Bankomat bacowski

Jako wiecie, jo se teroz na holi siedze i pomagom mojemu bacy owiec pilnować. Dobrze nom na tej holi. Kie słonko świeci, jest piknie, kie dysc pado – tyz jest piknie, w dole jest brzyćko, a na wierchu piknie, bo w cas dyscu wierchy som w chmurze, smreki porastające wierchy tyz som w chmurze, no i te wiersycki, te smrecki przymglone, spowite leniwie przesuwającymi sie chmurami, tak niesamowicie bajkowo wyglądajom, ze od rozu zacynocie sie cuć otuleni, a nie osaceni przez niz atmosferycny. Jeśli ftoś jesce nigdy w zyciu tego nie widzioł, niek choć roz pódzie w góry, kie pado dysc. Z całom swojom owcarkowom odpowiedzialnościom godom, ze warto.

A co piknego opróc kozdego rodzaju pogody dzieje sie wokół Turbacza? Wiele rzecy. Na przykład tako historia, ftóro zacęła sie od tego, ze przysło ku nasej bacówce małzeństwo ceprów z dwójkom dzieci.

– Dzień dobry – Ojciec rodziny zwrócił sie nieśmiało ku mojemu bacy. – Nie wie pan, czy jest gdzieś tutaj bankomat?
– Gdzieś tutaj? – Mój baca tajemnico sie uśmiechnął. – I tak, i nie.
– Jak to: i tak, i nie? – Bidny ceper nie barzo rozumioł.
– Bo GDZIEŚ jest, ale nie TUTAJ! – pedzioł mój baca i śmiechem parsknął. Przysłuchujący sie temu syćkiemu Wojtek Murzyn, jeden z juhasów mojego bacy, uśmioł sie jesce bardziej. A cepry sie spesyły, jaz bacy zol sie ik zrobiło, więc przestoł sie śmiać, ino spytoł, na co im w samiućkim sercu Gorców bankomat. Tym rozem odezwała sie ceperka.
– A bo poczuliśmy smakowity zapach oscypka z tego szałasu. Ale już prawie całą gotówkę, jaką wzięliśmy na dzisiejszą wycieczkę, wydaliśmy na obiad w schronisku i teraz nie mamy na oscypka. Mamy jednak kartę kredytową, więc gdyby był tu jakiś bankomat…

Na mój dusiu! Miastowi! Myślom, ze jak u nik w mieście przy co drugim domu jest bankomat, to w górak musi być pod co drugim smrekiem! No, ale dobrze, ze chociaz byli sympatycni. Naiwni, ale sympatycni. Baca tyz musioł te ik sympatycność wycuć, bo pedzioł im:

– Wiecie co? Z powodu jednego oscypka to jo na pewno nie zbiednieje. Dom wom oscypka za darmo.
Ale sie cepry uciesyły! Te dorosłe ciesyły sie jak dzieci, a ik dzieci ciesyły sie jak psy na widok wielkiej kości. Turyści piknie za darmowego oscypka podziękowali, fcieli nawet przyjść następnego dnia i zapłacić, ale wte baca ostrzegł, ze sie straśnie obrazi. Obrazać bacy cepry nie fciały, więc ino podziękowały jesce roz i posły w dalsom droge. A kie sie oddaliły, Wojtek Murzyn pedzioł:
– No i jesteście stratni, baco. Ani oscypka nie mocie, ani dutków.
– A niekze ta – pedzioł baca. – W tym roku to jo jaz do świętego Michała moge rozdawać oscypki za darmo.
– Cooo?! – zawołoł Wojtek. – Abo jo powinienek póść do laryngologa, bo cosi zacąłek źle słyseć, abo wy, baco, do psychiatry, bo zwariowaliście!
– A dojze ty, Wojtuś, święty spokój syćkim laryngologom i syćkim psychiatrom! – zawołoł baca. – Bocys, jak Felek znad młaki, zakupił od nos oscypki na jakieś tam swoje biznes-party?
– Boce, co byk mioł nie bocyć – pedzioł Wojtek. – Przecie to było zupełnie niedawno.
– No to wyobroź se, Wojtuś, ze biznesmenom, co przysli na Felkowe przyjęcie, piknie te oscypki zasmakowały. I syćka postanowili telo oscypków u mnie zamówić, ze zarobimy w tym roku więcej dutków niz ześmy w sumie przez ostatnik pięć roków zarobili. No to po co momy jesce od bidnyk turystów dutki brać? Niek w tym roku bierom oscypki za darmo
– Wy tu rządzicie, baco – pedzioł Wojtek i to był jego cały komentorz do bacowego pomysłu. A potem nagle zacął sie śmiać.
– No co? – spytoł baca.
– A, przybocyło mi sie, jak te cepry sukały bankomatu – wyjaśnił Wojtek. – Hahaha! Bankomat tutok! Haha!

