religia – śleboda = zabobon
Jeśli Wikipedia godo prowde, to na świecie jest jaz dziesięć tysięcy religii… Dziesięć tysięcy! Krucafuks! To chyba duzo? I ftórom z nik bidny cłek mo wyznawać? Cy powinien po prostu wybrać wiare swyk przodków? A moze – w zalezności od tego, kany sie nojdzie – powinien stosować sie do zasady: jeśli zajdzies miedzy wrony, musis wierzyć w to, co one? Cyli cosi w rodzaju cuius regio, eius religio? Jo se myśle, ostomili, ze odpowiedź mozno noleźć w kazaniu, ftóre dziewiętnoście roków temu wygłosił najsłynniejsy góralski filozof, jegomość Tischner z Łopusznej. Te dziewiętnoście roków temu, w piknym klastorze klarysek w Starym Sączu, pedzioł on tak:
Jeżeli czujesz się w religii istotą zniewoloną, to rzuć tę religię, bo ona nie jest twoją religią prawdziwą, bo to jest w gruncie rzeczy zabobon, a nie religia. Religia, wiara, łaska niesie ze sobą doświadczenie wolności. Wolności służącej, wolności obowiązkowej, wolności związanej – ale jednak wolności.*
Niejednego „prowdziwego Polaka” takie słowa mogom oburzyć. „Prowdziwy Polak” moze pomyśleć: „Tak godo katolicki ksiądz? To niedopuscalne! Ksiądz powininien godać, ze kozdy – cy mu sie to podobo cy nie – mo obowiązek być katolikiem! Co to za ksiądz, ftóry inacej godo!” Mozliwe, ze nawet wśród tyk, co Tischnerowe słowa usłyseli na zywo, noleźli sie tacy, co tak pomyśleli. Ale cy w takim rozie pomyśleli tyz o inksej rzecy? O tym, co to znacy, ze Pon Bócek doł kozdemu cłekowi wolnom wole? Bo przecie kieby jom doł, a zarozem kazoł wyznawać zniewalającom religie, to tak jakby doł te wolnom wole i jednoceśnie jej nie doł! Krucafuks! Nie wiem, jak wy ludzie, ale jo Pona Bócka o takie nielogicności nie posądzom. Haj.
Tak więc barzo mi sie podobo to, co w tym Starym Sączu jegomość pedzioł. To pikno wskazówka dlo tyk, ftórzy nie majom pewności, w co wierzyć. Trza se po prostu postawić pytanie: „Ftóro z 10 tysięcy istniejącyk na świecie religii doje mi najpikniejsom ślebode?” A potem trza se ucciwie odpowiedzieć. Ale koniecnie ucciwie – bo inacej odpowiedź bedzie do rzyci. No i komu wyjdzie na to, ze najwięksom ślebode doje mu katolicyzm – ten powinien być katolikiem. Komu wyjdzie, ze najwięksom ślebode doje mu protestantyzm – powinien być protestantem. A komu wyjdzie, ze jedno z pozostałyk 9.998 religii – to jom właśnie powinien wyznawać. I telo. Moze być ocywiście i tak, ze ftosi najbardziej ślebodny bedzie sie cuł jako agnostyk abo ateista. No to wte tyz sprawa jest jasno: powinien być agnostykiem abo ateistom. Haj.
Owsem, mógłby sie noleźć taki „spryciorz”, co to zaroz by zawołoł: „Na moj dusiu! Jo se wybiere takom religie, ka nimo zodnyk nakazów, ino mozno robić syćko, co sie fce. A jeśli takiej religii nimo, to jo zaroz se jom wymyśle i bede jom piknie wyznawoł.” Ale nimo tak łatwo! Syćka przecie wiedzom, ze wolność to nie to samo co samowola, ze wolność to nie ino prawa, ale obowiązki tyz. I dlotego ślebodny wierzący mo jakiesi obowiązki, ślebodny agnostyk je mo i ślebodny ateista tyz.
No… moze kapecke przesadziłek, godając, ze syćka to wiedzom. Ale spośród bywalców Owcarkówki – chyba syćka. Haj.
