Telefon do pona Horngachera

– O, Jezusickuuu!
– Fatalnie!
– O, krucafuks!
– Katastrofa!
– No, nieeee!
– Koszmar! Dramat! Tragedia!

Fto tak wykrzykiwoł? Ano mój baca z mojom gaździnom, a wroz z nimi takie małzeństwo z jednej podkrakowskiej miejscowości, ftóre postanowiło spędzić pare dni pod Turbaczem i wynajęło se pokój w nasej chałupie. W piątkowe popołudnie cało cwórka wspólnie zasiadła przed telewizorem i oglądała transmisje z mistrzostw w skokak narciarskik. A ze w pierwsej serii nasym sło – delikatnie mówiąc – kiepsko, to pewnie nie oni jedni, pozirając w telewizor, tak straśnie wte biadolili.

Jo tyz te transmisje widziołek, jak zwykle przez okno, siedząc na stosie drew pod stodołom. Kie ta niescynsno pierwso seria wreście sie skońcyła, podeseł ku mnie mały zabawny kundelek o imieniu Piksel. Był to piesek nasyk gości. Przyjechoł tutok wroz ze swoim poństwem.

– Gazdo – ten kundelecek tak właśnie sie ku mnie zwracoł. – Czytałem twojego bloga. Spodobał mi się twój pomysł, żeby naszym skoczkom przed konkursem dawać do słuchania piosenkę Andrzeja Rosiewicza o polskich dziewczynach.
– Dzięki – pedziołek uprzejmie. – Skoda ino, ze nie wymyśliłek zodnej piosnki na dzisiejsy konkurs.
– Ależ ta piosenka przyda się również dzisiaj! – odporł Piksel. – Przecież ci nasi skoczkowie wiedzą, że wśród ich kibiców są też polskie dziewczyny. Więc teraz – ten utwór zadziała na nich równie mobilizująco.
– Ino chyba juz jest za późno – zauwazyłek. – Syćka Polacy som na odległyk miejscak. A Pietrek Żyła nawet do drugiej serii sie nie załapoł. Zodno piosnka juz im nie pomoze. Jest beznadziejnie.
– Beznadziejne to jest gadanie, że jest beznadziejnie, kiedy walka jeszcze się nie skończyła – pedzioł na to kundelek.
– Ba co niby my mozemy zrobić? – spytołek. – Jesteśmy o setki kilometrów od miejsca, ka odbywajom sie te zawody.
– Zaufaj mi – popytoł Piksel. – Moi państwo są właścicielami małej rodzinnej firmy informatycznej. I są bardzo dobrymi informatykami. A ja, towarzysząc im, nauczyłem się tego i owego.
– Na przikład cego? – spytołek.
– Przekonasz się – odrzekł Piksel. – Mam tylko prośbę, żebyś udostępnił mi laptopa, z którego korzystają twoi dwunożni.

Zgodziłek sie tym chętniej, ze byłek ciekaw, co ta beskurcyja wymyśliła. Zakradli my sie do chałupy i wesli do izby, ka nojdowoł sie laptop. Wgramoliłek sie na stojący przy stole fotel. Piksel hipnął na stół. Włącyli my lezącego tamok komputra.

– Zaraz połączę się z telefonem trenera Horngachera – oznajmił mi mój nowy przyjaciel.
– Do sie to zrobić z tego urządzenia? – spytołek. – No… załózmy, ze sie do. Ba skąd weźmiecie numer telefonu do tego pona?
– Już przecież mówiłem – odpowiedzioł Piksel. – Moi państwo są bardzo zdolnymi informatykami, a ja nauczyłem się przy nich tego i owego.

Piksel postukoł w klawiature, pacnął pare rozy pazurkiem w laptopowy padzik i… z komputra dobyły sie krótkie, regularnie sie powtarzające bucenia, dokładnie takie, jakie słysycie, kie dzwonicie do kogosi.

– Żeby tylko odebrał – sepnął Piksel.

– Halo! – odezwoł sie nagle głos z laptopowego głośnika. – Słuchom, kto dzwoni?

Pytanie to zabrzmiało po miemiecku, ale jo wom je tutok przetłumacyłek.

– O, Jezusicku! – zawołołek. – Naprowde słysymy w tej kwili samiućkiego pona Horngachera?

Piksel potwierdził. A potem błyskawicnie wystukoł na klawiaturze, tyz po miemiecku, takie oto słowa: Stefanie ostomiły, piknie pytom, wysłuchoj mnie.

– Teraz – pedzioł Piksel – przepuszczę ten tekst przez znajdujący się w chmurze specjalny program, który przetworzy go na ludzką mowę.

Kundelek znowu postukoł w klawiature, pacnął w padzik i… Na mój dusiu! Z komputrowyk głośników dało sie słyseć to, co przed kwileckom napisoł!

– Cy pon Horngacher słysy to teroz w swoim telefornie? – spytołek.
– Zgadza się – potwierdził Piksel.

Zaroz znów usłysołek głos trenera nasyk skocków:
– Fto to tak godo ku mnie?

Piksel wartko napisoł: To jo, twój wewnętrzny głos. Twojo trenersko intuicja.

I znowu słowa, ftóre napisoł, za pomocom tego samego programu piknie przeinacył na ludzkom mowe.

