… – zacęli tłumacyć sie winowajcy. – To syćko tak piknie pachniało. Tak apetycnie wyglądało. Nie mogli my sie powstrzymać.
– Krucafuks!!! – zezłościłek sie. – To był pocęstunek dlo oficjalnie zaprosonyk na gale, a nie dlo wos! Nie wystarcyły wom wykradzione z Felkowego magazynu oscypki?

No właśnie – oscypki! Cynść z nik niedźwiedzie zjadły w podrózy. Ale sporo jesce ostało. Nie było sensu utyskiwać nad rozlanym mlekiem, ino nalezało jakosi ratować sytuacje. Syćkie oscypki, jakie my jesce mieli, poznosiliśmy pod próg pomiescenia, ka działali kateringowcy. Potem poradziłek niedźwiedziom, coby posły pochować sie po kątak, coby za barzo nie rzucać sie ludziom w ocy. Jo zaś ostołek, coby sprawdzić, cy te nase oscypki bedom w stanie zastąpić ten pikny pocęstunek, ftóry niestety zniknął w brzuchak najwięksyk tatrzańskik zarłoków.

Nagle… tuz koło mnie przesły jakiesi dwie ponie i dwók ponów. Fto to był? Na mój dusiu! Zaroz se przybocyłek – to był ten kwartet, ftóry rok temu zdobył Paśport Polityki w kategorii muzyka powozno! To oni! We własnyk osobak! Cało cwórka zajrzała do pomiescenia z biadolącymi kateringowcami.

– Dzień dobry – przywitali sie.
– Kim jesteście? – spytali kateringowcy.
– Zespół Kwadrofonik – przedstawili sie artyści. – Mamy zapewnić oprawę muzyczną na gali Paszportów Polityki. Ale zajrzeliśmy tutaj, bo usłyszeliśmy, że śpiewa tu jakiś bardzo osobliwy chór, chyba awangardowy. Chcieliśmy się więc dowiedzieć, czy ten chór ma może dziś razem z nami wystąpić?
– To nie chór, tylko nasze lamenty – wyjaśnili kateringowcy. – Lamentujemy, bo przed chwilą wpadła tu jakaś banda nieokrzesańców. Prawdopodobnie był to jakiś goszczący w tym teatrze zespół śpiewaków, bo wszyscy byli poubierani w operowe stroje. Ale jacyś niekulturalni! Rzucili się na poczęstunek, który tak pieczołowicie szykowaliśmy na dzisiejszą imprezę. Tłumaczyliśmy, że nie dla nich to jedzenie, ale oni tylko mruczeli coś niezrozumiale i nie wyszli, dopóki nie zjedli wszystkiego!
I syćka kateringowcy rozpłakali sie.
– Nie mogliście państwo wezwać pomocy? – spytali Kwadrofonicy.
– Prawdę mówiąc, sparaliżował nas strach – odpowiedzieli kateringowcy. – Nie wiemy, skąd ci śpiewacy przyjechali, ale to były jakieś potężne draby. Wszyscy bez wyjątku!
– Niech się państwo nie martwią. – Kwadrofonicy próbowali bidoków pociesyć. – Zauważyliśmy przed progiem jakieś oscypki. Może z nich da się przyrządzić jakiś poczęstunek?
– Z samych tylko oscypków? – spytali kateringowcy. – Wyśmieją nas, to był najbardziej monotematyczny catering w historii tego teatru!
– Może nie będzie tak źle? Te oscypki bardzo ładzie pachną – pedzieli Kwadrofonicy. A po kwili namysłu spytali – Czy możemy wziąć sobie jednego?
– A, bierzcie, ile chcecie. I tak nie wiemy, skąd one są. Pewnie ktoś z organizatorów je zamówił, tylko zapomniał nas o tym poinformować.
– Jeden nam wystarczy. I naprawdę prosimy, żebyście się państwo nie martwili. Postaramy się pomóc. Będzie dobrze!

Na mój dusiu! Niby w jaki sposób mogliby oni pomóc tym bidokom? Nie miołek pojęcia. W kozdym rozie faktycnie wzięli se jednego oscypka, a potem pośli ryktować sie do występu.

Kie teatr był juz pełen zaprosonyk gości, pedziołek miśkom, ze chyba juz mogom udać sie na widownie. Kie uwidzom jakiesi wolne miejsce siedzące – mogom je zająć. Kie nie uwidzom, niek stanom kasi z bocku, coby nie przeskadzać przybyłym na urocystość ludziom. Obawiołek sie, cy niedźwiedzie – w tyk kolorowyk operowyk strojak – nie wzbudzom zbytniej sensacji. Ale nie! Nieftórzy ludzie owsem, kapecke sie zdziwili. Ba ftosi zwrócił uwage, ze w tym roku momy okrągłom, osiemdziesiontom rocnice urodzin pona Jima Hensona, hyrnego cłowieka telewizji, ale tyz – na swój sposób – cłowieka teatru.
– Tutejsza dyrekcja – pedzioł ten ftosi – najwyraźniej wpadła na pomysł, żeby uczcić tę rocznicę, przebierając wynajętych statystów za postacie z „Muppet Show”.

No i syćka uznali, ze to wyjaśnienie brzmi całkiem sensownie. Całe scynście! Ufff!

