Kontrola

Dowiedziołek sie, ze Felek znad młaki, co to jest najbogatsy w mojej wsi, kupił se pięć skrzynek jakiejsi barzo dobrej markowej whisky. Na mój dusiu! Na co mu jaz pięć skrzynek? Śtyry wystarcom! Byłek ciekaw, jak ta whisky smakuje, więc namówiłek inksego owcarka, wabiącego sie Dunaj, cobyśmy rozem zesli do wsi, wykradli Felkowi jednom skrzynke i zaciągli jom na hole. Łatwo nie było. Ale udało sie! Zdobytom skrzynke ukryli my między jałowcami. Kie bedzie jakosi pikno okazja – to se skostujemy.

No a z wiecora siedłek se przy laptopie jednego z nasyk juhasów. Zacąłek cytać komentorze pod swoim blogiem, a tamok… Na mój dusiu! Widze, ze 20 cyrwca o godzinie 11:27 Basiecka napisała: Owczarku, czy masz świadectwo szczepienia? A Twój Baca aktualną książeczkę zdrowia? – Bo zaczynają się kontrole bacówek (przynajmniej w powiecie Tatrzańskim, gdzie ich jest nieco ponad 30… ale pewnie i do Nowotarskiego prędko dojdą…)

Basiecka wcale nie śpasowała! Zacąłek sukać po Guglak i nolozłek cosi takiego:

Ruszają kontrole tatrzańskich bacówek. […] Które bacówki odwiedzą kontrolerzy – to będzie wiadomo dopiero w dniu kontroli. Będą oni sprawdzać przede wszystkim czystość bacówki, książeczkę zdrowia bacy, szczepienia psów, badania owiec. Na terenie powiatu tatrzańskiego jest ok. 30 bacówek. Po przyszłotygodniowej wizycie zaczną się prawdziwe kontrole. Wtedy na baców nie stosujących się do przepisów czekają kary, także finansowe. Najwyższa to nawet 5 tys. zł.

O, krucafuks! No to faktycnie pewnie i do Nowotarskiego prędko dojdą. Muse zrobić syćko, co w mojej owcarkowej mocy, coby mojemu bacy nie groziło płacenie tyk 5 tysięcy! Zwołołek pozostołe owcarki z holi: Dunaja, Harnasia i Modynia.
– Powiedzcie mi, krześni – zacąłek – aktualne scepienia przeciwko wściekliźnie mocie?
– Jo mom – pedzioł Dunaj.
– Jo tyz mom – pedzioł Harnaś.
– A jo, hehe! – zaśmioł sie Modyń – Nie ino mom, ba jesce przy tym scepieniu ugryzłek pona weterynorza dwa rozy! On zaś zascepił mnie ino roz. Mozno więc pedzieć, ze wygrołek 2:1.
– No dobrze, a mocie te scepienia potwierdzone w swoik ksiązeckak scepień? – spytołek.
– A na co nom takie ksiązecki? – spytoł Harnaś.
– Na to, ze moze tutok przyjść kontrola – odpowiedziołek. – I jeśli nie nojdom dowodu, ze nos zascepiono, mogom kazać nasemu bacy zapłacić 5 tysięcy złotyk kary!
– A jeśli nie zapłaci? – spytoł Dunaj.
– Cy jo wiem? – zastanowiłek sie. – Mogom jego i syćkik nasyk juhasów zamknąć w hereście. A nos – w schronisku dlo psów.
– O, Jezusicku! – przeraził sie Modyń. – Kieby nos w schronisku PTTK zamkli – to by było jesce pół bidy. Syćka turyści by nos tamok piknie karmili. Ale w schronisku dlo psów?
Modyń tak donośnie zawył, ze syćkie owiecki na holi przezornie podesły blizej nos, bo pomyślały, ze takie wycie, to ostrzezenie przed zblizającymi sie wilkami.
– Nimo co wyć, ino trza działać! – pedziołek. – Kie nikogo nie bedzie w bacówce, zakrodniemy sie tamok i sprawdzimy, cy som te nase ksiązecki cy ik nimo.