Teoretycnie moze być ino jeden kłopot. Powiedzmy, ze jest jakiesi małzeństwo. No i w tym małzeństwie chłopu wyjdzie na to, ze najwięcej ślebody doje mu jedno religia, a babie – ze drugo. I co wte sie stonie? Cy to nie grozi, ze ten związek rozpodnie sie z powodu róznic religijnyk? Jo se myśle, ze wcale nie musi sie rozpadać. Przybocuje se taki jeden wywiad telewizyjny z poniom Izom Małyszowom. Poni Iza pedziała tamok, ze ona jest katolickom, a jej Adaś – protestantem. Mimo to som barzo piknom parom! Haj. Ba to jesce nie syćko! Z rodzicami poni Izy jest podobnie – jej mama to katolicka, a ojciec to protestant. I tyz som piknom parom! Jak to mozliwe? Cóz, być moze to scynśliwe wspólne zywobycie zawdzięcajom właśnie temu, ze oni syćka wyznajom religie, a nie zabobon? Ze som ślebodnymi, religijnymi ludźmi, a nie zabobonnymi śleptokami? Heeej! Całkiem mozliwe, ze tak właśnie jest. Całkiem mozliwe, ostomili… Hau!
P.S. W poniedziałek Profesoreckowe imieniny bedom. No to zdrowie Profesorecka! 😀
* J. Tischner, Wiara ze słuchania. Kazania starosądeckie 1980-1992, Kraków 2009, s. 346.
Komentarze
Z religijnością jest trochę tak jak z rozmową dwóch (lub więcej) daltonistów o kolorach – każdy widzi to inaczej i nie zawsze jest w stanie opisać tego co czuje…. Jest to zbyt indywidualne. A już porównywanie pod kątem moralności kolorów prowadzi co najmniej do nieporozumień…
A z panem Bogiem można rozmawiać nawet bez słów lub opisywać świat w różowych (lub czarnych) kolorach a i tak On to zrozumie 🙂
Pozdro dla wszystkich Budowiczów ze szczególnym uwzględniem daltonistów religijnych – Wasz Paff
Czyli my z kochaniem jak Malyszowie 🙂 I to juz prawie 10 lat!
Skoro
religia – śleboda = zabobon
to
zabobon + wolność = religia
Ciekawe…
Czy na pewno dobrze zrozumiałem istotę tego wpisu ❓
Do Paffecka
„A już porównywanie pod kątem moralności kolorów prowadzi co najmniej do nieporozumień”
Moralność kolorów? Cóz, jo se myśle, ze moralny jest kolor bioły, bo to kolor bundza. Moralny jest zółty, bo to kolor oscypka i Smadnego Mnicha. Moralny jest cyrwono-brązowy z biołymi dodatkami – bo to kolor kiełbasy jałowcowej. Natomiast niemoralny jest pewien odcień brązu – bo to kolor paskudnego lekarstwa, ftóre weterynorz kaze mi dawać. Zupełnie niepotrzebnie 😀
Do Plumbumecki
„Czyli my z kochaniem jak Malyszowie 🙂 I to juz prawie 10 lat!”
To znacy, Plumbumecko, ze i Ty, i Twój Mąz jesteście ślebodnymi ludźmi. Pogratulować! 😀
Do TesTeqecka
„Skoro
religia – śleboda = zabobon
to
zabobon + wolność = religia
Ciekawe…
Czy na pewno dobrze zrozumiałem istotę tego wpisu”
Chyba dobrze. Bo kie cłek zabobonny naucy sie ślebody, to wte juz przestoje być zabobonny 😀
Tak Owczarku, ostatnio, jak sprawdzalam, bylismy slebodni 🙂
A u nas za oknem wiosna… ale tylko patrzac przez owo okno, bo jak sie wyjdzie na zewnatrz, to wraca zima. (I kto to mowil, ze podroze w czasie sa niemozliwe?!? 🙂 )
Bardzo „pracowita” ta sobota!!!
Siedzimy sobie przed TV i „skaczemy,strzelamy,biegamy………….”
Razem z Justyna „wybiegalismy” brazowy medal 😉
A propos religii,to marzy mi sie swiat calkiem od nich wolny!!
Ino jest to marzenie,ktore (niestety) nigdy sie nie spelni.
Religie mnie nie przeszkadzaja,a ludzie,ktorzy uzurpuja sobie prawo do „wlasnej” i jedynej jej interpretacjii. 🙁
salute amici.
