Monsieur Feléc
Niedowno godali my w Owcarkówce o straśnym zmartwieniu rządu francuskiego, miemieckiego i paru inksyk: co zrobić z nadmiarem scepionek na świńskom grype? Scepionek, ftóre rządy najpierw kupowały bez opamiętania, a teroz lezom one w magazynak i ino sie marnujom? No i Basiecka pedziała, cobyk to jo wroz z kotem mojej gaździny cosi wymyślił. EMTeSiódemecka od rozu uznała, ze to barzo dobry pomysł. Cóz, mozemy we dwók spróbować – pomyślołek. Mozemy postarać sie sprowadzić te scepionki do nasej wsi, a potem pogłówkować na tym, do cego mozno by ik uzyć. Ino jak je sprowadzić? Ha! Jako juz godołek, najlepiej było skorzystać z pomocy Felka. Jak myślicie? Pomógł? Ano pomógł! Pomógł barzo piknie! A w jaki sposób? Ano w taki, ze nieświadomie wyryktowoł nom piknom okazje. Bo tak sie złozyło, ze właśnie postanowił wysłać do jednej hyrnej francuskiej winnicy zamówienie na dwajścia kartonów wina. Fcioł je sprowadzić do jednego ze swoik sklepów. No i wysłoł zamówienie listem zwykłym, bo na polecony zol mu było dutków. Wystarcyło mu juz to, ze musioł tłumaca opłacić, coby przetłumacył treść zamówienia z polskiego na francuski. Z wiecora poseł ku poccie i koperte z zamówieniem wrzucił do wisącej przed wejściem skrzynki. Całe scynście, ze ta skrzynka była juz straśnie przerdzewiało. Wystarcyło ino wziąć pikny kij, pomóc jej rozlecieć sie do reśty, a potem chycić ten Felkowy list.
List zabrołek do chałupy. Otworzyłek koperte. No i wroz z kotem kapecke my to zamówienie Felka przerobili: pare słów zamazali korektorem (wykradzionym z Felkowej hurtowni), potem starannie ułozyli kartke w drukarce komputrowej i… po kwilecce słowa „dwajścia kartonów wina” zostały zastąpione słowami: „dwajścia ton scepionek na świńskom grype”. Kapecke ino trza było ccionke zmniejsyć, bo inacej litery by sie nom nie pomieściły. Ale tak w sumie, to Felkowe zamówienie po nasej przeróbce wyglądało całkiem piknie.
Zamówienie wsadzili my do nolezionej w biurku koperty. A na kopercie napisali ino: RZĄD FRANCJI. No i zanieśli to ku poccie i dorzucili do lezącej pod rozwalonom skrzynkom sterty listów. Rano pon listonos przyseł do pracy. Kie rozsypone na ziemi listy zauwazył, zaroz starannie je pozbieroł.
Heeej! Nawet nie myślołek, ze kie pracownicy Pocty Polskiej uwidzom, ze list zaadresowany jest do francuskiego rządu, to piknie sie pośpiesom z jego dostarceniem. Dostarcyli go barzo sybko. A kilka dni później pod Felkowom chałupe zajechały trzy pikne corne auta. W mojej wsi jesce nigdy nifto takik aut nie widzioł. A tutok – na mój dusicku – od rozu trzy naroz! Z aut najpierw powysiadały barcyste chłopy w ciemnyk garniturak i cornyk okularak. Potem wysiodł pon w jasnym garniturze. A potem jesce jeden pon, taki niewysoki, scupły. Na koniec wysiadła poni, ftóro – trza to ucciwie przyznać – była barzo śwarno. Śwarno i elegencko.
Felek zaroz wyskocył z chałupy, coby sprawdzić, fto to taki tak niespodziewanie ku niemu przyjechoł?
– Monsieur Feléc? – spytoł niewysoki pon.
– Ku mnie godocie? – fcioł sie upewnić Felek. – Jo owsem, na imie mom Felek. Ale na nazwisko wcale nimom Mesje.
Pon w jasnym garniturze cosi sepnął niewysokiemu ponu do ucha.
– Oh! Bonjour, monsieur Feléc! – zawołoł niewysoki pon. – Vous avez rendu un grand service a la République française! Veuillez agréer ici, au nom de notre gouvernement, l’expression de notre profonde gratitude!
– To zapewne po francusku – mruknął do siebie Felek ryktując w ten sposób plagiat z koziołka Matołka.
A potem pedzioł:
– Panocku. Jo przepytuje wos piknie, ale niestety znom ino dwa francuskie słowa: „l’argent” i „la richesse”.
– Nic nie szkodzi, monsieur Feléc, jestem tłumaczem – odezwoł sie pon w jasnym garniturze. – Pozwoli pan, monsieur, że przedstawię panu prezydenta Republiki Francuskiej, pana Nicolasa Sarkozy’ego oraz jego małżonkę, panią Carlę Bruni.
– O, Jezusicku! – zawołoł oniemioły Felek. – Poni Carla Bruni ku mnie przyjechała! Samo poni Carla Bruni!
A kie juz kapecke ochłonął, to dodoł juz spokojniej:
– No ale to, ze pon prezydent Francji tyz ku mnie przybył, to tyz piknie.
Następnie podeseł do poni Bruni, wziął jom pod ramie i pedzioł uprzejmie:
– Ostomiło poni, zaprasom do mojej skromnej chałupy.
I poprowadził śwarnego gościa ku drzwiom. Przechodząc przez próg, obyrtnął sie do tyłu i pedzioł do pona Sarkozy’ego:
– Pon, ponie prezydencie, ocywiście tyz moze wejść.
Tłumac przetłumacył prezydentowi, co Felek pedzioł. No i zaroz za Felkiem i poniom Bruni poseł najpierw pon Sarkozy, a potem tłumac i ci syćka ponowie w ciemnyk garniturak. Felek zaprowadził gości do salonu. Odsunął od stołu jedno krzesło i barzo uprzejmie popytoł poniom Bruni, coby siadła. Wyciągnął z safy kielisek i flaske jakiegosi straśnie drogiego zagranicnego trunku. Postawił kielisek przed poniom Bruni i napełnił go. A potem pedzioł do pona Sarkozy’ego:
– Jeśli pon fce, ponie prezydencie, to ocywiście pon tyz moze se wyciągnąć kielisek z safy i sie napić.
Tłumac przetłumacył Felkowe słowa na francuski.
