Jak wroz z Marynom Krywaniec pomogłek ponu inzynierowi
W poprzednim wpisie gwarzyłek o ponu inzynierze Bernacie. Ba nie pedziołek wom, kie jo usłysołek o nim po roz pierwsy. No to powiem teroz – podcas ostatniej wizyty Maryny Krywaniec na mojej holi. Maryna przyleciała i wylądowała pod lasem, uwazając, coby baca z juhasami jej nie zauwazyli. A potem oboma skrzidłami zacęła mi dawać znaki, cobyk podeseł ku niej. No to podesłek.– Witojcie, krzesno -pedziołek. – Co wos tutok sprowadzo?
– Wozno sprawa – odpowiedziała orlica. – Słyseliście moze o takim ponu, co to sie nazywo Jakub Bernatt?
– No, nie słysołek – przyznołek.
– To taki inzynier ze Śląska – wyjaśniła Maryna. – Chyba barzo porządny cłek, bo postanowił on pomóc tym bidnym koniom, ftóre furt cięzkie wozy z turystami musom do Morskiego Oka ciągnąć.
– Skoro tak, to faktycnie musi to być porządny cłek – zgodziłek sie z Marynom. – Ale w jaki sposób fce on tym koniom pomóc?
– Ano zamierzo przekonać fiakrów, ze worce zastąpić konie elektrycnymi ciągnikami. Oblicył nawet, ze dzięki takim ciągnikom woźnice zarobiom więcej dutków.
– Na mój dusiu! – zawołołek. – Pomysł jest pikny! Ino cy taki pojazd napędzany prądem do rade dociągnąć do Morskiego Oka fure pełnom turystów z cięzkimi plecakami?
– Tego ten pon inzynier jesce nie wie – pedziała Maryna. – Ale postanowił to sprawdzić. Przycepi do ciągnika furmanke, obciązonom tak, coby wazyła telo, kielo wazy wóz z tuzinem dorosłyk ludzi. Z takim obciązeniem rusy z Wisły-Malinki ku Przełęcy Salmopolskiej w Beskidzie Śląskim. Jeśli jego pojazd dociągnie te furmanke do przełęcy – bedzie to znacyło, ze wóz z turystami do Morskiego Oka tyz by dociągnął. Bo trasa Malinka-Przełęc Salmopolsko jest podobno do trasy Palenica-Morskie Oko.
– No to – pedziołek – zycmy ponu inzynierowi, coby jego eksperyment piknie sie udoł.
– Niestety, moze sie nie udać – westchnęła Maryna.
– A co? Ten ciągnik mo zbyt małom moc? – spytołek.
– Nie w tym rzec – odpowiedziała orlica – Podsłuchałak rozmowe dwók fiakrów, ftórzy nie wiem jak, ale jakosi dowiedzili sie o planak pona Bernatta. Im obu zupełnie sie nie widzi ten pomysł z elektrycnymi ciągnikami. Wolom dalej uzywać koni, nawet jeśli bedom musieli odpierać coroz więcej oskarzeń o znęcanie sie nad zywinom.
– No to dziwne – pedziołek. – Nie rozumiom, ze ryktuje sie dlo nik sansa na zarabianie jesce więksyk dutków niz potela? To chyba musom być jakiesi głuptoki.
– Ano głuptoki, głuptoki – zgodziła sie ze mnom orlica. – Kieby nie byli głuptokami, to przecie inacej traktowaliby swoje konie.
Nie mogłek nie przyznać Marynie racji.
– Ci dwaj woźnice – godała dalej orlica – postanowili pojechać do tej Malinki i tamok przeskodzić ponu inzynierowi w jego eksperymencie. Haj.
– Krucafuks! – zakląłek. – Więc musimy ik jakosi powstrzymać!
– Pewnie ze musimy – pedziała Maryna. – Ba eksperyment mo być przeprowadzony za pare godzin. Momy barzo niewiele casu.
To niedobrze, ze casu było niewiele. Spod Turbacza do Wisły-Malinki jest dosyć daleko. Maryna moze dałaby rade wartko tamok dolecieć. Ale dlo mnie – choć biegom duzo sybciej niz cłowiek – sprawa była trudniejso. Na własnyk łapak mogłek nie zdązyć. Postanowiłek zatem pohybać do Felka znad młaki i „wypozycyć” od niego jakiesi pikne auto.
Wartko rusyłek w dół. Maryna pofrunęła za mnom. Niebawem noleźli my sie pod Felkowom chałupom. Poscynściło sie nom – przed wjazdem do garazu stoł pikny ford mondeo. Skoda ino, ze mioł manualnom skrzinie biegów. Ale Felek automatycnyk nie uznoje i ślus. Dlo mnie to jest sakramencko niewygodne, bo kie nie jest sie cłowiekiem, ino psem, to straśnie trudno jest zmieniać biegi podcas jazdy. Dlotego kie prowadze auto, to cały cas jade ino na jedynce. Na scynście teroz do pomocy miołek Maryne, więc udzieliłek jej krótkik wskazówek, jak mo manipulować dźwigniom zmiany biegów, kie jo bede wciskoł pedał sprzęgła.
Trza było jesce zakraść sie do chałupy i noleźć w niej klucyki do tego forda. Ale to była łatwizna. Mom juz przecie wprawe w myskowaniu po Felkowym domu, więc zdobyłek te klucyki bez kłopotu.
Zaroz wsiedli my z Marynom do auta. Uchyliliśmy syby w przednik drzwiak, coby nie brakło nom świezego powietrza. I rusyliśmy w droge. Pojechali my najpierw do Nowego Targu, a stamtela – przez Rabke, Suchom Beskidzkom i Żywiec – do Szczyrku. Po przejechaniu przez ten pikny kurort Beskidu Śląskiego nase auto zacęło mozolnom wspinacke pod Przełęc Salmopolskom. Po drodze minęli my stojący na pobocu traktor, do ftorego przycepiono była jakosi furmanka. Na bocnym lusterku traktora zawiesony był kapelus. Maska ciągnika była podniesiono i zaglądoł pod niom jakisi chłop – najpewniej właściciel tego kapelusa. Widocnie odłozył swe nakrycie głowy na bok, coby nie przeskadzało mu podcas pozirania do wnętrza masyny. Wnet do moik usu dosło biadolenie:
– O, Jezusicku! Słodki Jezusicku! Niescynścia naprowde chodzom parami! Mało ze traktor mi sie zepsuł, to jesce rozładowała sie mojo komórka! I teroz nawet nie moge zadzwonić, coby uprzedzić pona Jakuba, ze nie dojade na cas!
