Krucafuks! Po co ik rozsadzać?

Wiecie co, ostomili? Te wase ludzkie sawłar-wiwry to som casem dziwne. No bo poźrejcie choćby tutok. Kie poźrecie, uwidzicie takiego pona w zółtej musce. Pona, ftóry godo, kany nalezy sadzać gości podcas ryktowania przyjęcia przy stole. Pierwso minuta godki – niekze ta. Ba potem ten pon pado tak:

Nie rozsadzamy bardzo młodych małżeństw, ale małżeństwa z dłuższym stażem powinniśmy rozsadzać, nie powinny siedzieć razem przy stole. Dlaczego? Bo będą rozmawiali tylko i wyłącznie ze sobą, a przy stole przecież chodzi o to, żeby tworzyła się dyskusja.

Na mój dusiu! Tako właśnie jest zasada sawłar-wiwru? Właśnie tako? Cyli kie pon w zółtej musce zaprosi mojego bace i mojom gaździne na obiad, to baca nie bedzie mógł siednąć se koło gaździny? No, krucafuks! Przecie skoro baca z gaździnom zyjom ze sobom od barzo downa, to znacy, ze jest im ze sobom dobrze. A skoro jest im dobrze – to po kiego diaska ik rozsadzać? A! No tak… Podobno po to, coby nie godali tylko i wyłącnie ze sobom. Ale cy pon w zółtej musce wie, ze oni barzo cynsto godajom o barzo ciekawyk rzecak? A dzięki temu, ze godajom o ciekawyk rzecak, to kie som na przyjęciak, reśta gości barzo chętnie ik rozmowy słucho. Słucho i… po paru minutak piknie dołąco do rozmowy. I juz przestoje to być rozmowa ino bacy z gaździnom. A wte – wbrew temu, cego obawio sie pon w zółtej musce – dyskusja przy stole wcale nie kuleje, ino barzo piknie sie rozkrynco. Haj.

A tak poza tym… teroz wreście zacynom rozumieć, cemu dzisiok wśród młodyk małzeństw momy tak wiele rozwodów. To syćko chyba przez tego sawłar-wiwra właśnie! No bo co sie dzieje, kie na przyjęcie przychodzi para tak młodo, ze jesce nie zdązyła powydłubywać z włosów syćkiego weselnego ryzu? Ano poziro na starom pare i widzi, ze baba siedzi osobno, a chłop osobno. Kie to widzi, myśli se tak: – O, Jezusicku! Alez oni daleko od siebie siedzom! Niby zyjom rozem – ale tutok, przy tym stole, zupełnie tego nie widać. Cy nos za dziesięć abo dwajścia roków ceko to samo? Ano… pewnie tak… A w takim rozie… cy worce cekać te dziesięć roków ino na to, coby sie przekonać, ze rozem to my jesteśmy juz ino na papierze? E, chyba nie worce. Nie worce i ślus. Lepiej od rozu sie rozwieść.

Natomiast kieby stare małzeństwa nie były rozsadzane, to pozirające na nie młode małzeństwa myślałyby tak: – Heeeeej! Co za pikny widok! Sakramencko pikny! Tyk dwoje ludzicków juz tak downo temu sie pobrało… a furt som rozem! No to co my? Gorsi? O, nie! Nie mozemy być gorsi! Mowy nimo! Bedziemy piknie i starannie pielęgnowali syćko to, co nos łący. Całemu światu pokozemy, ze my tyz umiemy wspólnie przezyć długie, długie roki. Haj.

Jo ocywiście nie winie tego bidnego pona w zółtej musce, ze zasady sawłar-wiwru som takie, jakie som. W końcu to racej nie on te zasady ryktowoł. On ino przekazoł je internautom. Ba tak se myśle, ze w tym całym sawłar-wiwrze przydałoby sie pare zmian. Zmian, dzięki ftórym pary (nie ino małzeńskie zreśtom) furt bedom miały ochote na długie i pikne wspólne zywobycie, a nie na rozstanie w gniewie po paru rokak znajomości. Abo i po paru miesiącak cy nawet tyźniak. Niekze ten sawłar-wiwr słuzy temu, coby syćka dlo syćkik byli tak straśnie fajni, ze nikomu z nikim nie bedzie sie fciało ani rozwodzić, ani rozstawać, ani zrywać mniej lub bardziej zazyłej przyjaźni. Tego właśnie zyce syćkim na ten Nowy Rocek, do ftórego – na mój dusicku! – w tej kwili jest juz blizej niz z Turbacza na Kiczore! No to do siego roku, ostomili! Do siego roku! Hau!