– Dziękuje wom, monsieur Feléc, barzo piknie wom dziękuje – pedzioł pon Sarkozy.
– Ba najpierw – godoł dalej, a tłumac ocywiście cały cas syćko tłumacył – winien jestem wyjaśnienie, po co ku wom przyjechołek? Otóz, monsieur Feléc, za te ogromnom przysługe, jakom oddaliście rządowi Francji, postanowili my odznacyć wos Legiom Honorowom pierwsej klasy! A ze ta waso zasługa jest przeogromno, postanowiłek osobiście ku wom przyjechać i w wasej własnej chałupie nadać wom to pikne odznacenie.
Pon Sarkozy wyciągnął z kieseni legio-honorowy order. Ponowie w ciemnyk garniturak zacęli nucić Marsylianke. Francuski prezydent urocystym krokiem podeseł do Felka i przypiął mu order do kosuli. A zaroz potem hipła ku Felkowi poni Bruni, pogratulowała mu i wybośkała w oba policki. Na mój dusiu! Felek był wniebowzięty!
– Co za pikny dzień! Co za pikny dzień! – wołoł. – Poni Carla Bruni mnie pocałowała!!!
Po kwili dopiero dodoł:
– Ocywiście to, ze dostołek te Legie Homarowom, to tyz piknie. Ciekawe ino, co jo takiego zrobiłek, ze taki zascyt mnie spotkoł?
– Jak to co! – zawołoł pon Sarkozy. – Monsieur Feléc! To wyraz nasej wdzięcności za to zamówienie, jakie pon ostatnio do Francji wysłoł!
– Zamówienie do Francji? – Felek sie zamyślił. W końcu przybocył se o tym zamówieniu na dwajścia kartonów wina.
– To w tej wasej Francji wystarcy złozyć jedno zwycajne zamówienie i juz sie dostoje Legie Homarowom? – spytoł.
– Zwycajne zamówienie! – Pon Sarkozy sie roześmioł. – Monsieur Feléc! Pon musi być barzo skromnym cłowiekiem, skoro to, coście zrobili, nazywocie zwycajnym zamówieniem!
– O, tak! O, tak! – Poni Bruni zgodziła sie z małzonkiem. – Mało, ze jest pon prowdziwym bohaterem, to jesce w dodatku jesteście barzo skromni!
Felek scyrwienił sie na kufie.
– Cóz… – pedzioł. – Skoro za cosi takiego mozno dostać całusa od śwarnej francuskiej prezydentowej i jesce do tego Legie Homarowom, to jo gotów jestem jesce roz takie zamówienie złozyć.
– Naprowde, monsieur Feléc? Naprowde? – zakwyciła sie poni Bruni.
– Jasne, ze tak, ostomiło poni prezydentowo! – odrzekł Felek. – Gotów nawet jestem zakupić dwa rozy więcej tego towaru! Co jo godom! Trzy rozy więcej! Śtyry rozy więcej! Dziesięć rozy!
– Pon jest naprowde niezwykły, monsieur Feléc – stwierdził z uznaniem pon Sarkozy. – Zaroz zadzwonie do poni Merkel i pona Gordona Browna i powiem im, coby przestali sie zamartwiać tymi scepionkami, bo pon syćko od nik kupi!
Pon Sarkozy wyciągnął z kieseni telefon komórkowy.
– Eee… Kwilecke… – Felek zmarscył brwi. – Właściwie to o jakik scepionkak wy godocie?
– Jak to o jakik? O tyk na świńskom grype, coście je u nasego rządu zamówili – odpowiedzioł pon Sarkozy.
– Jo? – zdziwił sie Felek. – Jo zamówiłek ino dwajścia kartonów wina!
– O zodnym winie nic nie wiem – pedzioł pon Sarkozy. – Wiem ino, ze do nasego rządu przysło od wos zamówienie na dwajścia ton scepionek przeciw świńskiej grypie. Tak straśnie my sie uciesyli, ze wreście ftosi fce nos uwolnić od tego nadmiaru scepionek, ze zaroz zapakowali my do tira te dwajścia ton i wysłali ku wom. Nie przyjechoł jesce tutok ten tir?
– Nic nie przyjechało – pedzioł Felek.
– Dziwne – zamyślił sie pon Sarkozy. – Wyrusył przed nomi, juz downo powinien tutok być.
– Monsieur le président! Monsieur le président! – zawołoł nagle wyglądający przez okno jeden z tyk ponów w ciemnyk garniturak. – Jakiesi auto pod chałupe zajechało!
– No i co z tego? – spytoł pon Sarkozy.
– Z auta wysiado Jean-Jacques!
– Jean-Jacques? – Pon Sarkozy wyraźnie sie zaniepokoił.
– Fto to jest ten cały Jean-Jacques? – spytoł Felek.
– To kierowca tego tira ze scepionkami – wyjaśnił pon Sarkozy. – Ale nie rozumiem, cemu on przybył tutok zwykłym autem, a nie tirem?
Po kwili Jean-Jacques weseł do Felkowej chałupy. Mine mioł takom, jakom musioł mieć pon Napoleon, kie spod Moskwy uciekoł. Na jego kufie widać było pare zadrapań, jakby go jakisi galijski kogut podzioboł. A jego kurtka i portki racej nie wyglądały na ostatni krzyk paryskiej mody. Jakiesi takie pomięte były i kapecke posarpane.
– Jean-Jacques! – zawołoł pon Sarkozy. – Co sie stało? Ka twój tir? Ka scepionki?
– Nimo tira! Nimo scepionek! Syćko stracone, monsieur le président! – jęknął Jean-Jacques.
– O, Jezusicku! Godojze, co sie stało? – nalegoł pon Sarkozy.
– Tak jak mi poleciliście, monsieur le président, rusyłek ze scepionkami do Polski – pedzioł Jean-Jacques. – A coby jak najsybciej trafić do celu, zdołek sie na GPS-a. Pocątkowo syćko sło piknie. Jaz dojechołek do miasta Kraków. Tamok zaś, monsieur le président, ten sakramencki GPS kazoł mi okrązyć to miasto trzy rozy! Potem kazoł mi jechać do miasta Katowice i okrązyć je śtyry rozy. Potem poprowadził mnie do Czech, potem na Słowacje, potem na Węgry, a potem znowu do Czech…
– O, bidny Jean-Jacques! – rozculiła sie poni Bruni. – Moze trza było wyłącyć tego GPS-a i zdać sie na zwykłom mape?
