Jesce jedno ksiązka pona Piątka i jesce jedno ksiązka pona Wohllebena

Łońskiego roku, jakosi tak na pocątku sierpnia, godołek wom tutok o dwók ksiązkak – jednej autorstwa pona Petera Wohllebena i jednej pona Tomasza Piątka. No i tak sie składo, ze… ostatnio znów przecytołek po jednej ksiązecce obu tyk ponów. Ta pona Wohllebena mo tytuł Duchowe życie zwierząt, a ta pona Piątka – Macierewicz. Jak to się stało. Komu jo byk te dwa tytuły polecił? Ten pierwsy – właściwie kozdemu. Bo to piknie odpręzająco rzec. Piknie sie stamtela dowiecie, ze róznice w psychice ludzkiej i zwierzęcej wcale nie som jaz tak wielkie, jako to sie wom ludziom widzi. No bo – na przikład – myślicie, ze ino wy jesteście zdolni do bezinteresownej pomocy? Mylicie sie sakramencko! Zywina tyz jest. I to nie ino ssaki, jako wy, ale ptoki tyz. Fcecie dowodu? A prose piknie. W piknym hamerykańskim stanie Massachusetts zyła se kiesik wrona o imieniu Mojżesz. I wiecie, co ten ptok zrobił? Ano… zaopiekowoł sie małym bezdomnym kotkiem! Posłuchojcie, ostomili…

Kociątko było naprawdę malutkie i dość bezradne, bo najwyraźniej straciło matkę […] Zabłąkane zwierzątko pojawiło się w ogrodzie Ann i Wally’ego Collito. Mieszkali oni w domku w North Attleboro w Massachusetts i od tamtej chwili zyskali możliwość czynienia zdumiewających obserwacji. A to dlatego, że do kociątka dołączyła wrona, która najwyraźniej zaopiekowała się kocim dzieckiem. Ptak karmił sierotkę dżdżownicami i chrząszczami, na co naturalnie państwo Collito nie mogli patrzeć bezczynnie i zaoferowali kociakowi odpowiedni pokarm. Przyjaźń między wroną a dorosłą już domową tygrysicą trwała aż do chwili, gdy pięć lat później ptak gdzieś zniknął.*

Jeśli fcecie poznać więcej niesamowityk historii z zywinom w roli głównej – piknie zachęcom do lektury. Haj.

No a co z publikacjom pona Piątka? Na mój dusiu! To jest właściwie thriller kryminalno-sensacyjny, telo ino, ze wcale nie wymyślony. I racej dlo tyk, co majom mocne nerwy. Chociaz casem mozno sie tyz tamok pośmiać. Na przikład wte, kie cyto sie o pewnym młodym, ambitnym ubeku, ftóry na kilka roków przed końcem PRL-u zainteresowoł sie tytułowym bohaterem ponopiątkowej ksiązki. Ubek ten wyryktowoł do swyk przełozonyk takie oto pismo (coby nie zanudzać, nie bede tutok cytowoł całości, ino piknie stresce): Moi ostomili ubeccy przełozeni. Fciołbyk piknie zwrócić wom uwage na to, ze po Warsiawie krynci sie taki jeden solidarnościowiec, ftóry – wedle barzo wiarygodnyk informacji – w przysłości bedzie tytułowym bohaterem co najmniej dwók ksiązek obywatela Tomasza Piątka. Co mom zrobić? Moze przydałoby sie wsadzić tego solidarnościowca do hereśtu? Z komunistycnym pozdrowieniem – Ambitny Ubek.

Przełozeni opowiedzieli na to pismo tak: Ostomiły Ambitny Ubeku. Piknie sie wom kwoli was zapał w słuzbie socjalizmowi, ale tego bohatera przysłyk ksiązek pona Piątka to wy ostowcie w spokoju. Najlepiej o nim zaboccie. Mocie wokół siebie wystarcająco duzo inksyk wrogów władzy ludowej, ftóryk mozecie hereśtować, kielo dusa zapragnie. Haj.

Ba nas ubek nijak nie mógł zrozumieć, jak mozno ostawiać w spokoju kogosi, fto krocy inksom drogom niz ta jedynie słusno, wytycono przez wiadomom partie. Dlotego zamiast zastosować sie do polecenia i zabocyć, to zacął słać do swoik dowódców kolejne zapytania w tej sprawie, ci jednak ino furt tego bidoka zbywali.** Na mój dusicku! Kieby te ksiązke napisoł nie pon Piątek, ino pon Goethe, to pewnie rozdziałowi o tym ubeku nadołby tytuł „Cierpienia młodego służbisty”.

