Wół betlejemski

Jak wiadomo, warunki mieskaniowe w stajence betlejemskiej nie były najlepse. Ale Matka Bosko ze Świętym Józefem nie narzekali. Uznali nawet, ze dlo młodego małzeństwa, jakim wte byli, tako stajenka na pocątek wystarcy. I mozliwe, ze ładnyk pare roków by se tamok pomieskali, kieby nie ten obleśniok Herod Wielki. Krucafuks! Ten łoter, coby Świętej Rodzinie dokucyć, nie zawahoł sie nawet przed zarządzeniem rzezi niewiniątek!

Całe scynście, ze janiołowie nie próznowali i na bieząco informowali Świętego Józefa, co ten Herod ryktuje. Tak więc o planowanej rzezi tyz dali mu znać. A Józef, kie sie o tym dowiedzioł, zaroz pedzioł o syćkim Matce Boskiej. No i oboje postanowili nie tracić casu, ino hybać wartko do Egiptu. Nie zauwazyli przy tym, ze ik rozmowie uwaznie przysłuchuje sie wół – ten sam wół, ftóry wroz z osłem był obecny przy narodzinak Poniezusa.

Osioł akurat społ. Ba kie wół usłysoł, co Józef pedzioł, to zaroz obudził swego długouchego kompana.

– Cego mnie budzis? – zeźlił sie osioł. – Właśnie miołek pikny sen, ze jestem symbolem jakiejsi wielkiej partii politycnej w pewnym mocarstwie nojdującym sie daleko na zachodzie, za jakomsi wielkom wodom.
– E, bździny, nimo sans, coby ten sen sie spełnił – odrzekł wół. – A budze wos, krzesny, po to, coby sie z womi pozegnać. Wkrótce rusom do Egiptu.
– Kany? – spytoł zdumiony osioł.
– Do Egiptu – powtórzył wół. – Piramidy se pozwiedzom, zobace Sfinksa… Heeej! Od downa marzyło mi sie obejrzenie kawałka świata.
– A nie zol wom bedzie rozstać sie ze Świętom Rodzinom?- spytoł osioł.
– Jo sie z nimi wcale nie rozstoje – wyjaśnił wół. – Jo właśnie z nimi do tego Egiptu rusom. Bo janioł ostrzegł Świętego Józefa we śnie, ze ten sietniok Herod Wielki fce zgładzić Poniezusa. Więc Święto Rodzina musi wartko stela uciekać. No i zabiero ze sobom mnie.
– Tak właśnie Święty Józef pedzioł? – spytoł osioł. – Ze cie zabiero?
– No… nie dosłownie – rzekł wół. – Ale to przecie jasne, ze mnie wezmom. Nie myślicie chyba, ze Matka Bosko bedzie tak długom droge sła na piechote?
– Bajuści. No to pikno przygoda wos ceko. Skoda, ze nie póde z womi – westchnął osiołek.
– Niestety, wy nie nadojecie sie do tak odpowiedzialnej misji – stwierdził wół. – Co inksego jo. Jo mom pikne rogi, więc jeśli po drodze na Świętom Rodzine napadnom jacysi zbójce – to zaroz na te moje rogi sie weredy nadziejom! Haj.
Widząc jednak, ze osłu markotno sie zrobiło, wół zacął go pociesać:
– Wy za to bedziecie pilnowali stajenki, we ftórej narodził sie Zbawiciel. To barzo zascytne zadanie!

