Miś plusowy a kwestia dzikozachodnio

Dowiedziołek jo sie, ze w ostatni wtorek był międzynarodowy Dzień Plusowego Misia. Na mój dusiu! W dzisiejsyk casak to juz coroz trudniej o dzień, ftóry nie byłby Dniem Cegoś Tam. Ale jo tam nie narzekom. Dopóki świętowanie Dnia Tego Abo Tamtego nie jest obowiązkowe – niekze ta.

No a jeśli o te plusowe misie idzie, to nie do sie ukryć, ze wielu z wos, ludzi, mo w swoim zywobyciu taki cas, kie taki miś jest dlo wos wielkim, ale to barzo wielkim przyjacielem. Tako jest prowda. A skoro tako jest prowda, to worce, coby kozdy wiedzioł, jakiej krainie te miśki zawdzięcajom tak wielki hyr – Dzikiemu Zachodowi, moi ostomili! Jo wcale nie śpasuje! Fto mi nie wierzy, niek pocyto dowolnom ksiązke o zyciu pona Teddy’ego Roosevelta. Ten pon urodził sie równo półtora wieku temu w samiućkim Nowym Jorku. Heeej! Straśnie wątły i słabowity był to cłek! Chuchro takie, ze kiebyście kapecke mocniej w jego strone dmuchli – to bidok by na ziem prasnął! Dobrze, ze chociaz rozumu mu nie brakowało i pikne skoły pokońcył, z Harvardem włącnie. Bo kieby nie mioł ani sił, ani rozumu, to pewnie zodno dziewcyna by go nie fciała. Na scynście majać ten rozum spodoboł sie śwarnej poni Alice Hathaway Lee, ftóro barzo chętnie za niego wysła. Cy zyli rozem długo i scynśliwie? Scynśliwie – tak. Długo… niestety nie. Ledwie trzy i pół roku od ślubu minęło, jak bidno Alice pomarła. A zaledwie kilkanaście godzin później na Teddy’ego spodł kolejny cios – pomarła jego matka. Teddy był załamany. Zanosiło sie na to, ze ten bidok, co i tak marnie wyglądoł, zmarnieje do reśty. I wte – coby oderwać sie od syćkiego, co go z dotykcasowym zyciem łącyło – wyrusył na Dziki Zachód. Pocątkowo mogło sie wydawać, ze to straśnie głupi pomysł. Bo Teddy stoł sie tamok pośmiewiskiem kowbojów.

– Hahaha! – zaśmiewali sie ci kowboje na jego widok. – Widzicie tego sietnioka? Co tako deduła robi na Dzikim Zachodzie, ftóry jest krajem ino dlo zdrowyk, silnyk chłopów?
– Hahaha! A widzicie te jego wielkie zęby? Wyglądo jako koliberek ze scękami aligatora!
– Hahaha! A tego jego okulary tyz nie lepse! Mógłby chociaz nie pokazywać sie ludziom, dopóki medycyna nie pocyni postępów i nie wynojdzie śkieł kontaktowyk! Bo w tyk okularak to on wyglądo jako kojot, ftóry siodł na kaktusie! Hahaha!

Na mój dusiu! Naprowde bidny był ten Teddy Roosevelt! Wydawałoby sie, ze na jego miejscu to nic, ino oskalpować sie, a potem powiesić. Ale Teddy to był cłek, ftóry mioł jakisi taki wrodzony talent do zjednywania sobie ludzi. I tyk kowbojów – co to tak straśnie śpasowali z niego – tyz se zjednoł! Piknie sie z nimi zaprzyjaźnił! A Dziki Zachód zacął mu sie barzo podobać. I duchowyk sił, i fizycnyk piknie mu tamok przybyło. W ciągu kilku miesięcy stoł sie cięzy o jakiesi 15 kilo. I to nie dlotego, ze utył, ino dlotego, ze zmęznioł!

Na mój dusiu! – napisoł w liście do rodziny. – Ten kraj coroz bardziej we mnie wierchuje! Jest niezwykły, cudny i pikny pod kozdym względem!*

A wiele roków później tak swój pobyt na Dzikim Zachodzie zbocowoł:

W tym kraju zyło sie ślebodnie, choć nielekko […] Piknie my tamok wiedzieli, co to jest trud i znój, głód i pragnienie. Heeej! Widziołek jo chłopów, po ftóryk śmierztecka przychodziła zupełnie znienacka, kie pracowali przy koniak i krowak abo kie jakiesi sakramenckie sarpacki ryktowały sie między nimi. Ale – krucafuks! – culi my, ze to niełatwe zywobycie wesło nom w krew. Naso praca przydawała nom kwoły, a nase zycie – radości.**

Kie w końcu wrócił sie on do swej chałupy we wschodniej Hameryce, to był juz zupełnie inksy Teddy Roosevelt niz ten, co na Dziki Zachód pojechoł. Znocie powieść pona Londona Bellew Zawierucha?*** Jej tytułowy bohater to cłek, ftóry był straśliwym fajtłapom. Ale popłynął roz na Alaske i tamok… przemienił sie w siumnego, silnego i zaradnego chłopa! Z Teddym Rooseveltem było podobnie. Telo ino, ze historia Teddy’ego jest prowdziwo.