Wolnosc to uswiadomienie sobie koniecznosci. Powiedzial Spinoza.
Religijna nie jestem, dla mnie jest to ideologia jak kazda inna. Wielu ludzi potrzebuje drogowskazu, czegos, co by ich polaczylo, stad sie wziely religie i wszelkiego innego rodzaju ideologie, tak mysle. Chcemy gdzies przynalezec i to jest calkiem naturalne. Nic w tym zlego, dopoki – jak Ana zauwazyla – nie przemienia sie to w fanatyzm.
Pogodnej soboty zycze!
Czy ja werszcie wezme sie za robote?!
Sprawy nie są proste. 🙂
I nie o dysputy światopoglądowe chodziło chyba Owczarkowi, a o piękną i rzadką cechę poszanowania odrębności przekonań w najbliższej rodzinie, tym trudniejszą w obrębie chrześcijaństwa, że przedstawiciele poszczegółnych denominacji uważają swoją za tą jedynie prawdziwą. 😀
Dla mnie takie osoby, jak Państwo Małyszowie, Buzkowie i Plumbumeczkowie są pięknym przykładem prawdziwie ślebodnych, pięknych ludzi.
Mądry był ten Jegomość, to może nie dziwota, że Pon Bócek zapragnął mieć towarzysza do pogwarki, ale pustki nam tu uczynił przy okazji duże.
Jeszcze może być tak:
religia – zabobon = śleboda 😀
Ci ktorzy zawarli zwiazki malzenskie,wyznajac inne religie,dawno zaliczaja sie do „slebodnych”.Problem w tym,ze jest ich zastanawiajaco malo?!
Hej.
Bry!
Śnieg pada.
Ana, to akurat latwo wytłumaczyc – ludzie dobierają się na zasadzie podobienstw, a nie przeciwieństw. Miłość miłością, ale na randkach rozmawia się też o wyznawanych wartościach, światopoglądzie i tak dalej.
Ja tam się nie dziwię, że radykał islamski nie znajdzie żony katoliczki na przykład, bo im trudno bedzie się zgodzić, a i istnieje małe prawdopodobieństwo, żeby w ogóle się ze sobą zetknęli – po prostu poruszają się w innych kręgach kulturowych.
Czy to źle? Każdy ciągnie do swego, normalne.
Od katolicyzmu do protestantyzmu nie aż taka daleka droga, ja sięgnełam do bardziej skrajnego przykładu 😉
Nie jestem zbyt dobrze zorientowany, jak to właściwie jest, ale wydaje mi się, że o ile katolik z miłości do protestantki zdecyduje się obdarować ją ślubem w kościele luterańskim, to w oczach swojego kościoła staje się cudzołożnikiem z wszystkimi tego konsekwencjami. I bądźże tu, człowieku, ślebodny.
Otoz to Jerzy-moja tesciowa katoliczka, uslyszala od ksiedza,ze poslubiajac protestanta,bedzie spac w jednym lozku z diablem!!!!
O ile mi wiadomo,byla to ostatnia wizyta tesciowej w kosciele KK.
Ciao amici.
Pewności nie mam, ale wydaje mi się, że w niektórych religiach jest możliwośc poślubienia człowieka innej religii lub ateisty – ceremonia jest dla zainteresowanego i zaangażowanego religijnie małżonka. I to jest uczciwe postawienie sprawy, myślę.
Kojarzy mi się taki reportaż z tv ileś tam lat temu, tylko nie pamiętam szczegółów, a nie chciałabym namieszać.
Pewnie najbardziej kompetentną w tej sprawie osobą jest Marysia, poczekajmy, kiedy się zjawi.
U nas nie byloby problemu ze slubem w kosciele. Protestanckim, sie rozumie.
Szczegółowo nie interesowałam się, ale znam małżeństwa róźniste i nie słyszałam o problemach, co nie znaczy, że nie występują.
Tu często wiele zależy od dobrodzieja, który albo chce pomóc, albo całkiem wręcz przeciwnie.
Wiem, że są udzielane indywidualne zgody na różne okoliczności.
Mnie 39 lat temu pewna siostra w kancelarii parafialnej odmówiła chrztu dla mojego syna, bo ojciec był ateistą i nie mieliśmy ślubu kościelnego.
