Vivat Academia! Vivant professores! Vivant studenckie śpasy!
Znocie jakiesi pikne akademickie anegdotki? Jo znom na przykład takom o profesorze prawa, o ftórym gwarzyli, ze kie końcył ostatnie zajęcia w semestrze, to zbieroł indeksy od tyk studentów, ftórym udało sie te zajęcia zalicyć, a potem seł do swojego gabinetu. Zabieroł tyz ze sobom jednego studenta. Piknie wpisywoł zalicenia, po cym wręcoł syćkie indeksy studentowi, coby ten oddoł je swym kolegom.
No i zdarzyło sie roz, ze w jednej grupie był taki jeden straśliwy nieuk. Jasne było, ze ftosi taki jako on na pewno u tego profesora nie zalicy. Ba całej grupie zol było kolegi – nieuk, bo nieuk, ale fajny był to cłek. I wiecie, co wyryktowali? Prowdziwie zbójnicki plan! Wymyślili, ze kie profesor zrobi to, co zwykle, cyli zabiere indeksy i jednego studenta do swego gabinetu, to ftosi wartko pohybo do najblizsej budki telefonicnej i zadzwoni na nojdujący sie w tym gabinecie telefon. Kie profesor podejdzie do telefonu, stojący pod otwartym oknem student-nieuk wrzuci swój indeks do pokoju. Wte student nojdujący sie w środku wartko ten indeks chyci i połozy na kupce z pozostałymi.* Profesorski gabinet nojdowoł sie na parterze. Okno – z powodu panującyk wte upałów – furt było syroko otwarte. Plan powinien sie więc piknie udać. Haj.
Kie zajęcia sie skońcyły, to tak jak było do przewidzenia, profesor ogłosił, ze ten jeden nieuk nie zalicył zajęć, cało reśta zaś – zalicyła piknie. Profesor pozbieroł indeksy i poseł do gabinetu, zabrawsy ze sobom jednego studenta. W gabinecie siednął za biurkiem i zacął wpisywać zalicenia. Nagle… DRRRRYŃ! – odezwoł sie stojący w kącie telefon.
– Juz końce wpisywać te zalicenia – mruknął do studenta pochylony nad indeksami profesor. – Niek pon odbiere.
– Ale, ponie profesorze – student ocywiście zacął sie wzbraniać – to przecie na pewno do pona dzwoniom, nie do mnie.
– Bajuści, ale jo juz zaroz wpise ostatnie zalicenie – pedzioł na to profesor. – Niek pon odbiere i powie, ze jo za kwilecke podejde.
Bidny student nie wiedzioł, co na to pedzieć, więc w końcu poseł podnieść słuchawke. Tymcasem stojący pod oknem nieuk usłysoł dwonek telefonu, ba nie dosłysoł rozmowy jego kolegi z profesorem. Uznoł więc, ze nastąpił odpowiedni moment, coby rzucić indeksem. I fruuuuu! Indeks piknie przelecioł nad parapetem i wylądowoł pod samiućkimi stopami zdumionego profesora. Profesor zaś… po kwili namysłu… podniesł ten indeks, otworzył go, wpisoł zalicenie i – fruuuuu! – nazod przez okno wyrzucił! Bajako!
A był tyz taki jeden profesor fizyki, ftóry egzaminowoł studenta zdolnego, ba niezbyt pilnego. Ot, fudament woloł imprezować niz sie ucyć. No i na egzaminie wypodł tak kiepsko, ze w końcu profesor wziął indeks i wpisoł doń ino dwa słowa: „osioł skońcony”. Student poźreł i zawołoł:
– Ponie profesorze! Tutok jest podpis, ale nimo stopnia!
Profesora zamurowało, ale wziął indeks jesce roz i… wpisoł tróje.