W tej kwilecce do stajenkowej zywiny podeseł Święty Józef. I zaroz zwrócił sie do wołu:
– No, wołecku, pozegnoj sie ze swoim przyjacielem osłem.
– Wiem, wiem – pedzioł wół. – Jo juz mu syćko wytłumacyłek, ostomiły Święty Józefie.
– Rusomy do Egiptu – godoł dalej Święty Józef, ftóry ocywiście nie zrozumioł, co wół pedzioł. – Zabieromy ze sobom osiołka, a ty – zostonies tutok w stajence.
– Święty Józefie! Jak to? – zdziwił sie wół. – Mnie zabiercie! Mnie! Z tego osła nie bedziecie mieli zodnego pozytku! Nawet salami z niego nie zrobicie, bo to samo skóra i kości!
– Święty Józefie – odezwała sie Matka Bosko. – Cosi mi sie widzi, ze tego wołu cosi zaniepokoiło.
– Bajuści – zgodził sie Józef. – Pewnie zauwazył, ze zbieromy sie do drogi i straśnie sie boi, ze bedzie musioł iść z nomi, zamiast zostać tutok w wygodnej stajence.
– Nie bój sie, wołecku – pedzioł Józef do wołu, gładząc go delikatnie po kufie. – Nika cie nie zabieromy. Obiecuje! Bedzies mógł dalej wieść se tutok spokojne zywobycie.
– Precki ze spokojnym zywobyciem! – zawołoł wół. – Jo fce uwidzieć piramidyyy!
– Święty Józefie – rzekła Matka Bosko – twoje próby uspokojenia tej bidnej zywiny chyba na nic sie nie zdajom.
– Mos racje, Matko Bosko – pedzioł Święty Józef. – Myśle, ze najlepiej zrobimy, kie opuścimy stajenke jak najsybciej. Wte ten bidok przestonie sie stresować.

– Jezusicku ostomiły! – zawołoł wół do małego Poniezuska. – Wytłumoc im, ze jo nie fce tutok zostawać!
– Nie gniewoj sie, wołecku, ale nie moge – odpowiedzioł Poniezus, ba nie po ludzku, ino w języku zywiny. – Jestem teroz pod postaciom cłowieka, więc muse sie zachowywać jak cłowiek. Pierwse ludzkie słowo bede mógł pedzieć dopiero za pare miesięcy, kie podrosne. A na rozie moge godać ino: „Guguguuu” i tym podobne.

– Nie turbujcie sie krzesny – rzekł do wołu osioł. – Do Egiptu nie pódziecie, ale za to bedziecie mogli pilnować stajenki. Sami pedzieliście, ze to barzo zascytne zadanie.
– Wypchojcie sie! – prychnął wół.

Na tym rozmowa sie skońcyła, bo zaroz Święty Józef wyprowadził osiołka do pola. Wnet Święto Rodzina rusyła do Egiptu. A bidny wół – zostoł w stajence sam.

– No krucafuks! Tak być nie moze! – złościł sie wół. – Osioł bedzie se poziroł na piramidy, Sfinksa i inkse pikne zabytki – a jo mom siedzieć tutok? Mowy nimo! Uciekom stela! Póde za Świętom Rodzinom. Bede seł tak, coby mnie nie uwidzieli. Moze zatęskniom za mnom? Moze zawołajom: „Ach! Jako skoda, ześmy tak wspaniałego wołu nie zabrali ze sobom!” I wte jo sie ujawnie. A oni co najwyzej pomyślom, ze Pon Bócek usłysoł ik słowa i wyryktowoł taki cud, ze mnie wartko przeniesł z Betlejemu do Egiptu. Haj.

Zakwycony swym genialnym (jak sądził) planem wół opuścił stajenke i pohyboł za Matkom Boskom, Świętym Józefem i Poniezuskiem.

Święto Rodzina zacęła długom wędrówke ku ziemi faraonów. Józef seł na własnyk nogak, a Matka Bosko z Jezuskiem siedzieli piknie na osiołku. Wół zaś cały cas skradoł sie za nimi.

Trasa wiodła przez pustynie. Nie było tamok lekko. Oj, nie było! Ba pewnego dnia strudzeni wędrowcy uwidzieli piknom oaze. Święty Józef uznoł, ze mozno tutok zatrzymać sie na pare dni. No i sie zatrzymali.

