Siedmiu wspaniałyk obrońców Gorców
14 sierpnia o godzinie 1.56 Alecka wyryktowała komentorz, ftóry był niestety smutny, ale za to podsunął mi pewien pomysł. Bo pomyślołek se o tym, ze do ochrony przyrody mozno wykorzystać… skunksy. Co by nie godać – natura wyposazyła je przecie w barzo skutecnom broń. No to przydałoby sie ze siedem takik skunksów do ochrony Gorców. Cemu akurat telo? A bo skoro w wiadomym łesternie siedmiu rewolwerowców wystarcyło do ochrony meksykańskiej wioski, to siedem skunksów powinno wystarcyć do ochrony gorcańskiej przyrody. Ino kany jo te skunksy nojde? W moik stronak zyjom wilki, lisy i rysie, zdarzajom sie tyz niedźwiedzie… Ale coby zył w okolicy choć jeden skunks – nigdy o tym nie słysołek. Jeśli zatem fciołek załatwić Gorcom takik osobliwyk strazników, musiołek ik skądsi sprowadzić. Ino skąd? Fto mógłby mi tutok pomóc? Ha! A fto wse pomago potrzebującym? Ocywiście – Zorro! Ino wy, ludzie, mocie swojego Zorra, a my, psy, swojego. Ten psi Zorro zyje w samiućkiej Kanadzie. I to nawet sie piknie składo! Bo do miejsc, ka skunksy zyjom, mo on duzo blizej niz jo! No to swoimi owcarkowymi sposobami nolozłek jo do tego Zorra adres meilowy. Napisołek mu o swoim pomyśle. Na odpowiedź musiołek pockać kilka dni, jaze przysła w ostatni wtorek i brzmiała tak: Załatwione! Bądź jutro w południe na dworcu autobusowym w Nowym Targu.
Tak więc we środe, na kilka minut przed południem, nolozłek sie na nowotarskim dworcu autobusowym. Nie musiołek długo cekać, kie przy stanowisku 12 zatrzymoł sie autobus z Krakowa do Zakopanego. Nie boce juz ino, ftórej linii był to autobus: PKS-u, Szwagropola cy Trans-Freja. Ale to niewozne. Kilku pasazerów miało zamiar tutok wysiąść, więc popytali pona kierowce o otwarcie bagaznika, bo fcieli powyciągać stamtąd swoje walizy abo inkse plecaki. Kierowca wyseł z autobusu, otworzył bagaznik i… Na mój dusiu! Ku zaskoceniu i pona kierowcy, i pasazerów z bagaznika wyskocyło siedem piknyk skunksów!
Od rozu na dworcu zrobiło sie straśne zamiesanie. Ftosi zawołoł:
– Co to za dziwne psy?
Ftosi inksy stwierdził:
– To nie psy, tylko borsuki!
A na to ftosi jesce inksy:
– A może to lisy?
– Co? Lisy? Lisy mają futro rude i białe, a nie czarne i białe!
– No to co? Ubrudziły się w tym bagażniku i dlatego zrobiły się czarne.
Ftosi uznoł, ze niewozne, cy to borsuki cy lisy, gorzej, ze mogom one być chore na wśkieklizne, więc trza koniecnie zadzwonić po policje, coby cosi z nimi zrobiła. Krucafuks! Lepiej było wartko opuścić dworzec. Zascekołek ku skunksom. Od rozu mnie zauwazyły.
– Czy to ty jesteś tym polskim białym psem, do którego Zorro nas wysłał? – spytały.
– Tak, to jo – potwierdziłek. – Hybojcie wartko za mnom, jeśli nie fcecie, coby wos zaroz chycili i w jakim zoo zamkli.
No i skunksy pohybały za mnom. Pobiegli my ku rynkowi, a potem ku mostowi nad Cornym Dunajcem. Po drugiej stronie rzeki pognali my tym zielonym ślakiem, co to prowadzi na Bukowine Waksmundzkom. Minęli my Kokoszków, przesli przez rozległy odkryty teren, jaze dosli do lasa. Tamok my sie zatrzymali na krótki odpocynek.
– No dobrze – pedziały skunksy, widząc, ze jest wreście okazja, coby spokojnie pogodać. – Zorro powiedział nam, że mamy tu do spełnienia jakąś chwalebną misję. Ale czy możemy prosić o jakieś bliższe szczegóły?
– Ocywiscie, ze mozecie – pedziołek. – Bedziecie chronić Gorce przed niekulturalnymi sietniokami.
– Chcesz, żebyśmy przegonili ich z gór za pomocą naszej słynnej skunksiej broni?
– Bajako – pedziołek. – Kie uwidzimy jakiegosi cłowieka, co to bedzie hałasowoł, abo śmiecił, abo w jakikolwiek inksy sposób górom skodził, wte go piknie zaatakujecie. Co wy na to?
– Fantastycznie! – uciesyły sie skunksy. – Zabawa będzie przednia! A że przy okazji spełnimy szlachetną misję – to jeszcze lepiej! Połączymy przyjemne z pożytecznym!
W tej kwilecce nasom uwage zwrócił ryk jakiegosi silnika. Poźreli my w dół i uwidzieli, ze jedzie ku nom jakisi młodziok na quadzie.
– O, kruca! – zawołołek. – Ten fudament zaroz wjedzie w las i bedzie go truł sakramenckimi spalinami! A do tego jesce ta hałaśliwo masyna bedzie leśnom zywine płosyła!
– To co? Atakujemy go? – spytały skunksy.
– Atakujemy! – zgodziłek sie. – Schowojomy sie wartko za smrekami. Kie dojedzie tutok, to wyskocycie z ukrycia i docie sietniokowi naucke.
Zaroz hipli my za smreki. A młodziok na tym rycącym quadzie był coroz blizej, coroz blizej… Kie nolozł sie przy nos, jeden skunks wyskocył na droge, z niezwykłom zwinnościom wdrapoł sie na quada, obyrtnął ku młodziokowi rzyciom i zadorł ogon do wierchu. Młodziok zdziwił sie straśnie, co to za zywina znienacka zacęła mu sie pod nogami plątać? Ba zanim zdązył zareagować, skunks trysnął ku niemu tom swojom śmierdzącom substancjom.
– O, rany! Co to?! O, rany!!! – zawołoł przerazony młodziok i zeskocył ze swego pojazdu, tak ze mało nóg nie połamoł. Rozpędzony quad prasnął w wielkiego smreka. Na scynście smrekowi nic powoznego sie nie stało. Skunksowi tyz nic, bo przed zderzeniem zdązył hipnąć na ziem. A młodziok popędził w strone miasta wykrzykując, ze prędzej pozwoli se powyrywać syćkie zęby bez znieculenia niz jesce roz w góry przyjedzie. No, to o jednego skodnika bedzie w górak mniej.
