O dwók takik, co nie lubili Ukraińców

W łońskim tyźniu do nasego sołtysa przysło dwók niepiloków.

– Dzień dobry, panie sołtysie – pedzieli podejrzanie uprzejmie. – Piękna wieś! Ale słyszeliśmy, że ostatnio zamieszkali tutaj jacyś Ukraińcy.
– To prowda – pedzioł sołtys – zamieskali. Tutejsi ludzie to dobrzy krześcijanie, więc wielu z nik piknie przyjęło tyk bidnyk uchodźców pod swom strzeche.

Niepiloki chrząknęły.

– Oni wcale nie są biedni! To nacjonaliści, którzy wkrótce zrobią tu wszystkim straszną krzywdę!
– Krziwde? – Sołtys sie oześmioł. – Panocki! To som głównie matki z małymi dzieciami! I pare osób starsyk. Jakom krziwde mieliby oni nom zrobić?
– Te osoby starsze – odrzekły niepiloki. – to emerytowani banderowcy. Będą uczyć te małe bachory, jak być okrutnym i mściwym. Za parę lat te szczyle dorosną i wtedy aż strach pomyśleć, jaki los nam zgotują.

I zaroz zacęli dłuzsom godke. Ze Wołyń, ze UPA, ze pon Sienkiewicz w grobie sie obyrto, kie rodacy pona Skrzetuskiego bratajom sie z rodakami Bohuna, a tak w ogóle to juz teroz, kie Polak cięzko zachoruje, to musi umreć, bo do śpitala go nie przyjmom, bo syćkie polskie śpitale som zapchone Ukraińcami. No i bidny sołtys doł sie wyonacyć. I nie prociwił sie, kie niepiloki popytały go, coby pomógł im wyryktować w nasej wsi „akcje uświadamiającom”.

Ba jego pies, podsłuchawsy te całom rozmowe, zaroz wartko pohyboł ku mnie. Zastoł mnie przy mojej budzie, kie jo akurat gwarzyłek z Disnejem – młodym, siumnym psiokiem, ftóry przybył tutok z samiućkiego Kijowa. Bo na pewno wiecie o tym, ostomili, ze wielu ukraińskik uchodźców, uciekając przed straśliwom wojnom, nie ostawio swojej zywiny na pastwe ruskik żołdaków, ino zabierajom jom ze sobom. I w ten sposób – pare piesków-uchodźców z Ukrainy trafiło tyz do mojej wsi. A Disnej – to piesek poństwa, ftóryk mojo gaździna ugościła w nasej chałupie.

– Krucafuks! – zakląłek, kie wysłuchołek nowin od psa sołtysa. – Te dwa fudamenty mogom nieźle namiesać ludziom w głowak. Skoda ze mojo gaździna wroz z bacom poleciała wcora do Hameryki na ślub swej krewnej, ostawiając chałupe pod opiekom nasyk ukraińskik gości. Kieby gaździna była tutok – na pewno wymyśliłaby cosi na tyk ancykrystów.
– Na pewno tak – zgodził sie ze mnom pies sołtysa. – Ale teroz jej nimo i nie bedzie przez najblizsyk pare dni. To co zrobimy?
– Cóz – pedziołek. – Dzisiok z wiecora, jak ino w ludzkiej telewizji skońcy sie „Śkło kontaktowe”, niek syćkie psy ze wsi spotkajom sie za chałupom Felka znad młaki. Cosi wspólnie wyśpekulujemy.
– A cy my, psy z Ukrainy – odezwoł sie nieśmiało Disnej – tyz mozemy wziąć w tym spotkaniu udział?
– Pewnie ze mozecie! – zawołali jednoceśnie pies sołtysa i jo. – Zyjecie teroz tutok, w nasej wsi, więc jesteście swoi! I ślus!