Kie nadeseł wiecór, pustynny gorąc przeinacył sie w pustynny ziąb. Święty Józef rozpalił wte watre i przy niej cało Święto Rodzina ułozyła sie do snu. Kie juz syćka spali, osioł tyz, wół uznoł, ze worce najeść sie świezej trowy. No i zacął sie paść. Na mój dusiu! Piknie mu ta trowa smakowała! Nawet nie zauwazył, ze skubiąc świeze źdzbła, zblizo sie pomału ku śpiącym przy watrze. I nagle… wlozł na osła.
– Na mój dusicku! Wilki mnie atakujom! – zawołoł znienacka obudzony osioł.

Wół przestrasył sie, ze ten okrzyk obudzi Matke Boskom i Józefa. Oni jednak – pomęceni straśnie – spali tak twardo, ze nawet nie drgnęli. Tylko mały Poniezusek niepostrzezenie otworzył na kwile jedno oko, ale uśmiechnął sie ino i wartko zamknął je nazod.
– Uspokójcie sie, krzesny! – syknął wół w strone osła. – To nie zodne wilki, ino jo.
– Wy? – Osioł syroko rozdziawił gymbe ze zdziwienia. – A wy tutok skąd?
– Jo? Eee… yyy… – Wół zacął śpekulować, jak by sie tutok wytłumacyć. – No… zwycajnie… przechodziłek tędy i zupełnie przypadkiem natrafiłek na wos.
– E, nie wstyd wom przy Świętej Rodzinie takie bździny godać? – Osioł od rozu domyślił sie syćkiego. – Przyznojcie sie, krzesny, ze cały cas leźliście za nomi?
– No… moze kapecke… – wydusił z siebie wół. – Ale coby nifto nie godoł, ze nimo tutok ze mnie zodnego pozytku, to moze pomoge wom w dalsej drodze? Moze teroz jo poniese Matke Boskom i Poniezusa?
– Nie wiem, co Matka Bosko ze Świętym Józefem na to powiedzom – rzekł osioł. – To oni tutok decydujom, nie jo.
– To przebiere sie za osła! – wymyślił wół. – Pomózcie mi, krzesny, wyryktować jakiesi pikne ośle przebranie.

Osioł zgodził sie pomóc przyjacielowi. Rozejrzeli sie obaj wokoło i uwidzieli przewróconom palme. Wte oderwali od tej palmy dwie gałęzie. Następnie w Józefowym tobołku z narzędziami ciesielskimi noleźli pikny śnur. Odgryźli od tego śnura dwa kawałecki. Potem osioł tymi kawałeckami przywiązoł do wolik rogów po jednej palmowej gałęzi. Bez ludzkik rąk, ino za pomocom zębów, nie była to łatwo śtuka – ale jakosi sie udało.

– No i jak? – spytoł wół. – Cy te gałęzie na mojej głowie przybocowujom ośle usy? Jest sansa, ze Matka Bosko ze Świętym Józefem wezmom mnie za osła?
– Cóz… – pedzioł osioł pozirajac na kompana – obawiom sie, ze nawet jeśli wezmom, to racej nie w tym sensie, o jaki nom chodziło.
– E, marudzicie, krzesny – wół mimo syćko był optymistom. – Oboje som na pewno tak zmęceni, ze sie nie zorientujom i uznajom, ze jestem piknym osłem.

Nagle osioł porusył zaniepokojony usami.
– Stało sie cosi? – spytoł wół.
– Słyse jakiesi ludzkie głosy – pedzioł osioł, ftóry, jak na jego gatunek przystało, mioł barzo pikny słuch. – Chyba jadom tutok na wielbłądak. Fto to moze być? Na mój dusiu! To agenci Heroda! Tropili Świętom Rodzine i za kwilecke jom dopadnom!
– O, krucafuks! – zaklął wół. – Trza działać! Pilnujcie, krzesny, małego Jezuska. A jo spróbuje udać rozjusonego byka, ftóry mo ochote na piknom corride. Moze udo mi sie przegonić tyk ancykrystów?
– Krzesny, to niebezpiecne – ostrzegł osioł. – W dodatku jeśli zginiecie, to bedzie chyba kapecke głupio, kie pierwsym męcennikiem w historii krześcijaństwa zostonie… zwariowany wół.
– Trudno – opowiedzioł wół. – Teroz najwozniejse jest uratować Poniezusa, Matke Boskom i Józefa!

