Piwodajny komputer

Wesłek se przedwcora na blog TesTeqeckowy i wycytołek tamok coś takiego:

Dziś każdy czytelnik mojego bloga, który posiada w swoim komputerze interfejs piwny (USB – Universal Serial Beer interface) może z niego pobierać piwo w dowolnej ilości bez konieczności wysyłania SMS-a na numer.
Wasze zdrowie!

Zaciekawiło mnie to. Ino pocątkowo nie barzo wiedziołek, jak to piwo pobrać. Cy to trza mieć jakisi specjalny program? A moze mój baca powinien specjalne urządzenie do komputra dokupić? Kie sie nad tym zastanawiołek, niefcący klikło mi sie na napisie Wasze zdrowie i… O, krucafuks!!! Z jednego z portów USB piwo wytrysło! Całom kufe mi opryskało! Oblizołek sie. Mmmmm! Jakie to było dobre!

Cy wy tyz kliknęliście na tym napise Wasze zdrowie? A jeśli tak, to cy wase wejście USB tyz zacęło piwem sikać? Jezeli nie, to znacy, ze wase komputry majom kapecke inkse oprogramowanie niz ten mojego bacy.

Ino nie miołek pojęcia, jak ten potocek piwny powstrzymać. Mogłek wyłącyć komputer, ale cy wte dołbyk rade na nowo tak piknom rzec wyryktować? Nie fciołek ryzykować. Postanowiłek więc, ze nicego nie bede rusoł. Niek baca sie martwi. W końcu to jego komputer. Jo, póki co, bede korzystoł z tego niespodziewanego dobrodziejstwa. Na podłoge lała sie prowdziwo piwno siklawa. Wystarcyło stanąć pod komputrem, otworzyć kufe i spijać ten pikny napój. Kapecke skoda ino, ze od tej siklawy w chałupie zacęła sie robić powódź. Po godzinie piwo juz mi do brzucha sięgało. Po następnej godzinie musiołek wgramolić sie na biurko. Ale za to teroz, coby se popić, wystarcyło pochylić łeb i chłeptać z tego piknego złocistego basenu. Wokół mnie pływały stołki, kapcie, ołówki i rózne inkse drobiazgi. O! Nawet fajka, ftórom baca dwa dni temu zgubił, właśnie sie nolazła!

A baca był akurat z gaździnom na jarmaku w Nowym Targu. W pewnym momencie jednak usłysołek znajomy warkot silnika. Baca z gaździnom wracali! A więc pora wymknąć sie z chałupy. Na mój dusiu! Ino myślicie, ze tak łatwo wymknąć sie z chałupy owcarkowi, ftóry piwem opił sie jak nigdy dotąd? Scyrze godając, w ogóle nie fciało mi sie nikany wymykać. Wolołek legnąć se na biurku syćkimi śtyrema łapami do wierchu. Ale baca z gaździnom juz wysiedli z auta. I rusyli ku chałupie.
– Oooj! – usłysołek jęk bacy.
– Co sie stało, ojciec? – spytała gaździna.
– Teroz se dopiero przybocyłek! – pedzioł baca zbolałym głosem. – Mieliśmy kupić piwo w tym Nowym Targu!
– Trudno – pedziała gaździna. – Kupis inksym rozem.
– Ale jo miołek wielkom ochote napić sie piwa dzisiok, po powrocie do chałupy – pedzioł baca.
– A w chałupie piwa nimo? – spytała gaździna.
– Nimo.
– Na pewno?
– Na pewno.
– Nawet jednej flaski?
– Nawet. Syćko juz wypiłek i w chałupie nimo ani kropelecki piw…aaaaaa!!!!
Okrzyk bacy wziął sie stąd, ze właśnie otworzył drzwi do chałupy. No i jak nie chlusnęło! Jaz bacom i gaździnom na ziemie prasło! A potem wielko piwno fala rozlała sie po obejściu wzbudzając popłoch wśród kur. Za to koń w stajni był chyba zadowolony – z przyjemnościom zanurzył jęzor w strumycku, ftóry znienacka pod jego kopyta napłynął.
– Krucafuks! Co to było? – spytoł osołomiony baca.
– Ty sie pytos ojciec, co to było? – odezwała sie gaździna. – Na cym jak na cym, ale akurat na tym, co z chałupy wypłynęło, powinieneś sie znać lepiej jako jo. I piknie cie pytom, następnym rozem porządnie sie zastanów, zanim powies, ze cegoś na pewno w chałupie nimo.
Zaroz baca z gaździnom do chałupy wbiegli, coby sprawdzić, skąd telo piwa u nik sie wzięło. Mnie na scynście nie zauwazyli. A w pośpiechu drzwi za sobom nie zamkli. Dzięki temu bez trudu wydostołek sie na podwórko i wróciłek do budy. No, po tym piwie to nie od rozu w wejście do budy trafiłek, ale za cwortym rozem sie udało.