No i był jesce taki jeden profesor historii, co to był barzo mądrym cłekiem, ba jak przystało na naukowca z prowdziwego zdarzenia – barzo roztargnionym. Roz podobno zona popytała go, coby wyniesł śmieci. No to on wziął kubełek ze śmieciami, wyseł z nim przed swój blok i… nad cymsi nagle sie zamyślił. W tym zamyśleniu, zamiast do śmietnika, poseł z tym kubełkiem na przystanek autobusowy. Kie autobus przyjechoł, to on zwycajnie do niego wsiodł. I dopiero w autobusie sie ocknął, kie zauwazył, ze inksi pasazerowie jakosi tak dziwnie na niego pozirajom.
Heeej! Było kapecke tyk opowieści o profesorak. Kapecke ik było… Krązyły po salak wykładowyk, po akademikak, starse rocniki studentów przekazywały je młodsym, a młodse – jesce młodsym. Przybocyłek se o tym syćkim, kie natrafiłek na ten oto artykuł. I przecytołek tamok pare takik anegdotek, ftóryk potela nie znołek. Uśmiołek sie przy tym piknie. Ba cytając dalej – kapecke sie przestrasyłek. Bo dalej była barzo złowiesco wypowiedź pona doktora Jacka Gądeckiego, ftóry jest wykładowcom na Wydziale Humanistycnym AGH. Ten pon Gądecki zwraca uwagę na powolne zanikanie studenckich anegdot. Postrzega to jako znak czasu i tłumaczy, że to system zabija barwność, która pozwalała się wyróżniać na uczelnianych korytarzach. Spowodowane jest to brakiem czasu na egzaminy ustne, bo to też była „świetna okazja do wyrażania jakichkolwiek emocji, anegdot, budowania klimatu”.
O, krucafuks! Studenckie anegdoty zanikajom? Jak to zanikajom? A co bedzie, kie zniknom zupełnie? Przecie to jest barzo wozno cynść organizmu, ftóry nazywo sie skolnictwo wyzse! Co sie dzieje z organizmem, ftóremu zabroknie barzo woznej cynści? Wiadomo: abo zdycho, abo stoje sie bidnym inwalidom. W zodnym wypadku nie wolno do tego dopuścić, coby te syćkie pikne studenckie śpasy pewnego dnia ot tak po prostu przestały istnieć! Nie wolno i ślus! Trza je piknie chronić! Ratujmy je przed zaboceniem! Niek Ministerstwo Nauki je ratuje! Niek ratuje je całe akademickie środowisko! Jeśli istnieje mozliwość ochrony tyk śpasów za pomocom unijnyk fundusy – nalezy sie piknie o te funduse postarać. W końcu idzie tutok o barzo woznom rzec – o przysłość skolnictwa wyzsego w Polsce, a na dłuzsom mete – o przysłość całej polskiej nauki. Hau!
* Teroz by było łatwiej, bo teroz – w dobie telefonów komórkowyk – nie trza by było hybać do budki telefonicnej. Chociaz… zarozem mogłoby być trudniej – bo przecie dzisiok w wielu ucelniak juz odchodzi sie od cegosi takiego jak studenckie indeksy. Haj.
Komentarze
Jeden z moich ulubionych wykładowców (z historii filozofii) powiadał przy „próbach” ściągania na egzaminie pisemnym: „jeżeli egzaminator pilnuje i wyłapuje ściągających to ściąganie jest zwykłym sportem jeżeli jednak nie pilnuje tylko wierzy „w studentów” to „zrzynanie” jest świństwem”. Sam oczywiście nie pilnował – trzeba było się uczyć 😉
Na innej z uczelni warszawskich jeden ze słynnych wykładowców prawa administracyjnego potrafił przeprowadzić „testowy egzamin” w trzech oddzielnych salach w tym samym czasie (ten sam egzamin dla różnych kierunków studiów). Polegało to na tym, że asystenci Profesora rozdawali puste odpowiednio oznaczone kartki papieru („arkusze egzaminacyjne”) a po chwili na dużym ekranie monitora ukazywał się On. Czytał pytanie i na odpowiedź było np. 15 sekund (wybranie jednej 3-4 możliwości lub wpisania „tak” lub „nie”). Pytań było około 40. Po ostatnim pytaniu wszystkie prace z każdego rzędu były przemieszczane np. do prawej strony a „pieski” w 2-3 minuty dostarczali arkusze do rąk egzaminatora. Kto się spóźnił przychodził kolejny raz na egzamin. Studencka niechęć kierowała się do asystentów a nie do P. , który był świetnym wykładowcą. 🙂
Miejsce anegdot jest teraz tam, gdzie wykładowców-doktorów wzrok nie sięga: na fejsbuku.