No i kie ino nadarzyła sie okazja, wesli my do bacówki i zacęli jom przesukiwać. Na scynście syćkie nase ksiązecki były! I we syćkik było odnotowone, ze jesteśmy piknie zascepieni! Ino kany my je ponojdowali! Krucafuks! Ksiązecke Dunaja noleźli my w torbie na laptopa, tego, na ftórym jo teroz ten wpis ryktuje. Ksiązecke Harnasia noleźli my w starym kalosu mojego bacy. Ksiązecke Modynia – jak sie okazało – baca uzywoł w charakterze zakładki do Ulissesa pona Joyce’a, ftórego zabroł w tym roku na hole. Z jakiegosi powodu postanowił, ze wreście te ksiązke przecyto. Moze podświadomie cuł, ze jo juz przecytołek i nie fcioł być mniej ocytony niz jego własny pies? No a jeśli idzie o mojom ksiązecke – to ona lezała se na stoliku i słuzyła bacy jako podstawka pod Smadnego Mnicha.
– No to chyba mozemy odetchnąć? – odezwoł sie Modyń.
– Niezupełnie – pedziołek. – My te ksiązecki jakosi odsukali, bo mieli do pomocy nas psi węch. Ale baca psiego węchu nimo. I myślicie, ze kie przyjdzie ta kontrola, to on nojdzie cokolwiek w tym bałaganie?
– Ano… chyba nie nojdzie – zgodziły sie syćkie owcarki.
– To co proponujecie, krzesny? – spytoł Harnaś.
– Cóz – pedziołek. – Mozemy pozbierać te ksiązecki i kasi je pochować. Kie przyjdzie kontrola, to je wyciągniemy i podrzucimy do bacówki.

Moi owcarkowi kompani uznali, ze to dobry pomysł. Pozbierali my te śtyry ksiązecki i włozyli do takiego foliowego worecka, ftóry noleźli my kasi wśród bacowyk maneli. A potem zanieśli do lasa i zakopali pod smrekiem.
– Gotowe! – uciesył sie Dunaj.
– Moze powinniśmy oblać udanom akcje? – zaproponowoł Harnaś.
– Cemu nie! – zgodził sie Modyń. – Jest okazja, coby otworzyć te whisky od Felka!
– Whisky! – zawołołek. – Niedobrze!
– Co niedobrze? – spytoł Dunaj.
– To niedobrze, ze kie przyjdzie kontrola i te whisky nojdzie, to uzno, ze nalezy ona do bacy i juhasów! I wte pomyśli, ze oni tutok nic nie robiom, ino pijom na umór! Ponowie! Sytuacja jest powazno! Trza jesce te skrzynke whisky kasi ukryć!
– No przecie jest ukryto – zauwazył Dunaj – między krzakami jałowców. I to krzakami tak gęsto rosnącymi, ze zoden zwykły cłek nie bedzie mioł ochoty tamok sie pchać.
– Jako zeście pedzieli, krzesny – odpowiedziołek – zoden ZWYKŁY cłek. Ale to nie bedzie ZWYKŁY cłek! To bedzie KONTROLA! A tako to wsędy zajrzy!

No to wyciągli my te whisky z jałowców, a potem upatrzyli se wielkiego, piknego smreka, pod ftórym zakopali my syćkie flaski z nasej skrzynki. To znacy… syćkie z wyjątkiem jednej. Bo uznali my, ze nalezy nom sie po pare łyków za nas wysiłek. Jak to smakowało? Cóz. Powiem wom, ostomili, ze Smadny Mnich to nie jest. Felek moze spać spokojnie – nie bedziemy mu więcej tego trunku wykradać. No ale skoro my juz te tak drogom flaske otworzyli, to zol było nie skońcyć. Wypili my więc syćko. To chyba było jednak za duzo na nase owcarkowe łby. Następnego dnia rano głowy bolały nos tak sakramencko, ze przechodzącyk przez hole turystów pytali my nie o kanapki, ino o aspiryne. Niestety syćka turyści słabo znali psi język i uparcie dawali nom kanapki, a potem cudowali, cemu nie fcemy ik jeść.

– Najgorse jest to – pedziołek do Dunaja, Harnasia i Modynia – ze po tym całym pijaństwie nie boce, kany ześmy te nase ksiązecki scepień zakopali.
– Oj, nie pytojcie mnie o to krzesny, bo jo tyz nie boce – pedzioł Harnaś.
– Ani jo – pedzioł Modyń.
– Ani jo – pedzioł Dunaj.
– Niekze ta – pedziołek. – Na rozie te kontrole chodzom ino po Tatrak. Zanim zacnom chodzić po Gorcak, zdązymy odnoleźć.