Na szczęście moim proboszczem wtedy był Ksiądz Niedzielak, który znał mnie od dziecka.
Jest niestety różnie i trzeba czasami wielkiej determinacji, żeby wytrwać.
Mario,
ja jestem ateistka, Jerzor do kościoła też nie chodzi, dziecko (teraz już stare) też deklaruje się być ateistą. Ale chodził do katolickiej szkoły, miał religię jako przedmiot aż do matury. Ochrzczony był późno (miał chyba z 5 lat), a ksiądz absolutnie żadnych nie robił utrudnień, wiedząc o moich zapatrywaniach.
No ale tutaj taki jest katolicyzm – nikogo się nie zniechęca, wręcz przeciwnie . Mnie się bardzo podoba tutejsza szkoła katolicka, bo uczyła o wszystkich głównych religiach, przedmiot „religia” można było zakwalifikować jako historia religii. Całkowicie różne te lekcje religii były niż to, co ja pamiętam z mojej religii. Oczywiście na świadectwie był odpowiedni stopień.
Dla niewtajemniczonych dodam, że tutaj dzieli się szkoły na publiczne i katolickie – rozdział ze względu na podatki, bo jeśli dziecko uczęszcza do szkoły katolickiej, to moje podatki wspieraja tę szkołę.
Chciałabym być dobrze zrozumiana.
Nie jest tak, że człowiek może zachowywać się dowolnie, a duchowni wspólnoty, do której przynależy, mają akceptować wszystkie jego posunięcia.
Nie.
Chodzi mi ciągle o taką piękną postawę otwarcia (prawdziwy ekumenizm), jaką reprezentują np. Państwo Buzkowie.
Dla każdego z nich – małżonków – własna tożsamość jest ważna, a jednocześnie mają poczucie wspólnoty nadrzędnej. Dla nich i dla ich córki, uczestniczącej w obrządkach obu kościołów, jest to coś naturalnego i wzbogacającego. I to właśnie uważam za piękne, to otwarcie na innych, co pewnie powinno być oczywiste, ale nie jest w naszym podzielonym świecie.
Zrobiłam coś nie tak i skasowałam komentarz. 🙁 Nie mam czasu teraz powtarzać, może później. Temat ważny i trudny.
Trudno włączyć się do rozmowy, która trwa od kilku dni, ale jedno jest pewne – bywa różnie, ale dobrze jest różnić się z szacunkiem. To tak banalnie oczywiste, ale..
No a jo wyryktowołek wcora z wiecora komentorz, odpowiedziołek tamok syćkim komentatorom, a dzisiok pozirom – mojego komentorza nimo! ŁotrPress zjodł mi komentorz na moim własnym blogu! No to w takim rozie jo z tym Łotrem na pewno nie wezme ślubu ani w kościele katolickim, ani w protestanckim, ani w zodnym inksym. W zupełności mi wystarcy, ze jo muse zyć z tom beskurcyjom w konkubinacie
Konkubinat z beskurcyjom! 😯
Biedny Owczarek! 😀
Wczoraj były imieniny Profesorka, oświeciło mnie we wtorek.
Trudno.
Wielce szanowny Profesorku, mam nadzieję, że zaglądasz do nas czasami i przeczytasz, że serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego. Nie wiemy, co słychać u Wawelocka, jestem jednak pewna, że dobrze się nim opiekujesz.
Niskie ukłony dla Pani Profesorkowej i Profesoreczka. 😀
Bardzo bym chciała, aby ludzie zaczęli szanować przekonania religijne przeciwne tym, które oni sami wyznają. Niestety, wydaje mi się, że w naszym ukochanym kraju to jest absolutnie niemożliwe, a szczególnie dotyczy to małych miejscowości. Dużo winy w tym jest samych księży, bo przecież wiadomo, że „innowierca” czy ateista nie przyjdzie do kościoła, a to przekłada się na wpływy z tacy.
Ooooojjjjj przegapilam imieniny Profesorka 🙁
Zatem spoznione,ale serdeczne zyczenia powodzenia i oby Profesorkowi udalo sie do budy zajrzec!!!Uklony dla Waweloka 😉
Dzisiaj mocno sie wzruszylam,bo kuzyn przekazal wirtualne,pikne zyczenia z okazjii Dnia Kobiet!!