Baca sie zamyślił. Jaz wreście pedzioł:

– Właściwie to niby cemu miałoby tu bankomatu nie być? Godajom, ze klient to nas pon. Fcom bankomatu? Bedom go mieli.
Wojtek zrobił wielkie ocy.
– Ka? Tutok? – spytoł.
– Tutok – pedzioł baca. – Wkrótce przy tej bacówce pikny bankomat stonie.
– Jesteście pewni, ze to dobry pomysł? – zastanawioł sie Wojtek.
– Sam pedziołeś, Wojtuś, ze jo tu rządze – przybocył baca.
– No dobrze, dobrze, pedziołek – zgodził sie Wojtek. A potem odeseł mrucąc pod nosem, ze chyba powinien baca do tego psychiatry póść.

Baca zaś do pomysłu z bankomatem zapalił sie straśnie, bo pomyśloł, ze piknie by było wyryktować nowom atrakcje turystycnom, coś, cego do tej pory zodno bacówka nie miała. Zadzwonił z komórki do wnuka i popytoł go o pomoc. Wnuk barzo chętnie zgodził sie pomóc. Nie darmo gaździna godała o tym wnuku, ze odziedzicył on po dziadku zamiłowanie do salonyk pomysłów. Juhasi tyz musieli pomóc, bo tak im baca kazoł i ślus.

Niebawem do bacówki zostało dobudowane coś, co przybocowało wiejski wychodek, ino było kapecke mniejse i nie miało drzwi, a wejść do środka mozno było ino z wnętrza bacówki, przez wyryktowany w ścianie otwór. Od zewnątrz do tej wychodkopodobnej konstrukcji przybita była tablicka, na ftórej baca wyrył napis: BANKOMAT BACOWSKI – WITOJCIE! A pod tablickom była śparka, mniej więcej takik rozmiarów jako otwór w skrzynce na listy przy poccie w mojej wsi.

Od tej pory kie ftoś fcioł kupić od mojego bacy oscypka, wyglądało to mniej więcej tak, ze przychodził ceper i pytoł:
– Dzień dobry, baco, po ile oscypki?
– Po sto złotyk – godoł baca.
– Ile?! – wykrzykiwoł ceper. – W życiu nie słyszałem o tak drogich oscypkach!
– Bo w zyciu nie jedliście tak dobryk! – odpowiadoł baca.
– Ale ja nawet nie mam przy sobie tylu pieniędzy – martwił sie ceper.
– To nic nie skodzi, mocie tutok, panocku, bankomat.
I baca wskazywoł na nowom przybudówecke do bacówki.
– A jakie karty ten bankomat honoruje? – pytoł ceper.
– Zodnyk – godoł baca. – To jest barzo nowocesny bankomat, ftóry działo nie na karty, ino na słowa. Trza go ino piknie popytać, coby wydoł dutki.
– Żarty sobie robicie, baco – stwierdzoł ceper.
– Wypróbujcie ten bankomat – zachęcoł baca – a dopiero potem bedziecie godać, cy jo se robie zarty. Musicie ino dać słowo honoru, ze syćkie dutki stąd pobrane przeznacycie na zakup oscypków u mnie.

Ceper nie barzo bacy dowierzoł, ale z ciekawości dawoł słowo honoru, ze zrobi to, o co baca pyto. A potem podchodził do bankomatu i godoł:

– Poproszę sto złotych.
– A, prose piknie – odpowiadoł bankomat głosem jednego z juhasów i przez otwór wysuwoł sie stuzłotowy banknot.
– Biercie dutki i kupcie se za nie piknego oscypka. Zyce smacnego! – godoł bankomat na pozegnanie.
Na mój dusiu! Zabawa dlo turystów była pikno! Juhasi pocątkowo pomysł bacy uwazali za dziwacny, ale potem stwierdzili, ze tyz piknie sie bawiom. Wieść o bacy sprzedającym oscypki wyłącnie za dutki z godającego bankomatu wartko obiegła całe Gorce. Turyści tłumnie zacęli ku mojemu bacy gnać. A najchętniej dzieci. Nieftóre specjalnie kupowały po kilka oscypków ino po to, coby mieć więcej okazji do pogodania z niezwykłym bankomatem. Bywało zreśtom tak, ze turyści ucinali se z bankomatem dłuzsom pogawędke, pytali na przykład, jako bedzie pogoda w górak przez najblizsy tydzień.