Do Zbysecka
„Studencka niechęć kierowała się do asystentów a nie do P. , który był świetnym wykładowcą”
To swojom drogom ciekawe zjawisko socjologicne: mit dobrego wykładowcy jako surogat mitu dobrego cysorza 😀
Do TesTeqecka
„Miejsce anegdot jest teraz tam, gdzie wykładowców-doktorów wzrok nie sięga: na fejsbuku.”
A na wydziałak informatyki? Tamok wzrok wykładowców tyz nie sięgo? 😀
Józek Budz z Murzasichla zaczął studiować na Politechnice Śląskiej.
Wiadomo jak to na politechnice: egzaminy trudne a wykładowcy wymagający.
Na jednym z egzaminów ustnych do sali zostało zaproszonych trzech studentów. Wśród nich był Józek. Egzaminujący wałkował niemiłosiernie kolegów Józka, zadając im coraz trudniejsze pytania, na które najczęściej nie znali odpowiedzi. Jeden z nich nie zdał, drugi dostał trzy na szynach.
W końcu profesor zwrócił się do milczącego cały czas Józka :
Jak pan się nazywa?
Budz – odpowiedział Józek, akcentując na d-z, i wymawiając tak aby nie zabrzmiało c na końcu…
To Pan Japończyk – powiedział Profesor z usmiechem…
A gdzie Pan mieszka?
W Murzasichlu … odpowiedział zdruzgotany Józek.
A nie mówiłem , że Japończyk !!! – zawołał Profesor oddając indeks młodemu góralowi.
Dostał Pan czwórkę , bo lepiej mądrze milczeć niż głupio gadać …
To skoda, Misiecku, ze Józek nie milcoł kapecke staranniej – byłaby piątka! 😀
O tempora, o mores…. Co za czasy, co za studenci … Ale tak mowiono ‚chyba od zawsze’ i swiat jakos nie zginal… 🙂
Podobno w gimnazjach starozytnej Grecji nad drzwiami wieszano napis – Nie znajacym geometrii wstep wzbroniony… a dzisiaj 🙂
Czy ja juz spiewalem dzisiaj „Gaudeamus igitur, iuvendus sumus…”? – no to spiewam – Paff
Zaraz, zaraz Piesku. Ten profesor z kubelkiem na smieci to nie byl od historii tylko od epidemiologii. Nie bylo to kubelko tylko cale kublo wypelnione smierdzacymi odpadami kuchennymi.. Rwszta sie zgadza. Byl to moj Dziadek o ktorym chodzily opowiesci najpierw po calym Lublinie, a potem calym Nowym Jorku. Byl wyjatkowo roztargniety, kiedy pisal jakas nowa ksiazke czy prace. Kiedy indziej byl calkiem skupiony.
Do moich ulubionych opowiesci naleza dwie.No moze trzy, albo i z pietnascie.
Po pierwsze jak wsadzil sobie do kieszeni spodni tlaca sie fajke, a kiedy poczal wyrazny swad spalenizny , wyjrzal ze wego gabinetu i zapytal sekretarke czy nie uwaza ona ze warto wezwac straz ogniowa, bo CHYBA gdzie sie pali.. Opowiadala to jego sekretarka.