– Tak w końcu zrobiłek – pedzioł Jean-Jacques. – Wróciłek nazod do Polski i nolozłek sie w polskik górak. Jechołek takom drogom, co to zacęła sie piąć coroz wyzej i wyzej. Nie była jaz tak stromo jako nase alpejskie drogi, ale jednak stromo. A pogoda była brzyćko, więc tym trudniej mi sie jechało. No i w dodatku byłek juz sakramencko zmęcony tym ciągłym błądzeniem. Jaz nagle… na drodze przede mnom pojawił sie niedźwiedź! Prowdziwy bioły niedźwiedź! Na mój dusicku! Bez namysłu obyrtłek kierownice. I wte mój tir wpodł w poślizg i… oh, mon Dieu! Zacąłek zjezdzać stromym zbocem w dół! Byłek pewien, ze juz po mnie! Ale wte stała sie rzec niezwykło! Ten bioły niedźwiedź pohyboł za moim autem, otworzył drzwi do mojej kabiny i wyciągł mnie do pola!
– No to miołeś scynście, Jean-Jacques – pedzioł pon Sarkozy kapecke wstrząśnięty tom całom historiom.
– Ogromne! – zawołoł Jean-Jacques. – Bo ten tir w końcu zatrzymoł sie kasi w dole i zaroz potem… cały stanął w płomieniak! I spalił sie wroz z tymi syćkimi scepionkami! A kieby nie ten niedźwiedź, to i jo byk sie spalił!
– Niek pon mi powie, monsieur Feléc – pon Sarkozy zwrócił sie do Felka. – Cyzby w wasym kraju zyły biołe niedźwiedzie?
– I tak, i nie – pedzioł Felek. – To znacy nie tak downo temu zyły u nos chłopy, co to sie za biołe niedźwiedzie przebierały i za pare dutków pozowały turystom do zdjęć. Sam kiesik zatrudniłek takiego jednego na niedalekiej Gubałówce. Ale nie miołek z tego przedsięwzięcia zbyt duzego dochodu, więc je zarzuciłek. Myślołek, ze inksi tyz zarzucili, ale jak widać nie syćka.
Hehehe! Bioły niedźwiedź! Wiecie, fto to był tak naprowde? E, chyba nie muse wom godać, bo pewnie juz sami sie domyślocie. Ale za to pewnie ciekawi jesteście, jak dosło do mojego spotkania z tym tirem? No to powiem wom. Jo tego dnia właśnie wybrołek se z wizytom do śwagra w Kluszkowcak. No i kie nolozłek sie na drodze biegnącej ku Przełęcy Snozka, uwidziołek nagle tira. Mioł on przycepionom literke F, więc od rozu wiedziołek, ze to z Francji. A kie przybocyło mi sie to zamówienie, co to my je wroz z kotem w imieniu Felka wysłali, to zaroz se pomyślołek ze to pewnie te nase scepionki jadom! Z radości jaze na środek drogi wybiegłek. Przyznoje – było to lekkomyślne. A ten bidny Jean-Jacques widocnie ze zmęcenia wziął mnie za biołego niedźwiedzia. No i – jako juz wiecie – stracił panowanie nad autem i zacął sie stacać po zbocu w dół doliny Dunajca. Krucafuks! Nie mogłek pozwolić, coby ten bidok z mojej winy zginął! Pohybołek za tirem co sił w nogak. Dogoniłek to wielke auto, chyciłek zębami klamke, a potem wartko wskocyłek do kabiny kierowcy, złapołek za kołnirz ledwo zywego ze strachu Jean-Jacquesa i wyciągłek go z samochodu. Całe scynście, ze tamok, ka go wyciągłek, lezoł wysoki śnieg. Dzięki temu bidnemu Francuzowi poza paroma zadrapaniami nic sie nie stało. A tir – jako tyz juz wiecie – nagle sie zapalił. No i te nase syćkie scepionki posły precki niestety.
Jean-Jacques zaś przez ładnyk pare minut lezoł w śniegu. Pomalućku dochodził do siebie. Wreście wstoł. Najpierw poźreł na lezącego w dole płonącego tira, potem sie obyrtnął, wrócił na droge i zacął machać ku przejezdzającym autom. No i traf fcioł, ze zatrzymoł auto, ftórym mój baca ze Szczawnicy wracoł. Baca francuskiego wprowdzie nie zno, ale kie Jean-Jacques wyciągnął z kieseni kartecke, ka była napisana nazwa nasej wsi i nazwisko Felka, to od rozu sie domyślił, ka mo tego bidoka podwieźć. I podwiezł. I tak właśnie Jean-Jacques trafił w końcu do Felkowej chałupy.
– Na mój dusiu! – zawołoł Felek, kie kierowca tira skońcył opowiadać o swojej przygodzie, a tłumac te opowieść na polski przetłumacył. – Niezwykło historia! Nadal jednak nie rozumiem, o co idzie z tymi scepionkami? Jo nic takiego nie zamawiołek!
– Jesteście tego pewni, monsieur Feléc? – spytoł pon Sarkozy.
– Na tysiąc procentów! – odrzekł z przekonaniem Felek.
– Cóz… – westchnął pon Sarkozy. – Wyglądo na to, ze i wom, i nom ftosi zrobił jakisi głupi śpas. I co teroz bedzie? Jak by mało było tego, ze nas rząd skompromitowoł sie kupnem zbyt duzej ilości scepionek! Kie wyjdzie na jaw, ze my wysłali te scepionki na zamówienie, ftórego nie było, to kompromitacja bedzie jesce więkso!
– I co teroz, ostomiły Nicolasecku? – spytała poni Bruni.
– Nie wiem, ostomiło Carlecko, nie wiem – odrzekł pon Sarkozy. – Obawiom sie, ze to juz koniec mojej kariery politycnej. Mogom oskarzyć mnie, ze próbowołek w jakisi nielegalny sposób pozbyć sie nadmiaru scepionek. Mogom pozbawić mnie stanowiska prezydenta, a nawet wsadzić do hereśtu.
– Do hereśtu! O, Jezusickuuu! Mój mały, bidny Nicolasecek miołby do hereśtu póść? Jo tego nie przezyjeeee!
