Zstąpił do piekieł

Smutnom historie Judasa Iskarioty zno kozdy. I kozdy wie, jak głupio chłop postąpił. No… sakramencko głupio. On sam zreśtom wartko uświadomił se ogrom zła, jakie wyryktowoł ino dlotego, ze zafciało mu sie trzydziestu srebrników krucafuks! Skoda, ze zamiast spróbować sie jakosi piknie zrehabilitować, to poseł sie bidok powiesić. I ślus.


A co było po jego śmierzci? Powiem wom. Diaski nawet nie musiały sie trudzić, coby zaciągnąć niescynśnika do piekła. On sam pohyboł tamok tak wartko, ze mało nie staranowoł frasa pilnującego bramy piekielnej. A kie juz te brame przekrocył i nolozł sie w środku, to zaroz spytoł diaska-recepcjoniste:
– Przepytuje piknie. Kany jest kotlik, pod ftórym płonie najstraśliwsy ogień?

No to diasek piknie wyjaśnił mu, jak tamok trafić. Judas od rozu tamok popędził i kie juz sie pod tym kotlikiem nolozl, to hipnął doń z takim impetem, ze jaz kipiąco w środku smoła rozbryzgła sie we syćkie strony i blizej stojącym frasom zachlapała kufy.

– Ej! Tak nie wolno! – zawołały diaski, ocierając kufy ze smoły. – To jest specjalny kotlik, najgorsy z najgorsyk, zarezerwowany dlo ruskiego zbrodniorza wojennego, ftóry bedzie zył na ziemi za dwa tysiące roków.
– Skoro tak – odporł Judas – to znacy, ze przez najblizse dwa tysiące roków ta miejscówka bedzie wolno. A do tego casu zdązycie wyryktować nowy kotlik, taki dlo najwięksego zbrodniorza ze syćkik zbrodniorzy, cyli mnie.

Diobły ino poźreły dziwnie po sobie.

– Na co cekocie? – zirytowoł sieł Judas. – Przestońcie tak stać z rozdziawionymi gymbami, ino biercie widły i zacnijcie kłuć mnie w rzyć!

Diaski piknie wykonały polecenie.

– Auć! – zawołoł Judas. – Boli! Ale za mało. Takiego łotra jako jo trza kłuć duzo mocniej!

Na mój dusicku! Stało sie jasne, ze ten upadły apostoł przez całom wiecność bedzie sie awanturowoł, ze męki, jakie mu tutok ryktujom, som zbyt łagodne dlo weredy, ftóro zdradziła samego Pona Bócka. Bidne diaski dwoiły sie i troiły, coby dokucyć świezo upieconemu potępieńcowi jak najstraśliwiej, ale on i tak furt marudził, ze to syćko to som jakiesi piescoty, a nie piekielne męcarnie.

Wystarcyły zaledwie dwa dni pobytu tego chłopecka w piekle, coby sam Lucyfer zrobił cosi, co mogło sie widzieć rzecom nie do pomyślenia. Mianowicie zawołoł:
– Jezusicku, ratuj!
– A o co idzie? – spytoł Poniezus, który nagle, zupełnie znienacka, pojawił sie obok władcy piekieł.
– Na mój dusiu! – wykrzyknął ksiąze ciemności. – Ostomiły, Jezusicku. Nigdy byk sie tego po sobie nie spodziewoł, ze to powiem, ale… ciese sie, ze cie widze!
– Ino od rozu godom, ze jestem tutok nieoficjalnie – zastrzegł Poniezus. – Teoretycnie bowiem powinienek teroz lezeć niezywy w grobie i zmartwykwstać dopiero w najblizsom niedziele.
– Tym bardziej jestem ci wdzięcny, ostomiły Jezusicku, ześ tutok przybył – pedzioł Lucufer. – Bo mom jo ku tobie piknom prośbe. Zabier stela tego całego Judasa, bo on… no… jest trudnym klientem. Barzo, barzo, ale to barzo trudnym!
– Ocywiście, ze go zabiere – pedzioł Poniezus. – Popełnił straśliwy grzych zdrady, to prowda. Ale potem przecie scerze go załowoł, więc momy okolicność łagodzącom. I owsem, powiesił sie, zrobił to jednak w stanie głębokiej depresji, zatem grzych samobójstwa tyz sie nie licy. Krótko mówiąc: nie spełnio kryteriów wiecnego potępienia. Judasu, wyłoź z tego kotlika, ładnie powiedz ponu Lucyferowi „Do widzenia” i idziemy stela.
– O, nie! – prociwił sie Judas. – Co inksego by było, kieby sło tutok o jakisi drobniejsy występek. Na przikład kiebyk posługiwoł sie fałsywym prawem jazdy rydwanem z podrobionym podpisem Piłata. Abo kiebyk symulowoł chorego na trąd i wyłudził od doktora Świętego Łukasa zwolnienie lekarskie. To by były takie grzychy, ftóre piknie dałoby sie zmazać zwykłym zolem. Ale nimo takiego zolu, ftóry zmazołby to, co jo zrobiłek!