Posli my zielonym ślakiem dalej. Dotarli do Długiej Polany. A tamok siedziało przy watrze śtyrek przynapityk chłopów, ftórzy pili gorzołke, a opróznione flaski rzucali, kany popadło. Juz to było wystarcającym powodem, coby posłać na nik skunksi atak. Ale nolozł sie jesce jeden. Oto na ściezke wysła zmija zygazkowato. Wąz, ftóry wos, ludzi, nigdy nie ukąsi, jeśli wy nie zaatakujecie go pierwsi. A te chłopy… chyciły kamienie i zacęły w te zmije rzucać! Krucafuks! Nie miały one zbyt dobrego cela, ale w końcu ftórysi mógł te bidocke trafić!
– Do ataku! – krzyknąłek do skunksów.
– Z przyjemnością! – odpowiedziały skunksy i wnet takiego smrodu chłopom naryktowały, ze ci nawet nie pomyśleli o zabraniu jednej nienapocętej jesce flaski, ino w panice wielkiej pohybali w strone Kowańca.
– Co to za zywina była? – dziwił sie jeden z chłopów nie zwalniając biegu.
– To nie zywina! To diaski! – stwierdził inksy. – Spotkała nas kara za pijaństwo! Ślubuje Ponu Bóckowi, ze od dzisiok nie wezme do gymby nawet kropelecki alkoholu!
Pozostałyk trzek chłopów zaroz ślubowało to samo.
– Hahaha! Dobro robota! – pokwoliłek skunksy. – Ale nie bedziemy spocywać na laurak. Idziemy dalej.
No i dosli my tamok, ka potok Duzy Kowaniec łący sie z Małym Kowańcem. Na wprost nos sła wyciecka wyśpiewująco przebój jednego celebryty . Wyśpiewująco? Powinienek racej pedzieć: wywrzaskująco! Tak ryceli, ze syćkie ptoki i mysy leśne hybały byle dalej od nik! No to zaroz skunksy hipły ku nim i zasmrodziły ik piknie! Wśród wycieckowiców lament zrobił sie straśny! Ale lamentowali duzo cisej niz przed kwileckom śpiewali. Tak więc usy okolicnej zywiny mogły wreście odpocąć.
Tego dnia unieskodliwili my jesce paru inksyk sietnioków, co to sie w górak zachować nie umieli. Jaze dosli my do nasej holi. Pomyślołek, ze niek tutoj skunksy odpocnom, a jutro rusom chronić gorcańskom przyrode juz bez mojej pomocy. W końcu jo muse pomagać mojemu bacy przy owcak.
– A to co?! – zawołały nagle skunksy. – Kolejni hałaśliwcy!
– Kany? – spytołek kapecke zdziwiony. – Cosi wom sie chyba przywidziało? Zodnyk hałaśliwców tutok nie mo.
– Jak to nie ma?! – prociwiły sie skunksy. – A to stado kudłatych osobników? Hałasują jakimiś dzwonkami, zakłócając górską ciszę! I na całą polanę drą się: „Beee! Beee!”
– A, to nase owiecki! – Wreście zrozumiołek, o kim skunksy godajom. – One…
– Do atakuuu! – zawołały skunksy nie cekając na moje wyjaśnienia.
O, Jezusicku! Pohybały ku bidnemu, cherlawemu baranowi, ftóry trzymoł sie kapecke z boku stada, bo owce jakosi za nim nie przepadały! Cóz… bidokowi wse wiater w ocy duje. No i wnet ten bidny baran na własnej wełnie odcuł straśliwom moc skunksiej broni.
– Beeeeee!!! – zabecoł rozpacliwie i popędził nieprzytomnie przed siebie.
– Dobra nasza! – uradowały sie skunksy. – Atakujemy następnych hałaśliwców!
– Stop! Stooop! – zawołołek. – Przestońcie!!!
Usłysawsy moje wołanie, teroz dopiero skunksy zorientowały sie, ze robiom cosi nie tak. Tymcasem baca i juhasi zauwazyli, ze jeden baran pędzi kasi na złamanie karku. A po kwili zamarli. Jo zreśtom tyz… Ku temu baranowi wyskocyły z lasa trzy wilki! Na mój dusiu! Baran był juz zbyt daleko, cobyk jo abo ftórykolwiek z inksyk owcarków zdązył do niego dobiec przed tymi beskurcyjami! A ten bidok, zamiast uciekać, stanął nagle jak wryty, bo strach tak go sparalizowoł, ze rusyć sie nie mógł! Juz, juz wilki miały dopaść swom ofiare, kie nagle… zatrzymały sie.
– O, krucafuks! – zaklął jeden z nik. – Cy ten baran w jakimsi sambie sie wykąpoł cy jak?
– Nie dom rady podejść do tego śmierdziela! – jęknął drugi.
– Ani jo! – zawołoł trzeci. – Uciekojmy, bo zaroz owcarki ku nom przybiegnom i przerobiom nos na gulas!
No i zaroz syćkie trzy wilki rzuciły sie do uciecki. Baca i juhasi patrzyli na to syćko oniemiali.
– Widzieliście juz kiesik cosi takiego, coby wilki przed baranem uciekły? – spytoł baca.
Syćka juhasi zgodnie pedzieli, ze nigdy.
– Jo tyz nigdy – pedzioł baca. – Niewozne. Przyprowadźcie tego barana nazod do stada.
No i juhasi posli. Ba kie sie do barana zblizyli, to… wartko zrobili w tył zwrot i zawrócili.
– Co sie dzieje? – zdumioł sie baca. – Mieliście go przyprowadzić!
– Nie domy rady, baco – odrzekli juhasi. – On cuchnie tak, jakby ftosi w najwięksej gnojówce świata go wytarzoł! Teroz juz nos nie dziwi, ze wilki go nie fciały!
– E, bździny godocie! – pedzioł baca. – Kozdy baran kapecke śmierdzi.
– Ale, baco, ten baran śmierdzi STRAŚNIE, a nie KAPECKE!
– Nie fcecie iść, to jo póde – pedzioł zniecierpliwiony baca. – Telo roków juz bacuje, ze o śmierdzącyk baranak wiem syćko.
Na i baca poseł. Ba zaroz przekonoł sie, ze jednak nie wie syćkiego. Ale sie nie cofnął, bo nie fcioł, coby juhasi go wyśmiali. Jednom rękom zatkoł nos, a drugom chycił barana za kark i zaciągnął do kosarów. Martwił sie ino, co teroz z tym bidokiem bedzie? Stado i tak go nie lubiło. Cy teroz nie znielubi jesce bardziej? Heeej! Nie tylko nie znielubiło, ba wybrało na swojego nowego przewodnika! Bo co z tego, ze śmierdzioł? Ale był za to jedynym w caluśkik Gorcak baranem, przed ftórym wilki uciekały!