Lepsza historie pamieta moja Stara z domu, tez nowojorska.
Stoi profesor rano przed duzym na trzy metry dlugosci oknem w living-roomie i usiluje zapiac pasek od sppdni, Oblicze ma marsowe i cos tam pod nosem burczy, ze wartoby znowu pojsc na diete, bo juz paska dopiac nie moze.
Wreszcie mu sie to udaje, wiec odchodzi od okna, sciagajac z niego caly gzyms z ciezka zaslona, ktora wlozyl sobie do spodni!
Zdarzalo mu sie tez stac pol godziny w windzie czekajac na jej odjazd, bo zapomnial nacisnac guzika.
Wiele roznych anegdot o tym profesorze krazy, niektore zostaly juz opisane w literaturze (przez Anne Frajlich, ktra byla jego asystentka w NYC i wsrod licznych wierszy, napisala takze ksiazke pt Laboratorium. W tytulowym opowiadaniu opowiada o swej pracy z Profesorem).
Inne anegdoty moja Stara opowiadala w roznych miejscach, jak np te kiedy mu w czasie spaceru psa ukradli. Pies byl na smyczy i Profesor nie zauwazyl, ze Ralf zostal odpiety, a kiedy wrocil do domu ze smycza w reku, a Profesorowa i corka zapytaly go gdzie sie podozial pies, Profesor bardzo sie zdziwil, pytajac: jaki pies? To ja bylem z psem na spacerze?
Pies na szczescie znalazl sie po kilku dniach.
O profesorach już nie pamiętam (( było to już tak dawno, ale pamiętam jak jednego roku (koniec lat 60-tych) w Juwenalia w Krakowie, odprowadzały mnie dwie dziewczyny przez Kraków na dworzec kolejowy. No i balowaliśmy po drodze tak, że gdy doszliśmy wreszcie na dworzec zobaczyłem znikające w oddali czerwone światło ostatniego wagonu ((
No wiec, że do następnego pociągu było kilka godzin, wiec wróciliśmy na miasto i dalej się bawiliśmy. Na ten drugi już zdążyłem ))
Jedna z tych dziewczyn została później moją żoną )) Ta druga mieszka za Wielką Kałużą i nadal jest naszą przyjaciółką ))
No to opowiem jszcze jedna.
Bylo to kiedy Stara mieszkala jeszcze z rodzicami, ale juz pracowala w Nowym Dzienniku.
Jej szefowa wowczas, a jednoczesnie bliska Kuma byla Renata Gorczynska, pozniejsza autorka waznej ksiazki o MIloszu i organizatorka slynego Maratonu z Panem Tadeuszem w radiu Bis.
Gorczynscy mieli starego i bardzo tlustego Kota imieniem Kotek. Kiedys chcieli wyjechac na urlop i zapytali Stara, czy nie moglaby przechowac u siebie Kotka w czasie ich nieobecnosci.
Stara obiecala zapytac matke, a poniewaz Panstwo Profesorostwo sami byli tymczasowo bez kota w domu , zastanawiajac sie nad zaadoptowaniem jakiegos nowego kociaka, Profesorowa bez slowa sie zgodzila. Mezowi tez powiedziala.
Kiedy Panstwo Gorczynscy zjawili sie z duzym koszem z Kotkiem, Profesorowej i corki akurat nie bylo w domu. – Przywiezlismy Kotka – oznajmili usmiechajac sie szeroko Panstwo Gorczynscy. – A prosze, posze, zaprosil ich serdecznie Profesor, ktory dawno chcial poznac szefowa swojej corki, o ktorej wiele juz slyszal, ale nie mial okazji spotkac.
Kiedy jednak zobaczyl wyciagietego z kosza starego opaslego kocura, wrecz zaniemowil.
Gorczynscy sie pzoegnali, troche dziwiac sie reakcji Profesora na ich ukochane zwierze.
Kiedy corka profesora wrocila pierwsza do domu, jej ojciec mial zaklopotane i zmartwione oblicze.