Kiedys nie znosilam tego dnia.Byl to chwilowy cyrk,swieto na pokaz……..
W Krainie Wiatrakow,powod do niekonczacych sie dyskusji o sytuacji kobiety,jej losie,karierach,itp itd.W nastepnym roku bedzie tak samo,wiec mozna bedzie zaczac dyskusje od nowa!!!!!!!!!!!!!!
Hej amici.
Witaj, Hortensjo, witaj! 🙂 Gdzie byłaś, jak Cię nie było tak długo?
Jak zdrowie, co słychać u koteczków, a wiosna nadchodzi już?
Cieszę się, że już jesteś. W gromadce zawsze przyjemniej.
Ano, 😆
o to chodzi, o to chodzi, żeby gonić króliczka.
Owczarek napisał: ” przecie wiedzom, ze wolność to nie to samo co samowola, ze wolność to nie ino prawa, ale obowiązki tyz.” Podpisuję się rękoma i nogami. 😀
Jo – moge tylko nogami. Bo rąk nimom 😀
A dzisiok w jednym piśmie poni Owcarkowej wycytołek, ze od jedzenia makaronu mo sie lepsy humor. Jeśli to prowda, to jo dzisiok syćkim Dziewcynom, w dniu ik święta zyce duzo piknego makaronu! 😀
No i – kruca – jo tyz Profesoreckowe imieniny przegapiłek. Ale juz sie poprawiom. Zdrowie Profesorecka po roz pierwsy! 😀
I piękna piosenka dla dziewczyn 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=PaLfDnShEn0
Z zawsze-ślebodnych Gorców…
…Sobota ostatnia: Rdzawka – Stare Wierchy – Turbacz… powrót tą samą trasą</b.
Wyjście przed szóstą, powrót już przed 14:00; ten ślebodny ekscentryzm pozwolił butom przemoknąć nieco mniej… a ludziom wygospodarować czas także na program miejski po powrocie.
Poza tym lampa, cuuuuuudne widoki, atmosfera, etc.
😀 😀 😀
Widoki, zaiste, cuuuuuudne! Dzięki, basiu. 🙂
U nas też lampa, ale widoki takie sobie. Wiosnę czuć w powietrzu, ale jeszcze jej nie widać.
Od jedzenia makaronu ma się lepszy humor? Ciekawa jestem, jak to zbadano. A może to jednak od wina, spożywanego przy konsumpcji makaronu (bo domyślam się – może nieslusznie – że te badania to w słonecznej Italii) ? 😉
A to wte tyz makaron wpływołby na dobry humor, bo jego spozywanie byłoby pretekstem do sięgnięcia po flaske wina 😀
Tyz prowda! 😀
Jeszcze doniosę, że kuracja tranowa Natalki skończyła się po pierwszej próbie – nie daliśmy rady kontynuować, gdy lejąc łez strumienie, zapytała: – dlaczego mi to robicie?!
Zapewnialiśmy niemal na klęczkach, że to z miłości i troski, a poza tym sama mówiła, że chce być grubsiejsza, a tran to sprawdzony sposób itd. Nic z tego – wyszlochała, że już nie chce być grubsiejsza, apetyt ma doskonaly i odporność wielką. Wymiękliśmy. Do oddania w dobre ręce 148 kapsułek tranu. 😀
Dobrej nocy i pięknych snów zyczę. 😀
Tran kiedyś miał jakie takie podstawy doktorskie, teraz nie ma.
Natalka ma rację, jej organizm o to nie woła!
Znam dziewczynkę.
Chciałaby być grubsiejsza, żeby zadowolić tych, którzy sie tego domagają i w ten sposób wywierają na dziecko presję. Po co? Przyjdzie na to czas.
Tran w moich czasach był jako remedium przeciw krzywicy.