Cóz. Wypadki przy pracy zdarzajom sie wsędy. Nawet w tak ślachetnej profesji jak ochrona przyrody. Ale tak poza tym uznołek, ze skunksy w roli strazników gór spisały sie piknie! Niek ino teroz hyr sie po kraju rozejdzie, ze fto nie umie sie w Gorcak zachować, ten zostoje zaatakowany przez oddział skunksów, a pod Turbaczem bedzie pikny raj dlo syćkik prowdziwyk miłośników gór. Pomyślołek nawet o tym, coby pogodać z Marynom Krywaniec i spytać jom, cy nie fciałaby podobnego oddziału u siebie w Tatrak. Wystarcyłoby wte popytać Zorra, coby jesce pare skunksów do Polski przysłoł.
Ba z wiecora przysła do bacówki kuzynka Staska Kowanieckiego wroz ze swoim chłopem. A ten chłop to rodowity Kanadyjcyk. Bo ta kuzynka od kilku roków w Montrealu se miesko, no i tamok za tego Kanadyjcyka wysła. Baca z juhasami ugościł ik piknie, bundzem i oscypkiem nakarmił, Smadnym Mnichem napoił, a po paru flaskak Smadnego bacy i juhasom zafciało sie śpiewać. No i zaśpiewali najpierw jednom góralskom pieśń, potem drugom, a potem trzeciom.
– A moze teroz wy zaśpiewojcie cosi kanadyjskiego? – zaproponowoł baca.
No to oni zaśpiewali Sudbury Saturday Night. A jo i skunksy siedzieli wte za bacówkom i słuchali tego śpiewania. Nagle… syćkie skunksy rozpłakały sie!
– Co sie stało? – spytołek.
– Buu! Buu! – płakały skunksy. – To jest bardzo piękna piosenka! Buuuu!
– To prowda – zgodziłek sie. – Ale cy wy przy kozdej piknej piosnce tak płacecie?
– Nie przy każdej. Ale to jest KANADYJSKA piękna piosenka! – odpowiedziały skunky. – I teraz, kiedy ją słyszymy, obudziła się w nas tęsknota za naszym krajem. Buuu!
– Pięknie w tych Gorcach, ale chciałbym być teraz w mojej rodzinnej Nowej Szkocji – westchnął jeden skunks.
– A ja w moim rodzinnym Nowym Brunszwiku – westchnął drugi.
– A ja w moim rodzinnym Ontario – westchnął trzeci.
Cworty fcioł być w rodzinnej Manitobie, piąty w rodzinnym Saskatchewan, sósty w rodzinnej Albercie, a siódmy w rodzinnej Kolumbii Brytyjskiej. Cóz było robić? Kie tako tęsknica je syćkie chyciła, nie miołek sumienia dłuzej trzymać ik w Gorcak. Skontaktowołek sie meilowo z Zorrem, on piknie zorganizowoł im powrót do Kanady i teroz juz cało siódemka nazod jest scynśliwo u siebie. Heeej! Ale co te skunksy paru górskik skodników pokonały, to pokonały! Takik siumnyk strazników przyrody to w nasyk górak nie było jesce. Tak mi sie przynajmniej widzi, ze nie było. Hau!
P.S. Pikne podziękowania dlo Alecki i jej Kanadyjskik Przyjaciół za odnalezienie w internecie tej piosnki, ftórom kuzynostwo Staska Kowanieckiego na holi pod Turbaczem zaśpiewało. Bo jo sam – krucafuks! – nijak noleźć nie mogłek.
Komentarze
A bo skoro w wiadomym łesternie siedmiu rewolwerowców wystarcyło do ochrony meksykańskiej wioski, to siedem skunksów powinno wystarcyć do ochrony gorcańskiej przyrody.
Zanim przeczytam całą opowieść, muszę się głębiej zastanowić, czy Twoje, Owczarku, założenie nie jest ociupinkę… błedne. Przecież wszyscy mówią, że po Beskidach chodzi znacznie mniej turystów, niż w czasach masowych rajdów i powszechności tego stylu życia i spędzania wakacji wśród braci studenckiej…
Zatem co? Odstrzszyć (zapachem) także i tych, co wciąż jeszcze przychodzą?
Schronisko na Turbaczu świeci pustkami przez większość czasu (i podupada).
Powiesz, że chodzi o odstraszanie specyficznego typu górskiego, piwnego intruza… Albo motorowo-quadowego…
Tyle, że oni i im podobni zawsze byli. A często mieszkając wokół Gorców, czasem potrafili przyprowadzić na to przysłowiowe schroniskowe piwko przybysza z dolin (np. gościa rodziny), który potem złapał prawdziwego, jakościowego bakcyla.
To na razie tyle… po przeczytaniu pierwszego akapitu… 😉 😀
😀 😀 😀
(Po przeczytaniu całości…)
Sądzę, że jednorazowa akcja nie wystarczy, ponieważ z brakiem kultury i wandalami jest tak, jak z psimi (za przeproszeniem, Owczarku) kupami. Trzeba zbierać za każdym razem, a nie tylko od święta.
A co z naszymi tchórzami, Owczarku? Podobno potrafią niegorzej się sprawować niż skunksy. 😀 Niemniej Twoja opowieśc jest przednia, oby tylko się udalo. „Turystów” wszędzie jest stanowczo za dużo 😆
Jeszcze nie czytałam, chciałam tylko wkleić ścieżkę do tematu nowego tłumaczenia Szwejka, o którym niedawno mówiliśmy:
http://wyborcza.pl/1,75480,6947954,Nieprzygody_niewojaka_Szwejka.html?utm_source=Nlt&utm_medium=Nlt&utm_campaign=1014408?utm_source=RSS&utm_medium=RSS&utm_campaign=5100554
Poczytam później.
Hej! 🙂
Wkleję jeszcze fragment komentarza z „Gazety”
Na kwestię kluczową dla artykułu odpowiem także już starym
cytatem „tłumaczenie jest jak kobieta – albo piękne, albo wierne”.
To już pędzę.
Bry!
Hortensjo… tchórz to perfumki słabe w porównaniu… wierz mi!
Poproszę o pomoc, dziecka dały mi pod opiekę kwiatki, a na ukochanym kwiatku mojego syna zauważyłam dzisiaj takie koszmary w przemysłowych ilosciach.
Co to może być? Są śnieżno białe. Tu zmoczone, więc trochę mniej białe.