Kie noleźli my sie dokładnie na wysokości traktora, nagle zaduł mocniejsy wiater i porwoł zawiesony na lusterku kapelus. Kapelusik pofrunął i… zacepił sie o prawe lusterko nasego forda!
– Krzesny! – zawołała Maryna. – Trza sie zatrzymać i oddać ponu jego kapelus!
– Nie momy teroz casu – odpowiedziołek. – Musimy śpiesyć z pomocom ponu inzynierowi. Ale kie bedziemy wracać, to ocywiście oddomy temu ponu jego własność.
Maryna zgodziła sie ze mnom.
Nas ford dotorł wreście na przełęc. Teroz zacęła sie jazda krętom drogom w dół. Tak krętom, ze pare rozy o mało co nie wypadli my z drogi. Od casu do casu trąbili na nos jacysi nerwowi kierowcy. Ale to przecie nie mojo wina, ze kierownice aut nie som dostosowane do owcarkowyk łap.
W końcu dojechali my do Wisły-Malinki, hyrnej głównie z tego, ze stoi tamok pikno skocnia imienia Adasia Małysza. Jechali my teroz barzo wolno. Maryna rozglądała sie uwaznie, próbując wypatrzeć tyk dwók woźniców, co to mieli wobec pona inzyniera niecne plany. I nagle…
– Krzesny! – zawołała. – Som! Poznoje ik!
Poźrełek tamok, ka Maryna wskazała skrzidłem. Przy drodze stało dwók chłopów. Pozirali na droge biegnącom od strony centrum Wisły.
– Co teroz robimy? – spytołek.
– Nie mocie zodnego pomysłu? – Maryna odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Jo tyz nimom.
Krucafuks! Niestety zbyt późno orlica dowiedziała sie o ponu inzynierze Bernacie i o jego dwók wrogak. Zabrakło więc casu na staranne obmyślenie planu działania. Mogli my ino improwizować.
– Zatrzymomy sie tutok – pedziołek. – Spróbujmy to zrobić tak, coby ci dwaj nos nie zauwazyli.
Za plecami woźniców nojdowoł sie niewielki parking, na ftórym stała jakosi mini-cięzarówka i samochód osobowy. Postanowiłek zaparkować za tymi dwoma autami. Tak tyz zrobiłek. Woźnice na scynście w ogóle nie zwrócili na nos uwagi, ino furt pozirali na droge. Zatrzymołek auto, a potem my oboje wartko wysiedli i skryli sie za rosnącymi nieopodal smrekami. Zacąłek nasłuchiwać, o cym ci woźnice godajom. No i godali tak:
– Hehe! Jakosi jesce nie widać tego nasego inzynierka.
– Spokojnie, na pewno przyjedzie.
– Wiem, ze przyjedzie, ale juz nie moge sie docekać widoku jego zdziwionej miny, kie zobacy, ze nimo furmanki, ftóro miała posłuzyć do jego eksperymentu. Hehe!
– Co racja to racja. Chłopisko zdziwi sie straśnie!
– Hehe! Furt fce mi sie śmiać, kie se przyboce, jak popsuli my temu chłopu ze Szczyrku jego traktor, coby nie mógł tej furmanki tutok dostarcyć. Hyhyhyhy!
O, kruca! Woźnica rechotoł, a my z Marynom dopiero teroz uświadomili se, ze ten górol z popsutym traktorem to był… współpracownik pona inzyniera Bernatta! Jak mogli my wceśniej na to nie wpaść! No krucafuks! Trza nom było zatrzymać sie przy tym traktorze, odcepić od niego fure i przycepić do nasego forda. Moze udałoby sie nom dociągnąć jom do Malinki? A teroz juz było za późno. Pon inzynier pewnie zaroz sie tutok zjawi i kie uwidzi, ze furmanki nimo, bedzie musioł przezyć straśliwe rozcarowanie…
I oto na drodze – od przeciwnej strony niz ta, ftórom my tutok przyjechali – pojawiło sie jakiesi śmiesne zielone autko. Musiało być napędzane prądem, bo nie wydawało warkotu silnika benzynowego. Zaroz za tym autkiem jechoł zwycajny samochód. Na widok tyk dwók pojazdów fiakrzy wartko skryli sie za smrekami, niedaleko nos. Ale dalej nos nie zauwazyli.
– Krzesno – zwróciłek sie do Maryny. – Cy pon w tym śmiesnym zielonym wehikule to jest właśnie pon inzynier Bernatt?
– Nie wiem- odpowiedziała orlica. – Nigdy go nie widziałak, ino słysałak o nim.
Juz wkrótce miało sie okazać, ze moje domysły były słusne. Pon inzynier i jadący za nim samochód zatrzymali sie na parkingu, tuz obok porzuconego przez nos Felkowego forda. Pon inzynier wysiodł ze swojego ciągnika. Z kolei z towarzysącego mu auta wysiodł jakisi pon z kamerom.
– Uuu! Niedobrze – pedzioł zmartwionym głosem pon Bernatt. – Nie ma tego górala ze Szczyrku. A przecież miał tu czekać na nas ze swoją furmanką…
– Panie Jakubie, może niech pan spróbuje jeszcze raz do niego zadzwonić? – zaproponowoł pon z kamerom.
– Mogę spróbować – odrzekł pon Bernatt. – Ale dzwoniłem już parę razy i jego telefon ciągle jest wyłączony.
Pon inzynier sięgnął po komórke, wystukoł na niej jakisi numer i przyłozył jom do ucha. Kapecke pockoł… Po paru kwilak daremnego ocekiwania schowoł aparat do kieseni. Wyglądoł na barzo zafrasowanego. I trudno sie dziwić, ze tak wyglądoł.
Dwaj skryci za smrekami woźnice zachichotali i pogratulowali sobie. Zachowywali sie jednak na telo cicho, ze ani pon Bernatt, ani jego kompan ik nie usłyseli.
