Bez Maryny Krywaniec – to by sie źle skońcyło

Na stronak internetowyk Tygodnika Podhalańskiego nolozłek króciusieńkom notke: Jak informuje Piotr Bednarz, dyżurny ratownik TOPR, kobieta w rejonie Czuby Goryczkowej spadła ok. 300 metrów w stronę Dol. Cichej po słowackiej stronie granicy. Turystka miała wiele szczęścia – nic się jej nie stało. Ratownicy TOPR z pomocą śmigłowca przetransportowali kobietę do Zakopanego.

Na mój dusicku! Spaść 300 metrów i wyjść z tego cało? Cy to w ogóle mozliwe? Przecie casem wystarcy, ze cłek hipnie z okna na pierwsym piętrze – i juz moze sie nieźle połamać. Kie zaś zleci z cwortego piętra abo piątego – to moze uwazać sie za scynściorza, jeśli przezyje. A tutok 300 metrów! Krucafuks! To jest przecie sto pięter! To prawie śtyry rozy telo, co mo krakowsko Wieza Mariacko! To więcej niz mo warsiawski Pałac Kultury! Jak zatem mozno spaść z takiej wysokości i sie nie zabić? Ano… nie mozno. Po prostu. Haj. No chyba ze… nieopodal przelatuje Maryna Krywaniec. Jeśli przelatuje – to całkowicie zmienio postać rzecy! Bo Maryna zaroz piknie chyci spadającego bidoka za kołnirz, za pasek abo za jakomsi inksom cynść garderoby. Piknie uniesie pechowca do wierchu. A jeśli nie do rady unieść, bo lecące w dół kilkadziesiont kilogramów cłowieka nabrało juz zbyt duzego rozpędu – to przynajmniej spowolni prędkość spadania ku nojdującym sie w dole zdradzieckim skałom. I wte taki turysta być moze potłuce swojom bidnom turystycnom rzyć, ale przecie lepiej mieć potłuconom rzyć niz roztrzaskanom głowe. Bajako.

W ostatnik dniak jo sie z Marynom nie widziołek. Dlotego ona sama nie miała jesce okazji potwierdzić mi moik domysłów. Ale tak na dobrom sprawe… jo tego potwierdzenia nie potrzebuje. No bo cy umiecie, ostomili, w jakisi w inksy sposób wytłumacyć przezycie 300-metrowego upadku z tatrzańskiej perci? Jo zodnego inksego racjonalnego wytłumacenia tutok nie nojduje. Więc to musi być pikno zasługa Maryny. I ślus.

Ciekawe cy ta turystka w ogóle wie, ze swoje zycie zawdzięco siumnej orlicy? Barzo mozliwe, ze nimo o tym pojęcia. W końcu kie leciała w dół – musiała być sakramencko przerazono. I w tym przerazeniu mogła swej wybawcyni nie zauwazyć – nawet jeśli ta mocno chyciła jom pazurami i nawet jeśli przy tym niefcący jom poraniła. Turystka – pozirając po całej przygodzie na swe rany – pewnie uznała, ze pochodzom one od ostryk skał, a nie od orlik śponów. Inksi turyści, świadkowie całego zdarzenia, tyz mogli być zbyt przejęci, coby zwrócić uwage na piknego ptoka, ftóry piknie tej poni pomago.

A Maryna – wiecie jako jest. Nie zabiego o hyr, nie zabiego o zascyty. O wdzięcność ze strony turystki tyz z pewnościom nie zabiegała. Pewnie kie zrobiła swoje i uwidziała, ze juz nic zyciu ceperki nie grozi, to zwycajnie odfrunęła. I telo. Ba my ze swej strony – pogratulujmy nasej dobrej znajomej piknego i ślachetnego wycynu. Zaroz przyniese tutok do budy dobrze schłodzonego Smadnego Mnicha, cobyśmy nie gratulowali na sucho. A jeśli ftosi zno te uratowonom poniom, to piknie pytom, coby i jej zasugerowoł wypicie kufelka dobrego zimnego piwa za Marynine zdrowie. Nawet jeśli ta poni nie lubi piwa – niek roz zrobi wyjątek i wypije. Bo naso orlica zasłuzyła na to piknie. Brawo Maryna! Hau!

P.S. Z jesce jednej okazji trza Smadnego wyciągnąć. Bo pod ostatnim wpisem nowy gość sie w Owcarkówce pojawił – PikuMychecek. Powitać piknie PikuMychecka! 😀