Nie cierpie głupoty!

Wcora zacęło gryźć mnie kapecke sumienie, ze jo ciągle mojemu bacy a to Smadnego Mnicha, a to oscypka wykradom. No to postanowiłek, ze tego dnia nie wykrodne mu nic. I zesłek do wsi, coby wykraść gaździnie kapecke kiełbasy jałowcowej. Po drodze mijołek sklepik spozywcy. A właściciel tego sklepiku to Felek znad młaki, co to jest najbogasty w mojej wsi. No i usłysołek, ze w tym sklepie jakosi straśno awantura sie dzieje. Słysołek wrzaski Janieli i jakiegosi nieznanego mi cepra. Od kwili, kie jo sie tamok pojawiłek, wyglądało to tak.

GŁOS JANIELI: A, pocałuj ty mnie w rzyć!

GŁOS CEPRA: W co?!

GŁOS JANIELI: Hahaha! Taki głupi, ze nawet nie wie, co to jest rzyć! To jest, głuptoku, takie cosi, w co mozes mnie pocałować!

GŁOS CEPRA: Jeśli to jest to, o czym myślę…

GŁOS JANIELI: Ty myślis? Hahaha! Fces mi wmówić, ze ty umies myśleć?

GŁOS CEPRA: A co? Może ty umiesz, obrzydliwy babsztylu?! Nie rozśmieszaj mnie! Jak zrobię ci rentgena głowy, to okaże się, że w środku jest kompletna pustka!

GŁOS JANIELI: Ty nie stras mnie Rentgenem! Ty nie stras mnie, bździochu jeden, Rentgenem! Bo nawet kiebyście we dwók, ty i ten twój Rentgen, przeciwko mnie stanęli, to jo wos obu jednom rękom pokonom!

– Niezło sarpacka – pomyślołek. – Na rozie na słowa. Ba jak jo znom ludzi, to zaroz moze być tyz na pięści. A moze i na kopniaki?

Ale oto ku sklepikowi przybiegł sam Felek, ftórego chałupa stoi niedaleko. Pewnie sklepowo zadzwoniła do niego, bo nie wiedziała juz, co robić. No i Felek zacął piknie pytać Janiele, coby z nim wysła. Janiela nie fciała. Felek godoł, ze to barzo wozne. W końcu Janiela – choć niechętnie – zgodziła sie wyjść. A kie juz oboje na polu sie noleźli, Felek chycił Janiele za nadgarstek i ku swej chałupie zacął ciągnąć. Pohybołek za nimi, bo byłek ciekaw, o cym bedom godali.

– Co ty, Janiela, najlepsego robis? – pytoł Felek z pretensjom w głosie. – Cegoś sie tak awanturowała? Klientów fces mi wystrasyć?
– Ty nie wies, Felek, jaki to był głuptok! – wypaliła Janiela.
– Głuptok, nie głuptok – pedzioł Felek – ale klient! Klient płacący dutkami, ftóryk jo mom straśnie mało! Fces, cobyk mioł ik jesce mniej? Fces, cobyk skońcył jako dziad zebrający pod kościołem? Juz i tak niewiele mi do tego brakuje!
– Posłuchoj, Felek – odrzekła Janiela. – Jo jestem osoba tolerancyjno. Nie wiem cemu godajom we wsi, ze nie jestem, kie przecie wiadomo, ze jestem. No i jo wiele rzecy umiem ludziom wybacyć. Ale jednego wybacyć nie jestem w stanie – głupoty! Rozumies, Felek? Nie cierpie głupoty! Wole mieć z diaskiem do cynienia niz z głupotom! A najbardziej to jo nienawidze takiej głupoty, co to jaz sie w cłeku nie mieści i mu usami i nosem na wierch wyłazi. Ten chłop właśnie tak mioł! Dlotego wyboc, Feluś, ze takie piekło w twoim sklepie wyryktowałak, ale to było silniejse ode mnie!

Janiela sarpła rękom, uwolniła nadgarstek z Felkowego uścisku i posła ku swej chałupie wydając przy tym gniewne pomruki. Felek podrapoł sie po głowie, poziroł przez kwile na plecy oddalającej sie Janieli, jaze w końcu sie obyrtnął i tyz poseł ku swej chałupie.

Na mój dusiu! Głupota wychodząco usami i nosem? Musiołek to na własne ocy uwidzieć! Wartko wróciłek sie pod sklep. Właśnie wychodził z niego ceper z ceperkom. Cy to on właśnie tak sie z Janielom pozorł? Na odpowiedź nie musiołek długo cekać.

– Po coś tak kłócił się z tą kobietą? – Ceperka zacęła robić ceprowi wyrzuty. – Wstydu się przez ciebie najadłam przed ludźmi w sklepie!
– Kochanie! – zawołoł ceper. – Sama widziałaś, jakie to było głupie babsko!
– Głupie, nie głupie – odrzekła ceperka – urządziłeś takie widowisko, że wszyscy patrzyli na ciebie jak na wariata.
– Chyba nie na mnie, tylko na nią – stwierdził z przekonaniem ceper.
Ceperka fciała chyba cosi pedzieć, ale nie zdązyła sie odezwać, bo ceper zacął godać dalej:
– Posłuchaj mnie, kochanie. Ja zdaję sobie sprawę, że nikt nie jest doskonały. Naprawdę stać mnie na wyrozumiałość wobec wielu ludzkich wad. Ale jednego nie cierpię – głupoty! Rozumiesz? Głupoty! Po prostu jej nie trawię! Zwłaszcza skrajnej! A głupota tego babsztyla wobec innych głupot jest jak Mount Everest! Co ja mówię! Jak dwa Everesty! Jak dziesięć! Jak dwadzieścia!

Cy licba tyk Everestów jesce urosła, tego nie wiem, bo ceper z ceperkom wsiedli do stojącego pod sklepem auta i odjechali.

Tak więc, ostomili, nie dowiedziołek sie, o co w ogóle w tej całej awanturze posło. Dowiedziołek sie ino tego, ze Janiela moze znieść syćko opróc głupoty – i ten ceper… tyz moze znieść syćko opróc głupoty. Cyli wychodzi na to, ze powinni piknie sie ze sobom zgadzać! A tymcasem oni sie pokłócili… Ciekawe cemu? Hau?

P.S. Momy dzisiok Babeckowe imieniny. Ino Babecka kasi nom sie zapodziała. Ale miejmy nadzieje, ze sie nojdzie i jesce niejednego Smadnego wroz z nomi wypije. Zdrowie Babecki! 😀