– Panie Jakubie – odezwoł sie pon z kamerom. – I jak teraz udowodnimy, że pański pojazd jest w stanie wciągnąć na górę wóz pełen turystów?
– Nie wiem, po prostu nie wiem – odrzekł pon Bernatt bezradnie rokładając ręce. Ba nagle… ocy mu sie zaświeciły. – Wiem! Jednak wiem!
– Co pan wie? – spytoł pon z kamerom.
– Niech pan popatrzy na tego forda mondeo!- zawołoł pon inzynier wskazując na auto nasego Felka. – Znam się na fordach, ten model waży jakieś 1,3 tony, czyli mniej więcej tyle, co wypełniona dwunastoma turystami furmanka. Możemy przyczepić ten samochód do naszego ciągnika i spróbować wjechać z nim na tę przełęcz!
– Panie Jakubie – pedzioł pon z kamerom. – Ale przecież nie możemy przywłaszczać sobie cudzego samochodu.
– Niczego sobie nie przywłaszczamy – odporł z przekonaniem pon Bernatt. – Widzi pan ten kapelusz przyczepiony do lusterka? Poznaję go. To własność tego naszego górala ze Szczyrku. Najwyraźniej z jakichś powodów nie mógł dostarczyć nam furmanki, więc dostarczył forda mondeo. Ot co
– Ale gdzie w tej chwili jest ten góral? – spytoł kompan pona Bernatta.
– Bo ja wiem? – odporł pon inzynier. – Może gdzieś tutaj mieszka jakiś jego znajomy i poszedł go odwiedzić? Nieważne. Bierzmy się do roboty. Musimy się wreszcie przekonać, czy zdołamy pomóc tym biednym koniom.
No i zaroz pon inzynier wyciągnął linke holownicom i połącył niom swój ciągnik z fordem. Zacepiony o lusterko kapelus odcepił i rzucił na tylne siedzenie Felkowego auta.
– Niech pan przygotuje kamerę – pedzioł pon inzynier do swego towarzysa. – Jeśli nasz eksperyment się powiedzie – wszyscy będą mogli obejrzeć go na Youtubie.
Pozirający na to z ukrycia dwaj woźnice nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy.
– Psio mać! I co teroz? – spytoł jeden drugiego.
– Jak to co? Momy przecie plan B – odpowiedzioł ten drugi, po cym sięgnął do wielkiego plecaka, ftóry mioł na grzbiecie i wyciągnął zeń zwój liny. Następnie zakrodł sie ku fordowi tak dyskretnie, ze nie zauwazył go ani pon inzynier, ani pon z kamerom. Wnet jeden z końców liny zawiązoł na tylnym zacepie holowania. W tym casie jego kompan przywiązoł drugi koniec do wielkiego smreka.
– Hehehe! – chichotoł przy tym. – Niek teroz pon inzynierek spróbuje tego grzmota pociągnąć. Hehe!
– Krzesny, te fudamenty znowu wierchujom – zmartwiła sie Maryna. – Moze powinniście wyskocyć głośno ujadając i ik pogonić?
– Tyz o tym pomyślołek, ale nie wiem, jak na moje ujadanie zareaguje pon inzynier – odpowiedziołek. – On przecie nie wie, ze jestem tutok po to, coby mu pomóc. Lepiej moze spróbuje przegryźć line.
Tymcasem pon Bernatt sadowił sie juz w swoim elektrycnym ciągniku. Pon z kamerom tyz wsiodł do swego auta i zacął sie ryktować do filmowania całego eksperymentu.
Podkrodłek sie ku fordowi. Maryna cichutko frunęła za mnom. Chyciłek line w zęby. Krucafuks! Mocno była! Barzo mocno!
– Docie rade to przegryźć, krzesny? – spytała orlica.
– Prędzej cy później dom. Ale obawiom sie, ze racej później – odpowiedziołek. – To jakosi naprowde solidno lina. Taternicko abo cosi w tym rodzaju.
– To pockojcie, moze jo dom rade rozerwać jom swoim dziobem? – zaproponowała Maryna.
No i zacęli my sie we dwoje mocować sie z tom sakramenckom linom: jo zębami, a mojo towarzyska dziobem. Ale ani jo, ani ona nie mogła tego plugastwa rozsarpać.
Pon inzynier i pon z kamerom jakosi nie zauwazyli nos. Ba woźnice – niestety zauwazyli. I wnet usłysołek takom rozmowe:
– Ty! Widzis to co jo? Jakisi pies i jakiesi wielkie ptasysko skubiom nasom line!
– Widze! Cyzby byli w zmowie z tym inzynierem?
– Zywina w zmowie z cłowiekiem? Zgłupiołeś? W zmowie to moze być istota rozumno. A ten pies i ten ptok som przecie równie głupie jak nase konie.
– Ale co one ryktujom z tom linom?
– Pewnie ten pies myśli, ze to wyjątkowo długo kiełbasa, a ptok myśli, ze to wyjątkowo długi robal.
– Nie wiem, co one myślom, wiem, ze zaroz mogom te line zniscyć!
– W takim rozie przystępujemy do planu C.
– Plan C był taki, ze bieremy strzelbe i próbujemy tego inzyniera nastrasyć.
– Kapecke ten plan poprawimy: weźmiemy strzelbe, ale nie bedziemy niom nikogo strasyć, ino po prostu zastrzelimy te dwa bydlaki.
– Krzesno, chyba momy kłopot – pedziołek do Maryny, ftóro nie usłysała zbyt dobrze tej rozmowy, bo ona mo lepsy wzrok niz jo, ale słuch – gorsy. – Te ancykrysty zaroz bedom strzelały. Lepiej uciekojcie, a jo spróbuje sam te line przegryźć.
– O, nie! – prociwiła sie orlica. – To wy uciekojcie, a jo sama spróbuje jom jakosi rozdziobać.
– Nie zgrywojcie bohaterki – próbowołek przekonać Maryne. – Orłów w nasyk Tatrak i tak jest straśnie mało. Jeśli wos ustrzelom – to bedzie wielko strata dlo Tatrzańskiego Parku Narodowego.
– A jeśli wos ustrzelom – to bedzie wielko strata dlo wasego bacy i owiecek. – odrzekła Maryna. – Fto ik bedzie przed wilkami bronił?