Coby lepiej dojrzeć w ciemnościak Herodowyk agentów, wół chycił lezącom przy watrze piknom pochodnie. Zaroz zapalił jom od tej watry, a potem rusył tamok, skąd dochodziły głosy.

Tymcasem zblizający sie agenci godali tak:
– Jesteśmy chyba blisko, agencie 001. Przed nomi widać blask od jakiegosi ognia. To musi być Święto Rodzina!
– Mos racje, agencie 002. Rusojmy zatem wroz z agentem 003 i agentem 004 chycić Poniezusa. Agent 005 niek chyci Matke Boskom, a agent 006 – Świętego Józefa.

Sóstka sługusów Heroda rusyła na swyk wielbłądak w kierunku oazy. I wte… zza zarośli wylozł ku nim nas wół z przycepionymi do łba gałęziami i z płonącom pochodniom w gymbie.
– Nieee!!! – przerazili sie agenci. – Co to potwór! Jakisi straśliwy! I jesce zieje ogniem! Pozre nos! Ratunkuuuu!!!

No i weredy wnet zawróciły swe wielbłądy i pognały tak, ze ino sie za nimi kurzyło. Wół zdołoł jesce usłyseć, jak jeden z uciekającyk woło do pozostałyk:
– Uciekojmy do Brytanii!
– Cemu do Brytanii? – spytali pozostali.
– Bo słysołek, ze w Brytanii furt jest mgła. No to momy sanse, ze w tej mgle ten straśliwy potwór nos nie nojdzie.
– Racja – zgodzili sie pozostali agenci. – Hybojmy do Brytanii.

– Hahaha! – uśmioł sie wół. – Wzięli mnie za potwora! Haha! Mom pomysł! Udom sie w tym przebraniu do Jerozolimy i nastrase samego Heroda! Wte ten fudament tyz ucieknie do Brytanii, a Święto Rodzina bedzie mogła spokojnie wrócić do domu.

Zaroz wół opowiedzioł o swoim planie osłu. Osioł uznoł, ze pomysł jest pikny. No i zanim nadeseł ranek i zanim Matka Bosko, Święty Józef i Poniezus obudzili sie, wół rusył w droge powrotnom.

Seł długo przez pustynie, tom samom drogom, ftórom dopiero co przebył w przeciwnym kierunku. W końcu dotorł do ludzkik osiedli. I wte zacął wędrować ino nocom, za dnia zaś pozostawoł w ukryciu, coby w tym swoim osobliwym przebraniu nie strasyć ludzi. A po drodze furt natrafioł na porozklejane wsędy listy gońce. Miały one takom treść:

Posukiwany Poniezus
Barzo niebezpiecny przestępca!
Znaki scególne: niemowle w wieku do dwók roków.
Fto dostarcy go przed królewski tron zywego, a jesce lepiej martwego, ten w nagrode bedzie mógł zatrzymać całe złoto, jakie ten przestępca dostoł od jednego z trzek wrogik nasemu krajowi wykstałciuchów.
Podpisano: mojo wysokość król Herod Wielki

I jesce na samym dole – ale juz barzo maluśkimi litereckami – było dopisane, ze z obiecanej nagrody zostonie potrącone 95 procentów podatku nagrodowego.

Wół nie umioł cytać. Ba roz podsłuchoł, jak ftosi przecytoł cały ten list na głos.
– Na mój dusiu! – pomyśloł wte. – Ten Herod naprowde uwziął sie na Poniezusa. Trza jak najprędzej tego ancykrysta stela przegonić.

No i w końcu dotorł do Jerozolimy i stanął przed królewskim pałacem. Wejścia pilnowali tamok jacysi straznicy. Ale kie uwidzieli nasego wołu – zaroz rzucili sie do uciecki, krzycąc, ze trza im schronić sie w Brytanii. Wół bez przeskód wlozł do środka. A w środku… syćka, co go napotkali, wpadali w popłoch i – tyz w uciekaca tamok, ka dzisiok momy pikne Zjednocone Królestwo.