No i o umówionej porze rozpocęło sie spotkanie syćkik psów ze wsi. I tyk, co zyjom tutok od downa, i tyk, co właśnie z Ukrainy przybyły. W tym samym casie, kie my ukwalowali… te dwa podejrzane niepiloki zacęły rozklejać po wsi plakaty z takim tekstem: STOP UKRAIŃSKIEMU NACJONALIZMOWI! W najbliższą sobotę, w południe, w budynku remizy strażackiej, dwóch wybitnych ekspertów wygłosi patriotyczny wykład o ukraińskim zagrożeniu dla Polski. Serdecznie zapraszamy wszystkich ludzi dobrej woli.

Jak ludzie we wsi zareagowali na takie ogłosenie? Ano jedni, w tym syćka juhasi mojego bacy, pedzieli, ze nie majom ochoty na wysłuchiwanie bździn. Inksi jednak postanowili póść na ten wykład, na bo skoro zaprosono tamok „wszystkich ludzi dobrej woli”, to bali sie, ze jeśli nie pódom, bedom uchodzili za ludzi ze złom wolom.

No i przysła sobota. W remizie wyryktowano stół, za ftórym mieli zasiąść ci dwaj „wybitni eksperci”. Zadbano nawet o to, coby na stole stanęły dwie karafki z wodom, na wypadek kieby ftóregosi z mówców zacęło susyć w gardle. Przed stołem poustawiano pare rzędów krzeseł, ftóre – kie zblizała sie godzina dwunasto – zacęli zajmować mieskańcy wsi.

W końcu uwidziano zblizającyk sie ku remizie obu inicjatorów spotkania. I wte nagle… zza okolicnyk chałup zacęły wychodzić psy. Polskie i ukraińskie. Brakowało tamok ino Disneja i mnie. Psy rusyły w strone remizy i wnet zagrodziły niepilokom wejście.

– A to co? – zdziwiły sie niepiloki. – Jakiś psi komitet powitalny? Buda! Słyszycie, zapchlone kundle? Precz do budy!!!
– Wrrrrr! Wrrr! – odpowiedziały psy, co po ludzku znacy: „Juz my wom pokozemy bude, bejdoki!”

I zaroz, głośno ujadając, rusyły w strone tyk dwók. A oni – w uciekaca. Na mój dusicku! Zacęła sie pikno bieganina po całej wsi. Niepiloki uciekały wykrzykując: „Ratunkuuu!!!”, a psy goniły ik wykrzykując: „Гав-гав-гаввв!!!”, co w tłumaceniu na was ludzki język znacy: „Русский военный корабль, иди на хуй!!!” Nieftóre psy kąsały tyk dwók w zadki. Tak ze wkrótce obaj mieli na swyk rzyciak nieźle poharatane portki.

W pewnym momencie… psy zaprzestały pogoni. Po prostu sie rozesły. Niepiloki odetchnęły z ulgom. Rusyły tamok, ka od samego pocątku zmierzały, cyli do remizy. Wesli do środka i siedli za stołem. Byli tak sakramencko zziajani, ze w mig wypili syćkom wode ze stojącyk przed nimi karafek…

Telo tylko ze… – hehe! – to juz nie była woda, ino… cosi inksego. I kieby nie to, ze byli w tej kwilecce jesce nieco osołomieni, od rozu zauwazyliby róznice w smaku.

Co tak naprowde było w tyk karafkak? Cóz… Jako juz wceśniej pedziołek, w gonitwie za niepilokami wzięły udział syćkie psy ze wsi opróc Disneja i mnie. Bo my dwaj mieli w tym casie inkse zadanie. Pohybali my do obejścia takiego jednego gazdy, ftóry ryktuje bimber. Zakradli my sie tamok do stodoły i wykradli stamtela dwie flaski owego napitku. A potem pohybali do remizy, wylali wode z karafek i wlali do nik to, co było w nasyk flaskak. Ludzie nicego nie zauwazyli, bo syćka akurat stali przed remizom i rozbawieni pozirali na pogoń psów za niepilokami.