Poni Bruni wybuchła płacem. A Felkowi głupio sie zrobiło. Kie tak poziroł na zalewającom sie łzami pierwsom dame Republiki Francuskiej, pocuł, ze cosi chyto go za gardło. Wyciągnął chustecke i łagodnie przemówił:
– No, nie płakojcie juz, nie płakojcie. Tako śwarno prezydentowo nie moze przecie płakać. Syćko bedzie dobrze. Niekze ta. Jo zapłace za te syćkie scepionki, coby sie nifto wasego rządu nie cepioł, ze marnujecie publicne dutki. A do wraka tego spalonego tira to jo zaroz wyśle jednom ze moik firm z odpowiednim sprzętem, coby wartko to zelastwo uprzątli.
– A docie rade zrobić to tak, coby sprawa nie nabrała rozgłosu? – spytoł pon Sarkozy.
– Juz mojo w tym głowa, coby nie nabrała – pedzioł Felek.
– Oh! Merci, monsieur Feléc! Merci beaucoup!- zawołała poni Bruni ocierając łzy. – Pon to chyba musi być w swojej wsi znony z wielkiej hojności?
– Eee… jooo… – zacął sie jąkać Felek, nie wiedząc, cy tak piknej poni lepiej skłamać cy pedzieć prowde.
– Ocywiście, ze jest! – Pon Sarkozy wybawił Felka z kłopotu. – Przecie to widać! Ino ten nas zacny monsieur Feléc jest tak skromny, ze niezręcnie mu sie tom hojnościom kwolić!
Poni Bruni chyciła Felka za ramiona i wybośkała w policki chyba ze sto rozy. Pon Sarkozy tyz fcioł go wybośkać, ale Felek pedzioł, ze nimo takiej potrzeby, wystarcom zwykłe słowa podziękowania. Tymcasem tłumac i syćka ponowie w ciemnyk garniturak bili brawo i wołali:
– Vive la France! Vive la Pologne! Vive monsieur Feléc!
W końcu nadeseł cas pozegnania. Prezydencko para, tłumac i ponowie w ciemnyk garniturak posli do swyk aut i rusyli w droge. Kie odjezdzali, to poni Bruni pozirała przez tylnom sybe i machała Felkowi. Pon Sarkozy tyz machoł, ale Felek nawet tego nie zauwazył. Tęsknym wzrokiem ino odprowadzoł poniom Bruni do najblizsego zakrętu i septoł przy tym:
– Je t’aime, madame, je t’aime… Adieu…
Bo tak jakosi nagle przybocyło mu sie, ze opróc „l’argent” i „la richesse” zno jesce pare inksyk słów po francusku.
No i sami widzicie. Mimo starannie opracowanego planu nie udało sie mi i kotu sprowadzić tyk przeciwgrypowyk scepionek pod Turbacz. Chociaz jednak… dzięki nom wiadomo juz, do cego między inksymi mozno wykorzystać nadmiar tyk scepionek: do umacniania przyjaźni polsko-francuskiej! Ino cy w związku z tym, nie uwazocie, ostomili, ze kot i jo zasłuzyli na te Legie Honorowom nie mniej niz monsieur Feléc? Ale niekze ta. Ona i tak jest niejadalno. Hau!
P.S.1. Pikne podziękowania dlo Poni Eli za odtworzenie pierwsyk słów prezydenta Sarkozy’ego do Felka. Bo jo sam jakosi nie umiołek ik odtworzyć 😀
P.S.2 Downo nie było w Owcarkówce okazji do picia zdrowia. Ale oto w najblizsy cwortek Jagusickowe i Kapisoneckowe imieniny bedom. No to zdrowie Jagusicki i Kapisonecki! 😀
Komentarze
Owczarku,
przesłałam sznureczek Pani Eli 😉
Poni Bruni nie zna języka polskiego, a Pani Ela zna świetnie oba dwa! I nie tylko.
No, niestety, za krótko poni Bruni była w nasej wsi, coby sie chociaz słowa „krucafuks” naucyć 😀
Legia Homarowa! Znakomite!
owcarek podhalański pisze: „No, niestety, za krótko poni Bruni była w nasej wsi, coby sie chociaz słowa ?krucafuks? naucyć”
Po przetłumaczeniu na francuski za pomocą http://translate.google.com/ otrzymujemy: „Eh bien, malheureusement, trop courte suivante Bruni était našej village, Coby Ao?t bien que le mot „krucafuks” naucyć” 🙂
A ja myślalam, że to banda naszych gangsterów napadla na tira i zwinęla calą przesylkę. Ale Owczarek jak zwykle mial lepszy pomysl! 😀
Wpis Owcareckowy doprawdy na Legię Homarową zasługuje 😆
A tak nawiasem mówiąc, to raczej mówi się Monsieur le Président 😀
…Honorowa nie, ale Homarowa legia jest jak najbardziej jadalna 😉
To Felek był aż aż tak bogaty?! 😯
I znowu wracamy do starego powiedzenia Gdyby nos Kleopatry był krótszy, inne byłyby losy świata.
Owczarku, mam nadzieję, że to był tylko sen, bo jeśli nie – to chyba właśnie zrujnowałeś (swojego sponsora) Felka 😉
jak to było z tym podpiłowywaniem gałęzi… 😆
A czy ten Order nie wyglada przypadkiem jak dwa piękne homary na zdjęciach w sąsiedztwie? Tylko czy przed gotowaniem, czy po? Bo kolor Orderu tez jest ważny!
I na psa urok, łeb mos nie od parady, Owcarku!
Felek sie nie wykostowoł, a co go światowo pani wyboćkała stoi za kuśtycek jakisi gorzołki. Syr kozi dali mo cistom hipoteke.
Zaś świnie nie bedom latoś mieć krzipoty, telo sie tego swyndu z gorejoncego tira naniuchały. Ludziska moze tyz.
I jesce ta, no jakosi , amitie i jamory!
Piotrze z sąsiedztwa,
też mi sie te dwa ordery homarowe skojarzyły z sąsiedztwem 😉
Wybrałabym ugotowane – atrakcyjniejsze i już niegroźne, szczypcowo rzecz ujmując.
Dzień dobry.
Owczarku, pomyślałeś o mutacji orderu: Legia Hemarowa?
W tej sprawie należy skonsultować się z panią królową Elżbietą II w sprawie zamówienia paru kartonów Ballantine’s 😉
Ależ dramatyczna opowieść! 🙂
Najbardziej wstrząsające jest dla mnie to, że Felek zgodził się na stratę części fortuny – i to z powodu cudzej żony, która i tak zaraz odjechała ze swoim mężem. 😀
Legia Homarowa – smakowite i godne pożądania.