– No dobrze – ustąpiłek. – Uciekojmy oboje. Ale niekze jesce po roz ostatni spróbuje to dziadostwo przegryźć.
Tymcasem jeden z woźniców wyciągnął z plecaka strzelbe i zacął ku nom mierzyć. Jego kompan zaś poucoł go:
– Ino nie spudłuj. Słysys? Celuj dobrze i nie spudłuj…
Z kolei pon inzynier właśnie postanowił rusyć w droge. Uruchomił elektrycny silnik swojego ciągnika, sarpnął do przodu i… niestety – ford ani drgnął. Przywiązany do smreka mocnom linom nie doł sie w ogóle rusyć z miejsca.
Chyciłek po roz ostatni line w zęby, choć sam juz nie za barzo wierzyłek, ze dom rade sie z niom uporać. I nagle… PAFFFFFF! – doł sie słyseć huk strzelby. Zaroz potem… AUUUUUU! – pocułek, ze trafili mnie! Krucafuks! Trafili! Dostołek w rzyć! No, właściwie to kula ino mnie drasnęła. Ale i tak zabolało. Zabolało tak sakramencko, ze z bólu mocniej zacisnąłek zęby. A przez to, ze je mocniej zacisnąłek, to – na mój dusiu! – przegryzłek wreście te line! I wte… HURRAAAA! Pojazd pona inzyniera Bernatta piknie pociągnął Felkowego forda mondeo ku Przełęcy Salmopolskiej!
– Ty bejdoku! – ryknął jeden woźnica do drugiego. – Jak ty strzelos! Jak nie umies strzelać, to trza było mi dać te strzelbe, sietnioku jeden!
– Jo jestem sietniok? Jo? – oburzył sie drugi woźnica. – To syćko twojo wina! Furt trajkotołeś mi nad uchem „Nie spudłuj, nie spudłuj”. I przez to nie mogłek sie skoncentrować.
– Nie zwaloj winy na mnie! Nie umies strzelać i ślus.
– Zaroz wyceluje strzelbe w te twojom głupiom gymbe i przekonos sie, cy rzecywiście nie umiem strzelać.
No i te dwa chłopy tak sie pokłóciły, ze w tej kłótni w ogóle przestały zwracać uwage na podązającego w strone przełęcy pona inzyniera. O Marynie i o mnie tyz najwyraźniej zabocyli. Haj.
I teroz, ostomili, poźrejcie jesce roz na ten filmik, do ftórego linka dołek wom tyz w poprzednim wpisie. Zwróćcie uwage na to, co sie dzieje w sesnostej sekundzie. Widzicie? Pon inzynier próbuje pociągnąć forda mondeo, ale nie doje rady. Bo to był jesce ten moment, kie ford był uwiązany do stojącego z tyłu smreka. Kwile później – ciągnik wroz z fordem piknie rusajom. Bo wte lina była juz przeze mnie piknie przegryziono. Tak więc sami widzicie, ze to, co jo tutok godom, to nie jest zodne bajdurzenie, ino najprowdziwso prowda. Bajako.
No i – jako juz wiecie – udało sie piknie dowieść, ze elektrycne ciągniki jak najbardziej mogom ciągnąć wozy z turystami po karkołomnyk górskik drogak. Moze więc końsko niedola na trasie do Morskiego Oka wreście sie skońcy? Moze fiakrzy przekonajom sie do zamiany koni na pojazdy elektrycne? Włącnie z tymi dwoma, co fcieli zaskodzić nasemu ponu inzynierowi? Cóz, obacymy, co bedzie. Nadzieja w kozdym rozie jest.
***************************************
Pon inzynier Bernatt po dotarciu do Przełęcy Salmopolskiej ostawił na niej Felkowego forda mondeo. Uznoł, ze górol ze Szczyrku – ftóry nadal w jego mniemaniu był właścicielem tego auta – z pewnościom wkrótce przybędzie po swojom własność. A on sam, wroz z ponem kamerzystom, wrócił sie do Wisły.
Długo ten ford na przełęcy nie stoł, bo jo wroz z Marynom Krywaniec pohybołek tamok za ponem inzynierem. Choć z postrzelonom rzyciom wcale nie było to łatwe. Jednak jak jest sie zaprawionym w trudak psem pasterskim, to nie z takimi niedogodnościami mozno se dać rade. Bajako.
Maryna i jo wsiedli do forda i rusyli w droge powrotnom. Kie zjezdzali my ku Szczyrkowi, znów ujrzeliśmy tego bidoka z zepsutym traktorem. Traktor stoł w tym samym miejscu, co poprzednio. A bidny górol juz nie próbowoł go naprawić, ino chodził w kółko i cosi mamrotoł. Zatrzymołek auto nieopodal, bo pomyśleli my z Marynom, ze moze do sie jakosi bidokowi pomóc? No i kie stanąłek, to usłysołek, jak górol godo:
– Ponie Bócku, spraw, coby odnolozł sie mój kapelus. Wse go tak piknie pilnowołek. Wse! Nie wiem, jak mogłek go zgubić! A to pamiątka po dziadku przecie. Sakramencko cenno pamiątka, bez ftórej cuje sie, jak byk był bez głowy. Pomóz mi, Ponie Bócku. Piknie pytom.
Ten cały kapelus zaś… dalej lezoł na tylnym siedzeniu nasego forda. Dokładnie tamok, ka go pon inzynier połozył. Maryna wnet chyciła zgube górola w swój dziób, wyfrunęła z auta i wzniesła sie na wysokość paru metrów nad ziemiom. Kie nolazła sie nad głowom niescynśliwca, wypuściła z dzioba to, co w nim trzymała. Kapelus spodł na ziem, dokładnie u stóp górola.
– O, Jezusicku! – zawołoł zaskocony, ba piknie uradowany. Łzy wdzięcności mu sie w ocak zakrynciły, poźreł zaroz w niebo, ale Maryny juz nie uwidzioł, bo ta wróciła do forda. – Cud! Prowdziwy cud! Mój kapelus sie odnolozł! Dziękuje ci, Ponie Bócku!
Chłop tak sie uciesył, ze z tej radości doznoł olśnienia umysłu i od rozu wpodł na pomysł, jak zreperować traktor.