Dlotego właśnie Brytania zmieniła poźniej nazwe na Wielko Brytania – bo zamieskało w niej wielu uciekinierów z dworu Heroda Wielkiego. Zaś po wielu, wielu wiekak narodził sie tamok następca agentów 001, 002, 003, 004, 005 i 006. Na scynście on juz nie był takom weredom jako tamtyk seściu.

Ale wróćmy do nasego wołu. A wół – no cóz – kapecke musioł pobłądzić po wielkim pałacu, bo nie wiedzioł, kany tego Heroda sukać. Ba nagle uwidzioł tak piknie bogato zdobione drzwi, ze nie mogło być wątpliwości – za tymi drzwiami musiała być ulubiono komnata tyrana. I juz wół fcioł tamok wejść, kie nieocekiwanie droge zastąpiła mu jakosi nieziemsko pikno postać.

– Panocku, a wy co? – spytoł wół. – Nie widzi wom sie, ze jestem straśliwym potworem i ze lepiej uciec przede mnom do Brytanii?
– Ale mi potwór! – zaśmioł sie nieznajomy. – Wół z przycepionymi do rogów gałązeckami!
– Jak zeście na to wpadli? – zdziwił sie wół.
Nieznajomy znów sie zaśmioł.
– Jestem janiołem. Przysłek tu po to, cobyś nie przeskodził w realizacji boskiego planu.
– Ale jo przecie zodnym boskim planom nie przeskadzom – pedzioł wół. – Fce ino postrasyć tego sietnioka Heroda, coby Święto Rodzina mogła spokojnie wrócić do Izraela.
– Wróci, wróci – zapewnił janioł. – Ale jesce nie teroz, ino za wiele roków, kie Herod zabocy o Poniezusie i tym samym przestonie go ścigać.
– To jest właśnie ten boski plan? – spytoł wół.
– To ino jego cynść – odrzekł janioł. – Dalso cynść jest tako, ze ten Herod bedzie jesce barzo długo zył, duzo więcej niz sto roków. Jaz w Rzymie cysorzem zostonie niejaki Neron. A ten Neron bedzie zapalonym śpiewokiem. Bedzie furt śpiewoł i śpiewoł. Ale na mój dusiu! Trudno to bedzie śpiewem nazwać! To bedzie racej jedno wielkie sakramenckie fałsowanie! Tak sakramenckie, ze jaz janioły w niebie nie bedom mogły wytrzymać!
– I nie nojdzie sie nifto, fto by temu Neronowi odradził to śpiewanie? – spytoł wół.
– Nifto, jeden ino Pon Bócek – pedzioł janioł. – Dlotego zgodnie z boskim planem Herod, fcąc sie podlizać najwyzsej władzy, zaproponuje Neronowi koncert w Jerozolimie. A kie Neron do tej Jerozolimy przybędzie, to spotko sie z Poniezusem. No i Poniezus w piknie cudowny sposób przekono cysorza, coby juz nigdy więcej nie śpiewoł. Za kilkanoście wieków zaś całe to wydarzenie opise w swej powieści pisorz, co to bedzie sie nazywoł pon Henryk Sienkiewicz. I dostonie za to barzo piknom nagrode literackom. Haj.
– Cyli – pedzioł wół – idzie o to, ze nie mozno Heroda stela przeganiać, bo potem nie mioł fto zaprosić Nerona do Jerozolimy?
– No, wreście zrozumiołeś – uciesył sie janioł.
– Nie do końca – odporł wół. – Przecie Nerona równie dobrze moze tutok zaprosić nie Herod, ino jego następca.
– Nie moze – pedzioł janioł. – Ten następca nie bedzie juz tak sprawnym władcom i administratorem jako jego ojciec. Co zreśtom w przysłości potwierdzi kozdy historyk dziejów starozytnyk. A Neronowi nie bedzie sie fciało tutok przyjezdzać na zaprosenie byle kogo. Takie zaprosenie przyjmie ino od Heroda Wielkiego.
– A! Teroz juz syćko jasne – stwierdził wół.
– No to piknie – pedzioł janioł i… zniknął.

