Jak Tytus de Zoo

Jo wiem. Mioł być teroz wpis o polskik korzeniak poni Kamali Harris. I jak nic nieprzewidzianego sie nie zadzieje – to za niedługo bedzie. Ba po wiadomości, ftóro ozesła sie w łoński piątek, nie moge sie, ostomili, powstrzymać, coby nie zbocyć tutok opowieści pewnej poni o takim jednym zdarzeniu z casów, kie była ona nastolatkom.

Heeej! Były to takie casy, kie Polskom rządził PZPR. Ta naso (wte jesce) nastolatka przemierzała ulice swojego rodzinnego miasta, pędząc na spotkanie z hrynym ponem Papciem Chmielem. W jakimsi miejscowym ośrodku kultury abo inksej piknej instytucji miało sie to spotkanie odbyć.

Nagle… dziewce przystanęło na środku chodnika. Uświadomiła se, ze nimo pojęcia, jak trafić pod właściwy adres. Kasi w pośpiechu przecytała informacje o tym spotkaniu, uznała, ze trafi bez trudu, a teroz – stała i rozglądała sie bezradnie. Na mój dusiu! Dzisiok wystarcyłoby wyciągnąć z kieseni smartfona i poźreć do Gugli. Ale śtyrdzieści roków temu… sprawa wyglądała na beznadziejnom. Bidocka pomału zacęła oswajać sie z myślom, ze ino straciła cas i niepotrzebnie narobiła se smaku na ciekawe spotkanie.

I juz miała zawrócić, kie akurat przechodził chodnikiem jakisi panocek.

– On chyba nie bedzie w stanie mi pomóc? – pomyślała. – Ale co skodzi zapytać?

No i zacepiła tego nieznajomego pona o nazwisku Ostatnio-Deska-Ratunku:
– Przepytuje piknie, panocku ostomiły. Cy wiecie moze, kany w tej okolicy mo być spotkanie z ponem Papciem Chmielem?
– Tak sie składo, ze wiem – odpowiedzioł panocek. – Zaroz wom pokaze.

Sprawioł wrazenie, ze niezbyt go to spotkanie interesuje, ale przez jakisi przipadek dowiedzioł sie o nim kasi (moze podsłuchoł rozmowe w sklepie?), no i był na telo uprzejmy i ucynny, ze postanowił dzieciakowi pomóc. Poprowadził dziewcyne kawałecek drogi, potem pokazoł jej takom jednom chałupecke i pedzioł, coby tamok właśnie wesła. Nastolatka piknie podziękowała za pomoc, a panocek – spokojnie udoł sie kasi w swojom strone.

W chałupecce była niewielko salka – i to był właśnie cel wyprawy nasej nastolatki! Uff! Była na miejscu. Zaroz siedła se między inksymi młodymi ludźmi, podobnie jak ona ciekawymi uwidzenia na własne ocy tego pona od Tytusa, Romka i A’Tomka. No i od profesora T. Alenta tyz.

Wreście pon Papcio Chmiel, we własnej osobie, piknie sie pojawił. Weseł na podwyzsenie. I co sie okazało? Podejrzewom, ze juz sie domyśliliście – to był ten uprzejmy nieznajomy! Poźreł ku nasej nastolatce i wybuchnął śmiechem, rad, ze śpas mu sie udoł.

Więcej anegdotek o Papciu Chmielu nie znom. Tak więc choć ocywiście wiem, jak piknie uprzyjemnił on zycie milionom polskik dzieciaków, to właściwie nic nie wiem o tym, jaki był prywatnie. Ba na podstawie tej jednej historii tak mi sie widzi, ze mioł co najmniej jednom barzo piknom ceche: lubił płatać ludziom figle, ale robił to z takim wdziękiem, ze nie sposób było sie za to na niego gniewać. Cyli… przynajmniej w tym jednym kawałecku był taki jak jego nieśmierztelny Tytus de Zoo. Zreśtom podejrzewom, ze kieby było inacej, to ten Tytus wartko by uciekł z jego komiksów i nie fcioł tamok wracać. Bajako.

No a teroz… wiemy juz, ze oto na nasego Papcia przysła kolej, coby przeprowadzić sie na Niebieskie Hole. A my, tutok na ziemi, cóz mozemy zrobić? Ano… mozemy strawestować piknom myśl z pona Tetmajera, chętnie powtarzanom przez wiadomego jegomościa z Łopusznej: wse Papcio Chmiel rozśmiesać nos nie bedzie, ale co narozśmiesoł – to nase. Teroz wziął sie za rośmiesanie Pona Bócka, janiołków i śyćkik świętyk. Cy dzięki temu, bedzie w niebie jesce lepiej, niz było potela? Tego nie wiem. Ale na pewno bedzie śmiesniej. Hau!