My z Marynom zaś rusyli w dalsom droge. Bez przeskód dojechali my do mojej wsi pod Turbaczem. Ostawiliśmy forda pod Felkowom chałupom. W stanie prawie nienarusonym. No… moze zrobiło sie na nim pare rys, ale Felek na pewno nojdzie se dobrego lakiernika i autko bedzie jak nowe. Haj.
A potem Maryna poleciała ku Tatrom, jo zaś wróciłek na mojom hole. A kie wróciłek… i kie baca z juhasami odkryli, ze jestem ranny w rzyć, to na mój dusiu! Ale zacęli sie nade mnom litować! Uznali, ze musiołek paść ofiarom jakiegosi sakramenckiego kłusownika. I zaroz – coby mi ulzyć w cierpieniak – zacęli dawać mi do jedzenia najlepsom kiełbase, najlepse oscypki i najlepse bundze. A baca… naloł mi Smadnego Mnicha do miski! Po roz pierwsy w zyciu pozwolił mi sie napić Smadnego Mnicha! Tak więc godom wom: oberwanie w rzyć mo casem swoje dobre strony. Hau!
Komentarze
Dzień dobry,
Ale piękna opowieść Owczarku!
A ja tyle razy dostałem po rzyci od życia i nikt mi wtedy Smadnego nie nalał, ba jeszcze wielu dołożyć chciało!
Ale nic to, najważniejsze, że pan Inżynier mógł wypróbować swój pomysł w praktyce. Zyczę konim z Morskiego Oka, by je elektrycze ciągniki stamtąd „wygryzły”.
A tak na marginesie dodam, że ten filmik musiał widzieć wcześniej pewien góral z Chicago, z którym dopiero co rozmawiałem.
Ja mam Forda i o nim to właśnie gadaliśmy. Ja chwaliłem, bo przejechałem już nim prawie 300 000 km i nie miałem większych problemów, ale góral z Chicago był innego zdania.
„Eeee tam, powiada, Ford g….o wort.”
Widać widział ów filmik, gdzie pan Inżynier ciągnie forda na linie i na tej podstawie wyrobił sobie tak złe zdanie o tej dobrej firmie. 🙂
Dobranoc 🙂
Mogłoby się wydawać, że zastąpienie koni elektrycznymi traktorkami to banalna i oczywista sprawa. Niby każdy na tym by zyskał, ale zanim gmina rozpisze przetarg na traktorki, zanim sąd rozpatrzy protesty, dużo wody upłynie w Wodogrzmotach Mickiewicza.
Nic z tego nie rozumiem 😛
Biedny Owczarek, tak ucierpiał za dobrą sprawę. No, ale wszystko dobrze się skończyło i to jest najważniejsze. 😀
I jestem ciekawa, czy górale obejrzawszy filmik, dadzą namówić się na taki fajny traktorek. Ale jeśli umieją liczyć to na pewno skalkulują, że traktorek jest ekonomiczniejszy, przecież dzienne utrzymanie konia jest chyba bardzo drogie? 😉
Może i koń droższy, ale można go lać i go boli, a traktorkowi tylko blacha się powgniata.
TesTeq’u,
Do licha, chyba nie myślisz, że woźnice to sadyści? 😯 🙁
Nie inaczej, Hortensjo.
Bo jak nazwać kogoś, kto pastwi się nad zwierzęciem, zmuszając je do harówy ponad siły, świątek-piątek.? co z tego, że publicznie nie okłada go batem? i tak sadysta.
Do Nowecka
„A ja tyle razy dostałem po rzyci od życia i nikt mi wtedy Smadnego nie nalał”
Ale moze, Nowecku, ten Smadny Mnich furt odkłado sie na Twoim koncie, jaz uzbiero sie go telo, ze bedzies mógł ino pić, pić i pić?
„Ja mam Forda i o nim to właśnie gadaliśmy. Ja chwaliłem, bo przejechałem już nim prawie 300 000 km i nie miałem większych problemów, ale góral z Chicago był innego zdania.
‚Eeee tam, powiada, Ford g?.o wort.’
Widać widział ów filmik, gdzie pan Inżynier ciągnie forda na linie i na tej podstawie wyrobił sobie tak złe zdanie o tej dobrej firmie.”
Faktycnie, Nowecku, Twoje przypuscenia som chyba słusne. Bo przecie o fordzie ino jednom złom rzec mozno pedzieć: ze załozyciel firmy, pon Henry Ford, był sympatykiem Hitlera. Ba opróc tej jednej rzecy – ford jako auto widzi mi sie całkiem piknie 😀
Do TesTeqecka
„Mogłoby się wydawać, że zastąpienie koni elektrycznymi traktorkami to banalna i oczywista sprawa. Niby każdy na tym by zyskał, ale zanim gmina rozpisze przetarg na traktorki, zanim sąd rozpatrzy protesty, dużo wody upłynie w Wodogrzmotach Mickiewicza.”
Dlotego skoda, ze nie rozpatrzono sprawy tego lata, kie były duze upały, jaz potoki powysychały, dzięcki cemu wody w Wodogrzmotak Mickiewicza było mniej niz zwykle.
„Może i koń droższy, ale można go lać i go boli, a traktorkowi tylko blacha się powgniata.”
No to moze traktorkowi trza zamontować moduł, coby po kozdym uderzeniu wołoł: O, Jezusicku! Jak boli! 😀
Do Ceperecki
„Nic z tego nie rozumiem”
No, mógłbyk niby napisać to syćko po ceprowsku, ale… po owcarkowemu tak dobrze mi sie pise… 😀
Do Hortensjecki
„I jestem ciekawa, czy górale obejrzawszy filmik, dadzą namówić się na taki fajny traktorek. Ale jeśli umieją liczyć to na pewno skalkulują, że traktorek jest ekonomiczniejszy, przecież dzienne utrzymanie konia jest chyba bardzo drogie?”
Zdoje sie, ze pon inzynier Bernatt na to właśnie licy. Bo jest wprowdzie coroz więcej głosów w obronie koni, ale… tak mi sie widzi, ze dutki prędzej przekonajom tyk woźniców niz opina publicno 😀
Do Potworecki
„Nie inaczej, Hortensjo.