Hej, jakie piękne, długie czytadło. 🙂
Ja już jestem, ale nie mam teraz czasu.
Muszę trochę obrobić to i owo.
Tyz dopiero teraz dobilam do budy!
Wczoraj wredne babska ograly nas sromotnie.I to pod naszym wlasnym dachem,co za niegodziwosc 🙁 Udalo sie nam, pare punktow uszczknac,ale i tak zajmujemy „zaszczytne’ ostatnie miejsce!!!
Prawde mowiac na miejscu Felka, wolalabym byc uchonorowana micha homarow,niz Legia Honorowa.Nie ma to jak kuchnia francuska.Wspomnienia kulinarne,te ida za nami az do grobu.Czego nie mozna powiedziec o cudzej zonie 😉 😆
Ciao amici.
Do TesTeqecka
„Po przetłumaczeniu na francuski za pomocą http://translate.google.com/ otrzymujemy: ‚Eh bien, malheureusement, trop courte suivante Bruni était našej village, Coby Ao?t bien que le mot krucafuks naucyć'”
No to jo w tym translatorze przetłumacyłek z kolei z francuskiego na suahili i wysło to: „Vizuri, kwa bahati mbaya, pia mfupi mara Bruni ijayo našej kijiji Coby Ao? T ingawa neno krucafuks naucyć.”
Wyglądo na to, TesTeqecku, ze słowo „krucafuks” jest znone w najdalsyk zakątkak świata 😀
Do Hortensjecki
„A ja myślalam, że to banda naszych gangsterów napadla na tira”
To był – mozno pedzieć, Hortensjecko – gang dwuosobowy, a właściwie dwuzywinowy: kot i jo. W napadzie brała udział połowa gangu 😀
Do Poni Dorotecki
„A tak nawiasem mówiąc, to raczej mówi się Monsieur le Président”
Juz poprawiłek, Poni Dorotecko. Dzięki za wskazanie błędu. Inkso rzec, ze po takim błędzie to nie wiem, cy jo na jakomkolwiek Legie od francuskiego prezydenta moge jesce licyć 😀
Do Alecki
„Honorowa nie, ale Homarowa legia jest jak najbardziej jadalna”
Tyz prowda! Choć najbardziej to by mnie uciesyła Legia Kiełbaskowo. No ale jak to godajom: darowanej Legii nie zaglądo sie do… do cegoś tam 😀
Do Emilecki
„Owczarku, mam nadzieję, że to był tylko sen, bo jeśli nie – to chyba właśnie zrujnowałeś (swojego sponsora) Felka”
Przed tom całom akcjom, Emilecko, wroz z kotem dokładnie my policyli, cy zostanom jesce Felkowi dutki na dalse dofinansowywanie nasej działalności naukowej. Trzy rozy my licyli i wysło nom, ze zostanom 😀
Do Pona Pietra
„A czy ten Order nie wyglada przypadkiem jak dwa piękne homary na zdjęciach w sąsiedztwie? Tylko czy przed gotowaniem, czy po?”
Jo se myśle, Ponie Pietrze, ze order drugiej klasy mógłby być koloru homarów przed ugotowaniem, a order pierwsej klasy – ocywiście po 😀
Do Józeficka
„Zaś świnie nie bedom latoś mieć krzipoty, telo sie tego swyndu z gorejoncego tira naniuchały. Ludziska moze tyz.”
Cy „krzipota”, Józeficku, tutok znacy „kasłanie”? W mojej wsi tak właśnie na kasłanie sie godo. No to jeśli swąd z tira miołby to lecyć, to moze pora w aptekak zacąć taki swąd sprzedawać i moze byłby skutecniejsy niz te syćkie syropy? 😀
Do Moguncjusecka
„Owczarku, pomyślałeś o mutacji orderu: Legia Hemarowa? W tej sprawie należy skonsultować się z panią królową Elżbietą II w sprawie zamówienia paru kartonów Ballantine’s”
Aaa! Tako Legia Hemarowo tyz byłaby pikno, Moguncjusecku! Ino z tym pisaniem do Jej Wysokości Elzbiety II kot mojej gaździny kapecke sie turbuje, bo boi sie, coby Jej Wysokość na nadała mu Orderu Łaźni. Abo co gorso – samej łaźni bez orderu 😀
Do Alsecki
„Najbardziej wstrząsające jest dla mnie to, że Felek zgodził się na stratę części fortuny – i to z powodu cudzej żony, która i tak zaraz odjechała ze swoim mężem.”
Jo nawet teroz załuje, Alsecko, ze ta poni Bruni nie miesko kapecke blizej Turbacza. Od casu do casu mogłaby ona piknie sie nom przydawać do uzyskiwania Felkowyk fundusów 😀
Do EMTeSiódemecki
„Muszę trochę obrobić to i owo.”
Nic prostsego, EMTeSiódemecko! Wystarcy hipnąć do kiosku i popytać o tygodnik, co to mo tytuł właśnie „To i Owo”.
No a poza tym mom nadzieje, ze podróz była pikno i ze w Tarnowie było piknie? 😀
Do Anecki
„Udalo sie nam, pare punktow uszczknac,ale i tak zajmujemy ‚zaszczytne’ ostatnie miejsce!!!”
A kielo było druzyn, Anecko? Pytom, bo moze chociaz mozes godać, ze udało sie wom zmieścić w pierwsej dziesiątce?
„wolalabym byc uchonorowana micha homarow,niz Legia Honorowa.”
I wte mieliby my i Anecke sytom, i Legie Honorowom całom 😀
Owczarku,
ależ Ciebie i Twojego towarzysza, Kota, nie można traktować jako gangsterów. Wy kierujecie się zawsze szlachetnymi pobudkami, czego o gangsterach powiedzieć nie można!!! 😀
Hej, budeczkowa ferajno! 😀
Pędzę zaraz do brata, a wieczorem mam zebranie.
Jakbyście chcieli zobaczyć, co w tym Tarnowie, to tu można:
http://picasaweb.google.pl/PRChiZ/XIIIDzienJudaizmuWTarnowieCzOwiekPojednaniaZ2009Roku#slideshow/5428583787768902722
Do wieczora!
Owczarku!!!