Posadzil corke na tapczanie i zaczal ostrozna rozmowe: – Pamiertasz, ze Panstwo Gorczynscy obiecali nam kotka przywiezc do domu? Pamietasz, ze mysmy sie zgodzili? Nie wiem jak ci to powiedziec, ale kotek jest troche, tego, leciwy i dosyc duzy jak na kociaka. Czy napewno chcialas takiego wlasnie?
Profesor byl przekonany, ze Renata miala nam przywzc nowego kociaka, ktory mialby zastapic w domu zmarlego kota.
Poczul wielka ulge, kiedy zostalo mu wytlumaczone przez lzy smiechu, ze przywieziony przez Szefowa corki Kotek jest tylko na tydzien, dwa.
Renata szybko pokochala mojego Dziadka i spedzila z nim wiele godzin na rozmowach i dyskusjach. Do dzis ilekroc ktos wspomni jego imie, zaczyna dlugie opowiesci o riznych jego wpadkach. Ja tej z kublem na smiecie.
Kocie Murdechaju-tez bylabym chciala miec taaaaaaaaaaaaaaaakiego Dziadka 😉 😀
Oj mialo byc Mordechaj 🙁
To bywalo klopotliwe, Ano. Nie kazdemu bynajmniej dalo sie wyrtlumaczyc. Kiedys w San Francisco dziadek czekal dwie godziny na lotnisku na innego profesora ktory mial go z lotniska odebrac i mial go poznac po „rudym korzuchu podbitym baranem”. Tamten profesor sie zdziwil, ale gotow byl rozgladac sie za baranim korzuchem.
Oczywoscie Dziadek zapomnial, ze w Kalifiornii w srodku lata zazwyczaj nie nosi sie kozuchow. Po prostu probujac przypomniec sobie jakie ma ubrania, przypomnial mu sie kozuch. I tak sie umowil.
Po powrocie do domu do wpadki nie przyznal sie , ale dowiedzielism sie o niej po paru latach. Moze myslala, ze jedzie na Alaske. 😈
Tfu! Kozuch sie pisze przez „z”. 😳
Kocie Mordechaj -usmialam sie jak norka!!
Kapitalne opowiesci.Wiem,ze kedys dziadek nie jedna osobe nie tylko wpedzil w zdumienie,ale nawet doprowadzil do lez z bezsilnosci!?
Teraz to juz sa pyszne anegdoty!!!!!!!!!!!! 😀
Salute a Te.
Witojcie!
Casy studenckie pikne som, choć powinienek pedzieć – „były”, bo rzecywiście odkąd ustne egzaminy nalezom do przesłości, nic juz nie jes takie same.
Jo mom pore śpasów z własnego doświadcenia. O ile mi wiadomo, byłek jedynym znanym mi studentem, ftóry ściągoł na egzaminie ustnym. Prowda ze to wstyd, ba ściąganie na pisemnym to zwykło rzec, a na ustnym, to prowdziwo śtuka!
No i byłek jedynym znanym mi studentem, ftóry oficjalnie i całkowicie legalnie pił piwo na zajęciak, w dodatku piwem pocęstowoł mnie som pon wykładowca.
Kocie Mordechaju – cudne opowieści! 😆 😆 😆
Anegdota o Japończyku z Murzasichla tyz piękna. 😆
Ale coś jest na rzeczy z tymi anegdotami o profesorach (wykładowcach) – jakoś nie słychać ostatnio. 🙁 Znak czasów? Za dużo etatów?