Bo jak nazwać kogoś, kto pastwi się nad zwierzęciem, zmuszając je do harówy ponad siły, świątek-piątek.? co z tego, że publicznie nie okłada go batem? i tak sadysta.”
Ocywiście wśród woźniców tyz som ludzie i ludziska, ale… wielu z nik niestety zdecydowanie bardziej miłuje dutki niz swoje konie. A przecie co by nie godać, zodne dutki nie umiom przyjaźni odwzajemnić, a konie – piknie umiom. Inkso sprawa, ze koń okazuje przyjaźń na przykład tak, ze swojom głowom uderzo w głowe cłowieka. Nie biere przy tym niestety poprawki na fakt, ze cłowiek to istota delikatniejso niz koń i dlo niego takie uderzenie moze skutkować uwidzeniem gwiozdek. Z drugiej strony… mimo syćko nie przybocowuje se takiego przypadku, coby cłowiek takiego objawu końskiej cułości nie przezył 😀
Ja chyba tu czegos nie rozumiem. Czy elektryczny pojazd ma ciagnac samochod turysty? Jesli tak, to dlaczego nie mozna przewozic turystow elektrycznym pojazdem do Morskiego Oka i z powrotem i zrezygnowac z ciagnienia samochodu? Turysta zostawi swoj samochod na parkingu.
Moze wlasnie taki jest plan pona inzyniera Bernatta? Kilka elektrycznych samochodow do przewozu turystow nad Morskie Oko i z powrotem.
@Orca: Skąd ten pomysł, żeby wciągać traktorkiem samochody turystów? Przecież Owczarek wyraźnie napisał, że chodzi o 12-osobowe wozy, a ford mondeo był jedynie „równoważnikiem masowym” podczas eksperymentu w Szczyrku!
TesTeq
Dziekuje za wyjasnienie. Ja to zle zrozumialam.
ceperka,
Nie przejmuj sie. Masz moj przyklad, aby sie nie przejmowac.
Jakim jesteśmy wspaniałym narodem wynalazców. Tych którzy pragną polepszyć nasz byt i tych, którzy nie pozwalają, by jeden miał lepiej niż drugi (
Skąd my to znamy ( Powstało tyle dowcipów o naszej „równości i przedsiębiorczości”, że aż nie chce się tutaj żadnego przytaczać (( Polak potrafi nie tylko, jak pokażą go w programie TVN Turbo, gdzie możemy z rosnącym sercem obserwować, jakie to wynalazki potrafimy wdrożyć do produkcji, ale i „polak potrafi”, jak to dowiedzieliśmy się na przykładzie tych dwóch woźniców ((
Dobrze, że chociaż kapelusz wrócił do właściciela )) czyli, są jeszcze porządne zwierzęta w narodzie ))
Wiersz mi się przypomniał Jana Twardowskiego
Bałem się
Bałem się oczy słabną – nie będę mógł czytać
pamięć tracę – pisać nie potrafię
drżałem jak obora którą wiatr kołysze
– Bóg zapłać Panie Boże bo podał mi łapę
pies co książek nie czyta i wierszy nie pisze
Owczarku!
może namówisz konie do ‚końsko-obywatelskiego nieposłuszeństwa’ ?
Jak koniom każą za dużo ciągnąć – konie mówią NIE. biorą przykład z osiołków i mówią stanowczo ‚nie’, i odmawiają współpracy. Niech będą asertywne 😀 Bo wiesz, obawiam się, że autka pana Inżyniera nieprędko zastąpią konie na drodze do Morskiego. Choć ja chciałabym już, zaraz, teraz!
Do Orecki
„Moze wlasnie taki jest plan pona inzyniera Bernatta? Kilka elektrycznych samochodow do przewozu turystow nad Morskie Oko i z powrotem.”
Dokładnie to juz TesTeqecek wyłozył. Ale tak cy siak – tyk elektrycnyk ciągników powinno być na tej trasie właśnie kilka, a nie na przykład kilkadziesiont. Bo co za duzo – to niezdrowo. Nawet jeśli som to piknie ekologicne pojazdy 😀
Do TesTeqecka
„Przecież Owczarek wyraźnie napisał, że chodzi o 12-osobowe wozy, a ford mondeo był jedynie ‚równoważnikiem masowym'”
Ocywiście wte, kie takim wozem jedzie dwanoście statystycnyk osób. Bo kieby miało nim jechać dwunostu zawodników sumo – to chyba do eksperymentu potrzebne by było cosi cięzsego niz ford mondeo 😀
Do Wawrzecka
„Jakim jesteśmy wspaniałym narodem wynalazców. Tych którzy pragną polepszyć nasz byt i tych, którzy nie pozwalają, by jeden miał lepiej niż drugi”
I w tym pierwsym przypadku – barzo dobrze, ze Polak potrafi. W tym drugim… cóz… chyba lepiej by było, kieby nie potrafił.
„Dobrze, że chociaż kapelusz wrócił do właściciela )) czyli, są jeszcze porządne zwierzęta w narodzie ))”
A dokładniej – porządne orły. I całe scynście. Bo kieby nawet kuzynka orła widniejącego w nasym godle narodowym była nieucciwo – to juz chyba byłby koniec świata 😀
Do Wiecnościecki
„Wiersz mi się przypomniał Jana Twardowskiego”
Aaaa! Jegomość Twardowski! W pewnym sensie kiesik go spotkołek. Napisołek o tym w swoim starym blogu, o tutok 😀
Do Potworecki
„Owczarku!
może namówisz konie do ‚końsko-obywatelskiego nieposłuszeństwa’ ?”
No właśnie nom psom straśnie trudno to zrobić, bo… jakosi tak momy, ze my same jesteśmy barzo lojane wobec ludzi. Nawet wte, kie nieftórzy ludzie zupełnie na to nie zasługujom. Ale… więksymi indywidualistami som koty. I tak se myśle – moze trza jakiegosi kota namówić do wyryktowania odpowiedniej akcji? 😀
Wawrzku,
nie postrzegaj Polaków przez media, termin „Polak potrafi” (w tym pejoratywnym znaczeniu) wydaje mi się już nieźle oklepany.