Przecież już opowiadałam, gdzie jest idealne miejsce dla Ciebie, Legia Kiełbaskowa prawie że:
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/13.Kruger_Park-17-19.03/35.Drzewo%20kielbaskowe.jpg
Nie mogłam zrobić zdjęcia z bliska, ludzinie z samochodu nie wolno było wysiąść i bliżej podejść, ale powiadam Ci… to nawet nie kiełbaski, to wręcz balerony 🙄
Nie wiem, czy Ci nie namieszałam w głowie i nie będziesz miał wewnętrznego rozdarcia – Kruger Park, czy Turbacz….
O, schrzanił mi się sznureczek 🙄
Test… otworzyć i kliknąć na zdjęcie nr. 35
Jak nie zagra, to czeka mnie duuuuuża robota 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/13.Kruger_Park-17-19.03/
O, tu wiki zapodaje, w razie draki. Ja swoje zrobiłam w Kruger Parku.
http://en.wikipedia.org/wiki/Kigelia
Wystarcyło ino wziąć pikny kij, pomóc jej rozlecieć sie do reśty, a potem chycić ten Felkowy list.
List zabrołek do chałupy. Otworzyłek koperte. No i wroz z kotem kapecke my to zamówienie Felka przerobili: pare słów zamazali korektorem (wykradzionym z Felkowej hurtowni), potem starannie ułozyli kartke w drukarce komputrowej i? po kwilecce słowa ?dwajścia kartonów wina? zostały zastąpione słowami: ?dwajścia ton scepionek na świńskom grype?. Kapecke ino trza było ccionke zmniejsyć, bo inacej litery by sie nom nie pomieściły. Ale tak w sumie, to Felkowe zamówienie po nasej przeróbce wyglądało całkiem piknie.
Zamówienie wsadzili my do nolezionej w biurku koperty. A na kopercie napisali ino: RZĄD FRANCJI
Fałszerstwa!
Kradzieże!
Rozboje!
Dezyn… woltura!
Czuję się zgorszona tym nagromadzeniem… I aż się zastanawiam, czy czytać dalej… Tylko już mi się rzuciły na oczy jakieś homary… To chyba przeczytam… 🙄 😐 😉
😆 😆 😆
A tak bajdełej – wreszcie ktoś (Ktoś!!! 😀 ) naukowo i procesowo udowodnił, że dżipiesy kłamią… Zawsze to wiedziałam… 🙄 😐
Witajcie,
Marysiu obejrzalam fotosy.Musze przyznac,ze masz cierpliwosc.Tyle zdjec napstrykalas 😮 Bardzo mi sie podobaja te juz odnowione, stare kamieniczki.Jakby mogly wygladac nasze miasta i masteczka,gdyby nie wredna komuna?!
PS.Owcarku-druzyn jest 8st.No,wiec jestesmy w pierwszej dziesiatce,huuuuuuuura!!!!!!!!!!!!!
Ana -precki z komunom, tela roków juz po nji i furt wredzi.
Nigdy nie byłam w Tarnowie – b. ładne miasto, a przynajmniej te kawałki, które mt7 pokazała. Ciekawa jestem szczegółów tej imprezy, ale przede wszystkim opowieści mt7, jak Ona to odbierała, a przede wszystkim, jak sobie poradziła z bambetlami i czasem. 🙂
Ano – gratulacje z powodu pierwszej dziesiątki! 😀
Mecz piłki ręcznej oglądany w tv kosztował mnie sporo ‚nerw’, ale dobrze się skończyło! 😀
Nic na razie nie powiem, bo dopiero wróciłam z zebrania, a jutro o 8-mej rano mam gastroskopię.
Muszę się walnąć do łożka i chyba jaką melatoninę wezmę, albo co, bo trochę mi nieprzyjemnie.
Jak wrócę, to poczytam i sprawozdam.
mt7 – trzymaj się jakoś! 🙂
Do Hortensjecki
„Owczarku, ależ Ciebie i Twojego towarzysza, Kota, nie można traktować jako gangsterów.”
Mos tutok racje, Hortensjecko, do gangsterowania my sie nie przyznojemy. Natomiast do zbójowania – owsem 😀
Do EMTeSiódemecki
„Jakbyście chcieli zobaczyć, co w tym Tarnowie”
Na mój dusiu, EMTeSiódemecko! Kie fotki takie pikne, to pewnie, ześmy fcieli!
I wróć nom ocywiście z tarcom z tej gastroskopii sakramenckiej! 😀
Do Alecki
„Przecież już opowiadałam, gdzie jest idealne miejsce dla Ciebie, Legia Kiełbaskowa prawie że”
A, boce! Boce! Barzo pikne i barzo smacne ono! Myślis, Alecko, ze kieby pod Turbaczem takie drzewo zasadzić, to by urosło?
A śnurecek zreperowany 😀
Do Basiecki
„A tak bajdełej – wreszcie ktoś (Ktoś!!! ) naukowo i procesowo udowodnił, że dżipiesy kłamią”
Jo nawet, Basiecko, tylko dlotego, ze jakosi nie fciało mi sie akurat ryktować dygresji, to nie zbocyłek we wpisie, ze o dżi-pi-esak mozno pedzieć to samo, co jegomość Tischner pedzioł o pobozności. Cyli: dżi-pi-es to dobro rzec, ale rozumu nie zastąpi 😀
Do Anecki
Anecko! Przyłącom sie do Alseckowyk gratulacji! Bycie w pierwsej dziesiątce to pikno rzec! Pikno i ślus! Haj 😀
Do Józeficka
„precki z komunom, tela roków juz po nji i furt wredzi”
Bo moze ona, Józeficku, wprowdzie od ponad dwudziestu roków nie zyje, ba strasy po nocak? 😀
Do Alsecki
„Mecz piłki ręcznej oglądany w tv kosztował mnie sporo ‚nerw’, ale dobrze się skończyło!”
Widocnie, Alsecko, ten mec musioł mieć dobrego rezysera, skoro tak piknie do ostatniej kwili umioł w napięciu trzymać 😀
Owczarku…
napoczytywałam i wygląda na to, że to muszą być cieplejsze kraje, względem tego kiełbaskowego 🙁
Ale… jakbysmy tak pokombinowali… pokrzyżowali, poprzesadzali… kto wie?
Może i pod Turbaczem by się przyjęło? Wymagałoby to wielu prób i takich tam. Nie mogłam tam wysiąść i zgarnąć nasion. Ale…mam „nasionko” baobaba. Przyznaję ze wstydem, bo nie powinnam, ale nie mogłam się oprzeć, tym bardziej, że mi do walizki zapakowano.
