Westernowo święto

W drugi dzień Świąt, w jednym z telewizyjnyk programów informacyjnyk, uwidziołek na dolnym pasku wiadomość, ze wkrótce do grona katolickik świętyk dołący pierwso północnohamerykańsko Indianka. I telo. Nawet jej imienia nie podali. Pomyślołek, ze worce w internecie cegosi o niej posukać. A zaroz potem odkryłek, ze… wystarcy poźreć do własnego bloga! Tamok był juz komentorz Orecki, od ftórej dowiedziołek sie, ze była to Indianka z plemienia Mohawków. Nazywała sie Kateri Tekakwitha, co w tłumaceniu z indiańskiego na polski znacy: Katarzyna Ftóro-Syćko-Sprowadzo-Na-Dobrom-Droge. Tak więc kompania Świętyk Katarzyn piknie nom rośnie w siłe. Haj.

Ba Orecka zbocyła jesce jednom rzec – ta Indianka, nazywano tyz Liliom Mohawków, juz od ponad dwudziestu roków jest błogosławionom. Beatyfikowoł jom nifto inksy jak nas Jan Paweł II. A jo tego potela nie wiedziołek! Jak to mozliwe? Krucafuks! Pewnie w mediak, nawet tyk przykościelnyk, niewiele o tym godali. Ot, jedno z wielu beatyfikacji, wyryktowano przez kolejnego następce Świętego Pietra. Tymcasem – przy całym sacunku dlo inksyk błogosławionyk – to wcale nie była tako zwycajno beatyfikacja. O, nie! Bo zaroz po niej nastąpiły niezwykłe wydarzenia. Syćka dobrze o nik wiemy, ba jakosi nifto nie skojarzył ik z hyrnom Indiankom.

Poźrejmy, ostomili, na fakty. W cerwcu 1979 rocku Jan Paweł II pielgrzymuje do Polski. Na placu Zwycięstwa we Warsiawie głośno pyto Pona Bócka, coby odnowił oblice tej ziemi. Jednak przez najblizsy rok – nic sie nie dzieje.

Momy rocek 1980. I znów cerwiec. W Watykanie papiez piknie beatyfikuje Kateri Tekakwithe. I choć chyba zoden dokument tego nie potwierdzo, to cosi mi sie widzi, ze przy okazji pyto nowom błogosławionom, coby przybocyła Ponu Bóckowi pamiętnom prośbe sprzed roku. Wkrótce potem – zacyno sie dziać! W Polsce wybuchajom strajki. Dobro stoje do walki z duzo silniejsym złem – zupełnie jak w klasycnym westernie. Potem momy 13 grudnia 1981 rocku i – co tyz jest typowe dlo klasycnego westernu – stoje sie to, co od samego pocątku zdawało sie być nieuniknione, zło wierchuje. Ale dobro nie poddoje sie. Walcy dalej. Ryktuje demonstracje, podcas ftóryk dochodzi do sarpacek z zomowcami, przybocowującyk casem westernowe bitki w saloonie. Pomalućku jednak dobro słabnie. I wyglądo na to, ze w końcu przegro. Kie juz nika nie widać zodnej nadziei – oto na horyzoncie niespodziewanie pojawio sie pieriestrojka, ftóro przybywo z odsiecom nicym westernowo kawaleria. Wkrótce dobro stoje do ostatecnego pojedynku ze złem i… zwycięzo! Na mój dusiu! Piknie zwycięzo! A nas kraj, choć niby na mapie jest cały cas w tym samym miejscu, ruso ku Zachodowi – nicym kowboj ku zachodzącemu słonku w końcówce westernu. THE END.

To, co zacęło dziać sie potem, to juz jakisi inksy film. Ba to, co było u nos w rokak osiemdziesiontyk, to klasycny western, ostomili, klasycny western! I za cyjom sprawom mogło sie to syćko wydarzyć? No za cyjom, jak nie tej indiańskiej błogosławionej z hamerykańskiego Zachodu?

Na mój dusiu! Westernowo święto to idealno święto do walki z potęgom zła. Bo western to western: zło, choćby nie wiadomo jak silne, musi przegrać i ślus.

Teroz, jak wiadomo, nowe zło próbuje sie panosyć. Kryzys gospodarcy! Wyglądo groźnie. Nawet pon Obama z poniom Merkel sie go bojom. No to na co jesce syćka cekajom krucafuks? Trza hyrnom Lilie Mohawków o pomoc popytać i telo. Kie ona pomoze, to mozemy być spokojni, ze co by sie nie zadziało – to syćko skońcy sie scynśliwie. Jak w starym dobrym westernie. Howgh i hau!