Wszędzie, w każdym narodzie znajdziesz cwaniaków, co to chcieliby jakoś tak bez wysiłku i bokami…
Narodową wadą Polaków, co potwierdzam na podstawie własnych obserwacji, bywając u ludzi, którym powodzi się całkiem nieźle, jest NARZEKANIE!
http://www.youtube.com/watch?v=34XUor5UoRY
Doskonale rozumiem Twoje Owczarku kłopoty z manualną skrzynią biegów. Słowo! Bo wpierw tylko jeździłam autkami ze skrzynią manualną, a od ubiegłego roku, mam czasami do dyspozycji auto ze automatem. I okazuje się, że zawsze, ilekroć zmieniam miejsce pobytu, mam takie same kłopoty! W kraju, zapominam zwyczajnie, że trzeba używać biegów, a w Niemczech mylą mi się nogi i pedały gazu oraz hamulec! Po dwóch dniach wszystko wraca do normy, ale ile stresu przy tym? Niestety, nie mam przy sobie Orlicy! ;-(((
Alicjo – bywają Polacy co potrafią ) Nie wiem czy narzekają, ale to co pokazują to jednak jest dla tych ludzi i wielki trud i wielka satysfakcja, ze osiągnęli sukces.
Nie wyglądają na takich, którzy „chcieliby jakoś tak bez wysiłku i bokami?”. Czasami idą pod prąd i nie przejmują się, gdy inni pokazują, że robią nie tak jak powinni. Po czasie okazuje się, ze to oni mieli rację. Lecz muszą się strzec przed zazdrośnikami. Niektóre, z znakomicie prosperujących firm, nie chce wejść na giełdę, gdyż musieliby podzielić się swoimi tajemnicami firmowymi z udziałowcami.
Ale są i tacy, którzy anonimami potrafią zniszczyć dobrze prosperującą firmę ( I aż się dziwię, że urzędy tak łatwo dają wiarę takim anonimom, mimo iż wszelkie kontrole nic nie znalazły. Ale urząd potrafi zablokować konta takiej firmie, zatrzymać bankowe pożyczki, a firma mimo iż jest czysta udowadniać musi że „nie jest wielbłądem”. Taka firma, po latach okazuje się „czystą” ale cóż z tego, jak już nie istnieje.
Polak potrafi i polak potrafi.
Witajcie-przeczytalam jeszcze raz dwie opowiesci o bidnych konikach i wysilkach polskiego inzyniera,i nasunely mi sie takie oto wnioski: pomysl z elektyrcznymi traktorkami jest bardzo dobry,ino watpie,czy przekona goroli do zmiany srodka transporu???
Zreszta nie tylko oni sa tutaj winni,ale i pseudo- turysci,ktorym sie nie chce swej rzuci na wlasnych nogach przemieszczac 🙁
Przeto najlepszym sposobem byloby naslac na nich wilki.Te przegonilyby gosci na cztery wiatry i tym oto sposobem ulzyloby i koniom i piknej tatrzanskiej naturze!!
Hej.
Do Alecki
„Narodową wadą Polaków, co potwierdzam na podstawie własnych obserwacji, bywając u ludzi, którym powodzi się całkiem nieźle, jest NARZEKANIE!”
Ale i to mozno piknie wykorzystać. Kasi w telewizji widziołek, ze jakosi grupa kabaretowo fce zachęcić cudzoziemców do odwiedzania Polski, a zachętom mo być to, ze jeśli ftosi mo ochote kapecke ponarzekać, to nika nie bedzie sie narzekało tak piknie jak w Polsce właśnie! 😀
Do Fusillecki
„Doskonale rozumiem Twoje Owczarku kłopoty z manualną skrzynią biegów.”
Oooo! To od rozu wycuwom w Tobie, Fusillecko, pokrewnom duse motoryzacyjnom 😀
Do Wawrzecka
” I aż się dziwię, że urzędy tak łatwo dają wiarę takim anonimom, mimo iż wszelkie kontrole nic nie znalazły.”
Ano tak bywo. Choć wiem, ze nie wse. Som i tacy urzędnicy, co od rozu bierom pod uwage, ze pod dziwnym anonimem moze nie kryć sie nic opróc zwykłej ludzkiej zawiści. Cóz… wśród urzędników tyz som ludzie i ludziska 😀
Do Anecki
„Przeto najlepszym sposobem byloby naslac na nich wilki.Te przegonilyby gosci na cztery wiatry i tym oto sposobem ulzyloby i koniom i piknej tatrzanskiej naturze!!”
Tak sie rozmarzyłek Anecko – a kieby zamiast wilków sprowadzić z Afryki stado lwów. I niek one to towarzystwo pokoniom. Poządany skutek byłby jesce bardziej gwarantowany 😀
Owczarku,
widziałam reklamę w stylu – przyjedź i ponarzekaj z przyjemnością (czy jakoś tak).
Pełna zgoda, są ludzie i ludziska 🙂
Zastanawiom sie ino, na co jo mógłbyk se ponarzekać… Juz wiem! Moge na to, ze ludzie w Polsce furt ino narzekajom i narzekajom 😀
Czy znacie sie na jabloniach? Czy wiecie moze, jak po angielsku nazywa sie papierowka? Znalazlam miejsce, gdzie jest duzy wybor jabloni. Tylko ktos nie pomyslal, aby nazwy tych drzew napisac w kilku jezykach. To po pierwsze! Po drugie, przy niektorych opisach jest zdjecie kwiatow. Po co mi zdjecie kwiatow? Czy oni zwariowali? Ja chce wiedziec, jak wyglada owoc, a nie kwiat. A najgorsze sa opisy bez zdjecia. Jak tu mozna dowiedziec sie, co kupic, jesli nie wiem, jak to wyglada.
Jakis nieuk przygotowal liste tych drzew. Kilka roznych drzew ma taka sama nazwe po lacinie „malus domestica”. Dlaczego „malus”, a nie duzus? Na pewno te jablka sa male i na dodatek kwasne.
Teraz powaznie:
Czy ktos wie, ktore z tych drzew to papierowka? Czy na tych zdjeciach jest papierowka. Widze, ze jest tam „Antonovka” z Syberii. Chcialabym posadzic papierowke, a kiedy bedzie miala owoce, podziele sie z łosiami. Ja wezme dwa malusy, łoś? – zobaczymy.