Krucafuks! Ledwo wypowiedziołek te słowa – na hole wesło dwók ponów w garniturak, z teckami zamiast plecaków! Jeden pon był taki juz niemłody, a drugi – barzo młody, chyba świezo po maturze. Obaj podesli ku mojemu bacy. Pokazali jakiesi legitymacje i pedzieli, ze som z kontroli i sprawdzajom stan higieny w bacówkak.
– Ooo! – zdziwił sie baca. – Ze po Tatrak chodzom takie kontrole, to wiedziołek. Ba nie wiedziołek, ze po Gorcak tyz!
– Hahaha! – zaśmioł sie starsy kontroler. – Na tym właśnie polega skuteczność naszych działań! Na efekcie zaskoczenia! Gdyby nie to, wszyscy bacowie-chytruski skrzętnie ukryliby wszelkie niedociągnięcia i udawali niewiniątka!
– Czy wszystkie tutejsze psy – odezwoł sie młodsy kontroler – są szczepione przeciwko wściekliźnie?
– Som, syćkie śtyry – pedzioł baca.
– Książeczki szczepień tych psów poproszę – pedzioł słuzbowym głosem starsy kontroler.
– Juz wom pokazuje, panocku – pedzioł baca. – Zaprasom do środka.

Baca weseł do bacówki. Za nim obaj kontrolerzy. Baca od rozu chycił torbe od laptopa i zacął w niej sukać ksiązecki Dunaja. Sukoł, sukoł… ba ocywiście nie nolozł.
– To dziwne – mruknął baca. – Byłek pewien, ze ksiązecka jednego z psów nojduje sie w tej torbie.
Starsy kontroler mrugnął okiem do młodsego tak, jakby tym mrugnięciem fcioł pedzieć: „Mamy go!”
– Pockojcie, panocku – godoł dalej baca. – Za kwilecke tej ksiązecki posukom. A na rozie wyciągne ksiązecke scepień drugiego psa, ftórom mom w starym kalosu. Boce to dobrze, ze roz wpadła mi ona do tego kalosa, a potem zabocyłek jej stamtąd wyjąć.
Baca wziął swój kalos. Ba – jako wiecie – tej ksiązecki juz tamok nie było.
– Coroz bardziej to syćko dziwne – stwierdził baca. – Ba w takim rozie najpierw pokaze wom trzeciom ksiązecke. Mom jom w tym opasłym tomie Ulissesa.

Ocywiście tej trzeciej ksiązecki tyz nie było tamok, ka baca spodziewoł sie noleźć. Nie nolozł tyz cwortej, choć był pewien – słusnie zreśtom – ze jesce wcora lezała ona na stoliku. A my, śtyry owcarki, pozirali do bacówki przez uchylone drzwi i nie wiedzieli co robić. Mimo nasyk najlepsyk chęci dalej nie mogli my se przybocyć, kany te ksiązecki zostały zakopone.

Bidny baca zacął syćkie zakamarki w bacówce przeglądać. I pod swym wyrkiem sukoł, i w kotlikak, i między oscypkami… Syćko na prózno!
– Zupełnie nie rozumiem, co sie z nimi stało! – Baca siodł bezradny na swym wyrku.
– Pewnie kosmici je zabrali! – zaśpasowoł starsy kontroler i sam sie ze swojego śpasu zaśmioł, młodsy zaś jakosi dziwnie sie uśmiechnął. – Nawet nie będziemy przeprowadzać dalszej kontroli! Brak książeczek szczepień psów jest wystarczającym przewinieniem! Nakładamy na pana karę w wysokości 5 tysięcy złotych!

Kontroler wyciągnął z tecki jakisi blocek. Cosi tamok nabazgroł, wyrwoł kartke i wręcył bacy. A potem wroz ze swym młodsym kolegom wyseł z bacówki i obaj rusyli ku dołowi.

– Krucafuks! – zawołołek. – Właśnie se przybocyłek, pod ftórym smrekiem zakopali my te nase ksiązecki!
– Juz za późno – pedzioł zasmucony Dunaj.
– Wcale nie! – zaprzecyłek.