Może ktoś się zna:
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/KwiatkiIInneOkolicznoCiPrzyrody#5373519587270546882
Wkleiłam tu i u Pana Piotra, bo popdałam w rozpacz. Od dwóch godzin iskam kwiatek, a miałam jechać sprawy załatwiać.
Ten kwiatek to był mój prezent na urodziny. 🙁
Mt7,
przeczytałam ten artykuł i powiem jedno: „Allo Allo” jest o losach ludzi w czasie drugiej wojny światowej 😉 (to odnosnie ciężkich czasów i porównania z Sybirakami 😯 )
Czy mi się wydaje, czy dawno temu pokazywano u nas w telewizji czaską wersję „Przygód” i była ona baaaardzo zabawna? Czyżby sami Czesi nie szanowali martyrologii Szwejka? Chyba trzeba znów wziąć do reki książkę i poczytać. Najlepiej obie wersje. I porównać. A potem nauczyć się czskiego i przeczytać w oryginale 😐
Owczarku,
Jak zawsze wspaniała opowieść o wspaniałej akcji. 😆 No i z tyloma momentami zwrotnymi! 😀
My ludzie mieliśmy jeszcze kiedyś pomoc tajemniczej czarnej ręki! 😉
Małgosiu,
to była CZARNA STOPA!
Dołączam do chóru – wspaniała opowieść, Owczarku! Wielka szkoda, że te skunksy musiały wrócić, bo jeszcze trochę roboty dla nich to by się znalazło.
A Zorro piękny! 🙂
Alicjo, Czarna Ręka też była i robiła dobre uczynki – coś mi się majaczy w dziurawej pamięci.
To małe, co się wtyka z boku, maiałam tylko na chwilę, bo R. pilnie potrzebuje, więc do wieczora.
Na kwiatkach się nie znam, niestety.
A wszystko jedno, co jest.
Nemo mi przypomniała o maceracie/naparze czosnkowym.
To jest bardzo skuteczny sposób i zamierzam go zastosować.
Głupio mi się zrobiło i przykro, bo robię za kwiatowego guru (mój syn uważa, że wszystko na ten temat wiem, a do czego ręki nie przyłożę to samo rośnie 😆 )
A tu taka plama! Nie dość, że u niego to bonsai pięknie i zdrowo rosło w niedoświetlonym pomieszczeniu, to u mnie w ciągu dwóch tygodni złapało jakieś szkodniki.
Głównie jednak chodzi o to, że to moje dojrzałe dziecko bardzo się tymi kwiatami opiekuje.
Guadami, widzę, już po ulicach jeżdżą, przynajmniej na mojej wsi.
Wczoraj wieczorem taki jeden przeryczał się przed moim obliczem.
Może faktycznie z tą Alecką pogadać i takie skunsiki sprowadzić, coby opornych do poszanowania obecności innych przyuczyć.
Ino ile to tych skunksów potrzeba, armia.
Cieszę się, Owczarku, że baran samotnik na koniec hyrnym przewodnikiem stada ostał. 😀
Ja jeszcze w szkole czytalam o „Związku dobrych duchów”; może i one by pomogly zrobić porządek z tymi niesfornymi turystami /jeśli można tak ich nazwać/ 😀
To była niewidzialna ręka 🙂
http://film.onet.pl/0,0,1346556,1,600,artykul.html
Owczarku, Twój pomysł – nie pierwszy raz 😉 – mógł nieźle wstrząsnąć posadami świata. Gdyby ten oddział został tam na stałe mogło to grozić nagłym wzrostem abstynencji w okolicznym ludzie, upadkiem zwyczajowej hierarchii dziobania wśród zwierzyny, utratą poczucia wszechwładzy w młodzianach poruszających się na ryczących maszynach itd.
…Gorce byłyby pewnie obronione, ale czy byłyby to jeszcze te same Gorce, które chciałeś chronić 😉
A tak poważnie co do egzotycznych zwierzaków
Ostatnio słyszałam, że szopy pracze skutecznie kolonizują Europę, u nas jest już ich sporo w Słowińskim Parku Narodowym, więc kto wie może i skunksy się zadomowią
Taki smierdziel bylby nam sie bardzo przydal.Niestety nie mamy wielkiego szczescia do sasiadow,wiec od czasu do czasu byloby dobrze, podrzucic skunksa i „upierdliwych gosci” z chaty przeploszyc!!!
Chyba najwyszszy czas do ochrony przyrody zatrudnic ich prawowitych mieszkancow,bo czlowiek, to po prostu barbarzynca.Ci co ratuja nature,znaja zasady wspoistnienia,sa niestety w mniejszosci. 🙁
A prwada jest,ze szopy pracze zadomowily sie w Europie i po trosze ja juz rozmontowuja 😉
Salute amici.
Witajcie po wakacjach! Ale mam zaległościiiii! Lecę poczytać! 🙂
Tu macie Czarne Stopy! Kojarzycie?! No!
http://pl.wikipedia.org/wiki/Czarne_Stopy_(powie%C5%9B%C4%87)
A niewidzialna ręka to były takie tajemnicze dobre uczynki dla starszych ludzi, i zostawiało sie znak ręki! Napiszę potem , bo kuchnia wzywa!
Ha, świetny sposób na lądowych eko-złoczyńców, ale co z wodnymi?
Jestem akurat na jeziorach i problem jest jakby taki sam. Ryją wode super szybkimi motorówkami. Żeglarzom żagle są tak potrzebne jak narciarzom firmowe narty na zboczu Kasprowego. Ryczą strasznie i eksperymentują z nawożenieniem wody wszelkimi sposobami. Nawet komary są przyjemniejsze. Czy ktoś zna jakąś Pierdzącą Rybę (bo skunks się chyba w tym wypadku nie nadaje), którą można byłoby zaprosić, żeby jak Samotny Szeryf zaprowadziła porządek w naszej Krainie Jezior?
Do Basiecki
„Zanim przeczytam całą opowieść, muszę się głębiej zastanowić, czy Twoje, Owczarku, założenie nie jest ociupinkę… błedne.”
Jezeli w wyzej wymienionym łesternie w casak poprzedzającyk wciągnięcie do akcji Siedmiu Wspaniałyk owom meksykańskom wioske gnębiło jesce więcej bandytów, to moje załozenie jest prawidłowe. Natomiast jeśli nie więcej… to… moze… rzecywiście jest kapecke błędne… tak kapecke 😀
Do TesTeqecka
„Trzeba zbierać za każdym razem, a nie tylko od święta.”
Ano trza, TesTeqecku. I tak by było. Kieby tyk skunksów tęsknica za rodzinnymi stronami nie chyciła 😀
Do Hortensjecki
„A co z naszymi tchórzami, Owczarku? Podobno potrafią niegorzej się sprawować niż skunksy.”