Na mój dusiu! Teroz juz i Poniezus widzioł, ze to naprowde cięzki przipadek. Musioł kapecke pomyśleć. No i pomyśloł. A potem spytoł:
– Judasu, a byłbyś gotów zdradzić mnie po roz drugi?
– Wyklucone! – zawołoł Judas. – Zrozumiołek swój błąd i teroz, choćby nie wiem co, nimo, Jezusicku, takiej mozliwości, cobyk zdradził cie jesce roz.
– A, widzis! – rzekł Poniezus. – Ba jeśli jo stela póde, a ty ostonies tutok, to bedzie znacyło, ze ostowiłeś mnie samego. A kiebyś ostowił mnie samego – to tak jakbyś mnie zdradził.

Ha! Judas nijak nie mógł zaprzecyć logice takiego śpekulowania. Wylozł z kotlika, umył sie pod pryśnicem, ftóry Lucyfer uprzejmie mu udostępnił, a potem wroz ze Zbawicielem opuścił piekło. Kie juz obaj przesli przez brame podziemnego królestwa, Judas pedzioł tak:
– Nadal jednak, Jezusicku, uwazom, ze postąpiłek wobec ciebie tak straśnie brzyćko, ze nie barzo mi sie widzi, cobyk zasłusył na niebo.
– Cóz – pedzioł Poniezus. – Tymcasowo moge posłać cie do cyśćca. Ale pamiętoj – ino tymcasowo. Kiesik przyjdzie taki moment, kie powiem ci: „Koniec pokuty” i wte nimo dyskusji – idzies do nieba i ślus.
– Niekze ta – zgodził sie Judas. – Ale cy mógłbyś chociaz, Jezusicku, sprawić, coby ludzkość stanowco potępiła takiego niegodziwca jako jo? Moze nawet niek jakisi hyrny pisorz wyryktuje wiekopomne dzieło, ka przedstawi mnie jako najnikcemniejsego potępieńca, osadzonego w najostatniejsym z piekielnyk kręgów?
– Ale to by przecie nie była prowda – zauwazył Poniezus. – Prędzej komedia jakosi. Bosko komedia! No… ale obacymy, co do sie w tej sprawie zrobić.

A potem kozdy poseł w swojom strone: Judas do cyśćca, a Poniezus do grobu, coby tamok, w cisy i spokoju, piknie ryktować sie do wielkanocnego zmartwykwstania.

Opowiedziołek wom, ostomili, te historie, bo nie wiem, cy wiedzieliście, cemu w Składzie Apostolskim, po słowak „umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion”, pado sformułowanie: „zstąpił do piekieł”. Tak mi sie widzi, ze mogliście nie wiedzieć. Ale teroz – wiecie juz piknie: po prostu Poniezus hipnął tamok na kwile, coby wyciągnąć stamtela Judasa. I ślus.

A tymcasem… Wielkanoc piknie nom sie zblizo. Cyli bedzie to juz tysiąc dziewięćset osiemdziesionto dziewionto rocnica wielkiego zwycięstwa zycia nad śmierzciom. To jo zyce wom, ostomili, coby te pikne wielkanocne święta były casem samyk piknyk zwycięstw: radości nad smutkiem, nadziei nad pesymizmem, spokoju nad trwogom, piknej pogody nad brzyćkom, smacnyk wielkanocnyk potraw nad pseudoświątecnymi plugastwami pełnymi konserwantów… no i tyz… piknego zwycięstwa ślebodnyk ludzi nad krwawymi tyranami – i za nasom wschodniom granicom, i w kozdym inksym kawałecku świata.

Щасливого Великодня & Wesołyk Świąt!