Baca z gaździnom wartko piwne źródło odkryli. No i zaroz wzięli instrukcje obsługi komputra, przejrzeli jom barzo dokładnie, ale niestety nie noleźli tamok zodnej porady, co trza robić, kie z portu USB piwo sie leje. Zadzwonili więc do wnuka, ftóry całkiem dobrze na komputrak sie zno. Wkrótce wnuk przybył, komputer obejrzoł i stwierdził, ze to musi być sprawka jakiegoś wirusa.
– I w wyłąconym komputrze ten wirus tak narozrabioł? – zdziwił sie baca. – Przecie, kie rusaliśmy do Nowego Targu, komputer był wyłącony.
– Moze to jakosi nowo generacja wirusów, ftóre nawet w wyłąconyk komputrak działajom? – zastanawioł sie wnuk. – Uruchomie program antywirusowy i wte moze to piwo przestonie sie lać.
– Pockoj, pockoj! – zawołoł baca, ftóremu coś nagle w głowie zaświtało. – A moze najpierw trza tego piwa spróbować?
Baca napełnił swe garście lejącym sie z komputrowego portu płynem. Skostowoł.
– Dobreee! – krzyknął. – Barzo dobre! Wnusiu kochony! Moze jednak nie usuwoj tego wirusa?
– Co takiego?! – oburzyła sie gaździna. – Jakieś piwsko bedzie mi tutok podłoge w chałupie zalewało, bo ty tak fces, pijoku jeden?!
– Nie złość sie, matka – popytoł baca. – Skostuj najpierw i sama przyznos, ze to dobre!
Gaździna skostowała. I choć piwo pije ona rzadko, przyznała, ze to jest rzecywiście barzo smacne. W końcu stanęło na tym, ze piwo dalej moze sie lać, ale baca bedzie musioł wyryktować specjalnom rynne, coby syćko wypływało poza chałupe, a nie na podłoge w izbie. Cy juz godołek wom o tym, ze w mojej wsi wselkie wieści wartko sie rozchodzom? Chyba godołek. No więc, moi ostomili, nie trza było długo cekać, jak do nasej chałupy zwalili sie chyba syćka mieskańcy wsi. I syćka fcieli komputrowego piwa spróbować. Baca nikomu nie załowoł. Fto fcioł, ten mógł piknie sie napić. Tylko dzieciaki nic nie dostały, ale na pociesenie baca obiecoł im, ze jeśli w komputrze trafi sie inksy wirus, od ftórego socek pomarańcowy zacnie sie lać, to wte niepełnoletnim tyz nie odmówi. Na koniec przyseł ku nom Felek znad młaki, co to jest najbogatsy we wsi i pedzioł, ze fciołby ten komputer kupić.
– Ohohooo! Feluś! – zaśmioł sie baca. – Nie sprzedoje sie kury ryktującej złote jajka. Komputra ryktującego złocisty napój tym bardziej sie nie sprzedoje!
– Baco! Jo wom dom za ten komputer pięć tysięcy złotyk! – nalegoł Felek.
– A wypchoj sie tymi pięcioma tysiącami! – pedzioł baca.
– Dziesięć tysięcy! – Felek podbił stawke.
– Tyz sie nimi wypchoj! – Baca był nieugięty.
Felek nabroł powietrza w płuca.
– Piętnoście tysięcy! Słysycie, baco? Doje wom za te masyne piętnoście tysięcy złotyk!
Baca juz fcioł pedzieć, co Felek moze zrobić z tom sumom, ale Felek znów sie odezwoł:
– I gwarantuje wom, baco, ze dlo wos piwo z tego komputra wse bedzie za darmo.
Baca zastanowił sie. Wreście pedzioł:
– Dobrze, Feluś. Wróćmy do tyk 5 tysięcy. Ale musis obiecać, ze nie ino jo, ba syćka mieskańcy nasej wsi bedom mieli darmowy dostęp do tego piwa.
Felek zacął naprędce kalkukować, cy tako inwestycja mu sie opłaci. Doseł do wniosku, ze tak i przystoł na bacowom propozycje. Był ino jeden problem: cy komputer po przeniesieniu z nasej chałupy do Felkowej nadal bedzie komputrem piwodajnym? Felek wyciągnął komórke i zadzwonił do pewnego barzo dobrego informatyka. Ten informatyk miesko jaz w Nowym Sączu, ale kie usłysoł, kielo dutków Felek proponuje mu za pomoc, zjawił sie u nos w ciągu półtorej godziny. No i coś tam w komputrze pomajstrowoł, potem go wyłącył, przeniósł do Felka, włącył i… syćko działało jak trza! Piwo piknie lało sie tak jak wceśniej u nos! Teroz więc syćka, co nasom chałupe nawiedzili, przenieśli sie do Felka. A Felek był scynśliwy! Straśnie podniecony opowiadoł, jak to teroz rozkrynci sie we wsi pikny piwny interes, jak to niezywkłe piwo trafi do pabów i inksyk restauracji na syćkik kontynentak, a on, Felek, bedzie mioł w branzy piwnej takom pozycje, jakom Bill Gejts mo w branzy komputrowej.