Moze, Hortensjecko i o tym trza pomyśleć? Nawet jeśli ik broń nimo jaz takiej siły razenia, to wse mozno zatrudnić siedemdziesiąt tchórzy zamiast siedmiu skunksów 😀
Do EMTeSiódemecki
„tłumaczenie jest jak kobieta – albo piękne, albo wierne”
No to jo. EMTeSiódemecko, w literaturze naukowej wole tłumacenie wierne. A w beletrystyce – pikne.
„Głupio mi się zrobiło i przykro, bo robię za kwiatowego guru (mój syn uważa, że wszystko na ten temat wiem, a do czego ręki nie przyłożę to samo rośnie) A tu taka plama!”
Nie martw sie, EMTeSiódemecko! Kie juz dowiedziałaś sie kolejnej rzecy o roślinkak, to teroz juz bedzies – NADguru 😀
Do Alecki
„Hortensjo? tchórz to perfumki słabe w porównaniu? wierz mi!”
A moze, Alecko, on umie dorównać skunksowi, ino – jak sama nazwa wskazuje – boi sie to zrobić? 😀
Do Małgosiecki
„No i z tyloma momentami zwrotnymi!”
Dlo tego bidnego barana, Małgosiecko, moment zaatakowania przez skunksy był chyba nie ino zwrotny, ale tyz zAwrotny 😀
Do Alsecki
„Wielka szkoda, że te skunksy musiały wrócić, bo jeszcze trochę roboty dla nich to by się znalazło.”
Jo tyz tego załuje, Alsecko. Ale za to teroz kieby w Kanadzie natrafiły one na jakiegosi skodnika, to juz bedom wiedziały, co majom robić 😀
Do Emilecki
„u nas jest już ich sporo w Słowińskim Parku Narodowym, więc kto wie może i skunksy się zadomowią”
Na mój dusiu! To jeśli, Emilecko, te sopy powiedzom cosi, ze pod Turbaczem tyz by sie chętnie zadomowiły, to jo jestem za! 😀
Do Anecki
„Taki smierdziel bylby nam sie bardzo przydal.Niestety nie mamy wielkiego szczescia do sasiadow,wiec od czasu do czasu byloby dobrze, podrzucic skunksa i ‚upierdliwych gosci’ z chaty przeploszyc!!!”
No to mozno Anecko, jesce popytać Zorra, cy choćby jednego osobnika nie namówił, coby hipnął choć na kilka dni do Ciebie i zrobił z sąsiadami nalezyty porządek 😀
Do Gosicki
„Witajcie po wakacjach! Ale mam zaległościiiii! Lecę poczytać!”
Witoj, Gosicko! Skoda ino juz po wakacjak… Ale niekze ta! Następne juz za rok! 😀
Do Maacka
„Czy ktoś zna jakąś Pierdzącą Rybę (bo skunks się chyba w tym wypadku nie nadaje), którą można byłoby zaprosić, żeby jak Samotny Szeryf zaprowadziła porządek w naszej Krainie Jezior?”
Cóz, Maacku. Jo na rozie takiej nie znom. Ale ewolucja nie pedziała jesce ostatniego słowa. Więc pockojmy, pockojmy… 😀
Witamy Emi, Gosicka i Maaka, jak fajnie, że już jesteście! 😀
My tu ujadamy na stworzenie nazywane Homo sapiens, co się wykłada: człowiek rozumny.
Gdyby to była prawda, że rozumny, to nie trzeba by skunksów nożnych i wodnych.
Oczywiście, nie jest łatwo tak żyć, żeby nikomu na odcisk nie nadepnąć, ale trochę uważności i rozsądku zdałoby się.
Serdecznie Ci wspólczuję, Maaku, bo na jeziorach najpiękniejsza jest cisza, zwłaszcza pod wieczór, kiedy woda jest gładka jak lustro, żywina sobie pływa, czasami ryba pluśnie, a człek se siedzi na lódce i żyje. 😉
Na temat szopa pracza piszą tu niewesołe rzeczy, że są zagrożeniem dla zdrowia ludzi i zwierząt:
http://www.laspolski.net.pl/article.php?story=20060612160847643
A ja nie wiem, jak wygladają charakterystyczne latryny. 🙁
Owczarek napisał, że ewolucja nie pedziała jesce ostatniego słowa. Więc pockojmy, pockojmy? 😆
Napełniasz mnie otuchą, Pieseczku, że sapiensa też doczekamy.
A w sprawie kwiatków, raczej czegoś nowego dowiedziałam się o sobie, tylko nie umiem rozstrzygnąć, czy miałam na uwadze dobro mojego syna, czy zranioną miłość własną. 😉
Do mt-siódemeczki: Za radą Owczarka poczekałem na Ewolucje i po 22, wieczorem zapanowała cisza, woda gładka była jak lustro, ryba plusnęla od czasu do czasu. Pięknie się stało … tylko czapala skubana rozdarła się z nienacka i zaburzyła mi tak przepięknie ten spokój cirpliwie wyczekany 🙂
😀
Przyjemnego pławienia się w ciszy, Maacku!
Ja też się już popławię w łożnicy.
Dobranoc Kochani, przyjemnych snów i spokojnej nocy. 😉
Nie chcę nic mowić, ale cicho też nie będę – szopy należą do lasu, tam ich miejsce, a nie jako maskotki. U nas jest ich naprawdę dużo. Są wyjtkowe, jeśli chodzi o przenoszenie wścieklizny i innych chorób, zapewne dlatego, że tyle ich tu jest. Nigdy nie należy zbliżać się do leśnych zwierzat, jeśli są one zbyt przyjacielsko nastawione – bardzo często „lgną” do ludzi zwierzęta, które są w pierwszym stadium wścieklizny.
Obserwowałam kiedyś psa, podejrzanego o wściekliznę – to był tak zwany „zły pies”, który normalnie zrywałby się z łańcucha, chcąc rozszarpać człowieka, a wtedy skamlał, płakał o uwagę, pewnie by nic nie zrobił złego gdyby go pogłaskać, ale nigdy nie wiadomo, a ja miałam zakazane pod karą. Po tym spokojnym okresie przychodzi ciężka faza i wtedy się skraca życie, aby oszczędzić zwierzęciu męczarni.
Pies był piękny, kuzyn niemiecki naszego Owczarka, tylko komuś nie chciało się go zaszczepić przeciwko. Wiem, bo w tamtych czasach chodziłam z Tatą po okolicznych wsiach służąc za „kwitariuszkę”, czyli sekretarkę (o masz!), wypisujacą tak zwane kwity, i znałam wszystkie pieski po drodze, nawet te bezpańskie niby, wiosczane. Wszyscy wiedzieli, kiedy będzie szczepienie swiń przeciw rózycy i przy okazji szczepienie psów, darmo było… niektórzy uważali, że przychówku zaszkodzi i to jakaś komusza sciema. Potem jak trwoga…a często bywało za pózno.