– Cy to jakiesi śpasy? – spytoł pon Horngacher. – Nimom teroz casu. Rozłącom sie.
Nie rób tego! – odpowiedzioł Piksel w ten sam sposób, co poprzednio – Piknie pytom, wysłuchoj mnie, jeśli nie fces, coby polsy skockowie ponieśli dzisiok klęske.
– A niby cemu miołbyk słuchać jakiegosi zartownisia, ftóry wmawio mi, ze jest moim wewnętrznym głosem?
Cóz, sytuacja twoik podopiecnyk jest w tej kwili tak zło, ze gorzej juz być chyba nie moze. Więc co mos do stracenia?
– Hmm… właściwie to nic. No dobrze, co mom robić?
Na trzy minuty przyłóz swój telefon do ucha Kamila Stocha.
– Kamila nimo teroz przy mnie. Kasi sie oddalił.
To do ucha Dawida Kubackiego.
– No….niekze ta. Przykładom.

Kie Piksel uznoł, ze pon Horngacher wykonoł jego polecenie, wartko puścił do trenerskiego telefonu te piosnke pona Rosiewicza, o ftórej wceśniej ześmy godali.

– Zrobione – odezwoł sie znowu pon Horngaher, kie trzy minuty upłynęły. – A tak w ogóle to Kamil Stoch juz tutok wrócił.
Świetnie! To teroz na trzy minuty przyłóz telefon do ucha Kamila, a potem tyz na trzy minuty do ucha Stefana Huli.
– Moze być kłopot – odrzekł Austriok. – Za pięć minut muse iść na stanowisko dlo trenerów, ka bede dawoł nasym skockom sygnał do startu.
No to jak nie na trzy, to chociaz na dwie minutki przyłóz ten telefon najpierw jednemu, a potem drugiemu.
– Zgoda, chociaz chyba zwariowołek, ze cie słuchom.

No i – jak nalezało sie domyślać – pon trener przyłozył telefon do ucha Kamilowego. Piksel znów puścił te samom piosnke. Po dwók minutak pon Horngacher zakomunikowoł, ze teroz przykłado telefon do ucha Stefana Huli. Piksel puścił te piosnke po roz kolejny. Nie minęła jednak minuta, jak znów doł sie słyseć głos pona Horngachera:

– Niestety, Stefan juz musi udać się na góre skocni. Zaroz zacyno sie drugo seria, a on przecie skace jako jeden z pierwsyk.
Cóz, trudno – odrzekł głos wyryktowany komputrowo przez Piksela. – Pozostoje nom trzymać piknie kciuki.

No i zacęła sie drugo seria skoków w piknym austriackim Seefeld. Jak było? Na mój dusicku! Fto oglądoł – ten wie. Dawid, ftóry po pierwsej serii był dopiero na dwudziestym siódmym miejscu – po trzyminutowym odsłuchaniu piosnki o polskik dziewcynak zostoł mistrzem świata! Kamil, ftóry po pierwsej serii był osiemnosty – po dwuminutowym odsłuchaniu tej piosnki zostoł wicemistrzem. Skoda, ze Stefan słuchoł jej tak krótko. Kieby słuchoł dłuzej, tyz byłby na podiumie. Jednak to, ze z miejsca 29. przesunął sie na dwunoste – to przecie tyz pikne.

Następnego dnia – nasi goście wroz z Pikselem wybrali sie do Jaworek. Dlotego niestety ten genialny psiak nie mógł tym rozem pomóc nasej druzynie, ftóro skakała wte w druzynowym konkursie dziewcyńsko-chłopskim. Kieby mógł – na pewno znów byłby medal. A tak – było sóste miejsce. Ale cy to źle? Na mój dusiu! Bierąc pod uwage to, ze w Polsce dziewcyńskie skakanie dopiero sie zacyno i ze w ogóle to był nas debiut w takim konkursie – sóste miejsce jest barzo pikne! I ślus.

I pomyśleć, ze jo jesce pare dni temu turbowołek sie, ze na tyk mistrzostwak nie za dobrze nom idzie. Dołek temu wyraz w swoim poprzednim wpisie. Ba po piątkowym i sobotnim konkursie – to turbowanie znikło całkowicie, nicym kiełbasa jałowcowo, ftórom wcora wykrodłek mojej gaździnie z kuchni. Teroz twierdze, ze dlo nasyk skocków – i dlo dziewcyn, i dlo chłopaków – były to sakramencko pikne mistrzostwa! Hau!

P.S.1. W najblizsy cwortek, 7 marca, Profesoreckowe imieniny bedom. Zdrowie Profesorecka! 🙂

P.S.2. 13 marca – bedzie u nos imieninowo i urodzinowo. Bo bedom imieniny Hortensjeckowe i urodziny Małgosieckowe. Zdrowie Hortensjecki i Małgosiecki! 🙂

P.S.3. Dzień 17 marca tyz bedzie imieninowo-urodzinowy. Bedziemy wte mieli imieniny Zbyseckowe i urodziny Jędrzejeckowe. Zdrowie Zbysecka i Jędrzejecka! 🙂

P.S.4. A 19 marca – piknie Józefickowe imieniny obchodzimy. Zdrowie Józeficka! 🙂