Ja akuratnie lubiłam 😉
No, akurat może zbieg okoliczności, ale w przypadku mojej córy i siostrzeńca odkąd biorą tran nie chorują, a niejadek nie stał się obrzartuchem, ale zjada prawie wszystko, co mu się da- nikt go na siłę nie karmi, ale np. na obiad talerz zupy i porcja jak dla przedszkolaka drugiego dania to chyba nie za wiele? Poza tym niby dziecko samo z głodu nie umrze, ale…. Wiem z własnego przypadku, że bywa różnie. Chodząc do przedszkola, sama nie wiem, dlaczego, ale nagle zaczęłam ograniczać jedzenie, w przedszkolu mówiłam, że jadłam w domu, a w domu, że w przedszkolu. Do momentu gdy zaczęłam mieć kłopoty zdrowotne. Robiło mi się niedobrze na widok jedzenia, płakałam, że nie mogę, że żołądek pełny itd. Szybkie dochodzenie wśród dorosłych doprowadziło do tego, że stano nade mną i pilnowano czy jem. Mówiłam, że muszę do łazienki bo niedobrze,pozwalali pójść, ale po powrocie czekał dalej na mnie talerz śniadania czy obiadu. Teraz rodzina śmieje się ze mnie, że postanowiłam się odchudzać w wieku przedszkolnym, ale wtedy nie było im do śmiechu. 🙂
Also, spróbuj żelków, które linkował Owczarek. Mój siostrzeniec wsuwa te żelki właśnie i twierdzi, że są pycha. 🙂
Alicjo, nie upieraj się przy wersji wywierania przeze mnie presji na wnuczkę – my ją zapewniamy, że wygląda wspaniale i o takiej własnie wnuczce marzyliśmy; pocieszamy, że nie będzie musiała się odchudzać w przyszłości itd. Nie zmuszamy do jedzenia – zachęcamy, przygotowując na weekendy to, co lubi. Natalka jest najmniejsza i najszczuplejsza w klasie i prawdopodobnie inne dzieci jej dokuczają, stąd chęć bycia grubsiejszą i większą.
Małgosiu – czyżbyś była anorektyczką, gdy jeszcze nikt nie wiedział, że anoreksja istnieje? To musiał być koszmar i dla Ciebie, i dla bliskich. Dobrze, że minęło! 😀
Deszcz…
Also,
upieram sie, upieram 🙂
Mądre dziadkowanie polega na niezauważaniu (niby) pewnych rzeczy.
Przypomina mi się moja Babcia Janina i jej ciągłe sprawdzanie – przepraszam, ale się wyrażę – czy mamy wystarczająco ciepłe majtki, wychodząc do szkoły. Miała obsesję na punkcie zapalenia nerek, te barchany miały nas przed owym zapaleniem nerek chronić. Nie sposób jej odmówić racji, ale…
Byłyśmy już z Baśką w liceum, a Babcia, jeśli akurat była, sprawdzała, czy pod mini-spódnicami mamy te barchany, co to nam zawsze na gwiazdke prezentowała. Wychodziłyśmy z domu i ściagałyśmy rzeczone za rogiem.
Nerki nie ucierpiały jakoś… 🙂
Te babcie tak maja,nasza tez maial fiksum dyrdum na punkcie grubych gaci 😀
Kiedys bylam super niejadkiem.Nawet wezawano mame do szkoly,bo dziscie niedozywione.A ja nic tylko jaka rano,w poludnie i wieczor.Niczego innego nie chcialam jesc.Mama jakos wytrzymywala i nie biegala za mna z talerzem.Gorzej bylo z tata,ten mnie przetrzymywal przy stole!!!
Kiedy sama zostalam matka, pozwolilam dziecku jesc tyle ile chce.Ze szkoly tez dostalam list,ze ma niedowage.Haha historia lubi sie powtarzac…dziecie zaczelo byc bardziej aktywne i zaczelo wiecej jesc i tyc.Teraz juz mezczyzna,chociaz szczuply,jest milosnikiem dobrej kuchni!!!Nawet zaczal sam gotowac z wlasnej nie przymuszonej woli 😉
Kiedys jedna z „holindersikich” mamus,powidziala mi,ze „kazde dziecko ma swoj czas”.Chyba wiedziala,co mowi,bo miala 12 dzieci!!!!!
Czasami warto uzbroic sie w cierpliwosc 🙂
Hej.