Nasiona – i sporo ich, są w środku. Muzykom by się przydało 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_1477.jpg
Mt7,
Dzięki za relację foto. 🙂 Zdjęcia pokazują, że czas spędziłaś bardzo ciekawie i intensywnie. Ładny ten Tarnów!
Na historię Owczarka muszę sobie zarezerwować więcej czasu. Teraz trzeba dziecię wyprawić do szkoły.
Tak wiec tylko tradycyjny śmieć:
Miłego dnia! 😀
MT7,
piękne zdjęcia. Jak to dobrze, że same się przewijają! 🙂
Też się przyłączam – ładny ten Tarnów 🙂 Ciągle mam nadzieję, że kiedyś uda mi się pozwiedzać wschód Polski aż po Bieszczady. Dotąd jakoś ciągle było nie-po-drodze 😉
Przed chwilą również sobie przeglądałam zdjęcia. Chyba najbardziej mi się spodobało to:
http://izismile.com/img/img3/20100120/rare_photos_of_celebrities_29.jpg
bez podpisu wcale nie tak łatwo rozpoznać kto zacz 🙂
Tutaj jest całość, czyli nieznane zdjęcia znanych osób. Kilka jest ciekawych, a reszta, jak to reszta – że tak to zachęcająco ujmę 😉
http://izismile.com/2010/01/20/rare_photographs_of_celebrities_125_pics.html
Emi, nie pierwszy raz muszę przyznać, że ty zawsze coś fajnego znajdziesz. 🙂
Najbardziej podobało mi się zdjęcie z Alfredem Hitchcockiem i jego dziećmi. Rewelacyjne ujęcie. A ostatnie dowodzi, że nigdy nie wiadomo , co wyroście z takiego rozkosznego aniołka. 😀
Emi… 🙂
Emi, mam tak samo z północą i zachodem Polski – też mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wreszcie je zwiedzić…
Tak, Mt7 pokazała Wam kawałek Tarnowa… Jeszcze trochę zostało, więc może następnym razem? Z przewodnikiem? 😀
Witojcie! Na kwilecke tutok wpadom, coby Smadnego Mnicha podrzucić nieco więcej niz zwykle. A cemu więcej? Ano coby było cym pić imieninowe zdrowie Jagusicki i Kapisonecki. Zdrowie Ostomiłyk Solenizantek! 😀
Nasze Agnieszki Kochane. 🙂
Niech Was opuszczą wszelkie smutki i przeciwności losu, niech Wam się darzy pod każdym względem, żebyście zachowały pogodę ducha i radość serca.
Takie trochę poważne te życzenia, bo często myślę o Kapisoneczce i martwię, jak potoczyły się losy Taty, jak sobie dają radę.
Jaguś też zeznawała ostatnio, że problemów ma pod dostatkiem.
Tak to jest, a chciałoby się, żeby trudne sprawy omijały, złaszcza najbliższych.
Więc, jak najlepszych scenariuszy, Dziewczynki.
I wielkie, serdeczne pozdrówka. 🙂
A, to dzisiaj?
Wszelkiej pomyślności, radości z życia i jak najmniej kłopotów, miłe moje. 🙂
A skoro już Owczarek przytachał do Budy więcej niż zwykle, to może i z babcią wypijecie? 😉 Toż dzisiaj Dzień Babci! 😀
Wychodzi na to, że w Budzie jestem jedyna.
Ze swojej strony mam dobre wiadomości.
Gastroskopia wypadła pomyślnie, nie namęczyłam się, bo poprosiłam o uśpienie. Musiałam trochę pospać po powrocie, ale to chyba przyjemność. 🙂
W Tarnowie.
Okazało się, że to najcieplejsze miejsce w Polsce.
Była bardzo przyjemna aura, świeciło słońce. W poniedziałek trochę gorzej, bo mglisto, ale też przyjemnie.
Chodziłam więc w półbutach, bagaż wyładowałam w hotelu, który czekał z otwartymi ramionami na drogich gości. Wszystko było oczeń charaszo.
Umknęłam z uroczystego lunchu po 12-tej, bo był to jedyny czas, kiedy mogłam pomknąć w miasto i zobaczyć, jak wygląda. Póżniej od 15-tej do nocy trwały różne uroczystości.
Kolację bardzo spóźnioną zjadłam w hotelu z innymi miłymi gośćmi.
U Biskupa byli tylko wybitni, oficjalni goście.
I chwała Panu za to! 🙂
Przyjemnie sobie pogawędziliśmy, zadzierzgnęliśmy – mam nadzieję.
I jestem zadowolona.
Teraz czekam z obiadem czwartkowym na mojego kochanego Syna. 😀
Babcie!!!
Ma się rozumieć! Niech żyją! W dobrym zdrowiu i młodzieńczym nastroju!
To jest najlepszy wynalazek, te Babcie!
Za zdrowie Babć i Agnieszek!!! 😀
„Babciom” nie jestem,ale informuje,ze wiosna wisi w powietrzu,bo w moim ogrodku zakwitly przebisniegi w liczbie 5sztuk!!!!!!!!! 🙂
Solenizantkom przekazuje moje najserdeczniejsze zyczenia ZDROWIA i POMYSLNOSCI.
Pijemy zdrrrrrrowie poraz pierwszy!
Hej.
No, od razu lepiej! 🙂 Zdrowie po raz pierwszy! 🙂
Wiosna w powietrzu? U mnie -7 i tyle śniegu, że przebiśniegi musiałyby być naprawdę wysokie, żeby się przebić. 🙁
Ja nie gadam z tą pogodą!
Ana o przebiśniegach a u nas mrozy powyżej 20-tu celsjuszów.
A kysz!
Dzień dobry wieczór.
@mt7 fajnie że wypadło pomyślnie! 🙂
Wspaniałe zdjęcia z Tarnowa! (dzięki). Trochę jestem zdeprymowany (germanizm?), coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że NIE ZNAM Polski (szkoda/ wstyd?). Pozytywne jest to, że dzięki telewizji, blogom i internetowi wszystko to można nadrobić, uzupełnić.
To nie jest jednak to, jak poznawanie Polski (w młodym wieku) na jakichś rajdach, wędrówkach….. , tej możliwości nie miałem i bardzo tego żałuję. Co ja znam z Polski: Trójmiasto, Kaszuby, Kraków (3 dni), Wieliczka, Oświęcim, Malbork, Stutthof/Sztutowo … i to by był wszystko… szkoda!