Kie ftosi wypije całom karafke bimbru od tego gazdy, to jaki jest skutek? Ano… przez pierwsyk pare minut zoden. Ale tylko przez pierwsyk pare minut…

Niepiloki w końcu ochłonęły. Mieskańcy wsi nazod wrócili do remizy i siedli na krzesłak. Wte jeden z „wykładowców” zabroł głos:
– Szanowni państwo. Jest mi bardzo miło, że przybyliście tutaj tak licznie. Na dzisiejszym spotkaniu ujawnimy całą prawdę o ukraińskich nacjonalistach. Ale najpierw… proponuję, żebyśmy stanęli wszyscy na baczność i odśpiewali polski hymn.

Syćka stanęli, a niepilok zacął śpiewać:
– Szłaaa dzieweczka dooo laseczka, do zielonegoooooo….

– Ale ty głupi jesteś! – przerwoł mu drugi niepilkok. – Przecież to wcale nie jest polski hymn! Lepiej zamilknij. Ja zaśpiewam.

I zaśpiewoł:
– Wlazł kotek na płotek i mrugaaaaa…

W tej kwilecce przerwoł, bo zorientowoł sie, ze jemu tyz z tym hymnem cosi sie nie zgadzo. Machnął rękom i pedzioł:
– Nieważne. Przejdźmy do tematu dzisiejszego wykładu, czyli do ukraińskich… yyy… racjonalistów… to znaczy… akcjonalistów… yyy… to znaczy… fikcjonalistów… yyy… a tak w ogóle to chce mi się spać.

I… prasnął na podłoge i usnął.

– Mi chyba też się che – pedzioł jego towarzys. – Dobranoc państwu.

I prasnął na swojego kompana. I tyz usnął.

A syćka zgromadzeni w remizie – w śmiech.

– Hahaha! Haha! Co to miało być? Wykład naukowy cy kabaret?
– Chyba kabaret! Fto w ogóle tutok sprowadził tyk dwók ciućmoków? Haha!
– Jak to fto? Haha! Nas sołtys, nifto inksy. Haha!

Wte sołtys zabroł głos:
– Jo… eee… yyy… No tak, sprowadziłek. Ino… eeee… jo… znacy sie… od rozu sie zorientowołek, jakie to som głuptoki, więc specjalnie wyryktowołek to spotkanie z nimi, coby piknie rozweselić syćkik ostomiłyk mieskańców nasej wsi. Głosujcie na mnie w następnyk wyborak!

Wkrótce obu śpiącyk jak janiołecki przyjezdnyk zaniesiono ku przystankowi autobusowemu. Kie nadjechoł busik do Nowego Targu, wniesiono ik do tego busika i popytano pona kierowce, coby zawiezł ik do nowotarskiego śpitala i tamok pedzioł doktorom, ze tyk dwók trza barzo dokładnie zbadać, scególnie ik głowy. No i telo ik widziano w mojej wsi. Bajako.

Heeeej! Moi ostomili. Momy juz u nos ponad dwa miliony ukraińskik uchodźców. I kie idzie o to, jak nasi rodacy ik traktujom, to trza przyznać, ze zaskakująco piknie i ślachetnie. Juz downo nie było tak piknego powodu po temu, coby móc być dumnym z nos samyk.

Ale pewnie nieftórzy z wos juz o tym niekany cytali, ze ruscy agenci nie śpiom. A do tego wspomagajom ik naiwnioki, bezwiednie pozwalające sobom manipulować. Jedni i drudzy robiom, co mogom – na forumak internetowyk i w inksyk miejscak – coby odgrzać starodowne polsko-ukraińskie waśnie. Waśnie, ftóre wse były zupełnie niepotrzebne, bo tracili przez nie i Polacy, i Ukraińcy, a zyskiwoł ino batiuszka car abo inksy towarzys Stalin.

Ba jako właśnie sie dowiedzieliście, w mojej wsi, dzięki piknemu współdziałaniu psów polskik i ukraińskik, dali my se rade z sietniokami próbującymi nase narody skłócić. Więc jeśli ludzie polscy i ludzie ukraińscy bedom, podobnie jak my psy, piknie współdziałali – to na pewno tyz piknie dadzom rade. Слава Українi!