Dziekuje
http://www.burntridgenursery.com/fruitingPlants/index_product.asp?dept=12&parent=7
Orca – Przyjrzałem się tej reklamowej stronie i najbardziej do papierówki pasuje mi CHEHALIS APPLE (Malus domestica).
Tak do końca nie jestem pewny, ale owoc, który zamieścili przypomina papierówkę ) Jabłko to jest zawsze zielone i wspaniale smakuje )
Dodatkowo przesyłam link, gdzie możesz porównać właściwości drzewa i owoców )
https://www.google.pl/search?q=jab%C5%82o%C5%84+papier%C3%B3wka&ie=utf-8&oe=utf-8&rls=org.mozilla:pl:official&client=firefox-a&gws_rd=cr
Chyba Wawrzecek mo racje, bo w Wikipedii tyz podano, ze łacińsko nazwa papierówki to „Malus domestica”. Barzo cynsto najlepsym w takik przypadkak sposobem jest właśnie sprawdzenie nazwy łacińskiej, bo te mozno noleźć w kozdym porządniejsym atlasie, bez względu na kraj, we ftórym ten atlas wydano. Tak więc niby łacina to martwy język, a jednak… 😀
Czytałam kiedyś, że łacina nie jest wcale martwym językiem, wszak włoski jest współczesną wersją łaciny. 😉 😀
Papierówka jest niestety, tylko europejska odmianą i jedyne co by pasowało, to to, co Wawrzek napisał.
To bardzo wczesna odmiana, mieliśmy na Bartnikach takie „poniemieckie” drzewo w ogrodzie (niewielkie), i zanim zdążyły dojrzeć, tośmy z „Adamami” z sąsiedztwa, mimo zakazów rodziców (nie jeść niedojrzałych!), opędzlowali… 🙄
Brzuchy nas bolały, ale nic to, ocalało trochę na tyle, żeby dojrzeć i do dzisiaj pamietam ich smak. Żółtawe, kruchutkie i w ogóle znakomite, a po pierwsze primo – pierwsze jabłka w sadzie! Najpóźniejsze były złote renety. Wiele z jabłek i gruszek było zimowych odmian, przechowywaliśmy je na strychu w słomie albo sianie, doskonale trzymały się do końca kwietnia.
Dziekuje wszystkim za uwagi o papierowkach. Wawrzek, przeczytalam zalaczone informacje.
Zanim pojade do Burnt Ridge Orchards w Onalaska, WA aby kupic drzewa, zapytam rowniez o opinie na blogu Gotuj sie. Przypuszczam, ze kupie kilka odmian jabloni. Łosie bardzo sie uciesza z duzego wyboru jablek. My rowniez.
Alicja pisze o przechowywaniu na strychu. Tu nie zrywa sie jablek z jesiennych/zimowych odmian. Jablka wisza na drzewie do czasu az ktos je zerwie. Na przyklad łoś. Mozliwe, ze to ma zwiazek z tym, ze u nas, po zachodniej stronie Cascade Mountains, nie ma mrozow.
Kolejna wiadomosc ze swiata biznesu. Steve Ballmer oglosil dzisiaj, ze odchodzi z Microsoft. Akcje MSFT wzrosly dzisiaj o 7%. Steve upodobal sobie Whidbey Island, gdzie jest wlascicielem wielu hektarow. Pisalam tu o Whidbey Island i o wielorybach „gray whales”. Kilka lat temu wpis Owczarka na temat F sesnoscie zwrocil moja uwage, poniewaz wlasnie na Whidbey Island miesci sie baza Air Force i tam lataja F sesnoscie, F osiemnoscie i wiele innych samolotow.
Paul Allen, jeden z dwoch zalozycieli Microsoft, po prostu wykupil jedna z wysp grupy San Juan Islands. Nie pamietam, jak nazywa sie jego wyspa. Wiem tylko, ze to jest wzdluz Haro Strait, gdzie mieszkaja orki.
Ja myślę, że Steve Ballmer przypomina wieloryba. I przez długie lata przygniatał Microsoft swym cielskiem. Dlatego akcje podskoczyły, gdy ogłosił, że zamierza odejść.
No, nareszcie natknęłam się na handlujących oscypkami. W tunelu /wyremontowanym niedawno/ prowadzącym na Dworzec Główny stoi pan /góral?/ handlujący oscypkami i skórami pięknymi, a potem idąc Plantami w kierunku Szpitalnej też widziałam dwie osoby z koszami pełnymi oscypków. 😀 Oczywiście oscypka natychmiast sobie kupiłam. 😀
Na mój dusicku! Wiedziołek, ze oscypki musom do Krakowa wrócić! Wiedziołek! No bo jakze by inacej? 😀
A skoro ten pon Ballmer przygniatoł sobom cały Microsoft, to… cy nie grozi, ze przygniecie tyz sobom te piknom Whidbey Island? 😀
Wczoraj narzekalam, ze nazwy jablek nie sa podane w kilku jezykach. Bylam w duzym bledzie. Zanim wyrusze do Canosy przedstawiam nazwe pewnego jablka w kilku jezykach, wlacznie z jezykiem polskim.
http://en.wikipedia.org/wiki/White_Transparent_(apple)
TesTeq,
Dlatego nie tykam microsoft z dziesięciometrowym kijem…
Vivat Linux!
Hortensjo,
jesteś pewna, że to był PRAWDZIWY góral i takiż prawdziwy oscypek?
Jadąc do Polski zawierzam przyjaciołom, bo oni wiedzą, co podróbka, a co prawdziwek 😉
Do Orecki
„przedstawiam nazwe pewnego jablka w kilku jezykach, wlacznie z jezykiem polskim”
Na mój dusiu! Godajom, ze Wikipedia nie jest najlepsom encyklopediom. W nieftóryk wypadkak – chyba jednak jest 😀
Do Alecki
„Dlatego nie tykam microsoft z dziesięciometrowym kijem”
I ten fakt widocnie tak barzo zmartwił pona Ballmera, ze poseł se na emeryture 😀
Nie do końca zgadzam się z opiniami w komentarzach, że woźnice to sadyści. Na pewno znajdzie się jeden czy drugi kretyn, ale pamiętajmy, że koniki to zwierzęta domowe, mające służyć ludziom. Często konie to najlepsi przyjaciele przytaczanych „sadystów”. Mysle, że nie powinno się popadać w skrajności.