Fto pokonoł pona Bohuna?

Bóg da, że jeszcze ich dzieci będziem do chrztu trzymali, a wszystko dlatego, żeśmy Bohuna usiekli.*

Waćpan, panie Podbipięta, nie wiesz największej i najszczęśliwszej nowiny, żeśmy z panem Michałem Bohuna na śmierć usiekli.**

Wielkąśmy jednak Skrzetuskiemu oddali przysługę usiekłszy Bohuna.***

Tak godoł pon Zagłoba, a wy, ludzie, śmiejecie sie z niego, bo uwazocie, ze bździny godoł. Jaze nieftórzy zrobili tutok z niego symbol przywłascania sobie cudzyk zasług. Ale jo myśle, ze niesłusnie! Poźrejmy, ostomili, na jedenasty rozdział drugiego tomu Ogniem i mieczem, ka pon Zagłoba i pon Wołodyjowski do Lipkowa jadom. Po co? A bo podobno zona pona Sienkiewicza piknie go pytała, coby ci dwaj rycerze pojechali właśnie tamok. No i jadom se oni jadom, docierajom do tej piknej wsi, kierujom sie ku korcmie, a tam – na mój dusiu! – pon Bohun we własnej osobie! No krucafuks! Pon Wołodyjowski ocywiście zaroz fce go hereśtować. Ale okazuje sie, ze to wcale nie jest takie proste, bo pon Bohun jest teroz posłańcem do królewica Kazimierza, więc chroni go immunitet i nawet w nos go pstryknąć nie wolno. Pon Wołodyjowski – jak wiadomo – jest pierwsom sablom Rzecpospolitej, ale pierwsom głowom juz nie. Nimo bidok pomysłu, co tu zrobić, coby Kozaka chycić, ale honoru przy tym nie stracić. Zmieszał się bardzo, jak ogar, który czuje, że mu się zwierzyna wymyka.**** No ale na scynście choć nie jest pierwsom głowom Rzecpospolitej, to mo przy sobie tego, fto niom jest. I ta pierwso głowa piknie ponu Bohunowi pado: Skoro jesteś posłańcem, tedy cię już aresztować nie możemy, ale z szablą się temu oto kawalerowi nie nadstawiaj, bo jużeś raz przed nim umykał, aż ziemia jęczała.***** Na mój dusicku! Jest 1:0 dlo pona Zagłoby! Pon Bohun zostoł pokonany nie ogniem i miecem, pistolcem tyz nie, ale broniom psychologicnom! Bo teroz to on, a nie pon Wołodyjowski mo kłopot: jak tutok udowodnić, ze on wcale przed hyrnym małym rycerzem nie ucieko? Mo ino jedno wyjście – zrezygnować kwilowo ze swej poselskiej nietykalności i wyzwać pona Michała na pojedynek. I tak właśnie robi. Ale oto pon Zagłoba znów sie piknie wtrąco: Gdyby ci się też poszczęściło, mości watażko, z tym oto kawalerem – bacz, że ja drugi staję.****** Ów „mości watażka” sie temu nie prociwio i tym samym – krucafuks! – juz jest 2:0 dlo pona Zagłoby! Cemu? No bo teroz pon Bohun nie moze całej swej energii wykorzystać na pojedynek z ponem Wołodyjowskim! Musi oscędzać siły! Inacej, nawet kie z pierwsej walki wyjdzie zwycięsko, to w tej drugiej bedzie juz tak strudzony, ze pokonałoby go nawet dziecko!

Cy na tyk dokonaniak pon Zagłoba poprzestoje? O, nie! Piknie działo dalej! Ku ryktującemu sie do pojedynku ponu Wołodyjowskiemu tak godo: Na miłość boską, panie Michale, starajże się! W twoim teraz ręku los Skrzetuskiego, wolność kniaziówny, twoje własne życie i moje, bo broń Boże na ciebie przygody, ja sobie z tym zbójem nie dam rady.******* Nie wiem jak wy, ale mi cosi sie widzi, ze on ino tak śpasowoł, ze nie do rady. Przy całym sacunku dlo pona Bohuna to jo se myśle, ze taki spryciorz jak pon Zagłoba pokołby go nawet wte, kieby drugiego oka tyz nie mioł. Cosi by wymyślił i by pokonoł. No ale woloł jednak, coby pon Wołodyjowski w tym Lipkowie nie zginął, bo to by było skoda. Komu by wte pon Herdegen śpiewoł: W stepie szerokim? A pon Michał mógł zginąć, mógł, bo to był przecie ślachcic-melancholik, więc w kozdej kwili mogła najść go tako myśl: A niekze ta. Kie mnie ten Bohun zabije – to trudno. Co najwyzej za dwajścia śtyry roki pon Ketling bedzie musioł sam sie w powietrze wysadzać.

Kie jednak usłysoł, ze w pojedynku idzie nie ino o jego dobro, ba tyz o dobro inksyk ludzi, to juz nie wolno mu było pozwolić se na zodne słabości! Byłoby to wbrew jego rycerskiemu honorowi! I dlotego – nimom tutok zodnyk wątpliwości – spręzył sie do tej walki bardziej niz do tej stoconej kilka roków później, kie oscędzoł wstydu ponu Kmicicowi.

No a potem, ostomili, momy rozdział dwunasty, ka słychać głośne BRZDĘK-BRZDĘK od sabli, na ftóre pon Michał z ponem Bohunem sie pojedynkujom. Ale skoro pon Zagłoba wyryktowoł pona Wołodyjowskiego tak, coby walcył lepiej niz zwykle, a pona Bohuna tak, coby walcył gorzej niz zwykle, to w sumie ten cały pojedynek to juz właściwie formalność – mniej więcej tako jak strzał do pustej bramki z odległości pół metra od linii bramkowej.

Więc jak? Nie mioł prawa pon Zagłoba godać, ze wroz z ponem Michałem pona Bohuna pokonoł? Jasne ze mioł! Jo byk nawet pedzioł, ze był tutok jaz nazbyt skromny. Bo to on najbardziej sie do tego zwycięstwa przycynił! A pon Wołodyjowski kapecke mu ino pomógł. Hau!

P.S. Do Owcarkówki zawitoł Abnegatecek. No to wyciągnijmy Smadnego Mnicha i kiełbase jałowcowom i powitojmy piknie nowego gościa! 😀

* H. Sienkiewicz, Ogniem i mieczem, t. 2, Warszawa 1968, s. 163.
** Ibidem, s. 168.
*** Ibidem, s. 183.
**** Ibidem, s. 141.
***** Ibidem.
****** Ibidem, s. 142.
******* Ibidem, s. 148.