Mój baca zaś moze nie był jaz tak scynśliwy jak Felek, ale tyz mioł powody do zadowolenia. Wprowdzie pozbył sie ryktującego piwo komputra, ale przecie i tak mógł sie napić za darmo. A dzisiok za otrzymane od Felka dutki kupił se nowy komputer. I jo ten wpis juz na nowym komputrze ryktuje.

No ale cofnijmy sie jesce do wcorajsego ranka. Cy słucholiście dzisiok w radiu porannyk wiadomości? Nie wiem jak na inksyk stacjak, ale na tej, ftórej mój baca z mojom gaździnom słuchali, podano takom oto wiadomość:

W niewyjaśnionych okolicznościach z magazynów browarów w różnych częściach świata znikło wiele hektolitrów piwa. Jednocześnie zauważono dziwne zakłócenia w obsługujących te browary systemach informatycznych. Rządy poszczególnych państw starają się na razie nie nadawać temu wydarzeniu rozgłosu, ale pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik amerykańskiej administracji nie wykluczył, że za całym tym zamieszaniem może stać jakaś organizacja terrorystyczna. Tymczasem producenci piwa zapowiedzieli, że użyją wszelkich środków, aby wykryć sprawcę tych niezwykłych kradzieży, a gdy winowajca zostanie już znaleziony, wytoczą mu proces i zażądają odszkodowania za straty materialne i moralne. Jak duże będzie to odszkodowanie – tego dokładnie jeszcze nie wiadomo, ale przedstawiciele browarów zapewniają, że będzie ono horrendalnie wysokie, żeby na przyszłość odstraszyć innych potencjalnych złodziei.

Mój baca, kie takom wiadomość usłysoł, zaroz do Felka polecioł spytać go, cy słuchoł przed kwilom radia. Felek zaś, zamiast odpowiedzieć, takimi przekleństwami ciskać zacął, ze jo ik tutok, moi ostomili, nie bede powtarzoł. Hau!

P.S.1. A nie zaboccie, ze dzisiok jest rocnica tego, jak Poni Basia i Pon Pieter wzięli pikny ślub i od tej pory rozem gotujom długo i scynśliwie. Sto lat dlo WIECNIE MŁODEJ PARY! 🙂

P.S.2. Ostatnio zaś w nasej budzie nowy gość sie pojawił, gaździnka spod samiućkik Tater – Hanecka. Powitać piknie! 🙂