Wół zaś juz fcioł opuścić pałac, kie nagle… drzwi, przy ftóryk stoł, otworzyły sie. W progu stanął… król Herod we własnej osobie.

– Co sie tutok dzieje? – spytoł Herod. – Miołek wrazenie, ze zza drzwi dochodzom porykiwania jakiegosi wołu…
Dopiero w tej kwilecce zauwazył, jakiego to niespodziewanego gościa mo w swoim pałacu.
– Aaaa! Potwór! – przeraził sie ancykryst. – Straz! Straz! Na pomoc!
Ale zodni straznicy nie stawili sie na królewskie wezwanie, bo syćka właśnie uciekali do Brytanii.
– Ponie Herod, spokojnie – przemówił wół najłagodniej jak umioł. – Nie zrobie wom zodnej krziwdy.
– Aaaa! Aaaa!! Aaaaaaaa!!! – dorł sie dalej Herod.

Fcioł chyba rzucić sie do uciecki, ba strach tak go sparalizowoł, ze nie mógł zrobić kroku. I nagle… prasnął na ziem. Wół stanął nad nim, trącił go pyskiem i zacął wołać:
– Ponie Herod! Ponie Herod! Co z womi? Na mój dusicku! On chyba zemdloł! A jo nie wiem, co robić, bo nie zalicyłek zodnego kursu udzielania pierwsej pomocy!
– Juz mu nie pomozecie – odezwoł sie nagle z tyłu jakisi głos. – On nie zemdloł, ino pomorł. Pomorł ze strachu.

Wół obyrtnął sie wartko i uwidzioł znajomego janioła.
– Jo… nie fciołek… – zacął sie usprawiedliwać. – Piknie mu tłumacyłek, ze nie zrobie mu zodnej krziwdy.
– Ty mu piknie tłumacyłeś! – Janioł załamoł ręce. – Co ty, głuptoku, mogłeś mu wytłumacyć? Przecie ludzie nie rozumiom języka zywiny!
– O, krucafuks! Zabocyłek! – uświadomił se wół. – I co teroz bedzie?
– Niedobrze – pedzioł janioł. – Nie bedzie komu zaprosić Nerona do Jerozolimy. A kie Neron tutok nie przyjedzie, to Poniezus nie odwiedzie go od śpiewania. Wte my, bidne janioły, bedziemy musiały słuchać straśliwyk kakofonii tego najbardziej fałsującego cysorza w historii Rzymu! A nase janielskie usy som tak wrazliwe, ze to bedzie dlo nos prowdziwy horror!
– Bajuści, głuptok ze mnie. – Wół był zły na samego siebie. – Hyboj, janiołecku, do Pona Bócka i popytoj go, coby obmyślił dlo mnie najstraśliwsom kare.
Wte janiołowi zol sie zrobiło wołu. W końcu nie mógł zaprzecyć, ze bidno zywina fciała dobrze.
– Wies co, wołecku? – pedzioł. – Jo chyba jednak za barzo dramatyzuje. Przecie kie Neron bedzie fałsowoł, to my janioły mozemy po prostu zatykać usy. A poza tym ten cysorz bedzie panowoł ino śtyrnoście roków. Wytrzymomy.
– A co z bidnym ponem Sienkiewiczem? – spytoł wół. – Nie napise powieści o tym, jak Poniezus odwiódł Nerona od śpiewania.
Janioł machnął rękom.
– Cóz – pedzioł. – Po prostu napise takom powieść o casak Nerona, ka Poniezus nie bedzie występowoł.
– Ale cy wte tyz dostonie piknom nagrode literackom? – spytoł wół.
– Spokojnie – rzekł janioł. – To bedzie barzo utalentowany pisorz. Poradzi se.
Wte dopiero wół sie uspokoił.
– A teroz, wołecku – godoł janioł dalej – niekze wreście odcepie ci te palmowe gałęzie od rogów. Inacej syćka mieskańcy Ziemi Świętej pouciekajom do Brytanii i wte Poniezus nie bedzie mioł kogo tutok naucać.

