Na antybobrowom nute

W piknym mieście Świnoujście stoi se pikny XIX-wiecny Fort Gerharda. A w tym forcie pikne dęby i buki se rosnom. No i niedowno te siumne drzewa nolozły sie w niebezpieceństwie. Cemu? Ano przez bobra, ftóry w tym forcie zamieskoł. Bóbr jak to bóbr – jego zdaniem wielkie drzewa piknie wyglądajom, ale jesce pikniej smakujom. Zacął więc je z apetytem zajadać. A pracownicy fortu zafrasowali sie straśnie. Co robić? Jeśli sie tej zywiny nie powstrzymo – zniscy syćkie drzewa i zrobi sie płóno. Haj.

Ftosi doradził, coby odstrasyć niscyciela głośnom muzykom. Ino jakom? Co najlepiej takiemu bobrowi puścić? Moze poniom Maryle Rodowicz? Na pocątek więc spróbowano właśnie z tom poniom. Licono, ze wysokie tony jej śpiewu spłoszą zwierzę. I co? Spłosyły? E tam! Bóbr z jesce więksom ochotom zacął gryźć bidne drzewa! Mnie zreśtom wcale to nie dziwi. No bo co z repertuaru poni Rodowicz mozno było tamok puścić? Trzeba mi wielkiej wody? Na mój dusiu! Przecie kozdemu bobrowi woda kojarzy sie barzo przyjemnie! Dlo zywiny zyjącej głównie w rzekak tako piosnka musi brzmieć bardziej zachęcająco niz zniechęcajo! A moze puścili tamok Wio, koniku? Jeśli tak – to tyz niedobrze. Bo przecie w refrenie tego utworu momy słowa:

Na kolację zajedziemy akurat.
Tobie owsa nasypiemy zaraz,
A ja z miski smaczną zupę będę jadł.

No to kie bóbr usłysoł o jedzeniu – to ino wzrósł mu apetyt. Bajako.

Tak więc z poniom Rodowicz zupełnie nie wysło. Wte dlo odmiany zacęto tamok puscać pruskom muzyke marsowom. Ba to tyz nie pomogło. Cóz, bóbr pewnie pomyśloł, ze to kiski mu marsa grajom, więc uznoł, ze musi je zapchać jakimsi smacnym drzewkiem. I ślus.

Pracownicy fortu nie poddawali sie jednak i próbowali dalej. Skoro nie udało sie ani z poniom Rodowicz, ani z pruskimi marsami – postanowiono wypróbować muzyke poni Dody. Puscono więc piosnki w jej wykonaniu i… O, Jezusicku! Bóbr od rozu w uciekaca! Poseł kasi precki i juz nie wrócił!

Kie wkrótce potem redaktory spotkały sie z fortowym gazdom, ponom Piotrem Piwowarczykiem, ten oznajmił uradowany: Od tygodnia nie ma nowych śladów jego działalności.

Jeśli ftosi fce poznać te historie dokładniej, moze se o tym syćkim pocytać w szczecińskim dodatku do Gazety Wyborcej.

A jo ze swej strony – bierąc pod uwage fakt, ze te drzewozerne beskurcyje to jednak barzo sympatycno zywina – fciołbyk złozyć serdecne gratulacje poni Rodowicz, ze bobry jom lubiom i kondolencje poni Dodzie, ze jej nie lubiom. Haj.

Zarozem… cóz… sympatycno zywina sympatycnom zywinom, ale nie do sie ukryć, ze niekany ryktuje ona straśne skody. Cy zatem tamok, ka ryktuje, mozno jom ot tak po prostu odganiać za pomocom piosnek poni Dody? Trudno rzec. Z jednej strony pikne drzewa na pewno worce chronić, ba z drugiej – nimom pewności, cy atakowanie bobrów takom muzykom nie jest przypadkiem naruseniem artykułów 5 i 6 (punkt 1a, podpunkt 9) Ustawy o ochronie zywiny. Dlotego zalecołbyk tutok ostrozność. I myśle, ze w wypadku jakiejsi kolejnej bobrowej inwazji na jakiesi cenne drzewa najlepiej zrobić to samo, co zrobiono w Świnoujściu: cyli najpierw poni Rodowicz, potem pruskie marse i dopiero na koniec poni Doda. Bobry, jak wiadomo, som barzo inteligentne, więc wartko sie naucom, ze poniom Rodowicz nalezy potraktować jako pierwse ostrzezenie, marse – jako drugie ostrzezenie, a potem – powinny spodziewać sie najgorsego. Kie sie tego naucom, to juz na dźwięki piosnek poni Maryli zacnom ryktować plany przeprowadzki. A na dźwięki muzyki marsowej – wcielom te plany w zycie. Tym samym sięganie po ostatecny środek – nie bedzie juz koniecne. Drzewa bedom ocalone, ba zarozem bobrom nie bedzie groziło popadnięcie w chorobe nerwowom. Hau!