Mt7,
Dzięki za powitanie; jestem prawie codziennie, ale nie zawsze się odzywam. U nas wiosna już na całego, można to poznać też między innymi po tym, że Kiciusie nie bronią się przed wyjściem na pole. Przez parę dni było piękne słonko, ale dzisiaj padał śnieg z deszczem, a potem deszcz, ale było dosyć ciepło. 🙂
To jest drugi komentarz; pierwszego Łotr mi nie puścił, nie wiem o co mu chodziło, bo ja po angielsku ani w ząb. 🙁
Cyli kapecke inacej niz mi. Bo mi Łotr puścił, ba potem zjodł mój komentorz. Cyli akurat w przypadku Łotra to lepiej, coby był niejadkiem 😀
Ja na tego worda się wypinam, liczę do dziesieciu i się nie wypowiadam.
Na wdechu jestem tu, o!
Podsyłam wam porno graficzne, a co mi tam 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_5705.JPG
Tak myślałam, Hortensjo, że u Ciebie będzie szybciej wiosna.
Dobrze, że się wreszcie odezwałaś, bo martwiłam się, że może jesteś chora, albo coś złego się stało. 🙂
Ja myślę, że z tym jedzeniem to zależy od osobistych doświadczeń.
Jak moja Mama wychowała się w rodzinie, gdzie było 12. dzieci i często była bardzo głodna, a później przeżyła trudne chwile w czasie wojny, to Jej do głowy nie przyszło, że można nie chcieć jeść, jak się ma możliwość.
Ja urodziłam się po wojnie i chodziłam do przedszkola, więc przez jakąś część dnia dostawałam jedzenie, ale później często długo czekałam na pwrtót Mamy z pracy i bywałam bardzo głodna, więc też nie rozumiałam, że można nie jeść, jak się ma co.
I do głowy mi nie przyszło, że mój syn może nie chcieć jeść. Ten temat zupełnie nie istniał, jadł ile chciał i już.
Że może być inaczej zobaczyłam na przykładzie drugiego wnuczka mojej teściowej. Drobny, szczupły chłopczyk był ścigany przez swoją mamę i babcię, żeby zechciał wziąć kęs jedzenia i godzinami, go trzymał w ustach.
Teraz wygląda normalnie, nawet wyrósł dosyć, tylko ma trzydzieści kilka lat i jest zupełnie niesamodzielny.
Może to nie ma bezpośredniego związku z jedzeniem, ale jestem przekonana, że ta bezustanna trzęsionka na dzieckiem w każdych okolicznościach jego życia zrobiła mu ogromną krzywdę.
Nie znaczy to, broń Boże, że wyrażam tu jakąś ocenę relacji Alsy z wnuczką, bo kto ma rozpieszczać, jak nie dziadkowie, piszę tylko o jednym konkretnym znanym mi przykładzie w najbliższej rodzinie.
To się musisz, Alicjo, namęczyć, żeby później tę lewą stronę wykończyć i pochować zwisające końcówki włóczki.
Jest jeden, dość prosty sposób, by wyleczyć dowolnego berbecia* z niejadkowania. Lub zapobiec takiemu wynaturzeniu:
1. W porze posiłków traktować go jak najwcześniej i jak najczęściej normalnie, jak dorosłych (stół, regulowane krzesła… wspólne zasiadanie od 6.mca życia, obrzędy, nieprzesadne zwracanie na niego uwagi przez dorosłych… słowem, naturalność).
2. Nie przekąszać pomiędzy posiłkami (samemu też nie 😉 – baaardzo trudne dla niektórych babć i dziadków).
3. Radosna wspólna zabawa, działalność, w tym dużo ruchu (ile się tylko da!)… sama na szczęście wciąż jestem bardziej wydolna ;D w tym temacie, niż jakikolwiek znany mi rodzic… – sednem jest cieszyć się aktywnym byciem z dzieciakiem – stymulującym jego intelekt, wyobraźnię, ciało.
Nie ma cudów, by po kilku(nastu) kwadransach dziecko samo (ślebodnie! 😉 ) nie poprosiło o jabłko lub soczek — więcej dostanie w porze lunchu lub popołudniowego obiadu, nie wcześniej – wspólnie z rodzicami (lub kim-tam)… umywszy wpierw łapki, ochłonąwszy, uśmiechnąwszy się ładnie… bo czas posiłku to czas spotkania i kolejnej radości.