Dobry wieczór,
mnie również zdarzyło się ściągać na egzaminie ustnym, i to w sposób dość bezczelny. Nie tylko mnie, ale i całemu mojemu rokowi. Jeśli dodam, że był to egzamin z wojska, to chyba wszyscy zrozumieją 😉
‚Niedostatek’ nowych dowcipów około-profesroskich wiąże się (wiązać się może) z odchodzeniem do przeszłości feudalnego typu zależności pomiędzy studentem/doktorantem a jego panem i władcą. Teraz student jest klientem… pobieraczem wiedzy a nawet tę wiedzę kupującym… Niewielu młodych klientów, ostro nakierowanych na cel, nie na atrakcyjność ‚studenckiego życia’, ma głowę do zainteresowania się psychiką, śmiesznostkami belfrów… do universitas, wspólnoty nauczających i nauczanych!…
Po śladach jednego z ostatnich naprawdę Wielkich* poszłam sobie dziś o poranku do bacówki na Krawców Wierchu w Beskidzie Żywieckim. Tam dochodzono przez lata na wyjazdowe seminaria (raczej doktoranckie, ale wybitni magistranci także się czasem załapywali), donoszono projektory i inne parafernalia (ci najmłodsi ;)), śpiewano, robiono politykę…
Ech, nocy nie starczy na wspomnienia własne i zasłyszane… A wyspać się trzeba po trzech dniach w śniegu i upale (naraz) 😉 😀
_____
*nb, odkąd pamiętam, zawsze się tak mówi: ostatni z wielkich, jeden z niewielu żyjących, nie ma już ludzi takiego formatu, etc. — a może to przesada? – może są, będą, szkolą się i doskonalę na naszych oczach, lepiej przystosowani do czasów?…
😳 Krawców Wierch dziś, wczoraj i przedwczoraj też w Beskidzie Żywieckim — kto ciekaw oczywiście… 🙂
PS, Oczy na zapałkach – czego to człowiek nie robi, by podrzucić (spragnionym ;)) najświeższy możliwie bukiet krokusów, pierwiosnków albo kaczeńców!… 😀
No to i tutok mało antologia akademickik anegdot sie wyryktowała. Piknie! 😀
A i Beskid Zywiecki pikny ocywiście jest! Tak pikny, ze jest on zywym dowodem na to, ze Pon Bócek niesprawiedliwie porozdzieloł krajobrazy (jak to mawiała pewno profesorka od historii XIX wieku, skoro juz o profesorak tutok gwarzymy) 😀
Tak, wczoraj, jeszcze ok. 19 pamiętałam, że Vivat Pani Owczarkowa… ale gdy ludź zaczął dzień o 4:45, to po 22 może o tym czy owym zapomnieć… czasem… chyba… 😉 😀
Sto lat Pani Owczarkowej…
I Plurimos Annos, by pozostać w konwencji!
😀 😀 😀
basia: pisze
„?Niedostatek? nowych dowcipów około-profesroskich wiąże się (wiązać się może) z odchodzeniem do przeszłości feudalnego typu zależności pomiędzy studentem/doktorantem a jego panem i władcą.”
Być może 😉 jednakowóż przypuszczam ,iż to znak zaniku typu mistrz-uczeń. Znam jeszcze takie sytuacje jednak niezbyt dużo.
O rany! Nie dopilnowaliśmy kalendarza, a Owczarkowi nie wypadało 🙄
😳
Wszystkiego dobrego, lepszego i najlepszego Owczarkowej 🙂
Sto lat i co sobie Owczarkowa życzy 🙂
Toast będzie u mnie w jakiejś stosowniejszej porze, bo to późny ranek dopiero.
Proponuje taki toast 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Galeria_Budy/2704173fa7.jpg
p.s.To jest PRAWDZIWY SMADNY!
Serdeczne zyczenia dla pani Owczarkowej.
Przyklad Dzikich zwyczajow
Profesor wchodzi do sali, wita sie i rozdaje studentom kartki z pytaniami testu. Nastepnie informuje studentow, ze idzie na lunch i wroci za godzine. Po godzinie wraca na sale i zbiera kartki z odpowiedziami.
Tak samo jest w szkolach, podczas egzaminu na prawo jazdy i na wszystkich innych testach.