U mnie parametry, jak u Alsy na ogródku. Nie narzekajcie, toż to dopiero koniec stycznia, a tu jeszcze straszy porzekadło – idzie luty, podkuj buty! 🙄
Ale co tam – ZDROWIE Agnieszek i Babć!
No to zdrowie po raz pierwszy! 🙂
Poczytam coś nudnego do poduchy – może zasnę. Jutro zalatana będę od świtu bladego.
Dobrej i pięknych, mili moi! 🙂
Popatrzyłam na zdjęcia od Emi.
Ech, ja też kiedyś byłam piękna i młoda! 🙂
Dobrej nocy!
Ja też, a na dokładkę miałam dobrą pamięć! 😀
emi…
Stellllaaaaa!
…i tramwaj zwany… dalej sobie jedzie 🙄
Podpisu pod tym zdjęciem nie, nie potrzeba, ale to dla odpowiednio starszych 😉
A gdzież to wszyscy latają w taki mróz?
U nas zaraz zaczną się obchody – dziadek już wiezie wnuczkę! 🙂 Właściwie to ‚dopiero’, a nie ‚już’, ale coś mu wypadło i mógł dopiero teraz.
Miłego wieczoru! 🙂
Bą żur a tu.
Se tu e a tut a ler.
Mrozu u nas wielkiego nie ma.Dzisiaj np.bylo ok. 2 st.
Wybralam sie na przejazdzke rowerowa.Ptakow cala moc.Mialam szczescie zobaczyc biala czaple 😮 U nas sa tylko szare?? A moze to czapla albinoz??? Widzialam tez krogulca.Chyba w poblizu jest gniazdo tych pieknych ptakow,bo juz nie pierwszy raz udalo mi sie je zobaczyc 🙂
Poza tym maszyna mi co chwila wysiada.Paskuda taka.Jak sie zezloszcze,to na smietnik pojdzie!!!!!!!!!!
Ano dziadkow tez pozdrawiam,niech nam sie zdrowo „chowaja”;)
Hej,salute amici.
Wszystkim Dziadkom zdrowia i humoru.
Ja sobie dzisiaj wzięłam wolne.
Ana na rowerze, a tu przejść dobrze nie można, bo odkopane tylko niektóre ścieżki.
Może jutro na jaki spacer bym się wybrała? Ale ten mrózzzzz! 😯
Zobaczę!
Ana,
te czaple to tak zwane czaple siwe, a nie szare 😉
My też je mamy, tylko z kolei mają w nazwie kolor niebieski (blue heron),
ładne są, jakkolwiek by zwał. Niedaleko stąd na Wolfe Island zimą bywają białe sowy. To też rzadkie zjawisko, i bardzo trudne do przyłapania aparatem foto, bo sowy w dzień podsypiają w ukryciu. Kiedyś widziałam zdjęcia, komuś udało się podejść przypadkiem. Jak znajdę, to wam pokażę. Znalazłam 🙂
Nie to od nas zdjęcie, ale … teraz widzicie, o co mi biega.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Sowa_śnieżna
A u mnie dzisiaj leciały kaczki!
Udało mi się obejrzeć drugą połowę meczu ze Słowenią – ależ emocje! Cud, że udało im się zremisować!
Spróbuję wcześniej się dzisiaj położyć, bo świtem bladym mała – chuda pewnie przytupta. Jak znam życie, to będę miała bardzo ograniczony dostęp do komputera. 😉
Żadnych spacerów w taki mróz!
Czydzieści-czydzieści. Barzo pikny remis 😀
Z tego co jo wiem, to caple koloru sarego nazywajom sie caplami siwymi, a koloru biołego – dokładnie tak, jaki majom kolor, cyli caplami biołymi 😀
Ocywiście syćkim Babciom z okazji dnia wcorajsego i syćkim dziadkom z okazji dnia dzisiejsego najpikniejse zycenia sie nalezom. Sto lat!!! 😀
Ach, Owczarku, dopiero, kiedy przeczytałam Twoje sprawozdanie, przypomniało mi się, że mam coś dla Ciebie.
Bardzo Cię przepraszam, wręczono mi podczas mojej ostatniej podróży cenną przesyłkę z prośbą o doręczenie właśnie Tobie.
Ambasador tłumaczył, że mocodawcy chcieli uniknąć zbędnego rozgłosu, ale domyślili się, kto ich naprawdę uratował.
Tu jest ta przesyłka dla Ciebie wraz z pięknymi podziękowaniami: 😀
http://picasaweb.google.pl/maria.tajchman/OwczarkowaBuda#5429695426053805698
Łotr nałgał i wykasował mój komentarz! 👿
Powtarzam w skrócie:
mt7 – 😆
Co do meczu – wiadomo, jaki był, ale ten komentator, który obwieszczał „bramka numer dwadzieścia” itd., doprowadzał mnie do szału! 👿
A teraz dobrej nocy i pięknych snów, mili moi! 🙂
Also, te komentatory są po to stworzone.
Jak te robaki rozmaite na udręczenie:
http://www.youtube.com/watch?v=4O93kmJD8uM 😉
Tu są prawdziwe „Roboki” Grześkowiaka, tamte anuluję:
http://metyl.wrzuta.pl/audio/34G1WCu8QGD/11._kazimierz_grzeskowiak_-_rozprawa_o_robokach
Do EMTeSiódemecki
EMTeSiódemecko! Przy najblizsej okazji przekaz rządowi francuskiemu moje pikne podziękowania za tak pikny order! Merci beaucoup!!! 😀
Do Alsecki
Moze ten pon komentator minął sie z powołaniem i powinien podawać wylosowane numery w totolotku, a nie mece komentować? 😀
Chyba powinno być: mersi z bokú. 🙂
Pięknie świeci słońce, błyszczą białe dachy domów.
Przyjemnie, czego i Wam życzę.
Rano było -17C, teraz już tylko -7 i też wyszło słońce. 🙂
Miłego dnia! 🙂
7888 <–kody tajemne…
U mnie -5C przed południem i słonecznie. . Nie chce mi się wstać od komputera, a robota czeka…
To istnieje jesce tako robota, jakiej nie dałoby sie wyryktować na komputrze? 😀
Owczarku…
sprzątanie… gotowanie…. pranie 🙄
Owszem, są maszyny, ale same wszystkiego nie robią, trzeba je ustawić, nastawić, zaprogramować i nadzorować.
O, a jałowcowej to żadna maszyna nie wyrychtuje, jak należy! Ani Smadnego nie uwarzy należycie 🙁