To powiedziawsy odwiązoł gałęzie od wolik rogów, dzięki cemu wół znów wyglądoł jak wół, a nie jak jakosi straśliwo bestia.

Zaroz potem janioł pohyboł do Egiptu, coby pedzieć Świętemu Józefowi, ze wroz z Matkom Boskom i Poniezusem moze juz wracać. W końcu skoro Herod pomorł, to nie było sensu, coby Święto Rodzina dalej zyła tak daleko od rodzinnyk stron. Tak więc Poniezus wrócił do Izreala dwajścia abo i trzydzieści roków wceśniej, niz to pierwotnie było planowane. Ale w sumie moze to i dobrze? Bo skoro wceśniej wrócił, to i świat wceśniej zbawił. Bajako.

A co z wołem? Ano wrócił do betlejemskiej stajenki. Wkrótce tyz nazod sie tamok zjawił jego stary przyjaciel osioł. I juz do końca swyk dni obaj piknie zbocowali, jak to byli świadkami pierwsyk miesięcy pobytu Zbawiciela na ziemi. Tak to było. Haj.

No, więcej casu, ostomili, juz wom nie zajmuje, bo na pewno jesteście zajęci ryktowaniem przedświątecnyk porządków. Ino niekze jesce pozyce wom, coby te Święta były pikne. Pikne i obfitujące w wiele prezentów cennyk i jesce więcej bezcennyk. Tego zyce Abnegateckowi, Agecce, Alecce i Jerzoreckowi, Alfredzickowi, Alsecce, Amigeckowi, Anecce Chochołowskiej, Anecce Holenderskiej, Anecce Schroniskowej, Anonimowej Celebrytecce, Babecce, Badzieleckowi, Balbinecce, Basiecce, BlejkKocickowi, Bobickowi, Borsuckowi, Byckowi, Córecce Komturecka, Emilecce, EMTeSiódemecce, Enzeckowi, Ferreckowi, Fomeckowi, Fusillecce, Gosicce, Grazynecce, Grzesickowi, Helenecce, Henryckowi, Heretickowi, Historianeckowi, Hokeckowi, Hortensjecce, Innocencickowi, Jagodecce, Jagusicce, Janickowi, Jarutecce, Jasieckowi Juhasowi, Jerzeckowi, Jestreckowi, Jędrzejeckowi, Józefickowi, JurekSeckowi, KaeSicce, Kapisonecce, Kayecce, Kiciafecce, Kiniecce, Kundeleckowi Laskowiackiemu, Maackowi, Małgosiecce, Marcineckowi, Mewecce, Mietecce, Misieckowi, Moguncjuseckowi, Mordechajeckowi, Motyleckowi, Mysecce, Noboru Watayecce, Noweckowi, Okonickowi, Olecce, Orecce, Paffeckowi, PAKeckowi, Paulecce, Plumbumecce, Poni Agnieszce, Poni Basi i Ponu Pietrowi wroz z Rudolfem, Poni Dorotecce, Poni Justynie wroz Maćkiem i Michałem, Ponu Jakubowi, Prezeseckowi, Profesoreckowi, Radwickowi, Rudnickowi, Sebastianickowi, Teodorecce, Teresecce, TesTeqeckowi, Tomeckowi, Tubyleckowi, Ubukruleckowi, Wawelokowi, Wawrzeckowi, Werbalisteckowi, Yanockowi, Zbyseckowi, Zeeneckowi, Zzakałuzeckowi, syćkim, co tego bloga cytajom, ba nie komentujom i w ogóle całej ludzkości i wselkiej zywinie.

Wesołyk Świąt! Hau!