Ot, tak mi sie z zakamarków pamięci…
Do MT7 – moj kolega z pracy Nepalczyk opowiadal mi ze jak kiedys Coca Cola wybudowala fabryke tam u nich to wszyscy farmerzy kupowali ja beczkami i wylewali na pola jako ochrona przeciwko robakom – to bylo cos z 10 razy tansze niz chemiczne pestycydy a rownie skuteczne 🙂 Moze sprobuj wypedzlowac te kwiaty CocaCola (na wszelki wypadek). Pozdrowienia Paffeu
Nie mogę eksperymentować, Paffeu, na żywym organizmie.
Robię napar z czosnku do opryskiwania.
Mój kolega mówił, że Cola jest świetnym sposobem na zardzewiałe śrubu i inne takie. Podobno wystarczy polać i no problem.
Dzięki za cenną poradę! 🙂
Kłaniam się z rana, pogody wszelakiej życzę i znikam w podskokach, podśpiewując jak motyl (czy tak to szło Also? 😆 )
Wczoraj pol nocy nie spalam,tak mnie te skunksy „nachodzily”,ze wymyslilam doskonaly srodek na wszystkie problemy z uciazliwymi elementami.Wyobrazcie sobie,ze udaje nam sie skonstruowac taka bombe „smierdzielonosna”!?
Ktos, np. zasiedzial sie za dlugo w prezydenckim palacu:podkladamy taka bombke i po klopocie.Albo podrzucamy kilka w miejscach,gdzie taliban sie kryje i towarzysze-talibowie uciekaja gdzie pieprz rosnie i to bez jednego strzalu!! Czyz nie idealna bron??? Teraz tylko rozpoczac hodowle skunksow na szeroka skale i oswobodzimy swiat z wszelkiej zarazy 😆
Ide wypic Smadnego,bo chyba zasluzylam???
Hej.
Świt blady u mnie (dzisiejszy) wam prezentuje w całej krasie, przelazłam przez ulicę w szlafroku i nacykałam troche zdjęć. http://picasaweb.google.ca/alicja.adwent/DawnCollinsBayAugust25Th#
Ana… 😯
Hej, ja mogę dostarczać zwierzątka 😉
Swit nie jest taki blady, ino czerwony i badzo pikny Alicjo!!
Mysle,ze zawsze dobrze miec pod reka jednego skunksa,tak na wszelki wypadek 😉
Anecko, wymyśliłaś broń, przy której dynamit to fraszka.
Warta jesteś wszystkich nagród świata. 🙂
Problemów upatruje w tym, że z przemysłu ‚coraz doskonalszego zabijania’ żyje tyle osób i krajów, że nikt nie jest zainteresowany bronią doskonałą i bezkrwawą.
Czy brakiem wojen i konfliktów też, mocno wątpię.
Też mi się podoba pomysł Any! 🙂 Trzeba dopracować szczegóły i Nobel gwarantowany!
Za mną kolejny długi dzień, a tu wciąż jeszcze końca nie widać, więc tylko na chwilkę wpadłam. Ale jest i bardzo dobra wiadomość – mam znowu internet!!!
Mt7 – cytat brzmi: „Uciekła jak motyl śpiewając w podskokach” (interpunkcja zgodna z oryginałem) – o ile dobrze pamiętam, zawdzięczamy to Emi. 🙂
No to uciekam itd., a gdybym już nie zajrzała dzisiaj do Budy, to dobrej nocy i pięknych snów, mili moi, życzę. 🙂
Piosenka na dzień dobry 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=EC76b0VZQog
nie wiem, czy znajdzie uznanie w Budzie 😉 ale jest bardzo popularna w kręgach 8-latek, których to przedstawicielka wizytowała mnie wakacyjnie, mordując komputer na okrągło tym utworkiem.
ps.
trafił mi się jakiś taki szkolny kod 5bdb 😉
Ciesz się przedstawieniem!
Niby tak, Emi, ale jak to jest horror? 🙁 🙂
Dzięki. Dobrze wiedzieć, jakie są aktualne trendy. 😆
Bry!
Padało u mnie w nocy i z rana 😯
Teraz słoneczko wyszło było i parówa, a ponoc miał przyjść front chłodny. Jaki chłodny, kiedy jest +27C ?!
Smadnego by z lodówki dobyć należało…
Śpicie czy co?!
Jeszcze nie śpię, ale nie będę sama z sobą gadać. 🙂
Alicjo, Ty to już chyba spakowana?
Alicjo nie spimy,ale czytamy i czytamy…………………………przywalilo mnie taka iloscia roznych czytadel,prasy i czem tam jeszcze,ze nie moge sie wyrobic.Dzien za krotki 🙁
Donosza,ze do Ciebie zblizaja sie jakies wichry,czy tajfuny??
Mam pytanie,czy juz sie okopalas w chacie?
Co do broni „smierdzielonosnej”,to ma ona jeszcze dodatkwe plusy,bo jest przyjazna srodowisku.Ino nalezaloby wymyslec jakis srodek neutralizujacy smrodek,zeby inni nie stali sie jego ofiarami.Tak,wiec przed nami jeszcze dluga droga 😉
Tymczasem amici 😀
Robiłam dzisiaj rano rezonans magnetyczny, jeden z trzech, mojej biednej głowy, Niechze ta! Niby nie inwazyjny, ale wyszłam z lekkim zawrotem głowy i musiałam trochę posiedzieć.
Pani obsługująca na stwierdzenie, że kręci mi się w głowiźnie nic nie powiedziała, a to jest duża prywatna instytucja, która ma podpisane kontrakty z NFZ. 🙁
Z przyjemniejszych rzeczy.
Bardzo obrodziły mirabelki (te i następne):
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/PolaIInneMojeOkolice#5372883077428846562
Może nazrywać i spróbować popędzić wino. Do października (winogrona) trochę by pofermentowały.
Skończę w następnym wpisie, bo chcę podać drugą ścieżkę.
Robiłam przez kilka lat wina wg tych przepisów i bardzo dobre mi wychodziły:
http://old.wino.org.pl/frames/index2.htm
Ale próbowałam tylko z niektórych owoców:
czarnej porzeczki – pycha,
malin – baaardzo aromatyczane i dosyć słodkie,
dzikiej róźki – niezłe,
winogron – znakomite, gęste, smakowite.
Mam parę kilometrów dalej giełdę warzywno-owocowo-kwiatową.