Ale zdarzyło sie roz, ze przyseł ku nom jakisi pukwowaty chłop w dresie, o posturze zapaśnika wagi cięzkiej, cuchnący piwskiem, ale nie Smadnym Mnichem, ani zodnym inksym przeze mnie lubianym, ino takim, ftóre moim owcarkowym zdaniem nie powinno mieć prawa nazywać sie piwem. Na głowie dresiorz mioł fryzure pona Kodżaka, abo pona Brynera, jak fto woli. Miołek wielkom ochote od rozu ugryźć fudamenta w rzyć, ale postanowiłek wstrzymać sie z tym gryzieniem, dopóki baca nie wydo wyraźnego polecenia.

Dresiorz podeseł ku bacy i bez słowa powitania spytoł mało uprzejmie:

– To tu jest ten gadający bankomat?
Baca nic nie odpowiedzioł, ino przyglądając sie badawco niepilokowi, skinął głowom i wskazoł bankomat palcem.
Dresiorz podeseł do urządzenia i burknął:
– Chcę wszystkie pieniądze, jakie są w tym bankomacie.
– Syćkie? – spytoł bankomat głosem Wojtka Murzyna.
– Co do grosza – pedzioł dresiorz.
– Baco? – spytoł bankomat. – Mom zrobić to, o co ten pon pyto?
– Zróbcie – pedzioł baca. – Ale pod tym samym warunkiem, co syćka inksi. Pon musi dać słowo honoru, ze syćkie dutki przeznacy na zakup nasyk oscypków.
– Słowo honoru, że wszystkie pieniądze wzięte z tego bankomatu przeznaczę na zakup waszych oscypków – wycedził dresiorz przez zęby. – A teraz dawać mi tu wszystko, co w tym bankomacie jest.
No i przez otwór w bankomacie wysunął sie najpierw jeden plik papierowyk dutków, potem drugi, potem trzeci … Wiecie, jakom to w sumie wartość miało? Ponad sto tysięcy złotyk!
– To wszystko? – spytoł dresiorz.
– Syćko – pedzioł bankomat.
– Na pewno? – spytoł dresiorz.
– Niek Maryśka z Harklowej nigdy więcej na mnie nie spojrzy, jeśli jo kłamie – odpowiedzioł bankomat.

Dresiorz juz nie wnikoł, odkąd to bankomaty miłujom sie w górolkak z Harklowej, ino poupychoł syćkie dutki w swoim plecaku, a potem, nie spojrzawsy nawet ku mojemu bacy, rusył w droge powrotnom.

– Ejze, panocku! – zawołoł baca. – Zobowiązaliście sie, ze za syćkie te dutki kupicie ode mnie oscypki!
Dresiorz przystanął i obyrtnął sie ku nom.
– Czy ja złożyłem jakieś zobowiązanie na piśmie, na co te pieniądze przeznaczę?
– No, na piśmie nie, ale daliście przecie słowo honoru.
– To następnym razem, żądaj zobowiązania na piśmie, frajerze! – zaśmioł sie dresiorz.
– Baco! – odezwoł sie bankomat. – Powiedzcie ino słowo, a zaroz wyskoce z tego pudła i prasne ancykrysta w kufe!
– Doj spokój, Wojtuś – pedzioł łagodnie baca. – Kieby mogło to naucyć tego pona honoru, moze warto by było go prasnąć. Ale nie naucy, więc nie warto.
– Honor! Hyhyhy! – zarechotoł dresiorz i poseł dalej. Idąc ślakiem do Nowego Targu wlozł między smreki i zaroz znikł nom z ocu. Przeminął jako brzyćki sen.

No i ciekawe, co z tego syćkiego wyniknie. Barzo ciekawe. Bo o mojego bace to jo sie nie martwie – w rozie cego syćka juhasi, a jak bedzie trza, to nawet syćka mieskańcy mojej wsi zeznajom, ze baca nic wspólnego z tymi dutkami nie mioł. Ale nie wiem, co bedzie z tym bidnym dresiorzem, kie przyłapiom go na płaceniu fałsywymi banknotami, wyryktowanymi na komputrze przez wnuka mojego bacy. Hau!