Dziecko nie może wbić sobie w główkę, że potrafi kogoś swym niejedzeniem zaszantażować, coś sobie wynegocjować, załatwić… wymóc łagodniejsze traktowanie, litość, przymknięcie na coś oczu.
Nie mówię, że wprowadzenie takich obrzędów-nawyków jest łatwe… i że inni (przedszkole, domy rówieśników, inni krewni, etc.) nie będą niszczyć naszej roboty — ale dostatecznie wielu rodzicom udało się to wprowadzić (i ci pedantycznie wymagają TAKIEJ SAMEJ konsekwencji od dziadków, płatnych opiekunów, itd.) – by rzecz nie warta była namysłu.
Jak zwykle – WSZYSTKO W KONSEKWENCJI DOROSŁYCH – co wynika z ich rozumienia prawideł rozwoju dziecka ale i z odwiecznego zdrowego rozsądku.
____
*nawet najbeznadziejniejsze przypadki: np. hinduskie księżniczki, rozpuszczone bogactwem i nianiami, etc., etc.
Also,
Było to połączone z anemią i osłabieniem organizmu, którą dostałam. Stąd reakcja dorosłych. Skutek taki, że do tej pory poza domem nie przełknę jajek gotowanych . To było bardzo częste danie na śniadanie w przedszkolu. 🙂
Basiu, amen! 🙂
Zwłaszcza punkt pierwszy. Jak by mi ktoś bezustannie mówił, co mam akurat ugryźć a czym i jaką ilością popić, to też by mi się odechciało biesiadowania. Poza tym jest coś takiego jak przekora- skoro tak nalegacie, to ja wam udowodnię, że nie ze mną takie numery. Ja nie pękam. 😎
Straszne rzeczy dzieją się w Japonii, apokaliptyczne obrazy.
Biedni ludzie.
Też o tym myślę. Nasz Maciek późnym wieczorem wczoraj rozmawiał z kolega z firmy, który właśnie był na delegacji w Tokio. Zdążył się przyzwyczaić, że się trzęsie, akurat powiedział, że znowu…potem połączenie zostało przerwane. W Tokio nie było tak żle, Maciek zorientował się, co się dzieje i rozmawiali potem kilka razy , ale połączenie bywało przerywane.
Straszne rzeczy, a jak pomyślę, że na dniach podeślą nam liczby… 🙁
Owczarku, Owczarkowy ludku,
Co się stało z Myshą? Dwa wpisy wcześniej pokazywaliście jej zdjęcie, wszak widziałem ją taką.
Jak dobrze, ze my w takiej nudnej czesci swiata mieszkamy!
http://www.youtube.com/watch?v=iBrQCCOfHD4
Odszedl Pan Lulek z sasiedztwa lasuchow 🙁
Telegraphic,
Mysha tez odeszla…prosila, zeby nie mowic na blogu, ale teraz juz chyba mozna.
http://alicja.homelinux.com/news/Mysha.jpg
Pan Lulek? Na mój dusiu! On tyz? 🙁
Owczarku, dzisiaj 🙁
Pan Lulek uwielbiał naleśniki we wszystkich wariacjach, a najpierw zjadał z ochotą zwyczajny obiad – pieczoną kaczkę na przykład.
Naleśniki, ile by tam ich nie było, to lekuchny deser dla Pana Lulka.
http://alicja.homelinux.com/news/Zjazd-2008/img_5459.jpg
Przecież Pan Lulek był w wieku Pyry i wydawało się, że lepiej się ma.
Bardzo jest mi smutno.
Marysiu,
w jednym wieku, ale Lulek miał dwa wylewy i różne takie nieciekawe po tym nastłępujące rzeczy. Raz miał się lepiej, a potem gorzej 🙁
Wspaniały facet był i cieszę się, że miałam okazję Go spotkać niejeden raz w realu.
Dla tych, co Pana Lulka nie znali, a chcieliby troszkę bliżej poznać…
Ja kiedyś zbierałam wpisy Pana Lulka na blogu łasuchów – wystarczyło, żeby wpisał kilka, a coś mnie tknęło, i zebrałam z całego roku. Kto chce, niech zerknie.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Teksty/Rok_w_Burgenlandii/
Najmilsi, Alicjo, Owczarku,
dziękuję za słowa o Myshy 🙁 …