Można za pół ceny świeżuteńki towar kupić. Tylko przytargać trochę trudno, bo nie mam samochodu, a nie chcę innym głowy zawracać.
Chyba skuszę się na te mirabelki, co?
Mirabelki uwielbiam!!Ale u nas prawie niedostepne,chyba,ze sie u kogos, ukrdkiem „gwiznie” z pare sztuk. 😉
U nas jutro jarmark,ostatni w tym roku,jak starczy czasu, pobiegne zobaczyc,co ciekawego bedzie sie tam dzialo!
Salute.
Wino z mirabelek? – nigdy nie piłam, nawet nie wiedziałam, że takie można. No, ale skoro Alicja robi z rabarbaru… 🙂
A jeśli chodzi o domowe wina, to pamiętam, jak jeszcze w szkolnych czasach, spędzałam łykend w domu Alicji. A. z siostrą Basią „ściągnęły” z butli młode wino produkowane przez ich Rodziców i ….. No, cóż, wstyd się przyznać, ale nabrzdąkałam się, jak pasikonik. Miałam wielkie trudności z dotarciem do łazienki, bo podłoga mi się podnosiła łukiem do góry – to było naprawdę okropne!
Nie lubię być nabrzdąkana. 😉
W przepisach szczegółowych – na tej stronie którą podałam* – są przepisy na wina z wszelkich możliwych rzeczy łącznie z ryżem i kartoflami. 😆
Warto poszperać, bo bardzo przystępne, a receptury dobre.
Zbieram się do spania, bo jutro też muszę zerwać zwłoki bladym świtem. 🙁
* strona widzę jest nuż nieaktualna, ale działa, tylko sznureczek otwiera wszystko na jednej stronie.
Dobranoc! 🙂
Sorki za interpunkcję!
No to śpij szybko, mt7! 😀
No to jeszcze na dobranoc opowieść ‚łazienkowa’. Spotkałam się z dwiema przyjaciółkami – wiadomo – pogaduchy, jedzenie, picie – miło było. Pojechały do domu, a po jakimś czasie telefon. Gdy weszły do mieszkania (po generalnym remoncie!), okazało się, że w przedpokoju ‚stoi’ piana po kolana! Wyszła z muszli klozetowej! Na szczęście pachnąca. Użyte zostały ręczniki i stare prześcieradła, ale z czego się wzięła ta piana, pozostaje zagadką.
Zycie jest pełne niepojętych niespodzianek! I z tą „złotą myślą” żegnam się do jutra.
Dobrej nocy i pięknych snów, mili moi! 🙂
Wszyscy zajęci pewnikiem, więc życzę tradycyjnie – miłego dnia! 🙂
Kolejny dzień duchoty. Na noc zapowiadali burze, a skończyło się na kilku kroplach deszczu. 🙁
No to uciekam jak motyl…
U nas zaczęło padać w nocy, po bardzo parnym, dusznym dniu i cały czas pada.
Obrosłam papierami i nie mogę się zmusić, żeby je przejrzeć i powyrzucać.
Powinny mieć termin ważności i po terminie rozpadać się w nicość.
To chyba nic trudnego. 🙂
Mam nadzieję, ze będzie miły. 😀
Pod ‚lawiną’ różnych realowych zaabsorbowań zupełnie zapomniałam, że mam pewną dokumentację a propos tego i poprzedniego wpisu Owczarka. Kto z Państwa ciekaw – pokażę, jak wyglądają okolice ośrodka narciarskiego „Łomnica” latem (+początek dokumentacji dewastacji południowych stoków Tatr, jakie poczyniła sama natura… choć co do kornika – mądrzy twierdzą, iż to natura plus ręka ludzka… jednak).
Trzy inne albumy z dwóch dni w słowackich Wysokich Tatrach – czw i pt ubiegłego tygodnia – są w bezpośrednim sąsiedztwie zalinkowanego w folderze Picasy „supernova”: Przeszłam po raz pierwszy w życiu wzdłuż Tatr Bielskich, Zadnimi Koperszadami, weszłam – też premierowo – na Jagnięcy, Raczkową Czubę do Dol. Hińczowej i na Koprowy… w niesłychanym upale… nawet tam, wysoko.
🙂 🙂 🙂
Also,
Gdyby ta piana wyszła z Twojej muszli klozetowej, to mogłaby być reakcja alergiczna na słuchawki, ale tak? 😀
Mt7,
Jestem za! Papiery powinny same ulegać unicestwieniu. Życie byłoby o wiele prostrze. 🙂
Basiu,ogladajac te zdjecia, moze czlowieka szlag trafic!!
Zastanawiam sie, co za idiota pozawla stawiac jakies koszmarne ceglane baraki na stokach gor???
Zreszta takie widoki sa tez powszeche w calej Polsce 🙁
Bylam krotko w kraju, w czerwcu.Z koniecznosci ogladalam miasta z okien autobusu,lub taxi.I to co rzuca sie w oczy,to maaaaasa reklam,”uczepionych” na kazdej scianie,plocie,baraku itp.Reklamy,ktore nie tylko sa szkaradne,ale przeslaniaja caly swiat.Gdyby mnie ktos spytal,co mi zapadlo w pamieci z tej wizyty,to powiem REKLAMY!!!!!!!!!!!!!!!
Zastawnawiam sie,czy istnieje jeszcze ktos taki,jak architekt miejski??
Kto wydaje pozwolenia na te wszystkie szkaradztwa!?
Wiem,ze jest ciezko i ludzie musza zarabiac i ze te niby budowle maja byc tymczasowe,ale jak siegam pamiecia tymczasowosc,miala sie w Polsce zawsze bardzo dobrze i obym sie mylila!
Ide sobie,bo znowu zlosc mnie ponosi……………………….
Also,
przypomniałaś mi o tym winie z butli, cośmy z Baśką sciągały. Ale wydaje mi się, że więcej było tego przejęcia się sytuacją i strachem pod tytułem „co to będzie, jak sie upijemy!”, niż prawdziwego szumu w głowie, myśmy niewiele tego ściagnęły. Ale chyba to był jeszcze fermentujacy jakis młodniak, takie bartnickie „Beaujolais Nuevo” 😉
Ana,
mnie także reklamy w Polsce… tutaj nie wolno sobie byle gdzie, ile wlezie, i może jeszcze ze trzy da się wcisnąć na jednym płocie. Jest to regulowane i za każde miejsce się płaci. Być może w Polsce jeszcze nikt nie zabrał się za przepisy w tym względzie. Oby jak najszybciej!
Małgosiu – 😆
Ze zdjęć Basi wynika, że te skunksy stanowczo za wcześnie wyjechały, co zresztą mówiłam. 😉
Za wceśnie wyjechały i zarozem… chyba kapecke za późno przyjechały krucafuks!!! 😀
Święta prawda – za późno przyjechały!