Pohybołek za kontrolerami. Chyciłek tego starsego kontrolera za portki i zacąłek ciągnąć ku temu smrekowi, ka ześmy wcora nase ksiązecki zakopali. Kie juz go tamok zaciągłek, to puściłek wreście jego portki i zacąłek kopać w ziemi.
– O co temu psu chodzi? – zdziwił sie młodsy kontroler, ftóry podeseł do tego smreka w ślad za mnom.
– On chyba chce nam coś pokazać – stwierdził starsy. – Pomóż mu kopać.
Młodsy kontroler przykucnął obok mnie i zacął rękami odgarniać ziemie.
– A to co?! – zawołoł nagle, kie na cosi natrafił.

O, krucafuks!!! Pomyliłek smreki! Tutok nie były zakopone nase ksiązecki scepień! Tu były flaski whisky od Felka! Bocyłek, ze my cosi tutok zakopali, ba nie bocyłek co!

Tymcasem młodsy kontroler dalej ziemie rozgarnioł i coroz to kolejne flaski wydobywoł na wierch. Zaś ocy tego starsego – godom wom – zacęły świecić jak jakiesi dwie pikne gwiazdecki!
– A to szczwana bestia z tego bacy! – zawołoł.
– Że co? – spytoł młodsy. – Chyba nie bardzo rozumiem?
– Bo za krótko pracujesz w tej branży, żeby rozumieć! – odrzekł starsy. – Ten baca dał nam w prezencie whisky, żebyśmy zapisali w papierach, iż z jego bacówką wszystko jest O.K.
– Czyli łapówka? – zauwazył młodsy.
– Pozostańmy przy słowie „prezent” – zaproponowoł starsy.
– Ale dlaczego nie on, tylko jego pies zaprowadził nas do tej whisky? – dociekoł młodsy.
– Oj, młody, młody… – westchnął starsy. – Jak ty wiele jeszcze musisz się nauczyć! Przecież to jasne, że trzeba jakoś przechytrzyć tych, którzy wszędzie tropią korupcję! Ten stary baca jest bardzo sprytny. Wiedział, że gdyby wręczył mi tę whisky osobiście, ktoś mógłby nas podejrzeć i gdzieś donieść. Dlatego specjalnie wytresował swego psa, żeby doprowadził nas do tej whisky!
– Aaa! Teraz już rozumiem – pedzioł młodsy.
– No widzisz, jaki pojętny chłopak jesteś! – odrzekł starsy. – Jeśli mi pomożesz znieść to wszystko na dół, odstąpię ci jedną flaszkę.

Zanim jednak kontrolerzy wzięli te whisky, wrócili jesce na kwilecke do nasej bacówki. Starsy kontroler uścisnął mojemu bacy ręke, poklepoł go po ramieniu i pedzioł:
– Brawo, baco! Brawo! Z tą karą to był oczywiście żart! Przecież obaj wiemy, że prowadzicie swoją bacówkę wzorowo! Inni bacowie powinni brać z was przykład! Osobiście wystąpię do swoich przełożonych o nadanie wam specjalnego wyróżnienia!

I zaroz starsy kontroler wroz z młodsym nazod posli w dół, zostawiając na holi zupełnie juz skołowonego bace.

– Cyli nie bedzie kary? – spytali juhasi.
– Wychodzi na to, ze nie bedzie – pedzioł baca.
– Najpierw strasom nos karami, a teroz obiecujom wyróznienie… – dumali juhasi. – Cy wy cosi z tego, baco, rozumiecie?
– Nic a nic nie rozumiem – odpowiedzioł baca drapiąc sie po głowie.
I dobrze! Bo fto pedzioł, ze wy, ludzie, musicie syćko rozumieć?

Ale to wom powiem, ostomili, ze był to chyba najdziwniejsy przypadek korupcji, jaki znom. No bo z tom korupcjom to najcynściej jest tak, ze jedno strona doje łapówke, a drugo jom biere. Bywo tyz tak, ze jedno strona doje łapówke, ba drugo nie fce jej przyjąć (co zreśtom tej drugiej stronie piknie sie kwoli). No ale coby jedno strona nie dawała zodnej łapówki, a drugo i tak jom wzięła – to jo jesce o cymsi takim nie słysołek. Hau!

P.S. Przybocowuje, ze w poniedziałek Madgareckowe urodziny som. No to zdrowie Madgarecki! 😀