Pani Owcarkowej- STO Lat i jeszcze raz STO Lat!!!!
Toast wznieslismy,jak tradycja nakazuje piwkiem,ino „Zywcem”.Smadnego niet 😉
Hej.
Wszystkiego najlepszego Pani Owczarkowej, stu lat w zdrowiu i szczęściu! 😀
Ponaukładałam zdjęcia z wyprawy po Złote Runo. Z góry przepraszam, że tyle tego i nie wszystko podpisane. Ja nie bardzo umiem skrótowo – i tak wyrzuciłam 2/3 🙄
Poza tym zaznaczam, że to mój fotopamiętnik z wyprawy. Kto chce, niech zerknie.
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Grecja2012
Mrrrał!
Zdrrrowie Pani Owczarrrkowej po rrraz pierrrwszy!
Z poważaniem
Blejk Kot
Mrrrał!
W temacie.
Zapytano kiedyś (tak dokładniej, to studenci zapytali) Juliana Klukowskiego:
Co jest dla Pana najważniejsze w życiu?
Po krótkim, aczkolwiek intensywnym namyśle Pan Profesor odezwał się w te słowa:
Najpierw brydż. Potem długo, długo nic. Potem algebra liniowa. Potem długo, długo nic. A potem… reszta? matematyki.
Pozdrrrawiam
Blejk Kot
PS. Sparrrtoliło mi się coś z identyfikacją na blogu i…
Twój komentarz czeka na moderację.
Nie mam pojęcia, kto to jest ta Pani Moderrracja, ale jak trzeba na nią poczekać, to poczekamy 8) .
Witom piknie i piknie przekazuje piknie podziękowania od poni Owcarkowej za pikne zycenia. Zdrowie poni Owcarkowej wypili my wykradzionym z Felkowej hurtownii siampanem, a właściwie to napojem siampanopodobnym o nazwie Sowietskoje Igristoje. Ale nasym zgodnym zdaniem to igristoje jest lepse od francuskiego siampana. Haj 😀
Owczarku,
jak igristoje, to chyba w największym porządku, bo Smadnego, niczego mu nie odejmując, jest naszym codziennym napitkiem 😉
Jak to godajom na Słowacji: piwo to płynny chleb. A chleb, jak wiadomo, jest powsedni. No a Słowacy chyba wiedzom, co godajom, bo niby cemu mieliby nie wiedzieć? 😀
Tyż prowda 😉
No,Panowie muszę przyznać że te teskty są rewelacyjne Powiem tak: nie jestem zbyt atrakcyjny(strasznie krzywe zęby), ale też nie jestem jakiś niesmiały rozmaiwanie z dziewczynami nie jest mi straszne ale nigdy nie umialem z nimi firltowac zawsze ze wszystkiego robilem sobie jaja, chociaz dziewczyny dawaly mi rozne znaki .Zawsze myślałem,że sobie ze mną tylko i wyłacznie żartują (zwłasza pewna dziewczyna) ale no wlasńie ale kiedy zacząłem stosować rady Mancera bo nigdy nie mialem problemf3w z rozmową (a zwłaszcza droczeniem sie) z dziewczynami to od razy przyszły tego efekty Możecie mi wierzyć albo nie ale to co pisze Mancer jest prawda w 100% mam 20 lat i mialem tylko jedną dziewczyne a teraz jak poszedłem na studia do Warszawy( jestem na nich 4 miesiace) miałem jz 4 dziewczyny A żeby było zabawnie, dwie z nich powiedziały mi, że jak się do nich przystawiałem to myślały sobie żebym sobie poszedłbo i tak nic nie zdziałam ale po czasie stwierdziły, że coś w sobie takiego mam,że chciały sprf3bować i zobaczyc jaki jestem Tojest niewiarygodne bo ja zawsze uważałem, że nie jestem w stanie z taki wyglągem(zęby) mieć ładnej dziewczy a tu taki szok Mancer jestes genialny Pozdr