Nolozłek se miejsce na widowni i usadowiłek sie piknie. Obejrzołek całom gale, ftórom, tradycyjnie juz, poprowdziła poni Torbicka wroz z nacelnym Polityki, ponem Baczyńskim. Naso Poni Dorotecka tyz tamok była! Była i jak zwykle wzięła udział w nagradzaniu zwycięzcy w kategorii muzyka powozno. Kilku inksyk piknyk twórców tyz swe nagrody odebrało. A Kwadrofonicy piknie do tego syćkiego przygrywali. Casem z pomocom pona Rojka, a casem bez. Tutok zreśtom mozecie uwidzieć telewizyjnom relacje z tego wydarzenia. Haj. Ale… nie syćko telewizja pokazała. Nie pokazała na przikład tego, ze na koniec Kwadrofonik wykonoł utwór… pedziołbyk: barzo hipnotyzujący. W pewnej kwili jedno poni z tego zespołu nagle przerwała gre (to była ta sama poni, ftóro rok temu – w imieniu całej grupy – dziękowała za przyznanie Paśportu). Tak więc teroz grała ino trójka muzyków. Owa poni zaś wyciągła… na mój dusiu! Wiecie co? Śnurek, na ftórym wisioł… plasterek oscypka! Pikny, smakowity plasterecek oscypka, wykrojony z tego, co Kwadrofinikowcy wzięli od ryktującyk pocęstunek kateringowców.

– Drodzy państwo – rzekła artystka łagodnym, barzo spokojnym głosem, wprawiając zarozem oscypka w ruch wahadłowy. – Proszę wszystkich o wpatrzenie się w ten plasterek sera. Proszę patrzeć tylko na niego. Wyciszcie się państwo, odprężcie, zrelaksujcie. Wasze powieki stają się coraz cięższe, cięższe, cięższe… Oczy wam się zamykają. Zasypiacie.

Krucafuks! Rozglądom sie jo po widowni i widze, ze – syćka ludzie zrobili sie jacysi tacy… ni to śpiący, ni to nieprzytomni. Wyglądali tak, jakby duch kozdego z nik opuścił ciało i pohyboł nie wiadomo kany. Dlocego jo zachowołek przytomność? I niedźwiedzie tyz? Cóz, widocnie zywiny zahipnotyzować sie nie do. Abo do sie, ale w jakisi inksy sposób.

– Czujecie się państwo bezpiecznie, błogo – godała dalej poni z Kwadrofonika. – Jesteście zupełnie spokojni. Za chwilę udacie się na poczęstunek. Dostaniecie tam tylko i wyłącznie oscypki. Ale nie zauważycie tego. Będzie przekonani, że zajadacie najrozmaitsze frykasy… najrozmaitsze frykasy… najrozmaitsze frykasy… A teraz – policzę do trzech. Na słowo „trzy” obudzicie, się i będziecie myśleli, że nic nie mówiłam, tylko cały czas grałam wraz z resztą zespołu. Raz… dwa… trzy!!!

I syćka nagle sie ocknęli. W tej samej sekundzie artystka nazod zacęła grać. Na mój dusiu! Cy faktycnie ci syćka ludzie nie bocyli wysłuchanego przed kwileckom monologu? Ino mieli go kasi w podświadomości? Wkrótce miołek sie o tym przekonać.

Oficjalno cynść gali dobiegła końca. Syćka rusyli ku wyjściu. Wnet podesli do stołów, na ftóryk – jako juz wiecie – nie było nic opróc oscypków. Ludzie zacęli je jeść. A jo, kryncąc sie między nimi, słysołek takie rozmowy:
– Bardzo dobre pierogi!
– Owszem! A ten kotlet też świetny!
– A ta sałatka! Mniam! Palce lizać!
– Wszystko przepyszne! Czy nie macie państwo wrażenia, że w tym roku menu przyszykowane na Paszporty Polityki jest wyjątkowo urozmaicone?
– Owszem, też tak uważam.
– Ja też!
– Ja też!
– Ja też!

Na mój dusicku! Cy, ostomili, dosło do wos cosi – choćby w formie zwykłej plotki – ze na tyk Paśportak nie było do jedzenia nic opróc oscypka? Jeśli nie – to znacy, ze wyryktowano przez Kwadrofoników hipnoza była piknie skutecno! Haj.

*******************************************

Jesce jednej rzecy nie pokazali w telewizji. Na koniec cynści oficjalnej pon redaktor nacelny Polityki pedzioł, ze trudno teroz pedzieć, kany odbędzie sie następne rozdanie Paśportów, ale odbędzie sie na pewno – choćby w katakumbak. No i potem niedźwiedzie pytały mnie, co to som te katakumby. Kie im wyjaśniłek, to zawołały:
– O, Jezusicku! To my momy lepsy pomysł! Znomy w Tatrak takie jaskinie, jakik nie odkrył jesce zoden ludzki speleolog. Nieftóre z nik majom komnaty tak wielkie, ze piknie pomieściłyby wielki tłum ludzi. To cyz nie lepiej byłoby takom paśportowom impreze wyryktować w piknej tatrzańskiej jaskini, zamiast w katakumbie?

Cóz. Ostomiło Redakcjo Polityki. Poddoje powyzsy pomysł pod rozwage. Ocywiście mom nadzieje, ze następne Paśporty bedzie mozno wyryktować tak jak zwykle – w piknym Teatrze Wielkim. Kieby sie jednak nie udało – prose sie nie krępować, ino śmiało zwrócić do tatrzańskik niedżwiedzi o pomoc w zorganizowaniu piknej gali. Hau!

P.S.. A w najblizsy cwortek piknie będziemy w Owcarkówce świętować. Bo Jagusickowe i Kapisoneckowe imieniny bedom. Zdrowie Jagusicki i Kapisonecki! 😀