Ba publikacja jako całość – wcale śmiesno nie jest. Wręc przeciwnie. Osoby sympatycne pojawiajom sie w niej rzadko (chociaz casem sie trafiajom, na przikład poni Hanna Zaremska*** – sakramencko fajno poni profesor od średniowieca). Podobnie jak w poprzednim dziele pona Tomasza, wiele jest tamok mowy o tym, kielo to zła dzieje sie na świecie za sprawom potęznyk cornyk charakterów. O, Jezusicku! Cy tacy właśnie ludzie nadal bedom to zło ryktować? Takie pytanie zadołek se, kie dosłek do ostatniej, 507 strony. Ba wte… przybocyła mi sie ta wrona Mojżesz z ksiązecki pona Wohllebena. I cosi mnie zacęło turbować. Na mój dusiu! Właściwie to cemu ten ptok tak nagle zniknął? Nolozł se kasi lepse miejsce? E, tam! Kany mogłoby mu sie zyć lepiej niz u tyk ludzi w North Attleboro! No to moze przytrafiło sie mu jakiesi niescynście? Hmm… Mało prowdopodobne. Kieby tak hyrnej wronie zdarzył sie jakisi wypadek, to prędzej cy później ftosi natknąłby sie na jej ślad i opinia publicno piknie by sie o syćkim dowiedziała. Zatem cosik inksego musiało sie tamok zadziać. Ino co? Jo widze ino jedno mozliwe wyjaśnienie. Otóz, ostomili, jo se myśle ze pewnego piknego dnia ten zaprzyjaźniony z Mojżeszem kot zauwazył, ze jego kompan jest cosi dziwnie zamyślony. A właściwie to chyba… nie telo kot, co kotka, bo przecie pon Wohlleben napisoł, ze ten mrucek wyrósł na „domowom tygrysice”. No więc ta „tygrysica” spytała Mojżesza:
– Nad cym tak śpekulujecie, krzesny?
– A – rzekł ptok – właśnie zacąłek sie zastanawiać, skąd właściwie sie wzięło to moje imie?
– Tego nie wiem – pedziała kotka. – Ba podsłuchując ludzi, dowiedziałak sie, ze Mojżesz to jest imie cłeka, o ftórym pisali w Piśmie Świętym i śpiewali w hyrnym musicalu. W starodownyk casak ten cłek piknie uratowoł cały naród izraelski przed takim jednym faraonem, ftóry był straśnom weredom.
– Uratowoł cały naród, godocie? – Mojżesz zamyślił sie jesce bardziej. Wreście po paru minutak zawołoł. – Wiem! Juz wiem! Mom takie imie, jakie mom, bo moim przeznaceniem jest ratowanie!
– Ratowanie kogo? – spytała kotka.
– Syćkik! – padła odpowiedź. – I zywiny, i ludzi, i całyk narodów! To mojo cecha wrodzono. Dlotego właśnie pomogłek kiesik wom, choć to przecie nienormalne, coby wrona pomagała kotu. O, Jezusicku! Teroz coroz wyraźniej to cuje, ze jo jestem urodzony wybawca. Dlotego muse rusyć w świat, coby pomagać, komu sie ino do. Cóz, ostomiło kocio przyjaciółko, muse niestety opuścić te strony i noleźć kasi miejsce, ka bede mógł w spokoju, po cichu, barzo starannie ryktować sie do mojej misji zbawiania świata.
– Eh… – westchnęła kotka. – Zol bedzie sie z womi rozstawać. Ale ocywiście rozumiem. Skoro nazywocie sie Mojżesz, to chyba faktycnie musi być tak, jako godocie.

No i para druhów pozegnała sie. Mojżesz odfrunął kasi w dal. Kany? Na rozie nie wiadomo. Ale cosi mi sie widzi, ze jesce o nim usłysymy.

Tak więc, moi ostomili, jeśli po przecytaniu ksiązki pona Piątka, zacniecie sie bać, ze opisane tamok ancykrysty naryktujom jesce wiele złego, zwłasca w tej cynści świata, we ftórej my zyjemy, jo wom godom: nie bójcie sie nic a nic. Wrona Mojżesz na pewno piknie cuwo. I jak bedzie trza – piknie nom pomoze. Jo wiem, ze juz byli rózni tacy, co to mieli nos chronić przed niebezpieceństwami: śpiący rycerze pod Skałom Pisanom, śpiący rycerze pod Czantoriom, rycerz Giewont… I jakosi w zodnyk kronikak nimo najmniejsej wzmianki o tym, coby pomogli nom choć roz. Wse ino chrapali w najlepse. Ale z tom wronom z ksiązki pona Wohllebena to jest inkso sprawa. Ona – w porównaniu z tymi rycerzami – mo wprowdzie wątłe ciałko, ale za to wielkie serce i pikny rozum! No i nosi imie hyrnego wybawcy narodu wybranego. A takie imie – chyba zgodzicie sie ze mnom – zobowiązuje. Hau!

P.S.1. A w ten wtorek momy Barbórke. Cyli w Owcarkówce piknie świętujemy pikne Basieckowe imieniny. Zdrowie Basiecki! 😀

P.S.2. Dzień później zaś – wigilia Mikołajek. Wte z kolei świętujemy tutok pikne Zbyseckowe urodziny. Zdrowie Zbysecka! 😀

*P. Wohlleben, Duchowe życie zwierząt, tł. E. Kochanowska. Otwarte, Kraków 2017, s. 23.
** T. Piątek, Macierewicz. Jak to się stało. Arbitror, Warszawa 2018, s. 152-158.
*** Ibidem, s. 29.