Cas mijoł. Teddy był coroz bardziej sanowany, jaze stoł sie hamerykańskim prezydentem. Prezydentem, ftóry – o cym mało fto wie – nie ino wielkom politykom sie zajmowoł, ale tyz ochronom przyrody, we ftórej rozmiłowoł sie, kie na tym Dzikim Zachodzie przebywoł. A ze tamok rozmiłowoł sie on tyz w zywobyciu pełnym wyzwań, to w tym Biołym Domu straśnie mu sie za takim zywobyciem ckniło. Dlotego kie roz – było to 1902 rocku – zagościł u gubernatora stanu Missisipi, zaroz zapragnął wybrać sie na polowanie w tamtejsyk lasak, coby choć kapecke pocuć sie tak, jako drzewiej cuł sie między kowbojami. Ino to polowanie jakosi mu nie sło. Wiecie kielo zywiny ustrzelił? Zodnej! I wte pod koniec dnia towarzysące mu chłopy nolazły kasi małego niedźwiadka, chyciły go i przywiązały do drzewa. A potem pokazały bidocka Rooseveltowi i zacęły wołać:
– Ponie prezydencie! Ponie prezydencie! Oto straśliwy niedźwiedź! Ustrzelcie go wartko i to bedzie waso pikno myśliwsko zobyc!

Na mój dusiu! Nie wiem, jakim głuptokiem trza być, coby myśleć, ze Teddy Roosevelt strzeli do bezbronnego stworzenia! Ocywiście ze nie strzelił! Woloł wrócić z polowania z nicym! I wrócił. A hyr o jego zachowaniu poseł po całej Hameryce. Nawet w „The Washington Post” o tym napisali, a pracujący w redakcji tego pisma grafik, pon Clifford Berryman przedstawił to wydarzenie na takim oto obrazku. Obrazek stoł sie piknie znany w całyk Stanak. Ba dlo mnie duzo pikniejso jest inkso ilustracja nawiązująco do tego wydarzenia, o tako.

A pewien nowojorski producent plusowyk misiów, pon Morris Michtom wpodł na pomysł, coby te niezwykłom historie prezydenckiego polowania na swój sposób wykorzystać. Postanowił nadać swoim misiom imie Teddy. Wysłoł ino do Roosevelta pytanie, cy sie na to zgadzo. Roosevelt odpowiedzioł, ze tak. I wte produkcja „prezydenckik” misiów zaroz piknie rusyła. Wnet okazało sie, ze noleźć dziecko, co by nie fciało takiego misia mieć, jest rzecom sakramencko trudnom.

No i teroz juz wiecie, cemu miś plusowy to po angielsku: teddy bear. Zreśtom w Polsce tyz kiesik na takom zabawke godało sie: miś teddy. A jak jest plusowy miś po miemiecku? Teddybär. A po fińsku? Teddykarhu. Z kolei u Anecki jest teddybeer, a u Plumbumecki teddybjorn. Jakim zaś powodzeniem po dziś dzień taki miś sie ciesy – to kozdy moze uwidzieć w dowolnym sklepie z zabawkami. Ba kieby Teddy Roosevelt nie pojechoł w swoim casie na ten Dziki Zachód, nie odmienił sie tamok, nie rozmiłowoł w ślebodzie i przygodzie, wyzwaniak i polowaniak… To fto wie, jak by sie historia plusowyk misiów potocyła? Hau!

P.S. We cwortek podwójne swięto w budzie: imieniny Basiecki-Basiecki, ftóro jest tutok z nomi cały cas, i Basiecki-Mysecki, ftóro ostatnio do Owcarkówki nie zaglądo, ale tak naprowde tyz ciągle jest z nomi. Zdrowie obu Basiecek! 🙂

* R.V. Hine, The American West. An Interpretative History, Glenview 1984, s. 151-152.
** G.E. White, The Eastern Establishment and the Western Experience. The West of Frederick Remington, Theodore Roosevelt and Owen Wister, New Haven 1985, s. 91.
*** A jeśli mocie w chałupie ksiązke pona Londona pod tytułem Wyga to jest to ta samo powieść, ino inkse wydanie pod inacej przetłumaconym tytułem.