Po ciężkim popołudniu i wieczorze (dlaczego wszystkie osiedlowe dzieciaki chcą być akurat u mnie?! I dlaczego Franciszka ucieka z domu i musimy jej szukać po nocy z zapłakaną Natalką, a ta Franca siedzi pod drzwiami i ma w odwłoku naszą rozpacz? I dlaczego dziadka nie ma, jak nam do domu wlazła żabka?) – udaję się w wiadome objęcia i życzę dobrej nocy i pięknych snów, mili moi! 😀
Ale masz piękny dom, Also.
Odwiedzają Cię żaby i mrówki, Franciszka bawi w chowanego, a bachorki urządzają sąsiedzkie najazdy. 😀
Chociaż, jak miałam dzisiaj okazję spotkać kilku bardzo młodych w osiedlowym sklepiku, nie pałałam przyjaznymi uczuciami.
Jeden z tych chłopców z upodobaniem niszczył nowo posadzone tuje, trudno mi go lubić.
Przyjemnych objęć! 🙂
Piękny dom?! Toż to jest dom wariatów!!!
Też przyjemnych objęć! 🙂
Coś tam jeszcze poczytam do poduchy i w objęcia.
O, zaraz dom wariatów, też mi coś…!
No chyba wtedy, kiedy ja tam zjeżdżam 🙁
Also,
Jedno jest pewne. Nuda nie grozi. To też coś. 😉 😀
Można i tak do tego podejść, Małgosiu. 🙂
Zapowiada się kolejny skwarny dzień, już jest 27 stopni, a ‚krzywa rośnie’, dla mnie niestety.
R. wrócił z Francji i znowu przywiózł zakupy. Ten facet to zakupoholik i, mimo moich próśb i stanowczych zakazów, zawsze coś MUSI! Hurtową ilość serów jakoś znoszę – rodzina i przyjaciele pomogą, ale np. ścierki do naczyń?! Na pytanie, po jaką cholerę takie coś kupuje we Francji, usłyszałam odpowiedź, że była wyprzedaż. Z innych oryginalnych rzeczy są dwie rolki szerokiej ozdobnej wstążki do pakowania prezentów (nikt tego nie używa, prezenty dajemy w torbach, a w domu są i tak od dawna różne takie z wcześniejszych zakupów). O reszcie nie będę pisać, bo coś mi się robi!
Na dokładkę zabrał mi myszkę – swoją zostawiłam ‚w gościach’, będę mogła odzyskac dopiero w niedzielę. 🙁
Mimo wszystko – tradycyjnie zaśmiecę. Miłego dnia! 🙂
Chyba lepszy taki, który kupuje prezenty, nawet nieprzydatne, od nie kupującego żadnych, Also. 😆
Idę zrywać mirabelki.
Odkąd biorę w tabletkach hormon tarczycy na uzupełnie niedoboru, ciągle chce mi się spać i jestem jakaś przymulona.
To jest dziwne, bo takie są objawy niedoboru, a ja nie czułam się tak wcześniej. 🙁
No dobrze, idę na mirabelki. 🙂
Hej! 😀
Mt7,
Sprawdź wyniki testów u drugiego lekarza, albo powtórz badanie. Już sama przeżyłam leczenie hormonalne na niedobory, krórych nie było. 👿 👿 👿 (pani stołeczna specjalistka dyplomowana w 3 pokrewnych specjalizacjach medycznych nie umiała przeczytać dobrze wyników).
Jesteś w ‚mylnym błędzie’, mt7! Co robić z takimi nieprzydatnymi prezentami? Gdzie i po jaką cholerę je trzymać? Co powiesz np. na szlafrok obwód pasa 180 cm. w czasie, gdy nosiłam ubrania rozm.38? A co na RÓŻOWE BALERINKI trzy lata temu? Wiele dzikich awantur musiałam zrobić, żeby w końcu przestał mnie tak ‚uszczęśliwiać’. No, to teraz przywozi ścierki do naczyń… bo była promocja!!! A widelce szt.12 z
Austrii? – jakość dawnych barów mlecznych?! Za te pieniądze to ja bym sobie kupiła takie prezenty, że ho, ho!!!
A ci lekarze na pewno dobrze Cię zdiagnozowali?
Czekamy na wino z mirabelek. 😉
O, Małgosia ma takie same skojarzenia, ale i dobry pomysł. Skonsultuj z innym lekarzem, mt7!
A teraz uciekam, jak motyl…
Witojcie! Wpodłek na kwilecke, coby nowy wpis wkleić. Ale mom nadzieje, ze w łikend nojde cas, coby pobyć w Owcarkówce nieco dłuzej.
I niek SYĆkA bywalcy budy zdrowi bedom! Obowiązkowo! 😀
Dziewczynki, miałam w szpitalu robiony test codziennie przez 8 dni, a teraz mam go robić co 14 dni przez 2-3 m-ce, a później co pół roku.
Ale, jak powiedział pan doktor. od tego się nie umiera. 🙂
Może muszę się przyzwyczaić.
Mirabelek zebrałam ile mogłam, bo to wcale nie jest proste i łatwe zajęcie.
Te co wiszą na drzewach są najczęściej niedojrzałe, a do opadłych trudno się dostać, bo zielsko po pachy i głównie pokrzywy.
Zmęczyłam się. Trochę odpocznę, nastawię drożdże, muszą postać z dobę, żeby zaczęły fermentować. Rozdrobnię śliwki itd.
Zrobię dokumentację fotograficzną.
Ciekawe, co to wyjdzie. 😯
Also, chłopiny chyba tak mają. 😀
Ja mam drewniane meble, część zakupiona w dawnej Cepeli.
Ale to nie jest, żadną miarą, ludowe wnętrze, a tu mój syn mi przywozi jakieś drewniane wyroby ludowe, albo starożytne płótna ręcznie tkane i haftowane z białostockiej wsi za spore pieniądze.
Aż musiałam powiedzieć, że nie urządzam izby pamięci w mieszkaniu.
I też leżą mi te starożytności pół kredensu zajmują i nie wiem, co z nimi zrobić.
O zrobię zdjęcie! 😆
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/OwczarkowaBuda#5375035205003758226
A przecież z drugiej strony, to bardzo miłe, że bliskie osoby myślą o nas i chcą nam sprawić przyjemność.
Z kupnem pamiątek za granicą jest zawsze problem, chyba że ma się duże fundusze, ale to też można kupić drogi koszmar i dopiero się męcz. 😀
Mnie się bardzo podobają te wyszywanki. Jak masz nadmiar, to ja chetnam 😉
Owszem….
http://www.youtube.com/watch?v=zB_DOA2AL7Q